|
Wielka SalaIdź do strony : 1, 2, 3 ... 8 ... 15 Temat: Re: Wielka Sala Wto 16 Lut 2016, 10:55 | |
| The member 'Addyson Clemen' has done the following action : Rzut kością
'KOŚĆ K20' : 9
|
Ururu Marquez Ścigający Srebrnych Wiwern, Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 13 cali, elastyczna, włos z głowy wili, sosnaOPANOWANE ZAKLĘCIA: Szkolne: Finite, Enervate, Cave Inimicum, Expelliarmus, Homenum Revelio, Protego, Diffindo, Verdimilious, Alohomora, Avifors, Mimble Wimble, Confunduf, Aquamenti || Łatwe: Trucido, Repleo, Multifors, Aranaea || Trudne: Aranaea Language, Verum de scriptisOPIS POSTACI: Ururu jest chłopcem przeciętnej budowy. Ani specjalnie chudy, ale pulchnym też go nie można nazwać. Mięśni również nie ma specjalnie zarysowanych... Po prostu taki średni. Wzrostu metr sześćdziesiat dziewięć i pół. Włoski całkiem grube, lecz szorstkie. Mają odcień... szarawy. Czy to farba? Czy tak kończy się niepotrzebny stres w zbyt młodym wieku? Obcięte niezbyt krótko, puszyste. Twarzyczka jego nieco okrąglutka, nie widać na niej typowo męskich kształtów. Taki sobie chłopczyna. Przenikliwe spojrzenie oczek w kolorze miodowo-bursztynowym, lekko zadarty nosek i... szeroki uśmiech, który nie znika prawie nigdy. Ubrany w pełny mundurek Ślizgona z idealnie zawiązanym krawatem. Nawet naukowiec musi być elegancki. Czasami nosi gogle na głowie, zazwyczaj zapomina, że je ma, dlatego na jego oczach występują stosunkowo rzadko... Temat: Re: Wielka Sala Pią 19 Lut 2016, 15:00 | |
| Popatrzył sobie jak zaklęcie nie wyszło. - Zdarza się - powiedział. Taki tam pocieszający. Miał nadzieję, że dziewczyna nie popadnie w jakieś skrajne stany. Bo już takowe widział. Zaklątko nie działało - płacz i rozpacz. Eliksirek nie wyszedł znowu - płacz i rozpacz znowu. Miotła odmawia ciągle posłuszeństwa - czas się wybiczować na śmierć. Nie rozumiał tego damskiego użalania się. Perfekcjonizm szanował, ale takie szalone reakcje był kompletnie nieuzasadnione i jeszcze bardziej oddalały od celu. Ale za każdym razem, jak to mówił zrozpaczonej niewiaście, został zwyzwany od dupków i nieczułych palantów od niej samej lub jej koleżanki. No cóż. W końcu był Ślizgonem. Czy coś. Chociaż nie uważał, żeby to miało coś do rzeczy. Jakoś nigdy nie widział jakiegokolwiek Gryfona, czy Puchona, którzy by zrobili pozytywny krok ku pocieszeniu strapionej dziewoi. Zazwyczaj uciekali. Albo ona sama uciekała. Co za ludzie. Ale chyba by zjadł jabłko. Aż sięgnął po półmisek i przysunął go bliżej. - Może owocka? - zaproponował. Jedzenie było zawsze dobre i relaksujące.
|
Addyson Clemen Prefekt Hufflepuffu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Jawor; Włos jednorożca; 10,5OPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Expelliarmus, Finite, Flippendo Duo, Fumos, Riddiculus, Drętwota, Anatisquack, Calvorio, Accio, Alohomora, Bombarda, Glacius, Wingardium Leviosa, Descendo, Mobiliarbus, Lapifors, AnteoculatiaOPIS POSTACI: Panna Addyson Clemen urodziła się w małej wsi, ale za to w bardzo kochającej rodzinie, w której małej dziewczynce niczego nie brakowało. Jej matka, mugolka pogodziła się z myślą, że jej mąż i dzieci są czarodziejami i nigdy nie robiła im z tego powodu wyrzutów. Ojciec zaś starał się jak najlepiej wytłumaczyć swoim pociechom, że nigdy nie powinno nadużywać się czarów, a już na pewno nie w obecności mugoli. Szatynka największe problemy miała ze swoim starszym bratem, który dokuczał jej na każdym kroku, ciągnął za włosy i opowiadał straszne historię, przez które dziewczynka chowała się pod pościelą i płakała. Przez niego panicznie boi się kotów, na widok których zamiera w miejscu i oblewają ją zimne poty. W wyglądzie Addyson nie można dopatrzeć się niczego niezwykłego. Problem polega jedynie w jej wzroście. Mierzy niecałe metr pięćdziesiąt i często nie jest traktowana poważnie (w końcu kto może brać na serio dziewczynę z szóstego roku, która wzrostem przypomina pierwszoroczniaka?) Wbrew pozorom jest to zwykła nastolatka, o ładnych, piwnych oczach i czarnych, sięgających łopatek włosach z kilkoma piegami na nosie i policzkach. Jej policzki prawie zawsze są zaczerwienione, jakby sługo stała na mrozie w zimowy dzień. Temat: Re: Wielka Sala Pią 19 Lut 2016, 16:26 | |
| Zagryzła dolną wargę, gdy po raz kolejny nie udało jej się rzucić czaru. No dobra. Może po prostu nie szło jej z "Diffindo"? Może niekoniecznie jest to takie potrzebne? W końcu... Co mogłaby rozciąć? Bardziej przydatniejszy czar to ten zszywający materiał. Wtedy mogłaby sama naprawić wszystkie swoje potargane szaty, gdy zahaczała o ostre krawędzie. Teraz zepsute ubrania wysyłała do swojej matki, która zręcznie potrafiła posługiwać się igłą i nicią, jednak zaklęcie, które rozwiązałoby to całe zamieszanie byłoby całkiem przydatne. Zawsze można było spróbować rzucić czar na jakąś osobę i skutecznie zszyć jej usta. Westchnęła cicho, spoglądając na chłopaka, który sięgnął do półmiska z owocami. Puchonka jednak naprawdę się spieszyła. Musiała jeszcze wykonać ten przeklęty talizman na Starożytne runy, a czasu na wykonanie amuletu było coraz mniej. - Nie dzięki. Naprawdę się już spieszę. Do zobaczenia. Schowała swoją różdżkę za fałdy szaty i pozbierała się z ławki. - Nie zapomnij oddać książki na czas. Dodała jeszcze na szybko ostatnie zdanie, pomachała mu na pożegnanie i wybiegła z Wielkiej Sali.
[z.t]
|
Ururu Marquez Ścigający Srebrnych Wiwern, Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 13 cali, elastyczna, włos z głowy wili, sosnaOPANOWANE ZAKLĘCIA: Szkolne: Finite, Enervate, Cave Inimicum, Expelliarmus, Homenum Revelio, Protego, Diffindo, Verdimilious, Alohomora, Avifors, Mimble Wimble, Confunduf, Aquamenti || Łatwe: Trucido, Repleo, Multifors, Aranaea || Trudne: Aranaea Language, Verum de scriptisOPIS POSTACI: Ururu jest chłopcem przeciętnej budowy. Ani specjalnie chudy, ale pulchnym też go nie można nazwać. Mięśni również nie ma specjalnie zarysowanych... Po prostu taki średni. Wzrostu metr sześćdziesiat dziewięć i pół. Włoski całkiem grube, lecz szorstkie. Mają odcień... szarawy. Czy to farba? Czy tak kończy się niepotrzebny stres w zbyt młodym wieku? Obcięte niezbyt krótko, puszyste. Twarzyczka jego nieco okrąglutka, nie widać na niej typowo męskich kształtów. Taki sobie chłopczyna. Przenikliwe spojrzenie oczek w kolorze miodowo-bursztynowym, lekko zadarty nosek i... szeroki uśmiech, który nie znika prawie nigdy. Ubrany w pełny mundurek Ślizgona z idealnie zawiązanym krawatem. Nawet naukowiec musi być elegancki. Czasami nosi gogle na głowie, zazwyczaj zapomina, że je ma, dlatego na jego oczach występują stosunkowo rzadko... Temat: Re: Wielka Sala Pią 19 Lut 2016, 22:35 | |
| Jego rączka powędrowała po soczyste jabłko. Oby nie było zupełnie słodkie, pomyślał. Nie przepadał za takimi. Z drugiej strony takie kwaśne też nie było fajne. Otarł je o kraniec płaszczyka. Na szczęście Addyson nie była typem strasznej rozpaczliwej dziewoi. Chyba. Nie popłakała się, nie wyciągnęła sznura, żeby zrobić na nim pętli... Ładnie, ładnie. Podoba mu się taka postawa. Nawet szkoda, że musiała iść. Ale przynajmniej czekała na niego druga towarzyszka... Wysunął rączkę bez jabłka w stronę pająkowej księgi. Oj, ale będzie zabawa. Aż się wyszczerzył szeroko na samą myśl. - Powodzenia, nie zapomnę - odpowiedział machając jej na pożegnanie jabłkiem. Ale nawet nie spojrzał jak odchodziła, bo patrzałki miał utkwione w książce. Schował jabłko do kieszeni. Jakoś odechciało mu się jeść. Wolał pomacać sobie tego pajączka co tak z gracją chodził po okładce... Po chwili jednak otworzył książkę i zabrał się za lekturę. Tyle pajączków... Szybko przeleciał w myślach listę rzeczy do zrobienia. Nie. Nie miał niczego ważnego. Może czytać. Hihi.
Edit: A potem wyszedł. Bo już się zrobiło późno, cisza nocna i te sprawy...
[z/t]
|
Niosący Naukę NPC
Temat: Re: Wielka Sala Pon 21 Mar 2016, 22:35 | |
| Dwudziesty pierwszy marca, początek wiosny kalendarzowej to dla mieszkańców Hogwartu zapowiedź nie tylko nowej pory roku, szkolnych egzaminów i zbliżającego się coraz większymi krokami zakończenia semestru, ale i coroczny, długo wyczekiwany przez panny z klas siódmych Bal Wiosenny. Zaproszeni byli na niego wszyscy - starsze i młodsze roczniki, kadra nauczycielska, członkowie rady rodziców i komisji edukacyjnej, a także ci, których czasami nie zauważamy - ciężko pracujące w kuchni skrzaty, zrzędliwy woźny, czy siedzący na wózku inwalidzkim były dyrektor Biblethump, dla którego, chociaż nikt nie był na tyle odważny, by powiedzieć o tym głośno - mogła być to ostatnia taka zabawa w życiu. Pora była późna, więc większość korytarzy spowiła nastrojowa ciemność, którą postarano się utrzymać unoszącymi się w powietrzu, delikatnie oświetlającymi drogę do dormitoriów świeczkami. Lewitowały pod sufitem, tworząc na ścianach zadziwiającą wręcz grę światła i cienia. Wielka Sala zmieniła się nie do poznania i sprawiała wrażenie, jakby jeszcze bardziej powiększyła swoje rozmiary. Czy to przez usunięcie wielkich stołów, czy faktyczne zastosowanie zaklęć powiększających - nie wiadomo, jednakże musiało to robić ogromne wrażenie szczególnie na pierwszoklasistach. Żadne z nich podobnych dekoracji przecież nie widziało: zamiast stołu nauczycielskiego ustawiono sporej wielkości podest, na którym stroiła się właśnie zamówiona specjalnie na tą okazję kapela. Sklepienie Wielkiej Sali przedstawiało rozgwieżdżone niebo, obsypane ogromną ilością gwiazd i dające złudne wrażenie, jakoby usunięto na tę jedną noc dach, jednakże padający na zewnątrz deszcz utwierdzał w przekonaniu, że jest to tylko zasługa różdżki wprawionego w tym profesora Biblethumpa. Na brzegach owego sklepienia powoli tworzyły się fioletowe chmury, leniwie opadające w dół, gdzie rozrzedzały się i znikały. Gdzieś pomiędzy nimi ginęły czarne, połyskujące w świetle lampionów łańcuchy, utrzymujące podwieszone, o dziwo stabilne blaty z przekąskami. Znajdowały się na nich rzeczy przeróżne: począwszy od ułożonych na wielkich tacach deserów, po miniaturowe porcje sałatek. Uwagę uczniów przykuwały zapewne słodkości zakupione specjalnie w Miodowym Królestwie i u pani Puddifoot. Po prawej zaś, w dość luźny sposób porozstawiane zostały okrągłe, okryte granatowymi obrusami stoliczki dla uczniów. Te nauczycielskie znajdowały się po drugiej stronie, nieco bliżej parkietu, lecz w zacienionym kącie, skąd mieli lepszy widok na ewentualnych rozrabiaków chcących chociażby dolać do ponczu niechcianych specyfików. Przy wejściu, wewnątrz pomieszczenia znajdowała się ławeczka spisującego głosy Aidena oraz urna do głosowania. Już teraz schodzić się zaczęły pierwsze osoby, w głównej mierze odpowiedzialni za pilnowanie porządku nauczyciele i młode pięknisie, wystrojone na bal jak bożonarodzeniowe choinki, chociaż ich czas na takie sukienki powinien przyjść dopiero za kilka lat. Dziewczynki wesoło trajkotały, żwawo przy tym gestykulując o najważniejszych w tym czasie przesądach i pierdółkach. Gdyby któraś z panien o czymś zapomniała - były gotowe na to, by ją obgadać. Bal Wiosenny wiązał się przecież z pewnymi musami: gdyby którakolwiek spróbowała przyjść bez czerwonych majteczek i podwiązki, to niech ma się na baczności! Wiosenny Bal zostaje oficjalnie otwarty! @Anastasia Fitzgerald @Antigone Hennessy @Finnian Hennessy @Maurycy F. Longbottom @Seymour Hardy @Tamara Scrimgeour @Yvon Hennessy @Addyson Clemen @Angus Abbott @Nadzieja Potocka @Theodore Callaghan @Alexander S. Avery @D.J. Fletcher @Graysen E. Carrow @Hugo Todd @Kaylin Wittermore @Lysandra Lovegood @Sonya Romanowa @Úna Leamhanach @Davin Greengrass @Isabelle Malfoy @Lena Bletchley @Mascius Malfoy @Morrigan Black @Ururu Marquez @Adara Fletcher @Charlotte Mark @Costi Lupei @Dorothea Malfoy @Florence Crouch @Hugh Fraser @Jacob Fell @Vakel Bułhakow
|
Maurycy F. Longbottom Prefekt Gryffindoru, Ścigający Złotych Chimer, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Cyprys, 13 cali, pióro z ogona feniksa, barwiona na fioletowoOPANOWANE ZAKLĘCIA: /OPIS POSTACI: Maurycy to niewysoki, bo mierzący 172 centymetry wzrostu, wiecznie roześmiany chłopak o urzekająco słodkiej buzi. Oczy ma szarozielone, włosy brązowe, ścięte do brody, zwykle nieuczesane i roztrzepane. Do garnituru zaczesuje je za uszy. Posiada na lewym udzie znamię w kształcie serduszka. Na brodzie widoczny jest już delikatny zarost. Temat: Re: Wielka Sala Pon 21 Mar 2016, 23:32 | |
| Maurycy był aktualnie w klasie szóstej, ale nie przeszkadzało mu to cieszyć się z balu z taką samą intensywnością, a może i nawet większą niż klasy siódme. W zeszłym roku nie bawił się z resztą uczniów, bo po złapaniu paskudnego choróbska przebywał w tym czasie w skrzydle szpitalnym, gdzie zaczytywał się w książkach, bo za zbędne uznał zawracanie głowy młodej, chcącej potańczyć ze wszystkimi pielęgniarce. Teraz jednak było inaczej - nie tylko zamierzał na zabawę się wybrać, ale też zaprosił na nią Gryfonkę, w której skrycie podkochiwał się od dłuższego czasu, a ta... zgodziła się! Wyobraźcie więc sobie podniecenie, które tego młodzika ogarnęło, kiedy dotarło do niego, że wybiera się tam z Anastasią Fitzgerald! Zupełnie nią oczarowany uważał dziewczynę za zdecydowanie najpiękniejszą, najmądrzejszą i najzabawniejszą ze wszystkich, które miały się dzisiaj w Wielkiej Sali stawić. Rzecz jasna, jako uprzejmy chłopiec nie wypowiedziałby się o żadnej koleżance negatywnie i wszystkie je uważał za przeurocze istoty, ale ta jedna była dla niego po prostu wyjątkowa. Serce biło mu jak młot, kiedy opuścił dormitorum chłopców w tradycyjnej, eleganckiej szacie, która ze względu na sporą ilość koronek i falban nie pasowała do wizerunku biegającego przez te wszystkie lata po kolana w błocie Maurycego, ale zdawała się być musem przez widniejące w akcie urodzenia nazwisko. Zwłaszcza w tych czasach, kiedy Longbottomowie byli postrzegani przez społeczeństwo w negatywnym świetle warto było zwrócić uwagę na wizerunek syna w taki dzień. Stał w Pokoju Wspólnym krótko, oczekując swojej wybranki, a na sam jej widok zaczerwienił się na policzkach i z szerokim, wyjątkowo ciepłym uśmiechem pochwalił jej kreację. Szczerze powiedziawszy nie znał się szczególnie na damskiej modzie, ale wyglądała inaczej niż zawsze, co samo w sobie wprawiało w osłupienie, że dziewczyny były do takich nagłych zmian zdolne, a po drugie... no cóż, to była Anuszka. Jej uroda broniła się sama. W drodze powstrzymał się od zalania jej falą komplementów, bo nie chciał jej tym przytłoczyć, więc próbował skleić luźną, przyjemną rozmowę o tym, że bardzo cieszy się z Wiosennego Balu i tego, że wychodzą trochę wcześniej. - Słyszałem, że mają być w tym roku deserki Panna Cotta. Z polewą. Może to dziwne, ale naprawdę chciałem ich spróbować. - wyjaśnił rozbawiony samym sobą, po czym, przy prawie samych drzwiach coś do niego dotarło. Uniósł swoją rączkę do góry, żeby wchodząc mogła złapać go pod ramię. To będzie jego noc. Nie! Ich noc.
|
Anastasia Fitzgerald Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Matowa i skromna, nie wyróżnia się na tle innych. Brak zdobień. Rdzeń z rogu jednorożca, drewno jabłoni, sztywna, 12 cali długości. Nic specjalnego.OPANOWANE ZAKLĘCIA: BĄBLOGŁOWY, EXPELLIARMUS, RIDDICULUS, PROTEGO, CONJUNCTIVITIS, DIFFINDO, ACCIO, WINGARDIUM LEVIOSA, VERDIMILIOUS, SICCUM, EBUBLIO, LEVICORPUS, OCULUS LEPUS, UTEVO LUX, SOMNOOPIS POSTACI: Średni wzrost, lekko podkrążone oczy od nadmiernego przesiadywania z książką po nocach. Właścicielka szczupłej, wątłej twarzy, którą okalają długie włosy o kolorze miodu akacjowego. Młoda Panienka Fitzgerald posiada kobiecą budowę ciała i długie włosy, ale na tym kończą się atrybuty kobiecości, którymi może się pochwalić. Skromny i konserwatywny ubiór, kłócący się poniekąd z jej pochodzeniem, przełamuje niekiedy mocniejszym makijażem i frywolnymi kapeluszami, nie mającymi jednak nic wspólnego z modą mugolską. Często próbuje zakryć całkowicie swoje ciało poprzez noszenie wyłącznie czarnych, workowatych szat. Preferuje stonowane kolory, a te pstrokate i przyciągające uwagę omija szerokim łukiem. Bardzo rzadko nosi dodatki i biżuterię, za wyjątkiem skromnego,złotego łańcuszka, z którym się nigdy nie rozstaje. Zazwyczaj wyprostowana lecz w jej kroku na próżno szukać gracji. Wiecznie zachmurzony wyraz twarzy, nieobecne spojrzenie. Czy to tylko zadumanie i wyłączenie się z realnego świata, a może to autentyczna, mroczna energia kryjąca się w jej pokrętnym umyśle i dziwnych fascynacjach? Tego nikt nie jest pewien,nawet ona sama. Temat: Re: Wielka Sala Wto 22 Mar 2016, 02:53 | |
| Jakkolwiek Anastasia nie próbowałaby wzbraniać się przed doklejeniem etykietki zwyczajnej, młodej pannicy, to dnia dzisiejszego nie była w stanie zaprzeczyć ani zatuszować dzikiej ekscytacji i pragnienia prezentowania się w sposób jak najbardziej godny na tak wielkim wydarzeniu jakim jest Bal. Na co dzień nie przywiązywała znacznej uwagi do wyglądu zewnętrznego, szczególnie w szkole niezwykle rzadko decydowała się na ubiór czy fryzurę bardziej frywolną – poniekąd z wygody, lenistwa, ale i zaprzątnięcia umysłu ważniejszymi, mniej powierzchownymi w mniemaniu Gryfonki sprawami. Poprzednimi latami nikogo zatem nie zaskakiwała w tej kwestii, nie czuła zresztą również potrzeby w imponowaniu komukolwiek ( bo tym właśnie przebieranki w mniemaniu Fitzgerald były), ani przyciąganiu nadmiernej uwagi. Teraz miało się to zmienić, a wszystko zapoczątkowała kochana Mamusia, przysyłająca jej w prezencie piękną, czarną suknię*, w zamyśle, którą miała właśnie przywdziać do najprędzej zbliżającej się okazji. O ile Anastasia uznawała podobny wydatek za zbędny, nie była w stanie odrzucić hojnego podarunku i nie docenić starań rodzicielki, która dla losu jedynego dziecięcia pragnęła jak najlepiej. Między innymi, prezentować się jak na Fitzgerald przystało. Szczegółów listu opisującego konieczność wyeksponowania swojej uprzywilejowanej pozycji oraz zabłyśnięcia na tle dziewcząt z innych rodów, winno się przemilczeć, gdyż tak naprawdę blondynkę nie obchodziły podobne kwestie. Co innego w sprawie pewnego pana, który ją zranił i odrobinkę obił niewinne serduszko, pałające teraz chęcią zemsty i udowodnienia jak cholernie pożałuje swej decyzji. Drugiej łapy nie mogła mu zmasakrować, ale odstrzelić się na (wątpliwego pochodzenia) bóstwo nikt nie mógł zabronić! Jeszcze ta łachudra pożałuje, szczena mu opadnie, a nowa różdżka na sam widok eksploduje z wrażenia, ha! Bądź co bądź, dzień minął jej jak i reszcie współlokatorek z pokoju numer jeden, na przepełnionym podnieconym tonem trajkotaniu, chichotaniu, figlarnym harcowaniu, ostatecznym przymierzaniu kreacji, układaniu fryzur i malowaniu się. -Naprawdę ładnie wyglądasz Yvon - powiedziała z powagą, wklepując troskliwie zapachowy olejek w głowę starszej koleżanki. Czaszka rudowłosego niegdyś wampira, świeciła dumnie niczym klejnot Nilu, a swym blaskiem mogła przyćmić każdą błyskotką posiadaną przez nawet najzamożniejsze panny, mające zjawić się na balu. Sama Anastasia zaś, postawiła na włosy wysoko upięte, sklecone w dosyć niedbałego, blond koczka. Ciemnym makijażem podkreśliła kolor oczu, brwi mocniej zaakcentowała i gotowe! Maurycego, odzianego w zdumiewającą ilość falbanek i koronek, powitała z szerokim uśmiechem przyklejonym do misternie przypudrowanej buziuchny. Śmiech trącony szczyptą skrępowania stawał się jej remedium na pokonywanie niezręcznych sytuacji, do jakiej ta w pewnym stopniu należała. Maurycy był prawdopodobnie najbardziej uroczym i sympatycznym stworzeniem z domu Lwa jakie przyszło jej do tej pory poznać, ale jak dotąd widziała w nim nikogo więcej niż kolegę, z którym dzieliła zajęcia i konwersowała na codzienne, niezbyt intymne, czy prywatne sprawy. Nie spodziewała się otrzymać od niego zaproszenia na bal, a już na pewno nie sądziła, że w swoim liście mógłby on zawrzeć tyle czarujących, acz zawstydzających określeń. Nawet taka naiwna Anastasia nie zinterpretowałaby jego słów w inny sposób, były bowiem bezpośrednie i pozbawione dwuznaczności. Zażartowała na temat koleżanek - trzpiotek, które od wczesnych godzin porannych ogromnie przeżywały wydarzenie, skomentowała oryginalną kreacją chłopaka, po czym ruszyli razem do Wielkiej Sali. -Z polewą?! Truskawkową?! W sumie to mam dzisiaj ochotę na czekoladę... Dobrze, że nie podkusiło mnie do założenia jasnej sukienki - stwierdziła, całkiem obiektywnie oceniając swoje umiejętności konsumowania wszelkiego rodzaju posiłków. Im poważniejsza okazja, tym większe istniało prawdopodobieństwo do pozostawienia resztek na ubraniu. Odetchnęła cichutko z ulgą, gdy stanąwszy przy swym partnerze wyższy obcas nie okazał się być większą przeszkodą i nie wyniósł dziewczyny ponad głowę Maurycego. Nie żeby była powierzchowną, pustą prukwą, co to to nie! Najzwyczajniej w świecie nie chciała by Gryfon poczuł się w ten sposób mniej pewnie… bo chłopcy nie lubią przewyższających ich panien, prawda? A może szukała usprawiedliwienia na swoje własne kompleksy, które zaczęły wdzierać się do jej umysłu? Nie czuła się zbyt pewnie w swej skórze, wydaniu do którego nie przywykła. Być może dlatego też skorzystała z wystawionego przez Maurycego ramienia, przylgnęła do niego ciasno i tymczasowo wyzbyła się niezręcznego wrażenia towarzyszącego jej na samym początku. Zostało one bowiem wyparte przez nasilony ścisk żołądka, będący najprawdopodobniej efektem ekscytacji i podniecenia. Czas wejść do Sali!
*nie jest prześwitująca
Ostatnio zmieniony przez Anastasia Fitzgerald dnia Wto 22 Mar 2016, 15:49, w całości zmieniany 1 raz
|
Kaylin Wittermore Prefekt Ravenclawu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Angielski dąb, pancerz kikimory, 13 cali, sztywna. Solidna, z dosyć grubą rękojeścią. Nie jest prosta, większość różdżki jest pofalowana. Sama rękojeść ozdobiona jest grawerowaniem w drewnie, a także onyksem, który umieszczony jest na jej podstawie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: ★ Szkolne ★ ACCIO - ALOHOMORA - APERACJUM - BĄBLOGŁOWY - BOMBARDA - COLLOPORTUS - CONFUNDUS - DEPULSO - DRĘTWOTA - ENERVATE - EPISKEY - EXPELLIARMUS - GLACIUS - LUMOS MAXIMA - REDUCTO - REPARO - WINGARDIUM LEVIOSA ★ Łatwe ★ ANATISQUACK - BONUM IGNIS - CALVORIO - CHŁOSZCZYŚĆ - CONSTANT VISIO - ENTROPOMORPHIS - ERECTO - FUNEMITE - ILLEGIBILUS - IMPERTURBABLE - SICCUM - ZAKLĘCIE CZTERECH STRON ŚWIATA (WSKAŻ MI) ★ Trudne ★ FINITE INCANTATEM - PROTEGO HORRIBILIS ★ Specjalne ★ ZAKLĘCIE PATRONUSA (EXPECTO PATRONUM, FORMA BIAŁEGO KRUKA) ★OPIS POSTACI: Dosyć niska, mierząca jedynie sto sześćdziesiąt centymetrów, nie wyróżniająca się tak naprawdę niczym szesnastolatka. Drobna, można nawet pokusić się o stwierdzenie chuda dziewczyna, która z pewnością nie ma zbyt wiele siły i łatwą ją pociągnąć, czy popchnąć. Ostatnim razem, gdy się ważyła, waga ukazała czterdzieści osiem kilogramów, co i tak było dla niej osiągnięciem. Całkowicie przeciętna, o krótkich blond włosach, które lubią się puszyć i falować - każdy włos w zupełnie inną stronę, co sprawia, że na jej głowie prawie zawsze panuje nieład. Zawsze bardzo się stara, by mieć choć trochę elegancką fryzurę, jednak nie często jej się to udaje. Brązowe oczy kontrastują z bladą cerą, będącą oznaką przebywania przez większość czasu w budynkach, choć w wakacje zdarza się, że znajduje się na niej lekka opalenizna będąca wynikiem spędzania czasu z magicznymi stworzeniami na zewnątrz. Opala się jednak na czerwono, co nie jest szczytem jej marzeń. Ma na twarzy kilka pieprzyków, a na całym ciele poza tym jedyną skazą jest długa blizna, ciągnąca się aż od lewej strony brzucha do połowy uda. Nie ma zbyt dużej wady wzroku, jednak często można spotkać ją w okularach z czarną obwódką, gdyż w ten sposób lepiej jej się czyta. Dziewczyna nauczona została dbania o siebie, więc zawsze jest czysta i schludnie ubrana. Zdarza się, że na twarzy można dostrzec makijaż, lecz nie jest to zbyt częste. Lubi eleganckie stroje, spódnice, koszule i sweterki. Zawsze pachnie od niej kwiatową mieszanką jej ulubionych perfum. Temat: Re: Wielka Sala Wto 22 Mar 2016, 13:33 | |
| Dla Kaylin ten dzień był dokładnie taki sam, jak każdy inny. Od samego rana zajmowała się swoimi sprawami, czytała niedawno kupioną książkę, zrobiła też pracę domową z wróżbiarstwa i odłożyła ją do szafki, by sprawdzić przed wysłaniem. Przez wiele godzin nawet nie myślała o balu, który rozpocząć się miał wieczorem i być pewnego rodzaju zmorą biednej, aspołecznej Krukonki. Bo, prawdę mówiąc, Wittermore najchętniej wcale by na niego nie szła. Tak, jak co roku zostałaby w dormitorium i napawała się ciszą i spokojem, jaki w tym czasie by tam panował. Mogłaby robić, co chciała, bez zbędnego wpadania na niezbyt mile widzianych współlokatorów domu Roweny Ravenclaw. Czemu więc nie została? Czemu zmuszała się do udziału w tej paradzie cyrkowej, jaką będzie zapewne pełna głośnych i rozpuszczonych dzieciaków sala? Odpowiedź była prosta - w tym roku powierzono jej tytuł i odznakę prefekta, a co za tym idzie, dołożono jej obowiązków, których ona nigdy nie zaniedbywała. Nie wątpiła, iż obecność wszystkich prefektów była wskazana, ani też w to, że tak po prostu wypadało. Nie podobało jej się to, ale w duszy wiedziała, że nie ma wyjścia, choć przecież nikt jej tam siłą nie zaciągnie. Ona sama nałożyła sobie smycz i za nią pociągnęła. Nauczyła się już bowiem, że są rzeczy, które robić trzeba i od czasu do czasu człowiek musi się gdzieś pokazać. Nadszedł więc i ten moment. Na całe szczęście, znalazł się ktoś równie niechętny do balu, co ona. Graysen Carrow, kolega, z którym dopiero od niedawna rozmawiała tak naprawdę. W towarzystwie którego czuła się coraz lepiej i przede wszystkim, coraz swobodniej. Zaakceptowała jego zaproszenie i sama nie do końca rozumiała, czemu była z tego powodu tak bardzo zadowolona. Dużo bardziej jednak zadowolony był jej ojciec, który gdy tylko dowiedział się o tym, że Kaylin idzie na bal i to w dodatku z przedstawicielem rodziny Carrow, niemal tryskał szczęściem i od razu kupił jej na tę okazję nową sukienkę. Strój dotarł do niej z samego rana, wraz z lisem od ojca, w którym ten wychwalał ją i otwarcie okazywał zadowolenie z jej poczynań. Paczka została rozpakowana szybko i Wittermore musiała przyznać jedno - ojciec dobrze wiedział, w jakim stroju jego córka będzie czuła się i wyglądała dobrze. Przygotowania zaczęła dużo później niż inne dziewczęta, choć wcale nie odpuściła sobie wielu zabiegów, o których nikt by jej nie posądzał. Układanie włosów swoje trwało, ale ostatecznie blond loki prezentowały się idealnie - wreszcie porządnie zakręcone i porządnie utrwalone tak, by nie zamieniły się w elektryzujący puch już po kilkunastu minutach. Delikatny, acz bardzo dziewczęcy makijaż pojawił się na jej twarzy, podkreślając wszystkie zalety jej całkowicie pospolitego rodzaju urody. Wpięła we włosy wysadzaną kamieniami szlachetnymi spinkę, a do uszu wsadziła małe, srebrne kolczyki wyglądem przypominające kwiaty róży. Tego dnia pomalowała nawet paznokcie i użyła droższych, podarowanych jej dawno temu przez babcię perfum, które pachniały słodkawo, kwiatami, których nazw nie potrafiła wyobrazić sobie w głowie, gdyż razem tworzyły zupełnie nową, nieznaną mieszankę. Już miała ubierać się w swoją kreację, gdy dostała list od Addyson, której postanowiła pomóc. Kiedy załatwiła już tę sprawę, biegiem wróciła do pokoju uzmysławiając sobie, że zostało jej bardzo mało czasu. Przebrała się w białą, sięgającą do kostek sukienkę, bez żadnego dekoltu, z koronką i długimi rękawami. Szykowną, elegancką, ale na pewno nie zbyt frywolną, o to nikt by jej nie oskarżył. Na nogi wsunęła białe pantofelki na niskim obcasie i wyszła z pokoju kierując się do pokoju wspólnego, gdzie miał czekać na nią Graysen. Przywitała się z nim cicho, a potem razem ruszyli w stronę wielkiej sali.
|
Ururu Marquez Ścigający Srebrnych Wiwern, Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 13 cali, elastyczna, włos z głowy wili, sosnaOPANOWANE ZAKLĘCIA: Szkolne: Finite, Enervate, Cave Inimicum, Expelliarmus, Homenum Revelio, Protego, Diffindo, Verdimilious, Alohomora, Avifors, Mimble Wimble, Confunduf, Aquamenti || Łatwe: Trucido, Repleo, Multifors, Aranaea || Trudne: Aranaea Language, Verum de scriptisOPIS POSTACI: Ururu jest chłopcem przeciętnej budowy. Ani specjalnie chudy, ale pulchnym też go nie można nazwać. Mięśni również nie ma specjalnie zarysowanych... Po prostu taki średni. Wzrostu metr sześćdziesiat dziewięć i pół. Włoski całkiem grube, lecz szorstkie. Mają odcień... szarawy. Czy to farba? Czy tak kończy się niepotrzebny stres w zbyt młodym wieku? Obcięte niezbyt krótko, puszyste. Twarzyczka jego nieco okrąglutka, nie widać na niej typowo męskich kształtów. Taki sobie chłopczyna. Przenikliwe spojrzenie oczek w kolorze miodowo-bursztynowym, lekko zadarty nosek i... szeroki uśmiech, który nie znika prawie nigdy. Ubrany w pełny mundurek Ślizgona z idealnie zawiązanym krawatem. Nawet naukowiec musi być elegancki. Czasami nosi gogle na głowie, zazwyczaj zapomina, że je ma, dlatego na jego oczach występują stosunkowo rzadko... Temat: Re: Wielka Sala Wto 22 Mar 2016, 15:32 | |
| Rozpoczął się ten cały dzień balu. Ururu od rana właściwie miał to gdzieś, aczkolwiek wyraźnie czuł unoszący się w powietrzu klimat... Co roku tak było przy każdym wydarzeniu, aczkolwiek w tym roku po raz pierwszy weźmie udział w balu wiosennym. Nie planował tego. Na szczęście miał jedno ubranie wizytowe, które przydawało mu się podczas wypraw do teatrów z ciotką w wakacje. Jakoś tak je nieumyślnie spakował do Hogwartu... Może podświadomie miał nadzieję, że szkoła w końcu zadba o ich wykształcenie kulturalne. No cóż. Przypomnienie sobie umiejętności tanecznych można do tego zaliczyć. Tak trochę. Kiedy on ostatnio tańczył? 3 lata temu? 4? Ciotka zabrała go na jakieś przyjęcie swojej znajomej. Miał wtedy jakieś 11 lat i tańczył kobietami po czterdziestce. Właściwie pierwszy raz będzie miał do czynienia z kimś w zbliżonym wieku. No ciekawie. Założył swoje odświętne odzienie, które właściwie niczym specjalnym się nie wyróżniało. Ot taki prawie że mugolski outfit, tylko jednak bardziej szatą był. Popatrzył na kolegów. Właściwie mieli podobne, niektórzy bardziej awangardowo przywdziali inne kolory, na przykład szary. Ururu ubrał swoje zwykłe buty, bo właściwie nie miał innych. Oczywiście je uprzednio wyczyścił. Wychodząc spojrzał w lustro. Większość chłopaków, nawet tych krótkowłosych, wsmarowywało sobie coś we włosy... Raczej nie podobała mu się ta opcja. Z drugiej strony z tą puchatą fryzurą mógł wyjść na niechluja... Bo włosy mu dzisiaj wyjątkowo odstawały. No trudno. Uśmiechnął się do swojego odbicia w lustrze i poszedł. Miał jeszcze dużo czasu, więc wybrał drogę omijającą ruchome schody. Jeszcze by się zahaczył i spadł i umarł, a Addyson by się martwiła, albo myślała, że ją wystawił... Oh, no tak. Przypomniało mu się. List. Dostał już jeden na walentynki, tylko gdzieś mu się zapodział. A szkoda, bo chciał porównać charakter pisma z najnowszej wiadomości, aby zobaczyć, czy to ta sama osoba. Właściwie nie wiedział co w takiej sytuacji miał uczynić, a spotykać się na siłę nie miał ochoty. Może spyta Addison. Pojedyncze osoby... a raczej właściwie pary lub grupki wchodziły do Wielkiej Sali. Jego wzrok spoczął na wielkim oknie znajdującym się w pobliżu. Ile czasu zostało do balu? Nie miał pojęcia. Jak zwykle. Tak więc postanowił stać sobie przy ścianie, tu gdzie stał, w bezpiecznej odległości od okna. Poczeka sobie i zobaczy, kto mógłby chcieć się z nim spotkać. Przy okazji będzie wypatrywać Addison oraz... jeszcze kogoś. - PIC REL:
|
Addyson Clemen Prefekt Hufflepuffu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Jawor; Włos jednorożca; 10,5OPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Expelliarmus, Finite, Flippendo Duo, Fumos, Riddiculus, Drętwota, Anatisquack, Calvorio, Accio, Alohomora, Bombarda, Glacius, Wingardium Leviosa, Descendo, Mobiliarbus, Lapifors, AnteoculatiaOPIS POSTACI: Panna Addyson Clemen urodziła się w małej wsi, ale za to w bardzo kochającej rodzinie, w której małej dziewczynce niczego nie brakowało. Jej matka, mugolka pogodziła się z myślą, że jej mąż i dzieci są czarodziejami i nigdy nie robiła im z tego powodu wyrzutów. Ojciec zaś starał się jak najlepiej wytłumaczyć swoim pociechom, że nigdy nie powinno nadużywać się czarów, a już na pewno nie w obecności mugoli. Szatynka największe problemy miała ze swoim starszym bratem, który dokuczał jej na każdym kroku, ciągnął za włosy i opowiadał straszne historię, przez które dziewczynka chowała się pod pościelą i płakała. Przez niego panicznie boi się kotów, na widok których zamiera w miejscu i oblewają ją zimne poty. W wyglądzie Addyson nie można dopatrzeć się niczego niezwykłego. Problem polega jedynie w jej wzroście. Mierzy niecałe metr pięćdziesiąt i często nie jest traktowana poważnie (w końcu kto może brać na serio dziewczynę z szóstego roku, która wzrostem przypomina pierwszoroczniaka?) Wbrew pozorom jest to zwykła nastolatka, o ładnych, piwnych oczach i czarnych, sięgających łopatek włosach z kilkoma piegami na nosie i policzkach. Jej policzki prawie zawsze są zaczerwienione, jakby sługo stała na mrozie w zimowy dzień. Temat: Re: Wielka Sala Wto 22 Mar 2016, 17:26 | |
| Dzień byłby jak każdy inny, gdyby nie jeden ważny szczegół. Bal wiosenny. Gdyby nie szykujące się koleżanki z pokoju, najprawdopodobniej spóźniłaby się, tym samym wystawiając młodego Ślizgona do wiatru. Najchętniej zostałaby w łóżku pod kołderką z ciekawą książką, niż przy lustrze, co rusz poprawiając swój wygląd, by nie sprawić Ururu żadnego zawodu. Zaprosił ją mimo tego, że wiedział, że nie potrafi tańczyć i w większości będzie zajęta fotografowaniem tańczących par. Gdy w pokoju przestało być już tłoczno, zwlokła się w końcu z materaca, przecierając oczy i odgarniając włosy z twarzy. Tak. Musiała coś z nimi zrobić. Nachyliła się nad kufrem stojącym obok łóżka i nawet nie zauważyła, kiedy jedna z wychodzących (albo wchodzących?) dziewczyn zostawiła otwarte drzwi i do pokoju przyleciała duża, czarna sowa i ulokowała się na wygodnej poduszce leżącej na łóżku Clemen. - Cześć Victor.Przywitała się z sową jej ojca i spojrzała na pakunek, który został dostarczony. Nie spodziewała się żadnej przesyłki. Oczywiście napisała do rodziców, że wybiera się na bal, bardziej w roli fotografa niż żeby się zabawić i nie oczekiwała od nich żadnego prezentu. Jak się jednak szybko okazało sowa została przysłana przez jej babcię. Wyciągnęła najpierw list z koperty, chociaż strasznie ciągnęło ją do otworzenia pudła. - Cytat :
- Kochana Wnusiu,
od twoich rodziców dowiedziałam się, że wybierasz się na Wiosenny Bal. Jestem przekonana, że suknia, którą trzymam w kufrze na strychu będzie idealna! Należała ona jeszcze do twej prapraprababci. Pamiętam jak będąc w niej na balu poznałam twojego dziadka. Będzie idealnie pasowała do twojej figury. Jestem tego pewna. Baw się dobrze, Babcia. Addyson nie czekała długo. Odrzuciła list na pościel i zaciekawiona otworzyła pudło wyciągając z niego sukienkę. Jak szybko ją wyciągnęła, tak równie szybko, z krzykiem odrzuciła ją na łóżko. Sukienka była jednym słowem... Tandetna. Oczywiście na swój własny, oryginalny sposób była urocza i zapewne bardzo droga... W 1850 roku. Czy jej babcia naprawdę myślała, że pójdzie w takiej sukience na bal? Mimo, że nie chciała zrobić jej przykrości, nie było żadnej siły, która zmusiłaby Puchonkę do założenia.... tego czegoś. Może gdyby żyła sto lat temu, suknia byłaby idealna, ale w latach trzydziestych? Nie ma mowy. Ostrożnie odłożyła sukienkę do pudła i sięgnęła do kufra, z którego wyjęła kreację pożyczoną od Kaylin. Tak. Ta sukienka była o wiele bardziej odpowiednia dla Puchonki. Lekka, skromna i delikatna. Z kufra wyciągnęła również zwyczajne, mugolskie nożyczki. Czasami używała je do podcinania swoich włosów i teraz miała zamiar zrobić to samo. Do drugiej ręki chwyciła szczotkę i sprawnym ruchem zaczesała włosy do przodu. Mama kiedyś uczyła ją, że lepiej jest obciąć mniej niż uciąć za dużo, bo szkód nigdy nie można naprawić. Właściwie mogła uporać się z włosami o wiele wcześniej, jednak dopiero teraz wpadła na pomysł zrobienia sobie grzywki. Sprawnie operując nożyczkami ucinała poszczególne kosmyki włosów, żeby jakieś pół godziny później, wpatrywać się w swoje odbicie spod, nawet nie takiej złej (i o dziwo!) prostej grzywki. Czasu było coraz mniej, a tyle do zrobienia! Mogła się za to zabrać o wiele wcześniej. Mruknęła pod nosem jakieś przekleństwo, dość długo męcząc się z makijażem. Nie robiła tego na codzień i było to dość trudne zważywszy na jej umiejętności, a raczej ich całkowity brak. Ostatecznie jednak udało jej się delikatnie podkreślić oko i wypudrować twarz. Ostrożnie założyła na siebie sukienkę i zaczesała włosy w wysoki kok, wysuwając z niego kilka kosmyków, by mogły delikatnie okalać jej buzię. Krukonka była od nie o całe dziesięć centymetrów wyższa, więc sukienka, którą Puchonka miała na sobie, z tyłu sięgała niemalże do podłogi, mimo, że na stopach uczennicy znalazły się pantofle na lekkim podwyższeniu, co dodawało jej dwa centymetry więcej do wzrostu. Na szyję założyła jeszcze delikatny wisiorek, który dostała od matki, gdy skończyła dziesięć lat, a w uszy wpięła kolczyki w kształcie małych kropel. Przed wyjściem obejrzała się jeszcze w lustrze, stwierdzając, że całość nie wygląda tak źle jak podejrzewała na samym początku i uśmiechnęła się szeroko do swojego odbicia. Dziwnie było jej ubrać się w sukienkę, kiedy przez sześć lat w szkole chodziła tylko i wyłącznie w mundurku. Śmieszna odmiana. Sięgnęła po aparat, który miała już przygotowany poprzedniego dnia i opuściła w końcu dormitorium Hufflepuff. To będzie długi i ciężki dzień. Niezaprzeczalnie. Z niewiadomych przyczyn wybrała schody ruchome, które tak często jej nienawidziły i zaprowadzały tam gdzie nie powinny. Teraz do pokonania miała jedynie, tylko jedno piętro, bo z lochów musiała udać się na parter, więc nie była to długa wędrówka, a i schody wydawały się z nią współpracować. Uważnie, aby nie uszkodzić sukni (a i po drodze się nie przewrócić) skierowała się w stronę Wielkiej Sali. Rozejrzała się uważnie w poszukiwaniu Marqueza i oczywiście badając teren dookoła. Gdy w końcu namierzyła ślizgona wzrokiem, wzięła głęboki wdech, poprawiła pasek znajdujący się w jej talii i dmuchnęła w swoją grzywkę. Podeszła do niego pewnym jak na nią krokiem, chociaż z nerwów zaciskała palce na aparacie. - Uhm... Cześć. Przywitała się cicho z chłopakiem, kiedy znalazła się już dostatecznie blisko.
|
Graysen E. Carrow Zastępca kapitana i pałkarz Srebrnych Wiwern, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 14 cali, kieł widłowęża, winorośl, elastycznaOPANOWANE ZAKLĘCIA: OPIS POSTACI: Graysen ledwie opuścił łono swej nieszczęsnej matki Faustine, a liczne grono rodzinne, zgromadzone ściśle wokół kołyski, zawyrokowało, iż chłopiec przyszedł na świat jako idealna kalka swojego ojca. Choć podobne stwierdzenie zdawało się być w tamtej chwili niczym innym, a pieszczotliwą eksklamacją, to z biegiem lat każdy przekonał się, że Graysenowi w istocie przepowiedziano wtedy przyszłość w cieniu niedoścignionego oryginału, po którym to musiał odziedziczyć spłaszczony, wydatny nochal. Nie mógłby być gorszy od swych rówieśników, co za tym idzie, może pochwalić się wzrostem ponadprzeciętnym, sylwetką i ruchami nieskrępowanymi, acz bywa, że i chaotycznymi, zależnie od tego czy znajduje się obecnie w fazie nadpobudliwości ruchowej, czy wręcz przeciwnie, w stanie otępienia i stagnacji. Piwne kurwiki szaleństwa i błysk niepoczytalności są nieodłącznym elementem składowym spojrzenia, jakim Graysen obarcza swych rozmówców. Łagodny i spokojny, nieznęcony gwałtownym temperamentem, budzi jeszcze większe podejrzenia, wzmaga w innych lęk, iż tylko jednej małej iskierki brakuje do eksplozji niezrównoważonego pomyleńca, który to tkwi, gdzieś głęboko w nim, uśpiony za maską typowego, aroganckiego dzieciaka z porządnego domu. Coś, co kiedyś będzie nazywać się artystycznym nieładem, w obecnej erze, jest jedynie trywialnym bałaganem, bo to właśnie bałagan objął panowanie nad głową chłopaka. Nie podpatrzył ani trendów, ani kolegów z ławki, na próżno więc u niego szukać fryzury na przylizanego Włocha, on o to nie dba. Bogatą mimikę uwielbia uwydatniać w sposób ekspresyjny i nierzadko karykaturalny, emocje bowiem, i to te wszelkiego kalibru, stanowią dla Gray’a nieodwieczną zagwozdkę; są niczym puzzle pozbawione istotnych elementów układanki, których nie potrafi ułożyć. Fuzja kontrastowych emocji, niesprecyzowany i wieloznaczny ton wypowiedzi, zapewnił mu dożywotnią łatkę bezczelnego mitomana, z którego ust sączą się nieskończone ciągi łgarstw i jad fałszu. Potwierdzenie podobnego wymysłu byłoby jednakże krzywdzące dla Graysena, który w gruncie rzeczy nie jest osobą tak podłą i nikczemną, jak jego ojciec by pragnął. Z ludźmi mu nie po drodze, nie rozumie ich zamiarów, celów i motywacji. Nie utożsamia się zresztą z wieloma jednostkami, izoluje się od reszty na własne życzenie, nie będąc jednak do końca pewnym, czy jest to czymś, czego tak naprawdę pragnie. Temat: Re: Wielka Sala Sro 23 Mar 2016, 02:30 | |
| Stojąc przed lustrem i starając się z jak największą precyzją i dokładnością zawiązać równo muszkę, skrzętnie próbuje obliczyć przybliżony czas trwania balu, a raczej niepotrzebnej, jego skromnym zdaniem, sposobności do wyrwania go z ukochanego letargu i marazmu, jeszcze całkiem zimowego. Całkowicie nie widzi potrzeby w zaciąganiu na tego typu wydarzenie roczników niekończących szkołę i o ile zawsze istniała teoretyczna możliwość olania sprawy i odpuszczenia sobie zabawy, to w tym roku podobna go nie dotyczyła. Ojciec do tej pory nie wnikał aż tak szczególnie w jego szkolne życie, to co w kółko powtarzał można było potraktować z przymrużeniem oka - wszak w tym zamku naprawdę było trudno o odseparowanie się od reszty gorzej urodzonej zgrai. Zwłaszcza, jeśli zostało się przydzielonym do Ravenclawu, zamiast wydawałoby się, że oczywistego Slytherinu, który aż obfitował w świetne nazwiska i rodowody. Niestety, tak było do niedawna, bo w ostatnio otrzymanym liście Graysen otrzymał “delikatną sugestię”, która to miała za zadanie zmusić go do refleksji i przemyślenia dotychczasowego stanowiska w kwestii szkolnych okoliczności do rzekomego zabłyśnięcia i pokazania się w pozytywnym świetle. Na dodatek z kobietą u boku, Kaylin Wittermore. Stary Carrow nie byłby zadowolony, ale znając kiepskie umiejętności syna oraz ograniczone możliwości, ostatecznie wybaczyłby mu ten wybór i machnął ręką. Dopóki jego partnerka nie była mugolaczką, Graysen mógł się czuć bezpieczne i tak koniec końców poślubi kiedyś kobietę, którą wybiorą mu inni. Zresztą, jedyne o co rodzina zapytała, to czy panna jest kimś ze znanego rodu, a jako, że Krukon informacji potwierdzić nie mógł, reszta ich już nie obchodziła. Dobrze, że w pokoju ma trzech wymuskanych pięknisiów, przynajmniej trudno w takim wypadku o zaliczenie estetycznej wtopy. Z drugiej strony, czym poza ubiorem miałby się przejmować facet? Fryzurą? Makijażem? Kolczykami? Phi, nie jest Toddem... ale (nieznacznie!) nadać sobie ciężkiego, piżmowego zapachu może, prawda? Graysenowi, jako urodzonemu wytwórcy eliksirów, od zawsze z aromatami było po drodze, więc i gust posiada bardziej wysublimowany od przeciętnego zjadacza chleba, a nosem wrażliwszym również może się poszczycić. Nie przystanie na byle co, pragnie również, aby coś takiego jak osobisty zapach, manifestowało jego prawdziwy charakter i naturę. Opuszczając pokój zastanawia się czy uda mu się dzisiejszego wieczora zjeść coś konkretnego, czy potraktują ich mdłymi deserkami i tą plugawą imitacją napoju, jaką jest poncz. Witając się z Kaylin, lustruje ją rzetelnie i przenikliwie, nie kryjąc się ze swym zainteresowaniem, prezentowanym w nieco mało elegancki sposób. -Ładnie wyglądasz-stwierdza, samemu nie wierząc, że podobne słowa w ogóle przeciskają się przez zaciśnięte gardło. Żadna konfabulacja, mówi to zgodnie z prawdą, zaskakując tym własną jaźń. Nie brnie dalej już w żadne komplementy, byłoby tylko gorzej, a wolałby nie uciekać skonsternowany do pokoju, nie przekroczywszy nawet progu Wielkiej Sali, do której notabene zmierzali. Póki co, nikt godny jego uwagi się nie zjawił, a z taką wspaniałą partnerką jaką jest Kaylin, może być pewien, że żadne, głośne trzpiotki nie podbiegną do nich z prędkością błyskawicy i nie zaczną go po prostu...wkurwiać. Czemu dziewczyny muszą być takie głośne, kompletnie tego nie rozumie, choć nie miałby nic przeciwko panience o donośniejszym tonie. Pod warunkiem, że demonstrowałaby owy w...ściśle określonych sytuacjach.
|
Nadzieja Potocka Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12 cali, nieco giętka, włos z głowy wili, czarny orzechOPANOWANE ZAKLĘCIA: Szkolne: OPPUGNO, PORTUS, TERGEO, ENERVATE, EXPELLIARMUS, FUMOS, IMMOBILUS, PETRIFICUS TOTALUS, GEMINO, ACCIO, AQUAMENTI, FINITE, HERBIVICUS, REPARO, VENTUS || Łatwe: EBUBLIO, OBSCURO, REPLEO, ANIMO LEPORE, CANTIS, MOBILE IMAGINEM, CAPILLUS TINCTURA, DULCIUS, MELOFORS ||Trudne: MEMORIA IMAGINEM, SALVIO HEXIAOPIS POSTACI: Nadziejka o wzroście nieco większym od przeciętnej szesnastolatki, czyli jakieś takie 165. Waga... lekko poniżej normy, pomimo, że dużo je. Twarzyczka: dość okrąła i dziecięca, mały nosek, różane usteczka. Przy uśmiechu podkreślają się jej mocno policzki. Oczy zielone. Cera taka jakaś typowa dla środkowej, nieco wschodniej Europy. Dodatkowo piegi, ujawniające się bardziej latem. Brwi średniej grubości. Kasztanowe włosy bywają pofalowane, sięgają za ramiona. Czasami je spina w koczek. Grzywka samodzielnie obcięta, czasem ją zaczesuje bardziej na czoło, czasami bardziej w bok. W zależności od nastroju, nosi okulary. Nie ma specjalnie dużej wady. Uwielbia też wszelkie akcesoria do włosów, spinki, wstążki. Jej codzienne ubrania nawiązują nieco do minionych epok. Temat: Re: Wielka Sala Sro 23 Mar 2016, 23:46 | |
| Otworzyła oczy. To był ten dzień. To był BAL. Najprawdziwszy BAL. No okej, był co roku i wciąż jej bezpośrednio nie dotyczył... ale dopiero teraz zebrała się, żeby na niego pójść. Wcześniej uważała się za zbyt młodą na tego typu imprezy. Ale teraz to już jest idealna! Poza tym sukienka mamy idealnie na nią pasowała, tylko ją troszkę przerobiła. Wstała w podobnym czasie co Addyson i szybko odziała się, aby polecieć na śniadanie. W Wielkiej Sali cała masa osób gadała o balu, szczególnie w miejscu, w którym siedziała. Z jej koleżanek połowa nie szła, a połowa... no wybierała się, ale tak jakoś wyszło, że każda miała partnera. U Nadziejki niestety średnio z kolegami, ale jej to specjalnie nie przeszkadzało. I tak trochę się wstydziła tańczyć. Poza tym partner by jej tylko przeszkadzał. Nie oszukujmy się, szła na bal dla klimatu i żeby poobserwować ludzi. Nie na jakieś pogawędki, które mogła sobie ucinać w każdy inny dzień roku. Po śniadaniu wybrała się a spacerek. Chciała pooddychać tym powietrzem pełnym nastroju nadchodzącego wydarzenia. Będzie cudownie, na pewno. Wpadła też do sowiarni, gdzie dała swojemu gołębiowi list do przekazania. Jej kuzyn Dexter wysłał jej śliczny wisiorek w kształcie świńskiej raciczki, kiedy napisała mu o balu, dlatego chciała podziękować. Dodała też jeden ze swoich magicznych rysunków. Wróciła do pokoju i stwierdziła, że... Addyson się szykuje na bal. No tak. W końcu była prefektem. Posłała jej uśmiech, po czym zabrała się za czytanie książki. Jeszcze było trochę czasu, a nie chciała ubierać sukienki zbyt wcześnie. Tak więc czytała sobie nie przeszkadzając koleżance w szykowaniu się. Jednak w końcu nadszedł czas. Addyson już poszła, więc miała pokój dla siebie. Teraz bez stresu może się przygotować. Poza tym... czy ona czasem nie ścięła grzywki? Ale najpierw coś fajnego. Wyciągnęła swojego pięknego kota spod łóżka i wytarzała się z nim na dopiero co pościelonym łóżku. Henryczek zasyczał, myśląc, że jest groźny, po czym uciekł. Nic nie trwa wiecznie. Nadziejka wstała i wdziała swoją piękną kremową sukienkę pokrytą śliczną haftowaną koronką. Sięgała jej do połowy łydki... czyli PERFEKCYJNIE. Rękawki były dość krótkie, ale zwiewn. Bez zakrytych ramion nawet by z pokoju nie wyszła... Dekolt natomiast prostokątny, ozdobiony szmaragdową koronką, którą sama wszywała. Tak samo jak marszczony materiał tego samego koloru owinięty wokół talii. Chciała tym dodać sukience trochę charakteru, co jej się udało. Poza tym dzięki temu wyglądała bardziej dziewczęco. Na początku miała problem z wyborem stroju. Aktualna moda średnio się jej podobała, ale w swoich typowych sukienkach by się za bardzo rzucała w oczy, a tego nie chciała. W końcu to jeszcze nie jej bal. A ta sukienka była idealna, bo specjalnie nie wyróżniała się krojem, ale też nie krępowała ruchów, jak te współczesne miały w zwyczaju. Spięła kilka górnych pasm do tyłu złotą klamerką, na szyję ubrała naszyjnik od kuzynka, a na nogi beżowe pantofelki. Właściwie była gotowa. No, prawie. Jeszcze niewielka torebka zawierająca notesik, pióro i różdżkę, powieszona na ramieniu na cienkim łańcuszku. Teraz mogła ruszać. W końcu nie wiadomo, czy czasem nie zapragnie zachować jakiegoś momentu na papierze. Poszła niezbyt śpiesznym krokiem, mijając po drodze kilka znanych sobie osób, z którymi wymieniła pełne radości spojrzenia. Hogwart wyglądał znacznie inaczej w świetle świec ustawionych inaczej niż zwykle. To była prawdziwa magia. Pochłaniając wzrokiem wszystko, co napotkała, dotarła do Wielkiej Sali. Wyglądała przepięknie. I było jedzenie. Oh tak. Ale jakby tam od razu ruszyła to by było tak... mało elegancko. Dlatego ruszyła trochę naokoło, spokojnym krokiem, obserwując wszystko i wszystkich wokół.
|
Ururu Marquez Ścigający Srebrnych Wiwern, Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 13 cali, elastyczna, włos z głowy wili, sosnaOPANOWANE ZAKLĘCIA: Szkolne: Finite, Enervate, Cave Inimicum, Expelliarmus, Homenum Revelio, Protego, Diffindo, Verdimilious, Alohomora, Avifors, Mimble Wimble, Confunduf, Aquamenti || Łatwe: Trucido, Repleo, Multifors, Aranaea || Trudne: Aranaea Language, Verum de scriptisOPIS POSTACI: Ururu jest chłopcem przeciętnej budowy. Ani specjalnie chudy, ale pulchnym też go nie można nazwać. Mięśni również nie ma specjalnie zarysowanych... Po prostu taki średni. Wzrostu metr sześćdziesiat dziewięć i pół. Włoski całkiem grube, lecz szorstkie. Mają odcień... szarawy. Czy to farba? Czy tak kończy się niepotrzebny stres w zbyt młodym wieku? Obcięte niezbyt krótko, puszyste. Twarzyczka jego nieco okrąglutka, nie widać na niej typowo męskich kształtów. Taki sobie chłopczyna. Przenikliwe spojrzenie oczek w kolorze miodowo-bursztynowym, lekko zadarty nosek i... szeroki uśmiech, który nie znika prawie nigdy. Ubrany w pełny mundurek Ślizgona z idealnie zawiązanym krawatem. Nawet naukowiec musi być elegancki. Czasami nosi gogle na głowie, zazwyczaj zapomina, że je ma, dlatego na jego oczach występują stosunkowo rzadko... Temat: Re: Wielka Sala Czw 24 Mar 2016, 00:11 | |
| Ururu coraz namiętniej wpatrywał się w okno z witrażem i jego okolice. Przelatywał wzrokiem po wszystkich niewiastach przechodzących obok. To się zaczęło robić stresujące. Kiedy usłyszał przywitanie, odruchowo odpowiedział, jednak po chwili się ogarnął. No tak. W końcu to tak nie zachowuje się dobrze wychowany młodzieniec, jakim był. Zwrócił więc ku Addyson swoje oblicze i przeleciał ją wzrokiem. - Ciekawe uczesanie - stwierdził zastanawiając się, czy zawsze miała grzywkę oraz czy to może tylko jakoś specjalnie zaczesane włosy specjalnie na bal. W końcu on tam niespecjalnie był obeznany w modzie wśród nastoletnich czarownic. Jego wzrok spoczął na aparacie, którzy trzymała nieco nerwowo. Widział już takie kiedyś, ale nigdy z tak bliska... Jego oczy jakby się powiększyły, a na usta wpełzł szeroki uśmiech. - Niesamowity - wyciągnął dłoń w tym kierunku, ale cofnął szybko, nim natrafił na cokolwiek. W końcu może nie życzyła sobie, żeby to dotykał. Ale może da mu do potrzymać potem. Oh, oh, oh, byłoby cudownie. Chociaż najchętniej to by się z nim zamknął gdzieś i go rozkręcił, żeby zobaczyć jak wygląda i jak działa. Ziemia do Ururu. - Przed tobą bardzo odpowiedzialne zadanie, Addyson. Musisz utrwalić niezapomniane chwile zebranych tu młodych ludzi - posłał jej promienny uśmiech. - I nie musisz tańczyć ze mną, jeśli naprawdę nie chcesz, tylko proszę, nie rób mi zdjęć - dodał. Czuł, że nie chciał oglądać swojej ruchomej podobizny na kawałku papieru. To byłoby dziwne. Tak, na pewno. Spojrzał znowu w stronę okna z witrażem. Może spyta Addyson... Nie. Właściwie to nie musiał. Przecież sama mu odmówiła kilka razy, więc właściwie wiedział jak to się robi. - Chcesz już wejść do środka? - spytał. Chyba wypadało zaproponować taki ruch. - A może zrobisz jakieś zdjęcia ludzi, którzy dopiero co zmierzają w tym kierunku? - przejechał wzrokiem po wspomnianych przez siebie. Wyglądali, jakby ten bal miał być czymś naprawdę niezwykłym i niesamowitym. Poza tym, gdyby zdecydowała się jeszcze chwilę zostać na korytarzu, mógłby wypatrywać nieśmiałej niewiasty. Bo jeśli już miał wchodzić do środka... to trudno, nie dowie się, kim ona jest.
|
Kaylin Wittermore Prefekt Ravenclawu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Angielski dąb, pancerz kikimory, 13 cali, sztywna. Solidna, z dosyć grubą rękojeścią. Nie jest prosta, większość różdżki jest pofalowana. Sama rękojeść ozdobiona jest grawerowaniem w drewnie, a także onyksem, który umieszczony jest na jej podstawie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: ★ Szkolne ★ ACCIO - ALOHOMORA - APERACJUM - BĄBLOGŁOWY - BOMBARDA - COLLOPORTUS - CONFUNDUS - DEPULSO - DRĘTWOTA - ENERVATE - EPISKEY - EXPELLIARMUS - GLACIUS - LUMOS MAXIMA - REDUCTO - REPARO - WINGARDIUM LEVIOSA ★ Łatwe ★ ANATISQUACK - BONUM IGNIS - CALVORIO - CHŁOSZCZYŚĆ - CONSTANT VISIO - ENTROPOMORPHIS - ERECTO - FUNEMITE - ILLEGIBILUS - IMPERTURBABLE - SICCUM - ZAKLĘCIE CZTERECH STRON ŚWIATA (WSKAŻ MI) ★ Trudne ★ FINITE INCANTATEM - PROTEGO HORRIBILIS ★ Specjalne ★ ZAKLĘCIE PATRONUSA (EXPECTO PATRONUM, FORMA BIAŁEGO KRUKA) ★OPIS POSTACI: Dosyć niska, mierząca jedynie sto sześćdziesiąt centymetrów, nie wyróżniająca się tak naprawdę niczym szesnastolatka. Drobna, można nawet pokusić się o stwierdzenie chuda dziewczyna, która z pewnością nie ma zbyt wiele siły i łatwą ją pociągnąć, czy popchnąć. Ostatnim razem, gdy się ważyła, waga ukazała czterdzieści osiem kilogramów, co i tak było dla niej osiągnięciem. Całkowicie przeciętna, o krótkich blond włosach, które lubią się puszyć i falować - każdy włos w zupełnie inną stronę, co sprawia, że na jej głowie prawie zawsze panuje nieład. Zawsze bardzo się stara, by mieć choć trochę elegancką fryzurę, jednak nie często jej się to udaje. Brązowe oczy kontrastują z bladą cerą, będącą oznaką przebywania przez większość czasu w budynkach, choć w wakacje zdarza się, że znajduje się na niej lekka opalenizna będąca wynikiem spędzania czasu z magicznymi stworzeniami na zewnątrz. Opala się jednak na czerwono, co nie jest szczytem jej marzeń. Ma na twarzy kilka pieprzyków, a na całym ciele poza tym jedyną skazą jest długa blizna, ciągnąca się aż od lewej strony brzucha do połowy uda. Nie ma zbyt dużej wady wzroku, jednak często można spotkać ją w okularach z czarną obwódką, gdyż w ten sposób lepiej jej się czyta. Dziewczyna nauczona została dbania o siebie, więc zawsze jest czysta i schludnie ubrana. Zdarza się, że na twarzy można dostrzec makijaż, lecz nie jest to zbyt częste. Lubi eleganckie stroje, spódnice, koszule i sweterki. Zawsze pachnie od niej kwiatową mieszanką jej ulubionych perfum. Temat: Re: Wielka Sala Czw 24 Mar 2016, 09:04 | |
| Schodząc do pokoju wspólnego gładziła sukienkę, odrobinę nerwowo. Jeszcze mogła zawrócić, przebrać się w wygodniejsze ciuchy i zatopić w książce bądź pracy, którą musiała zacząć wreszcie opracowywać! Nie zrobiła tego jednak, czując odpowiedzialność, jaka leżała na jej barkach. Była może trochę zbyt złudna, ale jednak - to ona właśnie popychała ją do działania i bez niej z pewnością nie wychodziłaby z dormitorium, nie tylko w takich sytuacjach jak ta, ale i na co dzień. Każdy stopień był dla niej przeszkodą do pokonania i gdy wreszcie znalazła się w pokoju wspólnym odetchnęła z ulgą na widok Graysena. Skoro on już na nią czekał, nie było odwrotu. Obiecali sobie swoje towarzystwo na dzisiejszy wieczór i miała zamiar dotrzymać obietnicy, jak zawsze z resztą. Podeszła do niego z lekkim, prawie nie zauważalnym uśmiechem i przyjrzała mu się uważnie. Podobnie jak on, nawet nie kryła zainteresowania i musiała przyznać, że podobało jej się to, co widziała. Nigdy wcześniej nie patrzyła na Carrowa przez pryzmat takich kategorii, a dzisiaj... Dzisiaj jej światopogląd trochę się zmienił. Rumieniec wypłynął na jej policzki, odrobinę ze wstydu za własne myśli, a odrobinę z zawstydzenia po usłyszanym komplemencie. Nie często się zdarzało, by słyszała takie słowa - praktycznie nigdy. Bo nie licząc dziadków, czy rodziców, chyba jeszcze nikt jej nie powiedział, że wygląda ładnie. A jak wiadomo - rodzina w takich sprawach ma mniej istotne zdanie. - Dziękuję. - Wyszeptała lekko zachrypniętym głosem. Chrząkając podeszła do niego bliżej i skupiając wzrok na jego muszce, wyciągnęła dłonie, by ją poprawić. Wszystko musiało być idealnie, prosto i symetrycznie i gdyby tego nie poprawiła, zapewne męczyłoby ją to przez cały wieczór. - Ty też niczego sobie. - Uśmiech wypłynął na jej usta, a ona nieśmiało podniosła wzrok na jego twarz. W głowie cały czas miała słowa ojca, jego radość z jej przyjaźni z osobami z rodów czystokrwistych i sama nie wiedziała, jak się do tego odnosić. Chciała zadawać się z ludźmi, których charaktery jej odpowiadają, a nie patrzeć na to, czy ich nazwiska znajdują się w Skorowidzu, czy nie. Z drugiej strony, wyrastała w atmosferze coraz większej presji i chyba podświadomie ciągnęło ją właśnie do tych wielkich nazwisk. Westchnęła i razem z Krukonem skierowała się w stronę Wielkiej Sali. Miała jednak wrażenie, że Graysena polubiłaby nawet, gdyby nie miał na nazwisko Carrow, mogła więc być spokojna. - Jak ci minął dzień? - Zapytała po drodze, z jednej strony by podtrzymać rozmowę (choć cisza żadnemu z nich nie przeszkadzała), a z drugiej była po prostu ciekawa. Gdy dotarli na miejsce rozejrzała się po sali, w myślach chwaląc dekoracje. Nieopodal ujrzała Addyson, której kiwnęła głową. Musiała przyznać, że Puchonka nie wyglądała w jej sukience źle. Jednak na widok znajdującego się obok niej Ślizgona jedynie ściągnęła brwi, zastanawiając się, co to może znaczyć. - Mam nadzieję, że ten bal skończy się szybko. - Mruknęła pod nosem, co jednak nie mogło ujść uwadze stojącego blisko Graysena. Z resztą, sam wydawał się mieć podobne odczucia, co do całego balu, więc nie czuła potrzeby zatrzymywać tych słów dla siebie. Będąc już na sali, widząc wszystkie dekoracje i przygotowane stoły nie mogła się powstrzymać przed rozejrzeniem po pomieszczeniu. Żadnego z nauczycieli jeszcze nie widziała, choć oczywistym było, że wystarczyłaby jej obecność tylko jednego z nich. Lekko zawiedziona westchnęła pod nosem i wskazała Graysenowi urnę, do której wrzucało się głosy na króla i królową balu. Ponieważ można było głosować tylko na roczniki siódme, Kaylin nie miała zbyt wielu typów. Mimo to, chciała wrzucić swój głos, skoro taki był zamysł całej tej imprezy.
|
Lena Bletchley Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12 i 3/4 cala, sztywna, tarnina, kieł widłowęża OPANOWANE ZAKLĘCIA: Accio, Lumos, Nox, Protego Horribilis,Bąblogłowy, Expelliarmus, Fumos, Drętwota, Everte Statum, Mimble Wimble, Petrificulus Totalus, Avifors, Cistem Aperio, Verdimilous OPIS POSTACI: Codzienna niecodzienność w postaci dziewczyny, która nie powinna przykuwać zbyt dużej uwagi jest możliwa. Nawet wysokie, mierzące 170 cm o budowie odpowiedniej do swojego wieku i płci, jasna i bardzo zadbana cera, skóra wyjątkowo przyjemna w dotyku. Jest też spory mankament jej urody, czyli za duży nos i kanciasta broda. Z lepszych rzeczy trzeba wspomnieć jasne włosy dziewczęcia o całkiem sporej długości oraz bursztynowe oczy. Te dwie cechy nie odbierają jej naturalności i zwyczajności, dodając przy tym coś niewytłumaczalnego. Jest niby nijaka, a jednak interesująca, przykuwająca uwagę, ładna - mimo rażących wad urody. Niedoskonała, ale ze swoimi magnetycznym spojrzeniem rozprzestrzenia aurę tajemnicy, którą chce się poznać. Nie posiada bardziej wyrazistych cech wyglądu. Gładka i nudna, jeśli chodzi o historię blizn. Możliwe, że jak u każdej nastolatki czasami pojawi się jakiś pryszcz, ale to raczej norma. Po prostu pozornie nużący obrazek, jak wykluczy się nieznoszące sprzeciwu, błyszczące paczadełka. W pakiecie dołączone jest też opakowanie niekończących się uśmiechów - wersja na każdą sytuację. Temat: Re: Wielka Sala Czw 24 Mar 2016, 22:06 | |
| Dzień, jak co dzień. Poranek jak każdy inny, mógłby ktoś rzecz. Gdyby tylko uczniowie zachowywali się tak, jak na kolejny dzień roku przystało. Od rana czuć było u większości aurę przygotowań na miarę wydarzenia historycznego. Lena wciąż nie mogła pojąć, czy ludzie naprawdę byli niewyżyci w kwestii zabawy, czy też przykładali tak dużą wagę do tego, by zrobić ostatni raz dobre wrażenie. Bal był dla niej czymś tak naturalnym, iż nigdy nie popadała w ten wir zdarzeń. Lubiła tam przychodzić po to, by poobserwować ludzi. Czasami z kimś pogadała, zatańczyła. Ogólnie pokazywała się, bo wydawało jej się to na miejscu. W końcu trzeba żegnać tych pajaców, co zaraz wyjdą w świat i spróbują ogarnąć coś, co nazywamy dorosłością. Mają przesrane już z tego powodu, więc czemu by ich chociaż miło nie pożegnać, czyż nie? Bal był dużym spotkaniem towarzyskim na którym pojawiali się praktycznie wszyscy, także okazji do konwersacji, zabawy i małych akcji szpiegowskich nie brakuje. Do tego, gdy idzie się incognito to wbrew pozorom rozrywka jest jeszcze większa. Można być wszędzie i z każdym i nie ma się uwiązanej osoby, którą trzeba by było niańczyć. Lena uwielbiała świadomość, że może zrobić tak naprawdę (w teorii oczywiście!) wszystko. To trochę, jak rytuał. Dziewczyna z zasady pewnym krokiem wkraczała samotnie do sal, pomieszczeń i innego typu miejsc. Czuje się na co dzień dobrze z tym, jak wygląda, a gdy mogła wejść w ciuch, który rzeczywiście miał podkreślać jej walory to tym bardziej czuła się jak pani i władczyni świata. Suknie zawsze ma kupione już przed wyjazdem do zamku, kiedy to kompletuje swój bagaż, ale jej debiut jest na balu. Kreacje jednak nie są przesadzone. Lena lubi być stylowa w pełnym tego słowa znaczeniu - prosto, elegancko, szykownie, tak by suknia była ozdobą całej urody, a nie uroda dodatkiem do ubrania. Nałożyła na siebie czarną suknie z wycięciami na plecach, zakręciła swoje blond włosy i nie kombinowała już więcej. Przygotowanie było w jej stylu, bo konkretne, sprawne i szybkie. Gotowa podążyła do sali. Minęła jakąś parę i zastanawiała się, czemu nie wchodzą. Rozejrzała się i uświadomiła sobie, że to miejsce w którym rzekomo miała spotkać się z autorem anonimowego listu. Nie przystanęła jednak na dłużej tylko spojrzała na nich z uśmiechem i podążyła dalej. Jeśli to on to chyba znalazł wreszcie odpowiedniejszego towarzysza dla siebie z czego Ślizgonka była zadowolona. Weszła do sali i podążyła ku stolikom. Zajęła sobie wygodne i miejsce i zastanawiała się do kogo by tu podejść albo kto ją uprzedzi i podejdzie pierwszy. Oczekiwała też na moment w którym tą piękną salę rzeczywiście wypełni muzyka, bo klimat potrzebuje uzupełnienia w jej postaci i to zdecydowanie.
|
Temat: Re: Wielka Sala | |
| |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |