|
Umiejętności nabyte - animagia, oklumencja, legilimencjaAdministrator fabularny NPC
Temat: Umiejętności nabyte - animagia, oklumencja, legilimencja Wto 23 Lut 2016, 22:58 | |
| UMIEJĘTNOŚCI NABYTE ANIMAGIA:Umiejętność polegająca na możliwości przemiany w jedno, konkretne zwierzę. W przeciwieństwie do metamorfomagii, jest to zdolność, której trzeba się nauczyć. Sam proces uczenia się trwa bardzo długo i jest niezwykle wymagający. Animagowie mają obowiązek rejestracji w Ministerstwie Magii, jednak zdarzają się wyjątki narażające się na odgórną karę i unikającą rejestracji (można za to trafić do Azkabanu). Animagia pozwala na zmianę bez użycia różdżki, choć w początkowym stadium nauki jest ona niezbędna. Czarodzieje potrzebują wielu lat ćwiczeń i praktyki, by uniknąć komplikacji podczas przemiany. Animagiem można zostać tylko w postaci jednego, konkretnego zwierzęcia. Nie jest ono wybierane przez danego czarodzieja, tylko zależy od jego wyglądu i cech osobowości. Nie ma limitu czasu pozostawania w zwierzęcej postaci, jednak przebywanie w niej zbyt długo może pozostawić trwałe naleciałości w wyglądzie i zachowaniu człowieka w jego ludzkiej formie. Animagowie mogą też porozumieć się z innymi zwierzętami. Rozwinięcie zdolności animagia, co umożliwia porozumiewanie się ze zwierzętami z gatunku, w który postać się zmienia jest dostępne w sklepiku rozwojowym. Jeżeli mistrz gry uzna podanie za wyjątkowo dobre może przyznać rozwinięcie na start i postać nie będzie musiała go wykupować. Rejestracja animaga dostępna jest w sklepiku punktowym.POSTACIE POSIADAJĄCE TĘ UMIEJĘTNOŚĆ:@Adara Fletcher (wilk) - niezarejestrowana @Euphemia Crouch (jerzyk) - niezarejestrowana @Malcolm Grive (drozd) - niezarejestrowany @Morrigan Black (lis) - niezarejestrowana - Kod:
-
[color=#2d4c47][b]PODANIE O ANIMAGIĘ[/b][/color] [color=#2d4c47][b]Czas nauki:[/b] [/color] [color=#2d4c47][b]Krótka historia opisująca fragment nauki:[/b][/color] LEGILIMENCJADosyć przerażająca zdolność, zwłaszcza w rękach niewłaściwych osób. Jest to umiejętność wydobywania uczuć i wspomnień drugiej osoby. Najlepsi w tej sztuce potrafią intuicyjnie określić, czy ktoś ich okłamuje, czy nie. Potrafią także wydobywać usunięte za pomocą zaklęcia Obliviate wspomnienia, a także naginać część myśli i wspomnień ofiary według własnego uznania. Nie jest to jednak łatwa sztuka, wymaga wielu lat nauki i doskonalenia. Jedyną ochroną przed legilimencją jest oklumencja. Rozwinięcie zdolności legilimencja, co umożliwia określenie, czy rozmówca kłamie lub nie, wydobywanie wspomnień wymazanych za pomocą zaklęcia obliviate i naginanie niektórych części wspomnień ofiary jest dostępne w sklepiku rozwojowym. Jeżeli mistrz gry uzna podanie za wyjątkowo dobre może przyznać rozwinięcie na start i postać nie będzie musiała go wykupować.POSTACIE POSIADAJĄCE TĘ UMIEJĘTNOŚĆ:@Antigone Hennessy@Corvinus Flint@Jewgienij Bułhakow (+ rozwinięcie) - Kod:
-
[color=#2d4c47][b]PODANIE O LEGILIMENCJĘ[/b][/color] [color=#2d4c47][b]Czas nauki:[/b] [/color] [color=#2d4c47][b]Krótka historia opisująca fragment nauki:[/b][/color] OKLUMENCJA:Jedyna znana na świecie obrona przed legilimencją. Jest to ochrona umysłu na interwencję z zewnątrz, tworząca zaporę pomiędzy umysłami dwóch osób. To bardzo mało znana, a także bardzo trudna dziedzina magii. Jej nauka polega na oczyszczeniu umysłu ze wszystkich myśli i emocji, co uniemożliwi penetrację z zewnątrz i poznanie ich. Rozwinięcie zdolności oklumencja, co pozwala na utworzenie całkowicie szczelnej i niemożliwej do pokonania bariery chroniącej przed penetracją z zewnątrz jest dostępne w sklepiku rozwojowym. Jeżeli mistrz gry uzna podanie za wyjątkowo dobre może przyznać rozwinięcie na start i postać nie będzie musiała go wykupować.POSTACIE POSIADAJĄCE TĘ UMIEJĘTNOŚĆ:@Ophelia Lestrange@Yvon Mavourneen Hennessy - Kod:
-
[color=#2d4c47][b]PODANIE O OKLUMENCJĘ[/b][/color] [color=#2d4c47][b]Czas nauki:[/b] [/color] [color=#2d4c47][b]Krótka historia opisująca fragment nauki:[/b][/color] Można posiadać dwie umiejętności nabyte, ale tylko na jedną z nich możemy napisać podanie. Reszty należy nauczyć się fabularnie pod okiem Mistrza Gry. Umiejętności przekreślone to umiejętności, których w danym momencie nie można już posiadać.
Ostatnio zmieniony przez Administrator fabularny dnia Pon 25 Kwi 2016, 10:47, w całości zmieniany 2 razy
|
Jewgienij Bułhakow Nauczyciel OPCM, Głowa Rodziny BułhakowDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Olcha, włókno ze smoczego serca, 10¼ cala, mało giętka. Barwiona na czarno, nieco przetarta, z wyrzeźbionymi na rękojeści liśćmi drzewa, z którego została wykonana.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Szkolne: Bombarda, Enervate, Finite, Flippendo, Incendio, Lumos, Lumos Maxima, Mobilicorpus, Nox, Periculum, Protego, Reducto, Sad Infer, Vad Infer, Wingardium Leviosa | Łatwe: Anesthesia, Bracium Emendo, Chłoszczyść, Delens Vestigium, Erecto, Extiguetor Ignis, Funemite, Impervius, Leviora, Rennervate, Siccum, Sollicus, Suspenorius, Vipera Evanesca, Zaklęcie Czterech Stron Świata (Wskaż mi) | Trudne: Acis Missile, Fiendfyre, Invivenerum, Non confringetur, Obliviate, Protego Horribilis, Purpura Flamma, Sectumsempra, Stimulus Meledictionem, Szatańska Pożoga, Tardis | Niewybaczalne: Avada Kedavra, Cruciatus | Specjalne: SolviteOPIS POSTACI: Jewgienij jest wysokim, mierzącym prawie 190cm mężczyzną. Nie należy do tych najlepiej zbudowanych, wręcz przeciwnie - jest tym typem, na którym wszystkie ubrania wiszą i ludzie nie raz dziwią się, jak można być tak chudym. Nie znaczy to jednak, że jest chucherkiem, lata treningów zaowocowały całkiem solidną warstwą mięśniową i choć z kulturystą nie miałby szans, jest przygotowany do powalenia kogoś swojej postury. Na ciele ma wiele blizn, jedne są starsze i pochodzą z dzieciństwa, kiedy to zbierał lanie za występki nie godne dziedzica. Te nowsze są natomiast pamiątkami po eskapadach, mordobiciach i różnego rodzaju balangach, w których już nie tak młody Bułhakow zdawał się brać udział. Ciemne, ścięte na krótko włosy i kilku dniowy zarost to cechy charakterystyczne. Podobnie jak ciemne, odrobinę puste oczy, w których widać przede wszystkim pokłady nienawiści i agresji. Jewgienij zdecydowanie nie należy do najprzystojniejszych mężczyzn jacy chodzili po ziemi, jest zwyczajnie przeciętny. Stara ubierać się elegancko, w koszule, marynarki i spodnie z kantem. Zazwyczaj mu się to udaje, oczywiście o ile nie jest aktualnie na dniu piętnastym ciągłego picia na umór. W takich przypadkach przestaje zwracać uwagę na szczegóły pokroju prasowania, czy nawet prania rzeczy. Często można spotkać go z okularami na nosie, które od pewnego czasu są mu po prostu potrzebne. Kiedyś nosił je, gdy chciał wyglądać na inteligentnego, teraz nie ma wyboru, jeżeli chce się czemuś dobrze przyjrzeć. Jak na ponad czterdziestoletniego mężczyznę przystało, ma pierwsze zmarszczki pojawiające się wokół oczu i skórę, która nosi ślady starzenia się. Nie są mu obce także wszechobecne piegi, którymi tak naprawdę nigdy się nie przejmował. Temat: Re: Umiejętności nabyte - animagia, oklumencja, legilimencja Wto 23 Lut 2016, 23:37 | |
| PODANIE O LEGILIMENCJĘ: Czas nauki: 3 miesiące do pierwszego efektu, całkowita umiejętność po 4 latach Krótka historia opisująca fragment nauki: Bycie Bułhakowem nigdy nie było łatwe. Od małego każdy z jego miliona braci musiał starać się z całych sił, by zadowolić surowego i wymagającego ojca, Giena nie różnił się pod tym względem od żadnego z nich. Fakt, że był pierwszy działał, co prawda na jego korzyść, jednak nie dawał mu gwarancji sukcesu. Każdy krok, który raczył wykonać oceniany był przez starego Bułhakowa, a niepowodzenia trwale zapisywały się w jego pamięci. Geny przekazane przez Vladimira sprawiały, że nikt z tej rodziny nie był normalny, a słowo dobry nie istniało w ich słownikach. Jewgienij na samą myśl o tym wszystkim przypominał sobie, jak od małego szkolił się w najróżniejszych mrocznych sztukach, z czarną magią na czele. Zaklęcia niewybaczalne były na liście niezbędnych do przeżycia, a przynależność do rodu Bułhakow niemożliwą do zmiany przyszłością. Bycie dziedzicem rodu, kolejną głową Bułhakowów wymagało więc od niego naprawdę wiele. Z tego właśnie powodu ojciec już od samego początku skupiał na nim najwięcej uwagi i wpajał swoją ideologię usilnie. Uczył go też pewnych zaklęć i zdolności, których nie chciał bądź po prostu nie miał czasu przekazywać reszcie swoich dzieci. Nie oszukujmy się - ważni byli dla niego przede wszystkim synowie, córki na wstępie traktowane były jak trofea przetargowe, które trzeba było po prostu mądrze wydać za mąż. Giena, choć nie był głupi, do najinteligentniejszych z rodzeństwa nie należał. Nigdy nie przyznałby się do tego przed nikim, ale jednej rzeczy zazdrościł Vakelowi od samego początku, właśnie tej jego inteligencji i chłonności umysłu. Być może właśnie dlatego tak usilnie się nad nim znęcał. Jednak nie należy zapominać, iż pewne rzeczy Jewgienij łapał całkiem sprawnie, a frustracja Vladimira zdawała się dodawać motywacji do jak najszybszego przyswojenia umiejętności. Najstarszy z braci do dziś pamiętał miesiące ciężkiej pracy, gdy ojciec stwierdził, że to czas nauczyć syna legilimencji. Sam uczeń był tematem bardzo mocno zainteresowany, niezdrowo podniecając się tym, co mogła mu ta zdolność dać. Miał, co prawda dopiero piętnaście lat, jednak już zdążył odkryć w sobie tę mroczą, pragnącą bólu i cierpienia innych stronę. Możliwość wdzierania się do umysłu ofiar zdawała się być dla niego niezwykle pociągająca i ekscytująca zarazem. Na pierwszą lekcję przyszedł zaintrygowany i pewny siebie, chcąc jak najszybciej osiągnąć sukces i móc wykorzystywać umiejętność w praktyce. Były wakacje, jego bracia zajmowali się w tym czasie sobą, odpoczywając od nauki w szkole. On spędzał kilka godzin dziennie w zamkniętym pokoju z ojcem i już pierwszego dnia przekonał się, że nie będzie to tak łatwe, jak sądził. Wykład opisujący mu działanie legilimencji przyswoił szybko, nic dziwnego skoro by tym bardzo zainteresowany. Teorię praktyki również zapamiętał bez problemu, nie chcąc popełnić ani jednego błędu, za który ojciec skarciłby go bez mrugnięcia okiem. Na tym jednak kończyły się jego sukcesy, zaczęło natomiast pasmo porażek, które pomimo prawie trzydziestu lat nadal bardzo mocno działało na jego samoocenę. Wakacje mijały szybko, był praktycznie koniec sierpnia, a on jeszcze nie potrafił sobie poradzić z najprostszym zadaniem. Widział rozczarowanie w oczach ojca i to go przerażało. Do tej pory nie odważył się zrobić niczego inaczej, niż chciał tego Vladimir. I choć bardzo się starał i nie do końca jego winą było niepowodzenie w tej właśnie dziedzinie, odczuł to bardzo boleśnie. - Trzeba było nauczyć Mikaela, on pojąłby to szybciej. - Te słowa wbiły się w głowę Gieny niczym zatrute ostrze, którego trucizna miała go powoli, bardzo boleśnie dobijać. Tyle lat minęło od tamtego dnia, a on ciągle słyszał je w swojej głowie tak, jakby zostały wypowiedziane dosłownie chwilę temu. I cały czas tak samo go bolały. Były rysą na jego idealnej masce, którą tak bardzo pragnął pokazywać światu. Której istnienie było wręcz niezbędne jeżeli chciało się być głową rodu Bułhakow. Zazdrość, zawód i beznadzieja - te trzy emocje krążyły w jego ciele przez kilka kolejnych dni i nocy, a Jewgienij nie wiedział już, co robić, by zadowolić ojca i, przede wszystkim, siebie. Ćwiczył cały czas, nawet poza tymi godzinami w pokoju ojca, jednak dalej nie dawał rady. Ostatniego dnia wakacji, gdy wydawało mu się, że wszystko stracone - udało się. Pierwszy raz był w stanie wkraść się do czyjegoś umysłu i zobaczyć jeden, drobny przebłysk jego myśli. Nie trwało to jednak długo i nie był w stanie wydobyć tak naprawdę niczego. A mimo to - wreszcie mu się udało. Był to pierwszy krok i Giena wiedział, że będzie musiał wykonać ich jeszcze mnóstwo. Był jednak z siebie zadowolony. Mógł pojechać do szkoły na następny rok i ćwiczyć w wolnych chwilach umiejętność, by po powrocie do domu pokazać ojcu, że nie zmarnował czasu. Że wybrał odpowiedniego syna, Bułhakowa godnego bycia dziedzicem. Kolejne lata były z jednej strony dużo łatwiejsze, a z drugiej wcale nie przyspieszały jego rozwoju. Nie miał już takich problemów z legilimencją, jednak nadal nie nazwałby się w tej dziedzinie mistrzem. Musiał jeszcze wiele ćwiczyć, by nie mieć sobie równych. Mimo to, trzydzieści lat nauki nie poszło na marne i Giena często bawił się używając zdolności do własnych, niezbyt czystych celów. Kto jednak mógł mu zabronić?
ZAAKCEPTOWANE
|
Antigone Hennessy Ścigający Złotych Chimer, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Mierząca pełne trzynaście cali, niezbyt giętka, ale jednocześnie ciężko przypisać jej stuprocentową sztywność. Wykonana z cisu, posiadająca za rdzeń włókno ze smoczego serca, solidnie wykonana, cechująca się nadzwyczajną matowością powierzchni oraz surowym wyglądem. Zdaje się niezbyt pasować do płci pięknej, jednak doskonale leży w dłoni Antigone.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Fumos, Protego, Conjunctivitis, Drętwota, Everte Statum, Orbis, Alohomora, Vad Infer, Lacarnum Inflamari, Levicorpus, Procella, Verdillious, Obliviate, Enervate, Avifors, Protego Horribilis, Serpensortia OPIS POSTACI: Dziewczę nieco kanciaste, niewątpliwie pozbawione nadprogramowych kilogramów, jednak we właściwych miejscach zaokrąglone, ponadto wysportowane i stosunkowo silne, co rysuje się niemałym kontrastem w stosunku do filigranowej figury. Osiągnęła wzrost mierzący dokładnie sto siedemdziesiąt cztery centymetry, stając się istotą powszechnie uważaną za całkiem wysoką w konfrontacji z płcią; Porusza się z subtelną, nienachalną gracją, która stanowi swoistą oprawę dla naturalnej pewności siebie. Jedyną cechą nieodzownie wpisującą ją w rodzinę Hennessy są oczy. Iskrzą się barwą ciemnej czekolady, wpadają w swej głębi w niezbadane odmęty czerni. Kształt upodobniony do osławionych migdałów podkreśla wachlarz czarnych, gęstych rzęs, naturalnie podwijających się u końców, otwierających nieco sceptyczne spojrzenie, akcentując złośliwe iskry mające za swoje tło toń ciemnego brązu. Ciemne, mocne brwi dopełniają ekscentrycznej oprawy, wieńcząc idealną kompozycję. Wydatne kości policzkowe całym swoim majestatem podkreślają naturalną nutę ostrości obecną w rysach dziewczyny. Lekko spiczasty podbródek, szczupłe policzki, wyrazisty łuk brwiowy składają się na wyjątkowo szlachetną oprawę, którą sobą prezentuje. Stosunkowo wąskie usta, drobny nos, okraszony gdzieniegdzie pojedynczymi piegami, stanowią jedne z ostatnich elementów goszczących na buzi Hennessy. Tą z kolei okalają kruczoczarne pasma, barwą przypominające heban, płynące kaskadą, układając się w lekkie fale, aby zakończyć swoją drogę ledwie nad linią wąskich ramion. Pojedyńcze kosmyki stanowią grzywkę nieodłącznie goszczącą na czole Antigone, układającą się w niedbałym, aczkolwiek odnajdującym pewną harmonię, porządku. Temat: Re: Umiejętności nabyte - animagia, oklumencja, legilimencja Wto 23 Lut 2016, 23:46 | |
| PODANIE O LEGILIMENCJĘCzas nauki: Od czwartego roku nauki w Hogwarcie, efekty, bedące owocem determinacji i nieustannych ćwiczeń, pojawiły się pół roku po rozpoczęciu. Umiejętność rozwijana nieustannie od tej pory przez cały okres uczęszczania do szkoły magii — obecnie minęło trzy i pół roku od rozpoczęcia. Krótka historia opisująca fragment nauki:— Czy to nie jest niepokojące? To całe włamywanie się do umysłu? — spytała retorycznie, wychylając głowę znad opasłej księgi, zamykając ją z głuchym, potężnym dźwiękiem, wraz z którym wzbił się w powietrze migotliwy kurz. Obróciła się lekko, chcąc skierować swoją uwagę na profesora, który miał udzielić oczekiwanej odpowiedzi — tej wiadomej, która nie niosła na swoich barkach żadnych nowości ani ponadprzeciętnej wiedzy; Była dość niska jak na jedenastoletnie dziecko, śmiało można było jej przypisać jakże trafne określenie kruszyny, dojrzewanie zdawało się trzymać od niej na niewiadomy dystans. Gęstą ciszę, tę z rodzaju tych ciężkich niczym para wodna, przerwał rozpaczliwy śpiew wron, które zerwały się z gzymsu. Mącącemu dźwiękowi towarzyszyło odpalenie cygara, które po chwili wzbiło kłęby dymu w zatęchłe powietrze. — Oczywiście, że jest, panno Hennessy. Co nie jest niepokojące na tym świecie? — Gruby, charczący głos, którego brzmienie doprawione zostało niewątpliwie flegmą zalegającą w płucach, przeciął milczenie niby ostrym sztyletem. Towarzyszył mu pewien specyficzny chichot, ten z rodzaju męskich, dotkniętych zębem czasu, bardziej przypominających suchy kaszel tudzież niewydalający silnik Forda T z 1908 roku. — Nie ufam czarodziejom władającym legilimencją. To naruszanie porządku! Zdradzieckie szumowiny... — urwał, czując czerwień kwitnącą na policzkach, będącą efektem nagłej złości. — W takim razie nie ma profesor najmniejszych powodów, aby mnie uczyć — odparła, wzruszając ramionami, zwracając atencję do pierwotnego miejsca odnajdującego swoje korzenie gdzieś w nicości. — Ależ oczywiście, że mam! — prędko odpowiedział głosem zabarwionym silnym entuzjazmem i emocjami, przypominając człowieka czynu. — Musimy jakoś utrzymywać równowagę, wierzę, że nie stwarzałabyś niepotrzebnego niebezpieczeństwa i przykrości ewentualnymi umiejętnościami — przerwał, pozwalając sobie na chwilę namysłu — poza tym, znam takich jak ty, Hennessy, pojęłabyś to nawet i bez mojej pomocy, choćbyś miała sobie ręce uciąć. Lepiej, aby ktoś zapanował nad twoją narwaną naturą. Przytaknęła słowom nauczyciela, wiedząc, że są one najsłuszniejszą prawdą. Zacisnęła chudą dłoń w pięść, niby dodając sobie animuszu, poprzysięgając w obliczu samej siebie wytrwałość. Skierowała spojrzenie w kierunku różdżki spoczywającej spokojnie na stoliku. W pewien sposób zdawała się ją przerażać jej surowość, twardy wygląd, odnajdywała w niej wiele cech, które upodabniałyby ją do tej stworzonej dla silnego mężczyzny, w którego dłoni byłaby w stanie przeobrazić się w wyjątkowo groźną broń. Jednak to w jej dłoni spoczywała idealnie, w swoim majestacie rodząc obawy w młodym umyśle i nieskrępowaną fascynację. Westchnęła lekko, kierując wzrok ponownie na obicie książki. *** Tnący, ostry dźwięk rozbitego szkła poniósł się echem po przestronnym pomieszczeniu. Pył i ostre odłamki, które jeszcze niedawno tworzyły szklankę, rozniosły się po podłodze pchnięte ogromną siłą spotęgowaną złością i frustracją. Młoda Hennessy stała, podpierając zmęczone agresją i nieudolnymi staraniami ciało na ręce spoczywającej na gładkiej powierzchni blatu. Blade policzki strawiła złość, malując je odcieniami różu, doprawiając wyraz nutą zawziętości. Na usta starego profesora wpłynął lekki, nieco kpiący uśmiech, gdy wiódł oczami ukrytymi pod oprawkami okularów za naczyniem, strąconym w młodzieńczej agresji. — Reparo! — krzyknął gromkim głosem, powołując zniszczony przedmiot do stanu pierwotnego. — No, no, panno Hennessy, nie dokazuj. Widzę, że nie przywykłaś do tego, aby cokolwiek nie chciało ci wychodzić. Mam ci nadal wpajać wiedzę, czy może zacząć uczyć panować nad agresją? — spytał powoli, nadając wypowiedzi nieco burkliwego, cichego tonu, spokojem kontrastującego z ekspresją młodej Antigone. — Przepraszam — odparła, wbijając spojrzenie w stół, przy którym zwykli przesiadywać podczas ćwiczenia, jak i objaśniania wiedzy teoretycznej, którą chłonął pojętny umysł dziewczęcia. — Ale... — zaczęła, czując obce nuty brzmiące we własnym głosie, nie mogąc zdobyć się na odpowiedni dobór słów, zwinnie umykających z myśli — czy to pasmo żałosnych niepowodzeń nie znaczy, że się nie nadaję? Może po prostu nigdy nie będę tego umiała i wypada się z tym pogodzić. — Wbiła uporczywe spojrzenie w profesora. — Nie ma żadnego "nadawania się", jest jedynie ciężka praca lub lenistwo, nie toleruję lenistwa. Nie pokazuj mi się, dopóki nie nauczysz się pokory i pracowitości, panno Hennessy. Gdy wrócisz, nie chcę słyszeć żadnego zwątpienia w twoim głosie. *** Pierwsza, złota nić, wyszarpnięta ze starannej tkaniny wspomnień, przeplatających się w najwyższym kunszcie, otoczona grubą fasadą, przyniosła swoistą satysfakcję. Mylnym byłoby stwierdzenie, iż uderzenie w jej dumę, cicha sugestia, jakoby była leniwa i niechętna do ćwiczenia nie okazały się wyjątkowo trafnymi metodami wychowawczymi. Prędko odcisnęły niejakie piętno na umyśle młodej Hennessy, w której zawziętość urosła do niebotycznych rozmiarów. Gorzkie słowa silnie ugodziły w próżność, a słodycz satysfakcji, związana z ujrzeniem pierwszego przebłysku wspomnienia, urosła do miana niezwykłej cenności. — Gratuluję, pierwsza przeszkoda za nami, wierzę jednak, że nie osiądziesz na laurach, jakże byś mogła, Hennessy — zaczął chrapliwym głosem, którym obdarowywał wszystkie swoje wypowiedzi. W jego słowach brzmiało coś znaczącego i wzniosłego, możliwe, że istotnie takim się okazało, a pusta wiara w dziewczę miała wreszcie przynieść pierwsze dojrzałe owoce. — Odmawiam gratulacji. — Uniosła lekko podbródek, pozwalając umknąć chłodnemu spojrzeniu spod gęstych rzęs. ZAAKCEPTOWANE
Ostatnio zmieniony przez Antigone Hennessy dnia Sro 24 Lut 2016, 21:34, w całości zmieniany 2 razy
|
Adara Fletcher BezrobotnaDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 11 cali, dosyć giętka, ozdobiona motywem liści na rączce. Rdzeń ze szponu hipogryfa, drewno olchowe. OPANOWANE ZAKLĘCIA: ACCIO, ALOHOMORA, AQUAMENTI, CONFUNDUS, HERBIVICUS, INCENDIO, LUMOS, MOBILICORPUS, SILLENCIO, TERGEO, CONJUNCTIVITIS, DRĘTWOTA, EXPELLIARMUS, PROTEGO, NERVATE, LEVICORPUS, IMPERTURBABLE, KAPROUN, LIBERACORPUS, ANESTHESIA, RENNERVATE, REPARIFORS, OBSCURO, MULTICORFOS, REPLEO, BONUM IGNIS, CHŁOSZCZYŚĆ, MUFFLIATO, FINITE INCANTATEM, INCARCEROUS, SOMNO, UPIOROGACEK, SALVIO HEXIA, PROTEGO HORRIBILIS, VULNERA SANATUR, FERULAOPIS POSTACI: Zgodnie z kanonem wyglądu rodziny Blacków, Adara jest wysoką, szczupłą kobietą o delikatnej budowie ciała. Porusza się z niewymuszonym wdziękiem. Postawę ma typową dla damy wychowanej w arystokratycznej rodzinie: z lekko zadartą głową i zawsze wyprostowanymi plecami. Jej ruchy są eleganckie i oszczędne. Ma w sobie coś takiego... Chyba jakąś wewnętrzną charyzmę, która pozwala jej utrzymać ciszę bez podnoszenia głosu i skupia na niej wzrok wielu osób, sprawiając tym samym, że nigdy nie narzekała na brak powodzenia u płci przeciwnej. Rysy twarzy ma łagodne, regularne. Pełne usta rzadko układają się w uśmiechu. Wyraziste oczy mają ciemną oprawę i kolor orzechowy. Na tęczówce można wyróżnić kilka ciemniejszych plamek, które dodają głębi temu spojrzeniu. Długie włosy w kolorze ciemnego brązu, wpadającego niemal w czerń, naturalnie układają się w fale i loki o dość nieregularnych rozmiarach i kształtach. Na ogół wymagają spięcia, by nie utrudniały jej pracy. Najczęściej można ją zobaczyć w ubraniach w kolorach ciemnych i chłodnych (czernie, granaty, fiolety, zielenie). Ubrana zawsze stosownie do sytuacji. Lubi rzeczy eleganckie, ale niewyzywające. Temat: Re: Umiejętności nabyte - animagia, oklumencja, legilimencja Wto 23 Lut 2016, 23:54 | |
| PODANIE O ANIMAGIĘ: Czas nauki: Pierwsza bezróżdżkowa przemiana udała jej się 13 miesięcy po rozpoczęciu nauki. Miała wtedy 25 lat. Krótka historia opisująca fragment nauki: Nikt tak do końca nie wiedział skąd wziął się Dimitrij. Pewnego dnia po prostu dołączył do wesołej gromadki złodziejaszków, stręczycieli i morderców. Jego angielski był łamany, a rosyjski akcent za nic nie chciał zniknąć. Adara zobaczyła go po raz pierwszy, gdy razem z Franco przynieśli do niej Leonarda. Głupiec znów dał obić sobie mordę i potrzebował pilnej interwencji ze strony uzdrowicielki. Nazywali ją wtedy panienką Black. Szanowali ją za zdolności, które posiadała i niebywałą dyskrecję. Nie było tygodnia bez nocnej wizyty zbirów niosących w ramionach kolejnego poturbowanego towarzysza. Adara wiązała włosy w kok, podwijała rękawy jedwabnego szlafroka i brała się do pracy. Lubiła czuć się potrzebna. I nie miała zamiaru oceniać tego kim byli. Gdy człowiek wykrwawia Ci się w salonie nie zastanawiasz się nad tym czy jest dobry czy zły. Ratujesz mu życie, jak na medyka przystało. Dimitrij przyglądał jej się przez cały ten czas, gdy łatała Leonarda, klnąc przy tym w sposób jaki córce Blacków z pewnością nie przystawał. Przez kolejne tygodnie pojawiał się u niej regularnie, zawsze taszcząc ze sobą rannego druha. Milczący, potężny Rosjanin o przenikliwym spojrzeniu. Był jednocześnie przerażający i fascynujący. Któregoś wieczora przyszedł sam i zapytał czy może wejść. Wahała się zaledwie przez sekundę nim wpuściła go do środka. Był zupełnie inny od Marcusa, po którym żałobę wciąż nosiła w sercu. Miał jednak pewien nieodparty urok, który sprawiał, że każdego kolejnego spotkania wypatrywała z większą niecierpliwością. Był ciekawski, zadawał jej mnóstwo pytań. Adorował ją. Dbał o nią. Czy go kochała? Nie tak jakby tego chciał. Ale byli sobie bliscy. Dimitrij był animagiem. Któregoś dnia stwierdził, że powinna zaznajomić się z tą sztuką. Powtarzał, że to niezwykle użyteczne - może ułatwić ucieczkę, zwieść Twoich wrogów. Z jakiegoś powodu uważał, że wkrótce będzie tego potrzebować. Nie rozumiała jego zmartwień, bo przecież grupa Magnusa nieustająco otaczała ją swoją opieką. Nie potrzebowała jednak żadnej zachęty poza naglącym pragnieniem zdobycia nowej wiedzy. Kolejne miesiące poświęcili więc na wspólną naukę. Dimitrij był cierpliwym, acz surowym nauczycielem. Pod jego okiem szybko zaczęła robić postępy. Po pół roku udało jej się po raz pierwszy na krótką chwilę przybrać zwierzęcą formę. Jej widok sprawił, że Rosjanin zaśmiewał się do łez przez dobry kwadrans. - Psia natura z Ciebie wychodzi! Mimo urazy potrafiła dostrzec w tym pewną ironię losu. Adara. Druga najjaśniejsza gwiazda w konstelacji Wielkiego Psa. Jej rodzina miała najwyraźniej zwyczaj wybierać imiona kolejnych potomków poprzez ślepe celowanie palcem w mapę nieba... Zmieniała się w wilczycę. Smukłe czarne zwierze o złotych ślepiach. Szybko zauroczył ją ten nowy sposób postrzegania świata. Dimitrij nalegał jednak, by zachowali to wszystko w tajemnicy. Nikt nie musi wiedzieć - powtarzał, już po rosyjsku, bo przez cały ten czas zdołał wpoić jej nie tylko animagię, ale również swój rodzimy język.
Dzięki temu, że zachowali to w tajemnicy, ma dziś w rękawie jednego asa więcej. A Dimitrij? Ich wspólny sekret zabrał ze sobą do grobu. Parę miesięcy później to on wykrwawiał się w jej nieszczęsnym salonie. A ona mimo usilnych starań nie była w stanie tego powstrzymać. Klęła jak zwykle, bo przecież panna Black zawsze bluzga na lewo i prawo, gdy ktoś jej umierał na rękach. Nigdy jednak wcześniej jej druhowie nie widzieli, by płakała... - Nie płacz, wilczyco. Damie przecież nie wypada.
ZAAKCEPTOWANE
|
Morrigan Black Kapitan i szukający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Akacja, pióro z ogona feniksa, 14 i 3/4 cala, niezwykle giętka. Ciemna i cienka, szorstka, matowa, absolutnie nieelegancka - lekko zakrzywiona, surowa. Jedynymi zdobieniami są żłobione w niej runy i znaki oraz duży szafir umieszczony w jej nasadzie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Verdimilous, Protego, Riddiculus, Petrificus Totalus, Avifors, Reparifarge, Accio, Alohomora, Finite, Wingardium Leviosa, Slugus Eructo, Jęzlep, Oculus Lepus, Obscura, BaubillousOPIS POSTACI: Nieskazitelna perfekcja. Tak w dwóch słowach mogłaby opisać Morrigan osoba widząca ją po raz pierwszy. Perfekcyjne włosy, perfekcyjne ciało, perfekcyjny uśmiech, perfekcyjne ubranie i perfekcyjne stopnie. Obiektywnie patrząc - niczego jej nie brakuje, skromnie mówiąc. Choć może jest zbyt niska, bo mierzy ledwie sto sześdziesiąt centymetrów, fakt ten znika tłumiony przez szereg jej innych zalet. W prezencie od matki natury dostała wszak cudowną figurę, o którą nic a nic nie musi dbać. Może poszczycić się łabędzią szyją, wąskimi ramionami i klatką piersiową, biustem jędrnym, niezbyt dużym, ale i nie takim, który można by było nazwać małym; wąską talią, płaskim brzuchem, szerokimi biodrami, okrągłymi, pełnymi pośladkami, długimi, zgrabnymi nogami, kobiecymi dłońmi z delikatnymi, smukłymi palcami zakończonymi zadbanymi paznokciami. Jest też śmigła i gibka. Jej porcelanowej cery zazdrości niejedna dziewczyna. Tylko nieliczni przyglądają się na tyle, by dostrzec rysujące się wyraźnie pod jej bladą skórą żyły - na ramionach, klatce piersiowej, udach i nadgarstkach. Większość jest zbyt zajęta podziwianiem jej twarzy, która niezaprzeczalnie należy do urodziwych. Cera bez skazy, wysokie czoło, prosty, wąski nos z małym końcem, szczupłe policzki łatwo oblewające się rumieńcem, pełne, delikatne i wydatne, malinowe usta rozciągnięte w tajemniczym, zadziornym uśmieszku, zdolne nie tylko do ułożenia się w tysiące różnych grymasów i charakterne, ostre brwi - komponujące się w jedną, harmoniczną całość. Punktami najbardziej przykuwającymi wzrok są zaś niewątpliwie jej oczy, otoczone gęstym wieńcem długich rzęs, rzucających na jej kości policzkowe wierzbowe cienie, nadające jej twarzy subtelnego powabu. Duże, o migdałowym kształcie, z zewnętrznymi kącikami uniesionymi do góry, czystych, chłodnych błękitnych tęczówkach. Rzucające twarde, przeszywające spojrzenia. Mówi się, że oczy są obrazem duszy - i w jej oczach można dostrzec wszystko; trzeba się tylko przyjrzeć. A mało kto to robi, będąc wystarczająco urzeczonym powierzchownym wrażeniem. Jej cudną twarz okalają białosrebrzyste pukle zdrowych, lśniących włosów, sięgających dziewczynie niemal do krzyża. Falują delikatnie w rytm jej lekkich, miękkich, kocich kroków pełnych niewypowiedzianej gracji. Zawsze wyprostowane plecy i dumnie uniesiony podbródek oraz wypięta pierś nadają jej postawie elegancji i arystokratycznej wyższości. Wrażenie to potęguje jej mocny, zdecydowany, głęboki głos chłodnej barwy i czysty, dźwięczny śmiech, który równie doskonale wyraża radość co mściwą satysfakcję. Z całej jej postawy bije niezwykła, eteryczna aura, którą z pewnością może zawdzięczać krwi wili płynącej w jej żyłach. Wiele by dała, by nie roztaczać wokół siebie takiego wrażenia, które nie jest burzone przez nawet największe potknięcie. Niezdarność u niej odbierana jest jako "urocza", aniżeli "zawstydzająca" i "niepoważna". Zawsze unosi się za nią krystaliczny, mocny, ostry zapach konwalii. Temat: Re: Umiejętności nabyte - animagia, oklumencja, legilimencja Pią 04 Mar 2016, 21:34 | |
| PODANIE O ANIMAGIĘ Czas nauki: W sumie trzy i pół roku - od wakacji po czwartym roku nauki w Hogwarcie Krótka historia opisująca fragment nauki: Z animagią zetknęła się bliżej w pewne ciepłe lato, które spędzała pierwszy raz od śmierci ojca w rodzinnym dworku, odziedziczonym przez jej wuja. Nie mogła zaprzeczyć, że nie chciała przyjeżdżać. Bała się, że będzie nękana wspomnieniami. Matka jednak naciskała i wbrew woli córki udało się jej podrzucić ją na wakacje do wuja. W posiadłości lato zawsze było najbardziej pracowitym okresem - na jego początku źrebiły się klacze, a już pod koniec sprzedawano roczniaki, dwulatki i zajeżdżano trzylatki. Tradycją było, by do największych filii hodowli Potockich przyjeżdżali młodzi czarodzieje nawet z najdalszych gałęzi rodu. Vivian miała nadzieję, że Morrigan wreszcie się na kogoś otworzy; uznała również, że koniec czwartej klasy to idealny czas, by wreszcie zaczęła oswajać się i godzić ze śmiercią ojca, czego nigdy tak do końca nie zrobiła. Poza dwiema młodszymi od niej córkami wuja i jego żoną, była jedyną przedstawicielką płci pięknej przebywającą we dworku. Sądziła, że wolny czas będzie spędzać zamknięta w pokoju i przeznaczać go na ćwiczenia zaklęć transmutacyjnych. I nie przeszkadzało jej to. Los jednak miał dla niej inne plany. Już pierwszej nocy okazało się, że kilku starszych chłopców wybrało ją sobie jako obiekt żartów i podczas snu pomalowali jej twarz niezmywalnym atramentem. Morrigan nie byłaby sobą, gdyby im się nie odpłaciła. I w ten sposób szybko zbudowali między sobą zażyłą relację, która w początkowym okresie opierała się głównie na wycinaniu sobie durnych żartów. Chłopców było czterech. Szesnastoletni Nils, siostrzeniec żony wuja Morrigan, siedemnastoletni Lech i Michał, bliźniacy oraz osiemnastoletni Jakub, z dalszych gałęzi rodu. Wspólnie ze swoją młodszą kuzynką spędzali gorące, popołudniowe godziny na lataniu na miotłach, ekscytujących spacerach po lasach i połoninach, dzikich wyścigach w przestworzach na najszybszych granianach. To oni nauczyli dziewczynę jej pierwszego zaklęcia czarnomagicznego - Slugus Eructo, oczywiście uprzednio je na niej demonstrując. Od tamtej pory nie było dnia, żeby któreś w gniewie nie rzuciło go na inne. Bo kto miał się dowiedzieć, tak daleko od cywilizacji? Pewnego dnia najstarsi z piątki podzielili się z pozostałą dwójką swoim sekretem - każdy z nich był animagiem. W rodzinie Potockich nie było to niczym niezwykłym - byli wszak bardzo starym rodem o głębokiej tradycji samodoskonalenia się i życia wśród natury. Animagia była dla nich zatem czymś niezmiernie pociągającym, a żyjąc z dala nawet od czarodziejskiej społeczności, mieli wiele czasu na praktykowanie tej trudnej sztuki. A młodzież, jak to młodzież - z zapałem podchodziła do tego typu nowych wyzwań i chętnie dzieliła się ze swoimi kompanami sekretami magii. Morrigan i Nils zaczęli naukę już w tamto lato. Dziewczyna, tak zafascynowana tą sztuką, poprzysięgła sobie, że opanuje ją w najkrótszym czasie z całej piątki. Trudne początki budziły w niej frustrację, która szybko przerodziła się w palącą złość, a ta w gorącą, niepowstrzymaną determinację. Mimo że do końca lata ani razu nie udało jej się w nic zmienić, ćwiczyła po powrocie do Hogwartu, w każdej wolnej chwili, gdy tylko była sama. A takich chwil było niezwykle dużo, zważywszy na to, że nie miała zbyt wielu przyjaciół. Czasem nawet wymykała się gdzieś po nocy, byleby tylko w spokoju poćwiczyć. Przez wzgląd na swój charakter nie akceptowała porażek. Zamierzała się nauczyć tej trudnej sztuki choćby dla zasady, skoro już zaczęła i poświęciła na nią tyle swojego czasu. Mimo doświadczania fiaska za fiaskiem, nie zamierzała się poddać, nie pozwalała jej na to duma. Była do tego stopnia uparta i nastawiona na sukces, że napisała do chłopców prośbę o przyjazd do posiadłości na okres przerwy świątecznej. Zamierzała wykorzystać każdą okazję, by się z nimi spotkać i użyć ich wiedzy i umiejętności do szlifowania swoich. W końcu, po wielu setkach godzin pracy, udało jej się zmienić na kilka minut swoją postać. Przyjęła ciało najzwyklejszego lisa. Mimo uzyskania tak pospolitego kształtu radość i duma Morrigan nie miały granic. Dlatego się uczyła. Właśnie dla tego uczucia tryumfu. Lubiła wygrywać, to oczywiste - ale zwycięstwo nad samą sobą i własnymi granicami, to było to. To było doznanie, dla którego żyła. Nie, nawet więcej - właśnie wtedy czuła, że żyła. Kolejne wakacje spędziła prawie tylko na ćwiczeniach, oczywiście poza pracą. Chłopcy mieli jej niemal dość. Jednak płomień jej gorliwości podsycił jeszcze fakt, że Nils okazał się lepszy! Z większą łatwością uzyskiwał postać renifera i mógł przebywać w niej dłużej. Dla Morrigan oznaczało to niemalże porażkę, której gorzkiego smaku nie mogła znieść najbardziej na świecie. A ten jego pełen samozadowolenia uśmieszek jeszcze bardziej doprowadzał ją do szału. To ona miała być zwycięzcą, ona! I tak przyjechała do posiadłości Piotra, by ćwiczyć w kolejne święta. Chciała być lepsza niż Nils, jednak ich umiejętności szybko zbliżyły się do siebie i utrzymywały na równym względem siebie poziomie, mimo że Morrigan szkoliła się, gdy tylko mogła. Kiedy tylko to zrozumiała, postanowiła go prześcignąć po prostu w każdym innym możliwym względzie. W lataniu na miotle, wyścigach na granianach, w biegłości w zaklęciach. To, że była rok młodsza, a zatem rok edukacji w tyle, zupełnie nie przeszkadzało jej w próbach wyprzedzenia go. Wizyty w swoim dawnym domu przy każdej możliwej okazji stały się dla niej oczywistą oczywistością, okazją do bezpośredniej rywalizacji i korzystania z szerokiej wiedzy i zdolności krewnych. To pragnienie przewyższenia innego czarodzieja od zawsze było czymś, co ją napędzało, co budziło w niej gorącą pasję. Uwielbiała rywalizację. Ale ponad nią i ponad wszystko inne, uwielbiała niszczyć przeciwników, wygrywać. Zwłaszcza z własnymi oczekiwaniami.
ZAAKCEPTOWANE
|
Yvon Mavourneen Hennessy Pałkarz Złotych Chimer, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Prezentuje się przyzwoicie. Chociaż mierzy sobie zaledwie dwanaście cali, a z natury jest bardzo giętka, więc co za tym idzie trudna do złamania, przy niektórych zaklęciach zachowuje się nieprzyjemnie głośno. W rdzeniu umieszczony został szpon hipogryfa, całość zaś została wykonana z drewna derenia przyczyniającego się do wydawania rozpraszających świstów. OPANOWANE ZAKLĘCIA: Incarcerous, Drętwota, Relashio, Riddiculus, Bąblogłowy, Jęzlep, Salvio Hexia, Antivenenum, Linia Wieku, Protego Horribilis, Sardinus Eructo, Trantallegra, Herbivicus, Waddiwasi, Nox, Deprimo, Locomotor, Mobiliarbus, Glisseo, Bonum Ignis, Obliviate, Lapifors, Oculus Lepus.OPIS POSTACI: Siedemnastoletnie dziewczę, mierzące sobie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu o budowie wdzięcznej. Rozumiejąc przez to uwydatniony, średni ale krągły biust oraz wyraźnie zaznaczone biodra z naturalnym wcięciem w okolicy talii. Włosy, w kolorze miedzi sięgają mniej więcej do połowy pleców. Naturalnie są nieco pofalowane. Dłonie z wyraźnie zaznaczonymi kostkami, wąskimi nadgarstkami, spiłowanymi na migdałowaty kształt paznokciami. Skóra jest koloru jasnego. Wyróżnia się przede wszystkim piegami, które przybierając różne kształty, oraz odcienie koloru brązowo-pomarańczowego znajdują się w ilości nadprogramowej wszędzie. Pomiędzy jedynkami można spostrzec charakterystyczną, niedużą przerwę. Temat: Re: Umiejętności nabyte - animagia, oklumencja, legilimencja Wto 08 Mar 2016, 13:12 | |
| PODANIE O OKLUMENCJĘ Czas nauki: Od jedenastego roku życia. Pierwsze efekty, wystąpiły mniej więcej półtora roku później. Umiejętność rozwijana była przez sześć lat. Czarodziej, lub czarownica o zdecydowanie wyższym poziomie legilimencji ma spore szanse na przebicie się przez barierę. Duży wpływ na utrzymanie mocnej bariery ma stan psychiczny, a także fizyczny. Krótka historia opisująca fragment nauki: Leniwe wieczory, zawsze należały do najulubieńszych długo wyczekiwanych momentów, zwieńczających wydłużające się, letnie dni. Wspomniane zaś zwykły być pełne nastoletnich nierozważnych rozterek, no i naprawdę bardzo życiowych wyborów, związanych ze starannym wyprasowaniem odpowiednio zielonej, trawiastej, ponieważ nie zielono-zielonej sukienki aby przypodobać się ulubionemu chłopcu. Który w gruncie rzeczy, za rudzielcami wyraźnie nie przepadał. Regularnie za starannie zaplecione warkoczyki z rozdwojonymi końcówkami, ścinane zardzewiałymi nożycami, ciągnął przede wszystkim niebieskookie blondynki. Ale Yvon nie mogła pogodzić się z tym, że nie zwracał na nią uwagi. Matka zawsze przed osiemnastą skrupulatnie szykowała kolację. Oczywiście, że po niej nie mogło zabraknąć czasu wolnego przeznaczonego na niesamowicie porywające rozmowy, wygłupy, a także naukę. Kontakty zazwyczaj ograniczało się do najbliższej rodziny, z reguły nie przyjmując osób postronnych w postaci gości. Czas bywał dokładnie wypełniany, przez sprzeczających się ze sobą wujków przemycających w udawanych kłótniach czekoladowe żaby, które przecież miały być dla wszystkich, a dzielone były, kiedy matka nie patrzyła pomiędzy wszystkimi dziećmi poniżej czternastego roku życia. Kuzynostwo, które uparcie powtarzało, że nie ożeni się nigdy, a jeśli już to z dziewczyną, która na nazwisko będzie miała Jajecznica teraz w większości żyło w związkach, zapominając o przyrzeczeniach które wykrzykiwali najgłośniej, jak tylko wtedy potrafili. Na dzień dzisiejszy posiadali liczne potomstwo, a czasem nawet i zwierzę, które dzielnie przy ich boku w razie zagrożenia trwało. Wariaci. O babciach, które najlepiej wiedziały, jak wychowywać dzieci aby nie psociły, a także dziadkach, którym zawsze wycierano sumiastego wąsa po zjedzeniu zupy, wyciągano okruszki z gęstej brody, w której na pewno czaiły się fantastyczne stworzenia, wiązano krawaty w groszki, które od niespełna trzydziestu lat wciąż wzbudzały nieprzychylność komentarzy. Trudno było wypierać to wszystko z pamięci. Duży, miękki fotel w kolorze błękitu paryskiego zawsze okupywany był przez najstarszego, najbardziej zrzędliwego, a zarazem wymagającego mężczyznę który w rodzinie, jako ojciec matki miał do powiedzenia zawsze najwięcej, nieprzychylnie wypowiadając się na tematy związane z nie posyłaniem dzieci do szkoły, z usługiwaniem, rozpieszczaniem. Ojciec ojca w rzeczywistości nie był jego prawdziwym ojcem. Matka zawsze powtarzała, że pierwszy biologiczny zginął w wypadku, ale Yvon naprawdę trudno było w taką wersję wydarzeń uwierzyć. Mężczyzna, który żył z babcią, to znaczy matką, ze strony ojca był przeciętnym czarodziejem prowadzącym niewielki sklepik w którym można było nabyć zwierzęta magiczne, takie jak szczury, sowy, koty, a także niewielkich rozmiarów węże. - Dziadku. Nauczyłbyś mnie w końcu czegoś przydatnego. Tylko zrzędzisz, że za Twoich czasów było zdecydowanie lepiej, że skrzaty domowe Ci bajki czytały, opasły kot który nie dostał Twojej porcji na złość zrzucał talerze, za które dostawałeś burę. - Dziadek wtedy tylko zmarszczył groźnie krzaczaste brwi i nie odpowiadał bardzo długo. Wydał z siebie niski niezadowolony burkot, a później tylko kręcąc na boki głową, ruchem dłoni w której brakowało dwóch palców, przegonił najbardziej irytującą wnuczkę, nim następnego wieczoru nie zagaił. Emocjonalnie z mężczyzny było drewno. W sensie, nie przejmował się tym, że miał przed sobą najzwyklejsze w świecie dziecko które tylko szukało przygody. Które chciało w końcu na podwórku zaimponować czymś więcej, niżeli wciąganiem dżdżownic nosem. Dziewczynka z zainteresowaniem wpatrywała się w niego bystrymi brązowymi oczyma. W pewnym momencie zrobiła się wyraźnie niezadowolona z faktu, że mężczyzna z włosami szarymi jak popiół nie przygotował do nauki różdżki. Ze sobą miał jedynie opasłą oprawianą w czarną skórę, zdobioną srebrnymi ornamentami księgę, która zwiastowała nie tyle co przyjemności, a najnudniejszą lekcję, w którą wpakowała się na własne życzenie. Nie przypuszczała, że Siwek postanowi bez najmniejszego ostrzeżenia podstępem, wygaszając przy tym czujność z którą u dzieci, a tym bardziej dorastających dziewczynek bywało nad wyraz kiepsko bezceremonialnie wedrzeć się do wciąż dziecięcego, nie potrafiącego obronić się umysłu. Niespiesznie wertował pomniejsze wspomnienia. Trudno było ukryć zdezorientowanie. Mężczyzna zauważył, że w jakiś nieudolny, naprawdę zabawny sposób przestraszone dziecko starało się zatrzymać ciąg zdarzeń, chociaż zachowywało się bardzo chaotycznie pospiesznie kładąc obie drżące dłonie na uszach, aby wyciszyć komentarze przewijające się w wyłapywanych fragmentach czy zaciskając oczy, aby nie widzieć obrazów które pojawiały się mimo woli. Przegrała. W końcu co takiego mogło wiedzieć o magii jedenastoletnie dziewczę, które niedługo miało zacząć pierwsze zajęcia w Hogwarcie. Kiedy przestał, przecierając dużymi palcami napływające do przymkniętych oczu wnuczki łzy, zaczynał tłumaczyć bardzo skrupulatnie, że w przyszłości może zdarzyć się sytuacja, w której ktoś będzie chciał chociażby dla zabawy przetestować, jak daleko może się posunąć. Matka nie została poinformowana o tym, że od tamtego dnia kiedy to dziadek zjawiał się, aby poczytać przed snem bajkę, o trollu, który uparcie przekonywał wszystkich, że tak naprawdę jest wróżką o złotych skrzydłach, która zaklęta została w potwora z powodu kradzieży, w rzeczywistości wertował kolejno następne strony księgi na nowo wdzierając się do umysłu dziecka. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie fakt, że im dziewczynka stawała się starsza tym lekcje również robiły się surowsze. Regularnie każdego tygodnia czy to przy śniadaniu, obiedzie, kolacji lub nawet wtedy, kiedy w ogrodzie pieliło się grządki, a babcia przynosiła w dzbanuszku chłodną lemoniadę dziadek testował cierpliwość dziewczyny zmuszając ją niejako do tego, aby szkolić swoje umiejętności wynajdując różne preteksty, gdyż nie raz zamierzała się poddać. Kiedy lat zaczynało przybywać, a Yvon stopniowo wchodziła w okres buntu pojawiały się pierwsze miłości platoniczne. A o nich dziadek oczywiście wiedzieć nie mógł! A wiedział. Szczerzył się tylko głupio, czasem coś tam bąknął ale udawał, że co złego to nie on.
ZAAKCEPTOWANE
|
Euphemia Crouch GajowaDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Dziewięciocalowa, elastyczna różdżka z rdzeniem z pancerza Kikimory jest oczkiem w głowie Euphemii. Kasztanowe drewno nie zachwyca wieloma zdobieniami, wzrok Effie przykuło prostotą i rączką idealnie wpasowującą się w kształt dłoni kobiety.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Expelliarmus, Portus, Avifors, Accio, Aqua Eructo, Herbivicus, Lumos, Nox, Periculum, Sonorus, Conjunctivitis, Drętwota, Rictusempra, Homenum Revelio, Kaproun, Peskipiksi Pesternomi, Malus Saporis, Bonum Ignis, Impervius, Reparifors, Levicorpus, Sardinus Eructo, Protego Horribilis, Rejiciunt Appelationis, Sezam Materio, Tardis, CrepitusOPIS POSTACI: Mając sto sześćdziesiąt siedem centymetrów, nie zalicza się szczęśliwe do krasnali ogrodowych, tym niemniej nie wzbudza wielkością należnego gajowej respektu. Siła osobowości tkwi w jej oczach - brązowe tęczówki niemalże zawsze wydają się ciepłe i pełne zrozumienia. Mocno zarysowane brwi miast nadawać spojrzeniu surowości, tylko podkreślają figlarność właścicielki; zwłaszcza, gdy poczyna nimi sugestywnie majtać, uśmiechając się przy tym szelmowsko. Ma w sobie urok dziecka, urodę delikatnej pani z dobrego domu i wulgarność ulicznego chłystka, bo jeśli zdarzy jej się solidnie zdenerwować, rzuca bluzgami z manierą szewca. W drobnym ciele kryje się też sporo energii, co ujawnia się w jej ruchach i przesadzonej, żywej gestykulacji, którą pomocniczo dołącza do długich monologów. Długo by szukać na jej ciele piegów czy znamion, od blizn wolna niestety nie jest. Poczynając od tej na kolanie, stanowiącą pamiątkę po pierwszym wyścigu z siostrą wokół kuchennego stołu, przez jedną na ramieniu, będącą pozostałością po uderzeniu przez wierzbę, skończywszy na bliźnie na łokciu - efekcie jednego z wielu meczów Quidditcha, w których robiła za ostatnią ofiarę. Na brąz swoich włosów i bladość twarzy zwykła przez lata narzekać (bo gdzie jej było do tych opalonych blondynek, za którymi latali chłopcy?), ale ostatecznie pogodziła się z własną urodą. Jak to mówią, skoro natura nie dała, pozostaje makijażem nadrabiać pewne braki. Toteż raczej rzadko kiedy ujrzy się ją zupełnie wolną od kosmetyków, nawet jeśli mieszka przy Zakazanym Lesie i częściej trafia tam na Centaura, niż przystojnego mężczyznę w swoim wieku. Temat: Re: Umiejętności nabyte - animagia, oklumencja, legilimencja Pon 18 Kwi 2016, 17:07 | |
| PODANIE O ANIMAGIĘ Czas nauki: Ponad trzy lata nauki i kolejnych siedem, powalających jej w pełni opanować sztukę przemiany w jerzyka. Krótka historia opisująca fragment nauki: - A przypomnij mi, matko, czemu się na to zgodziłam? - sapnęła Effie, odgarniając przepocone kosmyki włosów z czoła i wbijając udręczone spojrzenie w stojącą nieopodal kobietę. Darien standardowo prezentowała sobie szyk, elegancję i ten rodzaj stanowczości, przed którą najbardziej szanowane persony uginały potulnie karki. Słysząc córkę, na krótką chwilę zacisnęła malinowe usta w wąską linię, posyłając latorośli chłodne spojrzenie. - Jak mówiłam ci już wielokrotnie, Euphemio - zaczęła, wygładzając materiał sukni. - Dobra czarownica nigdy nie przestaje się rozwijać. Niedługo skończysz szkołę i nie możesz się niczym wyjątkowym pochwalić. Grace od Wottenbergów w marcu zaczęła pracować nad oklumencją - westchnęła tęsknie, zerkając za widnokrąg, by rozżalone spojrzenie ponownie zawiesić na córce. - Nie łudzimy się z twoim ojcem, że masz jakiekolwiek predyspozycje do nabycia takiej umiejętności. Sama jednak wciąż ćwierkasz o zwierzętach, więc może skup się nareszcie i wróć do ćwiczeń - nakazała nieznoszącym sprzeciwu tonem, a Effie jęknęła niemo, wznosząc oczy ku niebu. Nie chciała zawodzić matki; jak ciężko jednak przychodziło zdobyć jej uznanie, skoro do wszystkiego podchodziła z rezerwą i niechęcią! Biorąc głębszy wdech, rozłożyła dłonie, próbując rozluźnić napięte z wysiłku mięśnie. Rodziców najwyraźniej nie obchodziło, że przez ich wygórowane ambicje miała mieć później barki mężczyzny, które absolutnie ucięłyby jej drogę do małżeństwa. No bo kto chciałby kobietę o tak szerokich ramionach? Musiałaby wyglądać zupełnie absurdalnie, ale widocznie zamierali wysłać ją do cyrku. - Effie, widzę, jak marszczysz brwi. Skoncentruj się, dziewczyno, bo stracę cierpliwość do reszty - zagrzmiała złowrogo Darien, sprawiając samym głosem, że włoski na karku dziewczyny się zjeżyły. Zmotywowana (albo i zastraszona), stanęła na krawędzi ich domu, przesuwając bezmyślnie językiem po dolnej wardze, nim doszło do niej, że za ten gest również jej się oberwie. Damy nie oblizywały ust, do czorta! Przechylając się w przód, przycisnęła dłonie do tułowia, a potem pozwoliła sobie poczuć tę niezdrową ekscytację, wiążącą się z przemianą. I nim spotkała się z ubitą ziemią przed domem, poszybowała na skrzydłach w górę, zataczając w powietrzu beczkę i szybując przez chwilę na wietrze ponad ogrodem. Była jerzykiem. Jakże ironiczne dla kogoś, kto w wieku trzech lat z powodu lęku wysokości zwymiotował z balkonu na pierwszym piętrze. Może właśnie dlatego zwierzę to tak jej pasowało - bo równocześnie nie pasowało w ogóle, a była taką chodzącą sprzecznością. Czując wiatr, pieszczący jej pióra, wydała z siebie krzykliwy dźwięk, po czym przyczepiła się do ściany budynku, obserwując świat małymi oczkami. Miała tylko jeszcze parę minut, zanim znów padłaby na trawę, dysząc z przemęczenia. Wykorzystała je więc, by maksymalnie rozpędzić się i okrążyć parokrotnie dom, a gdy już zadowolona z siebie wylądowała, kończąc podróż na tyłku i zdzierając suknie, Darien pokiwała z politowaniem głową. - Ledwie minuta dłużej w przemienionej postaci. Żenujące - oceniła sceptycznie, poprawiając kapelusz i przemieszczając się przed wejście. - Ach, ćwicz, póki nie wylądujesz na nogach, Euphemio. Nie usiądziesz do stołu, póki nie opanujesz choć tej jednej rzeczy. Gdy zniknęła za drzwiami, Effie ułożyła się na plecach, wywalając język z ust i marszcząc nos. - A mogłam zostać bizonem i ją stratować. Mogłam - mruknęła do samej siebie, wyciągając dłoń w stronę nieba. Przynajmniej w powietrzu była zupełnie wolna.
ZAAKCEPTOWANE
|
Corvinus Flint AurorDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 13 i ½ cala • włókno z serca smoka • olcha • średnio giętka • gładka, błyszcząca, rzeźbiona do połowy w skomplikowane, geometryczne wzoryOPANOWANE ZAKLĘCIA: [SZKOLNE] Enervate • Cave inimicum • Expelliarmus • Protego • Drętwota • Immobilus • Accio • Aperacjum • Bombarda • Incendio • Locomotor • Lumos • Nox • Sad infer • Vad infer [ŁATWE] Anesthesia • Reparifors • Bulla privata • Frigidus flamma • Jęzlep • Utevo lux • Spongify • Bombarda maxima • Bonum ignis • Extinguetur ignis • Impervius • Siccum • Sunsesporius [TRUDNE] Fiendfyre • Purpura flamma • Sztańska pożoga • Adversum • Protego horribilis • Sensorem • Hurlingbroom • Sezam materioOPIS POSTACI: Wysoki, proporcjonalny, dobrze zbudowany mężczyzna. Dosyć szczupły, ale umięśniony - utrzymuje się w formie dzięki codziennym ćwiczeniom. Jego skóra jest naturalnie dosyć jasna, jednak często przebywa na zewnątrz, więc łatwo łapie lekką opaleniznę. Twarz ma pociągłą, zazwyczaj można zobaczyć na niej kilkudniowy zarost. Do tego prosty nos i wąskie usta - od czasu do czasu wykrzywione w czymś, co w założeniu ma być uśmiechem. Włosy wiecznie nieco za długie, zwykle zaczesane do tyłu, o barwie ciemnego, chłodnego blondu. Oczy ma często przymrużone, z tęczówkami o zimnej, stalowoszarej barwie. Pierwsze skojarzenie, gdy się w nie spojrzy, to ,,źle mu z oczu patrzy''. Ma bardzo ładne dłonie - duże, wąskie, o długich palcach. Widać po nich, że ciężka praca nie jest mu obca. Potrafi jednak posługiwać się nimi bardzo delikatnie, jeśli tylko chce - dotyk ma przyjemnie ciepły. Ma w zwyczaju ubierać się prosto i wygodnie. W jego szafie dominują ciemne spodnie, cienkie bluzki z długim rękawem, bezrękawniki, koszule. Od czasu do czasu ubiera również szyte na miarę, doskonale dobrane kamizelki i marynarki, ale to już na specjalne okazje. Do tego w zimniejsze dni długi, gruby, czarny płaszcz. Temat: Re: Umiejętności nabyte - animagia, oklumencja, legilimencja Sob 23 Kwi 2016, 16:18 | |
| PODANIE O LEGILIMENCJĘCzas nauki: trzy tygodnie do pierwszej udanej próby, po czym kolejne cztery miesiące miernych sukcesów. Tendencja wzrostowa zaczęła się po sześciu miesiącach nauki, a opanowanie umiejętności na zadowalającym poziomie - po siedmiu latach. Krótka historia opisująca fragment nauki:Wkroczył na drogę prowadzącą do rodzinnej posiadłości Flintów z mieszanymi uczuciami. Czuł silną niechęć do proszenia o cokolwiek ojca, a jednocześnie wiedział, że to, o czego nauczenie go poprosi, wyraźnie zwiększy jego skuteczność w pracy. Nie spodziewał się odmowy, zbyt dobrze znał tego starca. Stary Flint zrobi wszystko, aby zapewnić rodzinie powodzenie. A jego następcy legilimencja niewątpliwie się przyda, i to nie tylko w byciu aurorem. Gdy dba się o majątek, o interesy dzięki którym ich ród utrzymywał się na wysokim poziomie, bezcenna jest umiejętność zauważenia kłamstwa. Bo w końcu na tym się to wszystko opierało - na podchodach, kombinowaniu, oszukiwaniu. Starzec może mieć wątpliwości jedynie co do tego, że jego potomek zapewne kiedyś wykorzysta to przeciw innym rodom, co może źle się skończyć. Corvinus nie zamierzał go bynajmniej uspokajać. Jasne było, że jeśli zwęszy trop, to nie odpuści, póki nie dorwie swojego celu - bez znaczenia czy jest charłakiem, czy czarodziejem najczystszej krwi. Mężczyzna zwolnił, gdy pod butami zachrzęścił żwir podjazdu. Zatrzymał się przed schodami i spojrzał beznamiętnie na swój rodzinny dom. Fasada wymagała remontu, rośliny przycięcia. Pracownicy wyraźnie lekceważyli swoje obowiązki, mimo wczesnej godziny nie widział nikogo w zasięgu wzroku. Zmrużył oczy, nagle czując rozdrażnienie takim stanem rzeczy. Jak tylko przejmie dom, natychmiast zrobi z tym porządek... Na razie jednak jego ojciec jeszcze żył. I był mu potrzebny, nawet jeśli nie radził sobie z podwładnymi. Vinn poprawił włosy i strzepnął z ramienia mały, suchy listek. Potem wkroczył na schody i ruszył ku drzwiom wejściowym. • Siedział w salonie, w jednym z elegancko zdobionych foteli z ciemnego drewna, obitych ciemnozieloną tkaniną we florystyczny deseń. W pokoju był lekki zaduch, w powietrzu czuć było kurz. Corvinus oparł brodę na grzbiecie dłoni i spoglądał w stronę okna, marszcząc brwi. Był poirytowany i zmęczony. Mimo wielokrotnych prób, nauka nie szła mu wystarczająco dobrze, aby czuł jakąkolwiek satysfakcję. Postępy, jeśli w ogóle jakieś były, powodowały u niego frustrację swoją miernością. Towarzystwo ojca, jak zwykle bardzo wymagającego, nie pomagało. - Namyśliłeś się już? To do roboty, nie mam całego dnia. - wychrypiał siedzący naprzeciwko swojego syna starzec. Proste, szare włosy przetykane tu i ówdzie srebrzystą bielą, spływały mu luźno na ramiona. Kontrastowały z głęboką purpurą szlafroka. Otaczały zmęczoną, pomarszczoną twarz. Całości dopełniały stalowoszare, identyczne jak u Corvinusa, oczy oraz wąskie, wykrzywione z niezadowoleniem, usta. Flavius Flint uniósł laskę i stuknął nią w blat stojącego między nimi stolika. W panującej wokół ciszy dźwięk był wyjątkowo nieprzyjemny. - Słuchasz mnie? Weź się w garść albo idź już sobie.Vinn zmrużył oczy, ale powstrzymał się przed rzuceniem uwagi na temat ilości wolnego czasu ojca. Pomyślałby kto, że jest taki zajęty... Zaczynanie tej rozmowy nie miało jednak sensu. Zamiast tego wyprostował się w fotelu, oparł wygodnie ręce. - Zaczynam jeszcze raz. - powiedział, po czym wziął głębszy oddech i zamknął na chwilę oczy, oczyszczając umysł ze zbędnych myśli. Potem spojrzał na ojca i... ... krzyknął na stojącego przed nim, jasnowłosego chłopca o szarych oczach. Podniósł nawet rękę, chcąc trzepnąć go w ucho, ale wstrzymał się. Zamiast tego odwrócił się do niego plecami, masując nasadę nosa. Że też los pokarał go takim głupim dzieciakiem... Jeszcze gdyby tak bardzo jej nie przypominał... W jego obecności nie potrafił długo zachować spokoju. Mimo wszystko musiał poskromić emocje, jeśli miał go czegokolwiek nauczyć. - Dobrze, spróbujemy jeszcze raz. Podnieś różdżkę. Wyżej. Wyżej! Dobrze. Teraz patrz jak ja to robię. Najpierw w górę, powoli. Potem machnięcie, o tak... - Nie, nie, nie! Przestań! Nie machaj tą różdżką bez ładu i składu, jak patykiem! Pokazywałem ci jak to robić, naprawdę nie możesz pojąć tak prostej rzeczy?! Czekaj, narysuję ci to, bo nigdy nie zrobimy postępów... - Dobrze, bardzo dobrze! Teraz powoli, ostrożnie... Panuj nad emocjami! Za szybko! Czekaj! Cholera... Masz już osiem lat, naprawdę powinieneś już to opanować! Ale może nie powinienem spodziewać się po tobie więcej... Możesz już sobie iść.• - Nie masz problemów z koncentracją. Coś cię blokuje. Przełam to, albo dalszy trening nie ma sensu. Jak zwykle za mało się starasz...! - nadchodzący monolog przerwał gwałtowny atak kaszlu. Corvinus skrzywił się ledwo zauważalnie, jednocześnie zadowolony, że ominęła go tyrada. Same słowa ojca nie zrobiły na nim wrażenia, już dawno przestały robić. Już nie raniły. Zaczął traktować je jako kolejną upierdliwość, przez którą tylko marnowali czas. Zwykle nawet nie słuchał, jedynie czekał, aż stary Flint zaziapie się lub - tak jak teraz - oddech zabierze mu kaszel. A kaszlał coraz gorzej. Starzec w końcu zachłysnął się powietrzem, charknął i zaczęły wracać mu w miarę normalne kolory. Vinn dał mu jeszcze kilka minut, obracając różdżkę w palcach. Doskonale znał jej gładkie, olchowe drewno oraz każdy wyryty w niej fragment wzoru. Czuł płynącą od niej moc, o której wiedział, że jest odbiciem jego własnej. Wiedział, że jest w stanie to zrobić - przeprowadzić udaną legilimencję. Zatrzymał się jednak na powierzchownych wspomnieniach, coś przeszkadzało mu w sięgnięciu głębiej... Przeczesał włosy palcami. Oboje byli już zmęczeni, siedzieli tu od południa. Zbliżała się pora, w której Corvinus musiał wyjść, jeśli chce jeszcze dziś popracować. To powodowało, że niegroźna dotąd irytacja przeradzała się u niego w złość. - Zaczynam jeszcze raz. Przygotuj się, ojcze. Legilimens.Przed oczami przesunęły mu się obrazy, niektóre mniej, niektóre bardziej wyraźne. Po kilku miesiącach nauki większość była mu już znana. Chciał dostać się głębiej. Do wspomnień, których jego ojciec wcale nie chciał mu pokazywać. Czuł jego opór oraz znajomą blokadę o nieznanym źródle. Obie te rzeczy tworzyły przed nim niewidzialny, ale nieprzenikalny mur. Ograniczały go. Wszelkie próby ominięcia przeszkody spełzały na niczym, znowu... Tym razem pozwolił sobie na złość. Na wściekłość. Jeśli nie ma innego sposobu, zamiast szukać wejścia, zburzy tę ścianę! Mniejsza o wszystko inne. Postawi na swoim. Mimo silnego oporu, przesunął się do przodu. Najpierw jeden krok, potem drugi. Czuł jak coś go odpycha, ale parł naprzód, aż... ... stanął nad trumną. Podwyższenie na którym ją postawiono, otaczały ogromne wieńce białych róż. Ich ciężka, słodka woń unosiła się w chłodnym powietrzu. Słyszał, jak ludzie za nim szepcą. Wiedział, co sobie myślą. Ale ona zawsze kochała róże. Jej białe róże, które hodowała z taką miłością. Pójdą na drugą stronę razem z nią. Nie mógłby znieść ich widoku... Były z nią zbyt związane. Patrząc na nie, widziałby ją. Dlatego ściął je wszystkie, co do ostatniej. A że kolor był nieodpowiedni na pogrzeb? Miał to w głębokim poważaniu. Niech gadają. Niech szepcą. I niech patrzą jak bardzo ma to gdzieś...Poczuł bolesny ucisk w piersi, po czym nagle znów znalazł się w fotelu, w znajomym salonie. Mimo tego dojście do siebie zajęło mu dłuższą chwilę. Wiedział, że został odepchnięty. I to z taką siłą, że aż zaparło mu dech. Kompletnie nie spodziewał się, że jego ojciec ma jeszcze tyle mocy... • - Wyjdź!! Natychmiast!! Nie chce cię tu widzieć! Koniec nauki! Umiesz już wystarczająco, poradzisz sobie sam. Ja nie będę ci już pomagał, znajdź sobie inną ofiarę. Wynoś się!ZAAKCEPTOWANE
|
Ophelia Lestrange Nauczycielka WróżbiarstwaDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Różdżka o niezwykle majestatycznej prezencji, idealnie prosta, mierząca 13 i ¼ cala. W oczy rzuca się jej niespotykany odcień — tarnina, który stanowi jej budulec, jest pokryta ciemną barwą, która w słońcu mieni się głębią rozmaitych odcieni szarości. Za rdzeń posiada pióro z ogona feniksa, niezwykle łatwo ulega chwilowym odkształceniom, co zawdzięcza dużej elastyczności — szybko jednak powraca do swojej wcześniejszej postaci prostej jak struna. OPANOWANE ZAKLĘCIA: SZKOLNE: Enervate, Expelliarmus, Homenum Revelio, Protego, Arania Exumai, Drętwota, Verdimilious, Avifors, Accio, Alohomora, Aperacjum, Lumos, Nox, Wingardium Leviosa, Finite | ŁATWE: Slugus Eructo, Sollicitus, Imperturbable, Jęzlep, Procella, Constant Visio, Delens Vestigium, Illegibilus, Quietus, Suspensorius, Mucus ad Nauseam, Rennervate, Bombarda Maxima, Mobilicorpus | TRUDNE: Obliviate, Szatańska Pożoga, Protego Horribilis, Serpensortia, Vulnera Sanatur, Finite Incantatem, Dissendium, Sectumsempra | NIEWYBACZALNE: Avada Kedavra, Cruciatus, ImperiusOPIS POSTACI: Twarz usiana piegami w najrozmaitszych miejscach, wpisywała się w ramy niestandardowych przykładów urodliwości. Prosty nos, wysokie kości jarzmowe, nieco opadnięte policzki czyniły z Lestrange istotą o prezencji nie tyle pięknej, co surowej. Blade usta o kształcie, który ciężko zdefiniować jakimkolwiek określeniem pełni tudzież soczystości, zaciskały się nerwowo w wąską linię, potęgując wieczne niezadowolenie wymalowane na licu. Gęste, czarne brwi stanowiły swoistą oprawę dla oczu, ściągającą multum spojrzeń, niby odbierając możliwość swobodnego skupienia na całokształcie. W oczach odbijały się gwiazdy, żywy firmament, błyszczący światłem tysięcy gwiazd. Za każdym razem, gdy spoglądała w niebo, ono odpowiadało jej, odbijając się przejrzystą taflą w tęczówkach. Te zaś, w naturalnym świetle dnia codziennego, mieniły się mieszanką ciepłych barw. Chowały odmęty zieleni, pomieszane z piwną nutą, niekiedy graniczące z ciepłym pigmentem orzecha — gościły liczne plamki, swym ciemnym tonem przechodzące w heban. Rodzinnym znamieniem odciśniętym na osobie Ophelii okazała się być kaskada czarnych włosów, opadających na ramiona splątaną taflą kosmyków. Niesforność dzieła obecnego na głowie kobiety bynajmniej nie była spowodowana jakimkolwiek brakiem uwagi, ba, linią prawidłowości mogłoby się zarysować śmiałe stwierdzenie, iż prezentuje sobą kontrolowany chaos. Wzrost, który osiągnął miarę stu sześćdziesięciu dziewięciu centymetrów niewątpliwie potęgował odrobinę wątłą figurę. Sylwetka znalazła równowagę w odpowiedniej dawce subtelnego zaokrąglenia ewentualnych kantów, czyniąc Lestrange kobietą szczupłą, lecz nie chudą. Temat: Re: Umiejętności nabyte - animagia, oklumencja, legilimencja Sob 23 Kwi 2016, 22:53 | |
| PODANIE O OKLUMENCJĘCzas nauki: Od osiemnastego roku życia, obecnie mija od tego czasu równe osiemnaście lat, przez które nieustannie praktykowała tę technikę. Pierwszy efekt pojawił się po sześciu miesiącach, opanowanie zaś zajęło siedem lat. Krótka historia opisująca fragment nauki:2 lutego 1816 roku, Lestrange uświadomiła sobie, iż czasy Hogwartu przeminęły bezpowrotnie, pozostawiając po sobie jedynie słodko-gorzki, siedmioletni posmak, który niósł się echem po czystym umyśle. Wspomnienie, które w miarę upływających lat miało zostać osnute coraz gęstszą warstwą bezlitosnej, upartej mgły, blaknęło niczym przemoknięta do cna kartka papieru — miało pozostać drobnostką w obliczu dalszego życia. Blady miraż, który pozostawiła po sobie nauka w szkole magii i czarodziejstwa, zostawał bez ustanku spychany w przeszłość, pomimo upartego wiosłowania do przodu, chęci wybicia się ponad pasmo rzeczywistości; Ciemne, burgundowe zasłony, przez które nie odważyła się przebić żadna nikła wiązka światła, półmrok panujący w pokoju, witały ją z każdym dniem osiemnastoletniego życia, który spędzała w rezydencji rodu. Skrzypiące panele podłogowe, żałośnie jęczące przy każdym stawianym kroku, burżuazyjny przepych, wszechogarniająca ciemność, do której niewiadome uwielbienie żywiła matka. Satynowa pościel, której dotyk zwodniczo sprowadzał tor myśli w kierunku dzieciństwa, czasu na tyle ciężkiego, że aż nierealnego; wyrazistą linią rysowały się bogate wspomnienia związane z rodzeństwem, z jej młodszym bratem, który wciąż pozostawał za szkolnymi murami. Każda rozmowa przeprowadzana z ojcem wiodła w kierunku jej przyszłości, drogą tak niewiadomą, lasem tak niezbadanym i ciemnym, że w pewien sposób pociągająco tanatycznym. Biegła nielinearnie tym szlakiem, zgrabnie omijając największe przeszkody, posiadając głęboko zakorzenione przekonanie, że nie podoła własnemu, ubranemu w koronki i dostojeństwo, życiu. Tym razem, gdy za monumentalnymi okiennicami w oczy rzucał się widok tak smętny i żałosny, jak deszcz uderzający z głuchym dudnieniem w ziemię, zmierzała do gabinetu ojca, w którym miała się znaleźć po raz kolejny w tym tygodniu. Na ogół zadawał rutynowe pytania, niekiedy obdarzał ją znajomym błyskiem w oku, podsuwał sugestię, czasami nawet gotowe, muśnięte wstążką rozwiązanie. Poruszali kwestie czarnomagiczne, kwestie pozornie oczywiste, sprawy wyjątkowo trywialne, lecz także te o nieco głębszym podszyciu. Nie mówiła mu o wszystkim, oduczyła się tego dziecięcego nawyku stosunkowo wcześnie, nigdy nie wspomniała, iż zamierza opuścić rodzinną posiadłość i zamieszkać w Londynie. — Ile jesteś w stanie mi powiedzieć o oklumencji? — dobiegł do jej uszu stary głos, przecięty lekką chrypą świadczącą o starości, gdy tylko przekroczyła próg tego pokoju. Wzięła głęboki wdech, nim wsunęła się do środka, delikatnie zamykając mosiężne drzwi, nie chcąc mącić ciężkiej ciszy, która zaległa po zadanym pytaniu. Zastygła momentalnie, po czym ruszyła w kierunku fotela, w którym zwykła siadać odkąd trafiła tutaj po raz pierwszy. Omiotła wzrokiem strzeliste regały, wypełnione po brzegi książkami, zdające się sięgać do samego sklepienia. Zawiesiła wzrok na potężnym, mahoniowym biurku, biorąc głęboki wdech. Cisza zaczęła być uporczywa, niemalże skraplająca się, a intensywny wzrok ojca potęgował pytania, na które odpowiedzi nie potrafiła znaleźć. — Niewiele. Zasadniczo tyle, ile sama byłam w stanie wywnioskować z odrobiną tego, co usłyszałam jeszcze w Hogwarcie — odparła, unosząc wzrok. — Wiem, że wszystko wydaje się okropnie skomplikowane, zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie jestem jedynym twoim dzieckiem bez pomysłu na siebie, ale gwarantuję, że znajdę w końcu rozwiązanie. Potrzebuję jedynie czasu... — zaczęła pewnym siebie głosem, w którym pobrzmiewały obce dotąd, w stosunku do ojca, nuty arogancji. — Nie po to chciałem cię widzieć, Ophelio — przerwał, wykonując charakterystyczny ruch dłonią, który niby miał odgonić słowa córki. — Będę cię uczył, postanowiłem. Zastanawiałem się, na które z was powinienem przelać swoją wiedzę i umiejętności, nie powiem, był to trudny orzech do zgryzienia. Teraz jednak jestem pewien. — Zsunął lekko okulary o owalnych szkłach, obdarzając Ophelię badawczym wzrokiem. Niewątpliwie, postawił ją przed faktem dokonanym, w domu Lestrange nie istniało pojęcie sprzeciwu wobec starszego autorytetu. Oczekiwał jednak potwierdzenia, ewentualnej reakcji, ukontentowanego skinięcia, które utwierdziłoby go w wieczystym przekonaniu, że postąpił słusznie. — Tak. — Odpowiedź tak tragicznie niewiadoma, możliwe, że w pewnym wymiarze pytająca, nieświadoma, poniosła się pogłosem po przestrzennym pomieszczeniu. Jej dokładne znaczenie, niewerbalny, ukryty sens, spłynął razem z kroplami deszczu rozbryzganymi na tafli szyby. *** — Legilimens! — męski, donośny głos, dotknięty zębem czasu i nikotyny, poniósł się po tym samym pomieszczeniu, w którym dzień wcześniej zawisły niewypowiedziane słowa. Pierwszy raz był najgorszy — nieznane uczucie szarpanej tkaniny, z której zgrabnie utkane były wszelkie wspomnienia. Wraz z każdą wyrwaną nicią, obcy, psychiczny ból narastał, czyniąc istne spustoszenie. Ustał, dopiero gdy wola ojca to oznajmiła. Porażka smakowała wyjątkowo gorzko, zwłaszcza przed jego obliczem, gdy musiała widzieć ciemne tęczówki, z których umykały niesprecyzowane pokłady rozczarowania. Widziała je w nich zawsze, często uparty umysł sam dorabiał te fałszywe, negatywne wibracje, pomimo ich braku. Byleby się skarcić, za wszelką cenę zmotywować, poczuć w żyłach bezlitosne pożądanie zwycięstwa, sukcesu — tak typowe dla Lestrange. Każdy kolejny raz, w którym nóż legilimencji gładko wtapiał się w umysł Ophelii, bezproblemowo go ciął i przeczesywał w poszukiwaniu do tej pory niezbadanych odmętów, przyprawiał ją o nowszy, bardziej wyszukany ból głowy. Jej potencjalna obrona zawisła pod znakiem bezcelowej, nie była w stanie powstrzymać nawet tych najlżejszych muśnięć, pomimo usilnych starań i bezowocnych prób odbicia ojcowskiej siły; Po którymś z kolei razie, który pozostawił owoc w postaci gwałtownego wyrwania się na powierzchnię, ciężkiego, wprost z ogromnym trudem zaczerpniętego wdechu, na jej skroniach pojawiły się pierwsze krople potu. Zmęczenie, które urosło we wnętrzu, przyjęło monstrualne rozmiary, objawiło się lekkim drżeniem rąk, jednak pomimo ciężaru troski zionącej ze spojrzenia ojca, nie powiedziała ani słowa, czekając na kolejne brzmienie zaklęcia Legilimens. — Na dzisiaj kończymy — zaczął, unosząc brew, widząc jej niemą próbę zaprzeczenia. — Nie chcę słyszeć absolutnie żadnych protestów z twojej strony, nie masz w tej kwestii żadnego głosu. Jutro chcę cię widzieć o tej samej porze. Miłego dnia, Ophelio. — Odprawił ją nieartykułowanym, niezrozumiałym machnięciem, co można było śmiało nazwać jednym z jego licznych zwyczajów. *** — Czystość umysłu, Ophelio, klarowność myśli, wyciszenie emocji — powtarzał niczym swoistą mantrę, niby w wierze, że słowa wypowiedziane dostatecznie wiele razy, staną się stanem rzeczywistym. — Nie stworzysz żadnej przyzwoitej bariery, nieprzyzwoitej także, gdy twoje własne myśli nacierają na nią. Nie wspomnę już o tym, że w oczywisty sposób wystawiasz je na ostrzał, pozwalasz mi dowolnie za nie szarpać. Skup się, wycisz myśli, każ zamilknąć głosom w twojej głowie. — Zastukał parokrotnie trzonem różdżki o lśniący blat, nie wiedząc jak przemówić do narwanego, osiemnastoletniego umysłu. Potarł brodę w zadumie i wziąwszy spokojny wdech, zamachnął się różdżką. — Legilimens!Minęło sześć miesięcy. Równe sześć, odkąd znalazła się w dokładnie tym samym fotelu, na dokładnie tej samej pozycji. Dokładne sześć od czasu rozpoczęcia nauki, bezkresnego pasma porażek, którego zwieńczenie nie pojawiało się na horyzoncie. Brzmienie zaklęcia Legilimens wyryło się na rozmaite sposoby w umyśle Lestrange, czyniąc je pierwszym słowem, które jawiło się po przebudzeniu i ostatnim, z którym rozstawała się przed oddaniem w objęcia Morfeusza. Przez cały ten czas, niezaprzeczalnie zgubiła cały typowy dla siebie buńczuczny zapał, jego miejsce na podium przejęła chęć ucieczki wymieszana w paradoksalnym duecie z potrzebą spełnienia oczekiwań ojca. Wyciszenie umysłu tak rozdrażnionego, stanowionego jątrzącą się ranę desperacji i usilnej chęci dogodzenia, graniczyło z niemożliwym w wykonaniu cudem. Nie pojmowała sensu jawiącego się za czystością umysłu, ponieważ tę uważała za nieprawdopodobną w osiągnięciu. Tym razem jednak pozwoliła mięśniom bezwiednie opaść, pozbawiła ciało ucisku i spięcia, będących nieodłącznymi towarzyszami doli od miesięcy. Umysłowi zaś pozwoliła, w całej swojej prostocie, być przejrzystą taflą wody — prostą i nieskrępowaną, jednak odbijającą wszelkie wpływy z zewnątrz. Ten jeden raz uderzenie ojca nie wsiąknęło w głąb plączących się wspomnień — kolejne stanowiły kontynuację wcześniejszych klęsk Ophelii, lecz pierwsza udana blokada uczyniła milowy postęp. *** 26 czerwca 1823 roku spędzała już w Londynie, budując naturalny spokój, czystość i niedostępność myśli, wieńcząc dzieło powstałe spod rąk głowy rodziny Lestrange. Szczelna bariera stworzona wokół umysłu bezproblemowo odbijała większość ataków, jednak sama Ophelia nie ustawała w praktyce, niemających końca ćwiczeniach, uznając za swój obowiązek stworzenie blokady tak skutecznej, że niemalże niemożliwej do przekroczenia. ZAAKCEPTOWANE
|
Malcolm Grive Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 9 cali, sztywna, włos z głowy wili, czarny orzechOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Expelliarmus, Zaklęcie Kameleona, Lumos, Nox, Relashio, Verdimilious, Vera Verto, Accio, Wingardium Leviosa, Jęzlep, Lapifors, Levicorpus, ObliviateOPIS POSTACI: Oryginalność, wyróżnianie się z tłumu to coś do czego dąży prawie każdy, świadomie czy też nie. W końcu czego to się nie robi, by nie być tylko kolejnym szarym osobnikiem w beznadziejnym tłumie? Czego to się nie robi, by być tym wspaniałym i oryginalnym? Czego to się nie robi, by po prostu stać się kimś? W przypadku Malcolma niewiele. I to nie tak, że jego nie obchodzi jak wygląda. Bo nie jest brzydki - mierzy sobie dobre metr 74, ma miękkie, brązowe włosy i błyszczące, kasztanowe oczy. Linia jego szczęki jest wyraźna, rysy idealnie symetryczne, a kości policzkowe ostro zarysowane, pomimo młodego wieku, zahartowane życiem. Na nosie ma okulary i cierpi na syndrom nadmiernego poprawiania ich. Charakterem do zaoferowania ma znacznie mniej. Malcolm jest cichy, spokojny, a jednocześnie bardzo inteligentny i potrafiący podczas niemal każdej kłótni odwrócić kota ogonem w taki sposób, że to ktoś przeprasza jego, a nie odwrotnie. Ma sprecyzowane zdanie i wie czego chce. Mając do wyboru tuzin rozmaitych kształtów kieliszków do wina albo dwadzieścia odcieni błękitu, większość ludzi głupieje lub dostaje oczopląsu, a Malowi wybór nie sprawia najmniejszego problemu. Chłopak ma duże predyspozycje do nauki, ale jego pesymistyczne podejście i nie robienie nic by jego egzystencja nabrała jakiegokolwiek sensu, sprawia, że na pierwszy rzut oka wydaje się być przeciętny. Bo jemu w sumie dobrze jest z faktem, że każdy dzień jest taki sam, że nic tylko siąść i płakać. Woli pracować samemu i niespecjalnie zależy mu na zawieraniu głębszych znajomości - szczególnie, jeżeli będzie musiał przejąć inicjatywę. Na ogół spokojny, jednak potrafi stać się przerażający, gdy ktoś za mocno na niego naciska. Jego zastanawiającą zdolnością jest także chodzenie z głową w książce i nie wpadanie na nikogo po drodze. Temat: Re: Umiejętności nabyte - animagia, oklumencja, legilimencja Nie 14 Sie 2016, 23:05 | |
| PODANIE O ANIMAGIĘ Czas nauki: Od trzeciego roku nauki, zadowalające efekty pojawiły się dopiero po pierwszym roku. Umiejętności rozwijane od tamtej pory, co daje 4 lata nauki. Krótka historia opisująca fragment nauki:
Drozdy nic nam nie czynią poza tym, że radują nas swoim śpiewem. Nie niszczą ogrodów, nie gnieżdżą się w szopach na kukurydzę, nie robią żadnej szkody, tylko śpiewają dla nas z głębi swoich ptasich serduszek. Dlatego właśnie grzechem jest zabić drozda.
- Ja chcę po prostu czuć wolność. Moją delikatną skórą, oczami, duszą. Chcę to czuć całym sobą. Uwierzyć w siebie. Nie bać się świata. Na tym mi zależy. - szepnął, opadając na kolana i spoglądając na swoje dłonie. - Dlatego chciałbym umieć... się przemieniać. Tak jak ty. - oczy mu błysnęły, gdy uniósł je na postać Liama, w oczekiwaniu na odpowiedź. Nastała cisza, ale Mal nie odważył się wypowiedzieć choćby słowa więcej. - W porządku. - starczy brat, włożył ręce do kieszeni czarnej kamizelki i odwrócił głowę w bok, chcąc uniknąć kontaktu wzrokowego z Malcolmem. - Ale musisz mi obiecać, że będziesz trzymał tę umiejętność z dala ode mnie - nie obchodzi mnie co z nią zrobić. Chciałbym, żebyś to sobie zapamiętał, Mal. To nasz sekret. - jego oczy zmrużyły się, a młodszy brat przytaknął tylko, nie będąc w stanie wypowiedzieć nic więcej niż zwykłe "dziękuję", które z powodu tymczasowo obrabowanego słownika, wydusił z siebie przynajmniej 4 razy.
Dużo ćwiczył, głównie z Liamem, a po jego śmierci już samotnie, utrzymując zdolność w tajemnicy przed światem. Przez pierwsze kilka miesięcy efektów nie było żadnych, a frustracja chłopaka stawała się coraz większa. Pewnego kwietniowego popołudnia, zaszył się na szczycie wieży, by ćwiczyć. Spróbował raz. Drugi. Trzeci. Dopiero, gdy machnął różdżką po raz czwarty, coś się zmieniło. Poczuł ból w klatce piersiowej i we wszystkich kończynach, po czym coś szeleszczącego mignęło mu przed oczami.Upadł do tyłu, niefortunnie spadając akurat po schodach, którymi sturlał się dobre 5 metrów w dół, ostatecznie lądując na kamiennej posadzce z rozbitą głową i złamaną ręką. Tamtego dnia, pomimo obrażeń fizycznych, w jego duszy pojawiła się nadzieja, że faktycznie ma szansę zostać animagiem. Zaczął ćwiczyć więcej, bardziej wydolnie, zaniedbując relacje z przyjaciółmi, nie śpiąc do późna, a czasami nawet omijając lekcje. 4 miesiące później, we wrześniu tego samego roku, udało mu się przemienić po raz pierwszy - zaledwie na 3 krótkie minuty stał się niewielkim, brązowym drozdem.
W wakacje z VI na VII klasę sądził, że może odbyć swój pierwszy długi lot - nie zwracając uwagi na wysokość ani na wiatr, frunąć jednie i pozwalać wiatrowi unosić się do góry. Ale przeliczył się, poleciał zbyt wysoko i w momencie gdy poczuł, że coś jest nie tak, że jego kości stają się cięższe, a pióra zaczynają znikać, był zbyt daleko od ziemi, by wylądować spokojnie na chodniku. Obniżył lot, ale zmienił się w człowieka zbyt wcześnie, w efekcie spadając na dach czyjegoś domu z wysokości dwóch metrów. Ból rozszedł się po każdej części jego ciała, jednak ostatkami sił udało mu się wspiąć do pierwszego, zobaczonego przez siebie okna, niecałe 80cm nad miejscem w którym wylądował. Wspiął się po dachówkach, by zaraz złapać się palcami za framugę, otwartego okna. Rozejrzał się po pomieszczeniu i powoli wsunął przed siebie jedną nogę, delikatnie stawiając ją na szafce stojącej pod oknem. Dopiero wtedy zauważył jakiś ruch, a jego wzrok opadł na 10-letnią dziewczynkę, w której oczach odbijało się światło stojącej na biurku lampki. Złapała kurczowo klamkę i oparła się od drzwi. Mal wyciągnął w jej stronę otwartą dłoń i po cichu zeskoczył z szafki na podłogę. - Kim jesteś?! - krzyknęła, próbując cofnąć się do tyłu, ale brutalnie przekonując się o tym, że nie ma gdzie. Gdy do uszu Malcolma dotarł tak głośny i piskliwy dźwięk, ten odsunął się do tyłu i wspiął się z powrotem na parapet. Objął się ramionami, oddychając powoli, tak jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę ze swojej sytuacji. - Nie krzycz, proszę. - szepnął, a dziewczynka, wyjątkowo zainteresowała, poluzowała uścisk na klamce i zrobiła niewinny krok w jego stronę. - Kim jesteś? - powtórzyła spokojniej. Malcolm otworzył jedno oko i łypnął nim na dziewczynkę. - Nie widziałaś nigdy ptaka? - spytał. 10-latka zmarszczyła brwi. - Oczywiście, że widziałam. - oświadczyła oburzona. - Ale ty nie jesteś przecież ptakiem. - w jej głosie pojawiła się nutka niepewności. - Ależ oczywiście, że jestem. Umiem latać. - uśmiechnął się, spoglądając na swoje dłonie i dopiero teraz zdając sobie sprawę, że te krwawią. Wytarł je powoli o tył spodni, spoglądając jeszcze raz na nieznajomą. - Samoloty też potrafią latać, a nie są ptakami. - odparła, prężąc się dumnie. - Ale to ludzie nimi kierują. Ja mogę sam sobą kierować. Nikogo nie potrzebuję! - stwierdził, robiąc stanowczy krok na szafkę. - Jestem wolny. - szepnął nieco ciszej, odwracając głowę w bok i przez moment wpatrując się w gwieździste niebo. - Mam ci udowodnić? - nie czekał na odpowiedź. Zeskoczył z szafki, ale zanim dotknął ziemi, wiatr zawył donośnie i poderwał z biurka plik kartek, które poszybowały pod sam sufit wraz z niewielkim, brązowym drozdem. Ptak, machnął dwa razy skrzydłami po czym usiadł na stoliku. Przekrzywił wzrok na bok i znów przybrał swoją ludzką formę, dopiero po kilku sekundach zdając sobie sprawę z tego co przed chwilą zrobił. Dziewczynka otworzyła usta by coś powiedzieć, gdy oboje usłyszeli jak ktoś wchodzi po schodach. - Maya, co ty tam robisz? - rozległ się głos dorosłej kobiety. Mężczyzna natychmiast poderwał się ze stołu i jedyne co po nim zostało to pojedyncze, hebanowe piórko.
Polubił swoją ptasią postać i podobnie jak niewielki drozd, stał się kruchy i delikatny. Jego ruchy i zachowania coraz bardziej zaczęły przypominać ptasie - płochliwość, przechylanie głowy na boki, podskakiwanie gdy był znudzony. Te zapożyczone nawyki zaczęły być dla niego widoczne z każdym dniem coraz bardziej, a fakt, że miał możliwość szybkiego przemieszczania się stawała się coraz bardziej przerażająca. Widział spory kawał świata. Dużo latał i przesiadywał w swojej ptasiej formie zdecydowanie zbyt wiele czasu. Po jakimś czasie niemal zaczynał się nudzić. Zaczynał myśleć: czy to naprawdę już wszystko? A potem zdał sobie sprawę, że nadal jest uwięziony w klatce - tak jak był od zawsze. Nadal były jakieś ograniczenia - kiedyś ziemia, teraz niebo. "Wolny jak ptak" mówią. Cóż za dziecięca naiwność.
kill me
ZAAKCEPTOWANE
|
Temat: Re: Umiejętności nabyte - animagia, oklumencja, legilimencja | |
| |
| Umiejętności nabyte - animagia, oklumencja, legilimencja | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |