Wychodząc z sowiarni miała spory mętlik w głowie. Tak wiele rzeczy musiała wreszcie sprawdzić. Tak wiele symboli odszukać i przede wszystkim, zrozumieć samą siebie. Od miesięcy miewała te same sny. Sny powtarzające się, pełne martwych ludzi, krwi, nienawiści. Widziała w nich wojnę, sama jednak nie byłą pewna, co ta wojna oznaczać miała i czym tak naprawdę była. Mugole dopiero podnosili się po I Wojnie Światowej, czy to możliwe, że to o niej tak śniła? Nie była pewna, czuła jednak zdenerwowanie za każdym razem, gdy się z takowego snu budziła. Ba, samo wspomnienie o nim sprawiało, że ciarki przechodziły jej po plecach. Nie podobało jej się to, nigdy nie uważała siebie za najlepszego na świecie wróżbitę, ale miała silnie rozwiniętą intuicję. Wszystko podeszło jej do gardła - zupełnie tak, jak tamtego dnia, gdy zmarli jej dziadkowie. Wtedy też
czuła.
Swoje kroki skierowała więc prosto do biblioteki, ostatecznie rezygnując z obiadu. Nie pierwszy, nie ostatni raz, kiedy jej się to zdarzało. Spacer po piętrach zdawał się jej nie przeszkadzać, choć dzisiaj przeszła samą siebie z ilością pokonanych stopni. Kilka takich dni i z pewnością nabrałaby kondycji! Jednak teraz nie to się liczyło, nie to było ważne.
Wchodząc do tak dobrze znanego jej pomieszczenia, przywitała się lekkim skinieniem głowy z bibliotekarką i, idąc całkowicie na pamięć, skręciła do alejki z wróżbiarstwem. Bardzo rzadko spotykało się tam jakichkolwiek ludzi. Wszyscy szperali w działach związanych z zaklęciami, bądź alchemią. Mało kto interesował się wróżeniem, co było widać po frekwencji na wróżbiarstwie czy numerologii. Dla niej lepiej - czuła się dobrze, gdy w pomieszczeniu nie było ludzi, a poza tym, teraz potrzebowała ciszy i spokoju, której niestety nie zaznałaby w zapełnionej po brzegi czytelni.
Rozejrzała się po księgach, szukając sennika, którego tytuł znała bardzo dobrze. Kiedyś polecił jej go profesor Biblethump i teraz właśnie miała zamiar z niego skorzystać. Stanęła na palcach, by dosięgnąć księgi i gdy ją już dostałą usiadła przy ukrytym między regałami stoliczku - jej ulubionym miejscu w całej bibliotece. Otworzyła na spisie treści i poszukała interesujących ją motywów.
Zaczęła od
wojny, bo motyw ten był po prostu najbardziej widoczny i dotyczył reszty.
Wojna oznacza ciężkie czasy, trudności i zmartwienia. Przerzuciła kartki w poszukiwaniu
martwych ludzi, którzy byli przecież tak bardzo powiązani z krajobrazem wojennym.
Kiedy widzisz trupy po bitwie, wróży to wojny i spory między krajami i partiami politycznymi. Ostatni symbol - krew. Szelest kartek rozniósł się po pomieszczeniu, a Wittermore zapatrzyła się w opis motywu.
Widzieć dużo krwi: wojna, przemoc. To wszystko było tak monotematyczne, że z jękiem odsunęła się od księgi i przetarła sobie oczy. Bolała ją głowa. Była niewyspana. Koszmary męczyły ją od dłuższego czasu, a ona dopiero teraz zdecydowała się zajrzeć do sennika. I co jej to dało? Nic. Nie umiała tego zinterpretować. Może to wcale nie miało znaczenia? Ale z drugiej strony - to nie był
j e d e n sen. To były dziesiątki takich samych, czy podobnych snów wyśnionych przez ostatnie pół roku.
Zawiedziona odłożyła książkę. Postanowiła, że zapyta o to jeszcze profesora Bułhakowa. Tylko on z całej kadry pedagogicznej (poza nieobecnym już dyrektorem) miał pojęcie o tego typu sprawach. Najwyżej ją wyśmieje i wszystko wróci do tego, co było wcześniej. Tymczasem jednak Kaylin przypomniała sobie, po co wybierała się do biblioteki wcześniej, zanim zaczęła rozmowę z Theodorem. Chciała wykonać wreszcie zadanie domowe ze Starożytnych Run. Drewno od profesor Fletcher dostała już jakiś czas temu i gdy wychodziła z dormitorium zabrała je ze sobą. Ściągnęła z półki podręcznik i otworzyła go na stronie opisującej runę Tiwaz, którą sobie wybrała. Wyciągnęła materiał, na którym miała ją naskrobać i... Zabrała się do pracy. Wcześniej wiele razy ćwiczyła rysowanie runy, by zrobić to perfekcyjnie. Prawdą było, że wcale nie musiała długo tego powtarzać, bo bardzo często korzystała z zapisu runicznego i umiała je prawie wszystkie - zapisywać i odczytywać.
Odetchnęła kilka razy chcąc wyzbyć się wszelkich negatywnych uczuć, zapomnieć o sprawach w tej chwili nieistotnych. Teraz liczyło się tylko robienie amuletu, w którego moc miała zamiar wierzyć. Zaczęła od powolnego strugania kształtu talizmanu, bo wyczytała w podręczniku, że tak właśnie się robi. Nie była pewna, cóż za kształt jej wyszedł i dla wielu ludzi z pewnością będzie on żałosną próbą stworzenia czegoś przez Wittermore, ale jej... jej się podobał. miał kształt, który w jakiś sposób ją uspokajał. Odrobinę podłużne drewienko, ozdobione po bokach falami - tak, to zdecydowanie to, co jej się podobało. Kiedy stwierdziła, że tak właśnie miało być zabrała się za dalszą część tworzenia talizmanu. Rozejrzałą się wokół upewniając, że nikt inny nie zakręcił do alejki z wróżbiarstwem, gdy była zajęta pracą i odetchnęła po raz kolejny. Z torby wyciągnęła nową, białą świecę zapożyczoną od woźnego, zapaliła ją i nakreśliła krąg - nie wiedziała, co miało to dać, ale skoro ludzie znający się na tym tak mówili, z pewnością było to istotne. Postępowała zgodnie ze wszystkimi wskazówkami z podręcznika, odłożyła świecę na blat i zabrała się do pracy. Na co jej ta runa?
Na odwagę i parcie do przodu. Na zdobywanie wiedzy i asertywność. na to wszystko, czego w tej chwili sama nie umiała. Wyskrobała w drewnie Tiwaz i przez chwilę patrzyła na swoje dzieło. Nie wyglądało źle, jak sama stwierdziła. Postanowiła ją jeszcze wypalić, by wzmocnić efekt.
Kiedy na drewnie cyprysowym pojawiła się runa, Wittermore wpatrzyła się w talizman zaciekawiona. Ciekawe, czy jej się udało, czy coś zepsuła. Miała nadzieję, że wszystko poszło po jej myśli. Schowała więc runę do kieszeni szaty, odłożyła książkę i po prostu udała się z powrotem do dormitorium.
[z/t]