NOWY ADRES MORTIS.ORG.PL
NOWY ADRES FORUM: https://mortis.org.pl
NOWY ADRES MORTIS.ORG.PL
NOWY ADRES FORUM: https://mortis.org.pl
Non mor­tem ti­memus, sed co­gita­tionem Mor­tis


Share

Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus

Idź do strony : 1, 2  Next
Angus Abbott
Angus Abbott
Rocznik VI

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12,5 cala, średnio giętka, dereń, włos z ogona testrala.
OPANOWANE ZAKLĘCIA: Episkey, Expelliarmus, Protego, Drętwota, Mimble Wimble, Petrificus Totalus, Accio, Locomotor, Flippendo Duo, Bulla Privata, Entropomorphis
OPIS POSTACI: Chuderlawy chłopaczek, posiadacz zielonych oczu i wiecznie potarganych blond włosów. Mierzy około metra osiemdziesiąt, więc jest względnie wysoki. Sam jego wygląd nasuwa na myśl tylko jedno słowo – chaos. Chaos, który jednak w jakiś pokrętny sposób nadaje mu tylko więcej uroku i wywołuje nieodpartą chęć zajęcia się tym biedakiem. Z reguły guziki jego koszuli są nierówno zapięte, niektóre nawet całkowicie pominięte, a temu wszystkiemu towarzyszy niedbale, na szybko zawiązany krawat. Czasami nosi na nosie duże, okrągłe okulary w cienkich, srebrnych, metalowych oprawkach. Najczęściej zakłada je do czytania.

PisanieTemat: Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus  Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus EmptyWto 08 Mar 2016, 20:51



Hogwart - IV piętro - Biblioteka



W drodze do biblioteki zastanawiał się, w którym momencie swojej znajomości z Alexandrem dał mu się tak kompletnie owinąć wokół palca. Może inaczej, na którym etapie ich znajomości uświadomił sobie, że nie ważne jak bardzo ten go sobie wokół tego palca owinął, i nie istotne w jak dużej mierze przeszkadzałby mu sposób w jaki traktował go Avery, nie był w stanie po prostu powiedzieć dość i zakończyć tej na swój sposób specyficznej relacji. Gdyby tak chcieć zobrazować ją na podstawie zwykłego łańcucha pokarmowego, Alexander byłby wielkim i strasznym tygrysem na samym jego szczycie, a Angus, no cóż… małą, bezbronną sarenką, gdzieś kilka pięter niżej, dla której już było o wiele za późno na ucieczkę.
Można by stwierdzić, że powodem takiego, a nie innego postępowania Abbotta był fakt, że po prostu bał się Krukona. Oczywiście było to kompletną bzdurą. Co prawda mógł zaprezentować pokaźną gamę uczuć jakimi darzył Alexandra, tych pozytywnych jak i tych mniej, ale nie powiedziałby, że strach do niej należał. Więc co takiego tak usilnie trzymało go przy tym wrednym, narcystycznym książątku, dla którego Abbott był zupełnie niczym?
Mógł mu odmówić. Mógł powiedzieć, że nie, nie przyjdzie dzisiaj do tej cholernej biblioteki. Nie będzie mu znowu skakać wokół tyłka, usługiwać i robić wszystkiego na każde skinienie jego palca. Mógł też powiedzieć, że nie chce go więcej widzieć i ma mu w tej chwili, już, teraz, natychmiast dać święty spokój. Mógł, więc jakim cudem skończyło się na tym, że podkulił ogon i skinął jedynie głową, dając do zrozumienia, że na pewno się pojawi? Jest tak dużo rzeczy, które mógłby i chciałby mu powiedzieć, na co jednak nie jest w stanie się zebrać.
Znalazłszy się na czwartym piętrze westchnął ciężko, coraz wolnej powłócząc nogami w stronę biblioteki. Czuł się jakby właśnie szedł na ścięcie. Towarzyszyło mu to okropne przeczucie, że czeka go naprawdę wyczerpujące i ciężkie popołudnie. Właściwie to każde spotkanie z Averym było dla niego niezbyt przyjemnym przeżyciem. Zawsze później chodził znerwicowany i roztrzęsiony, a jego stan stabilności emocjonalnej pozostawiał wiele do życzenia.
Znowu pojawia się kilka kolejnych, kuszących propozycji z serii „mógł, ale nie zrobił.” Mógł zawrócić, spokojnie udać się z powrotem do dormitorium i zaszyć w pokoju. Albo mógł zmienić kierunek i wyznaczyć sobie jakiś inny cel swojej przechadzki. Mógłby też wyjechać gdzieś na drugi koniec świata, gdzie Avery nie byłby w stanie go dorwać i w akcie zemsty za to, że Puchon nie stawił się na umówione spotkanie, zabić bolesną śmiercią. Umówione spotkanie, na którym Abbott był bardziej zmuszonym się pojawić, aniżeli miał ochotę przyjść z własnej woli.
Otworzył drzwi biblioteki i wszedł do środka, od razu uważnie omiatając wzrokiem wszystko co było w jego zasięgu, nie dostrzegając jednak nigdzie Krukona. Uniósł kąciki ust w lekkim uśmiechu, kiedy przez myśl mu przeszło, że może załapie u Alexandra jakiegoś plusika za to, że pojawił się przed czasem. Zajął miejsce przy jednym z wolnych stolików w czytelni, siadając tak, żeby mieć wejście na widoku. Wyprostował się i oparł ręce na blacie, po czym zaczął nerwowo uderzać w niego palcami. Wystarczyło na Angusa spojrzeć, by bez problemu stwierdzić, że był spięty. Nie spuszczał wzroku z drzwi, siedząc jak na szpilkach, gotów poderwać się w każdym momencie do góry i wystrzelić w stronę Alexandra, kiedy ten tylko pojawiłby się w drzwiach.
Alexander S. Avery
Alexander S. Avery
Rocznik VI

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Trzynastocentymetrowa. Sztywna. Matowa. Wykonana z solidnego wiązu, w swoim rdzeniu posiada najbardziej popularne włókno z pachwiny nietoperza.
OPANOWANE ZAKLĘCIA: Reparo, Wingardium Leviosa, Alohomora, Anteoculatia, Mimble Wimble, Conjunctivitis, Enervate, Bąblogłowy, Orchideus, Brackium Emendo, Entropomorphis, Titillando, Cantis, Tentaclifors
OPIS POSTACI: Młody mężczyzna, mierzący sobie metr dziewięćdziesiąt cztery. Cechuje się niewielkich rozmiarów migdałowatymi oczyma o kolorze piwnym. Zaś jego włosy, przeczesane na jedną stronę, w postaci dość gęstej grzywy, mają kolor ciemnobrązowy. Twarz jest stosunkowo szczupła, z wyraźnie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi, odrobinę zbyt kwadratową, toporniejszą szczęką. Nos zaś jest prosty, odrobinę zadarty ku górze, bez większych widocznych skrzywień. Zazwyczaj pojawia się w czystych, wypasowanych ubraniach o przyjemnej fakturze, w dopsowanych jesienno-zimowych płaszczach, a czasem w mniej klasycznych krojach, ale w stonowanych ciemniejszych kolorach.

https://mortis.forumpolish.com/t593-sowa-alexandra#2745 https://mortis.forumpolish.com/t594-pamietniczek-alexandra-s-avery-ego#2747 https://mortis.forumpolish.com/t591-skrytka-numer-743#2743
PisanieTemat: Re: Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus  Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus EmptyWto 08 Mar 2016, 23:13

Chociaż umówił się z Abbotem na wcześniej ustaloną godzinę, to pomimo posiadania wspaniałomyślnego urządzenia, jakim był najprostszy na świecie niemagiczny zegarek nie spieszył się, kiedy przemierzał kolejno schody, naliczając w myślach poszczególne piętra, aby nie zgubić się w trakcie wędrówki ku ulubionemu miejscu nazywanym biblioteką. Zastanawiał się nad tym, ale tylko przez krótką chwilę, czy uda mu się dotrzeć na miejsce mimo braku wyraźnego pośpiechu jako pierwszemu. A może chłopak w końcu zaskoczy go punktualnością – zawsze zjawiał się na czas. Nie musiał zbyt długo na niego czekać. Ale ciągle było mu mało. Wymagania wypiętrzały się, kiedy Puchonowi udawało się sprostać oczekiwaniom. Dostawał wtedy trudniejsze rzeczy do wykonania. Avery zawsze pozwalał sobie na nadużywanie gościnności prezentowanej przez rówieśnika, ani przez moment nie krajało mu się serce na myśl o tym, ile musiał sprawiać mu przykrości, kiedy tak gardził wieloma proponowanymi przez niego pomysłami, tematami do rozmów – w końcu wszystkie powinny kręcić się wokół tego na co ochotę miał ten o wiele wyższy, zawsze spoglądający na drobną ofiarę z góry, oskarżycielsko kiedy wahał się przed wykonywaniem niedorzecznych poleceń. Schodek za schodkiem dotarł na miejsce, jeszcze przechodząc wzdłuż długiego korytarza, a później rozglądając się na boki, aby upewnić się, czy ten któremu nakazał udzielenie sobie pomocy, aby nie biegł ostatkiem sił tuż za nim. On mógł zawsze czuć na sobie wzrok Alexandra, tak jak wspomniany czystokrwisty mógł regularnie na własnej skórze przekonywać się, że potrzebował go, aby wypełniał za niego większość obowiązków z automatu. Myślał, że to wszystko było obowiązkiem Angusa.
Urodził się po to, żeby znajdywać się zawsze przy boku kiedy tylko zadźwięczy niewidzialnym dzwoneczkiem, w zębach w zamiennictwie sowy, trzymając ważniejsze listy. Zamykałby go wtedy w klatce. Nie karmiłby go miesiącami, a później złaknionego potrzeby, odtrącałby, rzucając same okruszki na najbrudniejszą posadzkę, jaką znalazłby na terenie całego Hogwartu. Drzwi ustąpiły, a wtedy znalazł się na wylocie mogąc jednoczenie obserwować wszystko to gdzie wzrok jego sięgał – wystawiając się jednocześnie na widok wszystkich tych, którzy mogliby znajdywać się, w nieczęsto odwiedzanej biblioteczce. W której stałymi gośćmi byli tylko skrupulatni w wypełnianiu powierzonych obowiązków różni czarodzieje, wypożyczający nie po to, żeby dla zasady postawić niecodzienną zdobycz na biurku ale głównie dlatego, żeby rzeczywiście coś przeczytać. Wchłonąć wiedzę, której zawsze było zbyt mało. Tak też tym razem, Alexander potrzebował kilku tomów tematycznych związanych z ostatnimi zajęciami, a także jednej lub dwóch pozycji pobocznych, które w ramach kontynuowania rozwijania szarych komórek, czytałoby się, w oczekiwaniu na następne równie porywające zajęcia. Kiedy tylko odszukał Puchona spojrzeniem, skinął mu w ramach powitania głową. Postanowił zamiast czekać przy samym wejściu - jak to zazwyczaj zwykł robić, ruszyć żwawym krokiem w kierunku podenerwowanego sytuacją Pana Służącego nad głową którego niebezpiecznie zawisł komentując przy tym coś na temat tego, że mógł zjawić się, o pół minuty później.
- A teraz przypomnij mi, Angusie, które działy mieliśmy odwiedzić na samym początku? - Ton wypowiedzi wskazywał jak bardziej na to, że zamierza przetestować to, czy ostatnimi czasy naprawdę go słuchał. Pamiętał, że miały być to kolejno; nie wybaczająca błędów w sztuce alchemia, później najnudniejsza na świecie historia i restrykcyjne prawo, a na samym najszarszym koniuszku wszechobecna magia użytkowa. Chwycił go za kołnierzyk. Odruchowo pociągając w tylko sobie znanym kierunku. W stronę pierwszego, najbardziej charakterystycznego działu, krocząc przy tym naprawdę wolno, aby nie tak od razu naprowadzić go na trop. Powinien dobrze wywęszyć, w którym miejscu ostatnio Alexander był, a nie tylko rozglądać się, tymi rozbieganymi, zielonymi jak u jakiejś żaby, oczyma.
Angus Abbott
Angus Abbott
Rocznik VI

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12,5 cala, średnio giętka, dereń, włos z ogona testrala.
OPANOWANE ZAKLĘCIA: Episkey, Expelliarmus, Protego, Drętwota, Mimble Wimble, Petrificus Totalus, Accio, Locomotor, Flippendo Duo, Bulla Privata, Entropomorphis
OPIS POSTACI: Chuderlawy chłopaczek, posiadacz zielonych oczu i wiecznie potarganych blond włosów. Mierzy około metra osiemdziesiąt, więc jest względnie wysoki. Sam jego wygląd nasuwa na myśl tylko jedno słowo – chaos. Chaos, który jednak w jakiś pokrętny sposób nadaje mu tylko więcej uroku i wywołuje nieodpartą chęć zajęcia się tym biedakiem. Z reguły guziki jego koszuli są nierówno zapięte, niektóre nawet całkowicie pominięte, a temu wszystkiemu towarzyszy niedbale, na szybko zawiązany krawat. Czasami nosi na nosie duże, okrągłe okulary w cienkich, srebrnych, metalowych oprawkach. Najczęściej zakłada je do czytania.

PisanieTemat: Re: Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus  Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus EmptySro 09 Mar 2016, 00:22

Im dłużej Krukon się spóźniał, tym bardziej poddenerwowany robił się Abbott. Teraz do palców wystukujących nieodgadniony rytm na blacie stołu, dołączyła również lekko podrygująca noga. Oprócz zwykłego zdenerwowania związanego ze zbliżającym się, nieuniknionym spotkaniem z Averym, robił się też powoli nieco podirytowany jego bezczelnym zachowaniem. Był niemal pewien, że Alexander specjalnie się spóźnia i na pewno ma wielką satysfakcję z faktu, że ten tak tutaj siedzi sam i na niego grzecznie czeka, niczym posłuszne, wytresowane szczenię. Zdążył się przyzwyczaić, że na jakikolwiek szacunek ze strony chłopaka nie miał nawet co liczyć, ale mimo wszystko i tak za każdym razem działało mu to na nerwy. Może gdyby chociaż z raz docenił fakt, że Abbott daje mu sobą tak łatwo poniewierać, to by go to nie zabiło. Puchon jednak doskonale zdawał sobie sprawę, że jest to marzenie ściętej głowy, a jakiekolwiek miłe słowo ze strony Alexandra może co najwyżej usłyszeć w swoich własnych snach. Chociaż wizja tego, że ten nawet podczas snu miałby go prześladować była naprawdę dobijająca. Aż wzdrygnął się na samą myśl.
Ponownie rozejrzał się dookoła i westchnął bezgłośnie, nieco się rozluźniając. Potarł dłonią twarz i odgarnął grzywkę do tyłu, niedbale mierzwiąc jeszcze bardziej swoje włosy. Nadął policzki, zaraz głośno wypuszczając powietrze z ust, po czym po prostu prychnął i pokręcił lekko głową. No on chyba sobie z Angusa po prostu kpił. W momencie, w którym w głowie zaczął już tworzyć wiązankę przekleństw pod adresem Alexandra, drzwi się otworzyły, Abbott zupełnie jak na komendę wyprostował się, a gdy w końcu ujrzał w nich szanownego panicza Avery, już miał wstawać i podążyć w jego stronę. Tym razem jednak  ten go uprzedził,  kierując swoje kroki w jego stronę, dlatego też Puchon  został na swoim miejscu, czekając aż to Alexander do niego podejdzie. Chociaż może mimo wszystko powinien jednak po prostu wstać i do niego podbiec…? Tak czy siak, już po fakcie dokonanym.  
Zamarł na krótką chwilę, słysząc jego pytanie. Mógł się spodziewać, że Avery wyskoczy dokładnie z czymś w takim stylu. To nie pierwszy raz, kiedy zadaje mu jakieś losowe pytanie odnośnie tego, co takiego powiedział podczas ich jakichkolwiek wcześniejszych rozmów. Wszystko musiało być w końcu perfekcyjnie. Czasami zastanawiał się nad tym, czy chłopak przypadkiem specjalnie nie szuka jakiegoś najmniejszego powodu, żeby mógł się do czegoś przyczepić i mieć przez co się nad nim pastwić. Byle co, ważne tylko, żeby biednego Puchona całkowicie zagiąć, a potem drwić i się wyżywać. Abbott kiedyś nawet rozważał, i to całkowicie na poważnie, czy po prostu nie zacząć zapisywać wszystkiego co Avery do niego mówił, tak na wszelki wypadek, bo w końcu przecież nigdy nie wiadomo. Nawet jeżeli  miał naprawdę dobrą pamięć, wyjątkowo dobrą jeżeli chodziło o jakiekolwiek słowa wypowiedziane przez Krukona.
-Alchemia. Tak, najpierw była alchemia. Na pewno… Alchemia, prawda? –spojrzał do niego i przełknął nerwowo ślinę. Nawet jeżeli doskonale o tym pamiętał i wiedział, że udzielił dobrej odpowiedzi, to przy Averym jakoś tak zawsze tracił na pewności siebie, a głos mimo wszystko mu drżał i koniec końców sprawiał wrażenie niezdecydowanego i zdezorientowanego. W sumie jakby nie odpowiedział – poprawnie bądź nie – i tak w obu przypadkach był na przegranej pozycji. Przy pierwszym, Alexander się pewnie zdenerwuje, że znowu nie udało mu się Puchona podejść, a przy drugim, wiadomo, burda stulecia. Bo go nie słucha, bo nie okazuje mu wystarczająco dużo szacunku, że co on sobie niby wyobraża i za kogo się ma, i tak dalej, i tak dalej.
Alexander S. Avery
Alexander S. Avery
Rocznik VI

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Trzynastocentymetrowa. Sztywna. Matowa. Wykonana z solidnego wiązu, w swoim rdzeniu posiada najbardziej popularne włókno z pachwiny nietoperza.
OPANOWANE ZAKLĘCIA: Reparo, Wingardium Leviosa, Alohomora, Anteoculatia, Mimble Wimble, Conjunctivitis, Enervate, Bąblogłowy, Orchideus, Brackium Emendo, Entropomorphis, Titillando, Cantis, Tentaclifors
OPIS POSTACI: Młody mężczyzna, mierzący sobie metr dziewięćdziesiąt cztery. Cechuje się niewielkich rozmiarów migdałowatymi oczyma o kolorze piwnym. Zaś jego włosy, przeczesane na jedną stronę, w postaci dość gęstej grzywy, mają kolor ciemnobrązowy. Twarz jest stosunkowo szczupła, z wyraźnie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi, odrobinę zbyt kwadratową, toporniejszą szczęką. Nos zaś jest prosty, odrobinę zadarty ku górze, bez większych widocznych skrzywień. Zazwyczaj pojawia się w czystych, wypasowanych ubraniach o przyjemnej fakturze, w dopsowanych jesienno-zimowych płaszczach, a czasem w mniej klasycznych krojach, ale w stonowanych ciemniejszych kolorach.

https://mortis.forumpolish.com/t593-sowa-alexandra#2745 https://mortis.forumpolish.com/t594-pamietniczek-alexandra-s-avery-ego#2747 https://mortis.forumpolish.com/t591-skrytka-numer-743#2743
PisanieTemat: Re: Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus  Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus EmptySro 09 Mar 2016, 15:18

W momencie, w którym usłyszał ku zdziwieniu wyimaginowanych stworzeń żyjących we wnętrzu uszu prawidłową odpowiedź - zdziwił się, nie na żarty. Zmarszczył w zamyśleniu brwi. W końcu przyspieszył w kierunku wspomnianego przedtem działu. Nie zastanawiając się, ani przez drobną chwilę, wyciągnął przed siebie rękę, chwytając jedną z najbardziej nieprzyjaźnie wyglądających ksiąg, zaraz pospiesznie wpychając ją w otwarte szczupłe dłonie rozkojarzonego rówieśnika. Musiał mu się do czegoś przydać. Nie zaprosił go tu, żeby tylko sterczał tuż obok i ładnie wyglądał. Tego nie można było mu odmówić. Nie był brzydki. Alexander nie utrzymywał kontaktów z brzydkimi. A co.
Ale na pewno miał jakieś kompleksy, inaczej nie pozwalałby się tak przestawiać z jednego kąta, na drugi.
- Nie powinieneś mnie o to pytać. Do Twoich obowiązków należy wiedzenie o wszystkim, o co Cię w danym momencie zapytam. Wiadomo, że nie poruszałbym tematów o których nie rozmawialiśmy. Nie jestem taki zły. - Teoretycznie usprawiedliwił się, uparcie powtarzając, że przecież dawał Angusowi wszystko czego do szczęścia potrzebował. Oddychali tym samy powietrzem, w tym samym pomieszczeniu, a żeby tego było mało, to wspaniałomyślnie pozwolił mu się w jakiejś kwestii wypowiedzieć nie burcząc nad wyraz głośno przy tym, że mówi same sprzeczne z przekonaniami Averego bzdury. Zainteresował się książką która znajdywała się bardzo wysoko. Aby się do niej dostać, trzeba było użyć przystawionej do wysokich drewnianych regałów starej drabiny. On oczywiście nie zamierzał przemęczać się, wspinając na poszczególne szczeble dlatego też skinął na Angusa porozumiewawczo głową.
- Mógłbyś? Potrzebuję tej, o kremowo-szarej okładce. Przytrzymam Ci drabinę, kiedy będziesz wchodzić na górę. Książkę też mogę, ale tylko na chwilę. Przydałoby Ci się trochę ruchu. Prawda? Prawda. Wchodzisz. - Uśmiechnął się do niego tym swoim wrednym uśmiechem wykrzywiającym wargi w grymasie, od którego robiło się wręcz niedobrze, kiedy miało się świadomość, że wszystkie próby okazywania jakichkolwiek emocji były tylko jednym wielkim odgrywaniem roli. Krył się pod nią nieszczególnie przyjazny, wymuskany prymus-mąciciel o zamiarach więcej, niż paskudnych zważywszy na to ile przykrości w jednym tygodniu nauki mógł doświadczać delikatny Puchon. Odebrał od niego książkę, która rzeczywiście nie należała do najlżejszych, a kiedy kątem oka spostrzegł, że ten wyraźnie ociąga się, przed wejściem na górę, jak gdyby zamierzał się przeciwstawić zagonił rozmówcę ostrzegawczym warknięciem w kierunku szczebli, serwując mu siarczyste uderzenie książką w wypięty, w trakcie powolnego wchodzenia najprawdopodobniej kościsty zad.
- Szybciej. - Ponaglił. Tak naprawdę, to nigdzie mu się nie spieszyło. Zarezerwował ten dzień w dużej mierze dla nich, mając zamiar niejednokrotnie jeszcze wykorzystać chłopaczka podatnego na sugestię do zrobienia herbaty, wytarcia tego co specjalnie zwykł rozlewać, a także do czytania mu na głos poszczególnych akapitów które w pierwszej chwili wydawały się być niczym innym, jak najbzdurniejszym naukowym bełkotem niepotrzebnie zamieszczonym w książce. Chociaż obiecywał, że przytrzyma mu drabinę, to tak naprawdę nie przykładał dużej uwagi do trzymania u spodu. Opierał o nią tylko dłoń, w bardzo oszczędny sposób. Czasem jednak, kiedy Angus skupiał się na szukaniu odpowiedniej książki drabina chybotała się, zaś Avery, sprawca trzęsienia światem Abbota udawał zaskoczonego tym, że tamten posądzał go o umyślne wyprowadzanie z równowagi.
Angus Abbott
Angus Abbott
Rocznik VI

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12,5 cala, średnio giętka, dereń, włos z ogona testrala.
OPANOWANE ZAKLĘCIA: Episkey, Expelliarmus, Protego, Drętwota, Mimble Wimble, Petrificus Totalus, Accio, Locomotor, Flippendo Duo, Bulla Privata, Entropomorphis
OPIS POSTACI: Chuderlawy chłopaczek, posiadacz zielonych oczu i wiecznie potarganych blond włosów. Mierzy około metra osiemdziesiąt, więc jest względnie wysoki. Sam jego wygląd nasuwa na myśl tylko jedno słowo – chaos. Chaos, który jednak w jakiś pokrętny sposób nadaje mu tylko więcej uroku i wywołuje nieodpartą chęć zajęcia się tym biedakiem. Z reguły guziki jego koszuli są nierówno zapięte, niektóre nawet całkowicie pominięte, a temu wszystkiemu towarzyszy niedbale, na szybko zawiązany krawat. Czasami nosi na nosie duże, okrągłe okulary w cienkich, srebrnych, metalowych oprawkach. Najczęściej zakłada je do czytania.

PisanieTemat: Re: Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus  Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus EmptySro 09 Mar 2016, 20:38

Oczywiście, że podążył dalej za Averym w kierunku odpowiedniego działu, posłusznie biorąc od niego książkę. Westchnął cicho, czując, że już ta jedna nie należała do najlżejszych. A co dopiero mówić, jak dojdą jeszcze kolejne. Znając Alexandra, to specjalnie dorzuci kilka książek, których później nawet nie tknie, tylko po to żeby Abbott sobie więcej podźwigał i bardziej się pomęczył. Na jego słowa zacisnął wargi w wąską linię, nie komentując ich na głos w żaden sposób. W środku jednak gotował się ze złości. Był święcie przekonany, że Krukon to nie była osoba, która miała jakiekolwiek prawo decydować o tym jakie obowiązki do Abbotta należą, a jakie nie. "Nie jestem taki zły." No paczcie go, znalazł się łaskawca. Dziękuję, wielmożny panie. Z trudem powstrzymał się przed prychnięciem na te niepoważne słowa. Owszem, jest zły. Jest zły i wredny, i irytujący, i bezczelny, i… Mógłby tak wymieniać co najmniej przez najbliższy rok, jak nie więcej.
Rzucił przelotne spojrzenie na twarz Krukona, zaraz samemu zadzierając głowę do góry i skupiając wzrok w tym samym punkcie co on. Kolejna rzecz, którą definitywnie zrobił specjalnie. Przecież logiczne, że książątko samo nie będzie się tak wysoko fatygować po jakąś zwykłą książkę. Właściwie to nawet nie musiał Abbotta o nic prosić, bo to przecież było tak oczywiste.
Nie, nie mógłbym.
-Tak, już się za to biorę. –wymamrotał w odpowiedzi. Z dwojga złego, wolałby żeby ktoś pokroju Averego go nie asekurował, bo ufał mu mniej niż tej starej, wyglądającej na niestabilną, drabinie. Ostrożnie i niepewnie wszedł na pierwszy szczebel, a drabina co prawda lekko, ale niebezpiecznie się zachybotała. Przełknął nerwowo ślinę, przez krótką chwilę się wahając, mimo że nawet jakby chciał, to i tak nie mógł po prostu zejść i powiedzieć „sam se wchodź.” Ponaglony, pospiesznie pokonał kilka kolejnych szczebli, dochodząc do wniosku, że im szybciej się z tym upora tym szybciej będzie miał to za sobą. Kiedy znalazł się już na odpowiedniej wysokości, kilkanaście sekund spędził na złapaniu równowagi i utrzymaniu w miarę stabilnej pozycji, po czym zaczął sunąć palcem wskazującym po grzbietach poszczególnych książek. Za każdym razem, kiedy tylko drabina jakimś dziwnym, psikuśnym trafem co chwilę niebezpiecznie się trzęsła, zaciskał kurczowo dłonie na półce zaraz przed sobą. Swoją drogą, ciekawe jak to możliwe, że tak się telepała, skoro Abbott praktycznie cały czas tkwił w tej samej pozycji, a jedyne co się poruszało, to jego ręka. No zagadka nie do odgadnięcia.
Natrafiwszy w końcu na odpowiednią książkę, wysunął ją spomiędzy innych i zaczął dłonią przecierać z kurzu, obracając ją i robiąc to dokładnie z każdej strony. W końcu nie można pozwolić, żeby panicz się pobrudził, czyż nie? W pewnym momencie, kiedy Angus był zbyt skupiony na zdmuchiwaniu kępek kurzu, a Alexander dalej w najlepsze się bawił potrząsając drabiną, książka jakoś tak niechcący wymsknęła się Abbottowi z rąk, by zaraz z głośnym hukiem upaść na podłogę. Najpierw jednak, na nieszczęście Puchona, odbiła się od głowy Averego. Angus zamarł w bezruchu, nie mając kompletnie pojęcia jak się zachować i co powiedzieć. W jego głowie jarzyły się teraz tylko dwa, wyraźne, migające na przemian słowa: jestem martwy. Przełknął głośno ślinę, ręce zaczęły mu się trząść i mógł przysiąść, że jego żołądek zawiązał się teraz w supeł. Pospiesznie zszedł z drabiny i przykucnął, zaraz podnosząc książkę. Nawet nie spojrzał na Krukona, unikanie kontaktu wzrokowego na tę chwilę było najlepszą opcją z możliwych. Rozejrzał się za to dookoła w poszukiwaniu osób, które w razie ataku ze strony Alexandra mogłyby  się rzucić Puchonowi na ratunek albo chociaż później pełnić rolę świadka w sprawię zabójstwa Angusa Abbotta. Niestety, akurat tak się trafiło, że w ich pobliżu nie było zupełnie nikogo.
Alexander S. Avery
Alexander S. Avery
Rocznik VI

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Trzynastocentymetrowa. Sztywna. Matowa. Wykonana z solidnego wiązu, w swoim rdzeniu posiada najbardziej popularne włókno z pachwiny nietoperza.
OPANOWANE ZAKLĘCIA: Reparo, Wingardium Leviosa, Alohomora, Anteoculatia, Mimble Wimble, Conjunctivitis, Enervate, Bąblogłowy, Orchideus, Brackium Emendo, Entropomorphis, Titillando, Cantis, Tentaclifors
OPIS POSTACI: Młody mężczyzna, mierzący sobie metr dziewięćdziesiąt cztery. Cechuje się niewielkich rozmiarów migdałowatymi oczyma o kolorze piwnym. Zaś jego włosy, przeczesane na jedną stronę, w postaci dość gęstej grzywy, mają kolor ciemnobrązowy. Twarz jest stosunkowo szczupła, z wyraźnie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi, odrobinę zbyt kwadratową, toporniejszą szczęką. Nos zaś jest prosty, odrobinę zadarty ku górze, bez większych widocznych skrzywień. Zazwyczaj pojawia się w czystych, wypasowanych ubraniach o przyjemnej fakturze, w dopsowanych jesienno-zimowych płaszczach, a czasem w mniej klasycznych krojach, ale w stonowanych ciemniejszych kolorach.

https://mortis.forumpolish.com/t593-sowa-alexandra#2745 https://mortis.forumpolish.com/t594-pamietniczek-alexandra-s-avery-ego#2747 https://mortis.forumpolish.com/t591-skrytka-numer-743#2743
PisanieTemat: Re: Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus  Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus EmptyCzw 10 Mar 2016, 17:19

Uwielbiał planować, wszystko trzymać w ryzach, mieć pod kontrolą nawet najbliższych z czego przykładowo rodzina, a także większość czystokrwistych za wyjątkiem Abbota nie pozwalała sobie na takie zagrania doskonale wiedząc, że jeżeli raz pozwoliliby młodemu na zapanowanie nad sobą, ten od razu posmakowałby władzy, sadzając się na najwyższym piedestale. Tak też teraz znajdywał się na społecznie zadowalającym poziomie. To łechtało ego do tego stopnia, że nie musiał martwić się niestosownościami. Zwykł sięgać po to na co miał ochotę, a że wyuczona grzeczność wplatała się między nieczyste zagrania – to całkiem inna sprawa, ale nadawała ona sytuacji nieco większego poczucia normalności. Tak jak wszystkim, Averemu zdarzali mu się równie przemądrzali co on ludzie którzy próbowali inserować w sposób życia Alexandra – musiał usuwać ich ze swojej drogi, odcinając kontakty w mgnieniu oka, na miejsce niedawno bardzo ważnych dla niego osób za ciosem usadawiając inne, znaczące równie tyle co nic. Pieniądze. Udziały. Przyjemności. W tym wieku chyba wszyscy, bez wyjątku dążyli głównie do zaspokojenia własnych potrzeb. Tak też on w pogoni nie za wielkimi miłościami, bo kobiety bywały bardzo zdradliwe, a za wybijaniem się na tle pozostałych uczniów w jakiejkolwiek dziedzinie, torował własną życiową drogę niespełnionymi obietnicami, złamanymi sercami, zranionymi duszami wykorzystywanych młodych, których uczuciami bawił się, a kiedy dostał już wszystko co mogli mu zaproponować odrzucał kolejno w kąt, traktując ich jak stare niepotrzebne nikomu zabawki.
Przymrużył na chwilę oczy, kiedy Abbot spędzał najlepsze godziny swojego życia na górze, z dala od bezpośredniego wwiercającego się w twarz wzroku kolegi, a wtedy nieoczekiwanie pociemniało mu przed oczyma, kiedy książka z impetem odbiła się od głowy, a chociaż nie była na tyle grubą cegłą, co ta trzymana w nerwowy sposób w dłoniach to zabolała do tego stopnia, że we wnętrzu Alexandra wręcz się zagotowało. Ze złości. Ale także z bólu, w końcu mało kto przepadał za nagłymi uderzeniami akurat w głowę, na której już musiał – przynajmniej tak przypuszczał, rosnąć dorodny siniak. Przytknął dłoń do miejsca, w którym najbardziej promieniował ból. Potarł, aby szybciej się rozszedł. Wszyscy tak robili, kiedy doznawali krzywdy. Przytrzymywali obolałe miejsca. Tarli. A tak na poważnie, po co? Skoro to tak naprawdę nie pomagało. Nie leczyło. Nie mieli dłoni uzdrowicieli, aby odpędzać od siebie bóle.
- Abbot! Ślamazaro. Ile razy mam Ci powtarzać, że MUSISZ sobie te Twoje pierdolone, dziurawe dłonie raz, a dobrze załatać? Tylko mi stąd zejdź. Łamaga. To nawet zbyt pieszczotliwe określenie na wybryki Twojego pokroju. - Skwitował ostro, kiedy tym razem specjalnie zatrząsł starą drobiną, aby zapewne uśmiechające się w duchu chłopaczysko czym prędzej zeszło na ziemię. W chwili, w której znalazł się na wyciągnięcie jego dłoni, Alexander pochwycił go za górną partię ubrania, aby go szybko pociągnąć w zdenerwowaniu jeszcze niżej w kierunku parteru. Z trzaśnięciem upuścił na ziemię dotychczas trzymaną książkę, tuż przed Abbotem. Powstrzymując się, w ostatniej chwili, od zdzielenia go w twarz twardą okładką. Strzelił go w tył głowy, mrużąc nieprzyjemnie oczy.
Nie zrobił tego jakoś szczególnie mocno, bardziej tak jak nauczyciel, kiedy nie słuchało się jego poleceń na lekcji. Tylko troszeczkę zabolało. Wystarczająco. Zaraz się o tym uczuciu zapominało. Nie był katem. Nie tłukł Abbota kiedy tylko miał na to ochotę. W końcu widział w nim nie tylko swojego kmiotka, ale także czystokrwistego który zasługiwał na jako-takie poszanowanie. A mimo tego, przystąpił ku niemu tych kilka kroków znajdując się niebezpiecznie blisko.
- Nie myśl, że ujdzie Ci to płazem. Mamy dla siebie więcej, niż tych kilka godzin. Zdążysz mi się odpłacić. Następnym razem nie będę Ci tak pobłażał. Zrozumieliśmy się? A teraz – przeproś. - Zażądał. Aby umocnić swoje żądania, palce jednej z dłoni, a obie miał teraz puste – nie wykorzystał tego, wplótł w jego gęste, miękkie włosy, odchylając mu przy tym głowę mocnym szarpnięciem ku tyłowi. Pomyślał, że zrzucenie książek na pewno nie zostało niezauważone. Ale do czasu, do kiedy nie słyszał żadnych kroków mógł sobie bezgranicznie pozwolić na mocne zaciśnięcie palców i wypatrywanie malujących się na twarzy czyściocha emocji.
Angus Abbott
Angus Abbott
Rocznik VI

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12,5 cala, średnio giętka, dereń, włos z ogona testrala.
OPANOWANE ZAKLĘCIA: Episkey, Expelliarmus, Protego, Drętwota, Mimble Wimble, Petrificus Totalus, Accio, Locomotor, Flippendo Duo, Bulla Privata, Entropomorphis
OPIS POSTACI: Chuderlawy chłopaczek, posiadacz zielonych oczu i wiecznie potarganych blond włosów. Mierzy około metra osiemdziesiąt, więc jest względnie wysoki. Sam jego wygląd nasuwa na myśl tylko jedno słowo – chaos. Chaos, który jednak w jakiś pokrętny sposób nadaje mu tylko więcej uroku i wywołuje nieodpartą chęć zajęcia się tym biedakiem. Z reguły guziki jego koszuli są nierówno zapięte, niektóre nawet całkowicie pominięte, a temu wszystkiemu towarzyszy niedbale, na szybko zawiązany krawat. Czasami nosi na nosie duże, okrągłe okulary w cienkich, srebrnych, metalowych oprawkach. Najczęściej zakłada je do czytania.

PisanieTemat: Re: Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus  Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus EmptyCzw 10 Mar 2016, 18:30

Mimo, że całe to przykre wydarzenie trwało raptem kilkadziesiąt sekund, dla Abbotta ciągnęło się w nieskończoność. Był do tego stopnia zdezorientowany tym, co się właśnie stało, że miał wrażenie jakby wszystko działo się w zwolnionym tempie. Na dodatek, to był chyba pierwszy raz kiedy taka sytuacja miała w ogóle miejsce. Zawsze to Abbott był tym, któremu z reguły dostawało się od Alexandra. Sam jednak nigdy nie odważył się, żeby oddać Averemu, ba, nawet nigdy mu na nic nie odpyskował, żeby przypadkiem nie oberwać za niewyparzony ryj po twarzy. Co prawda nie wyrządził mu tej krzywdy naumyślnie, naprawdę ta książka całkowicie przez przypadek mu się wymsknęła, ale sama świadomość konsekwencji jakie teraz za to poniesie sprawiła, że aż zrobiło mu się słabo. Chociaż z drugiej strony, mimo, że o mało co nie przyprawiło go to o zawał serca, to w duchu się cieszył i miał małą satysfakcję z tego, że przez jego dziurawe ręce Alexander oberwał po łbie. Nawet troszeczkę żałował, że książka nie była nieco grubsza i cięższa.
-Przecież wiesz, że nigdy nie zrobiłbym czegoś takiego specjalnie. Nie moja wina, że wiecznie mi wszystko z rąk leci… –mruknął cicho pod nosem, zagryzając lekko swoją dolną wargę. Zresztą Avery doskonale wiedział jaka pierdoła jest z Angusa, więc mógł się spodziewać, że coś może pójść nie tak i przewidzieć podobną sytuację.
Uderzony, na szczęście niezbyt mocno, wydał z siebie ciche stęknięcie i odruchowo rozmasował miejsce na tyle głowy, w które chwilę przedtem dostał. Spojrzał na chłopaka, z tą swoją miną zbitego psa, na marne starając się wzbudzić w Krukonie litość. Kiedy Avery znalazł się tak niebezpiecznie blisko, Puchon wykonał kilka małych kroczków do tyłu, gotów rzucić się w razie czego do ucieczki. Był świadom tego, że po Alexandrze może spodziewać się naprawdę wszystkiego.
Nie miał ochoty go przepraszać. Tak na dobrą sprawę, nie miał za co. Jakby nie było, za to jak Krukon go okropnie traktował i wykorzystywał, to mu się ta książka na głowę tak czy siak należała. Czując jednak nieprzyjemne, bolesne szarpnięcie za włosy, szybko zmienił zdanie. Syknął, mrużąc nieco powieki. Odruchowo zacisnął palce na jego nadgarstku, chcąc, żeby ten go puścił. Mógł się spodziewać takiego zagrania z jego strony, w końcu Avery nie odpuści sobie, dopóki Abbott nie zacznie się przed nim kajać. Westchnął bezgłośnie i nie mając wyjścia, tym razem również – tak jak zawsze – całkowicie odrzucił swoją dumę na bok. No bo co on tak naprawdę w tym momencie innego mógł zrobić.
-Dobrze, ała, już… Proszę, puść. –wciąż kurczowo trzymał jego nadgarstek, nie mając zamiaru puścić, dopóki on tego nie zrobi pierwszy. –Przepraszam, to się już więcej nie powtórzy. Obiecuję. Wynagrodzę Ci to jak tylko chcesz, tylko proszę, puść… –odparł, starając się brzmieć jak najbardziej szczerze i sprawiać wrażenie skruszonego i pokornego. W rzeczywistości jednak to nie do końca tak było, i no niekoniecznie było mu przykro z powodu tego, co się wydarzyło. Ale trzeba było grać i zachowywać się tak, jak tylko książę tego chciał. Wszystko przecież musiało iść po myśli Krukona, dlatego wiecznie musiał robić i nawet mówić to, na co akurat Avery miał ochotę i co chciał usłyszeć. Mógł jedynie liczyć na to, że takim postępowaniem uda mu się jakoś uspokoić nerwy i gniew Alexandra, a ten wtedy da mu spokój.
Alexander S. Avery
Alexander S. Avery
Rocznik VI

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Trzynastocentymetrowa. Sztywna. Matowa. Wykonana z solidnego wiązu, w swoim rdzeniu posiada najbardziej popularne włókno z pachwiny nietoperza.
OPANOWANE ZAKLĘCIA: Reparo, Wingardium Leviosa, Alohomora, Anteoculatia, Mimble Wimble, Conjunctivitis, Enervate, Bąblogłowy, Orchideus, Brackium Emendo, Entropomorphis, Titillando, Cantis, Tentaclifors
OPIS POSTACI: Młody mężczyzna, mierzący sobie metr dziewięćdziesiąt cztery. Cechuje się niewielkich rozmiarów migdałowatymi oczyma o kolorze piwnym. Zaś jego włosy, przeczesane na jedną stronę, w postaci dość gęstej grzywy, mają kolor ciemnobrązowy. Twarz jest stosunkowo szczupła, z wyraźnie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi, odrobinę zbyt kwadratową, toporniejszą szczęką. Nos zaś jest prosty, odrobinę zadarty ku górze, bez większych widocznych skrzywień. Zazwyczaj pojawia się w czystych, wypasowanych ubraniach o przyjemnej fakturze, w dopsowanych jesienno-zimowych płaszczach, a czasem w mniej klasycznych krojach, ale w stonowanych ciemniejszych kolorach.

https://mortis.forumpolish.com/t593-sowa-alexandra#2745 https://mortis.forumpolish.com/t594-pamietniczek-alexandra-s-avery-ego#2747 https://mortis.forumpolish.com/t591-skrytka-numer-743#2743
PisanieTemat: Re: Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus  Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus EmptyPią 11 Mar 2016, 15:12

Zachowania tego typu bardzo łechtały mu ego. Ale czasami, a właśnie w tym trwającym momencie Abbot zawodził go. Nigdy nie wykazywał się nawet najmniejszym sprzeciwem, który tylko nakręciłby Averego, nie mogącego znaleźć w skruszonych zachowaniach możliwości do piętnowania nierozgarniętego uczniaka. Chciał mieć do tego jakiś pretekst, żeby nie wymyślać na poczekaniu, że wspomniany przedtem Puchon na przykład rzucił się na niego. Albo wszystkie książki mu potargał na oczach bibliotekarskich moli. I kurzu. Puścił. Zrobił to bardzo niechętnie, kiedy wpatrywał się w niego z góry, naprawdę nie mogąc zrozumieć tego dlaczego tak mocno się przed nim płaszczył. Musiał się dowiedzieć, czym to wszystko było uwarunkowane. Chciał mu to wygarnąć z gardła, nawet za cenę poobijania tej ślicznej, teraz pochwyconej za podbródek buźki. Prychnął. Kopnął mu książkę jeszcze dalej, zaraz wskazując na tę, która do niedawna szybowała w przestworzach. A kiedy tylko Angus próbował przycupnąć, aby jedną z nich podnieść, Alexander od razu wsparł na jego plecach podeszwę przyciskając ofiarę do ziemi. Nie pozwolił mu zebrać się z ostatnich klęczek.
- Zaczniemy od tego, że przez cały tydzień będziesz moim prywatnym podnóżkiem. Nie będziesz odzywać się niepytany, a jeśli już to zrobisz, na pewno poniesiesz karę. Na Twoich plecach będę kładł sobie książki, a także herbatę. Wyleję Ci wszystko za kołnierz, jeśli będziesz się trząść. - Zarządził, kiedy dociskał ciężarem – średnim, bo w końcu ile można było włożyć siły, w napieranie na nie tak łatwo dające się złamać kości obuwiem. Kiedy się od niego odsunął, wykonując kilka kroków w wzdłuż działu biblioteki w dłonie ujął jeszcze jedną książkę. Maleńką. Rzucił nią przez ramię, w kierunku znajdującego się jeszcze z tyłu Angusa, który to przecież już dawno powinien wyrównać z nim kroku. Niesubordynacja była najgorszym, czym mógł się teraz chłopak wykazać.
- Skończyliśmy. Miejsce, do którego teraz się udamy, Panie Abbocie to...? - W perfidny sposób sprawdzał trzeźwość jego myślenia, ani przez moment nie czując wyrzutów sumienia w traktowaniu go w taki, a nie inny sposób. Teraz jeszcze bardziej miał być na jego posługach. Zawsze był, ale to miało przekroczyć wszystkie możliwe granice. Zmrużył nieprzyjemnie oczy, kiedy na nowo na niego spojrzał, jak na tego niechcianego psa, którego dostawało się w prezencie na święta. Mały, nieporadny. Tylko by chciał żreć, bawić się, a co najważniejsze prezentować tę swoją wmuszoną nieporadność. Zimny, psikający nosek. Oklapnięte uszko. Stroszące się szczenięce futerko. Dreszcze, kiedy wystraszył się głośnego dźwięku. Abbot na myśl przywodził to wszystko. Wszyscy wokół o tym opowiadali, tylko w bardziej ludzki sposób, za który by się nie pogniewał. Nie tylko ten pysk miał typowo psi. Serce też. Wierne. Poddańcze. Głupie.
Angus Abbott
Angus Abbott
Rocznik VI

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12,5 cala, średnio giętka, dereń, włos z ogona testrala.
OPANOWANE ZAKLĘCIA: Episkey, Expelliarmus, Protego, Drętwota, Mimble Wimble, Petrificus Totalus, Accio, Locomotor, Flippendo Duo, Bulla Privata, Entropomorphis
OPIS POSTACI: Chuderlawy chłopaczek, posiadacz zielonych oczu i wiecznie potarganych blond włosów. Mierzy około metra osiemdziesiąt, więc jest względnie wysoki. Sam jego wygląd nasuwa na myśl tylko jedno słowo – chaos. Chaos, który jednak w jakiś pokrętny sposób nadaje mu tylko więcej uroku i wywołuje nieodpartą chęć zajęcia się tym biedakiem. Z reguły guziki jego koszuli są nierówno zapięte, niektóre nawet całkowicie pominięte, a temu wszystkiemu towarzyszy niedbale, na szybko zawiązany krawat. Czasami nosi na nosie duże, okrągłe okulary w cienkich, srebrnych, metalowych oprawkach. Najczęściej zakłada je do czytania.

PisanieTemat: Re: Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus  Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus EmptyNie 13 Mar 2016, 01:32

Puszczony odetchnął z ulgą, odruchowo mierzwiąc palcami swoje włosy i rozmasowując opuszkami obolałą od ciągnięcia włosów głowę. Chwycony za podbródek, nieco się cofnął, jakby uciekając przed dotykiem Krukona. Spojrzał na kopniętą książkę, później przenosząc wzrok jeszcze na drugą, również leżącą na podłodze i westchnął bezgłośnie. Podszedł do tej, która leżała dalej i przykucnął, z zamiarem podniesienia jej. Ledwo ją chwycił, kiedy nagle poczuł na plecach nieprzyjemny nacisk buta Averego. W ostatniej chwili podparł się rękami, żeby nie zaorać podłogi własną twarzą. Wziął głęboki oddech i opuścił nieco głowę, starając się jakoś uspokoić, w myślach powoli odliczając od dziesięciu do jednego. Podszczypywanie, ciągnięcie za włosy czy dostawanie po głowie jeszcze był w stanie zrozumieć. W końcu nie były to jakieś wielkie akty przemocy fizycznej, bardziej miały na celu udowodnić mu wyższość Alexandra i utrzymać Puchona w ryzach, żeby znał swoje miejsce i nie próbował się buntować. Jednak w momencie, w którym chłopak zaczął jeszcze ten swój wywód, również i słownie sprowadzając go do pozycji nic niewartego śmiecia, coś w nim pękło. Naprawdę był w stanie dużo znieść, sam fakt, że wciąż w ogóle zadawał się z Averym o tym świadczył. Kto normalny, kto znajdowałby się w takiej samej sytuacji byłby w stanie wytrzymać tak długo jak udało się to Abbottowi? Znosił obelgi i poniżanie, wredne zaczepianie i drażnienie, ale nigdy nie sprawiało to, żeby czuł się z tego powodu jakoś specjalnie źle. Jakby nie było sam też był sobie winien. Nie potrafił sobie dokładnie przypomnieć kiedy to wszystko się zaczęło. Na początku ich znajomości, ta relacja wyglądała całkowicie inaczej. Dopiero z czasem Avery aż nadto zaczął wykorzystywać dobre intencje i chęć pomocy Abbotta, a potem było tylko coraz gorzej. No i skończyło się na tym, co jest teraz. Mimo wszystko sam mu się podkładał za każdym cholernym razem.  Co prawda miał ku temu swoje prywatne powody i to przez jeden z nich tym razem jednak w końcu zabolało.  Chyba pierwszy raz poczuł się naprawdę… bardzo nieprzyjemnie. Jak szmata, którą jedynie można by szorować podłogę.
Nie odpowiedział. Chwycił jedynie książkę, zaciskając na niej kurczowo palce, a kiedy w końcu Krukon zabrał swoją nogę, podniósł się, zaraz zgarniając z podłogi również drugą książkę, po czym bez słowa po prostu za nim ruszył. Utrzymywał jednak pewien dystans, wbijając nieprzyjemne spojrzenie w jego plecy. Gdyby wzrok mógł zabijać, Alexander zapewne leżałby już na podłodze martwy.
Bez większego problemu chwycił rzuconą mu książkę, przy okazji udając, że się nią zamachnął w celu zaatakowania delikwenta tuż przed sobą. Nie zrobił tego jednak, tylko westchnął ciężko, zaciskając wargi w wąską linię. Wciąż jednak utrzymywał między nimi odpowiednią odległość, najwyraźniej nie mając zamiaru dorównywać Krukonowi kroku. Dzisiejszego dnia już nie miał zamiaru wdawać się z nim w jakiekolwiek niepotrzebne rozmowy, chcąc po prostu jak najszybciej się ze wszystkim uwinąć i mieć w końcu święty spokój.
-Historia i prawo. –rzucił zdawkowo, obojętnie, wciąż nie mając zamiaru dać się tak łatwo podejść. To powoli robiło się już naprawdę nudne. Avery mógłby się w końcu nauczyć, że nigdy nie uda mu się zagiąć w ten sposób Puchona. Za każdym razem kiedy tylko próbował, Abbott i tak udzielał poprawnej odpowiedzi. Uniósł pytająco brwi, widząc w jaki sposób Alexander na niego patrzy i wzruszył lekko ramionami udając, że nie wie o co tamtemu chodzi. Przyspieszył nieco kroku, aż wyminął Alexandra, kierując się do wcześniej wspomnianego działu. Im szybciej, tym lepiej.
Alexander S. Avery
Alexander S. Avery
Rocznik VI

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Trzynastocentymetrowa. Sztywna. Matowa. Wykonana z solidnego wiązu, w swoim rdzeniu posiada najbardziej popularne włókno z pachwiny nietoperza.
OPANOWANE ZAKLĘCIA: Reparo, Wingardium Leviosa, Alohomora, Anteoculatia, Mimble Wimble, Conjunctivitis, Enervate, Bąblogłowy, Orchideus, Brackium Emendo, Entropomorphis, Titillando, Cantis, Tentaclifors
OPIS POSTACI: Młody mężczyzna, mierzący sobie metr dziewięćdziesiąt cztery. Cechuje się niewielkich rozmiarów migdałowatymi oczyma o kolorze piwnym. Zaś jego włosy, przeczesane na jedną stronę, w postaci dość gęstej grzywy, mają kolor ciemnobrązowy. Twarz jest stosunkowo szczupła, z wyraźnie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi, odrobinę zbyt kwadratową, toporniejszą szczęką. Nos zaś jest prosty, odrobinę zadarty ku górze, bez większych widocznych skrzywień. Zazwyczaj pojawia się w czystych, wypasowanych ubraniach o przyjemnej fakturze, w dopsowanych jesienno-zimowych płaszczach, a czasem w mniej klasycznych krojach, ale w stonowanych ciemniejszych kolorach.

https://mortis.forumpolish.com/t593-sowa-alexandra#2745 https://mortis.forumpolish.com/t594-pamietniczek-alexandra-s-avery-ego#2747 https://mortis.forumpolish.com/t591-skrytka-numer-743#2743
PisanieTemat: Re: Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus  Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus EmptyNie 13 Mar 2016, 18:16

Czasami miał ochotę, nie zdawać sobie bezpośrednio sprawy z tego, że ich nieco skomplikowana relacja w rzeczywistości nie znaczyła nic głębszego, jedynie jednostronne wykorzystywanie, wzajemne wyzywanie się, - a właściwie, to wyzywanie Abbota, ponieważ ten wspomniany, zazwyczaj nie robił tego głośno, a jedynie pod nosem. A także utrudnianie sobie życia na różnych etapach, w nieadekwatnych momentach. Puchon tak naprawdę nie zasługiwał na miano wroga. Przyjacielem też nie był. Znajdywał się w nieokreślonej, szarej strefie komfortu która sprawiała, że Alexander mógł zachowywać się jak najgorsza wersja siebie, a towarzysz nadal sterczał tuż przy nim, ani przez moment nie prosząc o natychmiastowe zwrócenie wolności, możliwości wypowiadania się, rządzenia własnym życiem.
Psychicznie powinien być wystarczająco przez Averego zniszczony. Najwyraźniej daleko mu było do takiego stanu, skoro uparcie się za nim szwendał. Nie chciał go stracić. Nie mógłby pozwolić na to, aby Abbot przepadł na zawsze. Ale chciał... Czego? Jeszcze nie wiedział.
Historyczny, przepełniony najrozmaitszymi paragrafami dział nie miał zbyt wielu wiernych fanów. Chociaż zdarzały się wyjątki w postaci uczniów, którzy posiadali z przedmiotem wyjątkowe problemy, których nie można byłoby przeskoczyć gdyby nie wszechobecny dostęp do książek, na domiar wszystkiego darmowych – wypożyczanych. Krukon naprawdę nie rozumiał, dlaczego na zajęciach pomimo skupiania się, w dużej mierze na aspekcie magicznym, czy to w historii, czy w obowiązującym powszechnie wszystkich prawie wyróżniało się także wersje mugolskie, które niejednokrotnie znacząco różniły się od normalnych, przyzwoitych praw szanującego się czystokrwistego wypełniając myśli absurdem, który jedynie mógł się wylewać uszami na ławkę, nigdzie indziej nie znajdując przyzwoitego ujścia.
Za Abbotem szedł kawałek z tyłu jednakże nie tak jak on, wzroku nie zawieszał na plecach, na których wisiały połacie materiału, a na bardzo niestosownym miejscu, poniżej strefy w której znajdywały się lędźwie. Osoba postronna na pewno by zauważyła, że ten młodzieniec o chmurnym rozdmuchanym nastroju zapatrzył się, wzroku nie mogąc odebrać od widoku naprawdę krągłych pośladków na których ładnie opinały się z tyłu spodnie. Odchrząknął w dłoń. A wtedy też pociągnął chłopaczka za kołnierzyk w swoim kierunku, ku tyłowi nie pozwalając mu tak przed siebie pędzić.
Powinien znajdywać się na wyciągnięcie dłoni, a nie beztrosko dreptać to tu, to tam zmuszając swojego Pana do czujności większej, niżeli wymagała tego sytuacja. Dorzucił mu jeszcze jedną książkę. I jeszcze, kiedy widział, jak dłonie zaczynają mu się od dźwigania takiego ciężaru stopniowo trząść. Wiedział, że musiało mu być ciężko – ale ktoś musiał to robić, a już na pewno nie panicz Avery.
- Powiedz mi... Czemu to robisz? Czemu mi na to wszystko pozwalasz? Co z Tobą nie tak? - Uśmiechnął się wrednie, kiedy przystanął naprzeciwko niego zamiast ruszyć w kierunku następnego działu. Wsparł się o jeden z regałów dłonią, przyglądając mu się badawczo. Dmuchnął mu w grzywę, która rozwiała się w jednym miejscu, tworząc charakterystyczną „Olę” we włosach. Przychylił się, aby wyczuć na własnej skórze jego niespokojny oddech. Pewnie pomyślał, że zamierza mu pomóc, kiedy sięgał dłonią w kierunku książek – ale te wyminął, wspierając szczupłą dłoń na jednym z jego bioder. Zsunął ją w kierunku intrygujących pośladków, które niekulturalnie ścisnął. W ten sposób sobie z niego zakpił. Jeszcze się nigdy nie zdarzyło, żeby dotknął go w tym miejscu. Niestosowny sposób, na sprawienie mu przykrości sprawił Alexemu niemałą przyjemność. Chociaż nie skłaniał się ku temu, aby robić takie rzeczy z kolegami, wyraźnie zainteresował się tematem ciekaw jego reakcji. Przygotował się na splunięcie w twarz. Na policzek. Na wiele. Na prawie wszystko. Zamierzał za nim pobiec. Złapać go. Przygwoździć. I solidnie wpierdolić. Żeby nigdy o tym nikomu nie powiedział.
Angus Abbott
Angus Abbott
Rocznik VI

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12,5 cala, średnio giętka, dereń, włos z ogona testrala.
OPANOWANE ZAKLĘCIA: Episkey, Expelliarmus, Protego, Drętwota, Mimble Wimble, Petrificus Totalus, Accio, Locomotor, Flippendo Duo, Bulla Privata, Entropomorphis
OPIS POSTACI: Chuderlawy chłopaczek, posiadacz zielonych oczu i wiecznie potarganych blond włosów. Mierzy około metra osiemdziesiąt, więc jest względnie wysoki. Sam jego wygląd nasuwa na myśl tylko jedno słowo – chaos. Chaos, który jednak w jakiś pokrętny sposób nadaje mu tylko więcej uroku i wywołuje nieodpartą chęć zajęcia się tym biedakiem. Z reguły guziki jego koszuli są nierówno zapięte, niektóre nawet całkowicie pominięte, a temu wszystkiemu towarzyszy niedbale, na szybko zawiązany krawat. Czasami nosi na nosie duże, okrągłe okulary w cienkich, srebrnych, metalowych oprawkach. Najczęściej zakłada je do czytania.

PisanieTemat: Re: Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus  Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus EmptyNie 13 Mar 2016, 19:47

Maszerował dalej, nawet się nie odwracając i nie sprawdzając czy Avery w ogóle za nim idzie. Pewnie tak, w końcu niemożliwe, żeby ot tak dał mu spokój, zwłaszcza po tym co wcześniej powiedział. Co prawda czuł się nieco niekomfortowo, bo z reguły to on był tym, który gdzieś tam z tyłu za Krukonem sobie truchtał, gotowy na kolejne proś… rozkazy z jego strony. Chwycony za kołnierz, zwolnił nieco, wciąż jednak zawzięcie unikając jakiekolwiek kontaktu wzrokowego. Bez słowa przejmował od niego każdą książkę, jaką ten mu podawał. Trzeba było przyznać, że powstał z nich już naprawdę pokaźny stosik. Teraz zrobiło się trochę ciężej, bo książki w końcu swoje ważyły, a że Abbott był dość drobnej postury, siły też nie miał za wiele, to utrzymanie takiego ciężaru było dość kłopotliwe. Ręce zaczęły mu się niebezpiecznie trząść, miał wrażenie, że w każdym momencie mogą odmówić mu posłuszeństwa, a książki po prostu runął na ziemię – za co pewnie tym razem również mu się dostanie.
Zatrzymał się, kiedy Avery ni stąd ni zowąd zaszedł mu drogę, przy okazji zarzucając pytaniem zupełnie znikąd. Naprawdę nie miał ochoty w angażowanie się w jakiekolwiek rozmowy. Chciał po prostu zrobić wszystko to, co Krukon mu każe, a potem wrócić do dormitorium i zaszyć się w łóżku, pod ciepłą kołderką. Widać jednak, że ten miał wobec Angusa nieco inne plany.
Rozchylił usta, żeby udzielić mu odpowiedzi na jego pytanie, kiedy nagle poczuł palce Averego na swoim biodrze. Momentalnie zamarł w bezruchu, prostując się, a w gębie zabrakło mu języka. Zamrugał kilkakrotnie, wpatrując się w niego tępym wzrokiem, a w momencie kiedy tylko poczuł jak dłoń Alexa zacisnęła się na jednym z jego pośladków, wypuścił z rąk książki, które z hukiem trzasnęły o ziemię. Dzisiejszego dnia chłopak naprawdę aż za dużo sobie pozwalał. Robił rzeczy, które nigdy wcześniej nie miały miejsca. Wyjątkowo się na niego dzisiaj uwziął. Abbott był świadom, że to wszystko dlatego, żeby go poniżyć, a może też i trochę sprowokować. Sprawdzić, w którym momencie skończy mu się cierpliwość, bo w końcu nawet najbardziej potulna owieczka prędzej czy później przestanie być już taka grzeczna i posłuszna. Każdy ma limity. Wiedział, że Avery sobie z nim w najlepsze pogrywał, bawiąc się uczuciami i emocjami Puchona. Angus miał teraz dwa wyjścia: ponownie się przed nim kajać i zachowywać jak gdyby nigdy nic albo zagiąć nieco reguły tej jego popierdolonej gierki, nawet jeżeli miałby później ponieść dość bolesne konsekwencje.
Zacisnął wargi w wąską linię i mrużąc nieco powieki, spojrzał Alexandrowi prosto w oczy, wpatrując się w nie przez dłuższą chwilę. To, jak Krukon do tego podejdzie, to już jego sprawa, może to potraktować jako wyzwanie, może też nie.
-Pozwól, że to ja Ciebie zapytam. Co jest z Tobą nie tak, Avery? Dlaczego jesteś w stanie tak pomiatać drugą osobą? Sprawia Ci to jakąś chorą, zboczoną satysfakcję? Takie poniewieranie kimś, kto nawet sobie na to nie zasłużył. Nie przypominam sobie, żebym coś Ci kiedykolwiek zrobił. –odparł, unosząc brwi i dalej bacznie się w niego wpatrując. Najwidoczniej zdecydował się na drugą opcję. No bo co najgorszego mogło go spotkać? Nawet jeżeli mu się postawi, to przecież ten i tak go nie zabije. Raczej. –Zrozumiałbym, gdybym był mugolem albo półkrwi. Ale nie jestem, co najwidoczniej chyba nieco umyka Twojej uwadze. -zacisnął palce na jego nadgarstku, dość mocno, po czym szarpnął, zmuszając go tym samym do cofnięcia ręki. Uśmiechnął się delikatnie, niemalże niewinnie, przechylając lekko głowę na prawą stronę. –No, Avery, nigdy nie spodziewałbym się po Tobie preferencji tego typu. Jesteś tylko pewien, że możesz mi ufać na tyle, by pozwalać sobie na takie posunięcia? –zapytał, po czym westchnął ciężko i po prostu przykucnął, by pozbierać upuszczone przez siebie książki, trzęsącymi się dłońmi. Z jednej strony był z siebie dumny, że był w stanie pokazać, że ma dość, ale z drugiej powoli zaczynał tego również żałować, a nagły przypływ odwagi tak szybko jak chwilę temu się pojawił, tak szybko teraz zniknął.
Zaczął układać na podłodze książki w stos, od największej do najmniejszej. I nie, wcale nie miał ściśniętego żołądka do tego stopnia, że czuł się, jakby zaraz miał rzygnąć. I wcale nie spodziewał się, że zaraz dostanie butem w mordę. Absolutnie. Właściwie to zastanawiał się, czy nie lepiej by było po prostu rzucić się biegiem w stronę wyjścia, może wtedy by ocalał.
Alexander S. Avery
Alexander S. Avery
Rocznik VI

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Trzynastocentymetrowa. Sztywna. Matowa. Wykonana z solidnego wiązu, w swoim rdzeniu posiada najbardziej popularne włókno z pachwiny nietoperza.
OPANOWANE ZAKLĘCIA: Reparo, Wingardium Leviosa, Alohomora, Anteoculatia, Mimble Wimble, Conjunctivitis, Enervate, Bąblogłowy, Orchideus, Brackium Emendo, Entropomorphis, Titillando, Cantis, Tentaclifors
OPIS POSTACI: Młody mężczyzna, mierzący sobie metr dziewięćdziesiąt cztery. Cechuje się niewielkich rozmiarów migdałowatymi oczyma o kolorze piwnym. Zaś jego włosy, przeczesane na jedną stronę, w postaci dość gęstej grzywy, mają kolor ciemnobrązowy. Twarz jest stosunkowo szczupła, z wyraźnie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi, odrobinę zbyt kwadratową, toporniejszą szczęką. Nos zaś jest prosty, odrobinę zadarty ku górze, bez większych widocznych skrzywień. Zazwyczaj pojawia się w czystych, wypasowanych ubraniach o przyjemnej fakturze, w dopsowanych jesienno-zimowych płaszczach, a czasem w mniej klasycznych krojach, ale w stonowanych ciemniejszych kolorach.

https://mortis.forumpolish.com/t593-sowa-alexandra#2745 https://mortis.forumpolish.com/t594-pamietniczek-alexandra-s-avery-ego#2747 https://mortis.forumpolish.com/t591-skrytka-numer-743#2743
PisanieTemat: Re: Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus  Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus EmptyWto 15 Mar 2016, 13:43

Wzdrygnął się, kiedy trzymane dotychczas książki z głośnym hukiem wybrały się, na spotkanie z podłożem. To sprawiło, że odruchowo odsunął od niego napastliwą dłoń. Upuszczenie jednej sztuki nie wzbudziłoby dużego zainteresowania, ale świadome zrzucenie takiej ilości na pewno nie zostało zignorowane przez pracowników biblioteki. Zdawać by się mogło, że już teraz zaczynał słyszeć rozmowy, zainteresowanie sprawą. Odkładany kubek z napojem, a zaraz później podniesienie się z krzesła w celu szybkiego dotarcia na miejsce zdarzenia. To mu się nie spodobało. Angus dobrze wiedział, że może sobie tym sposobem uratować cztery litery. Ten podstępny, wyliniały kundel ku zdziwieniu Averego miał czelność odzywać się, zamiast zabrać się, za jak najszybsze zbieranie z podłogi drogocennych tomów. Prychnął na niego pogardliwie. Zawsze wiedział, że nie miał poszanowania do literatury. Kiedy mierzył Puchona wzrokiem, nie odwracał własnego, nie dając mu w tym nagłym akcie heroizmu poczucia wygranej. Naprawdę wystraszył się, nie na żarty, kiedy ten w tak bezczelny sposób postanowił zwrócić na nich uwagę. Chociaż był zły, nie imał się przed nieczystymi zagrywkami to myśl o tym, że ktoś mógłby go w końcu podkablować, wspominając przy tym o tym, że miał ciągoty ku chłopcom – krążyła. To mogłoby skończyć się wydaleniem ze szkoły, a przede wszystkim zawiadomieniem rodziców, którzy na pewno nie byliby zadowoleni z preferencji dorastającego syna.
- Mnie pytasz? A nie zastanowiłeś się, ani razu nad samym sobą? Lubisz, kiedy ktoś tak Tobą pomiata? Wydaje mi się, że tak. A mi taki układ jak najbardziej odpowiada. Sprawiam Ci przyjemność takim traktowaniem. Godziłbyś się na wszystko, gdyby było inaczej? Taki z Ciebie czystokrwisty, a kiedy ktoś pluje Ci w twarz, to udajesz, że pada deszcz. - Zawarkotał. Zacisnął palce na Abbotowej koszuli. Chwycił ją mocniej, podciągając rozmówcę nieznacznie ku górze, w ten nieszczególnie przyjazny sposób, aby naruszając jego przestrzeń osobistą szarpnięciem docisnąć go do regału. Chwała tym, które nie tak łatwo było przewrócić naciskiem.
- Myślę, że się nie szanujesz. A skoro Ty tego nie robisz, to wszyscy wokół też nie będą. Masz nadzieję, że zmienię co do Ciebie zdanie? Wkurwiasz mnie. Zadajesz się z takimi samymi łamagami, co Ty. - Naprawdę, miał mu to za złe. Zawsze wychodził z założenia, że wszyscy, należący do znanych we wpływowych kręgach rodów młodzi, a także starzy powinni zachowywać się jak elita, a nie pozwalać komukolwiek na pomiatanie sobą. Abbot przegrał na całej linii, w momencie w którym pierwszy raz pochylił przed nim swoją głowę. Szybko zakwalifikował go do nic nie znaczącego dzieciaka, którego powinno traktować się gorzej. W końcu sam, wykazując się pokorą pokazywał, że każdy, jeśli tylko najdzie go na to ochota, może wejść mu na głowę. Krukon nigdy na to nie pozwalał.
W kontaktach z rówieśnikami płci męskiej widać było, że z każdym rywalizował, że miał kłopot z przystaniem na pewne pomysły, że wolał przewodzić wszystkimi, a nie się podporządkowywać. Chwycił jedną z dłoni jego miękką, ciepłą szyję, zaraz zaciskając na niej mocniej kościste, długie palce. Przychylił się nad jego twarzą, a później nad przyzwoicie skrojonymi, chociaż za dużymi wargami wypatrując w jego oczach tego charakterystycznego, przerażonego spojrzenia. Ostatnimi czasy mu tego brakowało.
- Nie jestem gejem, ale dla Ciebie zrobiłbym wyjątek. I wiesz... Nawet nie dlatego, że byś mi się podobał. Powinienem Ci w końcu pokazać, Szczeniaku gdzie jest Twoje miejsce. Naprawdę Cię nie nauczyli, że nie możesz być... Taki. - Wychrypiał, kiedy mocniej zaciskał mu na gardle chłodną dłoń, dobrze wyczuwając przepływającą w tętnicach krew. Interesujące doświadczenie, tak mieć nad kimś przez ulotną chwilę władzę całkowitą. Dar życia był naprawdę cenny, a Puchon tak sobie z nim pogrywał. Niszczył się. Marnował. Docisnął jego sylwetkę, w towarzystwie wszystkich tych porozrzucanych książek do tych, które spokojnie spoczywały na półkach, przyglądając się makabrycznym scenom. Tym razem nie pozwolił mu wydusić z siebie ani słowa. Skutecznie przytkał mu wargi, z tym, że własnymi wgryzając się w nie w trakcie bardzo nachalnego pocałunku. Świadomie zabierał mu resztki oddechu, którego z każdą chwilą było coraz mniej. Wtem, kiedy w najlepsze 'szmacił' go takimi zagraniami, a przy okazji, szmacił także samego siebie – w końcu robienie takich rzeczy z chłopcem powszechnie uważane było za szczyt obrzydlistwa, deprawacji, zboczeństwa -  usłyszał wyraźniejszy stukot damskich butów na obcasie.
Syknął, natychmiast przerywając, a wtedy nadal trzymając go za ubranie pociągnął towarzysza w kierunku następnego działu. I następnego. Przytkał mu usta dłonią, żeby w tym momencie nie krzyknął. A miał ku temu powody. Zaczął się z nim ulatniać z miejsca zbrodni. W końcu żadne z nich nie chciało bury, za te cholerne książki których naprawdę potrzebował. Żartuje. Potrzebował tylko trzech. Jeszcze się po nie wróci, ale to już innym razem. Puścił go, kiedy znaleźli się dalej, a kiedy posłał mu porozumiewawcze spojrzenie, znaczące przede wszystkim tyle, że powinni się stąd ulotnić chwycił go za nadgarstek w celu wyprowadzenia.
Angus Abbott
Angus Abbott
Rocznik VI

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12,5 cala, średnio giętka, dereń, włos z ogona testrala.
OPANOWANE ZAKLĘCIA: Episkey, Expelliarmus, Protego, Drętwota, Mimble Wimble, Petrificus Totalus, Accio, Locomotor, Flippendo Duo, Bulla Privata, Entropomorphis
OPIS POSTACI: Chuderlawy chłopaczek, posiadacz zielonych oczu i wiecznie potarganych blond włosów. Mierzy około metra osiemdziesiąt, więc jest względnie wysoki. Sam jego wygląd nasuwa na myśl tylko jedno słowo – chaos. Chaos, który jednak w jakiś pokrętny sposób nadaje mu tylko więcej uroku i wywołuje nieodpartą chęć zajęcia się tym biedakiem. Z reguły guziki jego koszuli są nierówno zapięte, niektóre nawet całkowicie pominięte, a temu wszystkiemu towarzyszy niedbale, na szybko zawiązany krawat. Czasami nosi na nosie duże, okrągłe okulary w cienkich, srebrnych, metalowych oprawkach. Najczęściej zakłada je do czytania.

PisanieTemat: Re: Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus  Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus EmptyWto 15 Mar 2016, 18:58

Czasami zastanawiał się, czy Avery naprawdę był taki głupi czy tylko udawał, że ani razu, chociażby na krótką chwilę, nie przyszła mu do głowy myśl dlaczego Abbott zachowuje się wobec niego tak a nie inaczej. Czy rzeczywiście ani razu nie starał się chociażby domyślić powodu. Owszem, Angus doskonale wiedział jaki był, zdawał sobie sprawę z faktu, że ludzie mają tendencję do tego by go wykorzystywać, ale PROŚBA o to, żeby coś zrobił, to nie to samo co pomiatanie nim na prawo i lewo jak ostatnią nic nie wartą szmatą. Jeżeli ktoś go o coś prosił, to z reguły nawet jeżeli robił to w celu zwykłego wykorzystania Puchona, za każdym razem był miły. Robił to w grzeczny, przyjazny sposób. A czy Avery był dla niego miły, wyrozumiały, okazywał mu chociażby odrobinę szacunku? Nic z tych rzeczy.
-No niestety los tak chciał, że nie każdy jest skończonym chujem tak jak Ty. I nie, nie sprawia mi przyjemności, że ktoś mną pomiata, zwłaszcza jeżeli jesteś to Ty. –warknął w odpowiedzi. To pierwszy raz, kiedy tak puściły mu nerwy. Z reguły starał się unikać takich sytuacji i jakichkolwiek nieprzyjemnych konfrontacji z innymi ludźmi. Tym razem jednak znalazł się w takiej, z której nie było wyjścia. Za późno było już na jakąkolwiek ewakuację. Nie było też szans na to, że nagle powróci do dawnego siebie i zacznie się kajać, bo jak już wybuchł i zaczął mówić to, co mu na sercu leży, to musi skończyć. Nawet jeżeli zdawał sobie sprawę, że od samego początku znajduje się na pozycji przegranej, nie mógł się poddać. Skoro wszystkie możliwe sposoby zawiodły, to może tym razem, kiedy zacznie odnosić się do Krukona w ten sam sposób co on do niego, będąc całkowicie szczerym, jakoś uda mu się do niego dotrzeć i choć trochę ruszyć jego sumienie.
Stęknął boleśnie, kiedy przyparty do regału niefortunnie uderzył jeszcze tyłem głowy o jedną z półek. Kiedy Avery przeszedł do rękoczynów wiedział, że sytuacja zrobiła się naprawdę niebezpieczna. Mimo, że był świadom tego jaki Alexander potrafił być, nie wiedział czego może się po nim spodziewać i jak daleko ten mógłby się posunąć, zwłaszcza sprowokowany. Zwykle Krukon ograniczał się do mało szkodliwych obelg i zaczepek, ale nigdy nie dostał od niego tak porządnie po ryju. Dlatego zaczął się teraz nieco obawiać, zastanawiając się, czy ten rzeczywiście będzie w stanie wyrządzić mu jakąś poważną krzywdę. Jednak nawet jeżeli się bał, nie miał najmniejszego zamiaru mu tego pokazać.
-Skoro tak Cię wkurwiam i taka ze mnie łamaga, to trzymaj się ode mnie z daleka i problem z głowy. –prychnął, przewracając oczami. Nigdy nie widział potrzeby, żeby obnosić się i zachowywać jak nie wiadomo kto, tylko ze względu na to, że należał do rodziny czystokrwistej. Traktował wszystkich na równi i nie widział potrzeby by wynosić na piedestały siebie oraz innych tego samego pokroju co on. W przeciwieństwie do Krukona, dla którego najwidoczniej bycie czystej krwi dawało mu prawo do zachowywania się w arogancki, niedorzeczny sposób, jakby był jakimś wielkim panem i władcą. Ciekawe czy dalej byłby taki dumny, gdyby ktoś dowiedział się, jak wcześniej pożerał wzrokiem tyłek Angusa, by potem bezceremonialne jeszcze go zmacać.
W momencie kiedy dłoń Averego zacisnęła się na jego szyi, wiedział, że trafił w czuły punkt. A zachowanie Krukona tylko potwierdziło, że miał rację. Gdyby Alex rzeczywiście nie czuł żadnego pociągu do mężczyzn, nie zareagowałby w aż tak agresywny sposób. Chłopak zapewne nawet nie był świadom tego, jak sam idealnie się podłożył Angusowi.
Abbott rozchylił usta, starając się złapać powietrze, dłonie zaciskając na ręce Averego i przy tym wbijając w nią boleśnie swoje paznokcie. Nawet gdyby chciał coś teraz powiedzieć, palce zaciskane coraz ciaśniej wokół jego szyi skutecznie mu to uniemożliwiały. Brak powietrza również zaczął dawać się we znaki, jego twarz powoli zaczęła się robić czerwona, a sam zaczął się bardziej szamotać, starając się uwolnić z uścisku Krukona. Przestał dopiero w momencie kiedy poczuł miękkie wargi Averego na tych swoich, na krótką chwilę zamierając w bezruchu. Gdyby nie sytuacja w jakiej się teraz znajdował, pewnie zareagowałby zupełnie inaczej. Jednak jedyne na co miał teraz ochotę to napluć mu prosto w twarz, zdzielić po pysku i spierdolić jak najdalej od niego. Starał się uciec głową na boki w desperackiej walce o chociażby jeden oddech, jednak na tym etapie szamotaniny i braku dostępu do tlenu, jego ciało zaczęło opadać z sił. Do tego zaczęło kręcić mu się w głowie i ciemnieć przed oczami, zupełnie jakby lada chwila miał stracić przytomność. Nawet nie zorientował się, że ktoś zmierzał w ich kierunku.
Puszczony, dużymi haustami łapał powietrze, ledwo trzymając się na nogach. Gdyby nie fakt, że Avery go za sobą pociągnął, nie dając nawet chwili na odetchnięcie, po prostu osunąłby się na podłogę, nie mając siły ustać. Chociaż nawet teraz nogi mu się plątały i co chwilę się potykał. Nie miał już nawet siły się sprzeciwiać i znowu szarpać, kiedy ten zakrył mu usta by skutecznie go uciszyć. Wpatrywał się w niego jednak nieprzyjemnym, pełnym nienawiści spojrzeniem, zupełnie jakby lada chwilę miał go rozerwać na strzępy. I miał na to ochotę, kurewską.
Złapany za nadgarstek, zerknął w jego kierunku, ale ani drgnął. Alexander naprawdę liczył na to, że pójdzie mu na rękę i po prostu stąd razem z nim ucieknie, tak jak on tego chce? Dobre sobie. Zacisnął dłonie w pięści, a w środku się w nim gotowało. Szarpnął ręką, dając mu do zrozumienia, że ma go w tej chwili puścić. Drugą się zamachnął, z całej siły, a po chwili jego dłoń miała bliskie, niezbyt przyjemne dla Krukona spotkanie z jego twarzą. Stwierdzić, że był wściekły, to za mało powiedziane. Był teraz jak rozjuszone zwierzę doprowadzone na granice wytrzymałości.
-Możesz być pewien, że czegokolwiek byś nie zrobił, nie ma nic co sprawiłoby, że trzymałbym gębę na kłódkę. Musiałbyś mnie zabić. –zagroził mu i uniósł jeden z kącików ust w tryumfalnym uśmiechu. Zapewne kontynuowałby dalej swój wywód, gdyby do jego uszu nie dotarły odgłosy kroków. Odsunął się od Averego i obejrzał się za siebie, by za chwilę zacząć manewrować między regałami, kierując się w stronę wyjścia.
Alexander S. Avery
Alexander S. Avery
Rocznik VI

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Trzynastocentymetrowa. Sztywna. Matowa. Wykonana z solidnego wiązu, w swoim rdzeniu posiada najbardziej popularne włókno z pachwiny nietoperza.
OPANOWANE ZAKLĘCIA: Reparo, Wingardium Leviosa, Alohomora, Anteoculatia, Mimble Wimble, Conjunctivitis, Enervate, Bąblogłowy, Orchideus, Brackium Emendo, Entropomorphis, Titillando, Cantis, Tentaclifors
OPIS POSTACI: Młody mężczyzna, mierzący sobie metr dziewięćdziesiąt cztery. Cechuje się niewielkich rozmiarów migdałowatymi oczyma o kolorze piwnym. Zaś jego włosy, przeczesane na jedną stronę, w postaci dość gęstej grzywy, mają kolor ciemnobrązowy. Twarz jest stosunkowo szczupła, z wyraźnie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi, odrobinę zbyt kwadratową, toporniejszą szczęką. Nos zaś jest prosty, odrobinę zadarty ku górze, bez większych widocznych skrzywień. Zazwyczaj pojawia się w czystych, wypasowanych ubraniach o przyjemnej fakturze, w dopsowanych jesienno-zimowych płaszczach, a czasem w mniej klasycznych krojach, ale w stonowanych ciemniejszych kolorach.

https://mortis.forumpolish.com/t593-sowa-alexandra#2745 https://mortis.forumpolish.com/t594-pamietniczek-alexandra-s-avery-ego#2747 https://mortis.forumpolish.com/t591-skrytka-numer-743#2743
PisanieTemat: Re: Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus  Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus EmptySro 16 Mar 2016, 22:24

Wiadomo, że wymierzony policzek zabolał – na świecie nie było żadnej siły, która teraz sprawiłaby, że Alexander nie skrzywiłby się, w reakcji na siarczyste spotkanie dłoni Puchona w twarzą. Własną dłoń przytknął do zaczerwienionego śladu, a później zastygł w bezruchu nie dowierzając temu, że rzeczywiście chłopak skusił się, na takie zagranie. Nieprzyjemność zafundowana ciału rozchodziła się, to naprawdę nie było takie złe. Bardziej zabolała Aleksandra duma. A miał ją, powiedzmy, jeszcze troszkę większą od Hogwarckiej biblioteki – nie zmieściłaby się w żadnej, nawet najbardziej głębokiej kieszeni dobrze skrojonej marynarki. Wyprostował się, kiedy ruszył w jego kierunku już zamierzając spełnić jedną z niewypowiedzianych gróźb. Ale nie zdążył. Niestety, nie udało mu się to w porę.
- W takim razie Cię zabiję. Ale nie tutaj. Naprawdę nie chciałbyś, żeby znaleźli Twoje zwłoki w tym miejscu. Angusie. Teraz zabiorę Cię, na naszą ostatnią wycieczkę. Radziłbym Ci nie ryzykować. Mam przy sobie różdżkę. Nie zawaham się jej w stosunku do Ciebie użyć. - Wysyczał. Przyspieszył kroku, kiedy za nim ruszył. Pochwycił go za ramię. Naprawdę nie miał zamiaru pozwolić mu ulotnić się z pola widzenia. Zrównał z nim kroku, a wtedy też kiedy jeszcze nie znajdywali się wystarczająco blisko wyjścia, chwycił go ostrzegawczo za kark. Postarał się o to, aby ciężarem ciała na moment docisnąć jego nieskalaną plugawościami całego tego świata twarzyczkę, do jednej ze starych, odstających półek która uginała się, pod naporem książek. Zaczął sunąć ciekawskimi dłońmi po jego kieszeniach, w poszukiwaniach różdżki, a kiedy tylko udało mu się wyczuć w którym miejscu ta się znajdywała, wymuskał ją z bezpiecznego schowka, od razu pozbawiając Angusa jakiejkolwiek możliwości ochrony. Odsunął się od niego szybko, kiedy dostał to czego w tym momencie chciał.
Oczywiście, to był tylko wstęp do pokręconej zabawy, za którą powinien dostać porządne lanie. Schował różdżkę Puchona u siebie, uśmiechając się do niego wrednie kiedy odszarpnął go od regału, traktując co najwyżej jak tanią szmatę, od razu popychając go w kierunku wyjścia. Przychylił mu się uchem, a wtedy jakoby zrażał go do siebie jeszcze bardziej wdzierającym się w skórę, przez kły jadem, wyszeptał spokojnie.
- Proponuję, żebyś wyszedł stąd w moim towarzystwie. Nie ma mowy, o żadnych numerach. W przeciwnym razie, z Twojej różdżki nie będzie co zbierać. A z Ciebie? Wiesz. Nie myślałbym o tym na Twoim miejscu. - A to z tego Averego podstępny manipulant. Angus mógłby równie dobrze kupić nową różdżkę, ale z tego co się Krukon dowiedział ta była bardzo ważną, szczególną której na pewno nie chciałby przez swoją głupotę tak łatwo stracić. A przecież wiedział, że rywal byłby w stanie od tak zniszczyć wszystko na czym mu zależało. Niszczył też Angusa. Niszczył także siebie. Niszczył wszystko, co tylko wpadło mu w dłonie i nie mógł zatrzymać go nikt. Bo nikt tak naprawdę nie wiedział co począć z narcyzem. Z zapatrzonym w nierealne, straszliwe ideały zdezelowanym dzieciakiem który myślał, że u stóp powinien mieć cały świat. I miał. Ten taki mały, maleńki w którym żyło tylko popychadło – Angus, nad którym panował.
To był jego jedyny, prawdziwy wierny poddany, który latami znosił wybryki wyrośniętego gnojka. Przytrzymał go w talii, kiedy naprowadzał go w stronę drzwi, a kiedy tylko znaleźli się w zasięgu wzroku odsunął się, na bezpieczną, nie wzbudzającą podejrzeń odległość. Miał ochotę z tym karakanem skończyć. W myślach, wieczorami zabijał go już setki razy. Ale też setki razy robił z nim zupełnie inne rzeczy. Wydawało mu się to chore. Czuł się chory. Inny. Brakowało mu tylko nadziei na to, że kiedyś się z tego wyleczy. Złapał Abbotta palcami za materiał koszuli.
Angusie. Kiepski był z Ciebie podnóżek.
Angus Abbott
Angus Abbott
Rocznik VI

Dodatkowe informacje biograficzne
AKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12,5 cala, średnio giętka, dereń, włos z ogona testrala.
OPANOWANE ZAKLĘCIA: Episkey, Expelliarmus, Protego, Drętwota, Mimble Wimble, Petrificus Totalus, Accio, Locomotor, Flippendo Duo, Bulla Privata, Entropomorphis
OPIS POSTACI: Chuderlawy chłopaczek, posiadacz zielonych oczu i wiecznie potarganych blond włosów. Mierzy około metra osiemdziesiąt, więc jest względnie wysoki. Sam jego wygląd nasuwa na myśl tylko jedno słowo – chaos. Chaos, który jednak w jakiś pokrętny sposób nadaje mu tylko więcej uroku i wywołuje nieodpartą chęć zajęcia się tym biedakiem. Z reguły guziki jego koszuli są nierówno zapięte, niektóre nawet całkowicie pominięte, a temu wszystkiemu towarzyszy niedbale, na szybko zawiązany krawat. Czasami nosi na nosie duże, okrągłe okulary w cienkich, srebrnych, metalowych oprawkach. Najczęściej zakłada je do czytania.

PisanieTemat: Re: Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus  Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus EmptySro 16 Mar 2016, 23:24

Tak jak przypuszczał, nie było szans, żeby Avery dał mu spokój, zwłaszcza po tym jak oberwał po twarzy. Mimo, że przemieszczał się dość szybko, mając nadzieję, że uda mu się jakoś zgubić Krukona, to ten i tak go w końcu dopadł. Alexander niesłusznie był przekonany, że samymi groźbami sprawi, że nagle Abbott się ogarnie, przeprosi i zacznie zachowywać tak jak zwykle. Nie dopuścił również do siebie myśli, że przecież Puchon w każdej chwili mógł narobić niezłego rabanu i bardzo szybko kogoś tutaj ściągnąć. Mógł zacząć krzyczeć, wołać o pomoc, bądź zrzucać z półek wszystkie książki w zasięgu swoich rąk. Tym razem zapewne już nie udałoby im się z taką łatwością wykaraskać.
Dociśnięty do półki syknął przeciągle, a kiedy poczuł jak Alex zaczął buszować mu po kieszeniach, aż za dobrze wiedział czego ten szuka. W momencie, kiedy zostanie pozbawiony różdżki, zostanie również całkowicie bezbronny. Mógł się szarpać, starać go ponownie uderzyć, odepchnąć, cokolwiek, ale nie byłby w stanie dać sobie rady. Nie dość, że był niższy od Krukona, to do tego miał o wiele mniej siły i na pewno był drobniejszy. Nie miał z nim absolutnie żadnych szans. Przeklął pod nosem, kiedy Avery w końcu znalazł jego różdżkę i jak gdyby nic ją zabrał. Zacisnął dłonie w pięści i zatoczył się lekko, agresywnie pchnięty do przodu. Nawet gdyby chciał, to i tak nie zdecydowałby się na ucieczkę. Został bez różdżki, gdyby teraz nagle się ewakuował, to niby jakby ją później odzyskał? Poza tym naprawdę nie chciał, żeby coś jej się stało. Nie miał wyjścia, jak tylko znowu słuchać się Averego i robić wszystko tak, jak on mówił.
Nie obawiał się, że ten rzeczywiście go zabije, nieważne jak wściekły chłopak by był, nie był głupi. Nie posunąłby się do czegoś takiego. Ale niestety zdawał sobie sprawę, że cokolwiek sobie Alex wobec niego zaplanował, nie będzie to zbyt przyjemnym doświadczeniem. Zapewne nieźle da mu popalić, do takiego stopnia, że na samą myśl o Krukonie będzie go oblatywał strach, oddech przyspieszał, a serce łomotało niewyobrażalnie szybko. Wiedział, że idzie na ścięcie. Nie pozostało mu nic innego, jak dać się zmasakrować i liczyć na to, że Alexander szybko się uwinie z tym co ma zamiar zrobić. Żeby Abbott mógł wrócić do dormitorium i od następnego dnia nigdy więcej nie wejść Krukonowi w drogę. Unikać go jak ognia. Nie myśleć o nim, nie mówić o nim, nie słuchać o nim. Wyrzucić go ze swojej głowy, ze swojego życia raz na zawsze. Traktować, jak gdyby ten nigdy nie istniał. Najlepsze wyjście ze wszystkich.
Odetchnął z ulgą kiedy w końcu znaleźli się w polu widzenia innych, a Alexander nareszcie się od niego odsunął. Dopiero teraz poczuł, że może swobodnie oddychać. Zapewne nie miało to potrwać zbyt długo, bo w momencie kiedy tylko opuszczą bibliotekę, ten z powrotem przypilnuje, żeby Abbott znajdował się wystarczająco blisko, na wyciągnięcie ręki i nie miał żadnej możliwości ucieczki.
Po tym jak przeszedł przez drzwi, wykonał jeszcze kilka kroków przed siebie, po czym zastygł w miejscu. Nie wiedział nawet gdzie ma iść, a gdyby spróbował samem obrać jakiś kierunek, to Avery zapewne potraktowałby to jak próbę ucieczki. Dlatego stał i czekał, aż ten zdecyduje co dalej.
Sponsored content


PisanieTemat: Re: Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus  Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus Empty

Do nogi, Szczeniaku. | Alexander & Angus

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry
Strona 1 z 2Idź do strony : 1, 2  Next

Similar topics

-
» Angus Abbott
» Alexander S. Avery

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
NOWY ADRES MORTIS.ORG.PL :: Porzucone-
Skocz do: