-
...Chyba sobie z nas kpisz? Nigdzie nie pójdziesz! Nawet nie wiesz jaki to dla nas wstyd, że córka, którą wychowaliśmy...-
Słucham? - rozbrzmiał poirytowany głos dziewczyny, która była już zdecydowanie zbyt zdenerwowana tą całą sytuacją, która panowała w domu.
-
Chcesz coś jeszcze powiedzieć? - spytała pani Route zdenerwowana patrząc na ciemnowłosą.
Mauvais zacisnęła usta w wąską szparkę i gromiła nienawistnym wzrokiem oboje rodziców, którzy stali nad nią. Wiedziała, że każde jej słowo tylko doda żaru do ognia. Nie mogła jednak postępować inaczej, skoro jest własna matka gadała takie głupoty.
Samantha Route, która jest dość wysoką, blondynką o zielonych oczach i delikatnych rysach twarzy, które przy każdym krzyku wyglądały jakby złościła się na swoją malutką córeczkę, że zbiła wazon. Niestety, to były błędne skojarzenia, bo ta o to kobieta, jest najgorszą zmorą samej nastolatki. Myślała tylko o bogactwie, pracy i przyjemnościach związanych z wielkimi balami czy bankietami. Nie miała pojęcia co dzieje się w życiu jej córki i nawet za bardzo ją to nie interesowało. W swoim przeświadczeniu miała, że w ten sposób uczy ją samodzielności i odpowiedzialności. Trzeba się jednak zastanowić, że nie da rady by dziesięciolatka czy tam jedenastolatka potrafiła sama o siebie zadbać.
-
Informuję cię, że nie wybierzesz się do jakiejś tam szkoły z internatem. Co to w ogóle jest? - powiedziała przyglądając się kartce papieru, która pochodziła z listu adresowanego do jej córki -
Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie - przeczytała z widocznym obrzydzeniem.
-
Oni robią sobie z ciebie żarty! Przecież coś takiego w ogóle nie istnieje, jak możesz w ogóle w to wierzyć? - wtrącił się ojciec.
Eliot Route, wysoki, barczysty mężczyzna o ciemnych włosach i prawie czarnych oczach, które odziedziczyła sama Mauvais. Ojciec młodej zazwyczaj nie posiadał własnego zdania, był człowiekiem biznesu. Jego firma rozwijała się na skalę krajową, a to co działo się w domu, zostawiał żonie. Był wyraźnie pod jej wpływem, bo cokolwiek się nie działo, jedyne co robił to popierał każde zdanie Sam. Zawsze zbyt zajęty, pogrążony papierkową robotą, nie zwracał uwagi na to, że to wszystko sprawia ból jego córce. Uważał, że może kupić jej szacunek dając prezenty, lecz nie na tym polegało wychowanie. Oboje nie potrafili zachować się jak rodzice, dlatego też właśnie tak zachowywała się wobec nich nastolatka.
-
Amelio... - obok dziewczynki usiadła matka, która chciała jakoś załagodzić sytuację.
-
Nie mów tak do mnie. - wysyczała i automatycznie podniosła się z miejsca
-
To twoje imię! Nie będę słuchać twoich wymysłów i sprzeciwów! Mam tego dość! - oburzyła się kobieta i teatralnie gestykulowała by oddać swoją rezygnację -
Jesteś opryskliwa i arogancka! Nie tak cię wycho...-
BO MNIE NIE WYCHOWALIŚCIE! - ciemnowłosa w końcu wybuchał -
Ty masz tego dość? Ja nie mam nic, nawet własnego zdania. Oddajecie mnie komu popadnie by tylko pozbyć się kuli u nogi. W takim razie co to za różnica gdzie spędzę cały rok, przecież będziecie mieć spokój. Mam gdzieś to wszystko, będę szczęśliwsza właśnie tam gdzie nie ma was, nawet jeśli to miejsce w ogóle nie istnieje. - powiedziała wszystko co pierwsze przyszło jej na myśl. Obserwowała reakcję rodziców, którzy z chwili na chwilę robili się coraz bardziej zaskoczeni jej słowami. Dziewczyna zacisnęła pięści i ruszyła do schodów, które kierowały ją do pokoju. -
Przy okazji, nazywam się MAU-VAIS! - dodała i pobiegła na górę.
Na dole słyszała jeszcze komentarze od nich na temat tego jaka jest niegrzeczna, jak się zachowuje i ile to oni dali by wyrosła na dobrą osobę. Nawet to wszystko co powiedziała ich córka, nie zmieniło ich podejścia. To był wystarczający znak, że nie ma co się starać by ją w jakikolwiek sposób pokochali i dali wsparcie. Każda sprawa kończyła się awanturą.
Mauvais siedziała tylko na swoim łóżku z podkulonymi nogami, kiwała się w przód i w tył, łzy spływały po jej policzkach - czekała na cud.
***
Kilka dni później, bodajże to była niedziela. Dzień wolny od pracy, który państwo Route spędzali w domu, a szczególności w swoim biurze, w którym zajmowali się różnymi papierkowymi sprawami. Nie ważne było gdzie są, wszystko dotyczyło firmy. Mauvais za to siedziała w swoim pokoju i czytała byle jaką książkę by tylko móc jakoś odciągnąć myśli od ostatnich sytuacji. Temat szkoły ucichł od momentu kłótni. Dziewczynka wiedziała, że nie wygra, więc wolała przez ten czas w jakiś sposób unikać rodziców i zająć się sobą. Jedyną osobę, którą z wielką niechęcią przyjmowała to gosposia, bo przynosiła jedzenie. W innym wypadku nawet by się nie podniosła z łóżka, lecz kto by chciał tu wejść...
Nagle rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Ciemnowłosa nawet nie zareagowała, przecież nie miała znajomych, więc musiało to być do jej rodziców. Dalej siedziała w tym samym miejscu i zagłębiała się w przygody bohaterów. Wiele raz pragnęła wcielić się w jedną z tych postaci by mieć jakiekolwiek życie. Gdy dostała list poczuła się wyjątkowa, ale to wszystko zostało zburzone. Nawet przez godzinę nie mogła nacieszyć się tą myślą. Może to nie było prawdą, może to tylko głupi żart, ale dla niej miało to ogromne znaczenie. W pewnym sensie wierzyła w magię, bo czasem zdawało jej się, że coś się działo wokół niej. To były głupoty, ale jak wielki miały wpływ na samopoczucie nastolatki.
Z rozmyśleń wyrwał ją głos matki. Ewidentnie wołała ją by zeszła na dół. Zaskoczona i dość ciekawa, co ją skusiło by odezwać się do córki. Zostawiła lekturę i wyjrzała przez drzwi. Stała tam Samantha z rękami założonymi na piersi. Wyraźnie był delikatnie wystraszona, ale próbowała ukryć to wszystko złością. Mauvais nieśmiało zrobiła jeden krok w jej stronę.
- Ktoś na ciebie czeka - wydusiła z siebie kobieta chwiejnym tonem i wskazała na schody.
Ciemnowłosa wzięła głęboki oddech i przełknęła ślinę. Nie miała pojęcia czego się spodziewać. Ostatnio nawet nie miała okazji czegoś przeskrobać, więc nie powinien być to ktoś z władz, a może jednak...
Bardzo powoli zeszła po stopniach. Na kanapie siedział starszy mężczyzna w fioletowej czapce. Miał na swoim garbatym nosie okulary z grubymi szkłami. Mimo swojego niskiego wzroku i dziwacznego wyglądu, sprawiał wrażenie bardzo przyjaznej osoby.
Staruszek wstał gdy tylko dziewczyna znalazła się w salonie. Uśmiechnął się do niej i wciągnął rękę.
- Jestem profesor Biblethump, obecny dyrektor szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Bardzo miło mi cię poznać.Nastolatka zaskoczona odwzajemniła gest mężczyzny.
- A... - zawahała się na chwilę, ale szybko się poprawiła
- Mauvais Route, proszę pana - przedstawiła się trochę inaczej niż powinna.
- Oh, Amelio, nie mów takich głu... - wtrącił się Eliot, który był wyraźnie zniesmaczony zachowanie swojej córki, ale nie zdołał dokończyć, bo mu przerwano.
- Witam Mauvais - odpowiedział profesor zupełnie nie zwracając uwagi na jej ojca.
- Pewnie zastanawia Cię moja obecność. - spojrzał na przyszłą uczennice, która wyraźnie wyglądała na zakłopotaną
- Chciałem przedstawić twoim rodzicom jak działa szkoła. Spodziewałem się tego przybycia, w końcu mugole nie mają pojęcia o magii.- Kto? - zapytała matka dziewczynki, która akurat weszła do salonu. Prawdopodobnie gdyby się nie odezwała to nikt by nawet na nią nie zwrócił uwagi.
- Mugole droga pani - oświadczył spokojnie, ale widział, że powtórzenie zupełnie nic nie dało
- Ludzie bez magicznych zdolności. Oboje rodzice pokiwali głową, lecz patrzyli na niego jak na kompletnego dziwaka. Z lekkim obrzydzeniem i dystansem.
- Kontynuując - rzucił w ich stronę
- Mam nadzieję, że spodoba ci się w nowej szkole.Mauvais zastanowiła się przez chwilę. Nie miała pojęcia co właściwie się dzieje. Ostatnia rozmowa z rodzicami była katastrofą. Nie było nawet mowy o przeniesieniu się do szkoły z internatem. Co właściwie teraz się zmieniło. Ciemnowłosa zmarszczyła brwi.
- To rodzice wyrazili zgodę?Mężczyzna zrobił nieco zaskoczoną minę.
- Nie słyszałem ani jednego słowa sprzeciwu, chyba, że się mylę. - zerknął w stronę państwa Route, którzy jak roboty zaczęli kiwać głową na znak, że wszystko jest dobrze.
- W takim razie wszystko ustalone.Uśmiechnął się do nich i zabrał zdobioną laskę, która spoczywała na kanapie. Poprawił swoją fioletową czapkę i skierował się do wyjścia.
- Wszystko co będzie potrzebne jest zawarte w liście. Mam nadzieje, że zdołałem wyjaśnić jak przebiega proces nauki, gdzie znajduje się peron i oczywiście jak dotrzeć na ulicę Pokątną. Nie czekał na reakcję ze strony rodziców nastolatki tylko zwrócił się bezpośrednio do niej.
- Widzimy się we wrześniu. - skinął głową i wyszedł.
Wszyscy stali jak osłupieni i patrzyli wciąż na drzwi, w których dosłownie przed momentem stał profesor. Nikt nie zdołał wypowiedzieć ani jednego słowa, sytuacja była tak dziwna, że nie docierała do państwa Route.