|
Miodowe KrólestwoAdministrator fabularny NPC
Temat: Miodowe Królestwo Nie 27 Gru 2015, 15:16 | |
| Znana w całym czarodziejskim świecie cukiernia umiejscowiona w samym centrum Hogsmeade. Można tu kupić najróżniejsze słodycze za całkiem przystępną cenę. Cennik➛ CUKROWE PIÓRA | 2ʛ | ➛ CZASZKI Z GALARETY | 3ʛ | ➛ CZEKOLADOWE KOCIOŁKI | 3ʛ | ➛ CZEKOLADOWE RÓŻDŻKI | 3ʛ | ➛ CZEKOLADOWE SZKIELETY | 4ʛ | ➛ CZEKOLADOWE ŻABY | 5ʛ | ➛ DYNIOWE PASZTECIKI | 3ʛ | ➛ DYNIOWY MUS | 2ʛ | ➛ FASOLKI | 4ʛ | ➛ KANDYZOWANE ANANASY | 2ʛ | ➛ KOCIOŁKOWE PIEGUSKI | 8ʛ | ➛ KARMELKOWE MUSZKI | 7ʛ | ➛ KWACHY | 4ʛ | ➛ LODOWE MYSZY | 2ʛ | ➛ LODOWE PŁATKI ŚNIEGU | 2ʛ | ➛ MOTYLE SKRZYDŁA | 6ʛ | ➛ PIEPRZNE DIABEŁKI | 6ʛ | ➛ WYBUCHAJĄCE CUKIERKI | 3ʛ |
Ostatnio zmieniony przez Administrator fabularny dnia Sob 07 Maj 2016, 18:45, w całości zmieniany 2 razy
|
Kaylin Wittermore Prefekt Ravenclawu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Angielski dąb, pancerz kikimory, 13 cali, sztywna. Solidna, z dosyć grubą rękojeścią. Nie jest prosta, większość różdżki jest pofalowana. Sama rękojeść ozdobiona jest grawerowaniem w drewnie, a także onyksem, który umieszczony jest na jej podstawie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: ★ Szkolne ★ ACCIO - ALOHOMORA - APERACJUM - BĄBLOGŁOWY - BOMBARDA - COLLOPORTUS - CONFUNDUS - DEPULSO - DRĘTWOTA - ENERVATE - EPISKEY - EXPELLIARMUS - GLACIUS - LUMOS MAXIMA - REDUCTO - REPARO - WINGARDIUM LEVIOSA ★ Łatwe ★ ANATISQUACK - BONUM IGNIS - CALVORIO - CHŁOSZCZYŚĆ - CONSTANT VISIO - ENTROPOMORPHIS - ERECTO - FUNEMITE - ILLEGIBILUS - IMPERTURBABLE - SICCUM - ZAKLĘCIE CZTERECH STRON ŚWIATA (WSKAŻ MI) ★ Trudne ★ FINITE INCANTATEM - PROTEGO HORRIBILIS ★ Specjalne ★ ZAKLĘCIE PATRONUSA (EXPECTO PATRONUM, FORMA BIAŁEGO KRUKA) ★OPIS POSTACI: Dosyć niska, mierząca jedynie sto sześćdziesiąt centymetrów, nie wyróżniająca się tak naprawdę niczym szesnastolatka. Drobna, można nawet pokusić się o stwierdzenie chuda dziewczyna, która z pewnością nie ma zbyt wiele siły i łatwą ją pociągnąć, czy popchnąć. Ostatnim razem, gdy się ważyła, waga ukazała czterdzieści osiem kilogramów, co i tak było dla niej osiągnięciem. Całkowicie przeciętna, o krótkich blond włosach, które lubią się puszyć i falować - każdy włos w zupełnie inną stronę, co sprawia, że na jej głowie prawie zawsze panuje nieład. Zawsze bardzo się stara, by mieć choć trochę elegancką fryzurę, jednak nie często jej się to udaje. Brązowe oczy kontrastują z bladą cerą, będącą oznaką przebywania przez większość czasu w budynkach, choć w wakacje zdarza się, że znajduje się na niej lekka opalenizna będąca wynikiem spędzania czasu z magicznymi stworzeniami na zewnątrz. Opala się jednak na czerwono, co nie jest szczytem jej marzeń. Ma na twarzy kilka pieprzyków, a na całym ciele poza tym jedyną skazą jest długa blizna, ciągnąca się aż od lewej strony brzucha do połowy uda. Nie ma zbyt dużej wady wzroku, jednak często można spotkać ją w okularach z czarną obwódką, gdyż w ten sposób lepiej jej się czyta. Dziewczyna nauczona została dbania o siebie, więc zawsze jest czysta i schludnie ubrana. Zdarza się, że na twarzy można dostrzec makijaż, lecz nie jest to zbyt częste. Lubi eleganckie stroje, spódnice, koszule i sweterki. Zawsze pachnie od niej kwiatową mieszanką jej ulubionych perfum. Temat: Re: Miodowe Królestwo Sob 27 Lut 2016, 00:37 | |
| @Hugo Todd
Spoglądała na niego cały czas naburmuszona. Temat Hennessy był bardzo delikatny i Kaylin nie czuła się dobrze przy nikim, kto zadawał się z tą rudą małpą. Todda tolerowała, można nawet pokusić się o stwierdzenie, że lubiła (choć irytował ją bardzo często), ale jego znajomość z Yvon psuła tak naprawdę jakąkolwiek relację między dwójką Krukonów. Wittermore nigdy w życiu nie przyznałaby się do tego przed nikim, nawet przed samą sobą, ale bała się starszej Gryfonki, jak nikogo innego w swoim życiu. Wcześniej starała się ignorować jej wybryki, jednak odkąd zaczął się jej siódmy rok, Yvon zaczęła przekraczać granice. Wcześniej jej złośliwości kończyły się na dogadywaniu, teraz doszło do przemocy fizycznej i prawdę mówiąc, Kaylin nie wiedziała, jak może się przed tym bronić. Przewróciła tylko oczami w odpowiedzi na jego wywód, choć policzki zaróżowiły jej się przy tym nieznacznie. Zatrzymała nań wzrok odrobinę za długo po czym westchnęła cicho. Był ładnym chłopcem i lubiła na niego patrzeć. Nie było w tym chyba niczego niestosownego, prawda? Miała nadzieję, bo choć nauczyła się w swoim życiu wielu rzeczy, jeszcze nie do końca umiała odnaleźć się w stosownościach różnych sytuacji. Kiedy oddalił się od niej nieznacznie, przyspieszyła kroku i złapała go za rękaw szaty, jakby bała się, że zostanie sama, gdzieś w tyle. - Swoją różdżką? - Zapytała cicho, z zaskoczeniem słyszalnym w głosie. Przygryzła wargę i przez chwilę milczała, tak naprawdę niczego nie rozumiejąc. - Co do tego miała jego różdżka i skąd on wziął te nietoperze? - Nie jeden w tym momencie złapałby się za głowę, inny wyśmiałby dziewczynę od razu. Ona jednak nie pojmowała czegoś takiego, jak metafora. Od małego miała z tym problem i wiele rzeczy jej przez to umykało. Dlatego właśnie, jeszcze przez długą chwilę próbowała rozgryźć całą zagadkę, poddając się wreszcie. Owszem, Kaylin znała wiele zaklęć. Z pewnością więcej niż sam Hugo. Ale była to jedynie teoria zaklęć, nic co miałoby jej się przydać w życiu. Gdy chodziło o praktykę... Cóż, Kaylin byłą typem, który mógłby zrobić sobie krzywdę rzucając głupie lumos. - W takim razie w porządku. - Jak na naiwną Wittermore przystało - uwierzyła mu. Wiedziała, że chodzenie po korytarzach po pewnej godzinie było niedozwolone. Nie sądziła jednak, że było tak późno, poza tym - nie do końca chodzili korytarzami szkolnymi, więc można było to jakoś jeszcze wytłumaczyć. Z pewnością jednak nie zdawała sobie sprawy, gdzie tak naprawdę się wybierają. I dla Todda to być może lepiej, bo przynajmniej nie zginął po drodze zatłuczony na śmierć drobną piąstką niziutkiej blondyneczki.
|
Hugo Todd Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 10 i 3/4 cala, średnio sztywna, rdzeń z kła widłowęża, drzewo hikoryOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Bąblogłowy, Protego, Riddiculus, Accio, Alohomora, Lumos, Sollicitus, Expulso, Levicorpus, Oblivate, NoxOPIS POSTACI: Przez pierwsze pięć lat swojego życia był małym księciem. Pupilkiem ojca, macochy, rozlicznych ciotek, babek i piątych wód po kisielu - siostrzenic ciotecznych brata od strony szwagra dziadka. Dopieszczany zarówno delikatnym dotykiem, jak i czułym słowem, słodkim ciastkiem, czy odległymi obietnicami. Pęczniał w swoim małym dostatku jak drożdżowy placek w ciepełku. Dostawał prezenty, ochuchiwany był ochami i achami, każdy jego ruch rączką, czy mielenie gryzaka zalążkami ząbków spotykało się z wielkim poruszeniem. Chociaż nieświadomie, powoli przyzwyczajał się do tego stanu i nie przewidywał, by cokolwiek miało się zmieniać. Wszak był rozkoszny, dziecięco pucołowaty, pocieszny i śliczniutki – w ogóle nie przypominał mężczyzny, którym powinien się stać po osiągnięciu pełnoletności. Szaro-błękitne oczęta odziedziczył po przodkach ze strony matki. Tak samo było z jasną, zdrową cerą i gęstymi złotymi loczkami cherubinka. Śmiało mógłby wtedy pozować Rafaelowi, czy Michałowi Aniołowi. Tak przynajmniej twierdziła lwia część rodziny. Powód specjalnego traktowania? Ojciec na jakiejś wycieczce w interesach skundlił się z ledwo co napotkaną przedstawicielką nieludzkiego rodu. Wszystko zdawało się być jeno krótkotrwałą, chociaż pełną namiętności i ogólnej wesołości przygodą, dopóki nie znalazł pod drzwiami rodzinnego domu kosza z noworodkiem. Trzeba dodać, że noworodkiem płci wybitnie męskiej, co mogło być powodem porzucenia przez matkę. Wile rzadko kiedy tolerują mężczyzn w swym gronie na dłużej. „Udomowione” przedstawicielki co prawda zakładają rodziny, jednak wszechobecne nienawiść i nieporozumienia na tle rasowym przeszkadzają im w pełnej integracji z ludzkim społeczeństwem. Hugo nie okazał się być córką, toteż nie był godzien pozostania przy matczynej piersi. Podepchnięty ojcu, wciśnięty w rodzinny obrazek Mary i Irvinga Toddów, spełniał swój obowiązek jako najmłodsza latorośl wciąż nie mogących się doczekać potomka, niemłodych już partnerów. Nie była to oczywiście łatwa zmiana. Pierw traktowany był ze zrozumiałą wrogością i niepewnością, aczkolwiek jego wielkie, niemowlęce oczka i raczej ciche usposobienie przydały mu akceptacji i powolnej, sukcesywnej asymilacji z każdym odłamem Toddów i pochodnych. Instynkt macierzyński Mary kwitł, chociaż nie ona go rodziła, prawie dumny z pracy swych lędźwi Irving nadał synowi drugie imię po sobie dla zacieśnienia więzi i pokazania, że się do niego przyznaje. Nie czuł się ojcem w pełnym wymiarze, jednak potomek reperował jego poczucie miejsca w społeczeństwie. Nie byli już ostatnimi z okolicy, którzy nie mogli budować podpory rodu na nowych gruntach. Do czasu. Pięć lat później Mary powiła małą, czarnowłosą Shiloh. Dziecko było tak brzydkie, jak tylko mógł być noworodek, jednak dla szczęśliwych rodziców było najpiękniejsze na świecie. Zatrwożony o swoją przyszłość w rodzinie Hugo poczuł się nagle zepchnięty na dalszy tor. Już nie dla niego były koronkowe poduchy podkładane pod pupę. Musiał sobie radzić sam, w końcu był „dużym chłopcem”. Czerwonawe, wiecznie napięte i rozwyte „coś” przesłaniało wszelkie jego dotychczasowe racje. Jadał posiłki, uczył się, przebywał w towarzystwie. Jednak już nie on i jego specyficzna uroda były tematem ochów i achów. Naprzemiennie defekująca i płacząca siostrzyczka tarmoszona była za policzki i całowana w czoło. W końcu była córką TEGO domu, a nie jeno przybłędą. Hugo został zepchnięty na drugi plan. Zmienił się, oczywiście… Z wiekiem gasł, a jego uroda traciła na mocy. Nie kusił jak matka, chociaż nawet jako kilkulatek wciąż mógłby reklamować producentów pasty do zębów dla sławnych i bogatych. Złote loki ciemniały, przechodząc w jasny, ciepły kasztan. Pucołowatość malała, przydając mu z każdym rokiem coraz bardziej chłopięcych rysów twarzy. Ubrany w kiecuszkę nie był już ‘śliczną dziewczynką’ tylko ‘biednym, ślicznym chłopcem, którego ktoś postanowił ośmieszyć’. Jedynie oczy ciągle pozostawały takie same – szaro-błękitne, relatywnie symetryczne, osadzone na tyle głęboko, by nie nadawać mu żabiej aparycji, a na tyle płytko, by nie kojarzyć się z upośledzeniem. Jeszcze kilka lat i śmiało mógłby zacząć mówić o siebie w kategorii ‘przystojnego’. Teraz powstrzymuje język. Nie mówi w towarzystwie tego co mu ślina na język przyniesie, pomny traumatycznych koszmarów wieku dziecięcego. Diagnoza była brutalnie prosta i nie dająca nadziei na odmianę – śmierć łóżeczkowa, nic nie można było zrobić. Jednak właśnie wtedy na światło dzienne wyciągnięte zostały małe brudy z przestrzeni całego roku. Nienawiść brata do siostry, jego grymaszenie na wspólne spędzanie czasu, bicie małej istotki po twarzy za które zbierał tęgie lanie… Wcześniej lekceważone „chcę, żeby sobie poszła”, „niech idzie do dziadka!” (który zmarł kilka miesięcy wcześniej na nieznaną, przykrą chorobę) nabrało nowej mocy. Tragedia rodzinna rozbuchała złe opary nagromadzone w każdym jej członku. Nawet dziś, wciąż młody, przystojny i, co najważniejsze, narcystyczny Hugo nie może się pozbierać po wieloletniej awanturze. On rozdrapywał rany stwierdzeniami, że przecież mogą kochać już tylko jego, za co zamykany był na wiele godzin we własnym pokoju. Nie rozumiał logiki kary – przecież powiedział prawdę i nie zrobił niczego złego. To, że jego uczucia różniły się od rodzicielskiej miłości do utraconego pacholęcia nie docierało do niego żadną drogą. Podjąwszy naukę w Hogwarcie był całkowicie ukontentowany. Oddalił się od ciężkiej atmosfery panującej w domu, a comiesięczne czeki zasilały jego konto. Mógł żyć spokojnie. Dorastać, mężnieć, zmieniać się. Nie wyglądał już jak mały aniołek – przeszkadzało mu w tym nabyte 186 cm wzrostu, niemiłosiernie wystające kości w okolicach bioder i zdecydowanie za długie palce. Zachował jednak posmak wilej krwi w sobie, toteż pomimo braku typowo kobiecego powabu i tak ma naturę podrywacza i odpowiednie ku temu predyspozycje wyglądowe. Całkowity brak rozbudowanej partii mięśniowej poza przepisowe, nadające mu wyprostowanej sylwetki, zakrywa dobrze skrojonymi szatami. Myje się codziennie i goli, by zachować świeżość. Uwydatniona grdyka na chudej szyi co prawda jest mu zadrą w palcu, jednak stara się tego nie eksponować. Wcale nie uważa tego za ‘męskie’. On sam nie jest przecież rozpoznawany przez kategorię owłosionego dryblasa u boku jakiejś powabnej panienki. Temat: Re: Miodowe Królestwo Sro 09 Mar 2016, 15:30 | |
| - Jak już ktoś Ci wytłumaczy, koniecznie przyjdź do mnie i podziel się wrażeniami, Wittermore. Ciekawym, czy pamięć masz tak dobrą, jak to sobie chwalą nauczyciele. Patrzenie na obcego chłopca dłużej niż jest to uznawane za stosowne wcale a wcale nie było nieprzyzwoite. Ba, było jedynie koniecznością wynikającą z okoliczności sprzyjających zawieszeniu oka na czymś, czego nie spotykało się codziennie… No, gruba przesada, bowiem obecny był każdego dnia, o każdej porze i w każdym dostępnym mu miejscu. Prawie na zawołanie, chociaż nigdy bezinteresownie. Krok w ciemność, godzina za plecami, obietnica na wyciągnięcie ręki – już prawie czuł słodki zapach zasychającego na dzień kolejny lukru. Oblizał się, odwrócony do blondyneczki plecami, przez co nawet nie miała szans zestresować się jego być może dziwacznym zachowaniem. - Z tym łamaniem regulaminu… Coś taka przewrażliwiona? Nie honorujesz żadnych wyjątków? Odstępstw od reguły? – Obrócił twarz w kierunku Wittermore mierząc ją pytającym spojrzeniem. Szczerze – nigdy nie rozumiał tego trzymania się zasad uskutecznianego przez znamienitą większość zarówno równolatków, jak i starszych, czy nawet młodszych od niego. Bo chociaż byli różni, niektórzy piękni, inni brzydcy, mądrzy i głupi, niscy i wysocy, jednakie zachowanie czyniło z nich najnudniejszy element świata. Już nawet Bułhakow zdawał się być przy nich zabawniejszy. Przeskoczył niski głaz zagradzający ścieżkę i poczekał chwilę, nim dziewczyna upora się z przeszkodą. Nie wędrował tu tak dawno, a prawie na pamięć znał wszelkie zakręty, czy wyrwy. Obniżył różdżkę, by Kaylin dokładnie widziała, gdzie postawić stopę. Omksnięcie się na kamyku i skręcenie stawu byłoby w tym momencie więcej niż problematyczne – szczerze nie chciał musieć jej dźwigać z powrotem, a posyłanie po kogoś nie wchodziło w rachubę. I OTO ZASZLI… Oboje, bez podtekstów, wparowali pod prostokątny właz oznaczony na obniżonym pułapie sufitu drobnym, skrzącym się kamykiem. Todd znalazłby go nawet w egipskich ciemnościach. Schwycił dziewczynę za rękę i podprowadził raźno do ściany, w której niewielkie wyłomy okładały się na taką wysokość, by można było spokojnie podciągnąć się do wyjścia. Ot, udogodnienie poprzednich wędrowców. - Ponoć panie przodem, jednak pozwól, że wejdę pierwszy i rozejrzę się, czy wszystko jest okej. Pomogę Ci potem. – Puścił do niej oko i nie czekając na odpowiedź (ach, jakże waleczne i dzielne były niektóre niewiasty-feministki) wymruczał nox, schował różdżkę w spodnie i wdrapał się na górę, podważając właz ramieniem. Wyjrzał jak krecik z norki, rozejrzał się po ledwie oświetlonej piwnicy i wyskoczył chyżo, siadając na kamiennej podłodze i głęboko zaciągając się słodkim powietrzem. Nie słyszał rumoru z góry, więc mógł przypuszczać, że właściciele już grzeją stópki przed kominkiem. Na chwilę zapominając o Kaylin zgarnął wijącą się, malinową dżdżownicę i wsysnął ją ze smakiem. Zaraz się zreflektował na cichy syk z dołu i wyciągnął ku dziewczynie rękę. - Witam w moim małym, słodkim królestwie, młoda damo. – Z małym trudem wyciągnął Wittermore przez wejście, po czym dał jej czas na rozeznanie się w sytuacji, przegryzając żelka powoli i zerkając na nią sowim wzrokiem spod regału pełnego czekoladowych żab.
|
Kaylin Wittermore Prefekt Ravenclawu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Angielski dąb, pancerz kikimory, 13 cali, sztywna. Solidna, z dosyć grubą rękojeścią. Nie jest prosta, większość różdżki jest pofalowana. Sama rękojeść ozdobiona jest grawerowaniem w drewnie, a także onyksem, który umieszczony jest na jej podstawie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: ★ Szkolne ★ ACCIO - ALOHOMORA - APERACJUM - BĄBLOGŁOWY - BOMBARDA - COLLOPORTUS - CONFUNDUS - DEPULSO - DRĘTWOTA - ENERVATE - EPISKEY - EXPELLIARMUS - GLACIUS - LUMOS MAXIMA - REDUCTO - REPARO - WINGARDIUM LEVIOSA ★ Łatwe ★ ANATISQUACK - BONUM IGNIS - CALVORIO - CHŁOSZCZYŚĆ - CONSTANT VISIO - ENTROPOMORPHIS - ERECTO - FUNEMITE - ILLEGIBILUS - IMPERTURBABLE - SICCUM - ZAKLĘCIE CZTERECH STRON ŚWIATA (WSKAŻ MI) ★ Trudne ★ FINITE INCANTATEM - PROTEGO HORRIBILIS ★ Specjalne ★ ZAKLĘCIE PATRONUSA (EXPECTO PATRONUM, FORMA BIAŁEGO KRUKA) ★OPIS POSTACI: Dosyć niska, mierząca jedynie sto sześćdziesiąt centymetrów, nie wyróżniająca się tak naprawdę niczym szesnastolatka. Drobna, można nawet pokusić się o stwierdzenie chuda dziewczyna, która z pewnością nie ma zbyt wiele siły i łatwą ją pociągnąć, czy popchnąć. Ostatnim razem, gdy się ważyła, waga ukazała czterdzieści osiem kilogramów, co i tak było dla niej osiągnięciem. Całkowicie przeciętna, o krótkich blond włosach, które lubią się puszyć i falować - każdy włos w zupełnie inną stronę, co sprawia, że na jej głowie prawie zawsze panuje nieład. Zawsze bardzo się stara, by mieć choć trochę elegancką fryzurę, jednak nie często jej się to udaje. Brązowe oczy kontrastują z bladą cerą, będącą oznaką przebywania przez większość czasu w budynkach, choć w wakacje zdarza się, że znajduje się na niej lekka opalenizna będąca wynikiem spędzania czasu z magicznymi stworzeniami na zewnątrz. Opala się jednak na czerwono, co nie jest szczytem jej marzeń. Ma na twarzy kilka pieprzyków, a na całym ciele poza tym jedyną skazą jest długa blizna, ciągnąca się aż od lewej strony brzucha do połowy uda. Nie ma zbyt dużej wady wzroku, jednak często można spotkać ją w okularach z czarną obwódką, gdyż w ten sposób lepiej jej się czyta. Dziewczyna nauczona została dbania o siebie, więc zawsze jest czysta i schludnie ubrana. Zdarza się, że na twarzy można dostrzec makijaż, lecz nie jest to zbyt częste. Lubi eleganckie stroje, spódnice, koszule i sweterki. Zawsze pachnie od niej kwiatową mieszanką jej ulubionych perfum. Temat: Re: Miodowe Królestwo Sro 09 Mar 2016, 21:23 | |
| Przygryzła wargę i skrzywiła się mimowolnie, gdy poczuła na języku smak krwi. Ściągnęła brwi i patrzyła na jego plecy lekko zdenerwowana i nadal naburmuszona. Nie mógł jej normalnie odpowiedzieć? Nie mógł zwyczajnie wytłumaczyć? Nie była pewna, czy cała ta historyjka była na tyle interesująca, by pokusiła się o pytanie kogokolwiek. Ale on, jako iż zapoczątkował cały ten tema, mógł jej to najzwyczajniej w świecie wytłumaczyć. Czy może wymagała od niego zbyt wiele? - Mam bardzo dobrą pamięć, Todd. - Dodała pewna siebie, choć gdzieś tam pod koniec głos jej się załamał. - Na twoje nieszczęście pamiętam o każdej lekcji, na którą nie przyszedłeś i o każdym punkcie, który straciłeś. - Prychnęła pod nosem. Bardzo szybko zmniejszyła pomiędzy nimi dystans zaciskając dłoń na rękawie kolegi, bo jednak nie podobało jej się w tym ciemnym, brudnym korytarzu. Zdecydowanie wolała wysprzątane komnaty Hogwartu. Czemu w ogóle dała mu się zaciągnąć? Powinna była siedzieć i kończyć książkę Bułhakowa, żeby mieć kolejny powód do rozmowy z profesorem. Ach, czego ona by nie zrobiła, by tylko zwrócić na siebie więcej jego uwagi? Chociaż po ostatnich plotkach powinna chyba zacząć utrzymywać dystans. Nie do końca rozumiała, czemu ludzie postrzegali to w tak negatywny sposób, ale tak właśnie było. A jej nie pozostawało nic innego, jak się dostosować. - Zasady po coś zostały stworzone. - Zaczęła cicho i spokojnie. Na spojrzenie odpowiedziała tym samym, więc ich oczy na chwilę, być może zbyt długą, się spotkały. - Jeżeli nie masz wytyczonych zasad, skąd masz wiedzieć, jak należy postępować? Każde odstępstwo prowadzi do chaosu, a świat powinien być poukładany, by można było w nim normalnie żyć. Tylko dzięki temu wiem, co robić. - Z każdym kolejnym słowem cichła, a wzrok opadał jej coraz niżej. Nie potrafiła funkcjonować bez harmonogramu, zasad i zaplanowanego dnia. Czemu inni tacy nie byli? Czemu inni tego nie rozumieli? Otóż, rozumiał ją Bułhakow. A przynajmniej lubiła w to wierzyć, gdy karmił ją kolejnymi kłamstwami, na które była tak niemiłosiernie podatna. Stanęła na chwilę w miejscu i zadrżała na samą myśl, że dla profesora byłaby w stanie porzucić wszystkie zasady, jakie miała. A przecież sama mówiła właśnie Toddowi, że odstępstw od reguł nie przewiduje. Że ich nie ma i nie może być. Czy była hipokrytką? Najprawdopodobniej tak, ale hipokryzja wpisywała się w miłość, która z kolei znosiła i wybaczała wiele. Spojrzała na głaz, potem na Hugo. Potem znowu na głaz i westchnęła. Podciągnęła nieznacznie spódnicę, by było jej wygodniej i zrobiła jeden duży krok. Po kilku chwilach wojowania z przeszkodą, udało jej się ją pokonać i była gotowa do dalszego marszu. Nadal nie wiedziała, gdzie prowadzi ją kolega, jednak coraz bardziej przeczuwała, że nie skończy się to dla nich dobrze. - W porządku. - Mruknęła nie zdając sobie sprawy z tego, że już jej nie słuchał. Czekała cierpliwie, a gdy wyciągnął do niej rękę chcąc pomóc - złapała ją i podciągnęła się wychylając z nory. Nie była najbardziej wysportowaną istotą na świecie, więc nie wyszło jej tak zgrabnie, jak można by się tego po niej spodziewać. Zadrżała lekko i chwiejąc się jeszcze na nogach podparła o niego. Potem do jej nozdrzy dotarł słodki zapach wyrobów Miodowego Królestwa i westchnęła tylko z zadowoleniem. Kto nie lubił słodyczy? Dopiero po chwili do niej dotarło, gdzie się znajdowali. Wciągnęła głośno powietrze i poczuła, jak zaczynają jej się trząść ręce. Kucnęła próbując opanować atak paniki. Niech no ona go tylko dorwie! Dosyć, że właśnie spuścili cały regulamin szkolny w sedesie to jeszcze złamali prawo. Bo jakby nie było - właśnie włamali się do sklepu, a Todd jak gdyby nigdy nic jadł sobie słodycze, za które nie zapłacił!
|
Hugo Todd Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 10 i 3/4 cala, średnio sztywna, rdzeń z kła widłowęża, drzewo hikoryOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Bąblogłowy, Protego, Riddiculus, Accio, Alohomora, Lumos, Sollicitus, Expulso, Levicorpus, Oblivate, NoxOPIS POSTACI: Przez pierwsze pięć lat swojego życia był małym księciem. Pupilkiem ojca, macochy, rozlicznych ciotek, babek i piątych wód po kisielu - siostrzenic ciotecznych brata od strony szwagra dziadka. Dopieszczany zarówno delikatnym dotykiem, jak i czułym słowem, słodkim ciastkiem, czy odległymi obietnicami. Pęczniał w swoim małym dostatku jak drożdżowy placek w ciepełku. Dostawał prezenty, ochuchiwany był ochami i achami, każdy jego ruch rączką, czy mielenie gryzaka zalążkami ząbków spotykało się z wielkim poruszeniem. Chociaż nieświadomie, powoli przyzwyczajał się do tego stanu i nie przewidywał, by cokolwiek miało się zmieniać. Wszak był rozkoszny, dziecięco pucołowaty, pocieszny i śliczniutki – w ogóle nie przypominał mężczyzny, którym powinien się stać po osiągnięciu pełnoletności. Szaro-błękitne oczęta odziedziczył po przodkach ze strony matki. Tak samo było z jasną, zdrową cerą i gęstymi złotymi loczkami cherubinka. Śmiało mógłby wtedy pozować Rafaelowi, czy Michałowi Aniołowi. Tak przynajmniej twierdziła lwia część rodziny. Powód specjalnego traktowania? Ojciec na jakiejś wycieczce w interesach skundlił się z ledwo co napotkaną przedstawicielką nieludzkiego rodu. Wszystko zdawało się być jeno krótkotrwałą, chociaż pełną namiętności i ogólnej wesołości przygodą, dopóki nie znalazł pod drzwiami rodzinnego domu kosza z noworodkiem. Trzeba dodać, że noworodkiem płci wybitnie męskiej, co mogło być powodem porzucenia przez matkę. Wile rzadko kiedy tolerują mężczyzn w swym gronie na dłużej. „Udomowione” przedstawicielki co prawda zakładają rodziny, jednak wszechobecne nienawiść i nieporozumienia na tle rasowym przeszkadzają im w pełnej integracji z ludzkim społeczeństwem. Hugo nie okazał się być córką, toteż nie był godzien pozostania przy matczynej piersi. Podepchnięty ojcu, wciśnięty w rodzinny obrazek Mary i Irvinga Toddów, spełniał swój obowiązek jako najmłodsza latorośl wciąż nie mogących się doczekać potomka, niemłodych już partnerów. Nie była to oczywiście łatwa zmiana. Pierw traktowany był ze zrozumiałą wrogością i niepewnością, aczkolwiek jego wielkie, niemowlęce oczka i raczej ciche usposobienie przydały mu akceptacji i powolnej, sukcesywnej asymilacji z każdym odłamem Toddów i pochodnych. Instynkt macierzyński Mary kwitł, chociaż nie ona go rodziła, prawie dumny z pracy swych lędźwi Irving nadał synowi drugie imię po sobie dla zacieśnienia więzi i pokazania, że się do niego przyznaje. Nie czuł się ojcem w pełnym wymiarze, jednak potomek reperował jego poczucie miejsca w społeczeństwie. Nie byli już ostatnimi z okolicy, którzy nie mogli budować podpory rodu na nowych gruntach. Do czasu. Pięć lat później Mary powiła małą, czarnowłosą Shiloh. Dziecko było tak brzydkie, jak tylko mógł być noworodek, jednak dla szczęśliwych rodziców było najpiękniejsze na świecie. Zatrwożony o swoją przyszłość w rodzinie Hugo poczuł się nagle zepchnięty na dalszy tor. Już nie dla niego były koronkowe poduchy podkładane pod pupę. Musiał sobie radzić sam, w końcu był „dużym chłopcem”. Czerwonawe, wiecznie napięte i rozwyte „coś” przesłaniało wszelkie jego dotychczasowe racje. Jadał posiłki, uczył się, przebywał w towarzystwie. Jednak już nie on i jego specyficzna uroda były tematem ochów i achów. Naprzemiennie defekująca i płacząca siostrzyczka tarmoszona była za policzki i całowana w czoło. W końcu była córką TEGO domu, a nie jeno przybłędą. Hugo został zepchnięty na drugi plan. Zmienił się, oczywiście… Z wiekiem gasł, a jego uroda traciła na mocy. Nie kusił jak matka, chociaż nawet jako kilkulatek wciąż mógłby reklamować producentów pasty do zębów dla sławnych i bogatych. Złote loki ciemniały, przechodząc w jasny, ciepły kasztan. Pucołowatość malała, przydając mu z każdym rokiem coraz bardziej chłopięcych rysów twarzy. Ubrany w kiecuszkę nie był już ‘śliczną dziewczynką’ tylko ‘biednym, ślicznym chłopcem, którego ktoś postanowił ośmieszyć’. Jedynie oczy ciągle pozostawały takie same – szaro-błękitne, relatywnie symetryczne, osadzone na tyle głęboko, by nie nadawać mu żabiej aparycji, a na tyle płytko, by nie kojarzyć się z upośledzeniem. Jeszcze kilka lat i śmiało mógłby zacząć mówić o siebie w kategorii ‘przystojnego’. Teraz powstrzymuje język. Nie mówi w towarzystwie tego co mu ślina na język przyniesie, pomny traumatycznych koszmarów wieku dziecięcego. Diagnoza była brutalnie prosta i nie dająca nadziei na odmianę – śmierć łóżeczkowa, nic nie można było zrobić. Jednak właśnie wtedy na światło dzienne wyciągnięte zostały małe brudy z przestrzeni całego roku. Nienawiść brata do siostry, jego grymaszenie na wspólne spędzanie czasu, bicie małej istotki po twarzy za które zbierał tęgie lanie… Wcześniej lekceważone „chcę, żeby sobie poszła”, „niech idzie do dziadka!” (który zmarł kilka miesięcy wcześniej na nieznaną, przykrą chorobę) nabrało nowej mocy. Tragedia rodzinna rozbuchała złe opary nagromadzone w każdym jej członku. Nawet dziś, wciąż młody, przystojny i, co najważniejsze, narcystyczny Hugo nie może się pozbierać po wieloletniej awanturze. On rozdrapywał rany stwierdzeniami, że przecież mogą kochać już tylko jego, za co zamykany był na wiele godzin we własnym pokoju. Nie rozumiał logiki kary – przecież powiedział prawdę i nie zrobił niczego złego. To, że jego uczucia różniły się od rodzicielskiej miłości do utraconego pacholęcia nie docierało do niego żadną drogą. Podjąwszy naukę w Hogwarcie był całkowicie ukontentowany. Oddalił się od ciężkiej atmosfery panującej w domu, a comiesięczne czeki zasilały jego konto. Mógł żyć spokojnie. Dorastać, mężnieć, zmieniać się. Nie wyglądał już jak mały aniołek – przeszkadzało mu w tym nabyte 186 cm wzrostu, niemiłosiernie wystające kości w okolicach bioder i zdecydowanie za długie palce. Zachował jednak posmak wilej krwi w sobie, toteż pomimo braku typowo kobiecego powabu i tak ma naturę podrywacza i odpowiednie ku temu predyspozycje wyglądowe. Całkowity brak rozbudowanej partii mięśniowej poza przepisowe, nadające mu wyprostowanej sylwetki, zakrywa dobrze skrojonymi szatami. Myje się codziennie i goli, by zachować świeżość. Uwydatniona grdyka na chudej szyi co prawda jest mu zadrą w palcu, jednak stara się tego nie eksponować. Wcale nie uważa tego za ‘męskie’. On sam nie jest przecież rozpoznawany przez kategorię owłosionego dryblasa u boku jakiejś powabnej panienki. Temat: Re: Miodowe Królestwo Nie 13 Mar 2016, 02:04 | |
| - Jesteś nudna, Wittermore, wiesz? Znaczy, wzbudzasz zainteresowanie, bo ładna, mądra, dobrze urodzona… Mimo to powinnaś być jeszcze nieco ciekawsza. - Nie miał tu, broń Morgano, na myśli niczego złego. Owszem, był skomplikowany w wielu kwestiach, jednak mówienie innym co o nich sądzi czyniło go człowiekiem prostym jak przecinek. Oczekiwał w zamian tego samego, choć podatny na liczne konwenanse i tradycje nie raz tracił z oczu samego siebie. – Chodzi mi o to, że postępowanie według zasad ustalonych przez jakiegoś starego pryka sprzed czasu Twoich narodzin jest nieco… Idiotyczne. Możesz postępować dobrze i czynić to w zgodzie z własnym osądem, ponieważ mało kto ma tutaj, pomimo przynależności do magicznego świata, wgląd w to co przyniesie przyszłość. Kiedy Ty będziesz stara i martwa, stosowanie się do Twoich zaleceń będzie najbardziej wkurzającą rzeczą na świecie. Zmarszczył brwi, przez ułamek sekundy nawet zastanawiając się, czy nie dostanie z liścia i nie usłyszy tupotu kobiecych stópek oddalających się w kierunku zamku. W sumie by się jednocześnie zdziwił i nie był zszokowany. Wszak mężczyzna wobec kobiety winien być uprzejmy i niezbyt nachalny, a on jej rzucił bezczelnie brzydkimi sformułowaniami prosto w twarz. Ciekawe, czy go chociaż dobrze zrozumiała. Wyglądała iście spektakularnie! Wychynęła z dziury niby rusałka z jeziora, rozpogodniała na twarzy na ułamek sekundy, a potem stężała i popadła w przedpadaczkowy stan dziecka autystycznego. Typowa, nieskomplikowana natura kobiet, prawda? Już ktoś zdążył pomyśleć, że obejdzie się bez bicia, a tu bladość i zwarte wargi. Hugo westchnął, w milczeniu zagryzając żelka owocową ciągutką. Nie zamierzał tego nijak komentować bowiem, o ile aktualnie popadł w chwilowy stan niełaski, od teraz każdym słowem był w stanie wprowadzić się w permanentny stan banicji spod kaylinowych łask i przywilejów. Ułożył się wygodniej, rozglądając się za skrzyniami z czekoladowymi żabami. Na podobnym kradziejstwie zdążył się dorobić ¼ talii, nim upłynnił dochód z jej sprzedaży z końcem piątej klasy. - Teraz spokojnie moglibyśmy porozmawiać o życiu i śmierci. O czymś ważkim, o czymś podniosłym, chwilowym, wiecznym i łamiącym serduszko. Nie mamy ostatnio wiele czasu na takie pogawędki, a przecież na pierwszym roku całkiem znośnie nam się kolegowało. – Rzucił w Kaylin arbuzowym cukierkiem, jak gdyby to właśnie był jego sposób na odbicie piłeczki w jej stronę. Odwrócenie jej uwagi od chwilowej niedogodności zdawało się być jego priorytetem. Bądź co bądź lubił, jak płci pięknej było w jego towarzystwie po prostu dobrze. I nieistotne, czy była to długonoga Fitzgerald, płomienna Hennessy, czy słodka Wittermore. - Nie interesują mnie plotki na Twój temat, ale ostatnio przycichłaś. Czemu?
|
Kaylin Wittermore Prefekt Ravenclawu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Angielski dąb, pancerz kikimory, 13 cali, sztywna. Solidna, z dosyć grubą rękojeścią. Nie jest prosta, większość różdżki jest pofalowana. Sama rękojeść ozdobiona jest grawerowaniem w drewnie, a także onyksem, który umieszczony jest na jej podstawie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: ★ Szkolne ★ ACCIO - ALOHOMORA - APERACJUM - BĄBLOGŁOWY - BOMBARDA - COLLOPORTUS - CONFUNDUS - DEPULSO - DRĘTWOTA - ENERVATE - EPISKEY - EXPELLIARMUS - GLACIUS - LUMOS MAXIMA - REDUCTO - REPARO - WINGARDIUM LEVIOSA ★ Łatwe ★ ANATISQUACK - BONUM IGNIS - CALVORIO - CHŁOSZCZYŚĆ - CONSTANT VISIO - ENTROPOMORPHIS - ERECTO - FUNEMITE - ILLEGIBILUS - IMPERTURBABLE - SICCUM - ZAKLĘCIE CZTERECH STRON ŚWIATA (WSKAŻ MI) ★ Trudne ★ FINITE INCANTATEM - PROTEGO HORRIBILIS ★ Specjalne ★ ZAKLĘCIE PATRONUSA (EXPECTO PATRONUM, FORMA BIAŁEGO KRUKA) ★OPIS POSTACI: Dosyć niska, mierząca jedynie sto sześćdziesiąt centymetrów, nie wyróżniająca się tak naprawdę niczym szesnastolatka. Drobna, można nawet pokusić się o stwierdzenie chuda dziewczyna, która z pewnością nie ma zbyt wiele siły i łatwą ją pociągnąć, czy popchnąć. Ostatnim razem, gdy się ważyła, waga ukazała czterdzieści osiem kilogramów, co i tak było dla niej osiągnięciem. Całkowicie przeciętna, o krótkich blond włosach, które lubią się puszyć i falować - każdy włos w zupełnie inną stronę, co sprawia, że na jej głowie prawie zawsze panuje nieład. Zawsze bardzo się stara, by mieć choć trochę elegancką fryzurę, jednak nie często jej się to udaje. Brązowe oczy kontrastują z bladą cerą, będącą oznaką przebywania przez większość czasu w budynkach, choć w wakacje zdarza się, że znajduje się na niej lekka opalenizna będąca wynikiem spędzania czasu z magicznymi stworzeniami na zewnątrz. Opala się jednak na czerwono, co nie jest szczytem jej marzeń. Ma na twarzy kilka pieprzyków, a na całym ciele poza tym jedyną skazą jest długa blizna, ciągnąca się aż od lewej strony brzucha do połowy uda. Nie ma zbyt dużej wady wzroku, jednak często można spotkać ją w okularach z czarną obwódką, gdyż w ten sposób lepiej jej się czyta. Dziewczyna nauczona została dbania o siebie, więc zawsze jest czysta i schludnie ubrana. Zdarza się, że na twarzy można dostrzec makijaż, lecz nie jest to zbyt częste. Lubi eleganckie stroje, spódnice, koszule i sweterki. Zawsze pachnie od niej kwiatową mieszanką jej ulubionych perfum. Temat: Re: Miodowe Królestwo Nie 13 Mar 2016, 14:06 | |
| Wiedziała, że jest nudna. Nigdy nie interesowało ją to, jak inni postrzegali jej zachowania i obycie. Mogła być dla nich największą nudziarą, póki takie tryb życia sprawiał jej przyjemność, bądż - jak to wyglądało w praktyce - pozwalał jej normalnie funkcjonować. Nie robiła tego wszystkiego dla przyjemności tylko z prostej potrzeby przystosowania do życia. Zasady były wszystkim, co miała, bo bez nich i dokładnie ułożonego harmonogramu czuła się po prostu zagubiona. Jak teraz, w podziemnym korytarz do miejsca, o którym nie miała pojęcia. Szła dumnie, z podniesioną głową, ale gdzieś wewnątrz niej wszystko się zaciskało ze stresu. I nie chodziło o to, że mu nie ufała (prawda była bolesna, ufała tylko Bułhakowowi i Graysenowi - od nie dawna), a o to, że traciła kontrolę nad tym, co się działo. A bez tego była po prostu małą, zagubioną i przestraszoną blondyneczką. - Łatwo ci mówić Todd, bo jesteś normalny. - Wymsknęło jej się, bo była tym wszystkim już bardzo zmęczona. Kolejne słowa sprawiły, że na chwilę zamilkła. Wiedziała, że była mądra i nawet się z tym zgadzała. Ba, była pewna o słuszności tego stwierdzenia, w końcu spędzała praktycznie całe swoje życie na przyswajaniu kolejnych informacji. Nie uważała się jednak za osobę ładną, zwyczajnie przeciętną. Daleko jej było do takiej Lysandy, Isabelle czy nawet Morrigan Black. Na szczęście, nigdy nie zależało jej na wyglądzie, więc nie musiała się tym jakoś szczególne przejmować. Kwestię dobrego urodzenia też przemilczała. kiedyś może i sądziła, że jest panienką z naprawdę dobrego domu. Ale potem wydali Skorowidz Czystości Krwi i wszystko się zmieniło. Czy nadal mogła uważać się za dobrze urodzoną? Jej mama była mugolką, a wyglądało na to, że czystość krwi znaczyła dla innych więcej niż zamożność rodziny, wpływy i wychowanie. - Nie zależy mi na tym, by wzbudzać zainteresowanie. Chcę po prostu przejść spokojnie przez życie, bez martwienia się, czy tak należy postąpić, czy nie. - Mówiła to, co jakiś czas robiąc przerwę i uważnie dobierając słowa. Tego uczyła ją matka od najmłodszych lat. Tego kazał uczyć się jej ojciec i zawsze był bardzo zły, gdy chlapnęła coś nieodpowiedniego. Nie powiedziała już nic więcej, bo po prostu uznała temat za skończony. Nie byli na tyle blisko, by miała mu opowiadać historię swojego życia i biegania po lekarzach, gdy była młodsza. Uznawała to także za całkiem upokarzające, więc nawet Bułhakow o tym nie wiedział, a był jedyną osobą w szkole, która wiedziała o niej prawie wszystko. Poza tym, bardzo szybko wpadła w panikę, gdy tylko dotarło do niej, gdzie się znajduje. Klęczała na ziemi, z rękoma przytwierdzonymi do głowy i oddychała głośno. Musiała się uspokoić, a to czasem działało. Nie pamiętała już, kiedy ostatni raz wpadła w ten stan, bo bardzo uważała, by nie wychodzić z rutyny. By zawsze wszystko było tak, jak należy. A teraz, jeden spontaniczny ruch i tak oto znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Trzęsła się i kiwała na boki jeszcze przez chwilę, gdy usłyszała, że zaczął do niej mówić. Dopiero po chwili dotarł do niej sens jego słów, bo jednak ważniejsze było dla niej opanowanie ataku niż prowadzenie pogawędki z jego sprawcą. - Nie przypominam sobie, byśmy kiedykolwiek się kolegowali, Todd. - Mruknęła powoli odkręcając twarz w jego stronę. Akurat w momencie, w którym rzucił w nią cukierkiem. Jak się można domyślić, oberwała nim prosto w twarz, na co zareagowała tylko głośnym westchnieniem. Mimo to, wydawało się, że najgorsze już za nimi. Kolejne pytanie wywołało na jej twarzy bliżej nieokreślony grymas i lekki rumieniec, który jednak skwitowała głośnym chrząknięciem. - Wcale nie przycichłam. Nie wiem, o co ci chodzi. - Kłamstwo, ach, słodkie kłamstwo. Wszyscy wiedzieli, że od czasu plotek o jej walentynkowym popołudniu dziewczyna zamilkła bardziej niż zwykle. Straciła na pewności siebie, otwartości... I przede wszystkim, jeszcze delikatniej poruszała się pomiędzy innymi. Jakby jeden nieodpowiedni ruch miał zrzucić na nią całą lawinę.
|
Hugo Todd Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 10 i 3/4 cala, średnio sztywna, rdzeń z kła widłowęża, drzewo hikoryOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Bąblogłowy, Protego, Riddiculus, Accio, Alohomora, Lumos, Sollicitus, Expulso, Levicorpus, Oblivate, NoxOPIS POSTACI: Przez pierwsze pięć lat swojego życia był małym księciem. Pupilkiem ojca, macochy, rozlicznych ciotek, babek i piątych wód po kisielu - siostrzenic ciotecznych brata od strony szwagra dziadka. Dopieszczany zarówno delikatnym dotykiem, jak i czułym słowem, słodkim ciastkiem, czy odległymi obietnicami. Pęczniał w swoim małym dostatku jak drożdżowy placek w ciepełku. Dostawał prezenty, ochuchiwany był ochami i achami, każdy jego ruch rączką, czy mielenie gryzaka zalążkami ząbków spotykało się z wielkim poruszeniem. Chociaż nieświadomie, powoli przyzwyczajał się do tego stanu i nie przewidywał, by cokolwiek miało się zmieniać. Wszak był rozkoszny, dziecięco pucołowaty, pocieszny i śliczniutki – w ogóle nie przypominał mężczyzny, którym powinien się stać po osiągnięciu pełnoletności. Szaro-błękitne oczęta odziedziczył po przodkach ze strony matki. Tak samo było z jasną, zdrową cerą i gęstymi złotymi loczkami cherubinka. Śmiało mógłby wtedy pozować Rafaelowi, czy Michałowi Aniołowi. Tak przynajmniej twierdziła lwia część rodziny. Powód specjalnego traktowania? Ojciec na jakiejś wycieczce w interesach skundlił się z ledwo co napotkaną przedstawicielką nieludzkiego rodu. Wszystko zdawało się być jeno krótkotrwałą, chociaż pełną namiętności i ogólnej wesołości przygodą, dopóki nie znalazł pod drzwiami rodzinnego domu kosza z noworodkiem. Trzeba dodać, że noworodkiem płci wybitnie męskiej, co mogło być powodem porzucenia przez matkę. Wile rzadko kiedy tolerują mężczyzn w swym gronie na dłużej. „Udomowione” przedstawicielki co prawda zakładają rodziny, jednak wszechobecne nienawiść i nieporozumienia na tle rasowym przeszkadzają im w pełnej integracji z ludzkim społeczeństwem. Hugo nie okazał się być córką, toteż nie był godzien pozostania przy matczynej piersi. Podepchnięty ojcu, wciśnięty w rodzinny obrazek Mary i Irvinga Toddów, spełniał swój obowiązek jako najmłodsza latorośl wciąż nie mogących się doczekać potomka, niemłodych już partnerów. Nie była to oczywiście łatwa zmiana. Pierw traktowany był ze zrozumiałą wrogością i niepewnością, aczkolwiek jego wielkie, niemowlęce oczka i raczej ciche usposobienie przydały mu akceptacji i powolnej, sukcesywnej asymilacji z każdym odłamem Toddów i pochodnych. Instynkt macierzyński Mary kwitł, chociaż nie ona go rodziła, prawie dumny z pracy swych lędźwi Irving nadał synowi drugie imię po sobie dla zacieśnienia więzi i pokazania, że się do niego przyznaje. Nie czuł się ojcem w pełnym wymiarze, jednak potomek reperował jego poczucie miejsca w społeczeństwie. Nie byli już ostatnimi z okolicy, którzy nie mogli budować podpory rodu na nowych gruntach. Do czasu. Pięć lat później Mary powiła małą, czarnowłosą Shiloh. Dziecko było tak brzydkie, jak tylko mógł być noworodek, jednak dla szczęśliwych rodziców było najpiękniejsze na świecie. Zatrwożony o swoją przyszłość w rodzinie Hugo poczuł się nagle zepchnięty na dalszy tor. Już nie dla niego były koronkowe poduchy podkładane pod pupę. Musiał sobie radzić sam, w końcu był „dużym chłopcem”. Czerwonawe, wiecznie napięte i rozwyte „coś” przesłaniało wszelkie jego dotychczasowe racje. Jadał posiłki, uczył się, przebywał w towarzystwie. Jednak już nie on i jego specyficzna uroda były tematem ochów i achów. Naprzemiennie defekująca i płacząca siostrzyczka tarmoszona była za policzki i całowana w czoło. W końcu była córką TEGO domu, a nie jeno przybłędą. Hugo został zepchnięty na drugi plan. Zmienił się, oczywiście… Z wiekiem gasł, a jego uroda traciła na mocy. Nie kusił jak matka, chociaż nawet jako kilkulatek wciąż mógłby reklamować producentów pasty do zębów dla sławnych i bogatych. Złote loki ciemniały, przechodząc w jasny, ciepły kasztan. Pucołowatość malała, przydając mu z każdym rokiem coraz bardziej chłopięcych rysów twarzy. Ubrany w kiecuszkę nie był już ‘śliczną dziewczynką’ tylko ‘biednym, ślicznym chłopcem, którego ktoś postanowił ośmieszyć’. Jedynie oczy ciągle pozostawały takie same – szaro-błękitne, relatywnie symetryczne, osadzone na tyle głęboko, by nie nadawać mu żabiej aparycji, a na tyle płytko, by nie kojarzyć się z upośledzeniem. Jeszcze kilka lat i śmiało mógłby zacząć mówić o siebie w kategorii ‘przystojnego’. Teraz powstrzymuje język. Nie mówi w towarzystwie tego co mu ślina na język przyniesie, pomny traumatycznych koszmarów wieku dziecięcego. Diagnoza była brutalnie prosta i nie dająca nadziei na odmianę – śmierć łóżeczkowa, nic nie można było zrobić. Jednak właśnie wtedy na światło dzienne wyciągnięte zostały małe brudy z przestrzeni całego roku. Nienawiść brata do siostry, jego grymaszenie na wspólne spędzanie czasu, bicie małej istotki po twarzy za które zbierał tęgie lanie… Wcześniej lekceważone „chcę, żeby sobie poszła”, „niech idzie do dziadka!” (który zmarł kilka miesięcy wcześniej na nieznaną, przykrą chorobę) nabrało nowej mocy. Tragedia rodzinna rozbuchała złe opary nagromadzone w każdym jej członku. Nawet dziś, wciąż młody, przystojny i, co najważniejsze, narcystyczny Hugo nie może się pozbierać po wieloletniej awanturze. On rozdrapywał rany stwierdzeniami, że przecież mogą kochać już tylko jego, za co zamykany był na wiele godzin we własnym pokoju. Nie rozumiał logiki kary – przecież powiedział prawdę i nie zrobił niczego złego. To, że jego uczucia różniły się od rodzicielskiej miłości do utraconego pacholęcia nie docierało do niego żadną drogą. Podjąwszy naukę w Hogwarcie był całkowicie ukontentowany. Oddalił się od ciężkiej atmosfery panującej w domu, a comiesięczne czeki zasilały jego konto. Mógł żyć spokojnie. Dorastać, mężnieć, zmieniać się. Nie wyglądał już jak mały aniołek – przeszkadzało mu w tym nabyte 186 cm wzrostu, niemiłosiernie wystające kości w okolicach bioder i zdecydowanie za długie palce. Zachował jednak posmak wilej krwi w sobie, toteż pomimo braku typowo kobiecego powabu i tak ma naturę podrywacza i odpowiednie ku temu predyspozycje wyglądowe. Całkowity brak rozbudowanej partii mięśniowej poza przepisowe, nadające mu wyprostowanej sylwetki, zakrywa dobrze skrojonymi szatami. Myje się codziennie i goli, by zachować świeżość. Uwydatniona grdyka na chudej szyi co prawda jest mu zadrą w palcu, jednak stara się tego nie eksponować. Wcale nie uważa tego za ‘męskie’. On sam nie jest przecież rozpoznawany przez kategorię owłosionego dryblasa u boku jakiejś powabnej panienki. Temat: Re: Miodowe Królestwo Nie 13 Mar 2016, 14:43 | |
| Byłby parsknął jej prosto w twarz szczerym, niezmąconym obłudą zachowania pozorów śmiechem. Że też to właśnie jemu, z całej tej pieprzonej szkoły, Wittermore zarzucała bycie normalnym. Zdawał sobie sprawę, że nie wszyscy wiedzieli o jego pochodzeniu, czy też pewnych umiejętnościach z tym powiązanych, jednak nazywanie normalną osoby, która ma z tym stanem tyle wspólnego, co ślimak z rybą było najzabawniejszą rzeczą, jaką ktokolwiek powiedział mu na przestrzeni ostatnich kilku tygodni, ba, miesięcy nawet. Todd uniósł kąciki ust w półuśmiechu, wstrzymał na chwilę powietrze by powstrzymać się od głośnego „pfffff” wysłanego w jej kierunku i widocznie rozpromieniał na twarzy. - Normalny? Ach tak, jestem zupełnie normalny i przeciętny. Racja, racja, że też na to nie wpadłem wcześniej. Kruszynko, jesteś kochana i Twoje komplementy są mi niezwykle wręcz miłe. Mów je proszę częściej. – Normalna półwila. Normalna półwila, która nie jest kobietą. Normalny, młody chłopiec, który nawet nie starając się zbytnio, mąci w głowie innym, mniej normalnym chłopcom, bo przecież oni są w stu procentach ludźmi! Mógłby jej nawet o tym powiedzieć, problem w tym, że nie pytała. Hugo był zdania, że każdemu coś należało się od życia, a on nie był zobligowany do utrzymywania w tajemnicy swojej natury. Przecież Morrigan była tuż obok, a była prawie tak samo „normalna” jak on. Znaczyło to, że nie był jedynym, który padł ofiarą miłości człowieka i wili, co nie skończyła się utopieniem w jeziorze, czy wrośnięciem gdzieś w powalony konar. Znaczyło to, że podobne sytuacje były prawie na porządku dziennym, przez co wcale nie musiał robić wielkiej tajemnicy ze swojego pochodzenia. Inna sprawa, że nawet jeżeli był typem lubiącym chwalić się swoimi osiągnięciami, o matce lubił mówić jak Żydzi o holokauście, toteż chował to na moment, kiedy ktoś sam odpowiednio ułoży słowa. Nie zapowiadało się jednak, by w najbliższej przyszłości jego tajemnica miała być zagrożona. - Och przestań zachowywać się jak potrącony miotłą psidwak. Nie sikamy na liczydła Bułhakowa, byś musiała być taka spięta. – Żachnął się, bowiem próbował być miły, a Kaylin odgryzła mu się prawie z pogardą. Mogła tego wprawdzie nie pamiętać, ale gdzieś w okolicach początków nauki faktycznie nieźle się dogadywali. On jeszcze wtedy był mniej świadomy tego co może, a ona jeszcze tchnęła dziecięcym nieskomplikowaniem. - Oczywiście że wiesz, na co wskazuje Twoje spuszczenie wzroku i rumieniec na policzkach. No już, Wittermore, wyskakuj z wyznań. – Zassał zgarniętą z podłogi lukrecjową pałkę z wprawą bohatera opowieści dla dorosłych czarodziejów, zgarniając w tym samym czasie kosmyki z twarzy i sadowiąc się nieco wygodniej. Och, gdzie są te pieprzone fotele i kanapy, kiedy człowiek najbardziej ich potrzebuje? Dlaczego nikt nie pomyślał nawet o wyłożeniu podłogi poduchami? Musieli przecież wiedzieć, że są miejscem docelowym kilku nie do końca prawych uczniów szkoły magii. Inaczej nie zostawialiby tylu łakoci bez nadzoru. Tak przynajmniej to sobie tłumaczył.
|
Kaylin Wittermore Prefekt Ravenclawu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Angielski dąb, pancerz kikimory, 13 cali, sztywna. Solidna, z dosyć grubą rękojeścią. Nie jest prosta, większość różdżki jest pofalowana. Sama rękojeść ozdobiona jest grawerowaniem w drewnie, a także onyksem, który umieszczony jest na jej podstawie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: ★ Szkolne ★ ACCIO - ALOHOMORA - APERACJUM - BĄBLOGŁOWY - BOMBARDA - COLLOPORTUS - CONFUNDUS - DEPULSO - DRĘTWOTA - ENERVATE - EPISKEY - EXPELLIARMUS - GLACIUS - LUMOS MAXIMA - REDUCTO - REPARO - WINGARDIUM LEVIOSA ★ Łatwe ★ ANATISQUACK - BONUM IGNIS - CALVORIO - CHŁOSZCZYŚĆ - CONSTANT VISIO - ENTROPOMORPHIS - ERECTO - FUNEMITE - ILLEGIBILUS - IMPERTURBABLE - SICCUM - ZAKLĘCIE CZTERECH STRON ŚWIATA (WSKAŻ MI) ★ Trudne ★ FINITE INCANTATEM - PROTEGO HORRIBILIS ★ Specjalne ★ ZAKLĘCIE PATRONUSA (EXPECTO PATRONUM, FORMA BIAŁEGO KRUKA) ★OPIS POSTACI: Dosyć niska, mierząca jedynie sto sześćdziesiąt centymetrów, nie wyróżniająca się tak naprawdę niczym szesnastolatka. Drobna, można nawet pokusić się o stwierdzenie chuda dziewczyna, która z pewnością nie ma zbyt wiele siły i łatwą ją pociągnąć, czy popchnąć. Ostatnim razem, gdy się ważyła, waga ukazała czterdzieści osiem kilogramów, co i tak było dla niej osiągnięciem. Całkowicie przeciętna, o krótkich blond włosach, które lubią się puszyć i falować - każdy włos w zupełnie inną stronę, co sprawia, że na jej głowie prawie zawsze panuje nieład. Zawsze bardzo się stara, by mieć choć trochę elegancką fryzurę, jednak nie często jej się to udaje. Brązowe oczy kontrastują z bladą cerą, będącą oznaką przebywania przez większość czasu w budynkach, choć w wakacje zdarza się, że znajduje się na niej lekka opalenizna będąca wynikiem spędzania czasu z magicznymi stworzeniami na zewnątrz. Opala się jednak na czerwono, co nie jest szczytem jej marzeń. Ma na twarzy kilka pieprzyków, a na całym ciele poza tym jedyną skazą jest długa blizna, ciągnąca się aż od lewej strony brzucha do połowy uda. Nie ma zbyt dużej wady wzroku, jednak często można spotkać ją w okularach z czarną obwódką, gdyż w ten sposób lepiej jej się czyta. Dziewczyna nauczona została dbania o siebie, więc zawsze jest czysta i schludnie ubrana. Zdarza się, że na twarzy można dostrzec makijaż, lecz nie jest to zbyt częste. Lubi eleganckie stroje, spódnice, koszule i sweterki. Zawsze pachnie od niej kwiatową mieszanką jej ulubionych perfum. Temat: Re: Miodowe Królestwo Nie 13 Mar 2016, 18:15 | |
| Dla niej był normalny. Choć może użyła złego słowa, bo powinna określić go mianem zdrowego. Nie wiedziała o jego zdolnościach i tym, jaką krew miał w swoich żyłach. I nie o to jej przecież chodziło. Umiał się dostosować, poruszać między innymi. Wiedział, jak rozmawiać z ludźmi i nie czuł się przy nich, jak zwierzę zamknięte w klatce. Był po prostu normalny. Ona nie była i zdawała sobie z tego sprawę. Całe życie walczyła właśnie o tę normalność i ostatnio szło jej coraz lepiej. Rozmawiała, czasem nawet się uśmiechała. Sprawowała funkcję prefekta i zdawało się, że część uczniów ją nawet lubiła. Mimo to, cały czas musiała się pilnować i ciągle pytała Bułhakowa o zdanie, bo przecież tylko on mógł jej dobrze poradzić. - Nie powiedziałam, że jesteś przeciętny. Normalność to dobra cecha, a do bycia przeciętnym ci daleko, Todd. - Powiedziała cicho, niepewnie. Była zbita z tropu i nie wiedziała już, czy naprawdę zrobiła mu tym określeniem dobrze, czy po prostu z niej kpił i był zły. Nie potrafiła odczytać drugiego dna wypowiedzi i teraz stresowała się, że może powiedziała coś nieodpowiedniego. Akurat teraz, kiedy naprawdę chciała być miła! W końcu normalność była dla niej na wagę złota. Odetchnęła głęboko walcząc sama ze sobą. Nie liczyła ani na zrozumienie, ani na litość. Wręcz przeciwnie, gdyby Todd zaczął się nad nią teraz pochylać i litować, zapewne poczułaby się urażona. Jej duma by tego nie zniosła, więc komentarze, choć średnio przyjemne, pomogły jej w tej konkretnej sytuacji. Podniosła się, otrzepując spódnicę i spojrzała na niego marszcząc brwi. Ręce jeszcze trochę jej się trzęsły, ale nie było już tak źle. - Jest gorzej, Todd. Wracamy natychmiast do zamku. Zanim ktoś nas przyłapie. Chcesz, żebyśmy stracili wszystkie punkty? - Mruknęła, już nieźle zła. Zmarszczyła brwi i pokręciła głową. Jak mogła dać mu się w coś takiego wciągnąć? Tyle pracowała, by Krukoni mieli przewagę i szansę na Puchar Domów i teraz miała to tak łatwo zaprzepaścić? Po jej trupie! - Niby czemu mam ci się z czegoś zwierzać? - Obruszyła się i nawet lekko prychnęła. Nie zmieniło to faktu, że rumieniec na policzku jedynie się zwiększył. Podrapała się po policzku i ze zdenerwowania stąpała z nogi na nogę. - Po prostu ludzie mają zbyt bujną wyobraźnię i zawsze muszą dołożyć do wszystkiego drugie dno. - Powiedziała w końcu. - Chodźmy już.
|
Hugo Todd Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 10 i 3/4 cala, średnio sztywna, rdzeń z kła widłowęża, drzewo hikoryOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Bąblogłowy, Protego, Riddiculus, Accio, Alohomora, Lumos, Sollicitus, Expulso, Levicorpus, Oblivate, NoxOPIS POSTACI: Przez pierwsze pięć lat swojego życia był małym księciem. Pupilkiem ojca, macochy, rozlicznych ciotek, babek i piątych wód po kisielu - siostrzenic ciotecznych brata od strony szwagra dziadka. Dopieszczany zarówno delikatnym dotykiem, jak i czułym słowem, słodkim ciastkiem, czy odległymi obietnicami. Pęczniał w swoim małym dostatku jak drożdżowy placek w ciepełku. Dostawał prezenty, ochuchiwany był ochami i achami, każdy jego ruch rączką, czy mielenie gryzaka zalążkami ząbków spotykało się z wielkim poruszeniem. Chociaż nieświadomie, powoli przyzwyczajał się do tego stanu i nie przewidywał, by cokolwiek miało się zmieniać. Wszak był rozkoszny, dziecięco pucołowaty, pocieszny i śliczniutki – w ogóle nie przypominał mężczyzny, którym powinien się stać po osiągnięciu pełnoletności. Szaro-błękitne oczęta odziedziczył po przodkach ze strony matki. Tak samo było z jasną, zdrową cerą i gęstymi złotymi loczkami cherubinka. Śmiało mógłby wtedy pozować Rafaelowi, czy Michałowi Aniołowi. Tak przynajmniej twierdziła lwia część rodziny. Powód specjalnego traktowania? Ojciec na jakiejś wycieczce w interesach skundlił się z ledwo co napotkaną przedstawicielką nieludzkiego rodu. Wszystko zdawało się być jeno krótkotrwałą, chociaż pełną namiętności i ogólnej wesołości przygodą, dopóki nie znalazł pod drzwiami rodzinnego domu kosza z noworodkiem. Trzeba dodać, że noworodkiem płci wybitnie męskiej, co mogło być powodem porzucenia przez matkę. Wile rzadko kiedy tolerują mężczyzn w swym gronie na dłużej. „Udomowione” przedstawicielki co prawda zakładają rodziny, jednak wszechobecne nienawiść i nieporozumienia na tle rasowym przeszkadzają im w pełnej integracji z ludzkim społeczeństwem. Hugo nie okazał się być córką, toteż nie był godzien pozostania przy matczynej piersi. Podepchnięty ojcu, wciśnięty w rodzinny obrazek Mary i Irvinga Toddów, spełniał swój obowiązek jako najmłodsza latorośl wciąż nie mogących się doczekać potomka, niemłodych już partnerów. Nie była to oczywiście łatwa zmiana. Pierw traktowany był ze zrozumiałą wrogością i niepewnością, aczkolwiek jego wielkie, niemowlęce oczka i raczej ciche usposobienie przydały mu akceptacji i powolnej, sukcesywnej asymilacji z każdym odłamem Toddów i pochodnych. Instynkt macierzyński Mary kwitł, chociaż nie ona go rodziła, prawie dumny z pracy swych lędźwi Irving nadał synowi drugie imię po sobie dla zacieśnienia więzi i pokazania, że się do niego przyznaje. Nie czuł się ojcem w pełnym wymiarze, jednak potomek reperował jego poczucie miejsca w społeczeństwie. Nie byli już ostatnimi z okolicy, którzy nie mogli budować podpory rodu na nowych gruntach. Do czasu. Pięć lat później Mary powiła małą, czarnowłosą Shiloh. Dziecko było tak brzydkie, jak tylko mógł być noworodek, jednak dla szczęśliwych rodziców było najpiękniejsze na świecie. Zatrwożony o swoją przyszłość w rodzinie Hugo poczuł się nagle zepchnięty na dalszy tor. Już nie dla niego były koronkowe poduchy podkładane pod pupę. Musiał sobie radzić sam, w końcu był „dużym chłopcem”. Czerwonawe, wiecznie napięte i rozwyte „coś” przesłaniało wszelkie jego dotychczasowe racje. Jadał posiłki, uczył się, przebywał w towarzystwie. Jednak już nie on i jego specyficzna uroda były tematem ochów i achów. Naprzemiennie defekująca i płacząca siostrzyczka tarmoszona była za policzki i całowana w czoło. W końcu była córką TEGO domu, a nie jeno przybłędą. Hugo został zepchnięty na drugi plan. Zmienił się, oczywiście… Z wiekiem gasł, a jego uroda traciła na mocy. Nie kusił jak matka, chociaż nawet jako kilkulatek wciąż mógłby reklamować producentów pasty do zębów dla sławnych i bogatych. Złote loki ciemniały, przechodząc w jasny, ciepły kasztan. Pucołowatość malała, przydając mu z każdym rokiem coraz bardziej chłopięcych rysów twarzy. Ubrany w kiecuszkę nie był już ‘śliczną dziewczynką’ tylko ‘biednym, ślicznym chłopcem, którego ktoś postanowił ośmieszyć’. Jedynie oczy ciągle pozostawały takie same – szaro-błękitne, relatywnie symetryczne, osadzone na tyle głęboko, by nie nadawać mu żabiej aparycji, a na tyle płytko, by nie kojarzyć się z upośledzeniem. Jeszcze kilka lat i śmiało mógłby zacząć mówić o siebie w kategorii ‘przystojnego’. Teraz powstrzymuje język. Nie mówi w towarzystwie tego co mu ślina na język przyniesie, pomny traumatycznych koszmarów wieku dziecięcego. Diagnoza była brutalnie prosta i nie dająca nadziei na odmianę – śmierć łóżeczkowa, nic nie można było zrobić. Jednak właśnie wtedy na światło dzienne wyciągnięte zostały małe brudy z przestrzeni całego roku. Nienawiść brata do siostry, jego grymaszenie na wspólne spędzanie czasu, bicie małej istotki po twarzy za które zbierał tęgie lanie… Wcześniej lekceważone „chcę, żeby sobie poszła”, „niech idzie do dziadka!” (który zmarł kilka miesięcy wcześniej na nieznaną, przykrą chorobę) nabrało nowej mocy. Tragedia rodzinna rozbuchała złe opary nagromadzone w każdym jej członku. Nawet dziś, wciąż młody, przystojny i, co najważniejsze, narcystyczny Hugo nie może się pozbierać po wieloletniej awanturze. On rozdrapywał rany stwierdzeniami, że przecież mogą kochać już tylko jego, za co zamykany był na wiele godzin we własnym pokoju. Nie rozumiał logiki kary – przecież powiedział prawdę i nie zrobił niczego złego. To, że jego uczucia różniły się od rodzicielskiej miłości do utraconego pacholęcia nie docierało do niego żadną drogą. Podjąwszy naukę w Hogwarcie był całkowicie ukontentowany. Oddalił się od ciężkiej atmosfery panującej w domu, a comiesięczne czeki zasilały jego konto. Mógł żyć spokojnie. Dorastać, mężnieć, zmieniać się. Nie wyglądał już jak mały aniołek – przeszkadzało mu w tym nabyte 186 cm wzrostu, niemiłosiernie wystające kości w okolicach bioder i zdecydowanie za długie palce. Zachował jednak posmak wilej krwi w sobie, toteż pomimo braku typowo kobiecego powabu i tak ma naturę podrywacza i odpowiednie ku temu predyspozycje wyglądowe. Całkowity brak rozbudowanej partii mięśniowej poza przepisowe, nadające mu wyprostowanej sylwetki, zakrywa dobrze skrojonymi szatami. Myje się codziennie i goli, by zachować świeżość. Uwydatniona grdyka na chudej szyi co prawda jest mu zadrą w palcu, jednak stara się tego nie eksponować. Wcale nie uważa tego za ‘męskie’. On sam nie jest przecież rozpoznawany przez kategorię owłosionego dryblasa u boku jakiejś powabnej panienki. Temat: Re: Miodowe Królestwo Pon 14 Mar 2016, 00:01 | |
| Gdyby był zły, pierwsza by się o tym dowiedziała. Hugo jednak nie miał w zwyczaju złościć się na głupiutkie ślicznotki jej pokroju. Oczywiście, mógł dawać znaki obrazy, mógł milknąć i pokazywać na twarzy wszelkie nieprzychylne grymasy, nie potrafił się jednak gniewać w przypadku, kiedy nikt nie nastąpił mu na odcisk. Wittermore zaś daleko była od zagniewania go, czy chociażby wkurzenia, swoją statecznością, stanowczością i nudziarstwem wzbudzając jedynie pokłady zainteresowania charakterystycznego dla zabawki rzuconej przed młodego kota. Zabawiał się swoją zdobyczą tak długo, jak to tylko było możliwe. - Co rozumiesz przez „przeciętność”? To przecież synonim normalności, a właśnie mówisz mi, że jestem całkowicie normalny. Chcesz mnie skomplementować? Powiedz po prostu, że jesteś świetny, a ja i tak Ci uwierzę, Wittermore. – Wyszczerzył się w jej kierunku. Było mu tak wygodnie, że spokojnie mógł zostać tu do końca świata, albo przynajmniej do chwili, w której odkształci sobie tyłek o kamienną posadzkę. Oparty o grube drewno patrzył na Kaylin jak na dzikie zwierzątko, analizując jej obronną postawę i zastanawiając się, czy ona tak zawsze, czy tylko nakręca się bo są sami. Podciągnął kolana pod brodę i oparł na nich dłonie, zaś na samym wierzchołku ułożył swoją głowę. Wysunął szczękę lekko w kierunku dziewczyny, przy czym namyślił się i uśmiechnął całkiem w swoim stylu. - No ja nie wiem… Chcesz to idź, ale mi tu dobrze. Niepilnowany mogę nabrać ochoty na wejście do głównego pomieszczenia sklepu. Ciekawe, czy właściciele jeszcze są wewnątrz. Sprawdzimy? – Nabrał powietrza w płuca, na chwilę wstrzymał się wlepiając w Kaylin swoi wzrok, po czym z premedytacją wyciągnął długie, donośne: -HALOOOO. Jedna z rąk sięgnęła po słodycz jeszcze nim echo zdążyło opaść. Hugo uśmiechał się złośliwie, wizualizując sobie wszelkie zmiany zachodzące wewnątrz głowy krukonki. Czy była wstrząśnięta jego bezczelnością? Gotowa wrócić samotnie? A może jednak postanowiła potowarzyszyć mu jeszcze trochę i przypilnować, by nie dopuścił się czegoś gorszego od siedzenia i podjadania? Na gacie Merlina, przecież nie robił tego po raz pierwszy. Żadna nowość, żadne przestępstwo. Nie zapłacił co prawda wcześniej żadnej kwoty w sklepie na wypadek swoich małych kradzieży, jednak czuł się o tyle usprawiedliwiony, o ile wierny był powiedzeniu „czego oczy nie widzą”. Sam przecież niejednokrotnie padał jego ofiarą. - To jak, blondyneczko? Zmusisz mnie, bym z Tobą poszedł, czy może usiądziesz jak grzeczna dziewczynka i opowiesz mi, czemu taka fajna, młoda kobieta truchleje pod naporem bezsensownych słów z zewnątrz. Przecież Cię to nawet nie boli…
|
Kaylin Wittermore Prefekt Ravenclawu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Angielski dąb, pancerz kikimory, 13 cali, sztywna. Solidna, z dosyć grubą rękojeścią. Nie jest prosta, większość różdżki jest pofalowana. Sama rękojeść ozdobiona jest grawerowaniem w drewnie, a także onyksem, który umieszczony jest na jej podstawie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: ★ Szkolne ★ ACCIO - ALOHOMORA - APERACJUM - BĄBLOGŁOWY - BOMBARDA - COLLOPORTUS - CONFUNDUS - DEPULSO - DRĘTWOTA - ENERVATE - EPISKEY - EXPELLIARMUS - GLACIUS - LUMOS MAXIMA - REDUCTO - REPARO - WINGARDIUM LEVIOSA ★ Łatwe ★ ANATISQUACK - BONUM IGNIS - CALVORIO - CHŁOSZCZYŚĆ - CONSTANT VISIO - ENTROPOMORPHIS - ERECTO - FUNEMITE - ILLEGIBILUS - IMPERTURBABLE - SICCUM - ZAKLĘCIE CZTERECH STRON ŚWIATA (WSKAŻ MI) ★ Trudne ★ FINITE INCANTATEM - PROTEGO HORRIBILIS ★ Specjalne ★ ZAKLĘCIE PATRONUSA (EXPECTO PATRONUM, FORMA BIAŁEGO KRUKA) ★OPIS POSTACI: Dosyć niska, mierząca jedynie sto sześćdziesiąt centymetrów, nie wyróżniająca się tak naprawdę niczym szesnastolatka. Drobna, można nawet pokusić się o stwierdzenie chuda dziewczyna, która z pewnością nie ma zbyt wiele siły i łatwą ją pociągnąć, czy popchnąć. Ostatnim razem, gdy się ważyła, waga ukazała czterdzieści osiem kilogramów, co i tak było dla niej osiągnięciem. Całkowicie przeciętna, o krótkich blond włosach, które lubią się puszyć i falować - każdy włos w zupełnie inną stronę, co sprawia, że na jej głowie prawie zawsze panuje nieład. Zawsze bardzo się stara, by mieć choć trochę elegancką fryzurę, jednak nie często jej się to udaje. Brązowe oczy kontrastują z bladą cerą, będącą oznaką przebywania przez większość czasu w budynkach, choć w wakacje zdarza się, że znajduje się na niej lekka opalenizna będąca wynikiem spędzania czasu z magicznymi stworzeniami na zewnątrz. Opala się jednak na czerwono, co nie jest szczytem jej marzeń. Ma na twarzy kilka pieprzyków, a na całym ciele poza tym jedyną skazą jest długa blizna, ciągnąca się aż od lewej strony brzucha do połowy uda. Nie ma zbyt dużej wady wzroku, jednak często można spotkać ją w okularach z czarną obwódką, gdyż w ten sposób lepiej jej się czyta. Dziewczyna nauczona została dbania o siebie, więc zawsze jest czysta i schludnie ubrana. Zdarza się, że na twarzy można dostrzec makijaż, lecz nie jest to zbyt częste. Lubi eleganckie stroje, spódnice, koszule i sweterki. Zawsze pachnie od niej kwiatową mieszanką jej ulubionych perfum. Temat: Re: Miodowe Królestwo Wto 15 Mar 2016, 13:27 | |
| Dobrze, że nie wiedziała, iż była dla niego kolejną głupiutką ślicznotką, bo z pewnością nigdy więcej by się do niego nie odezwała. Najgorsze, co mógłby o niej powiedzieć to właśnie to, że była głupiutka. Wiedziała, że ma problemy z wieloma sprawami i niektórych rzeczy po prostu nie rozumiała. Uważała się jednak za całkiem mądrą i to właśnie mądrość i inteligencja były dla niej wyznacznikiem wartości innego człowieka. Nie obchodziło ją to, czy ktoś ma ładną twarz (czego jednak nie mogła odmówić Toddowi), ważne było jego zachowanie i właśnie wiedza. Dlatego też tak łatwo poleciała na Vaksilija Bułhakowa. Nie był on może najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego mogła w swoim życiu spotkać, nie był też młody - co bolało ją chyba najbardziej - ale miał naprawdę mnóstwo wiedzy, którą tak łaskawie się z nią dzielił. - Nie do końca, Todd. Normalność ma raczej pozytywny wydźwięk. I oznacza, że nic z tobą nie jest nie w porządku. Przeciętność postrzegamy raczej jako wadę, bycie pospolitym, dokładnie takim, jak całą reszta. Czego, cóż, o tobie powiedzieć nie można. - Powiedziała cicho, jednak pewnie. Była to jedna z niewielu rzeczy, jakich była pewna w ostatnim czasie. Zdenerwowana luzackim podejściem do sprawy Todda fukała pod nosem, a w środku wszystko jej się gotowało. Naprawdę, gdyby mogła obiłaby mu ten śliczny ryjek tak, że rodzona matka by go nigdy nie poznała! Jak śmiał robić sobie z niej takie żarty? Najchętniej złapałaby go za kołnierz i siłą zaprowadziła do zamku, gdzie zmusiłaby go w ramach kary do polerowania liczydeł w gabinecie Bułhakowa. Bo kryształowej kuli nie dałaby mu do ręki, zbyt wielkie ryzyko, że coś by jej zrobił. - Cicho bądź. - Warknęła na niego podbiegając i zakrywając mu usta dłonią. - Zachowuj się, jak przystało na twój wiek. Zbieraj się z tej podłogi, wracamy do zamku. Natychmiast. - Była zła, mógł to nie tylko usłyszeć w jej głosie, ale i zobaczyć w oczach, które zionęły chłodem bardziej niż zwykle. Kolejne pytanie sprawiło jednak, że odsunęła się nieznacznie i chrząknęła. Przez chwilę można było zobaczyć na jej twarzy grymas niezadowolenia i... Cóż, jakby czegoś w rodzaju zawodu, bólu, ale przecież trwało to tak krótko, iż ciężko było dokładnie określić. - Nie wiem, czemu miałabym ci o tym opowiadać. - Fuknęła pod nosem, ale po kilkunastu sekundach usiadła obok niego. Milczała przez dłuższą chwilę, bo nie miała zamiaru zwierzać mu się ze wszystkiego. Na pewno nie z tego, co siedziało w jej sercu i sprawiało, że ciężko łapało jej się każdy oddech, gdy tylko w pobliżu pojawiał się Bułhakow. - Nie obchodzą mnie plotki, dopóki dotyczą tylko mnie. - Powiedziała w końcu, wpatrując się w podłogę.
|
Hugo Todd Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 10 i 3/4 cala, średnio sztywna, rdzeń z kła widłowęża, drzewo hikoryOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Bąblogłowy, Protego, Riddiculus, Accio, Alohomora, Lumos, Sollicitus, Expulso, Levicorpus, Oblivate, NoxOPIS POSTACI: Przez pierwsze pięć lat swojego życia był małym księciem. Pupilkiem ojca, macochy, rozlicznych ciotek, babek i piątych wód po kisielu - siostrzenic ciotecznych brata od strony szwagra dziadka. Dopieszczany zarówno delikatnym dotykiem, jak i czułym słowem, słodkim ciastkiem, czy odległymi obietnicami. Pęczniał w swoim małym dostatku jak drożdżowy placek w ciepełku. Dostawał prezenty, ochuchiwany był ochami i achami, każdy jego ruch rączką, czy mielenie gryzaka zalążkami ząbków spotykało się z wielkim poruszeniem. Chociaż nieświadomie, powoli przyzwyczajał się do tego stanu i nie przewidywał, by cokolwiek miało się zmieniać. Wszak był rozkoszny, dziecięco pucołowaty, pocieszny i śliczniutki – w ogóle nie przypominał mężczyzny, którym powinien się stać po osiągnięciu pełnoletności. Szaro-błękitne oczęta odziedziczył po przodkach ze strony matki. Tak samo było z jasną, zdrową cerą i gęstymi złotymi loczkami cherubinka. Śmiało mógłby wtedy pozować Rafaelowi, czy Michałowi Aniołowi. Tak przynajmniej twierdziła lwia część rodziny. Powód specjalnego traktowania? Ojciec na jakiejś wycieczce w interesach skundlił się z ledwo co napotkaną przedstawicielką nieludzkiego rodu. Wszystko zdawało się być jeno krótkotrwałą, chociaż pełną namiętności i ogólnej wesołości przygodą, dopóki nie znalazł pod drzwiami rodzinnego domu kosza z noworodkiem. Trzeba dodać, że noworodkiem płci wybitnie męskiej, co mogło być powodem porzucenia przez matkę. Wile rzadko kiedy tolerują mężczyzn w swym gronie na dłużej. „Udomowione” przedstawicielki co prawda zakładają rodziny, jednak wszechobecne nienawiść i nieporozumienia na tle rasowym przeszkadzają im w pełnej integracji z ludzkim społeczeństwem. Hugo nie okazał się być córką, toteż nie był godzien pozostania przy matczynej piersi. Podepchnięty ojcu, wciśnięty w rodzinny obrazek Mary i Irvinga Toddów, spełniał swój obowiązek jako najmłodsza latorośl wciąż nie mogących się doczekać potomka, niemłodych już partnerów. Nie była to oczywiście łatwa zmiana. Pierw traktowany był ze zrozumiałą wrogością i niepewnością, aczkolwiek jego wielkie, niemowlęce oczka i raczej ciche usposobienie przydały mu akceptacji i powolnej, sukcesywnej asymilacji z każdym odłamem Toddów i pochodnych. Instynkt macierzyński Mary kwitł, chociaż nie ona go rodziła, prawie dumny z pracy swych lędźwi Irving nadał synowi drugie imię po sobie dla zacieśnienia więzi i pokazania, że się do niego przyznaje. Nie czuł się ojcem w pełnym wymiarze, jednak potomek reperował jego poczucie miejsca w społeczeństwie. Nie byli już ostatnimi z okolicy, którzy nie mogli budować podpory rodu na nowych gruntach. Do czasu. Pięć lat później Mary powiła małą, czarnowłosą Shiloh. Dziecko było tak brzydkie, jak tylko mógł być noworodek, jednak dla szczęśliwych rodziców było najpiękniejsze na świecie. Zatrwożony o swoją przyszłość w rodzinie Hugo poczuł się nagle zepchnięty na dalszy tor. Już nie dla niego były koronkowe poduchy podkładane pod pupę. Musiał sobie radzić sam, w końcu był „dużym chłopcem”. Czerwonawe, wiecznie napięte i rozwyte „coś” przesłaniało wszelkie jego dotychczasowe racje. Jadał posiłki, uczył się, przebywał w towarzystwie. Jednak już nie on i jego specyficzna uroda były tematem ochów i achów. Naprzemiennie defekująca i płacząca siostrzyczka tarmoszona była za policzki i całowana w czoło. W końcu była córką TEGO domu, a nie jeno przybłędą. Hugo został zepchnięty na drugi plan. Zmienił się, oczywiście… Z wiekiem gasł, a jego uroda traciła na mocy. Nie kusił jak matka, chociaż nawet jako kilkulatek wciąż mógłby reklamować producentów pasty do zębów dla sławnych i bogatych. Złote loki ciemniały, przechodząc w jasny, ciepły kasztan. Pucołowatość malała, przydając mu z każdym rokiem coraz bardziej chłopięcych rysów twarzy. Ubrany w kiecuszkę nie był już ‘śliczną dziewczynką’ tylko ‘biednym, ślicznym chłopcem, którego ktoś postanowił ośmieszyć’. Jedynie oczy ciągle pozostawały takie same – szaro-błękitne, relatywnie symetryczne, osadzone na tyle głęboko, by nie nadawać mu żabiej aparycji, a na tyle płytko, by nie kojarzyć się z upośledzeniem. Jeszcze kilka lat i śmiało mógłby zacząć mówić o siebie w kategorii ‘przystojnego’. Teraz powstrzymuje język. Nie mówi w towarzystwie tego co mu ślina na język przyniesie, pomny traumatycznych koszmarów wieku dziecięcego. Diagnoza była brutalnie prosta i nie dająca nadziei na odmianę – śmierć łóżeczkowa, nic nie można było zrobić. Jednak właśnie wtedy na światło dzienne wyciągnięte zostały małe brudy z przestrzeni całego roku. Nienawiść brata do siostry, jego grymaszenie na wspólne spędzanie czasu, bicie małej istotki po twarzy za które zbierał tęgie lanie… Wcześniej lekceważone „chcę, żeby sobie poszła”, „niech idzie do dziadka!” (który zmarł kilka miesięcy wcześniej na nieznaną, przykrą chorobę) nabrało nowej mocy. Tragedia rodzinna rozbuchała złe opary nagromadzone w każdym jej członku. Nawet dziś, wciąż młody, przystojny i, co najważniejsze, narcystyczny Hugo nie może się pozbierać po wieloletniej awanturze. On rozdrapywał rany stwierdzeniami, że przecież mogą kochać już tylko jego, za co zamykany był na wiele godzin we własnym pokoju. Nie rozumiał logiki kary – przecież powiedział prawdę i nie zrobił niczego złego. To, że jego uczucia różniły się od rodzicielskiej miłości do utraconego pacholęcia nie docierało do niego żadną drogą. Podjąwszy naukę w Hogwarcie był całkowicie ukontentowany. Oddalił się od ciężkiej atmosfery panującej w domu, a comiesięczne czeki zasilały jego konto. Mógł żyć spokojnie. Dorastać, mężnieć, zmieniać się. Nie wyglądał już jak mały aniołek – przeszkadzało mu w tym nabyte 186 cm wzrostu, niemiłosiernie wystające kości w okolicach bioder i zdecydowanie za długie palce. Zachował jednak posmak wilej krwi w sobie, toteż pomimo braku typowo kobiecego powabu i tak ma naturę podrywacza i odpowiednie ku temu predyspozycje wyglądowe. Całkowity brak rozbudowanej partii mięśniowej poza przepisowe, nadające mu wyprostowanej sylwetki, zakrywa dobrze skrojonymi szatami. Myje się codziennie i goli, by zachować świeżość. Uwydatniona grdyka na chudej szyi co prawda jest mu zadrą w palcu, jednak stara się tego nie eksponować. Wcale nie uważa tego za ‘męskie’. On sam nie jest przecież rozpoznawany przez kategorię owłosionego dryblasa u boku jakiejś powabnej panienki. Temat: Re: Miodowe Królestwo Czw 07 Kwi 2016, 12:40 | |
| Trzeba zacząć tu od potwierdzenia jednego faktu – Vaksilij Bułhakow i bycie przystojnym nigdy nie szli i nie pójdą ze sobą w parze. Jakiegokolwiek eliksiru ten by nie użył (a Hugo czytał o nich całkiem sporo na potrzeby podrasowania samego siebie) i tak nie osiągnąłby efektu nawet miernego. Był jednym wielkim antropomorficznym kartoflem i taki był już jego smutny los. Tak, zdecydowanie, dlatego właśnie wyżywał się na Bogu ducha winnych uczniach pokroju samego Todda. Gdyby Wittermore choć w żartach porównała Hugo i Vakela, ten pierwszy srodze i wiecznie by się na nią obraził. - Zatem jestem normalny i niepospolity? Wittermore, znowu próbujesz mnie skomplementować? Zaraz pomyślę, że robisz sobie na coś nadzieję. – Puścił w jej kierunku oczko, gniotąc tą całą poprawność polityczną i suchość wypowiedzi. Osobiście nie lubił rzeczowego tonu, jakim ta się zazwyczaj odznaczała. Nie nawykł do stoicyzmu i szczerze lubił się ekscytować, gniewać, wstydzić (czasami mu się zdarza), czy nawet smucić. – Poza tym zupełnie nie rozumiem Twojego przekonania, że zrobię cokolwiek mi powiesz. Nie masz imperiusa w głosie, Pszczółko, a Twoje bycie prefektem kończy się na murach zamku. Przekonaj mnie, że warto, a przemyślę Twoją propozycję. – Podsunął jej rękę ze słodyczem pod nos, kiedy ta zakryła mu usta i nie pozwoliła dokończyć. Na gacie Merlina i Morgany, serio, ta kobieta zupełnie nie potrafiła się bawić. Hugo i tak dziwił się ponadprogramowej nienawiści Yvon, jednak coraz lepiej rozumiał jej podstawy. Dziewczyny były w porównaniu do siebie jak niebo i ziemia, a chociaż świetnie bawił się z każdą z osobna, to i tak musiał zmieniać swoje nastawienie i sposoby. Hennessy była zdecydowanie łatwiejsza do namówienia jej do złego. - A to znaczy, że te aktualne nie dotyczą. To takie strasznie ludzkie, że się przejmujesz drugą osobą. Przestań, bo się dorobisz zmarszczek. – On w sumie tego nie rozumiał. Nigdy nikim się nie przejmował, nawet ojcem czy matką. Okej, Shiloh to inna sprawa, ale ona była… Cóż. Nie, jednak nią też się nigdy nie przejmował. Oczywiście, było mu z tym teraz czasami nawet źle, ale nie aż tak, by mieć z tego powodu wyrzuty sumienia, czy być tak nafukanym jak Kaylin. On był sam, sam jeden. Rozpieszczony do granic możliwości, chociaż nie leniwy i pretensjonalny. Brał co chciał, mówił co uważał za słuszne i czynił na co miał ochotę. Fakt, nad niektórymi rzeczami musiał się napracować bardziej niż poukładani, grzeczni uczniowie w ławkach, jednak o ile jego życie było zabawniejsze. Ciekawe, które z nich nie żałowało ani chwili z przeszłości. - W sumie to mam ochotę na oranżadę w Świńskim Łbie, ale chyba nie masz nastroju na randki, co?
|
Kaylin Wittermore Prefekt Ravenclawu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Angielski dąb, pancerz kikimory, 13 cali, sztywna. Solidna, z dosyć grubą rękojeścią. Nie jest prosta, większość różdżki jest pofalowana. Sama rękojeść ozdobiona jest grawerowaniem w drewnie, a także onyksem, który umieszczony jest na jej podstawie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: ★ Szkolne ★ ACCIO - ALOHOMORA - APERACJUM - BĄBLOGŁOWY - BOMBARDA - COLLOPORTUS - CONFUNDUS - DEPULSO - DRĘTWOTA - ENERVATE - EPISKEY - EXPELLIARMUS - GLACIUS - LUMOS MAXIMA - REDUCTO - REPARO - WINGARDIUM LEVIOSA ★ Łatwe ★ ANATISQUACK - BONUM IGNIS - CALVORIO - CHŁOSZCZYŚĆ - CONSTANT VISIO - ENTROPOMORPHIS - ERECTO - FUNEMITE - ILLEGIBILUS - IMPERTURBABLE - SICCUM - ZAKLĘCIE CZTERECH STRON ŚWIATA (WSKAŻ MI) ★ Trudne ★ FINITE INCANTATEM - PROTEGO HORRIBILIS ★ Specjalne ★ ZAKLĘCIE PATRONUSA (EXPECTO PATRONUM, FORMA BIAŁEGO KRUKA) ★OPIS POSTACI: Dosyć niska, mierząca jedynie sto sześćdziesiąt centymetrów, nie wyróżniająca się tak naprawdę niczym szesnastolatka. Drobna, można nawet pokusić się o stwierdzenie chuda dziewczyna, która z pewnością nie ma zbyt wiele siły i łatwą ją pociągnąć, czy popchnąć. Ostatnim razem, gdy się ważyła, waga ukazała czterdzieści osiem kilogramów, co i tak było dla niej osiągnięciem. Całkowicie przeciętna, o krótkich blond włosach, które lubią się puszyć i falować - każdy włos w zupełnie inną stronę, co sprawia, że na jej głowie prawie zawsze panuje nieład. Zawsze bardzo się stara, by mieć choć trochę elegancką fryzurę, jednak nie często jej się to udaje. Brązowe oczy kontrastują z bladą cerą, będącą oznaką przebywania przez większość czasu w budynkach, choć w wakacje zdarza się, że znajduje się na niej lekka opalenizna będąca wynikiem spędzania czasu z magicznymi stworzeniami na zewnątrz. Opala się jednak na czerwono, co nie jest szczytem jej marzeń. Ma na twarzy kilka pieprzyków, a na całym ciele poza tym jedyną skazą jest długa blizna, ciągnąca się aż od lewej strony brzucha do połowy uda. Nie ma zbyt dużej wady wzroku, jednak często można spotkać ją w okularach z czarną obwódką, gdyż w ten sposób lepiej jej się czyta. Dziewczyna nauczona została dbania o siebie, więc zawsze jest czysta i schludnie ubrana. Zdarza się, że na twarzy można dostrzec makijaż, lecz nie jest to zbyt częste. Lubi eleganckie stroje, spódnice, koszule i sweterki. Zawsze pachnie od niej kwiatową mieszanką jej ulubionych perfum. Temat: Re: Miodowe Królestwo Nie 10 Kwi 2016, 22:38 | |
| Jedno nieprzychylne słowo skierowane w stronę Bułhakowa mogłoby skończyć się potężną awanturą z zapatrzoną w nauczyciela Wittermore, a jak widać po ostatnich minutach - rozmowa z nią i tak była dosyć napięta. Dużo nagromadzonego stresu zaczęło wreszcie zbierać swoje żniwo, a Todd... Cóż, niczego jej nie ułatwiał. Spojrzała więc na niego spode łba i westchnęła przekręcając oczami. Pewności siebie naprawdę mogła mu pozazdrościć! - Niby na co miałabym sobie robić nadzieję, Todd? - Zaczęła spoglądając na niego oceniającym wzrokiem. Nie był zły, właściwie, należał do grona tych chłopców, którzy mieli powodzenie. Nie był jednak w jej typie, bo... Właściwie to nie miała żadnego. Nigdy nie zastanawiała się nad takimi głupotami. A Hugo nie miałby u niej szans, bo za mało przykładał się do nauki, o! - Nie mam zamiaru do niczego cię przekonywać. Nie wrócisz, twoja sprawa. - Fuknęła. - I nie nazywaj mnie pszczółką. - Naburmuszona poprawiała sobie sukienkę i rozglądała się po pomieszczeniu zastanawiając, jak mogłaby wrócić do zamku. Nie chciała spędzić w tym miejscu ani chwili dłużej. Z pewnością jeszcze bardzo długo będzie mu to wypominać i postara się, żeby dostał za to nauczkę. Tylko tak, żeby nie tracił przy okazji punktów dla domu, bo jednak szkoda jej było własnej pracy. - Nigdy... - Zaczęła cicho i urwała, bawiąc się przy tym włosami. Westchnęła. - Nie ważne, Todd. Po prostu chodźmy już stąd. - Podniosła się z ziemi i skierowała do wyjścia. Zatrzymała się jednak na chwilę i nie odwracając do niego, zaczęła coś do siebie mamrotać. - Nie wydaje mi się, by randka w takich okolicznościach była odpowiednia. Jeżeli chcesz mnie gdzieś zaprosić, wybierz lepszy sposób. Z grzeczności nie odmówię. - Chwila przerwy. - Chodź, chyba nie chcesz żebym wracała sama. Kobieta nie powinna włóczyć się sama po ciemnych korytarzach, a mężczyźnie tym bardziej nie przystoi zgadzać się na coś takiego. - Mówiąc to zniknęła w przejściu. Pójdzie za nią - dobrze. Nie zrobi tego - trudno. [z/t x2]
|
Temat: Re: Miodowe Królestwo | |
| |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |