NOWY ADRES MORTIS.ORG.PL
NOWY ADRES FORUM: https://mortis.org.pl
NOWY ADRES MORTIS.ORG.PL
NOWY ADRES FORUM: https://mortis.org.pl
Non mor­tem ti­memus, sed co­gita­tionem Mor­tis


Share

Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine

Yvon Mavourneen Hennessy
Yvon Mavourneen Hennessy
Pałkarz Złotych Chimer, Rocznik VII

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Prezentuje się przyzwoicie. Chociaż mierzy sobie zaledwie dwanaście cali, a z natury jest bardzo giętka, więc co za tym idzie trudna do złamania, przy niektórych zaklęciach zachowuje się nieprzyjemnie głośno. W rdzeniu umieszczony został szpon hipogryfa, całość zaś została wykonana z drewna derenia przyczyniającego się do wydawania rozpraszających świstów.
OPANOWANE ZAKLĘCIA: Incarcerous, Drętwota, Relashio, Riddiculus, Bąblogłowy, Jęzlep, Salvio Hexia, Antivenenum, Linia Wieku, Protego Horribilis, Sardinus Eructo, Trantallegra, Herbivicus, Waddiwasi, Nox, Deprimo, Locomotor, Mobiliarbus, Glisseo, Bonum Ignis, Obliviate, Lapifors, Oculus Lepus.
OPIS POSTACI: Siedemnastoletnie dziewczę, mierzące sobie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu o budowie wdzięcznej. Rozumiejąc przez to uwydatniony, średni ale krągły biust oraz wyraźnie zaznaczone biodra z naturalnym wcięciem w okolicy talii. Włosy, w kolorze miedzi sięgają mniej więcej do połowy pleców. Naturalnie są nieco pofalowane. Dłonie z wyraźnie zaznaczonymi kostkami, wąskimi nadgarstkami, spiłowanymi na migdałowaty kształt paznokciami. Skóra jest koloru jasnego. Wyróżnia się przede wszystkim piegami, które przybierając różne kształty, oraz odcienie koloru brązowo-pomarańczowego znajdują się w ilości nadprogramowej wszędzie. Pomiędzy jedynkami można spostrzec charakterystyczną, niedużą przerwę.

https://mortis.forumpolish.com/t239-zwierzeta-yvon https://mortis.forumpolish.com/t337-dziennik-yvon https://mortis.forumpolish.com/t238-skrytka-nr-472
PisanieTemat: Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine  Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine EmptyWto 19 Sty 2016, 14:12

Naprawdę nie spodziewała się tego, że Lupei weźmie słowa Gryfonki o tym, że mogliby spotkać się po zajęciach OPCM w celu ułaskawienia, za brak odrobionego zadania do serca. Szczerze mówiąc, odkąd pamiętała unikała kontaktowania się z nim, a więc nie wysłała mu potwierdzenia otrzymania listu. Mimo wszystko, na pewno oczekiwał jej przybycia w każdym momencie, skoro nie sprecyzował dokładniej terminu poza tym, że miała na zjawienie się niecały tydzień. Zsunęła ze sobą brwi, w dłoni ściskając skórzaną teczkę wypełnioną kilkoma podręcznikami, kanapką, czy też butelką z sokiem porzeczkowym. Naprawdę nie miała ochoty na takie konfrontacje. Nie wyobrażała sobie poważnej rozmowy o tym, że zachowuje się źle. Może jeszcze na klapsa zasłużyła?
Na grożenie paluszkiem? Phie. On od początku wydawał się jej podejrzany, w porównaniu z innymi nauczycielami zapinającymi koszulę na ostatnie guziki. Lupei zawsze wyglądał na niedomytego, na wiecznie upojonego eliksirem niewiadomego pochodzenia, lub w najgorszym przypadku narkotykami o których nie wiedział dyrektor. Zmrużyła nieprzyjemnie oczy, jeszcze strzepując z szarej, prostej materiałowej sukienki przed kolano warstwy osadzającego się kurzu. A także pyłu. Ostatnio często kręciła się w pobliżu siedliska smoków, starając się do nich bezskutecznie zbliżyć. Jedno z kolan wciąż miała obite. Zapukała. Nie usłyszała jednak żadnego zachęcającego proszę, ani innej wypowiadanej głośno kwestii dlatego też nacisnęła dłonią na klamkę, upewniając się, czy gabinet pozostawał pod nieobecność mężczyzny otwarty. Bingo. Nierozsądny, jak zawsze.
Ze skrzypnięciem uchyliła drzwiczki, z początku tylko wychylając głowę aby upewnić się, czy może wejść. Czego tak naprawdę się spodziewała, sama nie wiedziała ale przez myśl przeszło jej kilka mniej racjonalnych scenariuszy. Domknęła ze sobą drzwi. Nie odzywając się, rozejrzała się po pomieszczeniu przypominającym co najwyżej zatęchłą, nie często wietrzoną norę w której nauczyciel pewnie częściej spał, mieszkał, niżeli naprawdę pracował. Spoglądała na poszczególnie tytuły książek, przechodząc wzdłuż biblioteczki. Nigdy nie była szczególną fanką czytania. Palcami zastukała o blat, z całą pewnością solidny – pomieściłby na sobie nie jedną, a dwie osoby, a później miałby się całkiem dobrze. Odchrząknęła. To był zły moment, na takie rozmyślenia.
Nie raz trafiała butem w pudła, rozwleczone po ziemi, niepoukładane. Karygodne. Dłonie zaś często miały ochotę przejrzeć wolno leżące papiery. Z trudem się przed tym powstrzymywała. W końcu znalazła się mniej więcej, w połowie pomieszczenia mając jeszcze kawałek do miejsca w którym znajdywały się fotele. Przeczesała palcami własne splątane włosy, nim nie wzruszyła z ciężkim westchnieniem ramionami. Odłożyła teczkę na bok, kiedy jej uwagę przykuła gablotka z eliksirami których etykietki koniecznie musiała przeczytać. Sądziła, że nie ma go w pobliżu. Na pewno usłyszy, kiedy znajdzie się w pomieszczeniu. Wydawał się być niezgrabny, nawet na zajęciach. Otworzyła drzwi gablotki, szukając czegoś mniej lub bardziej interesującego.
Costi Lupei
Costi Lupei
Opiekun Gryffindoru, Nauczyciel OPCM

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12 i pół cala, serce smoka, akacja
OPANOWANE ZAKLĘCIA:
OPIS POSTACI: Nie jest piękny, nie wygląda sympatycznie, wkłada wiele wysiłku by utrzymać swój wizerunek, ale przecież najciemniej pod latarnią. Dwa metry, atletyczna budowa, czujne wilcze oczy, którym mało co umyka, orli nos, nieschludne krucze włosy i nieskrępowana elegancja. Nawet gdy kłania się w pas nie spuszcza z Ciebie wzroku, nawet kiedy się uśmiecha, wygląda jak głodny pies, nawet gdy się śmieje to spojrzenie wydaje się być zbyt zimne na człowieka.

https://mortis.forumpolish.com/t403-zwierzeta-lupei-a https://mortis.forumpolish.com/t424-skrytka-nr-147#835
PisanieTemat: Re: Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine  Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine EmptySro 20 Sty 2016, 16:43

Lazła jak słoń w składzie porcelany. Lupei wychynął z półmroków swojego królestwa chwilę po tym jak dziewczyna przekroczyła jego próg, pozostawał jednak biernym obserwatorem, krzywiąc się jedynie nieznacznie, gdy niezdarnie przekopała kilka z jego cennych, sekretnych pakunków. Cicho niczym drapieżnik podążył za nią chwytając medalik wiszący na szyi, by nie zadzwonił trącony guzikami koszuli. Był swoim środowisku, pozbawiony zmęczonej twarzy bumelanta i charczących stęków stetryczałego dziada. W szacie niechlujnie narzuconej na ramiona, z nieodpalonym papierosem w buzi. Przyszła całkiem niespodziewanie, choć mógł się po niej właściwie spodziewać braku zapowiedzi.
Ruszył tropem dziewczęcia, stawiając miękko kroki na pokrytych dywanami fragmentach posadzki. Pomiędzy skrzyniami, meblami, z cienia do cienia. Prawie jak szczeniackie zabawy, które pamiętał z czasów gdy jeszcze miał rodzeństwo.
Książki, tak, miał ich wspaniałą kolekcję. Obojętność z jaką zerknęła na półki niemal go ubodła, takie białe kruki, tyle sprytu i poświęceń wymagało zdobycie poszczególnych tomów. Ignorancja nastolatki. Przymknął powieki robiąc pół kroku w kolejny zaciemniony zakątek między dwoma regałami.
Ciekawskie stworzenie. Nie byłaby wychowanką domu Gryffindora, gdyby odważnie nie przeszperała tego gabinetu. Niestety, na tak wiele na ile mógł jej pozwolić, pozwolił. Gdy skierowała swoje kroki ku intrygującej kolekcji flakonów podszedł do niej bezszelestnie.
- Nie radzę. - powiedział od niechcenia- Ze wszystkich przedmiotów w tej komnacie akurat tę gablotę bym sobie odpuścił na Twoim miejscu, panno Hennesy. - wyciągnął w końcu papierosa z buzi, jakby w międzyczasie obserwacji zupełnie zapomniał o zamiarze palenia. Wetknął go za ucho robiąc krok w tył i wskazał gestem fotele przy kominku.
- Cieszę się, że zdecydowałaś się przyjść. W innym wypadku byłbym zmuszony odbyć z Tobą tę rozmowę w miejscu mniej dogodnym i formie, która mogłaby przysporzyć Ci problemów.
Nawet mówił jakoś inaczej. Bardziej melodyjnie, jakby hipnotyzował. I obserwował ją, niemal natarczywie, wwiercając się spojrzeniem w jej postać. I uśmiech, nikły, malutki grymasik kącików ust. Jakby wszystko co mówił było lekką kpiną łamaną przez groźbę.
- Zaproponowałbym jakiś poczęstunek, dla rozluźnienia atmosfery... - sam skierował się ku jednej z szafek- ...obawiam się jednak, że jesteś jeszcze nieletnia. - a wszystko co mógł tu zaoferować było dla nieletnich zakazane.
Odłożył pecika na półkę i sięgnął po dwa kubki stojące na eleganckiej tacy na jednym z wysokich stolików. Szepnął doń kilka słów, a te buchnęły parą i przyjemnym aromatem ziół.
Yvon Mavourneen Hennessy
Yvon Mavourneen Hennessy
Pałkarz Złotych Chimer, Rocznik VII

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Prezentuje się przyzwoicie. Chociaż mierzy sobie zaledwie dwanaście cali, a z natury jest bardzo giętka, więc co za tym idzie trudna do złamania, przy niektórych zaklęciach zachowuje się nieprzyjemnie głośno. W rdzeniu umieszczony został szpon hipogryfa, całość zaś została wykonana z drewna derenia przyczyniającego się do wydawania rozpraszających świstów.
OPANOWANE ZAKLĘCIA: Incarcerous, Drętwota, Relashio, Riddiculus, Bąblogłowy, Jęzlep, Salvio Hexia, Antivenenum, Linia Wieku, Protego Horribilis, Sardinus Eructo, Trantallegra, Herbivicus, Waddiwasi, Nox, Deprimo, Locomotor, Mobiliarbus, Glisseo, Bonum Ignis, Obliviate, Lapifors, Oculus Lepus.
OPIS POSTACI: Siedemnastoletnie dziewczę, mierzące sobie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu o budowie wdzięcznej. Rozumiejąc przez to uwydatniony, średni ale krągły biust oraz wyraźnie zaznaczone biodra z naturalnym wcięciem w okolicy talii. Włosy, w kolorze miedzi sięgają mniej więcej do połowy pleców. Naturalnie są nieco pofalowane. Dłonie z wyraźnie zaznaczonymi kostkami, wąskimi nadgarstkami, spiłowanymi na migdałowaty kształt paznokciami. Skóra jest koloru jasnego. Wyróżnia się przede wszystkim piegami, które przybierając różne kształty, oraz odcienie koloru brązowo-pomarańczowego znajdują się w ilości nadprogramowej wszędzie. Pomiędzy jedynkami można spostrzec charakterystyczną, niedużą przerwę.

https://mortis.forumpolish.com/t239-zwierzeta-yvon https://mortis.forumpolish.com/t337-dziennik-yvon https://mortis.forumpolish.com/t238-skrytka-nr-472
PisanieTemat: Re: Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine  Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine EmptyPią 22 Sty 2016, 11:07

Mimowolnie zadrżała na dźwięk nauczycielskich słów rozpoznając we wspomnianych opiekuna Gryfonów. Jeszcze przez chwilę nie obracała się w jego kierunku, starając się skutecznie uspokoić podenerwowaną przyłapaniem duszę. Zwykle takie zdarzenia uchodziły Hennessy płazem. Myślała, że wszyscy przyzwyczaili się do tego, że niejednokrotnie wkładała nosa w nie swoje sprawy, przegrzebywała w poszukiwaniu interesujących przedmiotów rzeczy osobiste innych, udając, ze nie widziała niczego złego w naruszaniu prywatności osoby drugiej.
- Mógłby Pan Lupei oko na to przymknąć? Pewnie kiedy był Pan młody, też się zdarzało Panu interesować tym do czego powszechnie dostępu się nie miało. - Westchnęła, dosyć ciężko nim nie obróciła się ostrożnie w kierunku opiekuna pobieżnie wzrokiem badając stan trzeźwości, który nie wskazywał na przedawkowanie złotych środków których pewnie w gabinecie Lupeia gdyby poszukało się dobrze, byłoby aż nadto. Skierowała swe kroki w kierunku foteli, po drodze zgarniając z ziemi teczkę, aby to tam przy tym, przy którym zamierzała przysiąść ją pozostawić.
Usadowiła się we wspomnianym. Wszystko wydawało się wyglądać normalnie, jednakże w momencie przebywania z mężczyzną sam na sam odczuwała pewien niepokój. Czyżby na poważnie zamierzał prowadzić z nią rozmowę dyscyplinarną? Zmrużyła podejrzliwie oczy, kiedy wodziła wzrokiem za jego pałętającą się po najbliższej okolicy sylwetką.
- Znaczy, że zaciągnąłby mnie Pan w ciemny korytarz, a później groził, że jeśli się nie wytłumaczę ze swoich zachowań, włoży mi Pan... Różdżkę, w nos? - Parsknęła, zaraz to jednak przysłaniając usta dłonią, aby w przypadku dorosłego, podstarzałego czarodzieja zachowywać się tak, jak przykładna uczennica Hogwartu powinna. Wyprostowała się nieco, szybko podłapując wwiercający się w nią wzrok który mało tego, że irytował – to jeszcze sprawiał, że na myśl o starszym dostawało się gęsiej skórki, nieprzyjemnych dreszczy. To nie był typ, z którym pogrywałaby z przyjemnością w gierki słowne. On na liście, którą układała nie znajdywał się zbyt wysoko, a więc proporcjonalnie chociaż starała się go szanować, wydawał się jej tylko niewłaściwym człowiekiem, na równie niewłaściwym miejscu.
- A gdybym skłamała, że mam już potrzebne do tego, aby robić co chcę lata? Uwierzyłby Pan? Nie wygląda mi Pan na takiego, który interesuje się swoimi podopiecznymi do tego stopnia, aby spamiętać wiek każdego z osobna. - Mruknęła z niejaką zuchwałością w głosie, nim nie zagryzła końca własnego języka w oczekiwaniu na krzątającego się po pomieszczeniu rozmówcę. Wsparła rękę na podłokietniku, dłoń zaś lokując na jednym z policzków aby zmrużyć na moment powieki. Podejrzewała go o to, że do kubka z którego miałaby pić, dodałby serum zmuszające do mówienia prawdy, a ona nie zamierzała wyjawiać komuś takiemu jak on tego, co jej na sercu leżało.
Costi Lupei
Costi Lupei
Opiekun Gryffindoru, Nauczyciel OPCM

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12 i pół cala, serce smoka, akacja
OPANOWANE ZAKLĘCIA:
OPIS POSTACI: Nie jest piękny, nie wygląda sympatycznie, wkłada wiele wysiłku by utrzymać swój wizerunek, ale przecież najciemniej pod latarnią. Dwa metry, atletyczna budowa, czujne wilcze oczy, którym mało co umyka, orli nos, nieschludne krucze włosy i nieskrępowana elegancja. Nawet gdy kłania się w pas nie spuszcza z Ciebie wzroku, nawet kiedy się uśmiecha, wygląda jak głodny pies, nawet gdy się śmieje to spojrzenie wydaje się być zbyt zimne na człowieka.

https://mortis.forumpolish.com/t403-zwierzeta-lupei-a https://mortis.forumpolish.com/t424-skrytka-nr-147#835
PisanieTemat: Re: Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine  Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine EmptySro 17 Lut 2016, 13:19

Było w Hennesy coś takiego, co niesamowicie bawiło Lupeia. I to bawiło nie w znaczeniu, że była śmieszna, ale w takiej formie umilania profesorowi życia. Z reguły był tym narzekającym wychowawcą, który w pokoju nauczycielskim i przy każdej możliwej okazji nazywał Gryfonów ćwierćinteligentami i półgłówkami, choć zawsze pozwalał im na te wszystkie idiotyzmy. Prawda była taka, że Gryfoni mieli wielkie osobowości, a on z dziecięcą radością obserwował ich zmagania z codziennym życiem. Yvon nierzadko wpadała w tarapaty, do czego już przywykł i zaakceptował, by z czasem zacząć doceniać kunszt i prostotę tego jak to robiła, jak próbowała się z tego wyślizgać i jak pozytywnie to wszystko wyglądało - przynajmniej w jego oczach.
- Mógłbym! - pokiwał głową- I pewnie zrobił bym to, ale lista rzeczy na które byś chciała, żebym je przymknął rośnie z każdą chwilą, a ja mogę przymknąć tylko jedno oko. - podał jej jeden z kubków, zupełnie nieświadom jej podejrzliwości. No na siwe włosy Merlina, poić uczennicę veritaserum? Czy cokolwiek, co by mogła powiedzieć mogło interesować go tak bardzo?
- Rozważałem to. - przyznał z powagą, zasiadając w drugim fotelu i przyglądając się jej znad kubka z tajemniczym wyrazem twarzy- Rozważałem też wysłanie wyjca i bezdyskusyjny szlaban u woźnego na najbliższy miesiąc, a przyznam, że bardzo szkoda byłoby mi wtykać różdżkę w Twoje gile, Hennesy. - westchnął. Nie był to jednak ten żartobliwie humorystyczny sposób odpowiadania na docinki, jakim zazwyczaj posługiwał się na zajęciach.
- Widzisz, kłopot w tym, że ja Ci już w nic nie wierzę, a to bardzo niewygodna sytuacja biorąc pod uwagę, że jestem opiekunem Twojego domu. - uniósł brwi biorąc łyk grzańca ze swojego kubka- Powinnaś rozważyć ten problem, bo jakby nie patrzeć to pod koniec dnia to ja jestem osobą, która może Ci pomóc, kiedy odwalasz te swoje urocze, choć kretyńskie cyrki na lekcjach i w szkole. A nigdy nie chciało mi się nadwyrężać dla ludzi, którzy tego nie chcą, nie uszanują i im nie zależy. - wyciągnął lekko nogi przed siebie, splatając je w kostkach.
W swoim gabinecie czuł się swobodnie jak stary parchaty kocur na poduszce przed kominkiem.
Przyglądał się swojej uczennicy poważnie zastanawiając się, czy jest zdolna do poważnych refleksji bo zdawał sobie sprawę z tego, że była w takim po prostu wieku,w którym nie można było od nastolatków wymagać wiele. Roczniki od piątej do siódmej klasy z reguły cofały się rozwojowo do poziomu sześciolatków i choć z pedagogicznego punktu widzenia umiał to wytłumaczyć burzą hormonów, o tyle jako człowiek o dwoistej naturze maskującego się choleryka miał kłopot by to przełknąć.
- I choć nie bardzo interesuje mnie na jakiego człowieka Ci wyglądam, panno Hennesy, jest pani dzieciaczkiem z grudnia co plasuje Cie bliżej końca listy uczniów, z którymi będzie mi dane napić się alkoholu. - w geście toastu uniósł lekko kubeczek i w migotliwym świetle kominka zdawało się, że puścił jej oko, choć może to jedynie przywidzenie? W końcu był troche poważny tego wieczora.
Yvon Mavourneen Hennessy
Yvon Mavourneen Hennessy
Pałkarz Złotych Chimer, Rocznik VII

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Prezentuje się przyzwoicie. Chociaż mierzy sobie zaledwie dwanaście cali, a z natury jest bardzo giętka, więc co za tym idzie trudna do złamania, przy niektórych zaklęciach zachowuje się nieprzyjemnie głośno. W rdzeniu umieszczony został szpon hipogryfa, całość zaś została wykonana z drewna derenia przyczyniającego się do wydawania rozpraszających świstów.
OPANOWANE ZAKLĘCIA: Incarcerous, Drętwota, Relashio, Riddiculus, Bąblogłowy, Jęzlep, Salvio Hexia, Antivenenum, Linia Wieku, Protego Horribilis, Sardinus Eructo, Trantallegra, Herbivicus, Waddiwasi, Nox, Deprimo, Locomotor, Mobiliarbus, Glisseo, Bonum Ignis, Obliviate, Lapifors, Oculus Lepus.
OPIS POSTACI: Siedemnastoletnie dziewczę, mierzące sobie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu o budowie wdzięcznej. Rozumiejąc przez to uwydatniony, średni ale krągły biust oraz wyraźnie zaznaczone biodra z naturalnym wcięciem w okolicy talii. Włosy, w kolorze miedzi sięgają mniej więcej do połowy pleców. Naturalnie są nieco pofalowane. Dłonie z wyraźnie zaznaczonymi kostkami, wąskimi nadgarstkami, spiłowanymi na migdałowaty kształt paznokciami. Skóra jest koloru jasnego. Wyróżnia się przede wszystkim piegami, które przybierając różne kształty, oraz odcienie koloru brązowo-pomarańczowego znajdują się w ilości nadprogramowej wszędzie. Pomiędzy jedynkami można spostrzec charakterystyczną, niedużą przerwę.

https://mortis.forumpolish.com/t239-zwierzeta-yvon https://mortis.forumpolish.com/t337-dziennik-yvon https://mortis.forumpolish.com/t238-skrytka-nr-472
PisanieTemat: Re: Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine  Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine EmptyPią 19 Lut 2016, 12:55

Przewróciła teatralnie oczyma na jego słowa, bo chociaż starał się jak mógł aby sprawiać wrażenie zainteresowanego sytuacją to wszelkie docinki na które sobie pozwalał jedynie wzmagały w Hennessy niechęć do współpracy. Wygrzewała dłonie o kubek, kiedy tak słuchała nie mając zbyt dużego wyboru wszystkich przeciąganych sylab. Wolała, kiedy tracił na czujności. Wtedy tak łatwo było go wykiwać. Ale teraz nie mogła sobie zbytnio na takie zagrania pozwalać, dlatego pomimo zadziornego charakteru powstrzymywała się przed komentowaniem nie wydając z siebie żadnych zbędnych odgłosów. Zawiesiła na nim wzrok, kiedy nie bardzo wiedziała co powinna z takimi informacjami począć. Przepraszać za to, że Gryffindor w tym momencie plasował się na najniższym miejscu w rankingu wszystkich domów nie zamierzała.
Potrzebowała pomocy kogoś z wewnętrznej warstwy, kogoś kto zadbałby o Hennessy – znaczy, powstrzymał przez tym, aby ta nie robiła zbyt wielu głupstw. Ostatni rok był najgorszym, ponieważ już nie zależało jej na dobrym sprawowaniu, nie myślała o opinii postronnych, kroczyła własnymi krętymi ścieżkami które wadziły wszystkim, a odpowiadały jedynie jej.
- Tak naprawdę, nie może Pan nic zrobić, żeby przyczynić się do odzyskania wszystkich tych straconych punktów. Widzi Pan, że z lekcji na lekcję jest coraz gorzej. Teraz pewnie jeszcze Prefekci między sobą knują.  - Przygaszona takim stanem rzeczy, przytknęła wargi do kubka. Przez ten dobry moment nie zależało jej też na tym, czy rzeczywiście nauczyciel posunąłby się do podstępu. Spodziewała się tego po nim. Ostatnio bardzo dużo myślała o tym co działo się w Hogwarcie. Czasami miała dosyć tego, że nawet kiedy nie miała najmniejszej ochoty na wykazywanie się gotowością do działania, musiała wciągać się w kłótnie, w wyczerpujące walki. Tak naprawdę nie miała ani jednego dnia, od początku tego roku szkolnego na zwyczajne przejście się wzdłuż korytarzy. Wielu obrzucało ją nieprzychylnymi komentarzami. Inni kusili się na bezpośrednie komentarze rzucane w jej stronę. Chociaż nie myślała o sobie jak o ofierze, która nieudolnie próbowała w świecie czarodziejskim zaistnieć to nacisk z zewnątrz bardzo ją przytłaczał. A przecież ona nie mogła pokazywać swojej słabości. Ona zawsze miała stać na ziemi ciężką stopą, podtrzymując opinię o tym jak bardzo niewychowana, przesadnie pyskata, zadufana w sobie bywała.
- Pewnie się Pan po prostu boi, że bym Pana upiła szybciej niż mnie Pan. - Dodała z lekkim uśmiechem, starając się nie tracić twarzy, bo kiedy przypominała sobie o tym, że nie mogła poszczycić się zbyt wyrafinowanym żywym życiem towarzyskim robiło się jej trochę bardziej, niżeli przykro. Ostatnio wszystko waliło się jej na głowę, a ona nie mogła znaleźć w całym tym rozgardiaszu bezpiecznego kręgu, w którym przeczekałaby wszystko uciążliwe.
Costi Lupei
Costi Lupei
Opiekun Gryffindoru, Nauczyciel OPCM

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12 i pół cala, serce smoka, akacja
OPANOWANE ZAKLĘCIA:
OPIS POSTACI: Nie jest piękny, nie wygląda sympatycznie, wkłada wiele wysiłku by utrzymać swój wizerunek, ale przecież najciemniej pod latarnią. Dwa metry, atletyczna budowa, czujne wilcze oczy, którym mało co umyka, orli nos, nieschludne krucze włosy i nieskrępowana elegancja. Nawet gdy kłania się w pas nie spuszcza z Ciebie wzroku, nawet kiedy się uśmiecha, wygląda jak głodny pies, nawet gdy się śmieje to spojrzenie wydaje się być zbyt zimne na człowieka.

https://mortis.forumpolish.com/t403-zwierzeta-lupei-a https://mortis.forumpolish.com/t424-skrytka-nr-147#835
PisanieTemat: Re: Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine  Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine EmptyNie 21 Lut 2016, 18:57

Bez wątpienia nie był najlepszym pedagogiem. Nie był w ogóle dobry w pracy z młodzieżą i zapewne gdyby nie musiał, nigdy by się takiego zadania nie podjął. Choć starał się każdego dnia mocować na twarzy i sercu papierowe maski dobrego profesora oddanego sprawie, w środku lepił się od czarnej, cuchnącej mazi zgnilizny moralnej. Przepaść między nim, tym czym żył do czasu pojawienia się w Hogwarcie i wartości jakie wyznawał poza murami szkoły, a tym, co było ważne dla szkolnej gawiedzi nie miała dna, a odległość między jej krawędziami znajdowała się poza granicami jego wzroku. Mimo to podejmował trudy docierania do swoich podopiecznych, widział w gryfonach bowiem coś, czego nie widział od dawna w nikim. Cień kiełkującej szlachetności i szczerego oddania przyjaciołom.
Dlatego też Henessy zwracała jego uwagę, gdy mimo noszenia barw czerwieni i złota stanowiła zaprzeczenie potężnych wartości, którymi szczycili się wychowankowie domu Godryka. Ukrywała je w sobie skrzętnie, za maską złośliwych komentarzy i docinków,co wzbudzało jego szczere wątpliwości odnośnie samopoczucia i higieny umysłowej dziewczyny.
- Na prawdę sądzisz, że wołam Cię tu na rozmowę i częstuje grzańcem z suszu bo chcę Ci dać burę za punkty? - uniósł brwi, próbując złapać pokrętną logikę, towarzyszącą wypowiedzi gryfonki.Zmarszczył się lekko na twarzy, jakby go rzeczywiście czymś obraziła i pociągnął łyka ze swojego kubka. Milczał przez chwilę analizując co właściwie może być źródłem tego problemu.
- O co chodzi, Henessy. - powiedział w końcu, odstawiając swą cenną porcelanę na stolik przy fotelu i sięgając po papierosa wetkniętego za ucho. Wyciągnięte przed siebie nogi skrzyżował w kostkach, odpalił używkę zaklęciem i zamknął oczy, by potrzeć je opuszkami palców.
- W czym tkwi Twój kłopot, pytam jak człowiek, człowieka. Odstawmy te gry słowne, sprawę punktacji domów, knucie Prefektury, jakby to w ogóle było teraz ważne. - mówił powoli, starając się dobierać słowa, jednak małe pęknięcia pojawiały się powoli w jego masce pedagoga.
Rozwiązywanie problemów w rodzinie odbywało się zawsze w sposób prosty. Komunikacja. Bazując na zaufaniu każde z kilkorga jego rodzeństwa wiedziało, że ciotka Salomeabyła jedynym ratunkiem. Co kowiek by w życiu przeskrobali, komukolwiek nie narobili by szkód, pierwszą osobą dowiadującą się o tych występkach była Salomea. Surowa, okrutna, bezlitosna Salomea. Karciła ich w różne wymyślne sposoby, tak, by zrozumieli swoje błędy, jednak byli rodziną. Biegli do niej z każdym małym przestępstwem, bo wiedzieli, że ona jest ich tamą bezpieczeństwa. Zawsze stawała po ich stronie, zawsze odpowiadała na zarzuty, oskarżenia, na ataki wysuwane w ich kierunku. Była ich tarczą przed światem, jedynym godnym zaufania dorosłym, który nigdy nie kwestionował ich wersji wydarzeń bo też nigdy nie próbowali jej okłamywać. Na zewnątrz stali murem za sobą, by jakiekolwiek pojawiające się problemy rozwiązywać w środku, w rodzinie. Na zewnątrz byli niezniszczalni, a swą zbroję budowali między sobą.
Przyglądał się Yvon zastanawiając jak dotrzeć do młodej dziewczyny. Minęło dobrych parę lat, od kiedy ostatnio zwierzała mu się nastolatka. Właściwie... to nie wydarzyło się nigdy, nie miał więc bladego pojęcia jak osiągnąć w tej materii cokolwiek, a co gorsza, jak zareagować w wypadku gdyby dziewczyna jednak postanowiła się przed nim otworzyć. Zaciągnął się powoli i wypuścił kłąb dymu, mrużąc powoli ślepia jak zwierze, szacujące swoje możliwości.
- Jeśli mi nie powiesz co się dzieje, nie wyczytam Ci tego z głowy. Jeśli nie chcesz mojej pomocy, nie będę na nią naciskał. Ochrzanię Cię od góry do dołu jak powinienem, spłynie to po Tobie jak zawsze, wyjdziesz z tego gabinetu i jutro, pojutrze i przez pewnie długi czas każdy dzień będzie wyglądał tak samo jak wszystkie. Bo nic się nie zmieni dopóki nie zechcesz zmian.
Yvon Mavourneen Hennessy
Yvon Mavourneen Hennessy
Pałkarz Złotych Chimer, Rocznik VII

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Prezentuje się przyzwoicie. Chociaż mierzy sobie zaledwie dwanaście cali, a z natury jest bardzo giętka, więc co za tym idzie trudna do złamania, przy niektórych zaklęciach zachowuje się nieprzyjemnie głośno. W rdzeniu umieszczony został szpon hipogryfa, całość zaś została wykonana z drewna derenia przyczyniającego się do wydawania rozpraszających świstów.
OPANOWANE ZAKLĘCIA: Incarcerous, Drętwota, Relashio, Riddiculus, Bąblogłowy, Jęzlep, Salvio Hexia, Antivenenum, Linia Wieku, Protego Horribilis, Sardinus Eructo, Trantallegra, Herbivicus, Waddiwasi, Nox, Deprimo, Locomotor, Mobiliarbus, Glisseo, Bonum Ignis, Obliviate, Lapifors, Oculus Lepus.
OPIS POSTACI: Siedemnastoletnie dziewczę, mierzące sobie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu o budowie wdzięcznej. Rozumiejąc przez to uwydatniony, średni ale krągły biust oraz wyraźnie zaznaczone biodra z naturalnym wcięciem w okolicy talii. Włosy, w kolorze miedzi sięgają mniej więcej do połowy pleców. Naturalnie są nieco pofalowane. Dłonie z wyraźnie zaznaczonymi kostkami, wąskimi nadgarstkami, spiłowanymi na migdałowaty kształt paznokciami. Skóra jest koloru jasnego. Wyróżnia się przede wszystkim piegami, które przybierając różne kształty, oraz odcienie koloru brązowo-pomarańczowego znajdują się w ilości nadprogramowej wszędzie. Pomiędzy jedynkami można spostrzec charakterystyczną, niedużą przerwę.

https://mortis.forumpolish.com/t239-zwierzeta-yvon https://mortis.forumpolish.com/t337-dziennik-yvon https://mortis.forumpolish.com/t238-skrytka-nr-472
PisanieTemat: Re: Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine  Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine EmptyWto 23 Lut 2016, 22:46

Przesunęła koniuszkami palców po wygładzonych krawędziach kubka z naparem, stopniowo trawiąc wszystkie słowa które docierały do jej uszu. Naprawdę się nad nimi rozwodziła, myśląc o wszelkich możliwych opcjach wybrnięcia z sytuacji, która nie tyle co podpierała do muru, a zmuszała do autentycznego zastanowienia się, o co mogło chodzić.
- Myślę, że właśnie to ma Pan ochotę zrobić. Obsmarować mnie porządnie od samiusieńkich stóp, aż po czubek głowy, a później wyprosić z gabinetu. Mi też byłoby łatwiej, gdybym potrafiła uspokoić się, w chwili w której denerwuje mnie nawet mruganie osoby, na którą nie mogę patrzeć. - Wytłumaczyła. Nie było to pełne tłumaczenie. Brakowało mu naprawdę wiele, aby zrozumieć z niego coś więcej, niżeli tylko młodzieńczy, skąpy bełkot w którym na każdym kroku czaiły się absurdalne treści nie warte większego zrozumienia. Trudno było ukryć fakt, że przechodziła w swoim życiu przez bardzo burzliwy okres, w którym potrzebowała bardzo dużo uwagi postronnych, a jako, że nie sprawdzała się w związkach – w końcu kto chciałby mieć przy sobie rudzielca, o którym nieprzychylnie szumiała cała szkoła – znalazła inny sposób na zaspokajanie potrzeby bycia w centrum uwagi. Opiekun nie wyglądał na kogoś, kto miał doświadczenie z młodymi, a chociaż charakter miał typowo imprezowy, to właśnie to sprawiało, że nie widziała w nim właściwego spowiednika. Dmuchnęła oddechem w zawartość kubka. Zwykle nie skłaniała się ku grzańcom. Z początku były całkiem dobre. Jednak z biegiem czasu, kiedy zaczynały stygnąć, traciły na smaku wzbudzając mieszane uczucia. Uśmiechnęła się kącikiem ust, kiedy przypomniała sobie o tym, że w zanadrzu miała jeszcze zaklęcie zmieniające płyny w rum. Wodę. Chętnie spróbowałaby na tym, ale kiedy nauczyciel patrzył na nią z taką uwagą nie mogła ot wydobyć zza paska różdżki.
- Ostatnio nie mogę znaleźć w nikim wsparcia. Wszyscy wydają mi się dwulicowi kiedy zaczynają rozmawiać z TĄ osobą. Czasami się staram, żeby niczego nie narobić. Przynoszę co trzeba. Nawet się nie odzywam, ale kiedy to robię, ONA zawsze musi to skomentować. Nauczyciele tylko by przy niej biegali i jak mantrę powtarzali, że jest taka mądra. - Naburmuszyła się na samą myśl o tej konkretnej osobie. Ostatnio sprawy miały się coraz gorzej, ostatnio poważnie myślała o tym jakie konsekwencje czekają ją, jeśli postanowi po skończeniu Hogwartu zejść na złą ścieżkę. Rozważała tę opcję wiele razy, w końcu matka nie powiedziałaby o niej złego słowa – kiedy sama skłaniała się ku czarnej magii, duszę mając już wewnątrz tak mocno wyniszczoną, że słów do opisania tego dziewczynie nie raz brakowało.
- Każde moje spóźnienie równoznaczne jest ze stratą tych głupich punktów, wokół których wszystko się kręci. A jeśli to ona by się spóźniła, to NIKT by nic nie powiedział. - Wymamrotała. W końcu takie sprawy, jak punkty, o których ostatnio mówiła jak najęta, były strasznie ważne. Koniec roku zbliżał się wielkimi krokami, a to znaczyło, że czasu na uplasowanie się wysoko było z każdym dniem mniej. O sprawach rodzinnych nie zamierzała wspominać. Na aż tak głębokie zwierzenia nie zasługiwał. Wyminęła go spojrzeniem, nie bardzo wiedząc czego powinna się spodziewać. Ktoś taki jak on pewnie tylko by powiedział, że robi z igły widły, że zachowuje się źle, bo musi leczyć jakieś nabyte w dzieciństwie kompleksy, braki.
- Za co tak właściwie trafia się do Azkabanu? Wyroki są tam jednoznaczne z dożywociem, czy można dostać też kilka lat? A był tam Pan kiedyś? Chciałabym, żeby miała wypadek. Zepchnęłabym ją ze schodów, a później uciekła. A da się wskrzesić zmarłego? A to kosztuje drogo? A dałby mi Pan drobne, za ładne oczy? Zbieram na aparat. Jeszcze mi trochę brakuje. - Wyglądała na przygnębioną do czasu, nim ponownie nie otworzyła ust zasypując go naprawdę dziwnymi pytaniami. Zrobiła to prawie, że na jednym wdechu, niczym ten karabin maszynowy, z którego zamiast raniących kul uciekały słowa zahaczające wręcz o niewłaściwe. Ale przynajmniej wygadała się, że na coś oszczędza. Że ma jakiś plan. Coś więcej, niż siedzenie w miejscu.


Ostatnio zmieniony przez Yvon Hennessy dnia Pią 26 Lut 2016, 11:11, w całości zmieniany 1 raz
Costi Lupei
Costi Lupei
Opiekun Gryffindoru, Nauczyciel OPCM

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12 i pół cala, serce smoka, akacja
OPANOWANE ZAKLĘCIA:
OPIS POSTACI: Nie jest piękny, nie wygląda sympatycznie, wkłada wiele wysiłku by utrzymać swój wizerunek, ale przecież najciemniej pod latarnią. Dwa metry, atletyczna budowa, czujne wilcze oczy, którym mało co umyka, orli nos, nieschludne krucze włosy i nieskrępowana elegancja. Nawet gdy kłania się w pas nie spuszcza z Ciebie wzroku, nawet kiedy się uśmiecha, wygląda jak głodny pies, nawet gdy się śmieje to spojrzenie wydaje się być zbyt zimne na człowieka.

https://mortis.forumpolish.com/t403-zwierzeta-lupei-a https://mortis.forumpolish.com/t424-skrytka-nr-147#835
PisanieTemat: Re: Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine  Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine EmptyCzw 25 Lut 2016, 18:07

Obserwował ją i niemal dostrzegał na jej twarzy jakiś cień zrozumienia. Może rzeczywiście udało mu się jakoś do niej dotrzeć? Sam by się sobie potężnie dziwił, gdyby osiągnął coś swoimi nieudolnymi profesorskimi sposobami. Gdyby nie byli w szkole, gdyby wędrowali gdzieś na pustkowiach, gdyby był za nią odpowiedzialny w taki sposób, w jaki dorośli byli odpowiedzialni za młodzież w taborze, sprawa wyglądałaby tysiąckrotnie prościej. Teraz? Mógł niewiele by trzymać się zasad, nie przekroczyć żadnej granicy, nie zachwiać zaufania i nie okazać się kompletnym inwalidą w relacjach międzyludzkich. Milczał więc, póki mógł, pozwalając jej jakoś zacząć mówić i licząc na to, że jeśli rozbłyśnie w niej choćby iskra szczerości, zdoła ją rozdmuchać w tyćki płomyczek. To byłby już gigantyczny sukces.
Pierwsze słowa niestety nie wróżyły najlepiej, pachnąc wziąć złośliwostkami, których tak ciężko było się dziewczynie najwyraźniej wyzbyć. Powstrzymał się jednak od komentarza, zachowując kamienną twarz, coby przypadkiem nie zrazić jej do ciągnięcia swojej wypowiedzi. Rzeczywiście, znacznie prościej by było rozwiązać to jak zwykle, dać jej ochrzan, szlaban i odesłać do dormitorium. Szczerze z samym sobą nie mógł sobie na to jednak pozwolić. Nie z tą uczennicą, nie w tym czasie.
Czuł się od dłuższego czasu, jakby obserwował pacjenta z przewlekłą chorobą. Pacjenta, którego stan się pogarsza, a który równocześnie jest ignorowany przez innych ludzi, jakby ta choroba nic zupełnie nie znaczyła - bo to przecież dojrzewanie.
Samotność. To pojęcie rozumiał bardzo dobrze. Przymknął oczy odbierając cały ciąg słów, który z siebie wyrzucała, układając w głowie odpowiednie słowa.
- Kim ona jest Yvone? - zapytał spokojnie, domyślając się, że chodzi o pewną krukonkę- Kto tak bardzo Cię drażni samym mruganiem. Dlaczego. Czy kogoś Ci przypomina? Czy jest kimś kim chciałabyś być? - zaciągnął się powoli- Zazdrość to straszna trucizna, którą każdy z nas pije każdego dnia niczym słodką herbatę do śniadania. Tacy już jesteśmy jako ludzie. Pytanie brzmi czy jest czego zazdrościć i czy nie możemy zrobić nic, by ją w sobie udusić zdobywając to, czego serce tak bardzo pragnie.
Westchnął. Chyba sam nie mówił zbyt jasno. Czy to dobrze, że podjął się tak trudnej dla niego rozmowy? Czy zdoła z niej jasno wybrnąć, zaznaczając swoją opinię i kierując młodą podopieczną na właściwy tor?
Wyrzucając z siebie pytanie za pytaniem wydała mu się urocza, na jednym wdechu, z nieśmiałym rumieńcem na twarz, zamotana w tym, co luzem wypadało jej z głowy przez usta. Uśmiechnął się lekko. Mała łasica.
- Byłem raz w Azkabanie. Na egzekucji człowieka z którym rywalizowałem całą swoją młodość. Dopiero w ostatnich jego chwilach zrozumiałem, że ta rywalizacja byłą jedyną namiastką przyjaźni jakiej doświadczyłem będąc mniej więcej w okolicach Twojego wieku. Wierz mi, nie chcesz się tam znaleźć. - skrzywił się nieznacznie- Aparat? - uśmiechnął się zachęcająco- Fotografujesz?
Yvon Mavourneen Hennessy
Yvon Mavourneen Hennessy
Pałkarz Złotych Chimer, Rocznik VII

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Prezentuje się przyzwoicie. Chociaż mierzy sobie zaledwie dwanaście cali, a z natury jest bardzo giętka, więc co za tym idzie trudna do złamania, przy niektórych zaklęciach zachowuje się nieprzyjemnie głośno. W rdzeniu umieszczony został szpon hipogryfa, całość zaś została wykonana z drewna derenia przyczyniającego się do wydawania rozpraszających świstów.
OPANOWANE ZAKLĘCIA: Incarcerous, Drętwota, Relashio, Riddiculus, Bąblogłowy, Jęzlep, Salvio Hexia, Antivenenum, Linia Wieku, Protego Horribilis, Sardinus Eructo, Trantallegra, Herbivicus, Waddiwasi, Nox, Deprimo, Locomotor, Mobiliarbus, Glisseo, Bonum Ignis, Obliviate, Lapifors, Oculus Lepus.
OPIS POSTACI: Siedemnastoletnie dziewczę, mierzące sobie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu o budowie wdzięcznej. Rozumiejąc przez to uwydatniony, średni ale krągły biust oraz wyraźnie zaznaczone biodra z naturalnym wcięciem w okolicy talii. Włosy, w kolorze miedzi sięgają mniej więcej do połowy pleców. Naturalnie są nieco pofalowane. Dłonie z wyraźnie zaznaczonymi kostkami, wąskimi nadgarstkami, spiłowanymi na migdałowaty kształt paznokciami. Skóra jest koloru jasnego. Wyróżnia się przede wszystkim piegami, które przybierając różne kształty, oraz odcienie koloru brązowo-pomarańczowego znajdują się w ilości nadprogramowej wszędzie. Pomiędzy jedynkami można spostrzec charakterystyczną, niedużą przerwę.

https://mortis.forumpolish.com/t239-zwierzeta-yvon https://mortis.forumpolish.com/t337-dziennik-yvon https://mortis.forumpolish.com/t238-skrytka-nr-472
PisanieTemat: Re: Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine  Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine EmptyPią 26 Lut 2016, 22:15

Zdawało się jej, że znalazła się w konfesjonale, w którym rozgrzeszał wiecznie siorbiący wino ksiądz, który tak naprawdę księdzem nie był – prawdziwego księdza skuł, zamknął w piwnicy, a sam zajmował się młodymi zakonnicami zapewniając, że pomoże im znaleźć prostą drogę do Boga. Ciemne oczy, zazwyczaj roziskrzone, zawsze w duecie z charakterystycznym, zadziornym uśmiechem dziewczyny, która mogłaby pójść za kimś w razie potrzeby w ogień i stać w nim godzinami, nawet jeśli parzyłby, wypalałby wszystko co możliwe, zostawiając jedynie kruchą, spopieloną skorupę, teraz wpatrywały się w nauczyciela – do którego przecież jeszcze do niedawna nie miała szacunku.
- Słyszał Pan o Kaylin Wittemore? - O ile chorowałaby, byłaby to naprawdę poważna przypadłość nosząca miano wspomnianej Krukonki która skutecznie, nawet nie zdając sobie sprawy, przyczyniała się do skomplikowanego konfliktu siejącego we wnętrzu przedstawicielki Gryfonów prawdziwy zamęt. Wiedziała, że nie może zwrócić się o pomoc psychologa, a księża wzbudzali w niej niepewność prawie tak dużą, jak Profesor Lupei który wcielając się w spowiednika z zainteresowaniem nadstawiał uszu na problemy nastoletniej czarownicy.
- Nie chciałabym być nawet po części taka jak Ona. Myślę, że Pan też by się dławił w tym, że chociaż pochwał byłoby co niemiara, to równałoby się to z wymaganiami. Ona musi wiedzieć, że w trakcie obiadu nie opiera się łokci na stole. Każdego tygodnia trzeba dokładnie pastować zabrudzone buty, a wyprasowane koszule to podstawa podstawy. - Uśmiechnęła się. Grymas malował się na twarzy, na której nie można było znaleźć jednak maleńkiego grama szczerego szczęścia. Krztusiła się, myślami o niesprawiedliwości związanej z tym, że Wittermore chociaż zupełnie od niej inna – nie będąca dla Yvon w żadnym stopniu wzorem do naśladowania, zawsze niezmiennie spoczywała w niedoścignionej strefie. Wsłuchiwała się w wypowiadane przez niego słowa z nieco większym zaangażowaniem.
Zamyśliła się, kiedy kontemplowała mimochodem nad tym, jak bardzo niestosownie jest prowadzić niezobowiązującą rozmowę z kimś, komu się regularnie kłaniało w pas, jeszcze tego samego dnia za szerokimi plecami rozpowiadając niewiarygodne historię przede wszystkim o tym, że zapraszał do gabinetu młodych chłopców z roczników czwartych.
- Wie Pan... Kto inny na pewno zapytałby mnie, dlaczego w ogóle o to pytam. Co zamierzam zrobić? A Pan nie wahając się, po prostu opowiada, że rzeczywiście tam był. Mógłby Profesor nazwać największego wroga prawdziwym przyjacielem? Wszystko skłania się ku temu, by robić sobie krzywdę, a nie... Trudno mi to sobie wyobrazić. - Życie u boku blondynki na pewno nie wyglądałoby kolorowo. Czasami obserwowała ją kątem oczu, zważała na zachowania jakimi wykazywała się, w stosunku do lubianych przez nią osób. Zdarzało się jej rumienić, nawet wtedy, kiedy sytuacja nie była przesycona jednoznacznymi podtekstami, zaś innym razem skrupulatnie kłamała – nie raz w związku z sytuacjami w których brała udział Gryfonka. Wiedziała, ze nie robi tego z sympatii, a jedynie ze strachu o własne życie.
- Jeszcze nie mam czym. W każdym bądź razie... Myślę o tym, czy by nie spróbować. Może udałoby się zrobić wystarczająco dobre zdjęcia, ażeby trafiły do Proroka Codziennego? - Złączyła ze sobą dłonie, zaś w następnym momencie same palce kiedy wyprostowywała niespiesznie ręce przed siebie, rozprostowując ze strzyknięciami skostniałe kostki. Odruchowo sięgnęła po ostatnio pozostawiony luzem kubek z jeszcze ciepłym naparem, który o dziwo nie potrzebował jeszcze jednego podgrzania.
Sponsored content


PisanieTemat: Re: Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine  Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine Empty

Gabinet Costi Lupei'a | Yvon & Constantine

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 1

Similar topics

-
» ABC Kota Służącego | Anastasia & Tamara & Yvon
» →Bajka o księżniczce i złych smokach | Yvon & Hector | początek sierpnia
» Zwierzęta Yvon
» Dziennik Yvon.
» Yvon Mavourneen Hennessy

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
NOWY ADRES MORTIS.ORG.PL :: Porzucone-
Skocz do: