-
Hmmm… Trudny wybór… – Tiara odezwała się w jej głowie i Annabelle omal nie spadła ze stołka. Słyszała trochę wcześniej o ceremonii, w końcu była czystej krwi, ale nigdy nikt nie powiedział jej dokładnie jak to wszystko będzie wyglądać. A już szczególnie, że w swojej głowie usłyszy głos. W sumie od zawsze musiała radzić sobie sama. Jedynym, czego pragnęła, było to, żeby rodzice byli z niej dumni. Przecież nie mogła przynieść wstydu rodzinie. –
Odwaga… taaak, a także uparte dążenie do celu i ambicja… Inteligencji również ci nie brakuje... – Zadrżała lekko. A co jeśli nie trafi do Slytherinu? Co jeśli Tiara wybierze jej Ravenclaw, Hufflepuff, albo, co gorsza, Gryffindor? Proszę, tylko nie Gryffindor, błagam, wszystko tylko nie to. Gdyby trafiła do domu lwa, rodzice najpewniej wyrzuciliby ją z domu. A nie może ich zawieść. Po prostu nie może. –
Nie do Gryffindoru? Na pewno? No tak, rozumiem… w takim razie…-
Slytherin! – wykrzyknęła Tiara, a Annabelle uradowana podbiegła do stołu ślizgonów.
***
-
Patrz jak leziesz. – warknęła Annabelle, podstawiając nogę dwunastoletniej gryfonce. Standardowe zagranie ślizgonów. A przecież taka właśnie była. Taka musiała być. Nie może zawieść swojej rodziny. Grupka dziewczyn za nią ryknęła śmiechem. Na twarzy Annabelle pojawił się uśmiech. Zachowanie swoich „koleżanek” uważała za żałosne. Łaziły za nią jakby była jakimś guru, albo coś. Jakby nie mogły zająć się swoimi sprawami i chociaż raz na jakiś czas zostawić ją samą. I tak ledwo znajdowała czas na naukę. W końcu była na piątym roku i już niedługo czekały ją SUMy. Niby nie miała się czym przejmować, w końcu nauka szła jej naprawdę dobrze, była jedną z najlepszych osób w roczniku. Ale co jeśli popełni głupi błąd i nie dostanie oceny, na jakiej jej zależy? W domu mogłaby się równie dobrze wtedy już nie pokazywać.
Nie może, po prostu nie może zawieść rodziców.***
-
Reprezentant Hogwartu… Annabelle Gardener! – wykrzyknęła dyrektorka szkoły. Mogło się wydawać, że stół ślizgonów eksplodował. Wiwatowali dopóki na trzęsących się nogach nie dotarła w końcu do stołu nauczycielskiego, a profesor Mole nie wskazała jej ruchem ręki sali, do której miała się teraz udać. Tylko trochę trzęsły jej się nogi, ale poza tym była szczęśliwa jak nigdy w życiu. Wreszcie jej się udało! Wpisze się jakoś w karty historii, teraz rodzina będzie z niej naprawdę dumna. Teraz tylko musi wygrać ten turniej. I to za wszelką cenę.
***
Annabelle wybiegła na korytarz, szukając chociaż chwili spokoju. Nie obchodziło ją już nawet to, że było grubo po ciszy nocnej i nie wolno jej było przebywać poza pokojem wspólnym. To śmieszne, że taka drobnostka jak szlaban wydawała się dla niej kiedyś sprawą życia i śmierci. Dopiero teraz wiedziała jak to jest… w końcu tego dnia o mało nie straciła życia. Mało brakowało, a olbrzym przygniótł by ją swoją pałką, było naprawdę blisko… Jednak nikogo poza nią zdawało się to nie obchodzić. Resztę szkoły zajmowało tylko to, że zdobyła najwyższą liczbę punktów i dostanie dodatkowy czas w ostatnim wyzwaniu, a ślizgoni postanowili urządzić sobie imprezę. I jeszcze ten list od rodziców…
Jesteśmy z ciebie dumni. Przez całe życie czekała na chwilę, kiedy w końcu usłyszy to z ich ust, ale teraz sprawy miały się zupełnie inaczej. Objęła się ramionami i zaczęła nucić starą kołysankę, którą pamiętała z dzieciństwa, nawet nie przejmując się łzami, które strumieniami ciekły jej po policzkach.
-
Masz ładny głos... – Annabelle wzdrygnęła się i odwróciła głowę. Tuż obok niej unosiła się Szara Dama, duch Ravenclawu. Patrzyła na nią łagodnym wzrokiem.
-
Czy śmierć… bardzo boli? – zapytała, czując, że pytanie musi brzmieć tak, jakby zadawała je pięcioletnia dziewczynka. Ale cóż poradzić? Tak właśnie się czuła. Po prostu bała się, że straci życie w tym turnieju.
-
Nie. Czujesz tylko zimno. –odpowiedziała jej Dama, uśmiechając się ze współczuciem.
-
Czemu wolałaś tu zostać? – zapytała Annabelle. Może i pytanie było zbyt osobiste, a i sama Annabelle zazwyczaj nie myślała o takich rzeczach. Szara Dama jednak posłała jej kolejny delikatny uśmiech, zdajając się doskonale rozumieć, co czuje dziewczyna.
-
Czasem jest coś… co nie daje ci umrzeć. Niedokończone sprawy, coś, co chcesz naprawić… – przerwała gwałtownie. Na korytarzu słychać było czyjeś kroki.
-
Nie, czekaj! Nie odchodź! – krzyknęła Annabelle, ale na próżno. Po chwili zza rogu wyłoniła się jedna z jej koleżanek z domu.
-
Co ty robisz? – Posłała jej spojrzenie, w którym widać było niedowierzanie i nawet odrobinę złości, a już na pewno nie było w nim ani odrobiny zrozumienia. –
Jeszcze się zorientują, że cię nie ma i rozwalisz całe przyjęcie...***
Znaleźć puchar… Za wszelką cenę znaleźć puchar… Powtarzała sobie w myślach, już trzecią godzinę błąkając się po Zakazanym Lesie. Zdołała pokonać już mantykorę, ledwo uniknęła pożądlenia przez chmarę żądlibąków no i mało brakowało, a zostałaby stratowana przez garboroga. W tym roku się postarali, nie ma co. I nagle go zobaczyła. Był tam, może dwadzieścia metrów przed nią. Tak, w tej ciemności bardzo wyraźnie widać było otaczającą go jasnoniebieską poświatę. Nie wierząc w swoje szczęście, zaczęła biec. Od zwycięstwa dzieliło ją parę sekund…
-
Avada Kedavra! – Usłyszała czyjś krzyk i poczuła nagły ból w okolicach serca. Trafiło ją? Niemożliwe, przecież… Nagle poczuła, że nie jest w stanie poruszyć żadnym mięśniem. Ale w takim razie czemu jeszcze myśli? Została jej chwila, marna chwila życia… Ale to nie może się tak skończyć. Nie chciała tak żyć, to nie miało tak wyglądać. Przed oczami widziała wszystkie osoby, którym kiedykolwiek dokuczyła, które rozczarowała…. I jeszcze coś, pragnienie zemsty. Kto ją zabił? To ten chłopak… z Durmstrangu… gorzko tego pożałuje. Upadła na ziemię, a w głowie miała już tylko jedną myśl.
Nie mogę umrzeć… A potem ból nagle zniknął i czuła już tylko zimno.
***
-
Powiedz mi jak tutaj wygląda. – szepnął. Annabelle uśmiechnęła się delikatnie, chociaż przecież nie mógł tego zobaczyć.
-
Wąski, szary korytarz, na ziemi czerwony dywan, wszędzie obrazy i posągi pod ścianą z pochodniami. Ładnie tu, Zack. – szepnęła mu na ucho. Nie wiedziała, dlaczego właściwie mu pomaga. Może w ten sposób czuła, że może chociaż po części odkupić swoje winy? Że naprawi to, jaka była za życia? Starała się pomagać ludziom biednym, samotnym… chociaż ukazywała się niewielu osobom. Ale wciaż nie do końca czuła się łagodnym duchem… chłopak z Durmstrangu gorzko pożałował tego, że ją zamordował. Do swojej śmierci błagał, żeby odeszła, ale nie mogła tego zrobić. Żądza zemsty była zbyt wielka. Ale po tym jak w końcu umarł… Annabelle poczuła się strasznie samotna. Wszystkie osoby, które znała za życia były już martwe... A jeśli istnieje jakieś życie poza tym światem, to czy może jeszcze do nich dołączyć? Kto by pomyślał, że wieczne życie może być tak długie i męczące? Ale może jeśli tylko odkupi swoje winy, to znajdzie jakiś sposób, aby w końcu móc w spokoju odejść z tego świata?