NOWY ADRES MORTIS.ORG.PL
NOWY ADRES FORUM: https://mortis.org.pl
NOWY ADRES MORTIS.ORG.PL
NOWY ADRES FORUM: https://mortis.org.pl
Non mor­tem ti­memus, sed co­gita­tionem Mor­tis


Share

Abigail Wright

Anonymous
Gość
Gość


PisanieTemat: Abigail Wright  Abigail Wright  EmptyWto 26 Sty 2016, 00:25



BIO

IMIĘ: Abigail
NAZWISKO: Wright
RASA:  Charłak
DATA URODZENIA: 27.06.1904r.
UKOŃCZONA SZKOŁA: Nauki pobierała w domu, choć próbowano skierować ją do Wmigurok - czego kategorycznie odmówiła.
MIEJSCE PRACY: Prorok Codzienny
POSADA: Dziennikarz
BOGIN: Ćma! - możecie się śmiać tak, ha, ha. Fajnie. Ćmy są straszne! Takie proszkowo-papierowe i wysoce nieskoordynowane! Przerażające!
FACE CLAIM: Gillian Zinser


WIDOK ZE ZWIERCIADŁA AIN EINGARP
Stała z rozwianymi jak zwykle włosami, krztusząc się i kaszląc od kurzu, który wzbiła przed chwilą w powietrze zrywając ten przeklęty materiał.  Kiedyś przypłaci życiem tą swoją ciekawość, jednak nie dziś. Dziś najadła się tylko roztoczy.
Obiad zbędny.
Zamrugała kilkakrotnie widząc siebie.
A więc to lustro.
Westchnęła tylko, a ta druga ona w lustrze zrobiła to samo. Cóż może to nie żaden magiczny portal ale lustro to też całkiem fajna sprawa można przecież poprawić…. Eee tam kto by coś poprawiał!
Nagle ta druga ona zauważyła, że ma gościa! I to nie takiego z kwiatkami i czekoladkami, którego, gości się filiżanką kawy. Takiego, który wyciągnął różdżkę i bezczelnie w nią celował! Ha! Ale ta druga Abi była szybsza, sięgnęła po swoją różdżkę zatkniętą za ucho i miotnęła zaklęciem…
Słucham?  Co zrobiła?
Dziewczyna przetarła oczy ze zdziwienia patrząc na pikujący lot uroczego gościa, który swoim zwalistym cielskiem rozbił właśnie ławę na drugim końcu pomieszczenia.
Ale jakim cudem?
Co to za chore zwierciadło???
-ABIGAIL!!! ABIIIIIGAAAAIL!!!!!!!!!!-  nie odwróciła nawet głowy od gładkiej tafli.
-Co ty tu u diabła….? Och Abigail.- poczuła dotyk na ramieniu. – Kochanie to  Ain Eingarp, zostaw to i chodź, cała sukienka okurzona a my nie mamy czasu na głupoty. – szarpnięcie zasygnalizowało, że to koniec pokazu.

-Córeczko, patrzenie w to lustro to tylko strata czasu, to miraż, wytwór wyobraźni po za tym, masz wszystko - czego ty możesz pragnąć? Nagrody Pulitzera? – matka wybuchła perlistym śmiechem.
- Tak… Wszystko… Pulitzera… Uhm… widzę siebie trzymającą złoty medal „Pulitzera”…  Jak zawsze masz rację...-


OPIS POSTACI
Jaka Abigail jest każdy widzi, drobna, blondyneczka, nie mająca więcej niż 165 cm wzrostu – uparcie twierdzi, że to całe 165 cm! Ale każdy szanujący się specjalista od miar i wag powie, że do tego wyniku brakuje kilku dobrych centymetrów. Spróbujcie jednak to jej powiedzieć a mur beton spotka Was jakaś okropna okropność. Ciężkie tomiszcze spadnie Wam na głowę, spadniecie ze schodów czy coś…  Kto wie? I Abie nie ma z tym absolutnie nic wspólnego! No bo niby jak? No jakim cudem? Takie drobne dziewczę? Przecież wiatr mocniej zawieje to dziewczyna kataru dostanie! Przełamie się albo coś podobnego.  A magii użyć nie mogła. Nie mogła i już. Przecież nie ma takiej opcji. No to jak?
Magia!
Na tym koniec stereotypów. Cóż ku zdziwieniu większości członków rodziny jej oczy przypominają barwą świeże hebanowe drewno a nie delikatny górski strumyczek. No weźcie noooo… nie może być w każdym fragmencie swojego jestestwa być delikatna i wątła. Co za dużo to nie zdrowo.
Na koniec warto wspomnieć, że dziewczyna na boku palca wskazującego ma wytatuowaną magiczną różdżkę. Sama sobie ten tatuaż zaprojektowała  a mała fikuśnie zdobiona różdżka jest właśnie taka jaką sobie dziewczyna wymarzyła. Pojawiała się w jej snach a pewnego dnia pojawiła na szkicu by kilka godzin później wywołać prawdziwą burzę w domu Wrightów, ale to już zupełnie inna historia…


PRZYKŁADOWY POST

Parne, sierpniowe popołudnie. Dziewczyna siedziała na okiennym parapecie swojego pokoju na piętrze z książką w dłoni. Przebiegała wzrokiem wzdłuż  kolejnych linijek tekstu, pochłaniając historię młodego chłopaka imieniem Paul.
Bose stopy zwisały bezwładnie za oknem, od czasu do czasu leniwie przecinając gorące powietrze. I nagle właśnie jedna ze stóp, dokładnie prawa - została objęta łaskotkowym atakiem! Abie zachwiała się niebezpiecznie do przodu po czym wpadła z pełnym impetem do wnętrza przestronnej sypialni a grube tomiszcze wylądowało miękko na jej twarzy.
Mruknęła niezadowolona i wściekła, po czym zerwała się gwałtownie na równe nogi i wychyliła przez okno.
Oczywiście, mogła się od razu domyślić.
Jej dwaj starsi bracia wisieli za oknem na swoich miotłach i zwijali się ze śmiechu tak bardzo, że chyba tylko jakieś magiczne pasy bezpieczeństwa trzymały ich na miotłach i ratowały przed złamaniem karku.
- Idioto! Mogłam wypaść!   - rzuciła bratu gniewne spojrzenie po czym niespodziewanie miotnęła w niego książką. Oberwał prosto w czoło. Na ten widok dziewczyna uśmiechnęła się uroczo a drugi z braci zawył ze śmiechu.
- Na żartach się nie znasz? - odparł winowajca masujący dłonią miejsce w które oberwał.
- Ja się znam, tylko moja książka nie. - odparła, wyciągając zza ucha kawałek patyka.
- Abie daj spokój i tak wiesz, że Ci się nie uda. - drugi z braci sięgnął po swoją różdżkę i książka z trawnika przeniosła się prosto na parapet.
- Wiesz, że i tak Cię kochamy. - powiedział drugi z chłopców i sprzedał dziewczynie pstryczek w nos.
- A won z mojej przestrzeni powietrznej! Bo teraz oberwiesz z jakiejś grubszej książki! - zaczęła odgrażać się dziewczyna.
- Lecimy pograć, trzymaj się mała. - i tyle ich było widać.
Nie pogracie sobie, zaraz zacznie padać. – wysłała za nimi w myślach i wróciła do przerwanej lektury.
Jej niema wróżba spełniła się szybciej niż oczekiwała, minęło nie więcej niż pięć minut a niebo przecięła błyskawica, od strony lasu poniósł się grzmot.
Pierwsze krople deszczu zaczęły bębnić o szybę.
Dziewczyna zerwała się do biegu i sadząc po dwa stopnie po chwili stała już na werandzie, podziwiając niezwykły spektakl przyrody.
Uniosła twarz ku niebu pozwalając by zimne krople spłynęły jej po policzkach.
Od południa widziała dwa zbliżające się ciemne kształty na niebie.
Bracia przemoczeni do suchej nitki wpadli do domu, niczym wiatr który z taką lubością właśnie przeczesywał czubki starych drzew.
Grzmot...
Krople padające na trawę...
Ona bosa...
Krople na jej włosach, dłoniach, sukience...
Krople na kwiatach, drzewach, deskach werandy...
Grzmot...
A ona tańczyła...
A wiatr dla niej grał...
A deszcz śpiewał...
Grzmot dyrygował tym wszystkim…




Abigail Wright

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
NOWY ADRES MORTIS.ORG.PL :: Zakurzona kartoteka-
Skocz do: