|
Gabinet twojego ulubionego profesoraIdź do strony : 1, 2, 3, 4, 5 Administrator fabularny NPC
Temat: Gabinet twojego ulubionego profesora Wto 09 Lut 2016, 19:27 | |
| Gabinet profesora Bułhakowa znajduje się nieopodal wejścia do Pokoju Życzeń, na końcu korytarza. Prowadzą do niego duże, dębowe, zabejcowane na kasztanowy kolor drzwi. Przez właściwie cały czas są zamknięte - nawet przebywając w środku Vakel zamyka je dla świętego spokoju, dlatego czasami da się spotkać w okolicy rozgoryczonych pierwszoklasistów, nie będących nawet pewnymi tego, czy nauczyciel jest w środku i nie chce mu się otworzyć, czy po prostu gdzieś sobie poszedł. Pomieszczenie jest sporych rozmiarów, a większość miejsca pozostaje niezagospodarowane. Pierwszą rzucającą się w oczy po wejściu rzeczą jest spore, zdobione detalem snycerskim, lipowe biurko z dwoma krzesłami - dla Vakela i ewentualnego rozmówcy, tudzież osoby aktualnie odbywającej u niego karę. Naprzeciw drzwi usytuowane jest również okno z ujmującym widokiem na dziedziniec i błonia, jedynie czasami, kiedy słońce za bardzo się naprzykrza, przysłonięte szaro-żółtą kotarą. Najbardziej przykuwającą uwagę rzeczą jest sufit, na którym precyzyjnie wymalowane zostały wszystkie gwiazdozbiory i planety, zmieniające swoje położenie zależnie od pory roku. Po bokach Bułhakow ustawił wiele regałów pełnych książek, które przywiózł ze sobą do Hogwartu już pierwszego dnia, tyle, że w zmniejszonej formie. W gabinecie znajdują się również: stolik z rzeczami przeznaczonymi do wróżenia, zestaw do parzenia herbaty, puszeczki z ziołami i zastawa... oraz tajemnicza szafa.
Ostatnio zmieniony przez Administrator fabularny dnia Pią 06 Maj 2016, 19:41, w całości zmieniany 1 raz
|
Yvon Mavourneen Hennessy Pałkarz Złotych Chimer, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Prezentuje się przyzwoicie. Chociaż mierzy sobie zaledwie dwanaście cali, a z natury jest bardzo giętka, więc co za tym idzie trudna do złamania, przy niektórych zaklęciach zachowuje się nieprzyjemnie głośno. W rdzeniu umieszczony został szpon hipogryfa, całość zaś została wykonana z drewna derenia przyczyniającego się do wydawania rozpraszających świstów. OPANOWANE ZAKLĘCIA: Incarcerous, Drętwota, Relashio, Riddiculus, Bąblogłowy, Jęzlep, Salvio Hexia, Antivenenum, Linia Wieku, Protego Horribilis, Sardinus Eructo, Trantallegra, Herbivicus, Waddiwasi, Nox, Deprimo, Locomotor, Mobiliarbus, Glisseo, Bonum Ignis, Obliviate, Lapifors, Oculus Lepus.OPIS POSTACI: Siedemnastoletnie dziewczę, mierzące sobie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu o budowie wdzięcznej. Rozumiejąc przez to uwydatniony, średni ale krągły biust oraz wyraźnie zaznaczone biodra z naturalnym wcięciem w okolicy talii. Włosy, w kolorze miedzi sięgają mniej więcej do połowy pleców. Naturalnie są nieco pofalowane. Dłonie z wyraźnie zaznaczonymi kostkami, wąskimi nadgarstkami, spiłowanymi na migdałowaty kształt paznokciami. Skóra jest koloru jasnego. Wyróżnia się przede wszystkim piegami, które przybierając różne kształty, oraz odcienie koloru brązowo-pomarańczowego znajdują się w ilości nadprogramowej wszędzie. Pomiędzy jedynkami można spostrzec charakterystyczną, niedużą przerwę. Temat: Re: Gabinet twojego ulubionego profesora Wto 09 Lut 2016, 20:46 | |
| Hennessy miała talent do wpędzania nie tylko siebie, ale także swoich najbliższych w bardzo duże kłopoty. Tak też i tym razem wręcz wyrzucona z klasy, pospiesznie opuściła pomieszczenie w którym inni uczniowie uczyli się zaklęć. Rozgardiasz sprawił, że nie była na lekcji na bieżąco – a więc nie ćwiczyła, kiedy wszyscy inni się tym zajmowali, nie posiadając przy swoim boku jedynego ważnego na tych lekcjach elementu, jakim była drewniana różdżka wciąż spoczywająca u nadgorliwie pilnującego Krukona. Przemierzała korytarze w towarzystwie innych uczniów, a także teoretycznie znielubianego Malfoya, który na zajęciach wyraził niemałą dezaprobatę na nie tylko jej zachowanie – co o dziwo, ubodło rudowłosą do tego stopnia, że wyraźnie spochmurniała ale nie odezwała się ani słowem, zagryzając nerwowo wnętrze jednego z własnych policzków. Pamiętała ostatnie zajęcia z Bułhakowem i teraz nie była pewna tego, czy miała ochotę bawić się także z nim w gierki słowne. Z góry znalazła się na przegranej pozycji. Wyczuwała to aż za dobrze. Zmierzyła Hugona oskarżycielskim spojrzeniem. Może gdyby nie przyczynił się do kradzieży, wszystko byłoby w jak najlepszym porządku. A teraz? Co tu dużo mówić. Wszystkich miała spotkać niemała kara. A przynajmniej Hennessy, która w odrabianiu kar zbierających się przez lata była po prostu mistrzynią. Poprawiła ramię torby, która zwisała jej na ramieniu na moment w zamyśleniu zapatrując się w czubki własnych butów. Dotarli na miejsce. Czekali. Czekali jak te zwierzęta na rzeź tuż przed wszystkim dobrze znanym gabinetem. Nie. Tak nie mogło być. Przesunęła dłonią po karku, starając się wyglądać na wciąż zdeterminowaną do chronienia własnych czterech liter. Konfrontacja z Bułhakowem wywoływała niepokój. Czasami zjawiała się tu sama, nie często – zwykle mając szczęście do innych nauczycieli. A teraz nagle znalazła się w towarzystwie. Chociaż miało to trochę plusów, w końcu nie miała być jedyną, która nasłucha się nauczycielskich wywodów – obecność innych komplikowała wiele. W końcu przy nich nie mogła ani przez chwile pokazać, że się boi, czy że żałuje. A czy żałowała? Nie. Akurat tego, że potraktowała Wittermore jęzlepem – nie mogła żałować. To było najlepsze zaklęcie, jakiego do tej pory użyła! To był sukces! To, że się udało znaczyło tyle, że naprawdę potrafiła robić coś więcej, niżeli tylko machać różdżką.
|
Mascius Malfoy Prefekt Naczelny, Ścigający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Dwanaście cali, sztywna, brzoza, pióro z ogona feniksaOPANOWANE ZAKLĘCIA: CAVE INIMICUM, EXPELLIARMUS, HOMENUM REVELIO, PROTEGO, DRĘTWOTA, EVERTE STATUM, IMMOBILUS, BOMBARDA, ALOHOMORA, FINITE, MOBILE IMAGINEM, EXPULSO, IMPERTURBABLE, PROTEGO HORRIBILISOPIS POSTACI: Malfoy. Jaki jest każdy widzi. Przedstawicieli tego rodu trudno pomylić z kimś innym. Nieco bledsza cera, ostre rysy i wyjątkowo jasne blond włosy. Cechy charakterystyczne, których nie sposób pominąć, tak jak faktu, że każdy z nich kończy w Slytherinie. Tak już po prostu jest i z tym się nie dyskutuje. Mascius nie odbiega od tego opisu w żaden sposób. Jest to typowy przedstawiciel swojej rodziny. Wysoki, mierzy sobie powiem nieco ponad sto osiemdziesiąt centymetrów. O raczej szczupłej sylwetce, gdzie linia mięśni jest wyraźnie odznaczona, jednakże nie widać po nim, aby poświęcał większą uwagę temu, aby jego ciało było odpowiednio wyrzeźbione. Niemniej jednak postawę ma cały czas prostą i faktycznym wyzwaniem jest zobaczenie go, gdy się garbi. Bije od niego powaga wymieszana z poczuciem wyższości, które ma wpajane od dziecka. Jako czarodziej czystej krwi pochodzący z jednego najbardziej szanowanych rodów, roztacza wokół siebie dominującą aurę. Mascius chodzi ubrany na czarno. Jednym z niewielu elementów innego koloru niż czerń jest srebrno-zielony krawat, który to nosi w czasie pobytu w Hogwarcie i tym samym pokazuje jednoznacznie, że ma się do czynienia ze ślizgonem. Z mniej istotnych rzeczy, o których można powiedzieć, to niewielkie znamię na prawej łopatce, które wyglądem przypomina motyla, oraz kilka mniejszych blizn rozsianych po całym ciele. Nie są one jednak na tyle istotne, aby posiadały jakieś większe znaczenie lub/i historie. Większość z nich powstała przez przypadek i nieuwagę. Temat: Re: Gabinet twojego ulubionego profesora Wto 09 Lut 2016, 21:05 | |
| Mascius nie był zadowolony z tego, że musiał odprowadzać uczniów do gabinetu profesora. Zupełnie tak, jakby nie potrafili sami do niego trafić. Niemniej jednak jako prefekt musiał to zrobić, a poza tym otrzymał także notatkę od nauczyciela zaklęć, którą niewątpliwie miał przekazać profesorowi Vakelowi. Jak mus, to mus. Tego przeskoczyć nie mógł. Prowadził ich szybko i sprawnie, co jakiś czas zerkając czy wszyscy są obecni. Zwłaszcza Todd, który to ostatnio próbował zwiać z zajęć o starożytnych runach. A mógł darować sobie te zajęcia. Miał przecież możliwość, mógł odpuścić i nadrobić z Morrigan w pokoju wspólnym. Zatrzymali się tuż przed drzwiami do gabinetu. Malfoy zapukał trzykrotnie, po czym odczekał stosowną chwilę, zanim chwycił za klamkę i otworzył drzwi. - Profesorze Bułhakow, można zająć chwilę? - Rzucił na wejście, po czym wprowadził do środka trójkę uczniów. - Wynikła pewna sprawa wymagająca pańskiej uwagi. - Dodał po czym zamknął za nimi drzwi, gdy upewnił się, że wszyscy już znajdują się w środku gabinetu. Dopiero wtedy ruszył się o parę kroków naprzód, aby stanąć bliżej profesora Vakela i wręczyć mu notatkę, która to została mu wciśnięta w rękę jeszcze w sali od zaklęć i uroków. - Od profesora Windergarde. - Rzekł, gdy podawał mu skrawek papieru. Nie wiedział co na nim było napisane. Nie interesowało go to. Nie powinno nawet, gdyż to nie było przeznaczone dla jego oczu. Jeżeli Vakel Bułhakow uzna, że może się tym z nimi podzielić, to zapewne to zrobi. Jeżeli nie - to nie. Proste i nie należało tego roztrząsać. Mascius cofnął się nieco, aby dać profesorowi nieco więcej przestrzeni i spojrzał na pozostałą trójkę uczniów. Nie odzywał się już więcej. Przynajmniej na razie. Dał czas, aby mężczyzna mógł zapoznać się z treścią notatki i dopiero wtedy wyjaśni dlaczego nagabują go w jego gabinecie.
|
Addyson Clemen Prefekt Hufflepuffu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Jawor; Włos jednorożca; 10,5OPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Expelliarmus, Finite, Flippendo Duo, Fumos, Riddiculus, Drętwota, Anatisquack, Calvorio, Accio, Alohomora, Bombarda, Glacius, Wingardium Leviosa, Descendo, Mobiliarbus, Lapifors, AnteoculatiaOPIS POSTACI: Panna Addyson Clemen urodziła się w małej wsi, ale za to w bardzo kochającej rodzinie, w której małej dziewczynce niczego nie brakowało. Jej matka, mugolka pogodziła się z myślą, że jej mąż i dzieci są czarodziejami i nigdy nie robiła im z tego powodu wyrzutów. Ojciec zaś starał się jak najlepiej wytłumaczyć swoim pociechom, że nigdy nie powinno nadużywać się czarów, a już na pewno nie w obecności mugoli. Szatynka największe problemy miała ze swoim starszym bratem, który dokuczał jej na każdym kroku, ciągnął za włosy i opowiadał straszne historię, przez które dziewczynka chowała się pod pościelą i płakała. Przez niego panicznie boi się kotów, na widok których zamiera w miejscu i oblewają ją zimne poty. W wyglądzie Addyson nie można dopatrzeć się niczego niezwykłego. Problem polega jedynie w jej wzroście. Mierzy niecałe metr pięćdziesiąt i często nie jest traktowana poważnie (w końcu kto może brać na serio dziewczynę z szóstego roku, która wzrostem przypomina pierwszoroczniaka?) Wbrew pozorom jest to zwykła nastolatka, o ładnych, piwnych oczach i czarnych, sięgających łopatek włosach z kilkoma piegami na nosie i policzkach. Jej policzki prawie zawsze są zaczerwienione, jakby sługo stała na mrozie w zimowy dzień. Temat: Re: Gabinet twojego ulubionego profesora Sro 10 Lut 2016, 11:01 | |
| No dobra... Przesadziła. Uświadomiła to sobie dopiero wtedy, kiedy została wyrzucona z lekcji. PO RAZ PIERWSZY w swoim życiu opuściła zajęcia przed ich właściwym zakończeniem przez profesora. Przygryzła dolną wargę poprawiając torbę na ramieniu i zmieniając ułożenie różdżki znajdującej się w jej kieszeni, gdy ta zaczęła nieprzyjemnie wbijać się w jej brzuch. Miała cichą nadzieję, że Kaylin, po tym całym zajściu jednak nie opuści zajęć i użyczy jej notatek z zaklęć. Potrzebowała ich, a tylko Krukonka robiła na tyle dobre notatki, że Add mogłaby coś z nich zrozumieć. Były dokładnie, bo wiedziała, że blondyna nie odpuści, ani jednego słowa wydobywającego się z ust profesora. Co zrobiłaby gdyby mogła zmienić czas? Było to dość dziwne, ale zrobiłaby dokładnie to samo. Dlaczego zawsze miała być porządną, ułożoną, niezgrabną puchonką-kujonką? Ona im jeszcze wszystkim pokaże! Włócząc nogami szła za Malfoyem - prefektem naczelnym. Cholerny Laluś uważał się za najlepszego, wszystko wiedzącego i wszystko mu wolnego prefekta. Nie przepadała za nim, ale musiała się go słuchać, nie chcąc tracić kolejnych, cenny punktów dla Hufflepuff. - Dzień dobry, Panie Profesorze. Przywitała się i wgapiając się w czubki swoich butów weszła do gabinetu Bułhakowa.
|
Hugo Todd Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 10 i 3/4 cala, średnio sztywna, rdzeń z kła widłowęża, drzewo hikoryOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Bąblogłowy, Protego, Riddiculus, Accio, Alohomora, Lumos, Sollicitus, Expulso, Levicorpus, Oblivate, NoxOPIS POSTACI: Przez pierwsze pięć lat swojego życia był małym księciem. Pupilkiem ojca, macochy, rozlicznych ciotek, babek i piątych wód po kisielu - siostrzenic ciotecznych brata od strony szwagra dziadka. Dopieszczany zarówno delikatnym dotykiem, jak i czułym słowem, słodkim ciastkiem, czy odległymi obietnicami. Pęczniał w swoim małym dostatku jak drożdżowy placek w ciepełku. Dostawał prezenty, ochuchiwany był ochami i achami, każdy jego ruch rączką, czy mielenie gryzaka zalążkami ząbków spotykało się z wielkim poruszeniem. Chociaż nieświadomie, powoli przyzwyczajał się do tego stanu i nie przewidywał, by cokolwiek miało się zmieniać. Wszak był rozkoszny, dziecięco pucołowaty, pocieszny i śliczniutki – w ogóle nie przypominał mężczyzny, którym powinien się stać po osiągnięciu pełnoletności. Szaro-błękitne oczęta odziedziczył po przodkach ze strony matki. Tak samo było z jasną, zdrową cerą i gęstymi złotymi loczkami cherubinka. Śmiało mógłby wtedy pozować Rafaelowi, czy Michałowi Aniołowi. Tak przynajmniej twierdziła lwia część rodziny. Powód specjalnego traktowania? Ojciec na jakiejś wycieczce w interesach skundlił się z ledwo co napotkaną przedstawicielką nieludzkiego rodu. Wszystko zdawało się być jeno krótkotrwałą, chociaż pełną namiętności i ogólnej wesołości przygodą, dopóki nie znalazł pod drzwiami rodzinnego domu kosza z noworodkiem. Trzeba dodać, że noworodkiem płci wybitnie męskiej, co mogło być powodem porzucenia przez matkę. Wile rzadko kiedy tolerują mężczyzn w swym gronie na dłużej. „Udomowione” przedstawicielki co prawda zakładają rodziny, jednak wszechobecne nienawiść i nieporozumienia na tle rasowym przeszkadzają im w pełnej integracji z ludzkim społeczeństwem. Hugo nie okazał się być córką, toteż nie był godzien pozostania przy matczynej piersi. Podepchnięty ojcu, wciśnięty w rodzinny obrazek Mary i Irvinga Toddów, spełniał swój obowiązek jako najmłodsza latorośl wciąż nie mogących się doczekać potomka, niemłodych już partnerów. Nie była to oczywiście łatwa zmiana. Pierw traktowany był ze zrozumiałą wrogością i niepewnością, aczkolwiek jego wielkie, niemowlęce oczka i raczej ciche usposobienie przydały mu akceptacji i powolnej, sukcesywnej asymilacji z każdym odłamem Toddów i pochodnych. Instynkt macierzyński Mary kwitł, chociaż nie ona go rodziła, prawie dumny z pracy swych lędźwi Irving nadał synowi drugie imię po sobie dla zacieśnienia więzi i pokazania, że się do niego przyznaje. Nie czuł się ojcem w pełnym wymiarze, jednak potomek reperował jego poczucie miejsca w społeczeństwie. Nie byli już ostatnimi z okolicy, którzy nie mogli budować podpory rodu na nowych gruntach. Do czasu. Pięć lat później Mary powiła małą, czarnowłosą Shiloh. Dziecko było tak brzydkie, jak tylko mógł być noworodek, jednak dla szczęśliwych rodziców było najpiękniejsze na świecie. Zatrwożony o swoją przyszłość w rodzinie Hugo poczuł się nagle zepchnięty na dalszy tor. Już nie dla niego były koronkowe poduchy podkładane pod pupę. Musiał sobie radzić sam, w końcu był „dużym chłopcem”. Czerwonawe, wiecznie napięte i rozwyte „coś” przesłaniało wszelkie jego dotychczasowe racje. Jadał posiłki, uczył się, przebywał w towarzystwie. Jednak już nie on i jego specyficzna uroda były tematem ochów i achów. Naprzemiennie defekująca i płacząca siostrzyczka tarmoszona była za policzki i całowana w czoło. W końcu była córką TEGO domu, a nie jeno przybłędą. Hugo został zepchnięty na drugi plan. Zmienił się, oczywiście… Z wiekiem gasł, a jego uroda traciła na mocy. Nie kusił jak matka, chociaż nawet jako kilkulatek wciąż mógłby reklamować producentów pasty do zębów dla sławnych i bogatych. Złote loki ciemniały, przechodząc w jasny, ciepły kasztan. Pucołowatość malała, przydając mu z każdym rokiem coraz bardziej chłopięcych rysów twarzy. Ubrany w kiecuszkę nie był już ‘śliczną dziewczynką’ tylko ‘biednym, ślicznym chłopcem, którego ktoś postanowił ośmieszyć’. Jedynie oczy ciągle pozostawały takie same – szaro-błękitne, relatywnie symetryczne, osadzone na tyle głęboko, by nie nadawać mu żabiej aparycji, a na tyle płytko, by nie kojarzyć się z upośledzeniem. Jeszcze kilka lat i śmiało mógłby zacząć mówić o siebie w kategorii ‘przystojnego’. Teraz powstrzymuje język. Nie mówi w towarzystwie tego co mu ślina na język przyniesie, pomny traumatycznych koszmarów wieku dziecięcego. Diagnoza była brutalnie prosta i nie dająca nadziei na odmianę – śmierć łóżeczkowa, nic nie można było zrobić. Jednak właśnie wtedy na światło dzienne wyciągnięte zostały małe brudy z przestrzeni całego roku. Nienawiść brata do siostry, jego grymaszenie na wspólne spędzanie czasu, bicie małej istotki po twarzy za które zbierał tęgie lanie… Wcześniej lekceważone „chcę, żeby sobie poszła”, „niech idzie do dziadka!” (który zmarł kilka miesięcy wcześniej na nieznaną, przykrą chorobę) nabrało nowej mocy. Tragedia rodzinna rozbuchała złe opary nagromadzone w każdym jej członku. Nawet dziś, wciąż młody, przystojny i, co najważniejsze, narcystyczny Hugo nie może się pozbierać po wieloletniej awanturze. On rozdrapywał rany stwierdzeniami, że przecież mogą kochać już tylko jego, za co zamykany był na wiele godzin we własnym pokoju. Nie rozumiał logiki kary – przecież powiedział prawdę i nie zrobił niczego złego. To, że jego uczucia różniły się od rodzicielskiej miłości do utraconego pacholęcia nie docierało do niego żadną drogą. Podjąwszy naukę w Hogwarcie był całkowicie ukontentowany. Oddalił się od ciężkiej atmosfery panującej w domu, a comiesięczne czeki zasilały jego konto. Mógł żyć spokojnie. Dorastać, mężnieć, zmieniać się. Nie wyglądał już jak mały aniołek – przeszkadzało mu w tym nabyte 186 cm wzrostu, niemiłosiernie wystające kości w okolicach bioder i zdecydowanie za długie palce. Zachował jednak posmak wilej krwi w sobie, toteż pomimo braku typowo kobiecego powabu i tak ma naturę podrywacza i odpowiednie ku temu predyspozycje wyglądowe. Całkowity brak rozbudowanej partii mięśniowej poza przepisowe, nadające mu wyprostowanej sylwetki, zakrywa dobrze skrojonymi szatami. Myje się codziennie i goli, by zachować świeżość. Uwydatniona grdyka na chudej szyi co prawda jest mu zadrą w palcu, jednak stara się tego nie eksponować. Wcale nie uważa tego za ‘męskie’. On sam nie jest przecież rozpoznawany przez kategorię owłosionego dryblasa u boku jakiejś powabnej panienki. Temat: Re: Gabinet twojego ulubionego profesora Sro 10 Lut 2016, 18:52 | |
| Wrodzony urok Hugo widać przyciągał do niego nie tylko spojrzenia postronnych, ale i kłopoty. Chcąc nie chcąc, ledwie uniknąwszy kary na starożytnych runach, odwiedził Todd osławiony wieloma chóralnie jęczącymi głosami uczniów przybytek pieczywa wszelakiego. Bardziej nie chcąc, ale to nie było wszak dziwne uczucie dla wchodzących tu z obowiązku. Odprowadzony przez Malfoya prawie za ucho, przekroczył próg z kwaśną miną analizując swoje zachowanie. Na gacie Merlina, przecież gadał na tyle cicho, by nikt go nie usłyszał, a i spowodował, że krnąbrna gryfonka nie wyrządziła większej liczby szkód… Powinien dostać zwolnienie z lekcji, a nie wymóg przesiedzenia kilku godzin w towarzystwie Bułhakowa. Jeżeli już miał wybierać, wolałby spędzić wieczór przy drugim z Bułhakowów, nawet jeżeli zmuszony byłby znosić jego oceniające spojrzenia, kąśliwe komentarze i podsuwanie pod nos oranżady. Z dwojga złego lepiej w tę stronę. Z całej ich wesołej kampanii widać jedynie Lwica i cholerny Mascius mieli szczątkowo dobry humor. Nawet Hugo opuściła werwa po niesłusznym (w jego mniemaniu)ukaraniu go. Chłopak wyciągnął z kieszeni spodni różdżkę Yvon, poobracał nią w palcach i wręczył dziewczynie, dzierżąc ją dwlikatnie, niby porcelanę. - Twoja zabawka, Hennessy. Już nie muszę Cię pilnować, to ją sobie weź. Zaraz po tym odwrócił się w kierunku pleców Malfoya i przeszedł wraz z nim przez brzydkie, kasztanowe drzwi. Bezczelnie gapił się wprost w vakelowy organ powonienia, nie zaprzątając sobie głowy spuszczeniem głowy, podkuleniem ogona i położeniem uszu po sobie. Nie był przecież ruganym szczenięciem.
|
Yvon Mavourneen Hennessy Pałkarz Złotych Chimer, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Prezentuje się przyzwoicie. Chociaż mierzy sobie zaledwie dwanaście cali, a z natury jest bardzo giętka, więc co za tym idzie trudna do złamania, przy niektórych zaklęciach zachowuje się nieprzyjemnie głośno. W rdzeniu umieszczony został szpon hipogryfa, całość zaś została wykonana z drewna derenia przyczyniającego się do wydawania rozpraszających świstów. OPANOWANE ZAKLĘCIA: Incarcerous, Drętwota, Relashio, Riddiculus, Bąblogłowy, Jęzlep, Salvio Hexia, Antivenenum, Linia Wieku, Protego Horribilis, Sardinus Eructo, Trantallegra, Herbivicus, Waddiwasi, Nox, Deprimo, Locomotor, Mobiliarbus, Glisseo, Bonum Ignis, Obliviate, Lapifors, Oculus Lepus.OPIS POSTACI: Siedemnastoletnie dziewczę, mierzące sobie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu o budowie wdzięcznej. Rozumiejąc przez to uwydatniony, średni ale krągły biust oraz wyraźnie zaznaczone biodra z naturalnym wcięciem w okolicy talii. Włosy, w kolorze miedzi sięgają mniej więcej do połowy pleców. Naturalnie są nieco pofalowane. Dłonie z wyraźnie zaznaczonymi kostkami, wąskimi nadgarstkami, spiłowanymi na migdałowaty kształt paznokciami. Skóra jest koloru jasnego. Wyróżnia się przede wszystkim piegami, które przybierając różne kształty, oraz odcienie koloru brązowo-pomarańczowego znajdują się w ilości nadprogramowej wszędzie. Pomiędzy jedynkami można spostrzec charakterystyczną, niedużą przerwę. Temat: Re: Gabinet twojego ulubionego profesora Sro 10 Lut 2016, 19:54 | |
| Kiedy na horyzoncie pojawiła się długo wyczekiwana różdżka, od razu wyciągnęła po nią dłoń. A kiedy pochwyciła ją między palce, ani przez moment nie pomyślała o tym, żeby mu podziękować zważywszy na fakt, że przyczynił się, biorąc całkiem aktywny udział w tworzeniu chaosu, do znalezienia się, tuż przy gabinecie Bułhakowa. Miała mu to w pewnym sensie za złe. Starała się jednak znaleźć więcej winy w innych zebranych, a przede wszystkim w Addyson która gdyby nauczyła się trzymać język za zębami nie wyprowadziłaby nauczyciela z równowagi. Hennessy mimo iż była winna, nawet więcej, niż mocno poczuwała się, jakoby niewiniątko wciągnięte w złe towarzystwo. Obróciła nadgarstkiem w powietrzu, nim nie przytknęła okularów Todda końcem własnej różdżki bliżej twarzy, podchodząc do niego o te dwa kroki za blisko – nie miała zamiaru się na nim odgrywać, ale zamierzała tę niesubordynację zapamiętać. Kiedy znalazła się we wnętrzu znielubianego gabinetu, spojrzała kątem oka na sporych rozmiarów biurko. Czy wszyscy nauczyciele z pewnych względów wybierali właśnie takie, najbardziej solidne? Wzdrygnęła się, kiedy wzdłuż pleców przeszedł jej nagły dreszcz na myśl o tym, ilu mogło być tu przed nią uczniów, ze sporym naciskiem na Wittermore o której nie myślała zbyt dobrze. Mogła stąd uciec, kiedy jeszcze miała okazję. W końcu wątpiła, że którykolwiek z uczniów próbowałby ją gonić. Tylko, że... Pewnie mimo zaszczytu osobistej rozmowy, w cztery oczy, na pewno wymiar wyższej kary dałby jej porządnie za wszystkie czasy popalić. Przestąpiła z nogi na nogę, w myślach niespiesznie odliczając. Chciała się stąd ulotnić, jak najszybciej. A jeśli Bułhakow wiedział o tym, co ostatnio zrobiła blondynie?
|
Vakel Bułhakow Dyrektor Hogwartu, Opiekun Hufflepuffu, NumerologDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Olcha, 13 cali, włókno z pachwiny nietoperza, mało giętkaOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Finite, Bąblogłowy, Expeliarmus, Protego, Drętwota, Lumos, Nox, Depulso, Everte Statum, Immobilus, Repirifage, Accio, Alohomora, Colloportus, Chłoszczyść, Acetabulum Lava, Bombarda Maxima, Constant Visio, Erecto, Oculus Reparo, Quietus, Siccum, Wskaż mi, Pakuj, Anapneo, Anesthesia, Repariforos, Fiedfyre, Obliviate, Sectumsempra, Szatańska Pożoga, Acis Missle, Volnera Sanatur, Salvio Hexia, Upiorogacek, Avada Kedavra, Finite Incantatem, Skurge, Somno, Zaklęcie Kameleona, Repello Muggletum, Adversum, Ne Apportation, Protego HorribilisOPIS POSTACI: Wysoki, bo mierzący ponad 185 centymetrów wzrostu mężczyzna o ektomorficznej budowie ciała. Nie jest zbyt wysportowany, ale od jakiegoś czasu nad tym pracuje. Mimo tego sprawia wrażenie lekko wychudzonego. Ciało Bułhakowa, głównie plecy, uda i pośladki pokryte są szeregiem szpecących je blizn, będących nieprzyjemną pamiątką po rodzinnym domu. Pomimo wielu okazji ku temu nie usunął ich nigdy, być może po to, aby przypominały mu wydarzenia, które go ukształtowały. Włosy ma brązowe. Charakterystyczną dla nich jest niesforna, opadająca na oko grzywka, w chwilach stresu często przez niego przeczesywana. Oczy szarozielone. Posiada wszystkie cechy wyglądu, które powinny składać się na typowego paszczura - ziemniaczany nos, wyjątkowo jasne i rzadkie brwi, idealny do rozgniatania orzechów, perfekcyjnie kwadratowy podbródek i wiecznie zdenerwowane spojrzenie, a mimo tego z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu rozkochał w sobie niejedną pannę. (Może to prawda, że kobiety podświadomie lecą na złych facetów?) Zawsze wyjątkowo czysty, zadbany i schludny. Dba o swój wizerunek. Nosi się w drogich, szytych na miarę ubraniach. Roznosi wokół siebie przyjemny zapach kwiatowej woni, czasami wymieszany z kadzidłem lub świecami do medytacji. Na pierwszy rzut oka widać, że jest bogaty, a przynajmniej na takiego pozuje i wychodzi mu to zadziwiająco dobrze. Temat: Re: Gabinet twojego ulubionego profesora Czw 11 Lut 2016, 14:04 | |
| Bułhakow tak naprawdę dopiero co dotarł do swojego gabinetu, bo wcześniej, razem z Malfoyem, walczył z kolejnym przypadkiem zażycia najgłupszego wymysłu Sklepu Zonka, który zmuszał zażywającego niepozorną truskaweczkę do konwulsyjnych wymiotów. Dzieciakom najwyraźniej było w życiu za dobrze, bo nie był to pierwszy przypadek wykorzystania tego, lub podobnego mu, idiotycznego specyfiku. Wchodząc do pomieszczenia cmoknął z dezaprobatą dla ich poczynań, ściągnął marynarkę, którą nieelegancko (co było dla niego raczej nietypowe) odwiesił na drzwi szafki i przysiadł przy tym swoim wielkim biurku, zakładając na nie nogi. Od jakiegoś czasu zastanawiał się nad mocną ripostą dla brata. Po pamiętnym wyjcu w sali od Starożytnych Run nie naskrobał do niego absolutnie nic, a przecież regularne robienie sobie dowcipów z pana policjanta miało być dopisane do codziennej listy obowiązków młodszego Bułhakowa. W głowie miał pustkę, więc z braku lepszych opcji ściągnął z półki Romans z kokainą, wrócił na swoje poprzednie miejsce i pochłonęła go lektura. Było w literaturze rosyjskiej coś takiego, że nie potrafił się od niej oderwać. Strony pełne trafnych przemyśleń i uczuć, z którymi Bułhakow z łatwością się utożsamiał, sprowadzanie najgorszych koszmarów ludzkich do poziomu zwykłej, szarej codzienności. Niestety nie dane mu było dziś powieści skończyć. Do uszu profesora dotarły niosące się po korytarzu kroki i, jak zawsze zresztą, dobrze przewidział, że była to banda uczniów skierowana do jego gabinetu. Nudził się - nie odwiedzała go nawet Wittermore. Miał zajęcie - w szkole nagle dochodziło do wybuchu. Nie potrzebował trzeciego oka, żeby wiedzieć kto dokładnie został przysłany na dywanik. Wstał, położył książkę na blacie i spojrzał w stronę otwierających się drzwi. - Widzę, że masz dzisiaj pracowity dzień, Malfoy. - stwierdził, odbierając od niego zapisany paskudnym charakterem pisma liścik. Przez chwilę milczał, po czym uśmiechnął się, jakby powstrzymywał parsknięcie śmiechem. Przeniósł stojące przy stoliku do wróżenia krzesełka pod swoje biurko, żeby trzy siedziska stały sobie w równym rzędzie, po czym zwrócił się do tych małych anarchistów - Zapraszam. Klepnijcie sobie. Zgniótł kartkę i rzucił nią w stronę kubła, jakimś cudem w niego trafiając. Nie widział potrzeby trzymania tutaj prefekta. Tak czy siak pewnie spóźnił się na zajęcia. - Chcesz coś dodać od siebie w tej sprawie? Jeżeli nie, możesz wrócić na lekcję, albo... - spojrzał na zegarek. - ...gdziekolwiek. Z tego co widzę, to i tak zostało niewiele czasu do końca. Perfidnie odłożył na bok talerzyk z ciasteczkami. Na wypadek, gdyby któreś z nich wpadło na to, że może się poczęstować.
|
Mascius Malfoy Prefekt Naczelny, Ścigający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Dwanaście cali, sztywna, brzoza, pióro z ogona feniksaOPANOWANE ZAKLĘCIA: CAVE INIMICUM, EXPELLIARMUS, HOMENUM REVELIO, PROTEGO, DRĘTWOTA, EVERTE STATUM, IMMOBILUS, BOMBARDA, ALOHOMORA, FINITE, MOBILE IMAGINEM, EXPULSO, IMPERTURBABLE, PROTEGO HORRIBILISOPIS POSTACI: Malfoy. Jaki jest każdy widzi. Przedstawicieli tego rodu trudno pomylić z kimś innym. Nieco bledsza cera, ostre rysy i wyjątkowo jasne blond włosy. Cechy charakterystyczne, których nie sposób pominąć, tak jak faktu, że każdy z nich kończy w Slytherinie. Tak już po prostu jest i z tym się nie dyskutuje. Mascius nie odbiega od tego opisu w żaden sposób. Jest to typowy przedstawiciel swojej rodziny. Wysoki, mierzy sobie powiem nieco ponad sto osiemdziesiąt centymetrów. O raczej szczupłej sylwetce, gdzie linia mięśni jest wyraźnie odznaczona, jednakże nie widać po nim, aby poświęcał większą uwagę temu, aby jego ciało było odpowiednio wyrzeźbione. Niemniej jednak postawę ma cały czas prostą i faktycznym wyzwaniem jest zobaczenie go, gdy się garbi. Bije od niego powaga wymieszana z poczuciem wyższości, które ma wpajane od dziecka. Jako czarodziej czystej krwi pochodzący z jednego najbardziej szanowanych rodów, roztacza wokół siebie dominującą aurę. Mascius chodzi ubrany na czarno. Jednym z niewielu elementów innego koloru niż czerń jest srebrno-zielony krawat, który to nosi w czasie pobytu w Hogwarcie i tym samym pokazuje jednoznacznie, że ma się do czynienia ze ślizgonem. Z mniej istotnych rzeczy, o których można powiedzieć, to niewielkie znamię na prawej łopatce, które wyglądem przypomina motyla, oraz kilka mniejszych blizn rozsianych po całym ciele. Nie są one jednak na tyle istotne, aby posiadały jakieś większe znaczenie lub/i historie. Większość z nich powstała przez przypadek i nieuwagę. Temat: Re: Gabinet twojego ulubionego profesora Czw 11 Lut 2016, 18:36 | |
| Faktycznie pracowity. Malfoy jednak nie skomentował słów nauczyciela inaczej, jak niemrawym uśmiechem i delikatnym skinieniem głowy. Cóż, na tym polegała w gruncie rzeczy jego robota, dlatego też nie miał zamiaru się skarżyć na nic. Poza tym to jeszcze nie koniec, gdyż czeka go bardzo miła pogawędka z resztą prefektów. Ale nie ma co uprzedzać faktów. Dobra zabawa jeszcze przed nim. Kto ani razu nie pojeździł sobie po Puchonie, niech pierwszy rzuci kamień. A tak serio, to jak ktoś faktycznie nigdy nie jeździł po puchonie, to nie wie co to życie i jaka to fajna zabawa. Dalsze słowa profesora Vakela sprawiły, że chłopak się przez chwilę. Z jednej strony miał coś do powiedzenia, całkiem sporo mówiąc szczerze. Używanie zaklęć na szkodę innego ucznia, wyraźne przeszkadzanie w prowadzeniu zajęć, zaczepki i wyzwiska. Uczniowie myśleli, że są w stodole, nie w klasie... i tak dalej, i tak dalej. Mascius popatrzył na tę trójkę, po czym spojrzał z powrotem na to co robi mężczyzna. Westchnął cichutko pod nosem. - Nie chcę. - Rzekł i raz jeszcze zerknął na uczniów. - Są cali wasi, profesorze Vakel. Mógł ich wkopać, mógł ich pogrążyć nieco bardziej, ale z drugiej strony po co. Poza tym coś mu mówiło, że nauczyciel i tak potraktuje ich wyjątkowo łagodnie. Posiedzą chwilę, pogadają i pójdą. Malfoy nie zamierzał się zatem mieszkać więcej niż to konieczne. Miał ich dostarczyć, dostarczył. Tyle z jego strony. Na odchodne skinął profesorowi głową i po chwili już go nie było w gabinecie. Na zajęcia nie miał zamiaru wracać, bo szkoda czasu, poza tym coś mu mówiło, że jeżeli jeszcze raz by przerwał lekcję profesorowi, to mogłoby wyjść tylko gorzej, niż przedtem. Zamiast tego pospaceruje sobie trochę po korytarzach, kto wie... może wyłapie coś ciekawego po drodze?
[z tematu]
|
Addyson Clemen Prefekt Hufflepuffu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Jawor; Włos jednorożca; 10,5OPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Expelliarmus, Finite, Flippendo Duo, Fumos, Riddiculus, Drętwota, Anatisquack, Calvorio, Accio, Alohomora, Bombarda, Glacius, Wingardium Leviosa, Descendo, Mobiliarbus, Lapifors, AnteoculatiaOPIS POSTACI: Panna Addyson Clemen urodziła się w małej wsi, ale za to w bardzo kochającej rodzinie, w której małej dziewczynce niczego nie brakowało. Jej matka, mugolka pogodziła się z myślą, że jej mąż i dzieci są czarodziejami i nigdy nie robiła im z tego powodu wyrzutów. Ojciec zaś starał się jak najlepiej wytłumaczyć swoim pociechom, że nigdy nie powinno nadużywać się czarów, a już na pewno nie w obecności mugoli. Szatynka największe problemy miała ze swoim starszym bratem, który dokuczał jej na każdym kroku, ciągnął za włosy i opowiadał straszne historię, przez które dziewczynka chowała się pod pościelą i płakała. Przez niego panicznie boi się kotów, na widok których zamiera w miejscu i oblewają ją zimne poty. W wyglądzie Addyson nie można dopatrzeć się niczego niezwykłego. Problem polega jedynie w jej wzroście. Mierzy niecałe metr pięćdziesiąt i często nie jest traktowana poważnie (w końcu kto może brać na serio dziewczynę z szóstego roku, która wzrostem przypomina pierwszoroczniaka?) Wbrew pozorom jest to zwykła nastolatka, o ładnych, piwnych oczach i czarnych, sięgających łopatek włosach z kilkoma piegami na nosie i policzkach. Jej policzki prawie zawsze są zaczerwienione, jakby sługo stała na mrozie w zimowy dzień. Temat: Re: Gabinet twojego ulubionego profesora Czw 11 Lut 2016, 19:40 | |
| Usiadła na krześle, które według niej (bo wszystkie znajdowały się w równych odstępach) było wysunięte najbardziej na lewo. Nie była skruszona, tym co wydarzyło się w sali zaklęć i uroków i nie miała najmniejszego zamiaru udawać skrępowania i tego wszystkiego co zawsze robiła w pobliżu nauczycieli i nieznanych jej uczniów. Podczas tej lekcji coś się w niej przełamało. Pękło i runęło z głośnym hukiem pod jej stopami i dlatego też znalazła się w gabinecie profesora. Przerwała w lekcji, ale wcale tego nie żałowała. Ona przecież jedynie broniła koleżanki z klasy! Wiedziała, że będzie miała przewalone na spotkaniu prefektów i dostanie jej się cholerny ochrzan od Ślizgona, jednak wbrew temu, jak zachowywała się zawsze... miała to po dziurki w nosie. Mogą jej nawet odebrać, ów posadę. Nie potrzebowała jej, aż tak bardzo, żeby nie móc żyć bez odznaki. Owszem. Przyjęła ją i szczyciła się nią, ale zrobiła to tylko dlatego, że jej brat również był prefektem, a Addyson nie mogła być od niego gorsza. Niech sobie Malfoy wydłubie oko miotłą, podczas meczu quidditcha. Przynajmniej nie będzie w końcu taki "oh" i "ah" do wszystkiego.
|
Hugo Todd Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 10 i 3/4 cala, średnio sztywna, rdzeń z kła widłowęża, drzewo hikoryOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Bąblogłowy, Protego, Riddiculus, Accio, Alohomora, Lumos, Sollicitus, Expulso, Levicorpus, Oblivate, NoxOPIS POSTACI: Przez pierwsze pięć lat swojego życia był małym księciem. Pupilkiem ojca, macochy, rozlicznych ciotek, babek i piątych wód po kisielu - siostrzenic ciotecznych brata od strony szwagra dziadka. Dopieszczany zarówno delikatnym dotykiem, jak i czułym słowem, słodkim ciastkiem, czy odległymi obietnicami. Pęczniał w swoim małym dostatku jak drożdżowy placek w ciepełku. Dostawał prezenty, ochuchiwany był ochami i achami, każdy jego ruch rączką, czy mielenie gryzaka zalążkami ząbków spotykało się z wielkim poruszeniem. Chociaż nieświadomie, powoli przyzwyczajał się do tego stanu i nie przewidywał, by cokolwiek miało się zmieniać. Wszak był rozkoszny, dziecięco pucołowaty, pocieszny i śliczniutki – w ogóle nie przypominał mężczyzny, którym powinien się stać po osiągnięciu pełnoletności. Szaro-błękitne oczęta odziedziczył po przodkach ze strony matki. Tak samo było z jasną, zdrową cerą i gęstymi złotymi loczkami cherubinka. Śmiało mógłby wtedy pozować Rafaelowi, czy Michałowi Aniołowi. Tak przynajmniej twierdziła lwia część rodziny. Powód specjalnego traktowania? Ojciec na jakiejś wycieczce w interesach skundlił się z ledwo co napotkaną przedstawicielką nieludzkiego rodu. Wszystko zdawało się być jeno krótkotrwałą, chociaż pełną namiętności i ogólnej wesołości przygodą, dopóki nie znalazł pod drzwiami rodzinnego domu kosza z noworodkiem. Trzeba dodać, że noworodkiem płci wybitnie męskiej, co mogło być powodem porzucenia przez matkę. Wile rzadko kiedy tolerują mężczyzn w swym gronie na dłużej. „Udomowione” przedstawicielki co prawda zakładają rodziny, jednak wszechobecne nienawiść i nieporozumienia na tle rasowym przeszkadzają im w pełnej integracji z ludzkim społeczeństwem. Hugo nie okazał się być córką, toteż nie był godzien pozostania przy matczynej piersi. Podepchnięty ojcu, wciśnięty w rodzinny obrazek Mary i Irvinga Toddów, spełniał swój obowiązek jako najmłodsza latorośl wciąż nie mogących się doczekać potomka, niemłodych już partnerów. Nie była to oczywiście łatwa zmiana. Pierw traktowany był ze zrozumiałą wrogością i niepewnością, aczkolwiek jego wielkie, niemowlęce oczka i raczej ciche usposobienie przydały mu akceptacji i powolnej, sukcesywnej asymilacji z każdym odłamem Toddów i pochodnych. Instynkt macierzyński Mary kwitł, chociaż nie ona go rodziła, prawie dumny z pracy swych lędźwi Irving nadał synowi drugie imię po sobie dla zacieśnienia więzi i pokazania, że się do niego przyznaje. Nie czuł się ojcem w pełnym wymiarze, jednak potomek reperował jego poczucie miejsca w społeczeństwie. Nie byli już ostatnimi z okolicy, którzy nie mogli budować podpory rodu na nowych gruntach. Do czasu. Pięć lat później Mary powiła małą, czarnowłosą Shiloh. Dziecko było tak brzydkie, jak tylko mógł być noworodek, jednak dla szczęśliwych rodziców było najpiękniejsze na świecie. Zatrwożony o swoją przyszłość w rodzinie Hugo poczuł się nagle zepchnięty na dalszy tor. Już nie dla niego były koronkowe poduchy podkładane pod pupę. Musiał sobie radzić sam, w końcu był „dużym chłopcem”. Czerwonawe, wiecznie napięte i rozwyte „coś” przesłaniało wszelkie jego dotychczasowe racje. Jadał posiłki, uczył się, przebywał w towarzystwie. Jednak już nie on i jego specyficzna uroda były tematem ochów i achów. Naprzemiennie defekująca i płacząca siostrzyczka tarmoszona była za policzki i całowana w czoło. W końcu była córką TEGO domu, a nie jeno przybłędą. Hugo został zepchnięty na drugi plan. Zmienił się, oczywiście… Z wiekiem gasł, a jego uroda traciła na mocy. Nie kusił jak matka, chociaż nawet jako kilkulatek wciąż mógłby reklamować producentów pasty do zębów dla sławnych i bogatych. Złote loki ciemniały, przechodząc w jasny, ciepły kasztan. Pucołowatość malała, przydając mu z każdym rokiem coraz bardziej chłopięcych rysów twarzy. Ubrany w kiecuszkę nie był już ‘śliczną dziewczynką’ tylko ‘biednym, ślicznym chłopcem, którego ktoś postanowił ośmieszyć’. Jedynie oczy ciągle pozostawały takie same – szaro-błękitne, relatywnie symetryczne, osadzone na tyle głęboko, by nie nadawać mu żabiej aparycji, a na tyle płytko, by nie kojarzyć się z upośledzeniem. Jeszcze kilka lat i śmiało mógłby zacząć mówić o siebie w kategorii ‘przystojnego’. Teraz powstrzymuje język. Nie mówi w towarzystwie tego co mu ślina na język przyniesie, pomny traumatycznych koszmarów wieku dziecięcego. Diagnoza była brutalnie prosta i nie dająca nadziei na odmianę – śmierć łóżeczkowa, nic nie można było zrobić. Jednak właśnie wtedy na światło dzienne wyciągnięte zostały małe brudy z przestrzeni całego roku. Nienawiść brata do siostry, jego grymaszenie na wspólne spędzanie czasu, bicie małej istotki po twarzy za które zbierał tęgie lanie… Wcześniej lekceważone „chcę, żeby sobie poszła”, „niech idzie do dziadka!” (który zmarł kilka miesięcy wcześniej na nieznaną, przykrą chorobę) nabrało nowej mocy. Tragedia rodzinna rozbuchała złe opary nagromadzone w każdym jej członku. Nawet dziś, wciąż młody, przystojny i, co najważniejsze, narcystyczny Hugo nie może się pozbierać po wieloletniej awanturze. On rozdrapywał rany stwierdzeniami, że przecież mogą kochać już tylko jego, za co zamykany był na wiele godzin we własnym pokoju. Nie rozumiał logiki kary – przecież powiedział prawdę i nie zrobił niczego złego. To, że jego uczucia różniły się od rodzicielskiej miłości do utraconego pacholęcia nie docierało do niego żadną drogą. Podjąwszy naukę w Hogwarcie był całkowicie ukontentowany. Oddalił się od ciężkiej atmosfery panującej w domu, a comiesięczne czeki zasilały jego konto. Mógł żyć spokojnie. Dorastać, mężnieć, zmieniać się. Nie wyglądał już jak mały aniołek – przeszkadzało mu w tym nabyte 186 cm wzrostu, niemiłosiernie wystające kości w okolicach bioder i zdecydowanie za długie palce. Zachował jednak posmak wilej krwi w sobie, toteż pomimo braku typowo kobiecego powabu i tak ma naturę podrywacza i odpowiednie ku temu predyspozycje wyglądowe. Całkowity brak rozbudowanej partii mięśniowej poza przepisowe, nadające mu wyprostowanej sylwetki, zakrywa dobrze skrojonymi szatami. Myje się codziennie i goli, by zachować świeżość. Uwydatniona grdyka na chudej szyi co prawda jest mu zadrą w palcu, jednak stara się tego nie eksponować. Wcale nie uważa tego za ‘męskie’. On sam nie jest przecież rozpoznawany przez kategorię owłosionego dryblasa u boku jakiejś powabnej panienki. Temat: Re: Gabinet twojego ulubionego profesora Pią 12 Lut 2016, 17:28 | |
| Lubił ją. Miała charakter, była zabawna, a do tego śliczna i inne takie duperele. Prowokowała wiele nieciekawych sytuacji, z których dało się wyekstrahować całkiem niezłe komedie, o ile oczywiście patrzyło się na nie z odpowiedniej perspektywy. Gabinet Bułhakowa, jako niewątpliwy owoc jej poczynań był najmniej znośnym zakończeniem. No i hej, to wcale nie jego wina, że potoczyło się tak, jak się potoczyło. Gdyby grzecznie usiadła i poczekała do części praktycznej zajęć, zamiast obmacywać go (na co nie zamierzał narzekać) po spodniach, oboje być może przetrwaliby bez większych ekscesów i sukcesywnie zakończyli zajęcia. Zapowiadało się tak dobrze! To jej marudne zachowanie i chęć obejścia się bez kary za maltretowanie koleżanki z domu szkolnego Hugo sprowadziły ich pod miejsce kaźni. Mogła mieć mu to za złe, oczywiście, powinna jednak na trzeźwo przemyśleć swoje winy i zachowanie, a potem… No cóż, zastanowić się nad tym, czy opłaca jej się zmieniać przed końcem nauki w Hogwarcie. W sumie, to byłaby nuda i mordęga, gdyby wyrosła na kolejną Wittermore. Odsunął się kroczek do tyłu, przepuszczając Malfoya tak, by nawet skrawka szaty nie dotknąć, po czym odsunął krzesełka przed dziewczętami (ach, och, dżentelmen) i usadowił się półdupkiem na ostatnim wolnym. Nie był głupi. Wolał postać, jednak wiedział już, jak kończy się ignorowanie miłych i uprzejmych rozkazów Vakela. Niespełniony sadysta w pokracznym, małym ciele lubił karać bzdurnymi wywodami i innymi wyszukanymi metodami tortur numerologicznych nawet za, w swoim mniemaniu, krzywo zapiętą koszulę. Todd nie chciał się narażać kolejny raz w tym miesiącu, toteż ułożenie, choć nieśpiesznie, zajął miejsce naprzeciw mężczyzny i wlepił w niego sowi wzrok. Czekał na jakiś werdykt, bądź namowę do wyznania grzechów z klęczeniem na grochu w komplecie.
|
Yvon Mavourneen Hennessy Pałkarz Złotych Chimer, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Prezentuje się przyzwoicie. Chociaż mierzy sobie zaledwie dwanaście cali, a z natury jest bardzo giętka, więc co za tym idzie trudna do złamania, przy niektórych zaklęciach zachowuje się nieprzyjemnie głośno. W rdzeniu umieszczony został szpon hipogryfa, całość zaś została wykonana z drewna derenia przyczyniającego się do wydawania rozpraszających świstów. OPANOWANE ZAKLĘCIA: Incarcerous, Drętwota, Relashio, Riddiculus, Bąblogłowy, Jęzlep, Salvio Hexia, Antivenenum, Linia Wieku, Protego Horribilis, Sardinus Eructo, Trantallegra, Herbivicus, Waddiwasi, Nox, Deprimo, Locomotor, Mobiliarbus, Glisseo, Bonum Ignis, Obliviate, Lapifors, Oculus Lepus.OPIS POSTACI: Siedemnastoletnie dziewczę, mierzące sobie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu o budowie wdzięcznej. Rozumiejąc przez to uwydatniony, średni ale krągły biust oraz wyraźnie zaznaczone biodra z naturalnym wcięciem w okolicy talii. Włosy, w kolorze miedzi sięgają mniej więcej do połowy pleców. Naturalnie są nieco pofalowane. Dłonie z wyraźnie zaznaczonymi kostkami, wąskimi nadgarstkami, spiłowanymi na migdałowaty kształt paznokciami. Skóra jest koloru jasnego. Wyróżnia się przede wszystkim piegami, które przybierając różne kształty, oraz odcienie koloru brązowo-pomarańczowego znajdują się w ilości nadprogramowej wszędzie. Pomiędzy jedynkami można spostrzec charakterystyczną, niedużą przerwę. Temat: Re: Gabinet twojego ulubionego profesora Pią 12 Lut 2016, 19:24 | |
| Doceniła szczyt szarmaństwa Krukona. Niestety nie skwitowała odsuwania krzesła żadnymi achami, ani ochami chociaż myśl o wysileniu się na takie przemknęła jej przez głowę. Obrzuciła krzesło niepewnym spojrzeniem, a kiedy na nim zasiadła, jak na przykładne dziewczę przystało postanowiła nie odzywać się pierwsza. Dołączyła do uczniów, którzy wpatrywali się w Bułhakowa jak typowe sowy, czekając na ziarno... Znaczy, na werdykt. Kiedyś myślała, że wspomniany był raczej ugodowym, przyjaznym nauczycielem do którego zawsze można by wpaść napić się herbaty. Kiedy zaznajomiła się z lekcjami numerologii zrozumiała, że on tylko wyglądał na takiego nieszkodliwego, a w rzeczywistości zachowywał się naprawdę nieprzyjaźnie. Może po prostu nadrabiał braki w posturze, a może jeszcze jakieś inne traktując uczniów tak rygorystycznie? Wyżywał się na nich, dlatego, że sam z jakiś względów nie miał dzieci? A może miał, ale nie odzywał się do nich bo data ich urodzenia nie pokrywała się z tymi od jego rodziców? Zmrużyła podejrzliwie oczy, czekając. A czas w tym momencie, w tej ciszy, dłużył się strasznie – nie wiadomo było o co wesprzeć nogę, czy odetchnąć, a czy może wstrzymać na moment z zamiarem wyrażenia szacunku oddech. Że niby takie złe dzieci, jakimi byli nie powinni oddychać tym samym powietrzem, co ten 'dobrze wychowany' Bułhakow. Rozejrzała się po gabinecie. W końcu zawiesiła wzrok tuż nad ramieniem szemranego nauczyciela, o którym różne takie plotki po szkole chodziły.
|
Vakel Bułhakow Dyrektor Hogwartu, Opiekun Hufflepuffu, NumerologDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Olcha, 13 cali, włókno z pachwiny nietoperza, mało giętkaOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Finite, Bąblogłowy, Expeliarmus, Protego, Drętwota, Lumos, Nox, Depulso, Everte Statum, Immobilus, Repirifage, Accio, Alohomora, Colloportus, Chłoszczyść, Acetabulum Lava, Bombarda Maxima, Constant Visio, Erecto, Oculus Reparo, Quietus, Siccum, Wskaż mi, Pakuj, Anapneo, Anesthesia, Repariforos, Fiedfyre, Obliviate, Sectumsempra, Szatańska Pożoga, Acis Missle, Volnera Sanatur, Salvio Hexia, Upiorogacek, Avada Kedavra, Finite Incantatem, Skurge, Somno, Zaklęcie Kameleona, Repello Muggletum, Adversum, Ne Apportation, Protego HorribilisOPIS POSTACI: Wysoki, bo mierzący ponad 185 centymetrów wzrostu mężczyzna o ektomorficznej budowie ciała. Nie jest zbyt wysportowany, ale od jakiegoś czasu nad tym pracuje. Mimo tego sprawia wrażenie lekko wychudzonego. Ciało Bułhakowa, głównie plecy, uda i pośladki pokryte są szeregiem szpecących je blizn, będących nieprzyjemną pamiątką po rodzinnym domu. Pomimo wielu okazji ku temu nie usunął ich nigdy, być może po to, aby przypominały mu wydarzenia, które go ukształtowały. Włosy ma brązowe. Charakterystyczną dla nich jest niesforna, opadająca na oko grzywka, w chwilach stresu często przez niego przeczesywana. Oczy szarozielone. Posiada wszystkie cechy wyglądu, które powinny składać się na typowego paszczura - ziemniaczany nos, wyjątkowo jasne i rzadkie brwi, idealny do rozgniatania orzechów, perfekcyjnie kwadratowy podbródek i wiecznie zdenerwowane spojrzenie, a mimo tego z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu rozkochał w sobie niejedną pannę. (Może to prawda, że kobiety podświadomie lecą na złych facetów?) Zawsze wyjątkowo czysty, zadbany i schludny. Dba o swój wizerunek. Nosi się w drogich, szytych na miarę ubraniach. Roznosi wokół siebie przyjemny zapach kwiatowej woni, czasami wymieszany z kadzidłem lub świecami do medytacji. Na pierwszy rzut oka widać, że jest bogaty, a przynajmniej na takiego pozuje i wychodzi mu to zadziwiająco dobrze. Temat: Re: Gabinet twojego ulubionego profesora Pon 15 Lut 2016, 22:31 | |
| Wiecznie chłodny i spięty syn Dorothei, którego Bułhakow obiecał przypilnować, przypominał mu jego starszego brata, Mikaela, przebywającego obecnie u boku Papy, w Rosji i było to dość trafne porównanie, bo mieli z Miką zbliżone charaktery. Nawet nie chciał wyobrażać sobie, jak Malfoy musi traktować swoje rodzeństwo i matkę... Uśmiechnął się do niego ciepło, skinął głową i odwrócił na pięcie, bo blondyn zniknął za drzwiami i powrócił do spiętej, ściśniętej grupki zestresowanych uczniów. Niezależnie od ich prywatnego stosunku do nauczyciela - zostali przysłani do tego przepięknego miejsca w celu przeprowadzenia małego przesłuchania i ewentualnie ustalenia terminu odbycia się stosownej kary. Stanął za biurkiem. Nie usiadł na krześle, bo wolał patrzeć na nich z góry. Nigdy nie rozumiał i nie chciał zrozumieć nauczycieli, którzy zajmując wygodne krzesło oczekiwali od innych stania prosto, kiedy to właśnie poczucie niższości sprawiało, że zgrzytali zębami. - Przyznam ci szczerze, Addyson, że jesteś ostatnią osobą, której spodziewałem się w moim gabinecie w tej roli. Za to z panny Hennesy bardzo się cieszę. Miałem dzisiaj zagadać cię w sprawie nieobecności na ostatnich zajęciach numerologii... W każdym razie - z tego co przeczytałem w notatce, to nieźle żeście dzisiaj nabroili na zaklęciach. Może któreś z was ma coś do powiedzenia w tej sprawie? Jakaś linia obrony? Obmacywanie kolegi po kroczu nie było czymś, co mógł zaliczyć do niezwykłego w tym wieku, bo hormony musiały w nich buzować całkiem mocno, ale kiedy dochodziło do tego miejsce publiczne, to pojawiał się pierwszy znak zapytania. Sytuacji Clemen natomiast nie rozumiał. Był zadowolony z osadzenia jej na stanowisku prefekta Hufflepuffu. Miła i ułożona dziewczyna z dobrymi ocenami, która nie miała w zwyczaju wdawać się w potyczki słowne. A teraz? Teraz siedziała tutaj, a on nie mógł ukryć zaskoczenia brakiem jakiejkolwiek skruchy w oczach, więc czekał na stosowne wyjaśnienia. - Może któreś sądzi, że znalazło się tutaj niesprawiedliwie? Miał tylko nadzieję, że nie będą teraz trwali w jakiejś zmowie milczenia, bo zbędne przedłużanie wszystkiego straszliwie go denerwowało, a słowo "cierpliwość" oznaczało w słowniku numerologa tyle, co "nie warcz zbyt głośno".
|
Hugo Todd Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 10 i 3/4 cala, średnio sztywna, rdzeń z kła widłowęża, drzewo hikoryOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Bąblogłowy, Protego, Riddiculus, Accio, Alohomora, Lumos, Sollicitus, Expulso, Levicorpus, Oblivate, NoxOPIS POSTACI: Przez pierwsze pięć lat swojego życia był małym księciem. Pupilkiem ojca, macochy, rozlicznych ciotek, babek i piątych wód po kisielu - siostrzenic ciotecznych brata od strony szwagra dziadka. Dopieszczany zarówno delikatnym dotykiem, jak i czułym słowem, słodkim ciastkiem, czy odległymi obietnicami. Pęczniał w swoim małym dostatku jak drożdżowy placek w ciepełku. Dostawał prezenty, ochuchiwany był ochami i achami, każdy jego ruch rączką, czy mielenie gryzaka zalążkami ząbków spotykało się z wielkim poruszeniem. Chociaż nieświadomie, powoli przyzwyczajał się do tego stanu i nie przewidywał, by cokolwiek miało się zmieniać. Wszak był rozkoszny, dziecięco pucołowaty, pocieszny i śliczniutki – w ogóle nie przypominał mężczyzny, którym powinien się stać po osiągnięciu pełnoletności. Szaro-błękitne oczęta odziedziczył po przodkach ze strony matki. Tak samo było z jasną, zdrową cerą i gęstymi złotymi loczkami cherubinka. Śmiało mógłby wtedy pozować Rafaelowi, czy Michałowi Aniołowi. Tak przynajmniej twierdziła lwia część rodziny. Powód specjalnego traktowania? Ojciec na jakiejś wycieczce w interesach skundlił się z ledwo co napotkaną przedstawicielką nieludzkiego rodu. Wszystko zdawało się być jeno krótkotrwałą, chociaż pełną namiętności i ogólnej wesołości przygodą, dopóki nie znalazł pod drzwiami rodzinnego domu kosza z noworodkiem. Trzeba dodać, że noworodkiem płci wybitnie męskiej, co mogło być powodem porzucenia przez matkę. Wile rzadko kiedy tolerują mężczyzn w swym gronie na dłużej. „Udomowione” przedstawicielki co prawda zakładają rodziny, jednak wszechobecne nienawiść i nieporozumienia na tle rasowym przeszkadzają im w pełnej integracji z ludzkim społeczeństwem. Hugo nie okazał się być córką, toteż nie był godzien pozostania przy matczynej piersi. Podepchnięty ojcu, wciśnięty w rodzinny obrazek Mary i Irvinga Toddów, spełniał swój obowiązek jako najmłodsza latorośl wciąż nie mogących się doczekać potomka, niemłodych już partnerów. Nie była to oczywiście łatwa zmiana. Pierw traktowany był ze zrozumiałą wrogością i niepewnością, aczkolwiek jego wielkie, niemowlęce oczka i raczej ciche usposobienie przydały mu akceptacji i powolnej, sukcesywnej asymilacji z każdym odłamem Toddów i pochodnych. Instynkt macierzyński Mary kwitł, chociaż nie ona go rodziła, prawie dumny z pracy swych lędźwi Irving nadał synowi drugie imię po sobie dla zacieśnienia więzi i pokazania, że się do niego przyznaje. Nie czuł się ojcem w pełnym wymiarze, jednak potomek reperował jego poczucie miejsca w społeczeństwie. Nie byli już ostatnimi z okolicy, którzy nie mogli budować podpory rodu na nowych gruntach. Do czasu. Pięć lat później Mary powiła małą, czarnowłosą Shiloh. Dziecko było tak brzydkie, jak tylko mógł być noworodek, jednak dla szczęśliwych rodziców było najpiękniejsze na świecie. Zatrwożony o swoją przyszłość w rodzinie Hugo poczuł się nagle zepchnięty na dalszy tor. Już nie dla niego były koronkowe poduchy podkładane pod pupę. Musiał sobie radzić sam, w końcu był „dużym chłopcem”. Czerwonawe, wiecznie napięte i rozwyte „coś” przesłaniało wszelkie jego dotychczasowe racje. Jadał posiłki, uczył się, przebywał w towarzystwie. Jednak już nie on i jego specyficzna uroda były tematem ochów i achów. Naprzemiennie defekująca i płacząca siostrzyczka tarmoszona była za policzki i całowana w czoło. W końcu była córką TEGO domu, a nie jeno przybłędą. Hugo został zepchnięty na drugi plan. Zmienił się, oczywiście… Z wiekiem gasł, a jego uroda traciła na mocy. Nie kusił jak matka, chociaż nawet jako kilkulatek wciąż mógłby reklamować producentów pasty do zębów dla sławnych i bogatych. Złote loki ciemniały, przechodząc w jasny, ciepły kasztan. Pucołowatość malała, przydając mu z każdym rokiem coraz bardziej chłopięcych rysów twarzy. Ubrany w kiecuszkę nie był już ‘śliczną dziewczynką’ tylko ‘biednym, ślicznym chłopcem, którego ktoś postanowił ośmieszyć’. Jedynie oczy ciągle pozostawały takie same – szaro-błękitne, relatywnie symetryczne, osadzone na tyle głęboko, by nie nadawać mu żabiej aparycji, a na tyle płytko, by nie kojarzyć się z upośledzeniem. Jeszcze kilka lat i śmiało mógłby zacząć mówić o siebie w kategorii ‘przystojnego’. Teraz powstrzymuje język. Nie mówi w towarzystwie tego co mu ślina na język przyniesie, pomny traumatycznych koszmarów wieku dziecięcego. Diagnoza była brutalnie prosta i nie dająca nadziei na odmianę – śmierć łóżeczkowa, nic nie można było zrobić. Jednak właśnie wtedy na światło dzienne wyciągnięte zostały małe brudy z przestrzeni całego roku. Nienawiść brata do siostry, jego grymaszenie na wspólne spędzanie czasu, bicie małej istotki po twarzy za które zbierał tęgie lanie… Wcześniej lekceważone „chcę, żeby sobie poszła”, „niech idzie do dziadka!” (który zmarł kilka miesięcy wcześniej na nieznaną, przykrą chorobę) nabrało nowej mocy. Tragedia rodzinna rozbuchała złe opary nagromadzone w każdym jej członku. Nawet dziś, wciąż młody, przystojny i, co najważniejsze, narcystyczny Hugo nie może się pozbierać po wieloletniej awanturze. On rozdrapywał rany stwierdzeniami, że przecież mogą kochać już tylko jego, za co zamykany był na wiele godzin we własnym pokoju. Nie rozumiał logiki kary – przecież powiedział prawdę i nie zrobił niczego złego. To, że jego uczucia różniły się od rodzicielskiej miłości do utraconego pacholęcia nie docierało do niego żadną drogą. Podjąwszy naukę w Hogwarcie był całkowicie ukontentowany. Oddalił się od ciężkiej atmosfery panującej w domu, a comiesięczne czeki zasilały jego konto. Mógł żyć spokojnie. Dorastać, mężnieć, zmieniać się. Nie wyglądał już jak mały aniołek – przeszkadzało mu w tym nabyte 186 cm wzrostu, niemiłosiernie wystające kości w okolicach bioder i zdecydowanie za długie palce. Zachował jednak posmak wilej krwi w sobie, toteż pomimo braku typowo kobiecego powabu i tak ma naturę podrywacza i odpowiednie ku temu predyspozycje wyglądowe. Całkowity brak rozbudowanej partii mięśniowej poza przepisowe, nadające mu wyprostowanej sylwetki, zakrywa dobrze skrojonymi szatami. Myje się codziennie i goli, by zachować świeżość. Uwydatniona grdyka na chudej szyi co prawda jest mu zadrą w palcu, jednak stara się tego nie eksponować. Wcale nie uważa tego za ‘męskie’. On sam nie jest przecież rozpoznawany przez kategorię owłosionego dryblasa u boku jakiejś powabnej panienki. Temat: Re: Gabinet twojego ulubionego profesora Pon 15 Lut 2016, 23:29 | |
| To była ta chwila, w której Hugo kotłowały się jak młode koty myśli o podniesieniu ręki przed publicznym wystąpieniem. Było nie było, jeżeli miał przemawiać w obecności Bułhakowa w swojej obronie, powinien sprawiać wrażenie jak najbardziej poczciwego i wiarygodnego, miłego chłopca. Problem leżał w tym, że Vakel klasyfikował go chyba zgoła inaczej. Pomimo to jak ułożony, tresowany piesek-uczeń uniósł rękę i spokojnie poczekał na byle skinienie głową ze strony mężczyzny. Raz kozie śmierć i oby nie trafiła w objęcia Taliba. - Powinienem dać paniom pierwszeństwo głosu, sądzę jednak że stres związany z pobytem na dywaniku mógł skutecznie splątać im usta… – Poprawił wcześniej dotknięte przez Yvon okulary, z niesmakiem zauważając jak wiele im zawdzięczał. Krzywe przechylenie i miał problem z rozróżnieniem, czy profesor patrzy bezpośrednio na niego, czy może zezuje Addyson pod lekko podkasaną szatę. – Chwilę przed przybyciem nauczyciela miał miejsce mały wypadek z użyciem różdżki, zaklęcia i pewnych osób. Ja jestem tutaj w związku z dopuszczeniem się chwilowego przywłaszczenia mienia jednej z uczennic, która chwilę wcześniej owym mieniem narozrabiała. Chciałem pomóc Wittermowe w jakiś sposób, a że słabo radzę sobie z praktycznym zdejmowaniem zaklęć, zostawiłem to bardziej kompetentnym osobom i ograniczyłem sposobność rzucenia kolejnych. Ot i cała historyja. Vakel nie musiał wiedzieć, że postać Kaylin nie grała w jego przypadku pierwszych skrzypiec. Znaczy, okej, ciążyła na nim zła passa od momentu wybryku na runach i mordercze spojrzenia uroczej pani prefekt każdorazowo mu to przypominały, jednak gdyby to była jakakolwiek inna dama w opałach potem wieszająca mu się na szyi i w ramach rekompensaty za ratunek całująca w policzek… Zaraz, powinien wrócić myślami do rzeczywistości i nie wyobrażać sobie zbyt wiele. Odchrząknął, przytykając dłoń zwiniętą w lekką piąstkę i zdjął spojrzenie z Vakela, by nie wydać się nazbyt bezczelnym, jak ostatnim razem. Byle wyjść bez większego uszczerbku… Narazić się Wittermore zaraz po próbie wybawiania jej na białym kucyku mijało się z celem jego istnienia. - I to chyba tyle mam do powiedzenia w swojej sprawie… Nie chciałbym tłumaczyć reszty, gdyż opinia osoby postronnej mogłaby być nieco stronnicza w moim wypadku. Rzucił ukradkowe spojrzenie ulubionej lwicy ze stada i wzruszył ramionami. Tak, powinien ją bronić bo koleżanka i dama w opałach, ale kurde… Miał kiblować za coś, czego się nie dopuścił? Wolał klęczeć przy liczydle dopiero w momencie, gdy powinien pokutować własne nieprzyzwoitości, a nie bawić się w rycerza, którym bywał tylko w razie własnej potrzeby. Interesowna szuja za knuta.
|
Addyson Clemen Prefekt Hufflepuffu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Jawor; Włos jednorożca; 10,5OPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Expelliarmus, Finite, Flippendo Duo, Fumos, Riddiculus, Drętwota, Anatisquack, Calvorio, Accio, Alohomora, Bombarda, Glacius, Wingardium Leviosa, Descendo, Mobiliarbus, Lapifors, AnteoculatiaOPIS POSTACI: Panna Addyson Clemen urodziła się w małej wsi, ale za to w bardzo kochającej rodzinie, w której małej dziewczynce niczego nie brakowało. Jej matka, mugolka pogodziła się z myślą, że jej mąż i dzieci są czarodziejami i nigdy nie robiła im z tego powodu wyrzutów. Ojciec zaś starał się jak najlepiej wytłumaczyć swoim pociechom, że nigdy nie powinno nadużywać się czarów, a już na pewno nie w obecności mugoli. Szatynka największe problemy miała ze swoim starszym bratem, który dokuczał jej na każdym kroku, ciągnął za włosy i opowiadał straszne historię, przez które dziewczynka chowała się pod pościelą i płakała. Przez niego panicznie boi się kotów, na widok których zamiera w miejscu i oblewają ją zimne poty. W wyglądzie Addyson nie można dopatrzeć się niczego niezwykłego. Problem polega jedynie w jej wzroście. Mierzy niecałe metr pięćdziesiąt i często nie jest traktowana poważnie (w końcu kto może brać na serio dziewczynę z szóstego roku, która wzrostem przypomina pierwszoroczniaka?) Wbrew pozorom jest to zwykła nastolatka, o ładnych, piwnych oczach i czarnych, sięgających łopatek włosach z kilkoma piegami na nosie i policzkach. Jej policzki prawie zawsze są zaczerwienione, jakby sługo stała na mrozie w zimowy dzień. Temat: Re: Gabinet twojego ulubionego profesora Wto 16 Lut 2016, 10:42 | |
| Przewróciła oczami słysząc słowa Krukona. O dziwo Addyson nie zapomniała języka w buzi, jak to zwykle miała w zwyczaju robić podczas rozmowy z nauczycielami i nowo spotkanymi osobami. W jej żyłach dalej buzowała adrenalina, która pozwalała jej na normalne wysławianie się i wysunięcie całkiem poważnych oskarżeń w kierunku Yvon. Jej ręka wystrzeliła ku górze zaraz po tym, jak Hugo zakończył swoje tłumaczenie. Addyson nie miała zamiaru czekać, aż Gryfonka zabierze w tej sprawie swój głos. Nie bała się zakablować na rudowłose dziewczę. Na litość Boską! I tak już miała nieźle u niej przewalone, więc niech przynajmniej dostanie za to słuszną naganę i szlaban. Dopiero, gdy dostała pozwolenie na zabranie głosu od opiekuna domu zaczęła głośno i wyraźnie tłumaczyć swoje zachowanie. - Pan Todd zapomniał wspomnień, że zaklęcie rzuciła Panna Hennessy, a dokładniej był to Jęzlep. W tym momencie rzuciła w kierunku rudzielca, krótkie, ale przepełnione wyzwaniem spojrzenie. Chyba nie myślała, że będzie siedziała cicho, skoro już tak narozrabiała? - Profesorze Bułhakow... Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, ale ja tylko starałam się bronić Wittermore. Chyba powinnam to robić zważają na moją odznakę prefekta, prawda? A skoro ona z wiadomych przyczyn nie mogła zabrać głosu, ktoś musiał zrobić to za nią. Zamrugała kilkakrotnie powiekami, jakby jej bijące serducho powoli zaczynało się uspokajać, a krew w jej uszach powoli zaczęła coraz słabiej szumieć. Nie poddała się jednak. Musiała jeszcze poruszyć dość ważną kwestię rozmowy Puchonki z Krukonki przy posągu Jednookiej Wiedźmy. - Poza tym ostatnio spotkałam Wittermore na korytarzu. Była roztrzęsiona, a z jej szyi ciekła krew i może moje spostrzeżenia nie są słuszne, ale podczas krótkiej wymiany zdań pomiędzy Kaylin, a Yvon w sali zaklęć i uroków, wywnioskowałam, że była to wina Hannessy, Profesorze.
|
Yvon Mavourneen Hennessy Pałkarz Złotych Chimer, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Prezentuje się przyzwoicie. Chociaż mierzy sobie zaledwie dwanaście cali, a z natury jest bardzo giętka, więc co za tym idzie trudna do złamania, przy niektórych zaklęciach zachowuje się nieprzyjemnie głośno. W rdzeniu umieszczony został szpon hipogryfa, całość zaś została wykonana z drewna derenia przyczyniającego się do wydawania rozpraszających świstów. OPANOWANE ZAKLĘCIA: Incarcerous, Drętwota, Relashio, Riddiculus, Bąblogłowy, Jęzlep, Salvio Hexia, Antivenenum, Linia Wieku, Protego Horribilis, Sardinus Eructo, Trantallegra, Herbivicus, Waddiwasi, Nox, Deprimo, Locomotor, Mobiliarbus, Glisseo, Bonum Ignis, Obliviate, Lapifors, Oculus Lepus.OPIS POSTACI: Siedemnastoletnie dziewczę, mierzące sobie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu o budowie wdzięcznej. Rozumiejąc przez to uwydatniony, średni ale krągły biust oraz wyraźnie zaznaczone biodra z naturalnym wcięciem w okolicy talii. Włosy, w kolorze miedzi sięgają mniej więcej do połowy pleców. Naturalnie są nieco pofalowane. Dłonie z wyraźnie zaznaczonymi kostkami, wąskimi nadgarstkami, spiłowanymi na migdałowaty kształt paznokciami. Skóra jest koloru jasnego. Wyróżnia się przede wszystkim piegami, które przybierając różne kształty, oraz odcienie koloru brązowo-pomarańczowego znajdują się w ilości nadprogramowej wszędzie. Pomiędzy jedynkami można spostrzec charakterystyczną, niedużą przerwę. Temat: Re: Gabinet twojego ulubionego profesora Sro 17 Lut 2016, 11:06 | |
| Hennessy nie należała do osób, które lubiły się ze swoich nierozsądnych zachowań tłumaczyć, a więc kiedy zebrani w gabinecie uczniowie wygłaszali mowy motywujące, skutecznie bronili się, stopniowo opowiadając o zaistniałym zdarzeniu dziewczyna ukradkiem przewróciła oczami. Nie miała nic przeciwko tłumaczącemu się okularnikowi, którego zeznania zdawały się być dość... neutralne, jednakże panna Clemen która jeszcze do niedawna w oczach dziewczyny wyglądała na porządną dziewczynę, bardzo zwiodła ją swoim wyrafinowanym skarżypylstwem. Skwitowała je jedynie parsknięciem dezaprobaty. Nauczyciel wiedział o wybrykach rudowłosej bardzo dużo. Taka nowina na pewno by go nie zaskoczyła. Przynajmniej nie na długo – mógłby w nią uwierzyć z miejsca. W końcu z tą uczennicą zawsze były jakieś kłopoty. Co dziwne, bo nie pochodziła ze złego domu. - Naprawdę doceniam to, że siedzący nieopodal Hugo postanowił wstrzymać dalszy rozwój zdarzeń, który mógłby skończyć się jeszcze gorzej skonfiskowaniem mi różdżki. Ale niestety, na zaklęciach jest ona niezbędna. Brak owej sprawił, że nie mogłam zająć się wykonywaniem poleceń nauczyciela co poskutkowało tym, że przez wspomnianego odebrano kilka punktów Gryffindorowi. Chciałabym odzyskać tych pięć punktów z powrotem. - Wyjaśniając, starała się zachowywać w miarę możliwości spokojnie. Ale w rzeczywistości od obecności paplającej dziewczyny, w Gryfonce wrzało. Miała naprawdę dużą ochotę, aby zrzucić pilną uczennicę z krzesła, a później zabrać się za rękoczyny. Powinna rozejrzeć się za specjalnym kołem, na którym uczono by jak panować nad gniewem w stosunku do osób, którzy na odcisk za bardzo naciskali. Podrapała się po ramieniu, starając się wykrztusić z siebie coś jeszcze, coś sensownego w swojej obronie bo przecież nie mogła tak biernie milczeć – na pomoc chłopaka nie liczyła ani przez moment, wychodząc z założenia, że poradzi sobie sama. W końcu nie miała ochoty być mu dłużną. - Nieskromnie dodam, że ten Jęzlep był pierwszym z poprawnie wykonanych na zajęciach zaklęć. Panna Wittermore niesłusznie oczerniała mnie przy całej klasie. Myślę, że zastosowanie bezpiecznego Jęzlepu było ruchem stosowniejszym od wyrzucenia z siebie siarczystej wiązki przekleństw którymi uraczyła mnie Clemen, wtrącając się w spięcie. - Zmierzyła Clemen równie wyzywającym wzrokiem, ale stosunkowo szybko przywołała się do pozornego porządku, krzyżując przy tym ręce na piersiach w geście zaborczości. Pamiętała o tym, że blondynka była ulubienicą Bułhakowa, a więc jakiekolwiek robienie jej krzywdy mogło się skończyć dla Hennessy paskudnie. - Chociaż się z Wittermore nie lubimy, to nigdy nie posunęłabym się do tego, aby zranić ją w taki dotkliwy sposób. Wrzucamy na siebie, oskarżamy się o różne rzeczy, ale niestety, z wspomnianym krwotokiem nie mam nic wspólnego. Wszyscy dobrze wiemy, że na piętrze, na którym znajduje się jednooka wiedźma roi się od wielu złych stworzeń. - Skwitowała. Zdawało się jej, że sytuacja wygląda teraz stabilniej. Z wolna przesunęła dłonią po policzku na wspomnienie o ostatnich przypominając sobie o tym, czego się w stosunku do niej Kaylin dopuściła. Wtedy bardziej bolało uderzenie, teraz o dziwo ból odczuwała na duszy, na dumie. Zastukała butem o posadzkę.
|
Temat: Re: Gabinet twojego ulubionego profesora | |
| |
| Gabinet twojego ulubionego profesora | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |