|
DziedziniecIdź do strony : 1, 2 Administrator fabularny NPC
Temat: Dziedziniec Wto 29 Gru 2015, 20:37 | |
| Mały, kamienny dziedziniec zamku, na którym rośnie tylko kilka drzew. Wszędzie pełno ławek, a na samym środku stoi zdobiona fontanna, przy której uczniowie spędzają czas pomiędzy zajęciami.
Ostatnio zmieniony przez Administrator fabularny dnia Pią 06 Maj 2016, 20:40, w całości zmieniany 1 raz
|
Morrigan Black Kapitan i szukający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Akacja, pióro z ogona feniksa, 14 i 3/4 cala, niezwykle giętka. Ciemna i cienka, szorstka, matowa, absolutnie nieelegancka - lekko zakrzywiona, surowa. Jedynymi zdobieniami są żłobione w niej runy i znaki oraz duży szafir umieszczony w jej nasadzie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Verdimilous, Protego, Riddiculus, Petrificus Totalus, Avifors, Reparifarge, Accio, Alohomora, Finite, Wingardium Leviosa, Slugus Eructo, Jęzlep, Oculus Lepus, Obscura, BaubillousOPIS POSTACI: Nieskazitelna perfekcja. Tak w dwóch słowach mogłaby opisać Morrigan osoba widząca ją po raz pierwszy. Perfekcyjne włosy, perfekcyjne ciało, perfekcyjny uśmiech, perfekcyjne ubranie i perfekcyjne stopnie. Obiektywnie patrząc - niczego jej nie brakuje, skromnie mówiąc. Choć może jest zbyt niska, bo mierzy ledwie sto sześdziesiąt centymetrów, fakt ten znika tłumiony przez szereg jej innych zalet. W prezencie od matki natury dostała wszak cudowną figurę, o którą nic a nic nie musi dbać. Może poszczycić się łabędzią szyją, wąskimi ramionami i klatką piersiową, biustem jędrnym, niezbyt dużym, ale i nie takim, który można by było nazwać małym; wąską talią, płaskim brzuchem, szerokimi biodrami, okrągłymi, pełnymi pośladkami, długimi, zgrabnymi nogami, kobiecymi dłońmi z delikatnymi, smukłymi palcami zakończonymi zadbanymi paznokciami. Jest też śmigła i gibka. Jej porcelanowej cery zazdrości niejedna dziewczyna. Tylko nieliczni przyglądają się na tyle, by dostrzec rysujące się wyraźnie pod jej bladą skórą żyły - na ramionach, klatce piersiowej, udach i nadgarstkach. Większość jest zbyt zajęta podziwianiem jej twarzy, która niezaprzeczalnie należy do urodziwych. Cera bez skazy, wysokie czoło, prosty, wąski nos z małym końcem, szczupłe policzki łatwo oblewające się rumieńcem, pełne, delikatne i wydatne, malinowe usta rozciągnięte w tajemniczym, zadziornym uśmieszku, zdolne nie tylko do ułożenia się w tysiące różnych grymasów i charakterne, ostre brwi - komponujące się w jedną, harmoniczną całość. Punktami najbardziej przykuwającymi wzrok są zaś niewątpliwie jej oczy, otoczone gęstym wieńcem długich rzęs, rzucających na jej kości policzkowe wierzbowe cienie, nadające jej twarzy subtelnego powabu. Duże, o migdałowym kształcie, z zewnętrznymi kącikami uniesionymi do góry, czystych, chłodnych błękitnych tęczówkach. Rzucające twarde, przeszywające spojrzenia. Mówi się, że oczy są obrazem duszy - i w jej oczach można dostrzec wszystko; trzeba się tylko przyjrzeć. A mało kto to robi, będąc wystarczająco urzeczonym powierzchownym wrażeniem. Jej cudną twarz okalają białosrebrzyste pukle zdrowych, lśniących włosów, sięgających dziewczynie niemal do krzyża. Falują delikatnie w rytm jej lekkich, miękkich, kocich kroków pełnych niewypowiedzianej gracji. Zawsze wyprostowane plecy i dumnie uniesiony podbródek oraz wypięta pierś nadają jej postawie elegancji i arystokratycznej wyższości. Wrażenie to potęguje jej mocny, zdecydowany, głęboki głos chłodnej barwy i czysty, dźwięczny śmiech, który równie doskonale wyraża radość co mściwą satysfakcję. Z całej jej postawy bije niezwykła, eteryczna aura, którą z pewnością może zawdzięczać krwi wili płynącej w jej żyłach. Wiele by dała, by nie roztaczać wokół siebie takiego wrażenia, które nie jest burzone przez nawet największe potknięcie. Niezdarność u niej odbierana jest jako "urocza", aniżeli "zawstydzająca" i "niepoważna". Zawsze unosi się za nią krystaliczny, mocny, ostry zapach konwalii. Temat: Re: Dziedziniec Sro 03 Lut 2016, 02:16 | |
| Zaraz po lekcji ze starożytnych run Morrigan zarzuciła na siebie swój płaszcz i ciepły szal w barwach Slytherinu, by nietrzęsąc się z zimna móc posiedzieć chwilę na dziedzińcu i zaczerpnąć świeżego powietrza. Kiedy wyszła na przykryty białym puchem kamienny placyk, zaczynał prószyć śnieg. Mimo to pogoda była piękna. Nie było wcale tak zimno, nie wiał lodowaty wiatr. Dziewczyna aż uśmiechnęła się sama do siebie. Uwielbiała zimę. To była jej ulubiona pora roku, choć zima w Angli nijak się miała do tej prawdziwej, polskiej - srogiej, mroźnej i nieokiełznanej. Tutaj była łagodna, wydawała się wręcz być tylko ozdobą, a nie prawdziwym żywiołem. Tu nie można było zbudować wielkiego, śnieżnego fortu, a bitwy na śnieżki i bałwany to nie było to samo. Westchnęła, a jej oddech zamienił się w białą chmurkę. Black przycupnęła na skraju fontanny i przymknęła lekko oczy. Odpoczywała. Sama. Co nie znaczyło, że przychodziła tu szukać samotności. Raczej dlatego, że nie miała z kim spędzić dłuższych przerw między lekcjami. Owszem, mogła wciąż szwędać się za Malfoyem albo Davin, ale nie chciała za bardzo ich męczyć i się im narzucać. Z pewnością potrzebowali chwil dla siebie, zwłaszcza, że pierwsze jako prefekt ciągle musiało znosić kogoś z pytaniami i problemami, a drugie było zdecydowanie typem samotnika. I w ten oto sposób Morrigan musiała cieszyć się swoim własnym towarzystwem. Nagle - jakby przyciągnięte jej samotnością, coś otarło jej się o łydkę. Ślizgonka uniosła powieki i uśmiechnęła się jeszcze szerzej, spostrzegłszy jej kotkę mruczącą jej u nóg. Delikatnym ruchem ujęła Spectre i podniósłszy ją, posadziła sobie na kolanach i zaczęła czule głaskać. Wiele złego można było powiedzieć o krnąbrnej kocicy, ale wiedziała, jak poprawić nastrój swojej właścicielce. Black mimowolnie zaczęła się zastanawiać, czy iść na następną lekcję... Może powinna dla odmiany zrobić coś ciekawszego?
|
Anastasia Fitzgerald Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Matowa i skromna, nie wyróżnia się na tle innych. Brak zdobień. Rdzeń z rogu jednorożca, drewno jabłoni, sztywna, 12 cali długości. Nic specjalnego.OPANOWANE ZAKLĘCIA: BĄBLOGŁOWY, EXPELLIARMUS, RIDDICULUS, PROTEGO, CONJUNCTIVITIS, DIFFINDO, ACCIO, WINGARDIUM LEVIOSA, VERDIMILIOUS, SICCUM, EBUBLIO, LEVICORPUS, OCULUS LEPUS, UTEVO LUX, SOMNOOPIS POSTACI: Średni wzrost, lekko podkrążone oczy od nadmiernego przesiadywania z książką po nocach. Właścicielka szczupłej, wątłej twarzy, którą okalają długie włosy o kolorze miodu akacjowego. Młoda Panienka Fitzgerald posiada kobiecą budowę ciała i długie włosy, ale na tym kończą się atrybuty kobiecości, którymi może się pochwalić. Skromny i konserwatywny ubiór, kłócący się poniekąd z jej pochodzeniem, przełamuje niekiedy mocniejszym makijażem i frywolnymi kapeluszami, nie mającymi jednak nic wspólnego z modą mugolską. Często próbuje zakryć całkowicie swoje ciało poprzez noszenie wyłącznie czarnych, workowatych szat. Preferuje stonowane kolory, a te pstrokate i przyciągające uwagę omija szerokim łukiem. Bardzo rzadko nosi dodatki i biżuterię, za wyjątkiem skromnego,złotego łańcuszka, z którym się nigdy nie rozstaje. Zazwyczaj wyprostowana lecz w jej kroku na próżno szukać gracji. Wiecznie zachmurzony wyraz twarzy, nieobecne spojrzenie. Czy to tylko zadumanie i wyłączenie się z realnego świata, a może to autentyczna, mroczna energia kryjąca się w jej pokrętnym umyśle i dziwnych fascynacjach? Tego nikt nie jest pewien,nawet ona sama. Temat: Re: Dziedziniec Czw 04 Lut 2016, 00:25 | |
| Tuż po zakończeniu zajęć ze Starożytnych Run oraz odbyciu kuriozalnej rozmowy ze swoim o rok starszym kolegą prefektem, Anastasia opuściła nieszczęsny korytarz drugiego piętra i udała się w bliżej nieokreślonym kierunku. Wytrąconą z równowagi nogi poniosły dwa poziomy niżej, na parter, w okolice Wielkiej Sali, którą to ze względu na kolejki uczniów zmierzających na lunch, próbowała uniknąć. Teoretycznie mogła dołączyć do swoich znajomych, a może i nawet wrócić do swojego pokoju i nadrobić nieprzespane godziny. Nie znęcona żadnym nasilającym się głodem ani pragnieniem ominęła uczniów i udała się ku wielkim drzwiom wiodącym na dziedziniec. Westchnęła cicho, a otrząsający dreszcz przeszył ją na wskroś. Zima, zimno, śnieg. Machinalnie sięgnęła do skrawka swojego rękawa, tak aby bardziej naciągnąć rozciągliwy materiał na skórę. Nie miała na sobie ani płaszcza, ani tym bardziej szalika, perspektywa opuszczania względnie ciepłych korytarzy zamku nie była zbyt zachęcająca. Tuż obok fontanny dostrzegła jednak znajomą sylwetkę. Morrigan. Wysiliła wzrok i upewniła się, że dziewczyna jest sama. Tak, zdecydowanie nie chciała się wpraszać w czyjąkolwiek rozmowę. Narzucanie się jednej osobie było bardziej znośne dla jej dumy. Wyszła więc, tak zupełnie bezceremonialnie, nieubrana, za nic mając opadające płatki śniegu, nie dbając o wyrabianą sobie właśnie opinię idiotki i baraniej głowy. Podeszła do fontanny ociężałym krokiem, a jej zaciekawione spojrzenie spoczęło na głaskanym przez Morrigan stworzonku. - Fajny kociak. Jak się wabi? Nie miała pewności, że to Morrigan była właścicielką kocurka, choć z pewnością zabrzmiało to lepiej niż suche "a co to za kocur się tutaj przypałętał". Ciekawe czy jej przeszkadzała, pomyślała Anastasia. Nie miała zamiaru zadawać podobnego pytania, to nie było w jej stylu. Wystarczyły nieprzychylne spojrzenia i brak ochoty do nawiązywania rozmowy, aby dać jej do zrozumienia, że ktoś nie był zainteresowany konwersacją. Czytanie między wierszami, ponoć tak to się nazywa.
|
Morrigan Black Kapitan i szukający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Akacja, pióro z ogona feniksa, 14 i 3/4 cala, niezwykle giętka. Ciemna i cienka, szorstka, matowa, absolutnie nieelegancka - lekko zakrzywiona, surowa. Jedynymi zdobieniami są żłobione w niej runy i znaki oraz duży szafir umieszczony w jej nasadzie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Verdimilous, Protego, Riddiculus, Petrificus Totalus, Avifors, Reparifarge, Accio, Alohomora, Finite, Wingardium Leviosa, Slugus Eructo, Jęzlep, Oculus Lepus, Obscura, BaubillousOPIS POSTACI: Nieskazitelna perfekcja. Tak w dwóch słowach mogłaby opisać Morrigan osoba widząca ją po raz pierwszy. Perfekcyjne włosy, perfekcyjne ciało, perfekcyjny uśmiech, perfekcyjne ubranie i perfekcyjne stopnie. Obiektywnie patrząc - niczego jej nie brakuje, skromnie mówiąc. Choć może jest zbyt niska, bo mierzy ledwie sto sześdziesiąt centymetrów, fakt ten znika tłumiony przez szereg jej innych zalet. W prezencie od matki natury dostała wszak cudowną figurę, o którą nic a nic nie musi dbać. Może poszczycić się łabędzią szyją, wąskimi ramionami i klatką piersiową, biustem jędrnym, niezbyt dużym, ale i nie takim, który można by było nazwać małym; wąską talią, płaskim brzuchem, szerokimi biodrami, okrągłymi, pełnymi pośladkami, długimi, zgrabnymi nogami, kobiecymi dłońmi z delikatnymi, smukłymi palcami zakończonymi zadbanymi paznokciami. Jest też śmigła i gibka. Jej porcelanowej cery zazdrości niejedna dziewczyna. Tylko nieliczni przyglądają się na tyle, by dostrzec rysujące się wyraźnie pod jej bladą skórą żyły - na ramionach, klatce piersiowej, udach i nadgarstkach. Większość jest zbyt zajęta podziwianiem jej twarzy, która niezaprzeczalnie należy do urodziwych. Cera bez skazy, wysokie czoło, prosty, wąski nos z małym końcem, szczupłe policzki łatwo oblewające się rumieńcem, pełne, delikatne i wydatne, malinowe usta rozciągnięte w tajemniczym, zadziornym uśmieszku, zdolne nie tylko do ułożenia się w tysiące różnych grymasów i charakterne, ostre brwi - komponujące się w jedną, harmoniczną całość. Punktami najbardziej przykuwającymi wzrok są zaś niewątpliwie jej oczy, otoczone gęstym wieńcem długich rzęs, rzucających na jej kości policzkowe wierzbowe cienie, nadające jej twarzy subtelnego powabu. Duże, o migdałowym kształcie, z zewnętrznymi kącikami uniesionymi do góry, czystych, chłodnych błękitnych tęczówkach. Rzucające twarde, przeszywające spojrzenia. Mówi się, że oczy są obrazem duszy - i w jej oczach można dostrzec wszystko; trzeba się tylko przyjrzeć. A mało kto to robi, będąc wystarczająco urzeczonym powierzchownym wrażeniem. Jej cudną twarz okalają białosrebrzyste pukle zdrowych, lśniących włosów, sięgających dziewczynie niemal do krzyża. Falują delikatnie w rytm jej lekkich, miękkich, kocich kroków pełnych niewypowiedzianej gracji. Zawsze wyprostowane plecy i dumnie uniesiony podbródek oraz wypięta pierś nadają jej postawie elegancji i arystokratycznej wyższości. Wrażenie to potęguje jej mocny, zdecydowany, głęboki głos chłodnej barwy i czysty, dźwięczny śmiech, który równie doskonale wyraża radość co mściwą satysfakcję. Z całej jej postawy bije niezwykła, eteryczna aura, którą z pewnością może zawdzięczać krwi wili płynącej w jej żyłach. Wiele by dała, by nie roztaczać wokół siebie takiego wrażenia, które nie jest burzone przez nawet największe potknięcie. Niezdarność u niej odbierana jest jako "urocza", aniżeli "zawstydzająca" i "niepoważna". Zawsze unosi się za nią krystaliczny, mocny, ostry zapach konwalii. Temat: Re: Dziedziniec Czw 04 Lut 2016, 09:50 | |
| Jej kocica też kochała zimę. Ale ona w żadnym wypadku nie musiała się tak opatulać, jak jej właścicielka. Miała miękkie, puchate futro przystosowane idealnie do takiej właśnie pogody. Morrigan głaszcząc kotkę zanurzała palce w jej aksamitnej sierści i przeczesywała ją niespiesznie. Wraz z ciepłem zwierzaka i jego przyjemnym mruczeniem było to niezwykle kojące. Wtem z zamyślenia wyrwał ją czyjś głos. Dziewczyna podniosła głowę i dostrzegła przed sobą znajomą twarz. Anastasia, Gryfonka, która zadawała się z lekko ciapowatym Puchonem, zaskakująco dobrym z transmutacji, którego Malfoy w czasach swojej niesławy miał w zwyczaju gnębić, co, zdaniem Black, nie tylko urągało jego godności, ale również było bezsensowne i absurdalnie głupie. Rozumiała, znęcać się nad kimś z jakiegoś sensownego powodu jak mniejsza inteligencja, czy też nawet irytująca twarz, ale pochodzenie? Nikt nie wybierał tego, gdzie się rodził, a i to nie determinowało jego zdolności magicznych. Czasem nachodziła ją myśl, że lepiej było urodzić się w małej rodzinie czarodziejskiej, albo nawet mugolem, bo było się spętanym jednym łańcuchem mniej. Jednak radykalizująca się społeczność magicznie uzdolnionych przypominała jej, że tak naprawdę ma niezwykłe szczęście. Bo czego nie dało się załatwić dzięki rodzinnym koneksjom? - Spectre - odparła po prostu Morrigan, wyrywając się z zamyślenia i uśmiechnęła się do koleżanki z VI roku. To było dość zabawne, bo tak naprawdę były w zasadzie w tym samym wieku. Kotka, jakby słysząc, że o niej mowa, podniosła łebek i miałknęła w kierunku Fitzgerald. Morrigan uśmiechnęła się na to delikatnie i dodała jeszcze: - Jest trochę wredna, ale miewa też lepsze dni, takie jak ten. Ślizgonka wróciła spojrzeniem do Anastasi i przez kilka sekund świdrowała ją nim badawczo. Niektórzy mogliby uznawać je za ciężkie, zwłaszcza że kiedy tak na nią patrzyła, zdanie "musisz być bardzo zdesperowana, że sterczysz w ten ziąb tylko po to, by zapytać, jak nazywa się moja kotka" strasznie cisnęło jej się na usta, ale zamiast tego przekrzywiła lekko głowę i zapytała miękkim, łagodnym głosem: - Nie zimno ci? I zanim ta zdążyła odpowiedzieć, Morrigan już wcisnęła jej w ręce swój szeroki, ciepły, ślizgoński szal, a potem uśmiechnęła się do niej delikatnie, z cieniem nieśmiałości, zachęcając, by usiadła obok. W końcu naprawdę rzadko ktoś do niej specjalnie podchodził, by zamienić kilka prostych słów w przyjaznej, niezobowiązującej konwersacji. Musiała przyznać, że ją to zaskoczyło. Dlatego nie wypadało tak od razu wyrzucać z siebie jakiegoś ironicznego komentarza. W gruncie rzeczy była miłą osobą, tylko nikt się nie kwapił do tego, by zatrzymać się i pozwolić jej na pokazanie tej swojej lepszej strony, o ile można to było tak nazwać. Oprócz tego, że była zgorzkniała, marudna, że zdarzało jej się nie lubić kogoś zupełnie bez powodu i oceniać innych zanim w ogóle zamienią słowo, że miała niewyparzony język i nie stroniła od złośliwości, to właściwie była raczej przyjazna i czuła. Po prostu wszystkich odrzucała jej postawa, pogłoski i to, że należała do Slytherinu, więc raczej z góry była skazana na niechęć ze strony wszystkich pozostałych domów.
|
Anastasia Fitzgerald Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Matowa i skromna, nie wyróżnia się na tle innych. Brak zdobień. Rdzeń z rogu jednorożca, drewno jabłoni, sztywna, 12 cali długości. Nic specjalnego.OPANOWANE ZAKLĘCIA: BĄBLOGŁOWY, EXPELLIARMUS, RIDDICULUS, PROTEGO, CONJUNCTIVITIS, DIFFINDO, ACCIO, WINGARDIUM LEVIOSA, VERDIMILIOUS, SICCUM, EBUBLIO, LEVICORPUS, OCULUS LEPUS, UTEVO LUX, SOMNOOPIS POSTACI: Średni wzrost, lekko podkrążone oczy od nadmiernego przesiadywania z książką po nocach. Właścicielka szczupłej, wątłej twarzy, którą okalają długie włosy o kolorze miodu akacjowego. Młoda Panienka Fitzgerald posiada kobiecą budowę ciała i długie włosy, ale na tym kończą się atrybuty kobiecości, którymi może się pochwalić. Skromny i konserwatywny ubiór, kłócący się poniekąd z jej pochodzeniem, przełamuje niekiedy mocniejszym makijażem i frywolnymi kapeluszami, nie mającymi jednak nic wspólnego z modą mugolską. Często próbuje zakryć całkowicie swoje ciało poprzez noszenie wyłącznie czarnych, workowatych szat. Preferuje stonowane kolory, a te pstrokate i przyciągające uwagę omija szerokim łukiem. Bardzo rzadko nosi dodatki i biżuterię, za wyjątkiem skromnego,złotego łańcuszka, z którym się nigdy nie rozstaje. Zazwyczaj wyprostowana lecz w jej kroku na próżno szukać gracji. Wiecznie zachmurzony wyraz twarzy, nieobecne spojrzenie. Czy to tylko zadumanie i wyłączenie się z realnego świata, a może to autentyczna, mroczna energia kryjąca się w jej pokrętnym umyśle i dziwnych fascynacjach? Tego nikt nie jest pewien,nawet ona sama. Temat: Re: Dziedziniec Sob 06 Lut 2016, 05:16 | |
| Anastasia nie potrzebowała specjalnego zaproszenia do rozmowy, potraktowałyby zresztą podobne z ogromną dozą głęboko zaszytej podejrzliwości, wynikającej z ogólnej nieufności wobec ludzi, którzy według niej, zbyt często kierowali się dobrymi manierami, sztuczną grzecznością i fałszywością. Zlustrowała uważnie kotkę. Ładne stworzonko, oceniła fachowo, jako fanatyczka kotów i przyszła, niezamężna Szalona Kocia Matka. - Wredna mówisz. Przynajmniej nie wygląda na taką, która się łasi do przypadkowo spotkanych typków. Mój Marcel jest strasznie przekupny i cholera, jestem pewna, że ktoś go kiedyś zwabi jakąś drogą kiełbaską, wrzuci do torby i tyle po nim. Na lustrujące spojrzenie Panny Black odpowiedziała jedynie szerokim uśmiechem. Z wigorem rozejrzała się wokół pustego dziedzińca, nad którym śnieg przejął całkowitą kontrolę i przerwała kilkunastosekundową ciszę, odgadując, a może jedynie się domyślając, co może chodzić po jej głowie. -Lubię się poświęcać. Udowadniać, że jestem twarda i spontaniczna - wypaliła tłumacząc się z paradowania w letnim odzieniu na zawładniętym zimą placu- no i zimno ponoć nieźle działa na urodę. O ile pierwsza część jej wypowiedzi była prawdziwa, to w drugiej już poniosła ją fantazja. W życiu nie przyznałaby się do czynności tak płytkiej i uwłaczającej jej ideałom, jak dbanie o urodę i czynienie podobnych poświęceń w imię jej upiększenia. Całkowicie maskując swoje chwilowe zmieszanie, Anastasia dotknęła materiału szala i z wymuszonym zaciekawieniem zaczęła badać jego kolorystykę. - Jesteś pewna? - rozbawiona, acz wdzięczna zmrużyła oczy, przywdziała szal i przyjęła zaproszenie dziewczyny, sadzając swój gryfoński zadek tuż obok niej - ostrzegam, może przesiąknąć moim gryfońskim jadem i zapalczywością. Jutro go znów założysz i poczujesz, że dzień nie powinien się skończyć, dopóki nie zgnębisz jakiejś biednej kujonki z Ravenclawu. I będzie na mnie. Przytyk w stronę Yvon, od tak, z pewnością się domyśli, można było jej pozazdrościć nie tylko urody, ale i bystrego, inteligentnego umysłu. Niektórzy mają w życiu łatwiej. Porzuciła nareszcie głaskanie materiału i opatuliła się jeszcze szczelnie szalikiem Ślizgonki. A co jeśli przesiąknie zapachem wilii, albo jej feromonami i stanie się równie piękna co Morrigan? Marzenia ściętej głowy. -Czy pani kapitan powie mi, kiedy odbywają się następne rozgrywki Quidditcha? Jestem fanką -nawet nie musiała silić się na przekonujący ton. Latania na miotle z ledwością się nauczyła i była wdzięczna, za inne metody transportu magicznego. Ale rozgrywka sama w sobie ją interesowała. A może jedynie duch rywalizacji i sama atmosfera imprezy. Z chęcią poobserwuje swoich kolegów i koleżanki obijających się na boisku, to była satysfakcjonująca rozrywka.
|
Morrigan Black Kapitan i szukający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Akacja, pióro z ogona feniksa, 14 i 3/4 cala, niezwykle giętka. Ciemna i cienka, szorstka, matowa, absolutnie nieelegancka - lekko zakrzywiona, surowa. Jedynymi zdobieniami są żłobione w niej runy i znaki oraz duży szafir umieszczony w jej nasadzie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Verdimilous, Protego, Riddiculus, Petrificus Totalus, Avifors, Reparifarge, Accio, Alohomora, Finite, Wingardium Leviosa, Slugus Eructo, Jęzlep, Oculus Lepus, Obscura, BaubillousOPIS POSTACI: Nieskazitelna perfekcja. Tak w dwóch słowach mogłaby opisać Morrigan osoba widząca ją po raz pierwszy. Perfekcyjne włosy, perfekcyjne ciało, perfekcyjny uśmiech, perfekcyjne ubranie i perfekcyjne stopnie. Obiektywnie patrząc - niczego jej nie brakuje, skromnie mówiąc. Choć może jest zbyt niska, bo mierzy ledwie sto sześdziesiąt centymetrów, fakt ten znika tłumiony przez szereg jej innych zalet. W prezencie od matki natury dostała wszak cudowną figurę, o którą nic a nic nie musi dbać. Może poszczycić się łabędzią szyją, wąskimi ramionami i klatką piersiową, biustem jędrnym, niezbyt dużym, ale i nie takim, który można by było nazwać małym; wąską talią, płaskim brzuchem, szerokimi biodrami, okrągłymi, pełnymi pośladkami, długimi, zgrabnymi nogami, kobiecymi dłońmi z delikatnymi, smukłymi palcami zakończonymi zadbanymi paznokciami. Jest też śmigła i gibka. Jej porcelanowej cery zazdrości niejedna dziewczyna. Tylko nieliczni przyglądają się na tyle, by dostrzec rysujące się wyraźnie pod jej bladą skórą żyły - na ramionach, klatce piersiowej, udach i nadgarstkach. Większość jest zbyt zajęta podziwianiem jej twarzy, która niezaprzeczalnie należy do urodziwych. Cera bez skazy, wysokie czoło, prosty, wąski nos z małym końcem, szczupłe policzki łatwo oblewające się rumieńcem, pełne, delikatne i wydatne, malinowe usta rozciągnięte w tajemniczym, zadziornym uśmieszku, zdolne nie tylko do ułożenia się w tysiące różnych grymasów i charakterne, ostre brwi - komponujące się w jedną, harmoniczną całość. Punktami najbardziej przykuwającymi wzrok są zaś niewątpliwie jej oczy, otoczone gęstym wieńcem długich rzęs, rzucających na jej kości policzkowe wierzbowe cienie, nadające jej twarzy subtelnego powabu. Duże, o migdałowym kształcie, z zewnętrznymi kącikami uniesionymi do góry, czystych, chłodnych błękitnych tęczówkach. Rzucające twarde, przeszywające spojrzenia. Mówi się, że oczy są obrazem duszy - i w jej oczach można dostrzec wszystko; trzeba się tylko przyjrzeć. A mało kto to robi, będąc wystarczająco urzeczonym powierzchownym wrażeniem. Jej cudną twarz okalają białosrebrzyste pukle zdrowych, lśniących włosów, sięgających dziewczynie niemal do krzyża. Falują delikatnie w rytm jej lekkich, miękkich, kocich kroków pełnych niewypowiedzianej gracji. Zawsze wyprostowane plecy i dumnie uniesiony podbródek oraz wypięta pierś nadają jej postawie elegancji i arystokratycznej wyższości. Wrażenie to potęguje jej mocny, zdecydowany, głęboki głos chłodnej barwy i czysty, dźwięczny śmiech, który równie doskonale wyraża radość co mściwą satysfakcję. Z całej jej postawy bije niezwykła, eteryczna aura, którą z pewnością może zawdzięczać krwi wili płynącej w jej żyłach. Wiele by dała, by nie roztaczać wokół siebie takiego wrażenia, które nie jest burzone przez nawet największe potknięcie. Niezdarność u niej odbierana jest jako "urocza", aniżeli "zawstydzająca" i "niepoważna". Zawsze unosi się za nią krystaliczny, mocny, ostry zapach konwalii. Temat: Re: Dziedziniec Sob 06 Lut 2016, 21:28 | |
| Parsknęła cichym śmiechem, słysząc opis kocura Anastasii. Akurat na wierność Spectre nie mogła narzekać, gorzej było z jej charakterkiem. Jakby czytając właścicielce w myślach, kotka nagle zeskoczyła w miękki puch i miałknęła, by po chwili wystrzelić przed siebie jak z procy. Morrigan tylko westchnęła i uśmiechnęła się krzywo. - Widzisz? - wskazała głową w kierunku zwiewającej kocicy. - Chce, żeby ją gonić. I dopóki jej nie znajdę i nie złapię, prawdopodobnie nie wróci. Dziewczyna zamyśliła się na chwilę, przykładając palec wskazujący do ust w zadumanym geście i mruknęła: - Chociaż właściwie nie wiem. Nigdy nie przetrzymałam jej dłużej niż cztery dni, bo zaczynałam się martwić i tęsknić. Może w końcu i ona by zatęskniła? Miała co do tego wątpliwości, ale wierzyła, że tak było. W końcu była jej ukochaną kocicą. Szeroki uśmiech na twarzy Fitzgerald udzielał się Ślizgonce i ona również uśmiechała się szerzej niż zwykle. Samo przebywanie z tak radosną osobą sprawiało, że była szczęśliwsza i bardziej skora do żartów. Kiedyś miała od tego Hennessy i Malfoya, ale jedno się na nią śmiertelnie obraziło i zdziwaczało, a drugie znacznie spoważniało. Tym samym obecność Anastasii wywoływało u niej nostalgiczne uczucie i wspomnienia z wcale nie tak dawnych szaleństw. Należała do jednej z niewielu osób, jakie Black naprawdę chciała poznać lepiej, z jakimi chciałaby być bliżej. Ale zupełnie nie wiedziała, jak się zabrać do pogłębiania ich relacji, dlatego niezmiernie cieszyło ją, że Gryfonka sama zainicjowała rozmowę. - Na brodę Merlina, nie pomyślałam o tym! - wykrzyknęła rozbawiona Morrigan, udając zaskoczenie i teatralnym gestem zasłaniając swoje otwarte w zdziwieniu usta. - To może lepiej już go zatrzymaj? Bo wiesz, gnębienie Krukonek raz dziennie bym przeżyła, ale co jakby moje włosy zmieniły kolor na rudy? Jęknęła manierycznie, w lot łapiąc aluzję do panny Hennessy, która ostatnio wykazywała się niezwykłą, nawet jak na nią, głupotą. Tak, niestety tak to trzeba było nazwać. Rozumiała jeszcze pojedynek na różdżki, gnębienie psychiczne, nawet uderzenie pięścią, albo chociaż otwartą dłonią w twarz. Ale gryzienie? To już było poniżej wszelkich norm. Może rzeczywiście trzeba by ją było wysłać na jakiś oddział psychologiczny do Munga? Gdy usłyszała o quidditchu, jęknęła potępieńczo, tym razem naprawdę i wykrzywiła twarz, jakby przeżywała naprawdę ogromny ból psychiczny. - Przy takiej pogodzie, to nawet o treningi ciężko, a co dopiero o mecze - wymamrotała. - Ślizgoni są chyba najbardziej zdyscyplinowaną drużyną, a i tak mam problem, by zmusić ich do ćwiczenia, gdy na zewnątrz panuje taka temperatura - przewróciła oczami. - Jeszcze tego nie wiadomo na pewno, ale myślę, że pierwszych rozgrywek w tym roku doczekamy się dopiero w połowie marca. Już się nie mogę doczekać, aż skopiemy wam tyłki! - wyszczerzyła się radośnie do Anastasii, demonstrując jej cały rząd równych, perłowobiałych ząbków, a w oczach zabłysnęły jej iskierki ekscytacji. A zwłaszcza nie mogła doczekać się zmiażdżenia pewnej rudej lwicy. - Mogłabym liczyć na twój doping? - zapytała z uśmiechem, na fali ich przyjemnej konwersacji. Podejrzewała, że w meczy Slytherin kontra Gryffindor Fitzgerald raczej trzymałaby stronę swojego domu, ale w jakimś innym? Właściwie rzadko kto kibicował na trybunach stricte jej, o ile kiedykolwiek. A zawsze chciała mieć gdzieś w tłumie taką osobę, która uśmiechnie się, gdy odnajdzie ją wzrokiem, pomacha i pokaże kciuk w zachęcającym i aprobującym geście. To musiało być niezwykle przyjemne. Grać ze świadomością, że jest tam ktoś, kto ci kibicuje, kto w ciebie wierzy, kto ci pogratuluje, albo pocieszy. Z kim można świętować zwycięstwo, albo opłakiwać porażkę.
|
Anastasia Fitzgerald Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Matowa i skromna, nie wyróżnia się na tle innych. Brak zdobień. Rdzeń z rogu jednorożca, drewno jabłoni, sztywna, 12 cali długości. Nic specjalnego.OPANOWANE ZAKLĘCIA: BĄBLOGŁOWY, EXPELLIARMUS, RIDDICULUS, PROTEGO, CONJUNCTIVITIS, DIFFINDO, ACCIO, WINGARDIUM LEVIOSA, VERDIMILIOUS, SICCUM, EBUBLIO, LEVICORPUS, OCULUS LEPUS, UTEVO LUX, SOMNOOPIS POSTACI: Średni wzrost, lekko podkrążone oczy od nadmiernego przesiadywania z książką po nocach. Właścicielka szczupłej, wątłej twarzy, którą okalają długie włosy o kolorze miodu akacjowego. Młoda Panienka Fitzgerald posiada kobiecą budowę ciała i długie włosy, ale na tym kończą się atrybuty kobiecości, którymi może się pochwalić. Skromny i konserwatywny ubiór, kłócący się poniekąd z jej pochodzeniem, przełamuje niekiedy mocniejszym makijażem i frywolnymi kapeluszami, nie mającymi jednak nic wspólnego z modą mugolską. Często próbuje zakryć całkowicie swoje ciało poprzez noszenie wyłącznie czarnych, workowatych szat. Preferuje stonowane kolory, a te pstrokate i przyciągające uwagę omija szerokim łukiem. Bardzo rzadko nosi dodatki i biżuterię, za wyjątkiem skromnego,złotego łańcuszka, z którym się nigdy nie rozstaje. Zazwyczaj wyprostowana lecz w jej kroku na próżno szukać gracji. Wiecznie zachmurzony wyraz twarzy, nieobecne spojrzenie. Czy to tylko zadumanie i wyłączenie się z realnego świata, a może to autentyczna, mroczna energia kryjąca się w jej pokrętnym umyśle i dziwnych fascynacjach? Tego nikt nie jest pewien,nawet ona sama. Temat: Re: Dziedziniec Nie 07 Lut 2016, 21:19 | |
| - Spectre wydaje się być zatem stereotypową femme fatale. Nie za-zdro-szczę - przesylabizowała ostatnie słowo, sznurując przy tym ustami, tak jakby kobieca natura zdążyła się już kiedyś zwrócić przeciwko niej. Anastasia nie musiała nieustannie i skrupulatnie studiować twarzy Ślizgonki, aby dostrzec jej zadziwiająco dobry nastrój i wesołą aurę Z tego też względu podświadomie robiła wszystko, aby podobne emocje podtrzymywać, niczym starożytna kapłanka Westalka, której zadaniem było dbanie o trzymaniu przy życiu ogniska domowego. Tak już miała, poczucie wprowadzania kogoś w dobry humor, sypania dowcipami ze swojego wyimaginowanego rękawa, niewymownie łechtały dziewczęce ego. Zwłaszcza jeśli brało się pod uwagę, jak za trudną osóbkę w pożyciu brała Morrigan jeszcze całkiem do niedawna. Ich relacje zdecydowanie się polepszyły, choć wciąż było między nimi sporo do odkrycia. Wciąż było sporo do odkrycia w Pannie Black i to skutecznie podkręcało Anastasię do kontynuowania i pogłębiania jej relacji. Ciekawość. - Racja! - w równie teatralnym geście złapała się za usta i wycedziła z pozorowanym przerażeniem - a co jeśli staniesz się ruda I NA DODATEK piegowata? Rudzi nie mają dusz, wiesz o tym? No, może i to nie brzmi tak strasznie, w końcu nie podejrzewam Ślizgonów o posiadanie owej, ale w tym kolorze...w tym kolorze nie byłoby ci do twarzy, oj nie. Anastasia wzdrygnęła się i zamiast zaśmiać się lub rzucić znaczącym spojrzeniem, westchnęła cichutko, próbując przejąć kontrolę nad przeszywającymi na wskroś dreszczami ciała. -To coś kiepsko u was z tą dyscypliną, przecież teraz nawet nie ma mrozów jak zeszłej zimy. Musisz popracować nad tymi facetami, Morrigan - przekręciła głową z dezaprobatą - tylko musisz to być ty, nie ten twój cały zastępca. Jestem dumna, że to dziewczyna została kapitanem jakiejkolwiek drużyny, ale musisz podtrzymać swój szacunek u mnie i im pokazać, kto tu jest słabą płcią! W jej oczach można było dostrzec tańczące ogniki zapalczywości i niestrawionego fanatyzmu, nie miała zresztą zamiaru ukrywać przed nikim swojej głębokiej fascynacji ruchem równouprawnienia i emancypacji kobiet. A nuż znajdzie w Morrigan ochotniczkę i namówi ją do przystąpienia do jej wkrótce założonego klubu? -Cóż, w starciu z Gryfonami nie licz na jakieś wielkie wsparcie. Ale dla Puchonów i Krukonów nie miej litości, błagam. Skoro jednak już mówimy o moim domie...-przerwała na chwilkę, zwilżając usta i uśmiechając się lubieżnie. Ot tak, sama pod nosem, na samą myśl o usłyszeniu ploteczek i interesujących historii o swoich koleżankach, czuła rosnącą ekscytację -...to nie moja sprawa, ale zauważyłam, że od pewnego czasu między tobą i Yvon coś się zmieniło. Pamiętam jak się kolegowałyście, brak tematów do rozmów czy coś się wydarzyło? Anastasia mrużąc delikatnie powieki, zgarnęła ze swej czarnej szaty wilgotne płatki śniegu, zalegające w coraz większych ilościach na różnych częściach jej odzieży. I nieskazitelnie rozczesanych włosach. Żadne wrogie spojrzenie i napięta atmosfera nie ujdzie uwadze Pannie Fitzgerald, więc w pełni świadoma i pewna wersji o konflikcie, czekała cierpliwie na wypowiedź Morrigan. Może się przed nią otworzy, może zaufa. To byłby ciekawy obrót spraw biorąc pod uwagę ich dawne relacje.
|
Morrigan Black Kapitan i szukający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Akacja, pióro z ogona feniksa, 14 i 3/4 cala, niezwykle giętka. Ciemna i cienka, szorstka, matowa, absolutnie nieelegancka - lekko zakrzywiona, surowa. Jedynymi zdobieniami są żłobione w niej runy i znaki oraz duży szafir umieszczony w jej nasadzie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Verdimilous, Protego, Riddiculus, Petrificus Totalus, Avifors, Reparifarge, Accio, Alohomora, Finite, Wingardium Leviosa, Slugus Eructo, Jęzlep, Oculus Lepus, Obscura, BaubillousOPIS POSTACI: Nieskazitelna perfekcja. Tak w dwóch słowach mogłaby opisać Morrigan osoba widząca ją po raz pierwszy. Perfekcyjne włosy, perfekcyjne ciało, perfekcyjny uśmiech, perfekcyjne ubranie i perfekcyjne stopnie. Obiektywnie patrząc - niczego jej nie brakuje, skromnie mówiąc. Choć może jest zbyt niska, bo mierzy ledwie sto sześdziesiąt centymetrów, fakt ten znika tłumiony przez szereg jej innych zalet. W prezencie od matki natury dostała wszak cudowną figurę, o którą nic a nic nie musi dbać. Może poszczycić się łabędzią szyją, wąskimi ramionami i klatką piersiową, biustem jędrnym, niezbyt dużym, ale i nie takim, który można by było nazwać małym; wąską talią, płaskim brzuchem, szerokimi biodrami, okrągłymi, pełnymi pośladkami, długimi, zgrabnymi nogami, kobiecymi dłońmi z delikatnymi, smukłymi palcami zakończonymi zadbanymi paznokciami. Jest też śmigła i gibka. Jej porcelanowej cery zazdrości niejedna dziewczyna. Tylko nieliczni przyglądają się na tyle, by dostrzec rysujące się wyraźnie pod jej bladą skórą żyły - na ramionach, klatce piersiowej, udach i nadgarstkach. Większość jest zbyt zajęta podziwianiem jej twarzy, która niezaprzeczalnie należy do urodziwych. Cera bez skazy, wysokie czoło, prosty, wąski nos z małym końcem, szczupłe policzki łatwo oblewające się rumieńcem, pełne, delikatne i wydatne, malinowe usta rozciągnięte w tajemniczym, zadziornym uśmieszku, zdolne nie tylko do ułożenia się w tysiące różnych grymasów i charakterne, ostre brwi - komponujące się w jedną, harmoniczną całość. Punktami najbardziej przykuwającymi wzrok są zaś niewątpliwie jej oczy, otoczone gęstym wieńcem długich rzęs, rzucających na jej kości policzkowe wierzbowe cienie, nadające jej twarzy subtelnego powabu. Duże, o migdałowym kształcie, z zewnętrznymi kącikami uniesionymi do góry, czystych, chłodnych błękitnych tęczówkach. Rzucające twarde, przeszywające spojrzenia. Mówi się, że oczy są obrazem duszy - i w jej oczach można dostrzec wszystko; trzeba się tylko przyjrzeć. A mało kto to robi, będąc wystarczająco urzeczonym powierzchownym wrażeniem. Jej cudną twarz okalają białosrebrzyste pukle zdrowych, lśniących włosów, sięgających dziewczynie niemal do krzyża. Falują delikatnie w rytm jej lekkich, miękkich, kocich kroków pełnych niewypowiedzianej gracji. Zawsze wyprostowane plecy i dumnie uniesiony podbródek oraz wypięta pierś nadają jej postawie elegancji i arystokratycznej wyższości. Wrażenie to potęguje jej mocny, zdecydowany, głęboki głos chłodnej barwy i czysty, dźwięczny śmiech, który równie doskonale wyraża radość co mściwą satysfakcję. Z całej jej postawy bije niezwykła, eteryczna aura, którą z pewnością może zawdzięczać krwi wili płynącej w jej żyłach. Wiele by dała, by nie roztaczać wokół siebie takiego wrażenia, które nie jest burzone przez nawet największe potknięcie. Niezdarność u niej odbierana jest jako "urocza", aniżeli "zawstydzająca" i "niepoważna". Zawsze unosi się za nią krystaliczny, mocny, ostry zapach konwalii. Temat: Re: Dziedziniec Nie 07 Lut 2016, 23:50 | |
| W odpowiedzi na porównanie Spectre do femme fatale, Morrigan posłała rozmówczyni tylko ciężkie spojrzenie mówiące "ja też nie". Kotka bowiem bywała szalenie upierdliwa. Kiedyś poprawiało jej to nastrój i teraz właściwie też. Wiedziała, że jest to jeden z jej sposobów na okazanie miłości, ale jak dla Black, kocica stanowczo za bardzo dbała o jej kondycję i zdolności fizyczne. Dla Ślizgonki konwersacja z radosną Anastasią była czymś niezwykle odświeżającym i przyjemnym. Naprawdę dawno z nikim w ten sposób nie żartowała. Czuła się, jakby powoli ulatywało z niej napięcie kumulowane tyle czasu. Co chwila albo zajęcia, albo quidditch, albo nauka, na którą poświęcała niezwykle dużo swojej energii. I brakowało już chwili na wspólne śmianie się i łamanie szkolnego regulaminu. Kiedyś to było na początku dziennym. Może to i lepiej, aby podczas swojego ostatniego roku była spokojniejsza i poważniejsza, ale tęskniła za latami beztroski i nonszalanckich wybryków. - O nie! - wykrzyknęła, łapiąc się za głowę i dodała przerażonym szeptem - myślisz, że to prawdopodobne? Rzeczywiście, my, Ślizgoni, dusz nie mamy... Ale rudy! I... PIEGI! Brrrr! Black wzdrygnęła się z udawanym obrzydzeniem, a potem zaśmiała się tak, jak zwykła to robić przy Hennessy - głośno, dźwięcznie i szczerze. Ale kiedy tylko usłyszała kolejne słowa Anastasii i dostrzegła iskry w jej oczach, miała wrażenie, że doznała olśnienia i oto ma przed sobą bratnią duszę, z którą ramię w ramię mogą walczyć o wolność kobiet. - Dobrze, że nie widziałaś, co się działo z moją drużyną, zanim ja objęłam stery - przewróciła oczami. - Silna, kobieca ręka to jest jednak to, czego potrzeba drużynom do zwycięstwa. I tak trenujemy najciężej ze wszystkich. A jeśli chodzi o Malfoya... Żebyś widziała jego minę, kiedy wypowiadam cztery magiczne słowa: ja tu jestem kapitanem. Bezcenna! - zachichotała wyjątkowo dziewczęco, ale i tryumfalnie i trochę mściwie. Nie mogła ukrywać, że uwielbia używać tego argumentu. Kochała patrzeć, jak Mascius blednie na twarzy jeszcze bardziej i zaciska usta w wąską linię, a potem niechętnie musi się z nią zgodzić. A najlepsze było to, że wiedziała, iż Ślizgon szanuje ją jako kapitana, ale po prostu jej zazdrości! Była niemal pewna, że każda niesubordynacja z jego strony to tylko łudzenie się, że się pomyliła, albo jej sposób nie jest najlepszy, choć ostatecznie i tak musiał się z nią zgodzić i przyznać jej rację. Sądziła, że to tylko jakieś wyparcie z jego strony. Mimo to i tak darzyła go niezwykłą sympatią. Rozmowa niestety z radosnego, zeszła na zupełnie inny tor. Morrigan westchnęła głośno, kiedy Fitzgerald zapytała o Yvon i spuściła wzrok, wlepiając spojrzenie w noski swoich trzewików. - Wiesz, głupia sprawa... - zachichotała cicho nerwowo, nawijając sobie kosmyk jasnych włosów na palec. Nie lubiła zbyt opowiadać o sobie i swoich uczuciach, ale to nie było tak, że miała od razu kogoś atakować, bo o nie zapytał. Wręcz przeciwnie. Prawie nigdy i nikomu nie zwierzała się z własnej woli, a wystarczyło tylko zapytać. Odetchnęła głęboko i podniosła głowę, wystawiając twarz do nieba, pozwalając, aby opadały na nią przez chwilę chłodne płatki śniegu. - Coś innego, niż brak tematów do rozmów - zaczęła w końcu Black, niepatrząc na swoją rozmówczynię. - Trochę to może moja wina. Ale głównie jej - dodała szybko drugie zdanie, wydymając wargi. - Wydaje mi się, że to przez chłopaka. Ślizgonka mimowolnie się uśmiechnęła i opuściła głowę, spojrzeniem z powrotem odnajdując oczy Anastasii. - Yvon miała takiego jednego na oku. Tak myślę, raczej się sobie aż tak nie zwierzałyśmy. Problem był w tym... - westchnęła i przygryzła lekko dolną wargę. - Problem był w tym, że on ciągle za mną chodził, mimo że robiłam wszystko, by temu zapobiec. Najpierw udawałam, że tego nie zauważam. Potem go unikałam. Potem ignorowałam. A na końcu wprost dałam do zrozumienia, że nie widzę go w taki sposób i że nigdy nie będę - ostatnie zdanie niemal wykrzyczała. - Wydaje mi się, że dalej obwinia mnie za swoje niepowodzenie w życiu miłosnym. I może nie chodziło tylko o to, ale nie kłóciłyśmy się. Nigdy, nawet kiedy zaczęło się między nami psuć. Po prostu nie chciała już chodzić ze mną nigdzie tak często, ani rozmawiać, pytana odpowiadała półsłówkami. Zaczęła kręcić się wokół innych ludzi, aż w końcu w ogóle tak jakby przestała mnie zauważać. - I tak to właśnie było - dodała na końcu, wzruszając ramionami, jak gdyby nigdy nic. Jakby to była jakaś historyjka, w której nie ona była główną bohaterką, a jakaś jej daleka, daleka znajoma. Beznamiętny stosunek Black do całej tej sytuacji był jednak wyraźnie sztuczny i nawet ona nie umiała tego w żaden sposób zamaskować. Było jej trochę lżej, że wreszcie postanowiła komuś opowiedzieć to od początku do końca i nawet cieszyła się, że trafiło na Fitzgerald, choć była teraz zdana niemal na jej łaskę i niełaskę. Czasem lepiej było wygadać się komuś, kogo nie do końca się znało. Lepiej i łatwiej. Z resztą, jej przyjaźń z Yvon to była przeszłość. Dlaczego więc tak ciężko szło jej mówienie o tym?
|
Anastasia Fitzgerald Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Matowa i skromna, nie wyróżnia się na tle innych. Brak zdobień. Rdzeń z rogu jednorożca, drewno jabłoni, sztywna, 12 cali długości. Nic specjalnego.OPANOWANE ZAKLĘCIA: BĄBLOGŁOWY, EXPELLIARMUS, RIDDICULUS, PROTEGO, CONJUNCTIVITIS, DIFFINDO, ACCIO, WINGARDIUM LEVIOSA, VERDIMILIOUS, SICCUM, EBUBLIO, LEVICORPUS, OCULUS LEPUS, UTEVO LUX, SOMNOOPIS POSTACI: Średni wzrost, lekko podkrążone oczy od nadmiernego przesiadywania z książką po nocach. Właścicielka szczupłej, wątłej twarzy, którą okalają długie włosy o kolorze miodu akacjowego. Młoda Panienka Fitzgerald posiada kobiecą budowę ciała i długie włosy, ale na tym kończą się atrybuty kobiecości, którymi może się pochwalić. Skromny i konserwatywny ubiór, kłócący się poniekąd z jej pochodzeniem, przełamuje niekiedy mocniejszym makijażem i frywolnymi kapeluszami, nie mającymi jednak nic wspólnego z modą mugolską. Często próbuje zakryć całkowicie swoje ciało poprzez noszenie wyłącznie czarnych, workowatych szat. Preferuje stonowane kolory, a te pstrokate i przyciągające uwagę omija szerokim łukiem. Bardzo rzadko nosi dodatki i biżuterię, za wyjątkiem skromnego,złotego łańcuszka, z którym się nigdy nie rozstaje. Zazwyczaj wyprostowana lecz w jej kroku na próżno szukać gracji. Wiecznie zachmurzony wyraz twarzy, nieobecne spojrzenie. Czy to tylko zadumanie i wyłączenie się z realnego świata, a może to autentyczna, mroczna energia kryjąca się w jej pokrętnym umyśle i dziwnych fascynacjach? Tego nikt nie jest pewien,nawet ona sama. Temat: Re: Dziedziniec Pon 08 Lut 2016, 06:29 | |
| Anastasia nie była w stanie dłużej utrzymywać swojej na wpół kamiennej miny i koniec końców poległa w walce, dając o tym znać swojej towarzyszce głośnym, niczym niestłumionym chichotem. Kto by wcześniej pomyślał, że będą tak dobrze się ze sobą dogadywać? Fakt reagowania na jej uwagi szczerym uśmiechem i samo zrozumienie Anastasjowego poczucia humoru, wpisywał Morrigan na listę uprzejmie zaproszonych do grona przyjaciół. Poważna sprawa. Mascius ugaszony czterema magicznymi słowami? Fiztgerald ze swoim wyjątkowo dobrze rozbudowanym aparatem wyobraźni, aż się zaksztusiła ze śmiechu i tym razem już niczego nie hamowała. Co prawda jej chichot był niczym w porównaniu do Panny Black, tego dziewczęcego, dźwięcznego śmiechu, który rozjaśniał połowę świata swą barwą, ale to nie tak, że może rywalizować z krwią wilii. Jakoś to przełknie. Skoro już jesteśmy przy przełykaniu, Gryfonka kaszlnęła cherlawie i rozpoczęła ponowny proces starannego układania szalika wokół zmarzniętych ramion i szyi. Wysłuchała jej historii, nie omieszkując wtrącić dramatyczne westchnienia tu i tam, oraz pomrukiwania zrozumienia. Gdy skończyła, dała sobie chwilkę na przetrawienie informacji i odsunęła się nieco od Morrigan, tak aby nadać swemu niedowierzającemu spojrzeniu pełnego wymiaru. -Ale...Serio? Poszło o faceta? Na Merlina.... - załamała ręce i rozczarowała się okrutnie, iż problemem, który zdawał się wdać między dziewczęta, był mężczyzna. Cóż za błahy i uwłaczający kobiecej godności powód! - Przykro mi. Ale go nie uwiodłaś go, to nie jest twoja wina. Co się stało z tym frajerem? On tam gdzieś sobie biega po świecie, a wy na siebie obrażone? Nie mieściło się w jej głowie, aby podobna kwestia faktycznie stała na drodze jej przyjaźni. Cóż, może i nie przyjaźni, nie znała szczegółów ich relacji lecz będąc tak często świadkiem ich wypadów i eskapad, Anastasia zawsze uznawała, że są ze sobą co najmniej blisko. Przynajmniej taki, według prawilnej Panny Fitzgerald, był porządek rzeczy. Nie ukrywała swego zaskoczenia całą sytuacją i być może pchała nos w nie swoje sprawy, ale skłamałaby mówiąc, iż spodziewałaby się usłyszeć podobną historię o osóbce jaką była Yvon. Były współlokatorkami już wiele lat, a nie znała jej z tej strony. Wielokrotnie wymieniały się spostrzeżeniami na temat chłopców, opowiadały kto nadawałby się do wychędożenia na stogu siana, a kogo nie tknęłyby nawet końcem miotły. Nie spodziewała się jednak, że w jej życiu pojawił się ktoś, kogo potraktowałaby na tyle poważnie aby zaprzepaścić relację ze swoją koleżanką. Najwyraźniej Anastasia miała inne priorytety. Z drugiej strony, co jeśli to nie był pierwszy raz, gdy ktoś, kto Yvon się podobał, wolał Morrigan? Co jeśli podoba sytuacja była na porządku dziennym i Gryfonka miała dość? Co jeśli to nie cała historia? - Jesteś naprawdę piękna Morrigan - palnęła z ewidentnym podziwem w głosie -faceci szaleją na twoim punkcie. Masz też dobre oceny. Masz na nazwisko Black. Mało tego, jesteś naprawdę bystra i kapitanujesz drużynie quidditcha. To...to może niektórych przytłaczać. Westchnęła ciężko i obróciła się w jej kierunku. Spieszyła się z wyjaśnieniem. -Perfekcja budzi w ludziach lęk. Obnaża nasze własne wady, nikt przecież nie chce czuć się gorszym. Od tego już jeden krok do żalu i zazdrości. I wiesz co? Zazdrość, chyba właśnie zazdrość jest najgorsza - wymamrotała sama do siebie. Rozumiała Yvon aż zbyt dobrze, co nie znaczyło, że pochwalała lub aprobowała podobną postawę. W swojej wypowiedzi nie odnosiła się jedynie do swojej współlokatorki. Miała na myśli coś dużo głębszego i szerszego, część swojej własnej filozofii i poglądy jakie posiadała na temat świata i społeczeństwa. Dzieliła się z biedną i znudzoną Ślizgonką, nie bacząc, co może pomyśleć na jej temat. A co, niech wie. -Jesteśmy tylko ludźmi. To normalne, że czujemy zazdrość. To normalne, że czasem nie czujemy się zbyt pewni siebie. Tylko, że gdy te uczucia przejmą nad nami kontrolę, to wtedy stajemy się zgorzkniali i wredni. Grunt to panować nad sobą, znaleźć balans. Są tacy ludzie, zaufaj mi. Takimi musisz się otaczać Morrigan. Reszta cię tylko zrani i po prostu nie warto. Ich zmianę zostaw po prostu mnie -zaśmiała się na głos przerywając tym samym swój śmiertelnie poważny monolog. Posłała jej wesołego kuksańca, w jeden moment unicestwiając opary doniosłej atmosfery. -Wybacz, że przynudzam. Lubię się bawić w filozofa. Czasem tak mam. Idziemy do środka? Bo mi tyłek zmarzł. I chyba umrę na zapalenie płuc.
|
Morrigan Black Kapitan i szukający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Akacja, pióro z ogona feniksa, 14 i 3/4 cala, niezwykle giętka. Ciemna i cienka, szorstka, matowa, absolutnie nieelegancka - lekko zakrzywiona, surowa. Jedynymi zdobieniami są żłobione w niej runy i znaki oraz duży szafir umieszczony w jej nasadzie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Verdimilous, Protego, Riddiculus, Petrificus Totalus, Avifors, Reparifarge, Accio, Alohomora, Finite, Wingardium Leviosa, Slugus Eructo, Jęzlep, Oculus Lepus, Obscura, BaubillousOPIS POSTACI: Nieskazitelna perfekcja. Tak w dwóch słowach mogłaby opisać Morrigan osoba widząca ją po raz pierwszy. Perfekcyjne włosy, perfekcyjne ciało, perfekcyjny uśmiech, perfekcyjne ubranie i perfekcyjne stopnie. Obiektywnie patrząc - niczego jej nie brakuje, skromnie mówiąc. Choć może jest zbyt niska, bo mierzy ledwie sto sześdziesiąt centymetrów, fakt ten znika tłumiony przez szereg jej innych zalet. W prezencie od matki natury dostała wszak cudowną figurę, o którą nic a nic nie musi dbać. Może poszczycić się łabędzią szyją, wąskimi ramionami i klatką piersiową, biustem jędrnym, niezbyt dużym, ale i nie takim, który można by było nazwać małym; wąską talią, płaskim brzuchem, szerokimi biodrami, okrągłymi, pełnymi pośladkami, długimi, zgrabnymi nogami, kobiecymi dłońmi z delikatnymi, smukłymi palcami zakończonymi zadbanymi paznokciami. Jest też śmigła i gibka. Jej porcelanowej cery zazdrości niejedna dziewczyna. Tylko nieliczni przyglądają się na tyle, by dostrzec rysujące się wyraźnie pod jej bladą skórą żyły - na ramionach, klatce piersiowej, udach i nadgarstkach. Większość jest zbyt zajęta podziwianiem jej twarzy, która niezaprzeczalnie należy do urodziwych. Cera bez skazy, wysokie czoło, prosty, wąski nos z małym końcem, szczupłe policzki łatwo oblewające się rumieńcem, pełne, delikatne i wydatne, malinowe usta rozciągnięte w tajemniczym, zadziornym uśmieszku, zdolne nie tylko do ułożenia się w tysiące różnych grymasów i charakterne, ostre brwi - komponujące się w jedną, harmoniczną całość. Punktami najbardziej przykuwającymi wzrok są zaś niewątpliwie jej oczy, otoczone gęstym wieńcem długich rzęs, rzucających na jej kości policzkowe wierzbowe cienie, nadające jej twarzy subtelnego powabu. Duże, o migdałowym kształcie, z zewnętrznymi kącikami uniesionymi do góry, czystych, chłodnych błękitnych tęczówkach. Rzucające twarde, przeszywające spojrzenia. Mówi się, że oczy są obrazem duszy - i w jej oczach można dostrzec wszystko; trzeba się tylko przyjrzeć. A mało kto to robi, będąc wystarczająco urzeczonym powierzchownym wrażeniem. Jej cudną twarz okalają białosrebrzyste pukle zdrowych, lśniących włosów, sięgających dziewczynie niemal do krzyża. Falują delikatnie w rytm jej lekkich, miękkich, kocich kroków pełnych niewypowiedzianej gracji. Zawsze wyprostowane plecy i dumnie uniesiony podbródek oraz wypięta pierś nadają jej postawie elegancji i arystokratycznej wyższości. Wrażenie to potęguje jej mocny, zdecydowany, głęboki głos chłodnej barwy i czysty, dźwięczny śmiech, który równie doskonale wyraża radość co mściwą satysfakcję. Z całej jej postawy bije niezwykła, eteryczna aura, którą z pewnością może zawdzięczać krwi wili płynącej w jej żyłach. Wiele by dała, by nie roztaczać wokół siebie takiego wrażenia, które nie jest burzone przez nawet największe potknięcie. Niezdarność u niej odbierana jest jako "urocza", aniżeli "zawstydzająca" i "niepoważna". Zawsze unosi się za nią krystaliczny, mocny, ostry zapach konwalii. Temat: Re: Dziedziniec Pon 08 Lut 2016, 16:08 | |
| Morrigan musiała przyznać, że śmiech Anastasii to było coś pięknego. Był głośny, szczery i naprawdę radosny. Black podobała się jej naturalność i otwartość, ona często nie miała tyle odwagi, by pokazywać prawdziwą siebie. Chowała się za maską wyniosłego chłodu, żeby przynajmniej dać innym powód do nielubienia jej. Łatwiej było zaakceptować brak przyjaciół zrzucając wszystko na swoją dumną i pogardliwą postawę, niźli akceptować fakt, że winny tutaj jest jej prawdziwy charakter. Nie umknęło jej kaszlnięcie swojej rozmówczyni i rzuciła jej pełne troski spojrzenie. Nie powinny tu siedzieć. Ona nie dość, że miała płaszcz, to właściwie była trochę przyzwyczajona nawet do jeszcze niższych temperatur, ale Fitzgerald wcale nie musiała. Niemniej podobała jej się atmosfera tego miejsca, to jak wszystko wokół nich było nieruchome, a biały puch okalał wszystko zimową ciszą. Zimę uwielbiała właśnie przez to wrażenie spokoju, letargu i odpoczynku. Tak, jakby cały świat postanawiał zrobić sobie drzemkę i dawał szansę do zaczerpnięcia głębszego oddechu. Na zaskoczone spojrzenie Gryfonki Morrigan odpowiedziała tylko krzywym, gorzko potwierdzającym jej słowa uśmiechem. Tak, tak właśnie było, choć może wydawało się to wszystko zupełnie nieprawdopodobne. Też nie podejrzewała, by ich przyjaźń skończyła się przez chłopaka. Najgorszy powód z możliwych, zwłaszcza według jasnowłosej, stojącej murem za emancypacją kobiet. Nawet mugolki zdobyły jej ogromny szacunek dzięki swojej fali feminizmu. - Taaa... Też nie mogłam w to uwierzyć i długi czas w ogóle tego nie widziałam, nie dostrzegając żadnego powodu nagłej zmiany zachowania Yv - odparła posępnie. - Dopiero kiedy nabrałam dystansu, zorientowałam się, że to mógł być główny powód. Czy rzeczywiście mogła powiedzieć, że nabrała dystansu? Przecież to uczucie było w niej dalej obecne i świeże. Zawód, poczucie bycia zdradzonym. W końcu ruda była jedną z niewielu osób, którym Morrigan zaufała i pokazywała swoją prawdziwą twarz, a i tak odwróciła się od niej, odrzuciła ją. Kiedy ma się tak niewiele osób, do których można otworzyć usta jak Ślizgonka, zaczyna się niezwykle je cenić. Bardziej niż wszystko. Zaczyna ma się mieć poczucie, że zrobi się dla nich o co tylko poproszą. Może czyniłoby to z niej kogoś naiwnego i łatwego do wykorzystania, okpienia, gdyby nie jej podejrzliwość i zdolność trafnej, szybkiej obserwacji. Rzadko kiedy się myliła w ocenie innych, a błędny osąd Hennessy wyraźnie podkopał jej wiarę we własne przeczucia i jeszcze bardziej zmniejszył zaufanie do innych. Mimo to Anastasia szybko zrobiła na niej dobre wrażenie osoby szczerej i silnej, a takich w swoim życiu potrzebowała. Nie chciała, by inni mówili jej to, co sądzili, że pragnie usłyszeć, tylko prawdę. Niezależnie od tego, jak byłaby trudna do przełknięcia i jak krytyczna. Ale chciała wiedzieć. Czy naprawdę prosiła o tak wiele? Fitzgerald kolejnymi swoimi słowami udowodniła, że nie należy do lizusów, którym przyjaźń z Morrigan byłaby na rękę. Otworzyła jej oczy na zupełnie nowy punkt widzenia i choć ukuło ją coś w środku, to była naprawdę wdzięczna. - Nigdy tak o tym nie myślałam - przyznała się cicho, patrząc koleżance głęboko w oczy. - Może dlatego, że dla mnie to wszystko od zawsze było tylko przeszkodą? Czymś, czego chciałam się pozbyć - wyznała otwarcie. - Takie rzeczy od zawsze sprawiały, że stawiano mi znacznie większe wymagania. Wymagania bycia chodzącą perfekcją. Westchnęła na samo wspomnienie swojej matki. O ile kiedy mieszkała w Polsce i żył jeszcze ojciec nikt nie narzucał na nią aż takich jarzm, jeśli chodziło o jej edukację i zachowanie, to gdy przeprowadziła się do Londynu, spotkała się z całkowicie nowym dla niej środowiskiem i światem czarodziejskiej arystokracji. I gdyby nie to, że była naprawdę niezłą partią, jeśli chodzi o ożenek, może miałaby więcej luzu. Ale głową rodu przecież nie zostanie, nie tak było ułożone społeczeństwo. Mogła co najwyżej zostać żoną głowy rodu, ozdobą i wyznacznikiem statusu. Tak ją wychowano - aby wyglądała na chodzący ideał. - I pewnie jeszcze każdy myśli, że wszystko mi przychodzi z łatwością, tak? - zapytała kwaśno, przełykając gulę, która zaczęła formować się w jej gardle. Wiedziała, że ludzie są powierzchowni, ale nie sądziła, że do tego stopnia. Ostatni okruch wiary, jaką darzyła ludzkość, obrócił się właśnie w proch. - Wiesz, to nie całkiem tak, że co zrobię, natychmiast mi wychodzi - uśmiechnęła się mimowolnie na wspomnienie pierwszych miesięcy współpracy z jej kapryśną, akacjową różdżką i nieprzespanych nocy, na wpół spędzonych na płakaniu, a na wpół na desperackich ćwiczeniach dogadania się z nią. - Po prostu mam dużo czasu, którego nie mam z kim spędzać. Nie zamierzam z tego powodu godzinami patrzeć się w ścianę, to dlaczego się trochę nie pouczyć? A wyrażanie swoich emocji, odreagowywanie? To właśnie quidditch - westchnęła. Mało kto wiedział, że potrafiła tak długo i zajadle trenować, by zedrzeć sobie skórę na dłoniach i udach. Wola wygranej to było za mało, aby się tak poświęcać. Nic tak nie pomagało na gniew, frustrację i smutek, jak dziki lot na miotle wyzwalający taką adrenalinę, że zapominało się o świecie, albo jak trening, po którym jedyne co czuła, to ból całego ciała. Taka była prawda. Wiele rzeczy jej nie wychodziło, ale po prostu pracowała kilka razy ciężej niż cała reszta, która miała szerokie kręgi znajomych i zabawne, beztroskie życie. Ona musiała harować na swoją reputację, na to, by być godną noszenia nazwiska Black, by być godną swojej nieskazitelnej urody. Bo jaką by była kobietą, gdyby nie była we wszystkim świetna? Byłaby pusta, głupia i do wszystkiego, co by osiągnęło, doszłaby przez łóżko - a przynajmniej tak myśleliby o niej inni, niezależnie, jaka by była prawda. By tego uniknąć, już teraz musiała każdemu udowadniać swoją wyższość. Kiedy jednak Anastasia zakończyła swoją wypowiedź, Ślizgonka myślała, że rozpłynie się jej serce, a potem się popłacze. Zamiast tego jej twarz rozjaśnił ciepły uśmiech wdzięczności. Miała ochotę mocno uściskać dziewczynę, ale to w ogóle nie było w jej stylu. Zamiast tego puściła jej oko i odparła: - Trzymam cię za słowo! Zaśmiała się jeszcze cicho i otrzepała się, uprzednio zeskakując z murka. - No coś ty, nie przynudzasz! - wyszczerzyła się do niej. - Dobry pomysł. Zakradnijmy się do kuchni i zróbmy sobie gorącą czekoladę! Cóż, gorąca czekolada była najlepsza na wszelkie smuteczki i wisielczy nastrój. A jeszcze lepsza była gorąca czekolada z prądem. Morrigan uśmiechnęła się niecnie na samą myśl i zatarła ręce. Aż przeszedł ją dreszcz podniecania na pomysł robienia czegoś zakazanego. Tak, to był zdecydowanie dobry pomysł.
|
Anastasia Fitzgerald Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Matowa i skromna, nie wyróżnia się na tle innych. Brak zdobień. Rdzeń z rogu jednorożca, drewno jabłoni, sztywna, 12 cali długości. Nic specjalnego.OPANOWANE ZAKLĘCIA: BĄBLOGŁOWY, EXPELLIARMUS, RIDDICULUS, PROTEGO, CONJUNCTIVITIS, DIFFINDO, ACCIO, WINGARDIUM LEVIOSA, VERDIMILIOUS, SICCUM, EBUBLIO, LEVICORPUS, OCULUS LEPUS, UTEVO LUX, SOMNOOPIS POSTACI: Średni wzrost, lekko podkrążone oczy od nadmiernego przesiadywania z książką po nocach. Właścicielka szczupłej, wątłej twarzy, którą okalają długie włosy o kolorze miodu akacjowego. Młoda Panienka Fitzgerald posiada kobiecą budowę ciała i długie włosy, ale na tym kończą się atrybuty kobiecości, którymi może się pochwalić. Skromny i konserwatywny ubiór, kłócący się poniekąd z jej pochodzeniem, przełamuje niekiedy mocniejszym makijażem i frywolnymi kapeluszami, nie mającymi jednak nic wspólnego z modą mugolską. Często próbuje zakryć całkowicie swoje ciało poprzez noszenie wyłącznie czarnych, workowatych szat. Preferuje stonowane kolory, a te pstrokate i przyciągające uwagę omija szerokim łukiem. Bardzo rzadko nosi dodatki i biżuterię, za wyjątkiem skromnego,złotego łańcuszka, z którym się nigdy nie rozstaje. Zazwyczaj wyprostowana lecz w jej kroku na próżno szukać gracji. Wiecznie zachmurzony wyraz twarzy, nieobecne spojrzenie. Czy to tylko zadumanie i wyłączenie się z realnego świata, a może to autentyczna, mroczna energia kryjąca się w jej pokrętnym umyśle i dziwnych fascynacjach? Tego nikt nie jest pewien,nawet ona sama. Temat: Re: Dziedziniec Wto 09 Lut 2016, 04:47 | |
| Anastasia była zadowolona z faktu podzielenia się z Morrigan swoimi przemyśleniami. Być może ujęła to w zbyt szczery i bezpośredni sposób lecz nie widziała potrzeby w ujmowaniu dosadności prawdziwej, najprawdziwszej prawdzie. Nie chciała aby to ją zasmuciło, wręcz przeciwnie, liczyła że rozwieje to wszelkie wątpliwości i doda jej ociupinę otuchy, której być może tak potrzebowała. Pokiwała zatem milcząco głową i westchnęła. - Nikt nie widząc twoich starań i trudności od razu osądza i stwierdza, że owszem, wszystko masz podane na tacy. Zresztą, nawet gdybyś próbowała przyjąć obronną i potulną postawę, to...to nawet wtedy jakaś żmijka wypomni ci, że ona, że inni mają gorzej i nie powinnaś narzekać na swój los. Ludziom brak empatii. Większość to posrane zaskrońce,które tylko czekają aż komuś się powinie noga. Cierpkie stwierdzenie, jak na tak młodą osóbkę, chociaż Anastasia dokładnie wiedziała o czym mówi. Poniekąd domyślała się również, że sam fakt pochodzenia z dobrego rodu, tak jak w przypadku Fitzgerald, wiązał się z ogromną presją i tysiącem koszmarnych wymagań. Przyjście na świat jako potomek płci żeńskiej wcale niczego nie ułatwiało. - Dziewczyno...-machnęła ręką na znak kompletnej kapitulacji i przyznania się do egzystowania i zapełniania kuli ziemskiej jako kolejna jednostka oznaczona przydomkiem „porażka i spierdolina życiowa” - Wolnego czasu to i ja dużo mam, ale myślisz, że zajmuję się czymś produktywnym? O Panie...czytam harlekiny, albo sama je pisze. To chyba nie wymaga komentarza. Była o krok od zachwycania się jej pracowitością i uporem, ale w ostatniej chwili zrezygnowała z wyznania na rzecz czegoś zabawniejszego. Morrigan nie potrzebowała kolejnej miałkiej marionetki, która zacznie spijać każde jej pojedyncze słowo z ust, ani też sypać komplementami na każdym kroku. Nie znała zresztą osoby, która by pragnęła podobnej relacji. Oczka Panny Fitzgerald rozjaśnił promyk nadziei i niebotycznego szczęścia, na sam tylko wydźwięk słowa "czekolada". Nie ukrywała swej ekscytacji, o czym od razu dała jej znać. -Myślisz!- klasnęła w ręce i przybrała minę knuciciela doskonałego, tajemniczego Don Pedra Szpiega. -Pozwól tylko, że pozbędę się swojej bałwankowej aury i możemy ruszać. Jako naczelny huncwot tego zamku, prowadzisz dzisiejszą wyprawę! Anastasia powstała z murku i rozsypując nagromadzony śnieg ze swej szaty, wykonała przed dziewczyną okrojoną i mizerną wersję tańca godowego ptaków z Galapagos. Miała tylko nadzieję, że nie odmroziła sobie żadnego, użytecznego organu. To nie byłoby przyjemne.
|
Morrigan Black Kapitan i szukający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Akacja, pióro z ogona feniksa, 14 i 3/4 cala, niezwykle giętka. Ciemna i cienka, szorstka, matowa, absolutnie nieelegancka - lekko zakrzywiona, surowa. Jedynymi zdobieniami są żłobione w niej runy i znaki oraz duży szafir umieszczony w jej nasadzie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Verdimilous, Protego, Riddiculus, Petrificus Totalus, Avifors, Reparifarge, Accio, Alohomora, Finite, Wingardium Leviosa, Slugus Eructo, Jęzlep, Oculus Lepus, Obscura, BaubillousOPIS POSTACI: Nieskazitelna perfekcja. Tak w dwóch słowach mogłaby opisać Morrigan osoba widząca ją po raz pierwszy. Perfekcyjne włosy, perfekcyjne ciało, perfekcyjny uśmiech, perfekcyjne ubranie i perfekcyjne stopnie. Obiektywnie patrząc - niczego jej nie brakuje, skromnie mówiąc. Choć może jest zbyt niska, bo mierzy ledwie sto sześdziesiąt centymetrów, fakt ten znika tłumiony przez szereg jej innych zalet. W prezencie od matki natury dostała wszak cudowną figurę, o którą nic a nic nie musi dbać. Może poszczycić się łabędzią szyją, wąskimi ramionami i klatką piersiową, biustem jędrnym, niezbyt dużym, ale i nie takim, który można by było nazwać małym; wąską talią, płaskim brzuchem, szerokimi biodrami, okrągłymi, pełnymi pośladkami, długimi, zgrabnymi nogami, kobiecymi dłońmi z delikatnymi, smukłymi palcami zakończonymi zadbanymi paznokciami. Jest też śmigła i gibka. Jej porcelanowej cery zazdrości niejedna dziewczyna. Tylko nieliczni przyglądają się na tyle, by dostrzec rysujące się wyraźnie pod jej bladą skórą żyły - na ramionach, klatce piersiowej, udach i nadgarstkach. Większość jest zbyt zajęta podziwianiem jej twarzy, która niezaprzeczalnie należy do urodziwych. Cera bez skazy, wysokie czoło, prosty, wąski nos z małym końcem, szczupłe policzki łatwo oblewające się rumieńcem, pełne, delikatne i wydatne, malinowe usta rozciągnięte w tajemniczym, zadziornym uśmieszku, zdolne nie tylko do ułożenia się w tysiące różnych grymasów i charakterne, ostre brwi - komponujące się w jedną, harmoniczną całość. Punktami najbardziej przykuwającymi wzrok są zaś niewątpliwie jej oczy, otoczone gęstym wieńcem długich rzęs, rzucających na jej kości policzkowe wierzbowe cienie, nadające jej twarzy subtelnego powabu. Duże, o migdałowym kształcie, z zewnętrznymi kącikami uniesionymi do góry, czystych, chłodnych błękitnych tęczówkach. Rzucające twarde, przeszywające spojrzenia. Mówi się, że oczy są obrazem duszy - i w jej oczach można dostrzec wszystko; trzeba się tylko przyjrzeć. A mało kto to robi, będąc wystarczająco urzeczonym powierzchownym wrażeniem. Jej cudną twarz okalają białosrebrzyste pukle zdrowych, lśniących włosów, sięgających dziewczynie niemal do krzyża. Falują delikatnie w rytm jej lekkich, miękkich, kocich kroków pełnych niewypowiedzianej gracji. Zawsze wyprostowane plecy i dumnie uniesiony podbródek oraz wypięta pierś nadają jej postawie elegancji i arystokratycznej wyższości. Wrażenie to potęguje jej mocny, zdecydowany, głęboki głos chłodnej barwy i czysty, dźwięczny śmiech, który równie doskonale wyraża radość co mściwą satysfakcję. Z całej jej postawy bije niezwykła, eteryczna aura, którą z pewnością może zawdzięczać krwi wili płynącej w jej żyłach. Wiele by dała, by nie roztaczać wokół siebie takiego wrażenia, które nie jest burzone przez nawet największe potknięcie. Niezdarność u niej odbierana jest jako "urocza", aniżeli "zawstydzająca" i "niepoważna". Zawsze unosi się za nią krystaliczny, mocny, ostry zapach konwalii. Temat: Re: Dziedziniec Wto 09 Lut 2016, 13:56 | |
| Mimo jej kwaśnej, gorzkiej albo nawet smutnej miny, jaką przyjmowała w rozmowie z Anastasią, była naprawdę szczęśliwa, że wreszcie może się komuś wygadać, podzielić swoją opinią, a ten ktoś w odpowiedzi ujawni skrawek tego, co chodziło jej po głowie, a nie zajmie się ocenianiem jej sposobu myślenia. Rozmowa przecież polegała właśnie na tym - na wymianie swoich przekonań, a nie ich wzajemnym krytykowaniu. Ludzie zbyt często wydawali osądy, nie zatrzymując się, by dokładnie zrozumieć i zbadać, co kryje się za sposobem postępowania innej osoby. Morrigan starała się nie postępować w ten sposób, jednak nie miała siły na zgłębianie się w powody i charakter każdej napotkanej osoby, dlatego też ten przywilej dotyczył tylko jej bliskich. Może była to z jej strony hipokryzja, ale jej misją nie było zbawianie świata i zostawanie przyjaciółeczką i pociechą wszystkich życiowych niedorajd, które zupełnie jej nie obchodziły, przynajmniej póki nie wchodziły jej w paradę. - Taaa... - mruknęła w odpowiedzi. - Niestety, taka prawda. Wzruszyła ramionami, a jej mina zdawała się mówić "nic nie można na to poradzić". W pełni zgadzała się z Fitzgerald. Morrigan miała po dziurki w nosie tego typu ludzi, ale smutną rzeczywistością było to, że takowych było cholernie dużo, a co więcej - że tak naprawdę w każdym kryła się taka szuja. Niektórzy jednak mieli na tyle przyzwoitości, aby ograniczać swoje zawistne zapędy. - Hej, to wcale nie znaczy, że ten czas marnujesz! - wykrzyknęła Black ze śmiechem, dając koleżance lekkiego kuksańca w bok. - Kto wie, może kiedyś zbijesz grubą fortunę na tego typu książce? Mrugnęła do niej jeszcze, dając znak, że na pewno będzie pierwszą, która kupi egzemplarz jej powieści. Każdy miał jakieś zainteresowania - dla Morrigan niewątpliwie było to zgłębianie wiedzy, jakiejkolwiek, uczenie się wszystkiego, co wpadło jej w ręce, a dla Gryfonki czytanie i pisanie; nie oznaczało to wcale, że jedno z tych hobby ma większą wartość od drugiego. Oba mogły owocować w szczęście, spełnienie i pieniądze, a o to przecież chodziło. Oho! Jasnowłosa wyszczerzyła się do koleżanki, kiedy spostrzegła, jak rozjaśniało jej oblicze, gdy tylko usłyszała magiczne słowo - czekolada. Najwyraźniej również była typową kobietą, która na widok słodkości, czekolady w szczególności, dostawała małpiego rozumu. Ślizgonka już wiedziała, że będą się doskonale dogadywać. Zaśmiała się, widząc sposób, w jaki Anastasia postanowiła się otrzepać ze śniegu, a sama postanowiła wykonać coś podobnego i równie śmiesznego, więc otrząsnęła się z białego puchu niczym mokry pies. - To w takim razie: za mną! - zakrzyknęła niemal wojowniczo i ruszyła z powrotem do zamku. Cóż, była niezwykle częstym bywalcem kuchni, mogłaby się tam dostać nawet z zamkniętymi oczami. Czas było podzielić się paroma sztuczkami i sekretnymi przejściami z nową koleżanką, która była takim łasuchem, co Morrigan, a przynajmniej taką Black miała nadzieję.
2x zt
|
Antigone Hennessy Ścigający Złotych Chimer, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Mierząca pełne trzynaście cali, niezbyt giętka, ale jednocześnie ciężko przypisać jej stuprocentową sztywność. Wykonana z cisu, posiadająca za rdzeń włókno ze smoczego serca, solidnie wykonana, cechująca się nadzwyczajną matowością powierzchni oraz surowym wyglądem. Zdaje się niezbyt pasować do płci pięknej, jednak doskonale leży w dłoni Antigone.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Fumos, Protego, Conjunctivitis, Drętwota, Everte Statum, Orbis, Alohomora, Vad Infer, Lacarnum Inflamari, Levicorpus, Procella, Verdillious, Obliviate, Enervate, Avifors, Protego Horribilis, Serpensortia OPIS POSTACI: Dziewczę nieco kanciaste, niewątpliwie pozbawione nadprogramowych kilogramów, jednak we właściwych miejscach zaokrąglone, ponadto wysportowane i stosunkowo silne, co rysuje się niemałym kontrastem w stosunku do filigranowej figury. Osiągnęła wzrost mierzący dokładnie sto siedemdziesiąt cztery centymetry, stając się istotą powszechnie uważaną za całkiem wysoką w konfrontacji z płcią; Porusza się z subtelną, nienachalną gracją, która stanowi swoistą oprawę dla naturalnej pewności siebie. Jedyną cechą nieodzownie wpisującą ją w rodzinę Hennessy są oczy. Iskrzą się barwą ciemnej czekolady, wpadają w swej głębi w niezbadane odmęty czerni. Kształt upodobniony do osławionych migdałów podkreśla wachlarz czarnych, gęstych rzęs, naturalnie podwijających się u końców, otwierających nieco sceptyczne spojrzenie, akcentując złośliwe iskry mające za swoje tło toń ciemnego brązu. Ciemne, mocne brwi dopełniają ekscentrycznej oprawy, wieńcząc idealną kompozycję. Wydatne kości policzkowe całym swoim majestatem podkreślają naturalną nutę ostrości obecną w rysach dziewczyny. Lekko spiczasty podbródek, szczupłe policzki, wyrazisty łuk brwiowy składają się na wyjątkowo szlachetną oprawę, którą sobą prezentuje. Stosunkowo wąskie usta, drobny nos, okraszony gdzieniegdzie pojedynczymi piegami, stanowią jedne z ostatnich elementów goszczących na buzi Hennessy. Tą z kolei okalają kruczoczarne pasma, barwą przypominające heban, płynące kaskadą, układając się w lekkie fale, aby zakończyć swoją drogę ledwie nad linią wąskich ramion. Pojedyńcze kosmyki stanowią grzywkę nieodłącznie goszczącą na czole Antigone, układającą się w niedbałym, aczkolwiek odnajdującym pewną harmonię, porządku. Temat: Re: Dziedziniec Pon 09 Maj 2016, 22:03 | |
| Był doprawdy uroczy dzień. Chmury leniwie sunęły po niebie, odbywając swoją spokojną, codzienną wędrówkę. Błękit ziemskiego sufitu wprost onieśmielał matkę ziemię, trawa od razu wydawała się przybierać bardziej soczyste odcienie zieleni, a drzewa kwitnąć, muskane delikatnymi promieniami słońca umykającymi zza białych obłoków; O tej porze na dziedzińcu nie było wiele osób, ich wątpliwa liczba zamykała się na zerze jednostek będących w zasięgu pola widzenia Hennessy. Siedziała na jednej z ławek, łudząc się, iż pomimo pozycji na ostrzale nie padnie ofiarą czujnego oka jednego z pedagogów. Jej myśli lawirowały między typową chęcią umknięcia spod prawa szkolnego a kompletną obojętnością wobec sprawy, z którą wyrytą na umyśle umieściła swoją osobę na placu dziedzińcowym. Przez chwilę siedziała nad książką — o ironio, przebywała z księgą na kolanach akurat umykając od lekcji — nieco otępiałym wzrokiem wpatrując się w potężną okładkę. Jej umysł zaprzątała istna lawina myśli, od tych najbanalniejszej treści, z rodzaju " ależ to słońce daje po oczach", kończąc na poważnym chaosie wywołanym przez " kiedy wreszcie zmrużę oko w spokoju". Potarła czoło, chcąc ulżyć ciężarowi rozchodzącemu się po głowie, będącemu skutkiem dramatycznego niewyspania i braku chęci do jakiegokolwiek dzieła stworzenia. Co jakiś czas nerwowo pocierała miejsca, w których do tej pory gościły różowe plamy, będące ostałościami po rozległych oparzeniach. Miały przeminąć bezpowrotnie, jednak potrzebowały cierpliwości i solidnej dawki maści — a o tej Antigone wyjątkowo bardzo lubiła zapominać. Wzięła głęboki wdech, opadając na oparcie ławki.
|
Esmeralda Moore Niepełnoletni czarodziejDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Pióro z ogona feniksa, angielski dąb, 9,5 cala, b. sztywnaOPANOWANE ZAKLĘCIA: EXPELLIARMUS, PROTEGO, PETRIFICUS TOTALUS, RICTUSEMPRA, OPPUGNO, LUMOS, NOX, ENERVATERENNERVATE, FLAGRANTE, IMPEDIMENTA OPIS POSTACI: Romka jest posiadaczką pięknych, długich, lśniących i czarnych niczym skrzydło kruka włosów. Przez co doskonale komponowały się z jej niegdyś złocistą skórą. Zdecydowanie nie odejmuje jej to urody. Cały ten piękny obrazek dopełniają duże, soczystozielone oczy, niektórzy przyrównują je do kawałków szmaragdu. Cóż, nie bez przyczyny dziewczyna ma na imię Esmeralda. Jej małe usteczka, które mają malinowy kolor, skrywają szereg ładnych i białych ząbków, które to odsłaniają się w chwilach radości. Jeżeli chodzi o jej figurę: na pewno każdy by powiedział, że jest idealna, ale tylko sama zainteresowana wie gdzie ma jakieś niedociągnięcia, albo niedoskonałości, które sprawiają, że do ideału jej daleko. Romka jest szczupła, ale bez przesady. Można powiedzieć, że natura idealnie wyliczyła jej wymiary. Miejscami jest wąska, a w innych miejscach, tak jak powinno być, szersza, przez co na pewno nie jeden mężczyzna chciałby wodzić swoją dłonią po jej ciele. Cóż, niestety nikt takiego zaszczytu jeszcze nie dostąpił i pewnie nie dostąpi. Jej dłonie są małe, i wydają się być tymi dłońmi które nigdy nie zaznały ciężkiej pracy, zakończone długimi paznokciami, Ciężko stwierdzić jakie ma nogi, bowiem cały czas nosi na sobie długie barwne spódnice, które sprawiają, że cyganka przypomina barwnego motyla, który szykuje się do lotu. Za to jej nóżka jest równie mała co rączki. Bardzo często odziana w białe baletki, z malutkimi kokardkami na czubkach. Skóra dziewczyny jest gładziutka, i wydaje się być bardziej skórą małego dziecka aniżeli siedemnastoletniej dziewczyny. Temat: Re: Dziedziniec Wto 10 Maj 2016, 19:04 | |
| Coraz cieplejsze dni kusiły wszystkich uczniów. Na polanach zaczęły pojawiać się kwiaty, które odwracały swoje kielichy za każdym razem kiedy na niebie pojawiały się promienie słońca. Zwierzęta również postanowiły celebrować nadejście wiosny. Od czasu do czasu można było usłyszeć bzyczenie pszczoły, która właśnie postanowiła wykąpać się w świeżym pyłku kwiatów. Ptaki za to rozćwierkały się już na dobre, próbując odszukać dla siebie partnera idealnego. Dosłownie wszystko dookoła wydawało się wręcz krzyczeć o tym, że wiosna nastała. Wśród tych odgłosów natury od czasu do czasu dało się dosłyszeć jeszcze jedną istotkę która rozsiewała wokół siebie wiosnę niezależnie od pory roku. Rozsiewała wokół siebie aurę radości, i nadziei na lepsze dni. Bowiem jej uśmiech nie mógł kłamać, była tak bardzo szczery, a oczy wpatrywały się na wszystko z dziecinną ufnością. Może to był błąd, może powinna była przestać żyć w świecie bajek, i fantazji, i zejść w końcu na ziemię. Zrozumieć, że nie wszystko jest takie kolorowe jakby się mogło wydawać. Niestety obawiam się, że ta dziewczyna przestałaby być sobą, gdyby przyjęła tak bardzo szablonowe myślenie. O ile w ogóle nie przestałaby istnieć, chociaż i na chwilę obecną jej istnienie było do podważenia, bowiem jej sylwetka wydawała się być materialna, ale dziewczyna poruszała się z taką gracją, z taka płynnością, że przywodziła na myśl mgłę. Niby wiesz o jej istnieniu, ale spróbuj ją pochwycić w swoje ręce to rozmyje się, nie pozostawiając po sobie dosłownie niczego. Dziewczyna która postanowiła rozkoszować się tym ciepłym dniem, mogła po chwilce usłyszeć ciche brzęczenie, które było tak bardzo rozpoznawalne w całej szkole. Nikt inny przecież nie nosił przepasanej przez biodra chusty z monetkami, która to wydawała właśnie taki dźwięk. Dokładnie... właśnie Esmeralda tutaj zmierzała, z swoim wiernym sokołem na ramieniu, któremu pozwalała od czasu do czasu rozprostować sobie skrzydła. Puchonka wydawała się zupełnie nie widzieć tego, że nie jest w tym miejscu zupełnie sama. Jej zielone oczy powędrowały od razu ku niebu, niestety była zmuszona zasłonić je swoją dłonią, bowiem słońce świeciło dzisiaj naprawdę intensywnie, próbując ogrzać zmarznięta ziemię. W końcu dziewczyna zasiadła na kamiennych schodach, gdzieś przy kamiennej ścianie. Sokół posłusznie zszedł z jej ramienia na kolana i dziobnął ją przyjacielsko w skrawek spódnicy. -No leć... przeleć się- Mruknęła cicho wyciągając rękę aby ptaszysko mogło na nią wejść, po czym wypchnęła ją mocno do góry na skutek czego jej pupil chciał czy nie musiał wzbić się w powietrze, po czym odleciał gdzieś przed siebie.
|
Antigone Hennessy Ścigający Złotych Chimer, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Mierząca pełne trzynaście cali, niezbyt giętka, ale jednocześnie ciężko przypisać jej stuprocentową sztywność. Wykonana z cisu, posiadająca za rdzeń włókno ze smoczego serca, solidnie wykonana, cechująca się nadzwyczajną matowością powierzchni oraz surowym wyglądem. Zdaje się niezbyt pasować do płci pięknej, jednak doskonale leży w dłoni Antigone.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Fumos, Protego, Conjunctivitis, Drętwota, Everte Statum, Orbis, Alohomora, Vad Infer, Lacarnum Inflamari, Levicorpus, Procella, Verdillious, Obliviate, Enervate, Avifors, Protego Horribilis, Serpensortia OPIS POSTACI: Dziewczę nieco kanciaste, niewątpliwie pozbawione nadprogramowych kilogramów, jednak we właściwych miejscach zaokrąglone, ponadto wysportowane i stosunkowo silne, co rysuje się niemałym kontrastem w stosunku do filigranowej figury. Osiągnęła wzrost mierzący dokładnie sto siedemdziesiąt cztery centymetry, stając się istotą powszechnie uważaną za całkiem wysoką w konfrontacji z płcią; Porusza się z subtelną, nienachalną gracją, która stanowi swoistą oprawę dla naturalnej pewności siebie. Jedyną cechą nieodzownie wpisującą ją w rodzinę Hennessy są oczy. Iskrzą się barwą ciemnej czekolady, wpadają w swej głębi w niezbadane odmęty czerni. Kształt upodobniony do osławionych migdałów podkreśla wachlarz czarnych, gęstych rzęs, naturalnie podwijających się u końców, otwierających nieco sceptyczne spojrzenie, akcentując złośliwe iskry mające za swoje tło toń ciemnego brązu. Ciemne, mocne brwi dopełniają ekscentrycznej oprawy, wieńcząc idealną kompozycję. Wydatne kości policzkowe całym swoim majestatem podkreślają naturalną nutę ostrości obecną w rysach dziewczyny. Lekko spiczasty podbródek, szczupłe policzki, wyrazisty łuk brwiowy składają się na wyjątkowo szlachetną oprawę, którą sobą prezentuje. Stosunkowo wąskie usta, drobny nos, okraszony gdzieniegdzie pojedynczymi piegami, stanowią jedne z ostatnich elementów goszczących na buzi Hennessy. Tą z kolei okalają kruczoczarne pasma, barwą przypominające heban, płynące kaskadą, układając się w lekkie fale, aby zakończyć swoją drogę ledwie nad linią wąskich ramion. Pojedyńcze kosmyki stanowią grzywkę nieodłącznie goszczącą na czole Antigone, układającą się w niedbałym, aczkolwiek odnajdującym pewną harmonię, porządku. Temat: Re: Dziedziniec Wto 10 Maj 2016, 19:22 | |
| O zgrozo, nie jestem tu sama.Podważalna przyjacielska aura, którą roztaczała wokół siebie Hennessy w imię wszystkich członków równie wątpliwego rodu schowała się głęboko w niebycie. Powstrzymała się jednak od ostentacyjnego, przeciągłego westchnięcia, jaki wydają z siebie ludzie wraz z ostatnim tchnieniem tudzież dramatycznego kwiknięcia świnki wpychanej do malaksera — pozwoliła sobie ten jeden raz na względną kulturę osobistą. Tragizm całej sytuacji odmalował się natomiast w ciemnych oczach dziewczęcia, które całą swoją głębią dobitnie mówiły o tym, iż intruza o porze lekcyjnej się nie spodziewała. Dola wiecznej wagarowiczki potrafiła być wybitnie ciężka, tej zaś, która jeszcze niedawno leżała u św. Munga jako skwarek — jeszcze gorsza. Płynąc razem z impulsem, zapewne kierowanym dłonią przeciętnej bezmyślności, ruszyła w kierunku schodków, na których zatrzymała się Puchonka, którą zapewne kojarzyłaby, gdyby tylko bywała na zajęciach. Jej cygańska uroda jednak malowała się pod znakiem obcej, a po dostrzeżeniu tej charakterystycznej złocistej karnacji, czarnych włosów, jedynie skrzywiła się nieznacznie. Gest tak niezauważalny, posiadał niezwykle ciężkie do wyczucia podłoże — najprawdopodobniej grymas wstąpił wraz z kolejną falą świadomości, iż jej czas wolny wyjdzie zza bezpiecznej granicy samotności. — Bardzo mnie intryguje, co takie małe Puszki robią na dziedzińcu w porze lekcyjnej — zaczęła, krzyżując ręce na piersi, całą swoją postawą dając dobitnie do zrozumienia nie chcę cię tutaj. Pozwoliła jednak łagodnemu, nieco cynicznemu uśmiechowi wstąpić na usta, rozpogodzić wiecznie grobowy wyraz twarzy, nieschodzący z niej od czasu pamiętnego marszu w Hogsmeade. Długo w tej pozycji górującej nad Moore nie wytrzymała, ponieważ już po chwili potarła nadgarstkiem ślad po oparzeniu goszczący na szyi, jako na jednym z wielu miejsc swego występowania.
|
Temat: Re: Dziedziniec | |
| |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |