|
Pokój numer 2Idź do strony : 1, 2 Administrator fabularny NPC
Temat: Pokój numer 2 Czw 31 Gru 2015, 21:53 | |
| Najpiękniejsze miejsce pod słońcem, to pokój w którym po prostu nie ma zasłon! Uczniowie wstają, skoro świt ponieważ słońce wdziera się przez nieosłonięte okna, rozpraszając. Znajdują się tu cztery, oddzielone od siebie łóżka. Pod każdym znajduje się niewielkich rozmiarów dywan, w kolorze brązu. Znajdziemy tu dwie, duże poduchy do spania, jeden naprawdę duży fotel, a także cztery, twarde krzesła. W komplecie znajduje się mały, jednoosobowy stoliczek. A także cztery szafy, na rzeczy osobiste. Lokatorzy
Ostatnio zmieniony przez Administrator fabularny dnia Sob 13 Sie 2016, 19:56, w całości zmieniany 2 razy
|
Alexander S. Avery Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Trzynastocentymetrowa. Sztywna. Matowa. Wykonana z solidnego wiązu, w swoim rdzeniu posiada najbardziej popularne włókno z pachwiny nietoperza.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Reparo, Wingardium Leviosa, Alohomora, Anteoculatia, Mimble Wimble, Conjunctivitis, Enervate, Bąblogłowy, Orchideus, Brackium Emendo, Entropomorphis, Titillando, Cantis, Tentaclifors OPIS POSTACI: Młody mężczyzna, mierzący sobie metr dziewięćdziesiąt cztery. Cechuje się niewielkich rozmiarów migdałowatymi oczyma o kolorze piwnym. Zaś jego włosy, przeczesane na jedną stronę, w postaci dość gęstej grzywy, mają kolor ciemnobrązowy. Twarz jest stosunkowo szczupła, z wyraźnie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi, odrobinę zbyt kwadratową, toporniejszą szczęką. Nos zaś jest prosty, odrobinę zadarty ku górze, bez większych widocznych skrzywień. Zazwyczaj pojawia się w czystych, wypasowanych ubraniach o przyjemnej fakturze, w dopsowanych jesienno-zimowych płaszczach, a czasem w mniej klasycznych krojach, ale w stonowanych ciemniejszych kolorach. Temat: Re: Pokój numer 2 Pią 04 Mar 2016, 23:05 | |
| Avery był bardzo podstępnym młodzieniaszkiem, który chociaż traktowany przez najbliższą rodzinę już jak dorosły, niejednokrotnie wykazywał się wyraźną samolubnością myśląc jedynie o tym, aby pod pretekstem mistrzowsko udawanego zachorowania czym prędzej wyrwać się z wypełnionej po brzegi klasy, w kierunku zbawiennego dormitorium za drzwiami którego można było konkretnie zadowalać się towarzystwem najróżniejszych znoszonych przez wszystkich Krukonów książek. Wykształcenie sprawiało, że mieli bardzo duże ciągoty do tematyki nie tylko związanej ściśle z Hogwatem. Były w tym księgozbiorze także zwykłe książki typowo filozoficzne. Psychologiczne. A również niepopularne pozycje pochodzące ze świata stricte najzwyklejszych w świecie, ale bardzo zachwalanych mugoli. Nienawidził ich. Ale niektórzy potrafili bardzo dobrze przelewać myśli na papier. W pomieszczeniu znajdywał się sam, w końcu w takich godzinach rówieśnicy przebywali na zajęciach. Czasami na dodatkowych kołach zainteresowań, a tak to klasycznie ze względu na ograniczoną możliwość rozrywki większymi grupami krążyli w okolicy Hogsmeade. Umawiali się z jeszcze nieletnimi dziewczynami na niezobowiązujące randki. Inni po prostu nie wracali, bo traktowali to pomieszczenie jedynie jako miejsce do spania. Uczyli się w bibliotekach. A on wolał oddawać się temu tutaj, w niesamowicie bezpiecznym miejscu, w którym zawsze mógł sięgnąć po wypełniony herbatą kubek. Upił właśnie z tego większego kilka łyków, kiedy rozmyślał nad zaczęciem następnego listu do jednej z tych, które strasznie zawracały mu głowę. Uwielbiał towarzystwo, ale wszystko miało swoje granice – wiedział w końcu, że musiała między rówieśniczkami pokazywać wypociny, jakie przelewał na kartki. Starał się pisać o czym innym, żeby żadna nie zorientowała się, że próbuje niejednokrotnie powielać schematy ku uciesze tej, która niecodzienny prezent w postaci rękopisu samego Averego dostanie. Ostatnio myślał o zaopatrzeniu się w dodatkowe kałamarze. W szczególności w takie, których właściwości były bardzo interesujące; tusze znikające, tusze ujawniające. A nawet zmieniające kolory! Ostatnie były bardzo krytykowane wśród męskiej części społeczności, która zazwyczaj wykorzystywała jedynie klasyczny, poczciwy, stary tusz który nasączało się do typowego, gęsiego pióra, aby pisać ręcznie. Kiedyś miał jedno samopiszące pióro, ale w trakcie zajęć zwinął mu je kolega. Nie zorientował się do dzisiaj, kto był tym łapserdakiem-kradziejem-podstępnikiem, przez którego przerzucił się na pióra, których nie ruszyłby nikt. Przeciągnął się na krześle. Niestety nie było w tym wystarczającej ilości gracji, co poskutkowało przewróceniem się przedmiotów spoczywających na niewielkim, okrągłym, ale solidnym stoliku. Kilka kartek runęło, ale najgorsze nadeszło, kiedy prawie pełny kubek przechylił się, pod naporem jednej z książek odskakując, a przy tym zalewając prawie pół stołu - no nie żartuję – wielką pociemniała plamą. Przeklinał na siebie. Ale głównie na herbatę. To w końcu ona była tym złem! Chochlikiem, który skutecznie zmoczył przy okazji swojego dzikiego harcowania, wnętrze jednej z wypożyczonych książek. Czym prędzej zaczął szukać w pomieszczeniu chustki, a najlepiej kilku. Musiał szybko pozbyć się problemu, a przecież nie opanował jeszcze zaklęć wysuszających. A szkoda, bo teraz bardzo by się przydały. Sowa, zainteresowana rozgardiaszem wyrwała się na krótką chwilę ze snu, aby kilkakrotnie gardłowo zahukać. Iście wzgardliwie, aż chciałoby się to niewdzięczne ptaszysko trzepnąć.
|
Graysen E. Carrow Zastępca kapitana i pałkarz Srebrnych Wiwern, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 14 cali, kieł widłowęża, winorośl, elastycznaOPANOWANE ZAKLĘCIA: OPIS POSTACI: Graysen ledwie opuścił łono swej nieszczęsnej matki Faustine, a liczne grono rodzinne, zgromadzone ściśle wokół kołyski, zawyrokowało, iż chłopiec przyszedł na świat jako idealna kalka swojego ojca. Choć podobne stwierdzenie zdawało się być w tamtej chwili niczym innym, a pieszczotliwą eksklamacją, to z biegiem lat każdy przekonał się, że Graysenowi w istocie przepowiedziano wtedy przyszłość w cieniu niedoścignionego oryginału, po którym to musiał odziedziczyć spłaszczony, wydatny nochal. Nie mógłby być gorszy od swych rówieśników, co za tym idzie, może pochwalić się wzrostem ponadprzeciętnym, sylwetką i ruchami nieskrępowanymi, acz bywa, że i chaotycznymi, zależnie od tego czy znajduje się obecnie w fazie nadpobudliwości ruchowej, czy wręcz przeciwnie, w stanie otępienia i stagnacji. Piwne kurwiki szaleństwa i błysk niepoczytalności są nieodłącznym elementem składowym spojrzenia, jakim Graysen obarcza swych rozmówców. Łagodny i spokojny, nieznęcony gwałtownym temperamentem, budzi jeszcze większe podejrzenia, wzmaga w innych lęk, iż tylko jednej małej iskierki brakuje do eksplozji niezrównoważonego pomyleńca, który to tkwi, gdzieś głęboko w nim, uśpiony za maską typowego, aroganckiego dzieciaka z porządnego domu. Coś, co kiedyś będzie nazywać się artystycznym nieładem, w obecnej erze, jest jedynie trywialnym bałaganem, bo to właśnie bałagan objął panowanie nad głową chłopaka. Nie podpatrzył ani trendów, ani kolegów z ławki, na próżno więc u niego szukać fryzury na przylizanego Włocha, on o to nie dba. Bogatą mimikę uwielbia uwydatniać w sposób ekspresyjny i nierzadko karykaturalny, emocje bowiem, i to te wszelkiego kalibru, stanowią dla Gray’a nieodwieczną zagwozdkę; są niczym puzzle pozbawione istotnych elementów układanki, których nie potrafi ułożyć. Fuzja kontrastowych emocji, niesprecyzowany i wieloznaczny ton wypowiedzi, zapewnił mu dożywotnią łatkę bezczelnego mitomana, z którego ust sączą się nieskończone ciągi łgarstw i jad fałszu. Potwierdzenie podobnego wymysłu byłoby jednakże krzywdzące dla Graysena, który w gruncie rzeczy nie jest osobą tak podłą i nikczemną, jak jego ojciec by pragnął. Z ludźmi mu nie po drodze, nie rozumie ich zamiarów, celów i motywacji. Nie utożsamia się zresztą z wieloma jednostkami, izoluje się od reszty na własne życzenie, nie będąc jednak do końca pewnym, czy jest to czymś, czego tak naprawdę pragnie. Temat: Re: Pokój numer 2 Nie 06 Mar 2016, 03:45 | |
| Czterdzieści jeden, czterdzieści dwa, czterdzieści trzy... Stoi pochylony i skupiony ze zmarszczonym czołem, ręce nonszalancko upchane w kieszeniach, a on, z uporem maniaka, świdruje wzrokiem ten pieprzony, walący się już regał, który chwieje się i ugina pod naporem równie wiekowych, kurzem i pyłem muśniętych, wielgachnych, zapomnianych przez młode pokolenia, tomiszczów. ...czterdzieści cztery, czterdzieści pięć, czterdzieści... Mruga dwukrotnie, podwinięta i zaplątana w sąsiedztwie swych sióstr rzęsa dźga go perfidnie w gałkę oczną, wytrącając z transu obliczeniowego i niwecząc wszelkie marzenia o dokończeniu dodawania przy pierwszej kolejce. - Kurwa mać - klnie siarczyście pod nosem, gdy tylko zdaje sobie sprawę, że traci oko i tylko sekundy dzielą go od przywdziania czarnej, skórzanej opaski Kapitana Hooka. Zlęknione nagłym i niespodziewanym wybuchem cudacznego osobnika, małoletnie Krukonki, czające się gdzieś w innym kącie pokoju wspólnego, podszeptują pierzchliwie, rozważając zacięcie czy się bać, czy uciekać w popłochu przed niezrównoważonym Carrowem, który to nagle markotnieje i od tej pory, całą swą uwagę poświęca pastwieniu się nad nieszczęsnym okiem wystawiającym go na próbę cierpliwości i zachowania zimnej krwi. Gada sam do siebie, mamrotając pourywane i nie mające sensu ciągi przekleństw oraz określeń iście rynsztokowych. Uporawszy się z figlarną rzęską, Graysen nieprzerwanie zdaje się ignorować swe otoczenie, absolutnie nie zniechęcony zduszonym chichotem, w którym ktoś mógłby również rozpoznać nutkę lęku przed ewentualną reakcją Carrowa, kontynuuje liczenie. Nie może odejść nim nie zliczy wszystkich tomów na półce. Mimo iż zna ich liczbę, podobnie jak ilość większości przedmiotów i bibelotów w pokoju, robi to kilka razy w tygodniu, ale tylko wtedy, gdy go natchnie lub coś mu się przypomni. Natchnienie prawdopodobnie nie jest zbyt fortunnym określeniem nagłych, natrętnych myśli, nawiedzających biedny i słaby umysł Graysena, który obronić się przed obsesją nie potrafi. Kończy swe nieszczęsne dzieło marnego księgowego, a wrogie, czarcie spojrzenie rzuca w kierunku wpatrzonych w niego i szepczących potajemnie, dziewcząt, tkwiących nieruchomo tuż przy rzędzie wielgachnych, mięciutkich foteli. Milknąc momentalnie, spuszczają pokornie wzrok i zbliżają się ku sobie ciasno. Odejdź, odejdź, idź już sobie pewnie sobie myślą, potępiając tym samym swoje wygłupy. Graysen szprycuje panniska swą obojętnością i mija je bez słowa, krocząc w kierunku wschodnim, do rozwidlenia schodów na piętra sypialniane. Wkraczając do pokoju, już u progu wita go gardłowe i wydawałoby się, że feralne, pohukiwanie ptaszyska Averego. Nie sili się na wymianę spojrzeń, od razu podchodzi do miejsca zbrodni, jakim jest zalany stół i przygląda się mu bacznie, jakby faktycznie było tam cokolwiek do oglądania. Stoi tuż obok, uśmiechając się podle i czekając, aż Alexander zdecyduje się posprzątać. Ale on sam do tego ręki nie przyłoży, bez szans.
|
Alexander S. Avery Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Trzynastocentymetrowa. Sztywna. Matowa. Wykonana z solidnego wiązu, w swoim rdzeniu posiada najbardziej popularne włókno z pachwiny nietoperza.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Reparo, Wingardium Leviosa, Alohomora, Anteoculatia, Mimble Wimble, Conjunctivitis, Enervate, Bąblogłowy, Orchideus, Brackium Emendo, Entropomorphis, Titillando, Cantis, Tentaclifors OPIS POSTACI: Młody mężczyzna, mierzący sobie metr dziewięćdziesiąt cztery. Cechuje się niewielkich rozmiarów migdałowatymi oczyma o kolorze piwnym. Zaś jego włosy, przeczesane na jedną stronę, w postaci dość gęstej grzywy, mają kolor ciemnobrązowy. Twarz jest stosunkowo szczupła, z wyraźnie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi, odrobinę zbyt kwadratową, toporniejszą szczęką. Nos zaś jest prosty, odrobinę zadarty ku górze, bez większych widocznych skrzywień. Zazwyczaj pojawia się w czystych, wypasowanych ubraniach o przyjemnej fakturze, w dopsowanych jesienno-zimowych płaszczach, a czasem w mniej klasycznych krojach, ale w stonowanych ciemniejszych kolorach. Temat: Re: Pokój numer 2 Nie 06 Mar 2016, 11:28 | |
| Udaje mu się znaleźć to czego szukał od samego początku. W dłoniach dzierży trzy kawałki materiału, prywatne – zawsze dba o to, żeby nie podkradać innym, chociaż kiedy nie ma w pomieszczeniu ciekawskich to kusi go, żeby dotykać rzeczy osobistych zamieszkujących pokój uczniów. Naznacza wszystko własnymi zarazkami. W końcu to najlepszy sposób, żeby nie czuć się tutaj tak obco. Ale tego nie pochwala żaden ze współlokatorów, więc o tym nie rozmawiają. Słyszy, że ktoś otwiera drzwi, a wtedy prawie jak oparzony, odwraca głowę przez jedno z ramion w kierunku hałasu. To tylko Graysen. Odruchowo próbuje nawiązać z nim kontakt wzrokowy, ale nie może go skutecznie złapać przez to, że niższy wymija go wzrokiem. Wyraźnie gardzi takimi zagrywkami, oczekując od Carrowa przynajmniej minimalnego poszanowania. Szybko przypomina sobie, że miał do załatwienia ważniejsze rzeczy, niż kontemplowanie z tym, z którym zna się od lat. Nadal równie mocno działa mu na nerwy. Paniczyk. Wychowywany w równie sztywnej rodzinie, stara się zachowywać miło, ale tak naprawdę, ma w sobie zadatki na skurwysyna. W tym momencie nim nie jest. Teraz przypomina bardziej chłopaczka, który złości się na świat za to, że nie dostał najwyższej oceny. Ale znają się aż za dobrze. Wszyscy jesteśmy tu takimi rodzynkami, które same muszą zadbać o wypadki losowe w pokoju. W końcu w naszych domach niejednokrotnie mamy od takich sytuacji służące. Możemy rozlewać wszystko gdzie popadnie – to wspaniała zabawa. Ale nie wtedy, kiedy Avery osobiście musi ścierać nadmiary płynu w zapatrzeniu się obserwując, jak jedna chustka z wszystkimi pozostałymi zmieniają kolor. Ze śnieżnobiałych na barwę moczu ciężko chorujących. Chwyta w palce jedną z książek, próbując otrzepać ją z resztek herbaty, na podłogę. Nie może powstrzymać się, przed rzuceniem na Greysena wyraźnie zirytowanego spojrzenia. - A Tobie co? Podnieca Cię patrzenie, jak sprzątam? Wkurwiasz mnie, kiedy tak patrzysz. - Ostrożnie odkłada średnich rozmiarów tomiszcze, które w najbliższej przyszłości ma zamiar przewiesić o oparcie krzesła, żeby trochę podeschło, a następnie chwyta w dłoń najbardziej wilgotny, zmięty materiał z wrednym uśmiechem ciskając go w niemrawego rozmówce. Normalnie spróbowałby trafić w głowę, ale teraz kiedy ma największy dostęp do nieosłoniętej dłońmi klatki piersiowej, to jest tym miejscem w które w zdenerwowaniu najbardziej chce trafić. Mruży na niego oczy, a później stara się wrócić do przerwanej czynności kolejno odkładając wszystkie suche przedmioty, papiery z powrotem do szafy. Zabiera też filiżankę, a później z nieudawaną troską o rzeczy martwe, odkłada ją na bok. Wszystko powoli wraca do normy, pogorzelisko nieszczęść zmienia się na nowo w przyjazne dla oka otoczenie, w którym nie zdarzyło się nic. Z wierzchu stolik jest jeszcze mokry, kiedy dotknie się go dłonią. Wyschnie. Czuć, że emocje wciąż unoszą się w powietrzu.
|
Graysen E. Carrow Zastępca kapitana i pałkarz Srebrnych Wiwern, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 14 cali, kieł widłowęża, winorośl, elastycznaOPANOWANE ZAKLĘCIA: OPIS POSTACI: Graysen ledwie opuścił łono swej nieszczęsnej matki Faustine, a liczne grono rodzinne, zgromadzone ściśle wokół kołyski, zawyrokowało, iż chłopiec przyszedł na świat jako idealna kalka swojego ojca. Choć podobne stwierdzenie zdawało się być w tamtej chwili niczym innym, a pieszczotliwą eksklamacją, to z biegiem lat każdy przekonał się, że Graysenowi w istocie przepowiedziano wtedy przyszłość w cieniu niedoścignionego oryginału, po którym to musiał odziedziczyć spłaszczony, wydatny nochal. Nie mógłby być gorszy od swych rówieśników, co za tym idzie, może pochwalić się wzrostem ponadprzeciętnym, sylwetką i ruchami nieskrępowanymi, acz bywa, że i chaotycznymi, zależnie od tego czy znajduje się obecnie w fazie nadpobudliwości ruchowej, czy wręcz przeciwnie, w stanie otępienia i stagnacji. Piwne kurwiki szaleństwa i błysk niepoczytalności są nieodłącznym elementem składowym spojrzenia, jakim Graysen obarcza swych rozmówców. Łagodny i spokojny, nieznęcony gwałtownym temperamentem, budzi jeszcze większe podejrzenia, wzmaga w innych lęk, iż tylko jednej małej iskierki brakuje do eksplozji niezrównoważonego pomyleńca, który to tkwi, gdzieś głęboko w nim, uśpiony za maską typowego, aroganckiego dzieciaka z porządnego domu. Coś, co kiedyś będzie nazywać się artystycznym nieładem, w obecnej erze, jest jedynie trywialnym bałaganem, bo to właśnie bałagan objął panowanie nad głową chłopaka. Nie podpatrzył ani trendów, ani kolegów z ławki, na próżno więc u niego szukać fryzury na przylizanego Włocha, on o to nie dba. Bogatą mimikę uwielbia uwydatniać w sposób ekspresyjny i nierzadko karykaturalny, emocje bowiem, i to te wszelkiego kalibru, stanowią dla Gray’a nieodwieczną zagwozdkę; są niczym puzzle pozbawione istotnych elementów układanki, których nie potrafi ułożyć. Fuzja kontrastowych emocji, niesprecyzowany i wieloznaczny ton wypowiedzi, zapewnił mu dożywotnią łatkę bezczelnego mitomana, z którego ust sączą się nieskończone ciągi łgarstw i jad fałszu. Potwierdzenie podobnego wymysłu byłoby jednakże krzywdzące dla Graysena, który w gruncie rzeczy nie jest osobą tak podłą i nikczemną, jak jego ojciec by pragnął. Z ludźmi mu nie po drodze, nie rozumie ich zamiarów, celów i motywacji. Nie utożsamia się zresztą z wieloma jednostkami, izoluje się od reszty na własne życzenie, nie będąc jednak do końca pewnym, czy jest to czymś, czego tak naprawdę pragnie. Temat: Re: Pokój numer 2 Wto 08 Mar 2016, 03:05 | |
| Z nieukrywaną satysfakcją przygląda się nieudolnym, jak na jego gust, poczynaniom Averego. Całkiem rozumie frustrację kolegi i musi utożsamić się z tym rozpuszczonym jak dziadowski bicz gówniarzem, Carrow jest przecież dokładnie takim samym paniczem, któremu służące od małego podcierały zaróżowiony, gładki tyłek. Jak dobrze, że pierwszy rok w szkole ma już dawno za sobą, początki w Hogwarcie nie należały do najłatwiejszych, miał również nadzieję, że każdy zdążył zapomnieć o tym jak niemęską, pipowatą istotą wtedy był. Nic sobie nie robi z poirytowanych spojrzeń, udaje że ich nie dostrzega. Krzyżuje ramiona na klatce piersiowej i przy najbliższej okazji częstuje go tym swoim podłym uśmiechem żmii wychowanej na jego własnym łonie. Odpowiada mu zaraz niskim, zachrypniętym głosem jak faktycznie kręci go oglądanie Alexa przeżywającego katusze codzienności zwykłego plebsu. Dodałby pod nosem jeszcze kilka, plugawych i perwersyjnych szczegółów, podobne jednak zachowuje wyłącznie dla siebie. Na boisku wykazuje się wyjątkowym refleksem, popisy w stylu znamiennego szukającego są jego cechą charakterystyczną, dzisiaj jednakże nie ma nawet ochoty na wysilanie umysłu i żywe reakcje. Nie spodziewa się starcia z wilgotną materią wyrzuconą przez chłopaka, zatem próba uniknięcia kontaktu z nadlatującym intruzem spełza na niczym. Jęczy przeciągle, kiedy to pomięte, wilgotne kartki ścierają się z próbującymi zatrzymać uderzenie, dłońmi i klatką piersiową, która to posłużyła za cel ataku. Grymas obrzydzenia i uniesienia maluje się na obliczu Graysena i zastępuje dotychczas przybrany podły uśmieszek cwaniaka. Ściskając w dłoniach namoknięte paskudztwo, lustruje dokładnie sylwetkę Alexandra, milcząc przez dłuższą chwilę, zbierając w sobie siłę i motywację do kontrataku. Nigdy nie napiera bez namysłu, targany gwałtownym temperamentem. Chce się wyżyć, nieustannie szuka do tego okazji. Normalnie nie ma jak, jedynie quidditch przynosi jakąkolwiek ulgę, wyzwala to piekielne ciśnienie wywierane gdzieś tam głęboko, sam zresztą nie potrafi wskazać powodu lub opisać uczucia, które mu tak często towarzyszy, a pragnąłby się go pozbyć skutecznie. W końcu decyduje się na spokojne i kulturalne odłożenie materiałów na stolik, a wyminąwszy sylwetkę wyrośniętego Averego, zachodzi go od tyłu i zgiętym łokciem zakleszcza długawą szyję chłopaka. Nie próbuje go udusić, mimo tego, że ruchom Carrowa brak delikatności i subtelności. Drugą, wolną ręką przygotowuje się na kontratak ofiary, wiedząc że od wyślizgnięcia się chłopaka z jego pułapki, dzielą ich zaledwie sekundy. Zapasy? Uwielbia je. Może uda mu się go namówić, jeżeli podobne agresywne działania można w ogóle nazwać namawianiem do czegokolwiek.
|
Alexander S. Avery Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Trzynastocentymetrowa. Sztywna. Matowa. Wykonana z solidnego wiązu, w swoim rdzeniu posiada najbardziej popularne włókno z pachwiny nietoperza.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Reparo, Wingardium Leviosa, Alohomora, Anteoculatia, Mimble Wimble, Conjunctivitis, Enervate, Bąblogłowy, Orchideus, Brackium Emendo, Entropomorphis, Titillando, Cantis, Tentaclifors OPIS POSTACI: Młody mężczyzna, mierzący sobie metr dziewięćdziesiąt cztery. Cechuje się niewielkich rozmiarów migdałowatymi oczyma o kolorze piwnym. Zaś jego włosy, przeczesane na jedną stronę, w postaci dość gęstej grzywy, mają kolor ciemnobrązowy. Twarz jest stosunkowo szczupła, z wyraźnie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi, odrobinę zbyt kwadratową, toporniejszą szczęką. Nos zaś jest prosty, odrobinę zadarty ku górze, bez większych widocznych skrzywień. Zazwyczaj pojawia się w czystych, wypasowanych ubraniach o przyjemnej fakturze, w dopsowanych jesienno-zimowych płaszczach, a czasem w mniej klasycznych krojach, ale w stonowanych ciemniejszych kolorach. Temat: Re: Pokój numer 2 Wto 08 Mar 2016, 15:38 | |
| Uświadomił sobie, że udało mu się dosięgnąć Carrowa z czego jest niesamowicie zadowolony. Nawet uśmiecha się w sposób bardzo perfidny, w pierwszej kolejności na myśl przywodząc podstępnego wyrośniętego szczura z rynsztoku. Wydaje mu się, że za moment zapanuje pomiędzy nimi niezręczna cisza. Myśli nawet o tym, żeby w takim wypadku idąc za ciosem klasycznie rozpętać w pomieszczeniu małą wojnę. Ostatnio jest strasznie nabuzowany, na pewno nie tak mocno jak wspomniany, potencjalny rozmówca ale takie rzeczy się udzielają. Zwyczajnie się tym od niego zaraża. W końcu wszyscy chłopcy, w okresie dorastania mają sporo problemów z zapanowaniem nad własnymi emocjami. Dlatego mówi się o nich, że są zbyt agresywni w stosunku do siebie. Wygląda na spokojnego, ale to tylko pozory. Wystarczy mu tylko pretekst, aby zrobić z maleńkiej rzeczy naprawdę wielki rozgardiasz, który mógłby ciągnąć się najbliższymi godzinami. W pierwszej kolejności jest zaskoczony, naprawdę nie przewidywał podstępnego ataku na szyję, wrażliwą a co za tym idzie, najbardziej podatną na urazy. Carrow musi słyszeć ten niski, gardłowy warkot który urywa się w momencie, w którym naturalnie następuje kontratak w postaci próby, może z początku nieudanej odwiedzenia od siebie zaciskającej się ręki. Wie, że może mu zaufać – to znaczy, to całe zaufanie ma bardzo ruchomą granicę. Oczywiście, że nie ma zamiaru go o tym informować. Ale wie, że przekomarzanki mogłyby w najgorszym scenariuszu zakończyć się jedynie krótkim odcięciem tlenu. Praktykowali to. W tym momencie nie zastanawia się nad tym, które miejsce do wykonania następnego ataku byłoby najodpowiedniejsze. Następuje mu niekulturalnie na nogę, a kiedy ten zaczyna odczuwać nieprzyjemne skutki stąpnięcia – nieporównywane do stąpnięcia na szyszkę, w końcu to dwie zupełnie inne sprawy, stara się o to, aby łokciem wwiercić mu się w brzuch. W ten sposób chce stworzyć między nimi przestrzeń, w której będzie mógł manewrować według własnego uznania. Klnie na niego, ale nie są to na tyle wyszukane bluzgi, aby specjalnie się w nie wsłuchiwać. To nie obwieszenia tego, że kocha się w brzydackich, najprzeciętniejszych w świecie mugolicach nawet nie wiedzących o tym, że umiejętne tasowanie kart na ulicy nie jest magią, a przereklamowanym staroświeckim trikiem. Szarpanina. Postanawia popchnąć go własnymi plecami w kierunku najbliżej znajdującego się łóżka. Należy do Todda. Doskonale wie, że jeśli by się o tym dowiedział, w końcu miał bzika na punkcie nie kładzenia się na jego legowisku, na pewno przyczyniłby się do konkretnego ochrzanu, o podłożeniu czegoś nieprzyjemnego do herbaty, nie wspominając. Niejako zmusza go do przemieszczenia się właśnie tam, a kiedy ten zaczyna protestować, Avery coraz skuteczniej przymusza go krótkimi, kontrolowanymi nadepnięciami lub skromnymi kopnięciami na wysokości kostki. Paniczyk. Powinien spuścić mu konkretny łomot na podłodze, ale ostatnimi czasy, nie było na nich dywanów. Nie miał ochoty się poobijać. Znaczy, po prostu źle by to wyglądało gdyby mieli obtarcia od twardych, drewnianych podłóg do których nie miał dużego zaufania, niżeli od wymierzanych sobie prztyczków.
|
Graysen E. Carrow Zastępca kapitana i pałkarz Srebrnych Wiwern, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 14 cali, kieł widłowęża, winorośl, elastycznaOPANOWANE ZAKLĘCIA: OPIS POSTACI: Graysen ledwie opuścił łono swej nieszczęsnej matki Faustine, a liczne grono rodzinne, zgromadzone ściśle wokół kołyski, zawyrokowało, iż chłopiec przyszedł na świat jako idealna kalka swojego ojca. Choć podobne stwierdzenie zdawało się być w tamtej chwili niczym innym, a pieszczotliwą eksklamacją, to z biegiem lat każdy przekonał się, że Graysenowi w istocie przepowiedziano wtedy przyszłość w cieniu niedoścignionego oryginału, po którym to musiał odziedziczyć spłaszczony, wydatny nochal. Nie mógłby być gorszy od swych rówieśników, co za tym idzie, może pochwalić się wzrostem ponadprzeciętnym, sylwetką i ruchami nieskrępowanymi, acz bywa, że i chaotycznymi, zależnie od tego czy znajduje się obecnie w fazie nadpobudliwości ruchowej, czy wręcz przeciwnie, w stanie otępienia i stagnacji. Piwne kurwiki szaleństwa i błysk niepoczytalności są nieodłącznym elementem składowym spojrzenia, jakim Graysen obarcza swych rozmówców. Łagodny i spokojny, nieznęcony gwałtownym temperamentem, budzi jeszcze większe podejrzenia, wzmaga w innych lęk, iż tylko jednej małej iskierki brakuje do eksplozji niezrównoważonego pomyleńca, który to tkwi, gdzieś głęboko w nim, uśpiony za maską typowego, aroganckiego dzieciaka z porządnego domu. Coś, co kiedyś będzie nazywać się artystycznym nieładem, w obecnej erze, jest jedynie trywialnym bałaganem, bo to właśnie bałagan objął panowanie nad głową chłopaka. Nie podpatrzył ani trendów, ani kolegów z ławki, na próżno więc u niego szukać fryzury na przylizanego Włocha, on o to nie dba. Bogatą mimikę uwielbia uwydatniać w sposób ekspresyjny i nierzadko karykaturalny, emocje bowiem, i to te wszelkiego kalibru, stanowią dla Gray’a nieodwieczną zagwozdkę; są niczym puzzle pozbawione istotnych elementów układanki, których nie potrafi ułożyć. Fuzja kontrastowych emocji, niesprecyzowany i wieloznaczny ton wypowiedzi, zapewnił mu dożywotnią łatkę bezczelnego mitomana, z którego ust sączą się nieskończone ciągi łgarstw i jad fałszu. Potwierdzenie podobnego wymysłu byłoby jednakże krzywdzące dla Graysena, który w gruncie rzeczy nie jest osobą tak podłą i nikczemną, jak jego ojciec by pragnął. Z ludźmi mu nie po drodze, nie rozumie ich zamiarów, celów i motywacji. Nie utożsamia się zresztą z wieloma jednostkami, izoluje się od reszty na własne życzenie, nie będąc jednak do końca pewnym, czy jest to czymś, czego tak naprawdę pragnie. Temat: Re: Pokój numer 2 Czw 10 Mar 2016, 20:14 | |
| Gardłowy dźwięk wydawany przez podduszanego Alexandra, jest dla Graysenowych uszu niczym cudowna, anielska muzyka, w której melodii zakochałby się nawet najbardziej wybredny meloman na tym padole. Tylko uświadcza go w przekonaniu jak silnym i dominującym samcem potrafi być, jeśli tylko zrzuci z siebie hamujące go więzy i pęta. Nie sądzi, żeby chłopakowi brakowało tlenu, przynajmniej nie o zabawy z dostępem do powietrza mu chodzi, a o skuteczne znieruchomienie. Satysfakcja nie trwa zbyt długo, podłe nadepnięcie na stopę kwituje sykiem wypuszczonym przez zaciskającą się w bólu szczękę. Głupi pajęczak, z tymi swoimi przydługawymi kończynami i ogromnymi stopami, Gray zawsze szczerze współczuł wszelkim niewiastom przeszłym jak i przyszłym Averego, taki gigantyzm musiał być co najmniej niepraktyczny, przynajmniej tak to sobie wyobrażał...w różnych sytuacjach. Wiertło w postaci łokcia chłopaka, próbuje nieskutecznie odtrącić wolną ręką, nie irytują go jednak swoje własne, nieudolne starania defensywne. -Mów do mnie brzydko Alex, mów dalej -śmieje się pod nosem, choć chwilkę później przychodzi kres jego uciechom, bo zaczyna dochodzić do wyrównanej walki. Przebiegłe nadepnięcia i kopnięcia odpiera w mniejszym bądź większym stopniu, przy pomocy piszczela lub nadstawianej stopy. Na nic się to zdaje, czas najwyższy na kolejny etap. Plugawią swoją obecnością łoże Todda, nie pozostaje mu nic tylko ponownie przywdziewać perfidny uśmieszek i cieszyć się na samą myśl o jego późniejszej słodkiej nieświadomości. Gdyby tylko się dowiedział o dwóch facetach szarpiących się na JEGO pościeli. No, no. Reakcja byłaby pyszna! Leżąc na plecach, postanawia go zakleszczyć własnymi nogami, oplata go w pasie i przystępuje do następnego ataku, ciosu poniżej pasa. Wydaje mu się, że mimo niższego wzrostu, to właśnie on jest tym silniejszym i bardziej krzepkim, ta myśl wyjątkowo rozjusza jego ego i motywuje do dalszego działania. Wyciąga ramiona i łaskocze chłopaka po bokach, tak aby kompletnie przestał być zdatny do walki. A niech go nazywa panienką, cipką i innymi wzgardliwymi określeniami, na Graysena to nie działa. Wie, że to tylko chwilowa zagrywka, następnie planuje przewrócenie go na bok, a może i nawet na brzuch, tak aby mógł na nim siąść okrakiem, klepnąć w tyłek i ogłosić słodkie zwycięstwo. Tylko czy mu się to uda?
Ostatnio zmieniony przez Graysen E. Carrow dnia Czw 10 Mar 2016, 22:11, w całości zmieniany 1 raz
|
Alexander S. Avery Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Trzynastocentymetrowa. Sztywna. Matowa. Wykonana z solidnego wiązu, w swoim rdzeniu posiada najbardziej popularne włókno z pachwiny nietoperza.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Reparo, Wingardium Leviosa, Alohomora, Anteoculatia, Mimble Wimble, Conjunctivitis, Enervate, Bąblogłowy, Orchideus, Brackium Emendo, Entropomorphis, Titillando, Cantis, Tentaclifors OPIS POSTACI: Młody mężczyzna, mierzący sobie metr dziewięćdziesiąt cztery. Cechuje się niewielkich rozmiarów migdałowatymi oczyma o kolorze piwnym. Zaś jego włosy, przeczesane na jedną stronę, w postaci dość gęstej grzywy, mają kolor ciemnobrązowy. Twarz jest stosunkowo szczupła, z wyraźnie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi, odrobinę zbyt kwadratową, toporniejszą szczęką. Nos zaś jest prosty, odrobinę zadarty ku górze, bez większych widocznych skrzywień. Zazwyczaj pojawia się w czystych, wypasowanych ubraniach o przyjemnej fakturze, w dopsowanych jesienno-zimowych płaszczach, a czasem w mniej klasycznych krojach, ale w stonowanych ciemniejszych kolorach. Temat: Re: Pokój numer 2 Czw 10 Mar 2016, 21:00 | |
| Alexander powinien nosić przydomek Daddy Long Legs. Rzeczywiście, przez dość wychudzoną sylwetkę przypominał szwendającego się, w zabawny sposób po najbliższej okolicy, pokracznego pająka. Czekał, aż poszczególni zainteresowani rozmową uczniowie Hogwartu zaprzestaną uważnego rozglądania się, stosowania zabezpieczenia w postaci zawsze towarzyszącym ich osób, aby wykorzystać tę ich nie czujność w celu zaciągnięcia w sieci kłamstw. Zastanawia się, który z nich w tym momencie wygląda bardziej komicznie. Alexander, który ma uczepionego do pleców, jak koala do drzewa szukającego Ravenclawu, czy Graysen który sugestywnie oplata go swoimi nogami przystając na rolę koali, której to do pełni szczęścia brakuje jedynie podetkniętych pod nos liści eukaliptusa. - Wziąść. Włanczać. Przyszłem. - Wie, że nie chodzi zupełnie o to, ale nie może powstrzymać się przed spełnieniem niecodziennej prośby współlokatora, uśmiechając się przy tym wrednie do czasu, nim nie przyuważy kątem oczu jego dłoni. A zaraz później zaczyna dzielnie walczyć z łaskotkami. Te, znajdujące się w okolicy boków są szczególnie zabójcze. Zmuszają do parsknięcia śmiechem. Do chichrania się, porównywalnego do choroby. Krukon odruchowo zaczyna się szamotać, kręcić, wić w niekontrolowanych spazmach które przyczyniają się do tego, że z trudem pomiędzy jednym parsknięciem, a drugim można złapać oddech. To wszystko zdaje się trwać wieczność. W pewnym momencie wpada na pomysł, żeby pochwycić jego nadgarstki obiema dłońmi. Skończyło się zabawianie kosztem Averego. Ma ochotę uspokoić się szybciej, ale organizm nie jest chętny do współpracy. Szczerzy się jeszcze głupio. Próbuje powstrzymać się, przed nerwowym nabieraniem powietrza do płuc ale nadaremno. A później mości się plecami na klatce Graysena. Na pewno to nie jedyne miejsce o które w tym momencie ociera się, ugniata, traktując wszystko jak najzwyklejszą, szczeniacką zabawę. Wierzy w to, że takim sposobem może trochę pogruchota mu kości. Głupi. Tkwi z nim w tej pozycji jeszcze chwilę. Zerka na niego przez ramię, ale nie widzi jego wyrazu twarzy, w sumie to nie ma dużej potrzeby przyglądania mu się teraz. Na pewno wygląda tak jak zawsze. Brzydko. Paskudnie. A fe. Na następne urodziny, kupi mu specjalną kolorową torbę na łeb. - A teraz Ty mi powiedz coś słodkiego. - Kręci z niedowierzaniem głową na to co właśnie powiedział, ale ma nadzieję, że drugi Krukon szybko zorientuje się, o jakie słowa mu chodziło. Próbuje się przekręcić na bok. Razem z nim. Idzie mu z początku topornie, później wkłada w to więcej siły i rzeczywiście, przekręca się na brzuch sprawiając, że teraz rówieśnik znajduje się na górze. Nadal jest z nim 'zrośnięty' jak brat, którego nigdy nie chciał. Rodzice na pewno oddaliby do adopcji, z taką twarzą na pewno. - A Ty to się nie potrafisz bić. Pitka z Ciebie, a nie mężczyzna.- Wygarnął. Spróbował wyciągnąć jedną z dłoni do tyłu, żeby odszukać nią nieosłoniętego, kiedy ten tak go trzymał, boku. Sprawdził, czy też był taki podatny na nieczyste zagrania. Musiał go z siebie zrzucić, żeby móc się szybko przekręcić na plecy. Wierzgnął. Mógłby spaść. Na twarz, na ziemię z głośnym BUM.
|
Graysen E. Carrow Zastępca kapitana i pałkarz Srebrnych Wiwern, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 14 cali, kieł widłowęża, winorośl, elastycznaOPANOWANE ZAKLĘCIA: OPIS POSTACI: Graysen ledwie opuścił łono swej nieszczęsnej matki Faustine, a liczne grono rodzinne, zgromadzone ściśle wokół kołyski, zawyrokowało, iż chłopiec przyszedł na świat jako idealna kalka swojego ojca. Choć podobne stwierdzenie zdawało się być w tamtej chwili niczym innym, a pieszczotliwą eksklamacją, to z biegiem lat każdy przekonał się, że Graysenowi w istocie przepowiedziano wtedy przyszłość w cieniu niedoścignionego oryginału, po którym to musiał odziedziczyć spłaszczony, wydatny nochal. Nie mógłby być gorszy od swych rówieśników, co za tym idzie, może pochwalić się wzrostem ponadprzeciętnym, sylwetką i ruchami nieskrępowanymi, acz bywa, że i chaotycznymi, zależnie od tego czy znajduje się obecnie w fazie nadpobudliwości ruchowej, czy wręcz przeciwnie, w stanie otępienia i stagnacji. Piwne kurwiki szaleństwa i błysk niepoczytalności są nieodłącznym elementem składowym spojrzenia, jakim Graysen obarcza swych rozmówców. Łagodny i spokojny, nieznęcony gwałtownym temperamentem, budzi jeszcze większe podejrzenia, wzmaga w innych lęk, iż tylko jednej małej iskierki brakuje do eksplozji niezrównoważonego pomyleńca, który to tkwi, gdzieś głęboko w nim, uśpiony za maską typowego, aroganckiego dzieciaka z porządnego domu. Coś, co kiedyś będzie nazywać się artystycznym nieładem, w obecnej erze, jest jedynie trywialnym bałaganem, bo to właśnie bałagan objął panowanie nad głową chłopaka. Nie podpatrzył ani trendów, ani kolegów z ławki, na próżno więc u niego szukać fryzury na przylizanego Włocha, on o to nie dba. Bogatą mimikę uwielbia uwydatniać w sposób ekspresyjny i nierzadko karykaturalny, emocje bowiem, i to te wszelkiego kalibru, stanowią dla Gray’a nieodwieczną zagwozdkę; są niczym puzzle pozbawione istotnych elementów układanki, których nie potrafi ułożyć. Fuzja kontrastowych emocji, niesprecyzowany i wieloznaczny ton wypowiedzi, zapewnił mu dożywotnią łatkę bezczelnego mitomana, z którego ust sączą się nieskończone ciągi łgarstw i jad fałszu. Potwierdzenie podobnego wymysłu byłoby jednakże krzywdzące dla Graysena, który w gruncie rzeczy nie jest osobą tak podłą i nikczemną, jak jego ojciec by pragnął. Z ludźmi mu nie po drodze, nie rozumie ich zamiarów, celów i motywacji. Nie utożsamia się zresztą z wieloma jednostkami, izoluje się od reszty na własne życzenie, nie będąc jednak do końca pewnym, czy jest to czymś, czego tak naprawdę pragnie. Temat: Re: Pokój numer 2 Pią 11 Mar 2016, 01:02 | |
| Avery kręci się, wierci i ociera o niemalże całą długość ciała biednego Krukona. Skłonny skomentować dzikie ruchy, daruje sobie w ostatnim momencie, może nie chcąc czynić z tej sytuacji jeszcze bardziej niezręcznej dla ewentualnego gościa, który mógł przecież nawiedzić ich pokój w każdej dowolnej chwili. Cholera, tylko widowni im w tym momencie brakuje, zaprawdę. Chociaż taki Fletcher mógłby na nich popatrzeć, z chęcią zobaczyłby reakcję szlamy na tak gorącą walkę dwójki utytułowanych szlachciców od siedmiu boleści. Znając upośledzenie Carrowa, zapewne by nie zrozumiał intencji słów Alexandra, gdyby tylko ten nie zaświecił niższemu koledze pięknym przykładem. Graysenowi nie pozostało nic innego, a posłużyć się czystą, bezczelną imitacją i kalką wzoru odpowiedzi. - Miód. Cukier. Wata cukrowa... Tyłek Morrigan Black – wylicza z lubieżnym wyrazem twarzy, nie ma jednak czego się wstydzić czy obawiać, Alex rozumie jego perwersje, wszak sam jest nikim innym a nabuzowanym, napalonym nastolatkiem. Właściwie to nie przepadał za słodyczami, nawet herbaty nie miał w zwyczaju słodzić. Taka więc panienka Black była najprawdopodobniej najbardziej kuszącym kąskiem z wymienianych przez Carrowa pozycji. Dziewczyna niejednokrotnie przewijała się w chłopięcych fantazjach, a i Graysen nie był w tym przypadku wyjątkiem. Niemniej jednak, to co zostawało pod puchową kołderką lub męską łazienką, tam winno zostać. Na zawsze. Nie rozumie co knuje Avery, pomagając mu poniekąd w przewróceniu go na bok, a właściwie na brzuch. W tej pozycji Graysenowi dużo prościej przychodzi sprawowanie kompletnej władzy nad całą walką, tak przynajmniej mu się wydaje siedząc na szczycie twardego i kościstego tyłka Alexa. Nie komentuje przytyku na temat swej wątpliwej męskości, podobna gadanina nie jest w stanie go zdekoncentrować. Niestety, złudna dominacja Carrowa nie trwa długo, gwałtowne wierzganie doskonale spełnia swą pieprzoną funkcję. Gray traci chwilowo równowagę, w ostatnim momencie chwytając się pościeli i lądując tuż obok Alexa, w tej samej pozycji co on - z gębą w smrodach i resztkach różnych substancji Todda, które to musiały znajdować się na jego narzutce. Wzdrygnął się i obrócił natychmiastowo, przygotowując się fizycznie jak i mentalnie do zapewne nadchodzącego ataku. Fuj. Może i prowokacyjne tekściki Alexa na niego nie działały, ale świadomość wylądowania twarzą w pościeli Hugo... nie, nie mógł zdzierżyć tej myśli. Obrzydliwość.
|
Alexander S. Avery Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Trzynastocentymetrowa. Sztywna. Matowa. Wykonana z solidnego wiązu, w swoim rdzeniu posiada najbardziej popularne włókno z pachwiny nietoperza.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Reparo, Wingardium Leviosa, Alohomora, Anteoculatia, Mimble Wimble, Conjunctivitis, Enervate, Bąblogłowy, Orchideus, Brackium Emendo, Entropomorphis, Titillando, Cantis, Tentaclifors OPIS POSTACI: Młody mężczyzna, mierzący sobie metr dziewięćdziesiąt cztery. Cechuje się niewielkich rozmiarów migdałowatymi oczyma o kolorze piwnym. Zaś jego włosy, przeczesane na jedną stronę, w postaci dość gęstej grzywy, mają kolor ciemnobrązowy. Twarz jest stosunkowo szczupła, z wyraźnie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi, odrobinę zbyt kwadratową, toporniejszą szczęką. Nos zaś jest prosty, odrobinę zadarty ku górze, bez większych widocznych skrzywień. Zazwyczaj pojawia się w czystych, wypasowanych ubraniach o przyjemnej fakturze, w dopsowanych jesienno-zimowych płaszczach, a czasem w mniej klasycznych krojach, ale w stonowanych ciemniejszych kolorach. Temat: Re: Pokój numer 2 Pią 11 Mar 2016, 14:24 | |
| Wspomnienie o Morrigan Black otrzeźwia do tego stopnia, że komentuje jej zalety jedynie pokręceniem na boki głową. Udaje, że nie ruszają ją jej wdzięki. Chciałby wyjść na jedynego w tym pomieszczeniu, który zachowuje resztki przyzwoitości, ale Carrow doskonale wie, że mają bardzo podobny gust jeśli chodzi o dorastające dziewczęta. - Z przodu też nie jest taka zła. Addyson też nie. Obie są względnie porównywalne, tylko Puchonka jest obojętna na wszystkich podrywaczy z Hogwartu. Myślisz, że ona woli dziewczyny? - Jeszcze do niedawna się ze sobą gryźli, a teraz rozmawiają jak gdyby nigdy nic o nurtujących pytaniach. Ciekawy jest jego opinii. Zazwyczaj na wszystkie dziewczyny, które odrzucają jego wyrafinowane teściki mówi, że pewnie są ślepe, głuche, albo tylko im piersi koleżanek w głowie. Podejrzewa Addyson o takie skłonności. W końcu ani razu nie widział jej w dwuznacznej sytuacji z jakimś chłopcem, a w tym wieku przecież wszyscy z męskiego rodu wychwalają się, że robili już to i tamto. W większości były to na pewno kłamstwa. Ale trudno było to udowodnić. Brało się te kłamstwa za najczystszą prawdę. Ulżyło mu na plecach - chociaż Carrow nie był tak naprawdę ciężki. Nie przeszkadzałoby mu jego truchło, o ile byłoby w stu procentach martwe. Zerka na niego oskarżycielskim wzrokiem. Takim wywyższającym się, pełnym pogardy, za to wszystko co przed chwilą zrobił. To nie był Abbot, żeby strzelić mu głowę. A teraz miał na to ochotę. Pomyślał, że to jedyna okazja, aby zainsynuować dominację, nad równym sobie paniczem. Wszedł na niego, uśmiechając się przy tym wrednie. Usiadł mu mniej więcej na tym szlachetnym, posiadającym dość ważny tytuł tyłku. Przycisnął go własnym ciężarem do materaca. Pochwycił jeden z jego nadgarstków, odchylając go nad jego głowę, aby się nad nim przychylić. Sytuacja z chwili na chwilę, wyglądała z perspektywy osoby trzeciej bardziej niestosownie. - Powinienem Ci teraz złamać rękę, za nieczyste zagranie. Co masz na swoją obronę? - Chrypie tuż nad Graysenowskim odsłoniętym uchem, nim nie wgryza mu się dość boleśnie we wrażliwą skórę na karku. Chociaż mają już na takim zatrważającą liczbę lat, nadal zachowują się jak niezreformowane szczyle, które tylko patrzą, jakby tu siebie wzajemnie upokorzyć. Owiewa go ciepłym oddechem, uciekającym spomiędzy ust. O dziwo nie czuje większego obrzydzenia. Dziewczyny zawsze wtedy piszczą. Chce wiedzieć, czy on też reaguje w ten sposób. W końcu jest pitką. Chociaż zawsze powtarza, że nie dotknąłby go najdłuższym kijem przez płócienny woreczek, to tak naprawdę przyzwyczaił się do jego obecności, do jego zapachu. Nie brzydzi się go. Wie, że regularnie się myje, że nie ma żadnych chorób, że nawet czasem pachną tym samym mydłem. I to sprawia, że nie ma skrupułów przed kąsaniem przez jeszcze dłuższą chwilę, nie odzywając się ani słowem, jedynie nasłuchując tych usprawiedliwiających treści.
|
Graysen E. Carrow Zastępca kapitana i pałkarz Srebrnych Wiwern, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 14 cali, kieł widłowęża, winorośl, elastycznaOPANOWANE ZAKLĘCIA: OPIS POSTACI: Graysen ledwie opuścił łono swej nieszczęsnej matki Faustine, a liczne grono rodzinne, zgromadzone ściśle wokół kołyski, zawyrokowało, iż chłopiec przyszedł na świat jako idealna kalka swojego ojca. Choć podobne stwierdzenie zdawało się być w tamtej chwili niczym innym, a pieszczotliwą eksklamacją, to z biegiem lat każdy przekonał się, że Graysenowi w istocie przepowiedziano wtedy przyszłość w cieniu niedoścignionego oryginału, po którym to musiał odziedziczyć spłaszczony, wydatny nochal. Nie mógłby być gorszy od swych rówieśników, co za tym idzie, może pochwalić się wzrostem ponadprzeciętnym, sylwetką i ruchami nieskrępowanymi, acz bywa, że i chaotycznymi, zależnie od tego czy znajduje się obecnie w fazie nadpobudliwości ruchowej, czy wręcz przeciwnie, w stanie otępienia i stagnacji. Piwne kurwiki szaleństwa i błysk niepoczytalności są nieodłącznym elementem składowym spojrzenia, jakim Graysen obarcza swych rozmówców. Łagodny i spokojny, nieznęcony gwałtownym temperamentem, budzi jeszcze większe podejrzenia, wzmaga w innych lęk, iż tylko jednej małej iskierki brakuje do eksplozji niezrównoważonego pomyleńca, który to tkwi, gdzieś głęboko w nim, uśpiony za maską typowego, aroganckiego dzieciaka z porządnego domu. Coś, co kiedyś będzie nazywać się artystycznym nieładem, w obecnej erze, jest jedynie trywialnym bałaganem, bo to właśnie bałagan objął panowanie nad głową chłopaka. Nie podpatrzył ani trendów, ani kolegów z ławki, na próżno więc u niego szukać fryzury na przylizanego Włocha, on o to nie dba. Bogatą mimikę uwielbia uwydatniać w sposób ekspresyjny i nierzadko karykaturalny, emocje bowiem, i to te wszelkiego kalibru, stanowią dla Gray’a nieodwieczną zagwozdkę; są niczym puzzle pozbawione istotnych elementów układanki, których nie potrafi ułożyć. Fuzja kontrastowych emocji, niesprecyzowany i wieloznaczny ton wypowiedzi, zapewnił mu dożywotnią łatkę bezczelnego mitomana, z którego ust sączą się nieskończone ciągi łgarstw i jad fałszu. Potwierdzenie podobnego wymysłu byłoby jednakże krzywdzące dla Graysena, który w gruncie rzeczy nie jest osobą tak podłą i nikczemną, jak jego ojciec by pragnął. Z ludźmi mu nie po drodze, nie rozumie ich zamiarów, celów i motywacji. Nie utożsamia się zresztą z wieloma jednostkami, izoluje się od reszty na własne życzenie, nie będąc jednak do końca pewnym, czy jest to czymś, czego tak naprawdę pragnie. Temat: Re: Pokój numer 2 Nie 13 Mar 2016, 03:35 | |
| Carrow jest stereotypowym przykładem wyrośniętego, lekko niedorozwiniętego Piotrusia Pana, który poza swoimi zabawkami, eliksirami oraz nauką nie widzi świata. Wodzi wzrokiem za dziewczynami i nawet go interesują, gdy tylko znajdą się w pobliżu, a ich zapach i ruch bioder jest w stanie wyrwać go z algebry i ciągów liczbowych. Nie rozmyśla jednakże o żadnej w ciągu dnia, a wyobrażenia pod kołderką rozmywają się z chwilą upustu ciśnienia i od tej pory już żadna nie musi nawiedzać go w snach. -Poziom stężenia seksualnego napięcia w powietrzu między Clemen i Wittermore byłby w stanie zrzucić mnie z miotły. A ja nigdy nie spadam z miotły - odpowiada refleksyjnie, być może troszkę zbyt poważnie jak na tę sytuację. Zastanawia się jeszcze przez przeciągający się moment, myśli intensywnie i w głowie wertuje przypudrowane starannie buziuchny oraz sylwetki wszystkich znanych mu dziewcząt. Nie było takiej, która by napawała go obrzydzeniem, dziewczęta to ten dziwny, schludny rodzaj człowieka, który niemalże zawsze wygląda co najmniej przyzwoicie. Zaś w sprawie Addyson i Kaylin - łże jak pies, nie jest wszak wyczuć emocji tak skomplikowanej jak niewerbalny pociąg seksualny między dwiema osobami. Pannami. Wyobrażenie tych dwóch kujonek dzielących jedno łoże całkiem go kręciło, choć w podobnej fantazji widziałby również i siebie, jako czynnego uczestnika niemoralnych zabaw. - Fitzgerald też nie jest zła. Szkoda że skończy kiedyś z Avadą w gardle za to bujanie się ze szlamami - kwituje swoje cyniczne stwierdzenie z pogardą i kontynuuje bez ogródek -A co powiesz na naszą nową Panią Dyrektor? W Hogwarcie chyba nie byłoby ani jednego chłopaka (oficjalnie homosiów tutaj przecież nie ma, prawda?) który nie chwaliłby się, co by z taką Panią Fletcher zrobił sam na sam. Graysen nie był wyjątkiem, wiedział również, że Alex również aż tak nie wybrzydzał, chociaż Adara oficjalnie była zdrajczynią krwi. Przerwa na pogawędkę mija, a na tyłku siada Graysenowi nieokiełznany Alexander, strosząc swoje wyimaginowane, kwieciste piórka i racząc nowego poddanego wrednym uśmiechem. Szarpie się z nim, z umiarkowaną walecznością, wszak z niego nie grzywiasty Lew a nieco pokorniejszy Kruczek. Nie może jednak tanio skóry sprzedać. Nawet nie wie o jakie nieczyste zagrania mu chodzi, więc zagadnienie linii obrony całkowicie ignoruje. Avery zaczął, nie on. Mógł nie rzucać w niego mokrą padliną, na wszystko zasłużył. Ciepły oddech owija jego kark, a wpełzająca na skórę gęsia skórka w asyście nieprzyjemnego dreszczu, odbiera mu na moment mowę. Nagłe ugryzienie przyjmuje gardłowym, rozjuszonym warknięciem i wzburzonym wierzganiem nóg. Miarka się przebrała, ale nie da się tak łatwo wyprowadzić z równowagi. Bez szans. -Co jest Alex, teraz jestem jedną z twoich panienek? Wiesz, że nie jestem pedałem - nie marudzi przy tym z wredną nutą w głosie, wypowiadanym słowom nadaje ton zblazowania i obojętności. Przyparty do obcego materaca, z dłonią ponad swą głową i kłami wbitymi we wrażliwe miejsce czuje się wyjątkowo bezbronny. Brak tu większej refleksji, rusza gwałtownie miednicą i próbuje go zepchnąć z siebie, podobnie jak chwilę wcześniej Avery zepchnął jego. Wywróci go, przewróci na plecy i unieruchomi ramiona. Rzuci znaczącym spojrzeniem i cierpliwie poczeka na wywieszenie przez Alexa białej flagi. Taki właśnie miał plan.
|
Alexander S. Avery Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Trzynastocentymetrowa. Sztywna. Matowa. Wykonana z solidnego wiązu, w swoim rdzeniu posiada najbardziej popularne włókno z pachwiny nietoperza.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Reparo, Wingardium Leviosa, Alohomora, Anteoculatia, Mimble Wimble, Conjunctivitis, Enervate, Bąblogłowy, Orchideus, Brackium Emendo, Entropomorphis, Titillando, Cantis, Tentaclifors OPIS POSTACI: Młody mężczyzna, mierzący sobie metr dziewięćdziesiąt cztery. Cechuje się niewielkich rozmiarów migdałowatymi oczyma o kolorze piwnym. Zaś jego włosy, przeczesane na jedną stronę, w postaci dość gęstej grzywy, mają kolor ciemnobrązowy. Twarz jest stosunkowo szczupła, z wyraźnie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi, odrobinę zbyt kwadratową, toporniejszą szczęką. Nos zaś jest prosty, odrobinę zadarty ku górze, bez większych widocznych skrzywień. Zazwyczaj pojawia się w czystych, wypasowanych ubraniach o przyjemnej fakturze, w dopsowanych jesienno-zimowych płaszczach, a czasem w mniej klasycznych krojach, ale w stonowanych ciemniejszych kolorach. Temat: Re: Pokój numer 2 Nie 13 Mar 2016, 16:41 | |
| Zachowuje się trochę inaczej niż zwykle. Ale usprawiedliwia wszystkie zachowania ciężkim dniem, który tak naprawdę nie był ciężki – ale musi znaleźć rozsądną wymówkę, dla wdzierających się do głowy, przez usta smakujące ludzkiej skóry, natrętne myśli o tym, że Carrow który jest przecież przedstawicielem tej samej płci w pokrętny sposób sprawia, że nie może leżeć tuż przy nim z całkowitą obojętnością wymalowaną na niewidzianej teraz twarzy. Nie ma zamiaru się na niego rzucić. Nie zachowuje się jak niewychowane zwierze. A mimo to tryumfalnie na nim siedzi. Zastanawia się, dlaczego w tym momencie czuje, jakby wszelka zaszczepiona od maleńkości moralność stopniowo umierała. Uśmiecha się niemrawo, kiedy słyszy wspominki o dziewczynach. One powinny teraz zaprzątać mu głowę. Ale o dziwo to Carrow który na pewno niczego nie zrozumie, w końcu chociaż ma porządnie we łbie nasrane, nie może wczuć się w rolę Averego zdaje się, że jest ważniejszy od wszystkich tych biuściastych dzierlatek. Bliższy. Bardziej obecny. Namacalny. - Wykańczałbym. Ale zanim by umarła, na pewno bym się z nią pieprzył. Pomyślałaby, że w końcu znalazła sobie tę wyśnioną miłość. Trzymałbym ją w ramionach, kiedy by się wykrwawiała. Trochę mi szkoda tej Fitzgeraldówny. - Czasami zdarza mu się o niej myśleć. Trochę mu szkoda młodości. Wie, że jeśli zrobiłby to, na co ma z nią ochotę, trafiłby z miejsca do Azkabanu. Mruży oczy, kiedy przypominają mu się niedawno zasłyszane słowa. Podejrzewa, że kiedyś nie będzie przejmował się trafieniem do tego miejsca – pojmą go, kiedy będzie oddawał się perwersji, dojrzewającej wraz z nie aż takim starym Averym, który ostatnimi czasy zaczynał sięgać w kierunku uciech najbardziej zakazanych. Nie chciałby, żeby Carrowa wytykali razem z nim palcami na ulicach. Ich rodziny na pewno by się załamały. Wydziedziczyłyby. Wyklęły. Zabiły. Wzdryga się na samą myśl o całym gniewie, jaki mógłby go spotkać. - Pani Dyrektor na pewno nie załapała się na tę posadę dlatego, że tak świeciła intelektem. Ty nie podejrzewasz, że wkupiła się w łaski wszystkich tych obłapiających ją mężczyzn? Trochę jest stara. Ale nie wzgardziłbym. W końcu jeszcze nie da się w zmarszczkach na jej twarzy, chować małych drobiazgów. Pieniążków. Wyobrażasz to sobie? - Parsknął. Zszedł z niego, ale kiedy to robił w międzyczasie otarł się o jego zgrabny, wychudzony tył – niby to przypadkiem, zachowując przy tym udawany, stoicki spokój. Opadł na pościel tuż obok. Twarz przykrył dłonią. Co on sobie wyobrażał, kiedy próbował... A próbował. Wgryzł się we własny język, kiedy zmierzył Carrowa typowym dla siebie, podirytowanym spojrzeniem Zawsze miał taką wiecznie wkurwioną twarz. - A to Ty nie wiedziałeś, że zarezerwowałem dla Ciebie tę posadę już dawno? Pierdolenie. Wiesz, że też nie jestem. Tak tylko Ci pokazuje, gdzie Twoje miejsce. Zresztą. Skąd Ty wiesz, że nie jesteś? Musiałbyś mieć porównanie, żeby wiedzieć. Całowałeś się z jakimś chłopakiem, Carrow? - Wykrztusza z siebie bardzo poważne pytanie, a chociaż ciekawość zżera go w tym momencie od środka, to próbuje wyglądać na rozbawionego sytuacją. Myśli, że zna rozmówcę do tego stopnia, że wie, że nie pokusiłby się na coś takiego. Teoria mimo wszystko jest interesująca. Przeczesuje palcami włosy. W międzyczasie zerka kątem oczu na drzwi. W duchu wyklina na Hugo, który mógłby zjawić się w takim momencie. Zaszlachtowałby ich. Kusi się, na momentalne wbicie kilku przydługich palców w brzuch Krukona. Oczekuje w ten sposób szybszej odpowiedzi z jego strony.
|
Graysen E. Carrow Zastępca kapitana i pałkarz Srebrnych Wiwern, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 14 cali, kieł widłowęża, winorośl, elastycznaOPANOWANE ZAKLĘCIA: OPIS POSTACI: Graysen ledwie opuścił łono swej nieszczęsnej matki Faustine, a liczne grono rodzinne, zgromadzone ściśle wokół kołyski, zawyrokowało, iż chłopiec przyszedł na świat jako idealna kalka swojego ojca. Choć podobne stwierdzenie zdawało się być w tamtej chwili niczym innym, a pieszczotliwą eksklamacją, to z biegiem lat każdy przekonał się, że Graysenowi w istocie przepowiedziano wtedy przyszłość w cieniu niedoścignionego oryginału, po którym to musiał odziedziczyć spłaszczony, wydatny nochal. Nie mógłby być gorszy od swych rówieśników, co za tym idzie, może pochwalić się wzrostem ponadprzeciętnym, sylwetką i ruchami nieskrępowanymi, acz bywa, że i chaotycznymi, zależnie od tego czy znajduje się obecnie w fazie nadpobudliwości ruchowej, czy wręcz przeciwnie, w stanie otępienia i stagnacji. Piwne kurwiki szaleństwa i błysk niepoczytalności są nieodłącznym elementem składowym spojrzenia, jakim Graysen obarcza swych rozmówców. Łagodny i spokojny, nieznęcony gwałtownym temperamentem, budzi jeszcze większe podejrzenia, wzmaga w innych lęk, iż tylko jednej małej iskierki brakuje do eksplozji niezrównoważonego pomyleńca, który to tkwi, gdzieś głęboko w nim, uśpiony za maską typowego, aroganckiego dzieciaka z porządnego domu. Coś, co kiedyś będzie nazywać się artystycznym nieładem, w obecnej erze, jest jedynie trywialnym bałaganem, bo to właśnie bałagan objął panowanie nad głową chłopaka. Nie podpatrzył ani trendów, ani kolegów z ławki, na próżno więc u niego szukać fryzury na przylizanego Włocha, on o to nie dba. Bogatą mimikę uwielbia uwydatniać w sposób ekspresyjny i nierzadko karykaturalny, emocje bowiem, i to te wszelkiego kalibru, stanowią dla Gray’a nieodwieczną zagwozdkę; są niczym puzzle pozbawione istotnych elementów układanki, których nie potrafi ułożyć. Fuzja kontrastowych emocji, niesprecyzowany i wieloznaczny ton wypowiedzi, zapewnił mu dożywotnią łatkę bezczelnego mitomana, z którego ust sączą się nieskończone ciągi łgarstw i jad fałszu. Potwierdzenie podobnego wymysłu byłoby jednakże krzywdzące dla Graysena, który w gruncie rzeczy nie jest osobą tak podłą i nikczemną, jak jego ojciec by pragnął. Z ludźmi mu nie po drodze, nie rozumie ich zamiarów, celów i motywacji. Nie utożsamia się zresztą z wieloma jednostkami, izoluje się od reszty na własne życzenie, nie będąc jednak do końca pewnym, czy jest to czymś, czego tak naprawdę pragnie. Temat: Re: Pokój numer 2 Wto 15 Mar 2016, 20:22 | |
| - Wiesz co? Jesteś bardziej posrany ode mnie - mówi z niedowierzaniem, bo obaj zdają sobie sprawę z tego jak bardzo Graysen odbiega od reszty dzieciaków w jego wieku. Wychowany przez psychopatę i otoczony zgrają samców wlewających rachitycznym dwunastolatkom szkocką w gardło. Kończących życie swoich żon i kochanek w stęchlizną przesiąkłych lochach. Należących do stowarzyszeń siejących nienawiść i nawołujących do nabijania na pal. Niewiernych. Mugoli. Homosiów. Dwudziesty wiek! Czasem Graysenowi nawet smutno z tego powodu, nie daje jednak negatywnym myślom wedrzeć się gwałtem na pierwszy plan, raz już go to zniszczyło i wypaliło znaczną część jakiejś indywidualnej tożsamości, która mimo suchego i jałowego gruntu, jakimś cudem wykiełkowała za dzieciaka. Alex jest inny. Zadaje się z nim od początków szkoły, a jego gładki, parszywy ryjek widywał jeszcze w czasach potykania się o drewniane klocki i błagania papy o wydostanie z uwłaczającego godności chodzika. Niby go zna. Jego brudy i sekreciki również. Nigdy go jednakże do końca nie rozgryzł, a przebywanie w obecności drugiego Krukona można porównać do wpatrywania się w kolorowe, pstrokate szkiełka kalejdoskopu. W wielokrotnych odbiciach obrazów różnokolorowych szkiełek, w odpowiednio rozmieszczonych zwierciadłach, obserwuje się różnobarwne, symetryczne figury, zmieniające się przy obracaniu kalejdoskopu, wywołującym przemieszczanie się szkiełek. Twój mózg się topi, to przerażające uczucie abstrakcji i iluzyjności obrazu zaczyna cię przytłaczać. Przestajesz wiedzieć co jest prawdą, a co jedynie zagrywką i kaprysem aktorskim z jego strony. -To chyba oczywiste, że pochyliła się przed kim było trzeba -mówi zdawkowo, mając na ten temat nieco więcej do powiedzenia, ale nie do końca w tej właśnie chwili. Nigdy nie lubił Fletcherowej. Drażniła go od niepamiętnych czasów, a teraz na dodatek zostaje dyrektorką szkoły. Tragedia. Wydaje się, że nic sobie nie robi ze zmiany pozycji Alexa, mógłby z niego zejść i wejść ponownie, a Carrow co najwyżej zacząłby walczyć, choć większe głosy sprzeciwu czy protestu nie opuściłyby jego parszywych ust. W sprawach socjologiczno-psychologicznych nie jest zbyt spostrzegawczy, a nawet jeśli podświadomie dostrzega różnicę w zachowaniu swego kumpla, nie poddaje podobnych rozważań dłuższym refleksjom. Słysząc ostatnie słowa jego wypowiedzi, marszczy czoło i częstuje go kpiarskim spojrzeniem. Głupie pytanie, ale może rozmowa o jędrnych dziewczętach w połączeniu z ocieraniem się o jego słodki tyłek, podkręciły Alexa i siłą rzeczy nie jest teraz w stanie odpędzić myśli i skierować ich na inny tor. Zastanawia się, jakie to pokrętne dziwactwa wkradają się do umysłu Averego, co się kłębi i przesmyka między zwojami mózgu Krukona. -A co, ty tak? - odbija piłeczkę z satysfakcją stwierdzając, że cięta riposta to mu się udała - Todd? Fletcher? Pewnie gdyby nie był szlamą już dawno miałbyś na nim swoje łapy - parska śmiechem, zastanawiając się czy uda mu się ta mała prowokacja. A może to on prowokował jego, bo przejrzał jego kłamstwa dotyczące ilości przecałowanych dziewcząt i teraz próbuje go wyśmiać i upokorzyć? - Więc jak, masz zamiar zrobić ze mnie swoją panienkę na to popołudnie?- brnie w to dalej, przekręcając się na plecy i nie przerywając ciskającego gradu oceniających szpikulców - ogników, igrających w jego oczach.
|
Alexander S. Avery Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Trzynastocentymetrowa. Sztywna. Matowa. Wykonana z solidnego wiązu, w swoim rdzeniu posiada najbardziej popularne włókno z pachwiny nietoperza.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Reparo, Wingardium Leviosa, Alohomora, Anteoculatia, Mimble Wimble, Conjunctivitis, Enervate, Bąblogłowy, Orchideus, Brackium Emendo, Entropomorphis, Titillando, Cantis, Tentaclifors OPIS POSTACI: Młody mężczyzna, mierzący sobie metr dziewięćdziesiąt cztery. Cechuje się niewielkich rozmiarów migdałowatymi oczyma o kolorze piwnym. Zaś jego włosy, przeczesane na jedną stronę, w postaci dość gęstej grzywy, mają kolor ciemnobrązowy. Twarz jest stosunkowo szczupła, z wyraźnie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi, odrobinę zbyt kwadratową, toporniejszą szczęką. Nos zaś jest prosty, odrobinę zadarty ku górze, bez większych widocznych skrzywień. Zazwyczaj pojawia się w czystych, wypasowanych ubraniach o przyjemnej fakturze, w dopsowanych jesienno-zimowych płaszczach, a czasem w mniej klasycznych krojach, ale w stonowanych ciemniejszych kolorach. Temat: Re: Pokój numer 2 Wto 15 Mar 2016, 22:15 | |
| Współlokator ma więcej racji, niżeli mógłby pomyśleć o stopniu popierdolenia Alexandra, który mimo wszystko nie zraża się wypowiadanymi przez niego słowami. Tylko uśmiecha się nader niewinnie, przywdziewając na twarz maskę nieświadomego choroby, która napędzana nienawiścią rozwijała się, transformując w niewyleczalne najpopularniejsze niedojebanie mózgowe, leczone najskuteczniej lobotomią. O kochanko Lobotomio, kiedy Ty mnie w końcu wyleczysz. Nigdy. Oczywiście, że mu przytakuje, kiedy ten przytakuje, a więc przytakuje, przytakując kiedy ktoś słowa mu potwierdza przytaknięciami. Powstaje nieskończony, niebanalny ciąg przytakiwaczy, o zniekształconych twarzach. Zaciska usta w cienką linię, kiedy słyszy to pytanie. Tak naprawdę, to nie wie co w takim przypadku powinien mu odpowiedzieć. Avery musiał być naprawdę głupiutki, skoro jeszcze do niedawna ani przez moment nie pomyślał o tym, że niewygodne pytanie może zostać skierowane również do zainteresowanego – do niego. - A gdybym Ci powiedział, że tak? Powiem Ci tyle, że nie ma w tym żadnej różnicy. Wszyscy mówią, że to obrzydliwe. Dziewczyny całują tak samo. A nawet gorzej! Miałem kiedyś taką która śliniła się, że aż na wymioty zbierało. - Zażartował, starając się wymigać z sytuacji. Historii o dziewczynie co prawda nie zmyślił, w końcu Avery z niejednego pieca już jadł – ale nieco ją podkoloryzował, w końcu nigdy nie umówiłby się z kimś, kto dostawałby na jego widok autentycznego ślinotoku. Aby nadać swojej wersji wiarygodności, jeszcze wzdrygnął się w obrzydzeniu. A później psiknął, ale nie niekulturalnie, że z mętnymi glutami na twarz Carrowa tylko ładnie – jak wychowana księżniczka, takie „apsik”. - No chyba Cię coś boli. To, że Ciebie o to pytam to jeszcze nie znaczy, że mam zamiar Cię wyłomotać. Wolałby wylizać liczyła Vakelowi, te najbardziej zakurzone, niżeli się Fletchera i Todda dotykać. - Burknął na niego z niezadowoleniem, nawet skrzyżował ze sobą dłonie, naprawdę niedowierzając, że podejrzewał go o takie rzeczy. Fletcherowi natura zwyczajnie sprawiła figla. Wiedzieli, że jest chłopakiem, ale w ogóle nie wyglądał męsko. A Todd... Z Todda to po prostu była pierdoła, z którą bardzo dobrze mu się psociło. A inne sprawy, które kiedykolwiek między nimi były, to już na pewno nie sprawa równie wścibskiego co Avery, Carrowa. - Wiesz.. Wolałbym Ci mówić po imieniu, ale skoro chcesz, żebym Cię nazywał „moją panienką” - nie będę Cię oceniał. Mogę. Ale na litość, Ty wiesz, że to strasznie pedalskie? Pe Es. Wywinąłeś mi się. Przyznaj mi się, z kim Tyś się w życiu całował. Czas najwyższy, żebyś mi na palcach wszystkich wymienił, Panie Podrywaczu. - Mruczy, kiedy pstryka go w przysunięty, zabawny nochal. Mierzy go wyczekującym spojrzeniem. To naprawdę zabawne, że oboje uważają się za takich samców alfa. Avery podejrzewa, że współlokator coś przed nim ukrywa. Zdaje się, że wyciąga dłoń w kierunku jego twarzy. Przygląda się jego wargom, kiedy wydaje z siebie charakterystyczne „sssh-shh”. Chwyta go za podbródek, a później czeka na jakiekolwiek pozwolenie. Upiera się, że nie jest gejem. - Wyglądasz mi na takiego, który NIGDY się nie całował. Z nikim. Carrow...? - Kpiący uśmieszek wpełza mu na usta, kiedy coraz bardziej powtarza sobie, że bliski kolega naprawdę jest strasznym nieudacznikiem w kwestii romansów. - Przepraszam. Chciałem powiedzieć „moja panienko”. Chcesz się nauczyć? Tak tylko. Wiadomo, nie jesteśmy pedałami. Nawet w książkach czytałem, że w niektórych plemionach faceci przekazują sobie takie umiejętności. W końcu co by na to te kobiety, jakby taki jak Ty, Carrow im po ślubie wyskoczył, że się całować nie umie? - Szczerzy się zawadiacko na ten pomysł, nie mogąc się już doczekać realizacji. To trochę... Nakręca. Sam nie wie. To myśl o tym, że może Krukon zgodzi się na coś cholernie zakazanego. Na łamanie regulaminu. Prawie tak straszne, jak podglądanie dziewczyn w łazience. A nawet gorsze!
|
Graysen E. Carrow Zastępca kapitana i pałkarz Srebrnych Wiwern, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 14 cali, kieł widłowęża, winorośl, elastycznaOPANOWANE ZAKLĘCIA: OPIS POSTACI: Graysen ledwie opuścił łono swej nieszczęsnej matki Faustine, a liczne grono rodzinne, zgromadzone ściśle wokół kołyski, zawyrokowało, iż chłopiec przyszedł na świat jako idealna kalka swojego ojca. Choć podobne stwierdzenie zdawało się być w tamtej chwili niczym innym, a pieszczotliwą eksklamacją, to z biegiem lat każdy przekonał się, że Graysenowi w istocie przepowiedziano wtedy przyszłość w cieniu niedoścignionego oryginału, po którym to musiał odziedziczyć spłaszczony, wydatny nochal. Nie mógłby być gorszy od swych rówieśników, co za tym idzie, może pochwalić się wzrostem ponadprzeciętnym, sylwetką i ruchami nieskrępowanymi, acz bywa, że i chaotycznymi, zależnie od tego czy znajduje się obecnie w fazie nadpobudliwości ruchowej, czy wręcz przeciwnie, w stanie otępienia i stagnacji. Piwne kurwiki szaleństwa i błysk niepoczytalności są nieodłącznym elementem składowym spojrzenia, jakim Graysen obarcza swych rozmówców. Łagodny i spokojny, nieznęcony gwałtownym temperamentem, budzi jeszcze większe podejrzenia, wzmaga w innych lęk, iż tylko jednej małej iskierki brakuje do eksplozji niezrównoważonego pomyleńca, który to tkwi, gdzieś głęboko w nim, uśpiony za maską typowego, aroganckiego dzieciaka z porządnego domu. Coś, co kiedyś będzie nazywać się artystycznym nieładem, w obecnej erze, jest jedynie trywialnym bałaganem, bo to właśnie bałagan objął panowanie nad głową chłopaka. Nie podpatrzył ani trendów, ani kolegów z ławki, na próżno więc u niego szukać fryzury na przylizanego Włocha, on o to nie dba. Bogatą mimikę uwielbia uwydatniać w sposób ekspresyjny i nierzadko karykaturalny, emocje bowiem, i to te wszelkiego kalibru, stanowią dla Gray’a nieodwieczną zagwozdkę; są niczym puzzle pozbawione istotnych elementów układanki, których nie potrafi ułożyć. Fuzja kontrastowych emocji, niesprecyzowany i wieloznaczny ton wypowiedzi, zapewnił mu dożywotnią łatkę bezczelnego mitomana, z którego ust sączą się nieskończone ciągi łgarstw i jad fałszu. Potwierdzenie podobnego wymysłu byłoby jednakże krzywdzące dla Graysena, który w gruncie rzeczy nie jest osobą tak podłą i nikczemną, jak jego ojciec by pragnął. Z ludźmi mu nie po drodze, nie rozumie ich zamiarów, celów i motywacji. Nie utożsamia się zresztą z wieloma jednostkami, izoluje się od reszty na własne życzenie, nie będąc jednak do końca pewnym, czy jest to czymś, czego tak naprawdę pragnie. Temat: Re: Pokój numer 2 Sob 19 Mar 2016, 05:26 | |
| Nie lubi, gdy inni mają kontrolę nad jego reakcjami, wszelkie prowokacje zawsze zbywa i traktuje jako pierwszy stopień manipulacji, którą gardzi. Całował się z facetem? Aha. Przeleciał faceta? Aha. Pozbawił życia całą rodzinę? Aha. Nie, Alex nie dojrzy w nim żadnych śladów oburzenia czy potępienia, może w pewnym sensie musiało to czynić z Graysena świetnego spowiednika, który cokolwiek byś nie zrobił, nigdy nie oceni. Nie zapyta “dlaczego to zrobiłeś”, najwyżej “jak to jest”, albo “jak to się stało”. Może faktycznie powinien zostać księdzem, ojciec byłby skłonny się go wyrzec za samą sugestię obrania podobnej drogi, ale to nie mogłoby być aż tak złe, prawda? Być może próba odwrócenia uwagi od osobliwego wyznania i przeistoczenia wszystkiego w wyrafinowany inaczej dowcip mogłaby się powieść, gdyby tylko Carrow nie zaczął wnikliwiej analizować doboru słów chłopaka. Coś wisi w powietrzu i śmieszkowanie nie rozwiewa gęstego zaduchu nieznanego pochodzenia. Intensywność zgłębiania zagwozdki odzwierciedla się na jego twarzy i choć walczy o to,aby chociaż kąciki ust wygięły się w szarlatańskim uśmieszku, to próby pełzną na niczym. -Tym przypadkiem jeszcze mi się nie chwaliłeś i w sumie to ci się nie dziwię -przymyka leciutko powieki i tym samym próbuje zdobyć więcej czasu na przemyślenie ewentualnej reakcji. Coś mu głęboko szepce, że Alex nie pokusi się o porzucenie tematu, a wręcz przeciwnie - wykorzysta słabość Graysena i zaatakuje ze zdwojoną siłą. Ma racje, ma cholerną rację, jedyna rzecz,która łączy go z kobietami jak zwykle okazuje się przydatna. Pierdolona intuicja. -Owszem, pedalskie, ale to ty właśnie przyznałeś się do wymieniania śliny z facetami. O imionach zapomnij, nie muszę ci niczego udowadniać. Zniszczę twoje nadzieje i powiem ci to od razu - żaden koleś nie był na mojej liście -mówi wzgardliwie, bo chyba czas najwyższy swoje stanowisko w tej sprawie przedstawić. Ignorując pstryknięcie, paca go swą ciętą łapą w ramię, ale to nie wystarcza, bo lada moment musi oprzeć się chęci wzbronienia się przed chwytem podbródka. Czuje pot gromadzący się w zaciskającej się dłoni i stopach, które wykręcają się w akcie repulsji. Przynajmniej tylko do takiego wrażenia mógłby się w tym momencie przyznać. -Kretyn z ciebie. Może nie było ich tyle ile twoich, ale przynajmniej każda z nich istnieje - ciśnie po nim dumny jak kolorowy paw, bo sądzi, że całkiem nieźle udaje mu się przyganić Alexemu najdenniejszym łgarstwem w historii wszystkich galaktyk wszechświata. Oczywiście, że z nikim, ale Avery nie mógł o tym wiedzieć, podobnie zresztą jak którykolwiek ze znanych mu osobników. Fakt nie pocałowania żadnej niewiasty ujmował jego męskości, o której dbania od zawsze wpajał mu fanatyczny ojciec. Graysen za nic w świecie nie przyzna się do swojego frajerstwa, bo w oczach męskiej społeczności taki brak doświadczenia był niczym innym a oznaką słabości. Wszak każdy szanujący się samiec, winiec uwodzić kobiety od maleńkości, a skoro czasy polowań na zwierzynę powoli mijały, trzeba było imponować rówieśnikom w inny sposób. Carrow bije się z myślami dosyć poważnie. Nie jest pewien czy Krukon z niego jawnie kpi, a cała sprawa jest jedynie przezabawną farsą czy może chodziło o coś więcej - o próbę odwagi i spenetrowania granic, które byłby w stanie przekroczyć w imię udowodnienia komuś czegoś i chełpienia się swoim heroizmem w walce z ciasnymi strefami komfortu. - Pierdolisz tak, bo cię boli, że sam się nie umiesz całować. Możesz udowodnić, że się mylę? - prostuje się i siada na łóżku, tak aby jego wyzywające spojrzenie dosięgnęło Alexa w jak największym stopniu. Avery zachowuje się dzisiaj inaczej, ale to nie oznacza, że cokolwiek zrobi. Graysen prycha pod nosem i odgarnia niesforny kosmyk z czoła. -Nie wierzę w ani jedno twoje słowo. Z kim tym razem się założyłeś?-rzuca pytaniem, które wcale w podobnej intonacji nie brzmi jak owe. Sam nie jest pewny czy podobna wersja jest prawdopodobna, a chaos pętający jego zdrowe zwoje mózgowe próbuje zdusić w zarodku. To w końcu jak, blef goni blef?
|
Temat: Re: Pokój numer 2 | |
| |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |