Czuł, że on rozumie ją jak nikt, nawet pomijając fakt, że pewnie ma tony takich przyjaciół. On również tęsknił za ojcem, bo jest jego jedyną, bliższą rodziną j zawsze o niego dbał. Był dla niego rodzicielem i przyjacielem, chociaż nie gadał z nim o wszystkim, tak jak na przykład z takim Maurycym czy z Kim. Rzadko mu się zwierzał, bo tego nie lubił, ale czuł, że w każdej chwili może to zrobić. Ufał ojcu, chociaż on mu niespecjalnie. Ale rozumiał go, bo zasłużył sobie na to. Ciągle wymykanie się z domu, problemy w Hogwarcie, przez ciągłe wycieczki do Zakazanego Lasu... Sam sobie nie ufa.
– Rozumiem. Też za nim tęsknię. Nasza relacja jest śmieszna... Niby to on jest ojcem, ale ja często dbam o niego, a nie na odwrót. Wciąż mu mówię, że powinniśmy dbać o siebie nawzajem, ale on wtedy wybucha. "Nie masz o mnie dbać! Ja jestem ojcem, ty synem!" – starał się naśladować niski, zachrypnięty głos staruszka. Zaśmiał się cicho i spojrzał na Kim.
Zmrużył oczy, widząc ją śpiącą. Taki nudny jest? Dotknął jej ramienia palcem wskazującym, a kiedy to jej nie wybudziło, spojrzał w niebo, starając się wymyślić jakiś plan. Przełknął ślinę i powoli, by jej nie budzić, wyślizgnął się z jej uścisku. Wziął ją na ręce i przez chwilę po prostu stał zastanawiając się, czy to na pewno dobry pomysł.
– Będą gadać. – mruknął tylko do siebie i skierował się w stronę zamku. Miał ich w sumie gdzieś, ale co na to Kim? Postanowił się tym nie przejmować i kierował się w stronę dormitorium Puchonów modląc się, by spotkał kogoś, kto zechce mu otworzyć, bo hasła nie zna. Oby znalazł kogoś chętnego do pomocy.
/koniec.