|
Magia użytkowaAdministrator fabularny NPC
Temat: Magia użytkowa Wto 29 Gru 2015, 19:26 | |
| Magia użytkowa to bardzo ważna dziedzina życia każdego czarodzieja. Z tego też względu książki znajdujące się w tym dziale są najczęściej wypożyczane i użytkowane. Każdy, kto pragnie nauczyć się nowego zaklęcia, bądź znaleźć sposób na swój problem przychodzi tutaj. Wiele stolików, przy których poustawiane są wygodne krzesła wręcz zachęcają do dłuższego przyglądania się tomiszczom. Asortyment
Ostatnio zmieniony przez Administrator fabularny dnia Pią 06 Maj 2016, 20:06, w całości zmieniany 1 raz
|
D.J. Fletcher Niepełnoletni czarodziejDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12 cali, włos wili, jodłaOPANOWANE ZAKLĘCIA: enervate, fumos, expelliarmus, conjunctivitis, gemino, reparifrage, alohomora, finite, bombarda maximaOPIS POSTACI: Jasnowłosy białas o szarym, pustym spojrzeniu, próbujący nadrobić swoją mdłość pstrymi kolorami, strojami i fasonami dobranymi zupełnie nielogicznie - choć sam uparcie twierdzi, że to przecież wszystko tak ma być. Pod ubraniami kryje kilka szpetnych tajemnic, w tym rozległą bliznę po poparzeniu. Temat: Re: Magia użytkowa Nie 21 Lut 2016, 20:35 | |
| Dziś jestem spokojny, dziś sam siebie przekonam, jaki mogę być spokojny. Po zajęciach przechadzam się po prostu, tymi drogami, którymi przechadza się zawsze, spokojny, jak tafla jeziora nocą, spokojny, dziś jestem duchem na drodze w lesie. Zawieszony pomiędzy rzeczywistością, a każdą jedną myślą, którą próbuję udusić w swojej głowie. Biblioteka wydaje się być rozwiązaniem najlepszym z możliwych, tak bardzo chcę być dziś niewidzialny, że zaszywam się w kącie działu magii użytkowej, wyciągając z regału tom o transmutacji. Mam swoje pasje, inne niż własna krzywda, inne niż echo jęków i krzyków z korytarzy Munga nocą, inne niż dureń, któego wysyłam na lekcje. Siadam, jestem spokojnym królem tego fotela, właścicielem tej stabilnej ręki, która otwiera książkę na piątym rozdziale, bo cztery poprzednie znam niemal na pamięć. Wyciągam pergamin inotuję co lubię, odrywam się, odklejam od rzeczywistości jak robak od szyby, chwila dla mnie. Nigdy mnie nie dziwiło, że tiara przypisała mnie do domu kruków. Poszerzanie swoich horyzontów to jedno, ale sposób w jaki działa na mnie pozyskiwanie informacji to inna zupełnie kwestia. Mam ten moment w głowie, oddech wewnętrzny, wdech przy otwieraniu książki i wydech przy słowach wpadających do bezdennej przepaści w mojej głowie. Dziury, której nie da się zapełnić, a której zapełnianie przynosi mi niewypowiedzianą przyjemność. Jestem więc dziś człowiekiem z kamienia, golemem, gargulcem o białych włosach, zgarbionym nad tomem postrzeganym przez sporą część uczniów za wybitnie nużący. To nie tak, że jestem zbyt pewny siebie, ja wiem, że wiem więcej. Wielkim atutem i różnicą między mną a lwią częścią czarodziejskiego społeczeństwa jest fakt, że znam oba światy. Moja przewaga, Wiem czym jest sokowirówka i jak szatkować szczurze ogony, by eliksir miał gładką konsystencję, wiem jak działa silnik parowy i umiem interpretować ułożenie gwiazd. Zawieszony. To ja. Pomiędzy światem tych, których nazywają mugolami, a światem w który owi mugole nawet nie wierzą. Między czasem obecnym, a życiem sprzed niespełna dwóch lat. Między sobą teraz, a tym, kim byłem i chciałem zawsze być. Wiszę nad książką, nad ławką, wiszę nad sobą samym, leżąc w łóżku i patrząc w sufit patrzę też na siebie, na moje szczeniackie ciało, jak wydmuszkę z porcelany, jak pacynkę nie wierząc, że ta kukła to ja. Mam w sobie niewypowiedziane pokłady gniewu do siebie, choć przestałem już wyładowywać go na własnym, słabym ciele. Miałem prosty wybór, nauczyć się perfekcyjnie udawać stabilność, albo zostać w Mungu już na wieki. nikt by mnie nie wypuścił do świata z tą całą złością, burzą, którą w głowie noszę, nikt by mi nie pozwolił się przechadzać, być gargulcem, nikt by mi nie dał żyć ani nikt by mi nie dał umrzeć. Byłbym zawieszony pomiędzy stanami. Jestem zawieszony pomiędzy stanami. Czy to jest przeznaczenie? Może to definicja mojego bytu, półśrodek, w dużym rozkroku, jedną nogą tu, jedną tam, jedną jestem, jedną mnie nie ma. Dziś jestem spokojny, teraz, pomiędzy wdechem a wydechem, między stroną siedemdziesiąt, a siedemdziesiąt jeden, Nawet mi trochę lepiej, przenoszę ciężar na tę nogę przy stawie, stabilną, silną, spokojną. Wtedy widzę Ciebie. I półpiruetem przewracam się na twarz prosto w czarną dziurę, w którą mnie zawsze wpycha Twoja obecność. Wstaje cicho jak kot, odwracam się, znikam między regałami obserwując jak krążysz. Czekam. Ja, sowa. W swojej ciemności, widzę wszystko. Pora na Ciebie, ten dzień musiał nadejść.
|
Tamara Scrimgeour Szukający Złotych Chimer, Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 10 cali, elastyczna, heban. Rdzeń z włóknem pachwiny nietoperza.OPANOWANE ZAKLĘCIA: OPIS POSTACI: Ta panna ma swój urok i trzeba jej to przyznać. Przejawia się szczególnie w jej płynnych, wdzięcznych ruchach - tak jakby każdy krok był tanecznym pass. Otacza ją dość wyraźna aura osoby przekonanej o własnej wartości - głowę nosi uniesioną, pierś ma wypiętą, a rozmówcy zawsze patrzy prosto w oczy. Ma ciemną karnację, odziedziczoną po matce. Opala się na czekoladowo i niestraszne jej oparzenia słoneczne, co się przydaje, bo często włóczy się po polach i łąkach, łapiąc przy tym promyki słońca. Robi się przy tym mocno piegowata. Ma ładną twarzyczkę o regularnych, rysach; wąski nosek i pełne usteczka. Duże, głęboko osadzone oczy mają kolor bursztynu. Jej twarz otaczają, zwykle rozrzucone w totalnym, artystycznym nieładzie brązowe włosy o złotym połysku. Sylwetkę wciąż ma bardziej dziecięcą niż kobiecą – przecież nadal się rozwija i rośnie. Póki co jest raczej niziutka i chuda jak szczypiorek. Temat: Re: Magia użytkowa Nie 21 Lut 2016, 21:08 | |
| Za oknami jest szaro i zimno, kolejne warstwy ubrań nie potrafią pomóc mi w utrzymaniu ciepła, a każda mijana osoba zdaje się obrzucać mnie nieprzychylnym spojrzeniem. W dni takie jak dziś tęsknie trochę bardziej niż zawsze. Nie umiem stwierdzić nawet za kim lub za czym tęsknię, wydaje mi się nawet, że to jest tęsknota za wszystkim, tęsknota uniwersalna, że to uczucie przesyca wszystkie komórki mojego ciała. Chciałabym zobaczyć słońce, wygrzać się w jego promieniach jak leniwy kot. Usiąść na ceglanym murku, który oddziela plażę od bulwaru, słuchać krzyku mew i czuć sól na ustach. Marzę o tym by zobaczyć mamę, moją mamusię, całą utkaną ze złota i słonecznych promieni. Babcię, która potrząsałaby rękami nad moją głową i pośpiesznie dziękowała swoim świętym za mój bezpieczny powrót. Czy to nie śmieszne? Pod jej dachem żyje czarownica i to taka najprawdziwsza z prawdziwych! A mamie wciąż powtarza jak to wszystkie moje dary spłynęły od Boga. Obracam w palcach złoty krzyżyk, który zawiesiła mi na szyi nim ojciec zabrał mnie do Szkocji i uśmiecham się smutno. Mój nastrój jest tak ponury, że sama się go trochę boję. Jestem w takiej desperacji, że nawet Moirę uściskałabym z entuzjazmem, choć przecież wcale jej specjalnie nie lubię. Chciałabym mieć z kim porozmawiać, ale Hogwart jest mi ostatnio mało przychylny. Żadnych przyjaciół, z którymi mogłabym się śmiać. Nikogo, by otrzeć moje łzy. Docieram do biblioteki. Jest tu spokojnie i cicho, ale to ten wyjątkowy rodzaj ciszy, który nie wpędza mnie w jeszcze większą nostalgię. Ta cisza wibruje przecież milionami słów, które mogę poznać, wystarczy tylko sięgnąć po pierwszy-lepszy tom. To on mnie tego nauczył, to on zaraził mnie miłością do nauki. Przekonał, że książki zawsze tu są, gotowe ze mną rozmawiać. One nigdy nie zawodzą. Intensywnie o nim nie-myślę, bo nie chcę jeszcze bardziej pogorszyć sobie humoru. Zagłębiam się między regały, wodze palcami po wypukłych grzbietach książek, wdycham ich kojących zapach. Kiedy Cię nie było, tutaj zawsze czułam jakbyś wcale nie odszedł. Jedna z nielicznych przychylnych mi osób w tej przeklętej szkole! A teraz nawet ty wymykasz się z moich palców. Potrząsam lekko głową, odganiam te myśli. Pochylam głowę, kryjąc się za grubym welonem włosów. Chcę czytać o zaklęciach, to moja ulubiona dziedzina. Wybrałam już nawet odpowiedni wolumin, ale dreszcz biegnący po karku zdradza mi, że ktoś mi się przygląda. Wychowałam się na ulicy, pamiętasz? Mieszkałam blisko portu i zawsze byłam czujna - tracąc czujność mogłabym też stracić życie. Zamieram więc w bezruchu i wsłuchuję się w ciszę pełną szepczących książek. Wychodź, wychodź, gdziekolwiek jesteś! Zdradza Cię oddech i skrzypnięcie podłogi, wiem już gdzie jesteś, Don. Odwracam się w ułamku sekundy, nim podejdziesz zbyt blisko i wbijam w Ciebie nieufne spojrzenie bursztynowych oczu. Wciąż mam w pamięci ostatnią lekcję zaklęć, dlatego wysuwam z rękawa swetra różdżką - tylko trochę, tak na wszelki wypadek. Ostatnio głupie rzeczy lubią Ci wpadać do głowy i trochę się boję. Trochę się boję, ale znacznie bardziej tęsknię. - Co za niespodzianka. - mówię i naprawdę staram się nie brzmieć przy tym jak obrażona dziewczynka, ale nie umiem udawać. Mam żal za ten ostatni numer, mam żal za wszystko inne. Bo przecież zawiodłeś mnie tak bardzo i nie wiem jak mam sobie z tym radzić. Chciałabym żeby wszystko znów było jak kiedyś.
|
D.J. Fletcher Niepełnoletni czarodziejDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12 cali, włos wili, jodłaOPANOWANE ZAKLĘCIA: enervate, fumos, expelliarmus, conjunctivitis, gemino, reparifrage, alohomora, finite, bombarda maximaOPIS POSTACI: Jasnowłosy białas o szarym, pustym spojrzeniu, próbujący nadrobić swoją mdłość pstrymi kolorami, strojami i fasonami dobranymi zupełnie nielogicznie - choć sam uparcie twierdzi, że to przecież wszystko tak ma być. Pod ubraniami kryje kilka szpetnych tajemnic, w tym rozległą bliznę po poparzeniu. Temat: Re: Magia użytkowa Nie 21 Lut 2016, 21:26 | |
| Czujna mała myszo, prawie widzę, jak kiwasz wąsikami, jak mnie szukasz. Kiedykolwiek mysz uciekła przed sową? Sową-mną, czy kiedykolwiek przede mną uciekłaś? Widzę, jak się próbujesz zasłonić książką, zaklęcia, no tak, nie omieszkałem też zauważyć różdżki wystającej z Twojego rękawa i coś we mnie pęka. Szczurze portowy, z różdżką? Miej w sobie tę odwagę, walcz ze mną na pięści. Nawet nie wiem dlaczego, ale chwytam Twój nadgarstek, wyrywam z zaciśniętych palców różdżkę i rzucam ją na blat. Gówno mnie obchodzi Twoje czarowanie, nie puszczam. Nic nie mówię, patrzę tyko, szare oczy się nie kończą, nie zaczynają, nie mam dna, patrz na mnie Tamaro, jestem półprzeźroczysty, widzisz? Niemal niewidzialny, taki dziś jestem. Spokojny. Z pełnym spokojem, mimo protestów, wyciągam Ci z drugiej ręki książkę, w dupie mam ją też, kładę koło różdżki, nie znikną, niech czekają. Przykładam palec wolnej ręki do swoich ust i 'szszsz...' szepczę. W bibliotece trzeba być cicho, nie wiesz o tym, głupia gąsko? Będziesz cicho? Dasz radę? Jestem dziś spokojny, jak niebo nocą, jak tafla jeziora pod której powierzchnią kelpie tańczą z topielcami egzotyczny taniec wojenny. Krew dudni mi w uszach, ale jestem spokojny, serce jak metronom wybija rytm, który tak dobrze znam. To wszystko Twoja wina Tamaro, dlaczego jesteś. Co Ty mi robisz. Wyciągam rękę by chwycić Twój kark, nie mam żadnych oporów, wiem jaki jest malutki i wąski, moje długie palce mogłyby całą Twoją szyję złapać i nawet bym nie wiedział kiedy. Wtulam twarz w zgięcie między szyją, a Twoim ramieniem nie pytając o pozwolenie. Przestałem pytać o cokolwiek kogokolwiek. Ja nie mam pytań, tylko działania. Logicznie postępujące po sobie, potrzeba, działanie, sukces, spokój. Wtulam w Ciebie twarz jakbym się miał zaraz w tę Twoją skórę wtopić. Jesteś taka blada zimą, bez swojego słońca, bez wygrzewania się, włosy nie pachną Ci wiosną i gorącem, choć przecież nie mam pojęcia jak pachnie słońce. Chyba trochę nieświadomie wykręcam Ci już tę rękę, troche się gniewam wciąż na ten gest. Z różdżką? Na mnie? Chcę Cię za to udusić, chce Cię dusić, zaciskam palce na Twoim karku i wtulam się bardziej. Mógłbym Cię w kulkę zgnieść i schować w ręku, do kieszeni. Zwijać i rozwijać kiedy bym tylko chciał. - Niespodziankaaa. - mruczę i sam się sobie dziwie, bo wcale nie brzmię wesoło. Choć trochę mi wesoło przecież. Ja-sowa mam w szponach Ciebie-mysz, Ciebie Scrimgeour i Twój wąski kark, Twoje gęste włosy, wszystko to mogę szponami objąć taka jesteś mała. Jak ja się w Tobie zmieszczę? Na tę myśl trochę mniej intensywnie wgniatam się w Twój obojczyk, choć wcale nie zamierzam Cię jeszcze puścić. Moje przytulanie jest tak upośledzone jak ja cały. Już nie umiem w ja-człowiek, umiem tylko w gargulce, w kamienie, w sowy i tafle jeziora. Dziś chciałem być spokojny, ale bęben serca zaraz doprowadzi mnie do szału, wali tak strasznie, że mam wrażenie, że każdy w Bibliotece je słyszy. Słyszysz? Dun, dun, dun, zaraz zwymiotuje, wybuchnie mi głowa. - Lubisz takie niespodzianki, Scrimgeour? - szepcze Ci w szyję, odwracając głowę. w Twoją stronę. Krok, drugi, aż oprę Cię o regał. Pora na Ciebie. Ten dzień. Musiał. Nadejść.
|
Tamara Scrimgeour Szukający Złotych Chimer, Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 10 cali, elastyczna, heban. Rdzeń z włóknem pachwiny nietoperza.OPANOWANE ZAKLĘCIA: OPIS POSTACI: Ta panna ma swój urok i trzeba jej to przyznać. Przejawia się szczególnie w jej płynnych, wdzięcznych ruchach - tak jakby każdy krok był tanecznym pass. Otacza ją dość wyraźna aura osoby przekonanej o własnej wartości - głowę nosi uniesioną, pierś ma wypiętą, a rozmówcy zawsze patrzy prosto w oczy. Ma ciemną karnację, odziedziczoną po matce. Opala się na czekoladowo i niestraszne jej oparzenia słoneczne, co się przydaje, bo często włóczy się po polach i łąkach, łapiąc przy tym promyki słońca. Robi się przy tym mocno piegowata. Ma ładną twarzyczkę o regularnych, rysach; wąski nosek i pełne usteczka. Duże, głęboko osadzone oczy mają kolor bursztynu. Jej twarz otaczają, zwykle rozrzucone w totalnym, artystycznym nieładzie brązowe włosy o złotym połysku. Sylwetkę wciąż ma bardziej dziecięcą niż kobiecą – przecież nadal się rozwija i rośnie. Póki co jest raczej niziutka i chuda jak szczypiorek. Temat: Re: Magia użytkowa Nie 21 Lut 2016, 22:03 | |
| Kiedyś lubiłam to jaki jesteś duży, dawałeś mi poczucie bezpieczeństwa. Tak śmiesznie razem wyglądaliśmy! Ja mała i miedziana. Ty duży i srebrzysty. Teraz już nie błyszczysz, nie przypominasz księżyca, raczej mgłę. Mgła jest wokół - widać ją i czuć, ale nie można dotknąć. Do Ciebie też nie umiem już dotknąć, nie umiem poruszyć czułych strun w twoim sercu, tak jak kiedyś umiałam. Czy ty masz w ogóle jeszcze serce? Patrzę w Twoje oczy i widzę tylko pustkę, i to sprawia, że mam ochotę płakać. Dwie strony mojej natury walczą zaciekle w mojej głowie. Mysz - czujny portowy gryzoń, który niejedno widział i niejedno wie - mówi, że powinnam uciekać. Bo jeżysz mi włosy na karku i sprawiasz, że drżę ze strachu. Ale nie bez powodu Tiara ubrała mnie w złoto i czerwień. Jestem lwiątkiem. Bardzo małym, bardzo dzielnym, bardzo głupim. I ten przyszły król zwierząt, który żyje w mojej głowie szepcze, że lwiątka nie uciekają jeśli chcą wyrosnąć na dzielne lwice. Dlatego zaciskam butnie usta i nie cofam się, choć powinnam była - zabierasz mi różdżkę tak łatwo jak odbiera się dziecku cukierka. Tłumie krzyk oburzenia, podążam wzrokiem za przedłużeniem mojej ręki, które rzucasz niedbale na biblioteczny stolik. Jest cała, ale jakże odległa. Bez niej czuję się jeszcze mniejsza i jeszcze bardziej się boję. Syczę cicho przez zaciśnięte zęby, bo nie puszczasz mojego nadgarstka. Dłonie masz zimne i blade, jak wyrzeźbione z marmuru. Kiedyś delikatnie odgarniały mi kosmyki włosów sprzed oczu, a teraz boleśnie ranią. Boję się szarpać, bo uszkodzony nadgarstek to ostatnie czego mi trzeba. Potrzebuję sprawnych rąk do gry, jaka byłaby ze mnie szukająca, gdybym nie mogła łapać znicza? Książkę oddaję bez wahania, z nadzieją, że dzięki temu uwolnię się od Twojego dotyku. Już nie będę się miała za czym schować, może to Ci wystarczy? Ale to za mało. Piszczę jak mysz, którą przecież jestem, gdy przyciskasz nos do mojej szyi. Jesteś taki zimny i niezgrabny, że zbiera mi się na wymioty. Tak bardzo nie przypominasz siebie. Tego siebie, którego znałam, którego kochałam całym moim naiwnym serduszkiem. Niedobrze mi nie ze strachu, ale z bólu - tego emocjonalnego. Za każdym razem mam wrażenie, że nie ma Cię coraz bardziej i to sprawia, że cierpię. Chciałabym Cię objąć. Otoczyć ramionami Twoją pokraczną sylwetkę i nauczyć Cię od nowa jak powinieneś mnie przytulać. Oprzeć policzek na Twoich włosach, uspokajająco pogładzić plecy, obiecać, że wszystko naprawimy. Wciąż jakaś mała część mnie wierzy, że jeśli będę bardzo, bardzo próbować to znajdę Cię i wyciągnę z tego szaleństwa. Bo to przecież nie była Twoja wina, że wszystko się zjebało. Potrafię sobie wyobrazić, że sobie to wmawiasz i przez to wariujesz jeszcze bardziej. Ale ty nie dajesz się oswoić, wciąż kąsasz mnie i krzywdzisz. A przecież ja też nie zrobiłam nic złego. Znów syczę, gdy mocniej zaciskasz palce na mojej szyi, Boże jakie to jest chore! - krzyczę w myślach. Zaczynam się szarpać, gdy przyciskasz mnie do szafek, bo mam dość tego osaczenia, mam dość oddychania jednym powietrzem i tego, że pachniesz jednocześnie tak samo i zupełnie inaczej niż dawniej. - Mam na imię Tamara, Dominiku. - syczę, depcząc Ci po stopach z premedytacją. - I nie, nie lubię takich niespodzianek. - dodaję wyszarpując z trudem nadgarstek i przyciskając go do piersi obronnym gestem. Będzie siniak jak nic. Wbijam w Ciebie płonące gniewem spojrzenie - oczy mam jak żar w ognisku, one jeden zawsze są takie same niezależnie od pory roku i miejsca. - Czego chcesz? - cedzę przez zęby, wciąż próbując się od Ciebie odsunąć - z marnym skutkiem.
|
D.J. Fletcher Niepełnoletni czarodziejDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12 cali, włos wili, jodłaOPANOWANE ZAKLĘCIA: enervate, fumos, expelliarmus, conjunctivitis, gemino, reparifrage, alohomora, finite, bombarda maximaOPIS POSTACI: Jasnowłosy białas o szarym, pustym spojrzeniu, próbujący nadrobić swoją mdłość pstrymi kolorami, strojami i fasonami dobranymi zupełnie nielogicznie - choć sam uparcie twierdzi, że to przecież wszystko tak ma być. Pod ubraniami kryje kilka szpetnych tajemnic, w tym rozległą bliznę po poparzeniu. Temat: Re: Magia użytkowa Nie 21 Lut 2016, 22:26 | |
| Wijesz się i piszczysz, no tak, powinnaś, taka jest naturalna reakcja. Cichutko, gąsko, jesteśmy w Bibliotece. Chwilę jeszcze się z Tobą przekomarzam przecież, tylko trochę, to mnie tak uwodzi jak próbujesz być silna, kiedy mam wrażenie, że mógłbym Cię tu i teraz złamać. Nie to, że bym chciał, może troszeczkę, ale bym nie mógł. Wiele zależy od tego co robię, choć mi nie zależy na tym, co się stanie. Jestem pomiędzy, wiesz, mówiłem Ci już bez słów sto razy, pomiędzy. W końcu wyślizguje mi się z ręki Twoja mała rączka, wtedy dopiero sobie zdaje sprawę z tego, że chyba trzymałem za mocno, widzę przecież, jest czerwona. Będzie siniak. Wciągam powoli powietrze ustami, powoli wypuszczam nosem, serce wali, hipnotyzuje, raz, drugi, trzeci, czuję to, jak fale, po mojej szyi, w skroniach, zaciskam pięść i nie rozumiem. Przestań, przestań syczeć, to tylko ja. Ja-ptak, powinęło mi się skrzydło, dlaczego mi to robisz Tamaro, co Ty mi robisz. - Przecież wiem, jak masz na imię gąsko. - mówię cicho, zamykając oczy i odrywając w końcu twarz od Twojej szyi. Trochę mi lepiej, widzisz? Jesteś tu, między moimi ramionami, a regałem, nie możesz mi uciec, bo złamie mi się ta niestabilna noga, na której balansuje moja świadomość. Jestem zepsuty, pęknięty, a Ty mi to składasz w całość. Gdybym tylko umiał Ci jakoś to przedstawić, tak, żebyś rozumiała. Kiedyś patrzyłaś mi prosto w oczy i wiedziałaś wszystko, teraz otwieram oczy i widzę tylko jak płonie w Tobie gniew. Ogniem. Złotem i czerwienią Gryffindoru, jak sztandar wojenny, boże jak pięknie. Daj mi się ogrzać przy tym ogniu złości Twojej, ja gniewam się lodową pustynią, mam skostniałe palce, stawy, mam zmarznięty brzuch i wszystkie w środku kiszki. Nie umiem nawet w słowa ubrać tego, jak się czuję, kiedy widzę tak piękną emocję w Tobie, taką silną jak kiedyś to, co między nami było - bo myślę, że było coś, jak myślisz? - Wszystkiego. - puszczam Twój kark, tu chyba też za mocno, widzę ślady własnych palców, obejmuje Twoją twarz, jest taka tycia, tyciuńka, złotooka myszko, jesteś jak słońce, nie wiem jak Cię dotknąć i durny uśmieszek mi biega po twarzy, bo boje się, że poparzę sobie palce o Twoją złość. Że mnie ugryziesz. Pochylam się więc bardziej, zaglądam w ten żar głębiej, jakbym rzucał wyzwanie temu, co się w Tobie gotuje, jakbym chciał, byś mnie jednak ugryzła. Z całą trucizną i wszystkimi okropieństwami, które chowasz w głowie, a które mi się pełnoprawnie należą. Długo je zbierasz i nie wiem, jak długo jeszcze możesz. Ledwie pamiętam jaki byłem, zanim... Zanim się zmieniłem. Zazwyczaj wszystko mi w głowie pracuje sprawnie, wiesz, kojarzenie faktów i łączenie kropek, mogę sobie przejrzeć różne wspomnienia, ale teraz stoję na tej pustej, bezpłodnej ziemi niczyjej i nie wiem którędy prowadzi droga powrotna. Zgubiłem się w jednej chwili, kiedy stanąłem tuż obok Ciebie. Kiedy opuszki stykają się z delikatną skórą Twoich policzków, czuję, jak drżą mi palce. Nie umiem powiedzieć czemu, drżą po prostu, przez Ciebie, to wszystko przez Ciebie. - Wiesz... - zaczynam, ale takim tonem, jakbyś już to wiedziała. Już wiem skąd znam te oczy, te ogniki tańczące, Flint, mój pies, pamiętasz Flinta? Kiedy płoną żywcem patrzył mi prosto w oczy, a w jego źrenicach tańczył ogień. Czuję wilgoć pod powiekami więc zaciskam oczy, odwracam głowę i cofam odrobinę dłonie. Co Ty mi robisz, dlaczego mi to robisz.
|
Tamara Scrimgeour Szukający Złotych Chimer, Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 10 cali, elastyczna, heban. Rdzeń z włóknem pachwiny nietoperza.OPANOWANE ZAKLĘCIA: OPIS POSTACI: Ta panna ma swój urok i trzeba jej to przyznać. Przejawia się szczególnie w jej płynnych, wdzięcznych ruchach - tak jakby każdy krok był tanecznym pass. Otacza ją dość wyraźna aura osoby przekonanej o własnej wartości - głowę nosi uniesioną, pierś ma wypiętą, a rozmówcy zawsze patrzy prosto w oczy. Ma ciemną karnację, odziedziczoną po matce. Opala się na czekoladowo i niestraszne jej oparzenia słoneczne, co się przydaje, bo często włóczy się po polach i łąkach, łapiąc przy tym promyki słońca. Robi się przy tym mocno piegowata. Ma ładną twarzyczkę o regularnych, rysach; wąski nosek i pełne usteczka. Duże, głęboko osadzone oczy mają kolor bursztynu. Jej twarz otaczają, zwykle rozrzucone w totalnym, artystycznym nieładzie brązowe włosy o złotym połysku. Sylwetkę wciąż ma bardziej dziecięcą niż kobiecą – przecież nadal się rozwija i rośnie. Póki co jest raczej niziutka i chuda jak szczypiorek. Temat: Re: Magia użytkowa Pon 22 Lut 2016, 22:05 | |
| Bronię się najlepiej jak potrafię - sycząc i prychając, bo przecież nie mam bym dość siły, by Cię odepchnąć. Masz jednak rację, jesteśmy w bibliotece i to daje mi odrobinę spokoju. W tej ciszy, która nas otacza - w ciszy, która wibruje mową książek, hukiem opadającego na regały kurzu i szeptem przewracanych stron - nasze głosy są wyjątkowo dobrze słyszalne. Pora jest popołudniowa, to czas nauki. Wiem, że za regałami są inni uczniowie, bibliotekarka, może nawet jakiś nauczyciel. Może Twoja przerażająca ciotka, która chyba jako jedna umie Cię jeszcze przywołać do porządku. Posuń się o krok za daleko, a wypełnię ciszę tego miejsca swoim wibrującym krzykiem. Nie zawaham się, nie odpuszczę - nie pozwolę zrobić sobie większej krzywdy. Jeśli przekroczysz punkt krytyczny, obudzisz we mnie portowe instynkty... Nie boję się prosić o pomoc i ratunek, powinieneś o tym wiedzieć lepiej niż inni. - No proszę, jednak coś wiesz! Niewiarygodne. - mruczę ze złością. Pod strachem narasta wściekłość, furia. Boże, mam taką straszną ochotę Cię uderzyć. Zdzielić na odlew w twarz, uderzyć Twoją głową o półki, bić małymi piąstkami Twoją pierś! Wszystko byle tylko pozbyć się tej pustki, która patrzy na mnie z szarych oczu. Wolałabym już wściekłość, żal, ból - cokolwiek co udowadniałby, że wciąż tam jesteś! Że nie zginąłeś razem z nimi, pozostawiając tutaj tylko swoje puste ciało. Pozostawiając mnie. Samą. - I nie nazywaj mnie tak. - dodaję. Zadzieram głowę i prostuję się, bo złość dodaje mi odwagi (albo przynajmniej zagłusza strach). Wściekłość tańczy w moich oczach. Nie masz prawa nazywać mnie gąską ani tym bardziej ptaszyną. Żadnym ptasim przezwiskiem. On mógł. Prawdziwy Dominik. Póki mi go nie oddasz, nie masz prawa nazywać mnie w ten sposób. Najlepiej w ogóle się nie odzywaj. Znów prycham, tym razem drwiąco. Wszystkiego? Dobre sobie. Wciąż czuję na karku Twój lodowaty dotyk, choć zabrałeś ręce i chciałabym rozetrzeć zesztywniałe ciało, ale nie pokażę Ci jak mnie to zabolało. To chwytanie mnie za kark, jakbym była niegrzecznym szczeniakiem. Albo rzeczą. - I skąd pomysł, że ja dam Ci c o k o l w i e k? - pytam przywołując na usta kwaśny półuśmiech. - Traktujesz mnie jak śmiecia i masz czelność chcieć? - śmieję się szyderczo, choć równie dobrze mogłabym płakać. Takie to wszystko okropne. Przecież byłam gotowa dać Ci wszystko i więcej, ale od początku roku nie robisz nic tylko mnie odpychasz i krzywdzisz. Moja cierpliwość ma swoje granice, kochany. Śmiech zamiera jednak na moich ustach, gdy dotykasz mojej twarzy. I choć ręce masz zimne, to moje policzki zamiast stygnąć robią się jeszcze cieplejsze. Rumieniec wpełza na moją złocistą twarz i pokrywa ją purpurą. Nie umiem powiedzieć dlaczego - to dalej wściekłość czy już coś zupełnie innego? Otwieram szeroko oczy w zdumieniu i milknę. Wpatruję się w Ciebie jak zahipnotyzowana przez węża ofiara i nie mogę drgnąć. Coś mi się przewraca w brzuchu i znów mi niedobrze. Odsuwasz się jednak, a ja czuję jakby coś mi odebrano. - Dlaczego mi to robisz? - pytam płaczliwie. Nie po raz pierwszy w ostatnim czasie. - Czym ja zawiniłam? - podnoszę minimalnie głos, by odzyskać Twoją uwagę, bo widzę jak uciekasz i zamykasz się w swojej głowie.
|
D.J. Fletcher Niepełnoletni czarodziejDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12 cali, włos wili, jodłaOPANOWANE ZAKLĘCIA: enervate, fumos, expelliarmus, conjunctivitis, gemino, reparifrage, alohomora, finite, bombarda maximaOPIS POSTACI: Jasnowłosy białas o szarym, pustym spojrzeniu, próbujący nadrobić swoją mdłość pstrymi kolorami, strojami i fasonami dobranymi zupełnie nielogicznie - choć sam uparcie twierdzi, że to przecież wszystko tak ma być. Pod ubraniami kryje kilka szpetnych tajemnic, w tym rozległą bliznę po poparzeniu. Temat: Re: Magia użytkowa Pon 22 Lut 2016, 23:35 | |
| Przeskakuję z nóżki na nóżkę, tańczę jak pajacyk, z lewej na prawą, pierdolony metronom serca, wdech i wydech, dobry i zły, dobry i zły, jasno, ciemno. Nie widzie co Ci robię, nie wiem, chociaż echem gdzieś w środku odbija mi się to, co Ci się dzieje z oczami, z twarzą, kiedy do mnie mówisz. - Jeśli nie Ty, to nikt. - nie pamiętam nawet, kiedy ostatnio coś dostałem. Może poza ostatnią szansą od Adary i łaskawym przyzwoleniem do powrotu na łono społeczeństwa. Czy to były prawdziwe dary? Kto mógłby mi teraz coś dać, kto byłby tak bezinteresowny i komu zależałoby bardziej Tami, moja gąsko niemądra. Ptaszynko. - Śmiecia? - powtarzam głucho. Jeśli nie od Ciebie mógłbym chcieć, to już od nikogo. To już nie chcę nic. I dotyka mnie to strasznie, co do mnie mówisz. Jak śmiecia? Może nie umiem wyrazić tego dobrze, ale na wszystkich świętych jak śmiecia? No, może za mocno ścisnąłem Ci rękę, wielkie mi rzeczy, ale śmiecia? Śmiać mi się chce, bo to jakbym w ogóle próbował sprowadzić Cię do swojego poziomu, jakbym chciał Cię ściągnąć w dół, bo przecież tylko jednego śmiecia znam, tylko jednej osoby szczerze nienawidzę. A ja przecież sięgam ku słońcu, do Ciebie, do góry, pod tymi pustymi oczami zamiera mi bolesny uśmiech, jakby ktoś rozciął mi twarz tępym narzędziem; ręką dotykam okolic mostka, zaraz wybuchnę, zaraz się rozpadnę, pęknę na pół a ze sterczącej klatki żeber wypadnie mi serce i już wszystko wtedy zrozumiesz. Wszystko zobaczysz. Nie umiem Ci odpowiedzieć na te pytania bo ich w ogóle nie rozumiem. - Niczym! - wypalam bez zastanowienia- Niczym przecież, Tam, no błagam Cię. - dodaje ciszej reflektując się gdzie jesteśmy, kiedy słyszę sugestywne chrząknięcie z drugiej strony regału- Nic Ci nie robię, przecież nic, no... może trochę. - wyciągam rękę po Twoją dłoń, taką zaróżowioną, choć i tak blado wypadającą w porównaniu z Twoją twarzą. Jesteś czerwona jak pomidor na wiosne. Delikatnie, nie chcę Cie zepsuć, no, już, nie cofaj ręki, chwytam ją tylko dwoma palcami, przecież tak na pewno nie połamię. No już, już, pozwól, popatrz co chcę Ci pokazać. Przykładam Twoje palce powoli do własnego mostka i wpatruje się Ci prosto w oczy, bo nie wierzę, że się tego nie da wyczuć. Ja to słyszę, mam pod powiekami, czuję w najmniejszej żyłce opuszków palców, najcieńszym nerwie skóry. Na pewno to czujesz, na pewno. Jestem nikim. Zrób mnie znowu kimś Tamaro, zrób mnie, tak tego potrzebuje, tak bardzo, że płakałbym tu i teraz gdybym nie żył w tym bezpiecznym zawieszeniu. Pomiędzy 'pozwalam sobie na życie' a 'pozwalam sobie na żałobę', pomiędzy ja-wczoraj i ja-jutro, pomiędzy 'pogodziłem się z tym' a 'nie mogę nawet patrzeć w lustro'.
|
Tamara Scrimgeour Szukający Złotych Chimer, Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 10 cali, elastyczna, heban. Rdzeń z włóknem pachwiny nietoperza.OPANOWANE ZAKLĘCIA: OPIS POSTACI: Ta panna ma swój urok i trzeba jej to przyznać. Przejawia się szczególnie w jej płynnych, wdzięcznych ruchach - tak jakby każdy krok był tanecznym pass. Otacza ją dość wyraźna aura osoby przekonanej o własnej wartości - głowę nosi uniesioną, pierś ma wypiętą, a rozmówcy zawsze patrzy prosto w oczy. Ma ciemną karnację, odziedziczoną po matce. Opala się na czekoladowo i niestraszne jej oparzenia słoneczne, co się przydaje, bo często włóczy się po polach i łąkach, łapiąc przy tym promyki słońca. Robi się przy tym mocno piegowata. Ma ładną twarzyczkę o regularnych, rysach; wąski nosek i pełne usteczka. Duże, głęboko osadzone oczy mają kolor bursztynu. Jej twarz otaczają, zwykle rozrzucone w totalnym, artystycznym nieładzie brązowe włosy o złotym połysku. Sylwetkę wciąż ma bardziej dziecięcą niż kobiecą – przecież nadal się rozwija i rośnie. Póki co jest raczej niziutka i chuda jak szczypiorek. Temat: Re: Magia użytkowa Wto 23 Lut 2016, 00:35 | |
| Mieszasz mi w głowie. Już sama nie wiem co mam myśleć, a co czuć. Bez wątpienia wciąż czuję gniew - pełza pod moją skórą, rozlewa się razem z krwią i doprowadza mnie do szału. Dłonie już od dłuższej chwili nieświadomie zaciskałam w pięści. Wciąż jakiś przepełniony furią głosik w mojej głowie szepce mi, że powinnam Cię uderzyć. Już nawet nie dla wywołania pożądanego efektu, ale dla samej zasady. Bo na to zasługujesz. Tak przynajmniej mówi ta wściekłość w moim ciele. Syczącym głosem obiecuje, że jak tylko sobie ulżę i nabiję Ci siniaka albo pięć to będzie mi trochę lepiej i łatwiej z tym wszystkim. Ale to tylko jedna z wielu emocji, które kotłują się teraz w mojej głowie. Wciąż jest odrobina strachu, który smakuje metalicznie jak krew i zapowiedź przemocy, ale nie tej w moim wykonaniu, ale przeciwnie: wymierzonej we mnie. Boję się, bo nie mam różdżki, bo nie rozumiem Cię ani trochę, bo nadgarstek wciąż pulsuje mi tępym bólem. Ale to przecież wciąż ledwie szczyt góry lodowej! A pod nią ciągną się ogromy żalu i tęsknoty, i tak strasznie chcę żebyś wrócił. To wszystko miesza się i kotłuje, gdy tak patrzę na Ciebie nie rozumiejąc już niczego, nawet siebie samej. Oczy podejrzanie mi wilgotnieją, wargi drżą płaczliwie. Rozluźniam zaciśnięte palce i powoli przeczesuje włosy z taką pasją jakbym miała zamiar je wszystkie wyrwać. Wyglądasz jak skarcone szczenie, wiesz? Takie, które nasikało na dywan, bo nikt go nie nauczył, że tak nie można robić. Tak na Ciebie patrzę i jest mi Cię żal, tak cholernie żal. Bo wiem, że straciłeś wszystko. Posypałeś się jak domek z kart, jak Twój dom. I teraz intensywnie, od pół roku tracisz mnie. Chciałam Ci pomóc, szczególnie na początku. Jednak za chęci dostałam poszturchiwania, niezręczne słowa albo milczenie. Nie mogę tak dłużej. Nie mam już sił! Ale teraz patrzysz na mnie i chyba pierwszy raz od dłuższego czasu faktycznie mnie widzisz. I to łamie mi serce po raz kolejny. Czuję się winna. Przecież to nie Twoja wina. Popsułeś się. Popsuli Cię. A ja zamiast próbować Cię naprawić jestem tchórzem, który ucieka. Milczę uparcie z gulą w gardle, kilka łez toczy się po moich policzkach. Pozwalam Ci ująć moją dłoń i oprzeć ją tam gdzie masz serce. Jednak wciąż je masz, cóż za ulga! Nie ma jednak we mnie miejsca na czułość i nie płaczę ze wzruszenia. Złość i frustracja pchają mnie do działania, przechodzę do ataku. Zaciskam kurczowo palce na materialne Twojego ubrania. To zaborczy i dominujący gest, jakże śmieszny w wykonaniu kogoś tak małego. Ale to ja z naszej dwójki jestem póki co silniejsza psychicznie. Ja jestem kimś. Jestem całością. I bardzo chcę odnaleźć Cię w tej nicości, w której zbłądziłeś. Pamiętasz jaka potrafię być uparta? Postępuję krok do przodu, zmniejszając między nami dystans. Zadzieram głowę, by patrzeć Ci w oczy. Moje choć wciąż załzawione, lśnią determinacją. - Robisz. Robisz i to bardzo. - mówię powoli, dobitnie. Chcę byś rozumiał i przyswajał moje słowa. - I to mnie boli, cholernie boli i czasem mam wrażenie, że oszaleję z tego bólu. - to by było dopiero śmieszne, prawda? Dwójka szaleńców, znów piękna para. Wspinam się lekko na palce i za szatę ciągnę Cię jednocześnie w dół, chcę nas na jednym poziomie. Palce mam gorące, gdy dotykam Twojego lodowatego policzka, bo wciąż kipię wściekłością. - Wróć do mnie, Dom. - szepcę z przejęciem. - Przestań błądzić. Przestań uciekać! Dam Ci Twoje w s z y s t k o jeśli wrócisz. - obiecuję szczerze i z nadzieją, bo wciąż mam jej odrobinę; schowałam ją bardzo głęboko i wyciągam na takie okazje. Więc czekam i łudzę się, że dziś wrócisz choć trochę.
|
D.J. Fletcher Niepełnoletni czarodziejDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12 cali, włos wili, jodłaOPANOWANE ZAKLĘCIA: enervate, fumos, expelliarmus, conjunctivitis, gemino, reparifrage, alohomora, finite, bombarda maximaOPIS POSTACI: Jasnowłosy białas o szarym, pustym spojrzeniu, próbujący nadrobić swoją mdłość pstrymi kolorami, strojami i fasonami dobranymi zupełnie nielogicznie - choć sam uparcie twierdzi, że to przecież wszystko tak ma być. Pod ubraniami kryje kilka szpetnych tajemnic, w tym rozległą bliznę po poparzeniu. Temat: Re: Magia użytkowa Czw 25 Lut 2016, 19:59 | |
| Uderz mnie. Zrób to. Ulżyj sobie. Może przemoc to jedyna droga, którą teraz rozumiem, jedyny bodziec, który do mnie dociera. Sam często się krzywdzę, choć nie w taki sposób, jaki mogłabyś dostrzec patrząc na mnie przypadkiem. Zamknęli mnie w Mungu nie za darmo, choć wciąż wypieram się faktu, że... Nawet o tym nie pomyślę. Moje ramiona i plecy, uda i kolana pokrywają perłowe blizny zaklęć, okropnie szpetnych, takich, które wyczytałem z książki ojca, tej którą kupił u Borgina i Burke'a. Nie pozwalał mi do niej zaglądać, mówił, ze tam nauczę się tylko jak zadawać ból. I tego chciałem Tamaro, chciałem, żeby mnie coś bolało, bolało bardziej niż każdy jeden dzień bycia mną w świecie bez nich. Bardziej niż rozpadająca się na sto kawałków dusza porzuconego dziecka, bardziej niż obraz wypalony na dnie mojej siatkówki już na zawsze niż ten wrzask, który słyszę w nocy, wycie psa, które mnie prześladuje. Pragnąłem panować nad czymkolwiek, nad intensywnością własnych doznań, prowokować emocje, jakąkolwiek emocje Tam, czy możesz mnie zrozumieć? Uderz mnie. Taki język do mnie dociera, ból za ból, przecież wiesz jak wygląda to równanie. Musisz mnie zatrzymać zanim ja znów skrzywdzę Ciebie. Bo przecież... przecież się nie przyznam sam do tego, ale... ale krzywdzę. Widze słone kropelki toczące się po Twoich policzkach i tak mnie one ujmują, że aż mi gdzieś umyka sens Twoich słów, bo mówisz coś przecież do mnie. A ja widzę tylko łezki. Jedną, drugą, trzecią. Poddaje się temu szarpnięciu za koszulę i coś mi się wydaje, że dwa lata temu mocno bym Cię ugryzł w rękę za miętolenie moich ubrań, ale gdzieś mi to wspomnienie się rozmywa zanim zdążę je złapać w palce. Słyszę, że mówisz o bólu, że chcesz czegoś, że oszalejesz i że dasz mi wszystko, ale już mi te słowa gdzieś też umykają, jednym, drugim uchem, bo wpadłem. Jak w dziurę, wpadłem w te Twoje łzy okropne. Pochylam się więc bardziej i całuję jeden Twój gorący policzek, am, nie ma już łezki, drugi policzek, am, drugiej łezki już nie ma. Z ust wyrywa mi się drżący wydech bo aż mnie to miażdży kiedy uświadamiam sobie ogrom okropieństwa jaki robię. Chcesz dobrze, wiem, że chcesz dobrze, zawsze chciałaś. Złoty promyczek, Ty i te Twoje wybujałe postanowienia. Wiem, jak wiele chcesz mi dać i jak bardzo tego pragnę, ale sens Twojej wypowiedzi dociera do mnie z opóźnieniem, miażdżąc mnie z siłą pociągu towarowego. Słyszysz? Pękłem. - Przepraszam. - mówię szczerze. Nie potrafię inaczej. Nie umiem nie krzywdzić. Mam ochotę zapaść się pod ziemię za to, co Ci robię i skrzywdzić sam siebie jeszcze bardziej, choć przecież właśnie to czynię. Odrywam powoli Twoje palce od swojej koszuli, czując jak pęka mi serce z każdym węzełkiem stawu, rozplątanym pod naciskiem mego kciuka. Tak bardzo bym chciał wrócić, tak bardzo, tak bardzo, bardzo... - Tamaro... - szeptem cieszę się zgłoskami Twojego imienia, a słaby uśmiech znika mi z twarzy tak szybko jak się pojawił- Uciekaj... - odsuwam się i wyciągam powoli różdżkę- Spieprzaj stąd. - cofam się o krok, drugi. Inaczej wszystko to, co ledwie udało mi się zbudować, cały mój szałas z patyków, cały ostrokół w mojej głowie rozdepczesz mi. Ty i Twoje słodkie usta, Twoje jagnięce oczy, Twoja gorąca skóra. Spopielisz mnie całego i zostanę nagi, bez niczego, bez żadnej zbroi, bez tarczy, biały, łysy i miękki. Cały tak żałosny, jakim jestem na prawdę. Jak larwa. Robak. Staję w pojedynkowej pozie, gotów wyzwać Cię na walkę o śmierć i życie, ośmieszyć Cię i wystraszyć, bylebyś tylko zniknęła. Natychmiast. Teraz.[/b][/b]
|
Mistrz Gry NPC
Temat: Re: Magia użytkowa Wto 29 Mar 2016, 01:06 | |
| Sesja zakończona.
Tamara Scrimgeour, D.J. Fletcher [z tematu].
|
Temat: Re: Magia użytkowa | |
| |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |