Wyjątkowy dzień dla panienki Wittermore, czyż nie? Nawet jej ukochany profesor postanowił zakupić dla niej coś specjalnego i wybrał się na przechadzkę po Hogsmeade. Nie było to najoryginalniejsze miejsce na poszukiwania prezentu, ale ku jego szczęściu Krukonka ślęczała z nosem w książkach i nie miała czasu oglądać sklepowych wystaw, więc istniała podejrzanie mała szansa na trafienie czegoś, co mijała w każdy weekend od sześciu lat. Nie posiadając absolutnie żadnego pomysłu na to, cóż takiego mógłby jej podarować - krążył i szukał inspiracji. Olśniło go w momencie, kiedy ujrzał w sklepie z psikusami egzemplarz normalnych, nie sprawiających kłopotów szachów czarodziejów. Nie spodziewał się znaleźć w sklepie Zonka niewadliwego sprzętu, więc wyjątkowo się z tego powodu ucieszył, bo jakby nie patrzeć - dla Kaylin najlepszym prezentem było zwyczajne spędzenie z nim czasu, ale... nie mógł przecież wybrać się do niej do Londynu. Musiał jeszcze porozmawiać z Ministrem Magii, przetrzepać nowe zasady, awansować pracowników... miał sporo pracy i wszystko to trzeba było dopiąć na ostatni guziczek przed pierwszym września.
Powitał więc sprzedawcę serdecznie i owy egzemplarz zakupił. Miał nadzieję, że to i list ze słodką obietnicą zaspokoją potrzebę uwagi jego kruszyny i nie będzie mu miała za złe, że nie znajdzie dla niej czasu przez resztę wakacji. Vakela bowiem całkowicie, jak to już u takich ludzi bywa, pochłonęła praca.