NOWY ADRES MORTIS.ORG.PL
NOWY ADRES FORUM: https://mortis.org.pl
NOWY ADRES MORTIS.ORG.PL
NOWY ADRES FORUM: https://mortis.org.pl
Non mor­tem ti­memus, sed co­gita­tionem Mor­tis


Share

Śmiertelnego Nokturnu | Tiffany Chamber, Vincent Turner

Vincent Turner
Vincent Turner
Bezrobotny

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: włókno ze smoczego serca, sosna, 13 cali, stosunko wogiętka
OPANOWANE ZAKLĘCIA: CAVE INIMICUM, EXPELLIARMUS, FUMOS, DRĘTWOTA, DIFFINDO, EVERTE STATUM, IMMOBILUS, ACCIO, ALOHOMORA, BOMBARDA, INCENDIO, LUMOS, NOX, PORTUS, VERDIMILIOUS, ENERVATE, IMPERTURBABLE, HOMORPHUS, DELENS VESTIGIUM, EXTINGUETUR IGNIS, SUSPENSORIUS, ANESTHESIA, REPARIFORS, VERUM PARS, ZAKLĘCIE CZTERECH STRON ŚWIATA (WSKAŻ MI), STELEUS, UTEVO LUX, OCULUS LEPUS, ZAKLĘCIE JEZUSA, PROTEGO HORRIBILIS, BAUBILLOUS, GELATA CEREBRUM, CONFRINGO, FINITE INCANTATEM, ADVERSUM, SECTUMSEMPRA, REJICIUNT APPELATIONIS, SZATAŃSKA POŻOGA
OPIS POSTACI:

https://mortis.forumpolish.com/t508-vincent-turner https://mortis.forumpolish.com/t372-skrytka-numer-727
PisanieTemat: Śmiertelnego Nokturnu | Tiffany Chamber, Vincent Turner  Śmiertelnego Nokturnu  | Tiffany Chamber, Vincent Turner  EmptyNie 14 Lut 2016, 17:34

Ulica Śmiertelnego Nokturnu,
sierpień 1933
Tiffany Chamber, Vincent Turner



Wychodząc z domu nie zakładał, że pogoda może zacząć stroić takie figle. Jeszcze kiedy przemierzał uliczki wszystko zdawało się zapowiadać pogodne popołudnie. Promienie słońca muskające jego twarz co prawda wprawiały Turnera w stan lekkiej irytacji. Przyspieszył kroku, przez co co jakiś czas zderzał się z kimś ramionami. Raz zachwiał się nawet niepewnie, ale utrzymał równowagę. Aż dziw, że nikt nikomu nie przydeptywał w tym całym galimatiasie szaty. Z każdą kolejną chwilą niebo ciemniało coraz bardziej zwiastując nadchodzącą burzę.
Dotarł do celu, ulica Śmiertelnego Nokturnu już w samych swych progach zionęła jakimś niestworzonym zapachem czeluści pochłaniającej każdego, kto weń wkroczy. Kręciło się tam jednak wielu ludzi, choć dużo bardziej posępnych i podejrzanych niż i innych miejscach. Sam poprawił kołnierz płaszcza, przygarbił się bardziej niż zawsze i wpłynął pomiędzy mroki ulicy. Otoczka i towarzystwo tego miejsca chętnie przyjmowały go w swoje ramiona. Pośród wielu wyrzutków czy mataczy był jednym ze "swoich", choć i tak nie mógł się pozbyć łatki kundla.
Zatrzymał się przy witrynie pierwszego lepszego napotkanego sklepu. Lubił rozglądać się za czymkolwiek. Podejrzanych przedmiotów było tu na pęczki. A wystarczyło odpowiednio zapytać lub powołać się na właściwe osoby, by zdobyć i coś, co nie było do końca legalne. Pierwsze ciężkie krople zaczęły spadać z nieba rozbijając się o bruk, ramiona, głowy i kapelusze. Turner odwrócił się, spojrzał w górę. Na swoje nieszczęście, jedna w kropel trafiła go prosto w okno. Zaklął pod nosem, odruchowo szybko opuszczając głowę i zaciskając powieki. Cholerny deszcz. Przetarł oczy, spojrzał jeszcze w własne odbicie w szybie i ruszył szybkim krokiem dalej, chcąc znaleźć jakieś miejsce, w którym będzie mógł przeczekać ulewę. Niebo zagrzmiało niechętne wszystkim, którzy pałętali się jeszcze na zewnątrz, zawiał chłodny wiatr. Mężczyzna minął odzianą w czerń, mówiącą do siebie kobietę. Bredziła, często ją tu spotykał. Podobno była wdową, której mąż zginął podczas eksperymentowania na zaklęciach. Pewnie któreś i w nią trafiło.
Wtem przebiegło obok nich kilka postaci okrywających się szczelnie płaszczami. Mieli gdzie się schronić tam zmierzali. Potrącili Turnera, podobny los spotkał kobiecinę. Oboje się przewrócili na śliskich już kamieniach ulicy.
- Coście, z Azkabanu pouciekali czy jak?! - krzyknął za nimi podpierając się rękami i wstając.- To tylko zwykły, pieprzony deszcz!
Pomógł podnieść się i czarownicy, która jednak zamiast podziękować po prostu odepchnęła go od siebie mamrocząc pod nosem o upadku świata, szlamach i bestii, która wszystkich ukarze. Mylnym krokiem oddalała się w swoją stronę.
Tiffany Chamber
Tiffany Chamber
Bibliotekarka

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Świerk, włos z ogona testrala, 12 cali, giętka
OPANOWANE ZAKLĘCIA: Alohomora, Colloportus, Flippendo, Lumos, Nox, Finite incantatem, Locomotor, Reparo, Protego, Drętwota, Tergeo, Aperacjum, Accio, Expeliarmus, Piertotum Locomotor, Chłoszczyść, Libro mendacium, Leviocorpus, Repello mugnetum, Liberacorpus, Slugus eructo, Muffliato, Quietus, Upiorogacek, Stulte, Repello mugnetum forte, Sezam materio, Dissendium
OPIS POSTACI: Tiffany jest kobietką zwyczajną, raczej nie wyróżniającą się z tłumu. Posiada sięgające lekko za ramiona, brązowe włosy i ściętą na prosto grzywkę, którą zwykle zaczesuje na boki lub upina. Oczy również brązowe, z zafascynowaniem obserwujące i analizujące wszystko wokół. Nie jest grubiutka, ale budowa ciała wyraźnie wskazuje, że więcej je niż biega. Na lewym barku i prawym udzie posiada tatuaże przedstawiające kolorowe słoneczniki. Nie wygląda już najmłodziej i nic w tym dziwnego, bo osiągnęła wiek, w którym kobieta zaczyna powoli przekwitać. Ukrywać zapisane w akcie urodzenia cyferki mogła w nieskończoność, ale zamaskowanie mijającej urody to już zadanie bardziej skomplikowane. Rzecz jasna, dziewczyna nie przejmuje się mocno upływem lat i bytem starej panny (czego matka nie może sobie wybaczyć do dzisiaj i obwinia się o to przy każdym rodzinnym spotkaniu, kiedy pytając o ewentualne pojawienie się przyszłego zięcia zostaje zetknięta z brutalną rzeczywistością), więc twarz czarodziejki przez większość dnia ozdabia przeuroczy i ciepły uśmiech, jasno ukazujący pozytywne nastawienie do świata i ludzi. Sprawia wrażenie osoby delikatnej i czułej, pasującej do spokojnej pracy przy sprzedawaniu i wypożyczaniu książek. Wizerunek ten mocno kłóci się z pragnieniem szaleństw i podejmowania niepotrzebnego ryzyka przy każdej decyzji, ale jak to mówią - cicha woda brzegi rwie.

PisanieTemat: Re: Śmiertelnego Nokturnu | Tiffany Chamber, Vincent Turner  Śmiertelnego Nokturnu  | Tiffany Chamber, Vincent Turner  EmptySro 17 Lut 2016, 16:59

Nokturn zdecydowanie nie był miejscem, gdzie osoba pokroju Tiffany powinna spędzać swój wolny od pracy czas, a jednak ostatnio coraz częściej zbaczała ze swojej normalnej trasy i zahaczała o tą uliczkę właśnie, jakby celowo szukała zwady. Zawsze wydawało jej się, że jest człowiekiem prostym i niewiele wymaga od życia, ale z każdym kolejnym dniem wątpiła w to coraz bardziej. Samotnie wieczory, które dziewczę spędzało na przesiadywaniu przy oknie, skąd obserwowała maszerujących Pokątną przechodniów z początku były odskocznią od normalności, ale teraz, kiedy stały się codziennością - pogrążały ją w większej depresji. Każdy człowiek na świecie miał coś do zrobienia. Wyższy cel do realizacji. Relacje, znajomych i rodzinę. To wszystko ich budowało, tworzyło. Uwielbiała poddawać ich wnikliwej analizie, a trzeba było przyznać - była dobrym obserwatorem, ale... co z nią samą? Z szarą, pracującą w bibliotece myszką, przez większość określana mianem mola książkowego i nudziary, w głębi serca marzyła o gruntownej zmianie.
Ona i smoki. Smoki i ona. Podróżniczka, poszukiwaczka przygód, potężna czarodziejka.
Musiała pozostawić to wspaniałej sferze marzeń, bo z miasta wyjeżdżała co najwyżej do szkoły, potężna była jedynie w gębie, a z zaklęć opanowała dobrze głównie te czyszczące, więc nadawała się co najwyżej na pokojówkę. Dodatkowe żniwo zbierała niska samoocena, więc pomimo już nie tak młodego wieku wciąż, ku swojej rozpaczy, ciągnęła życie wiecznego singla.
Szła przed siebie stukając cichutko obcasami brązowiutkich bucików i wpatrywała się w nicość, nic nie robiąc sobie z padającego deszczu. Nic więc dziwnego, że nieuwaga doprowadziła do małego wypadku, jakim było bezpośrednie zderzenie z bliżej nieokreślonymi, biegnącymi ludźmi. Upadła na bruk z gracją worka ziemniaków, cudem nie rozwalając sobie przy tym głowy i/lub noska. Leżała tak w kompletnym bezruchu, ignorowana przez większość przechodniów, bo nie była to jedna z tych okolic, w których podawało się pomocną dłoń.
Wtem usłyszała jakieś krzyki, więc oprzytomniała, podniosła się lekko i spojrzała w stronę, z której dobiegały. Kruszyna dostrzegła Vincenta. Niepewnie dźwignęła się na równe nogi i bezczelnie wpatrywała w mężczyznę, nie decydując się na rzucenie w jego stronę jakiegokolwiek słowa. Owszem, powinna skinąć głową i iść sobie, albo przynajmniej przywitać się, ale nie był to przecież pierwszy przypadek, kiedy to panienka Chamber zachowała się po prostu głupio. Łatka lekko stukniętej wbrew pozorom wcale jej nie przeszkadzała. Narzekała tylko na brak wrażeń... tylko, że czego ona niby spodziewała się po Bibliotece Magicznej? Tłoków i wybuchów? Zagadek? Zabaw matematycznych?
Czegokolwiek poza wycieraniem półek?

Śmiertelnego Nokturnu | Tiffany Chamber, Vincent Turner

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
NOWY ADRES MORTIS.ORG.PL :: Porzucone-
Skocz do: