|
Wielka SalaIdź do strony : 1 ... 6, 7, 8 ... 11 ... 15 Cyril Carter Rocznik IIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Szpon hipogryfa, Cedr, 11 caliOPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Protego, Drętwota, Accio, BombardaOPIS POSTACI: Cyril jest chudym chłopcem. Wygląda jak początkujący anorektyk. Pomimo swojej wątłej postury, wbrew pozorom, rzadko choruje. Jego kruczoczarne włosy są zazwyczaj rozczochrane. Czasami się kręcą, w zależności od pogody. Chłopak ma szare, zimne oczy. Czasami można w nich dostrzec dziecięcą ciekawość wymieszaną z młodzieńczym buntem. Chłopaczyna nie różni się niczym od innych. Zwykły młodzieniec, który nie przywiązuje większej wagi do wyglądu. Swoim wzrostem też się nie wyróżnia. Jeśli nie ma na sobie szkolnych ubrań, to jest zazwyczaj ubrany w zwykłą koszulę. Do tego może jakiś pulowerek. Czasem założy muchę, czy krawat. Temat: Re: Wielka Sala Sob 09 Kwi 2016, 22:16 | |
| Cyril przybył na bal. Zapytacie pewnie, co taki typek jak on robił na balu pożegnalnym siódmych klas? No więc, słyszał że jest darmowe jedzenie. Poza tym, w całej szkole jest zbyt głośnio, żeby w spokoju coś zrobić. Dzieciak nie wystroił się jakoś szczególnie. Ubrał ciemne spodnie od garnituru i niebieską koszule. Tyle. Wszedł na salę luźnym krokiem. Ręce miał schowane w kieszeniach. Jakoś nie przejmował się innymi. Stanął przy ścianie i przyglądał się ludziom. Szukał ładnych dziewczyn, jak i swoich znajomych ze starszych roczników. Tak, "znajomych". Tych co namawiali go na papierosy, i tych co kazali mu robić głupie rzeczy. Cyril zdaje sobie sprawę z tego że jest manipulowany i wyśmiewany. Nic z tym nie robi. Nie czuje takiej potrzeby. Woli żeby ludzie myśleli, że mają nad nim jakąś władzę. Chłopiec stał przy ścianie, licząc że jakaś dziewczyna zainteresuje się młodzikiem.
|
Maurycy F. Longbottom Prefekt Gryffindoru, Ścigający Złotych Chimer, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Cyprys, 13 cali, pióro z ogona feniksa, barwiona na fioletowoOPANOWANE ZAKLĘCIA: /OPIS POSTACI: Maurycy to niewysoki, bo mierzący 172 centymetry wzrostu, wiecznie roześmiany chłopak o urzekająco słodkiej buzi. Oczy ma szarozielone, włosy brązowe, ścięte do brody, zwykle nieuczesane i roztrzepane. Do garnituru zaczesuje je za uszy. Posiada na lewym udzie znamię w kształcie serduszka. Na brodzie widoczny jest już delikatny zarost. Temat: Re: Wielka Sala Wto 12 Kwi 2016, 01:09 | |
| Niestety jej głupiutki śmieszek trochę zbił go z tropu, bo chcąc dziewczynie pod każdym względem zaimponować... nie był w stanie zdecydować się czego był on efektem. Zażenowania? Nieśmiałości? A może po prostu go nie zrozumiała i chciała w ten sposób ukryć fakt, że nie ma pojęcia o co mu chodziło? Zdecydowanie wolał nie ciągnąć tematu. Maurycego profesor Liadonray nie bawił od momentu, w którym stojąc z boku zauważył jak opaska na biodrach satyra nie przysłania wszystkich spraw, które powinna i jego niewinne życie odmieniło się na zawsze. Niepewne słowa skwitował więc uśmiechem szczerym i ciepłym, chociaż pod wesołą miną skrył gigantyczne pokłady bólu istnienia, dostrzegalne gdzieś tam w błysku maurysiowego oka, przygaszonego lekko przez pewnego Krukona. Tak przyjazny Gryfon nie lubił i nie chciał mieć w szkole przeciwników, ale pewne osoby się o miano takowych po prostu prosiły. Tak, Carrow był jedną z nich. Nie można tutaj mówić o posiadaniu arcywroga, któremu chciał stawić czoła w każdej dziedzinie życia, bo był raczej typem człowieka, któremu zależało na współpracy i jedności, ale... ten głupek po prostu go denerwował. Mógłby skorzystać z przywilejów prefekta i mocno utrzeć mu nosa, ale jednocześnie nie chciał pokazywać się od tej strony Anastazji. Co to za chłopak, który zaprasza cię na bal i obiecuje dzikie tańce, skoro później spędza czas na mszczeniu się na takim przygłupie? Tak, będzie później wypominał sobie pozostawienie obelgi bez komentarza. Tak, następnego dnia przy śniadaniu będzie grzebał w kurczaku zastanawiając się przy tym jak mógł się mu odgryźć. Tak, będzie wymyślał na niego dissy na eliksirach. I co z tego? Teraz Graysen się nie liczył, prawda? Teraz liczyła się dla niego jedna osoba. ...no dobra, nie mógł się powstrzymać. -Umyj zęby to pogadamy, Graysen. - może miał falbanki, ale przynajmniej jakoś wyglądał. Carrowowi pozostało już chyba tylko zawinąć się w prześcieradło i czołgać się w stronę cmentarza. Jakim cudem tak miła i mądra Kaylin zadawała się z takim typem? Zawsze wydawało mu się, że blondynka jest w porządku, ale dzisiaj wyjątkowo go zaskoczyła. Mrugnął jeszcze do Hope, która pchnięciem z bara zaprosiła wcześniej wspomnianego pana na solówkę pod gargulcem przy wejściu do gabinetu dyrektora. - Szczerze powiedziawszy, to nie jestem w stanie wyobrazić się na ich miejscu. - szepnął, jakby uniesienie głosu miało spłoszyć ich z parkietu. - Cały czas mam wrażenie, jakbyśmy mieli spędzić w Hogwarcie jeszcze przynajmniej dwa lata. Szybko minął ten czas... - zamrugał, spoglądając na lekki chaos, który zapanował przez nieobecność jednej z uczennic.
|
Finnian Hennessy Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 10 i 3/4 cala, średnio giętka, włos w głowy wili, sekwojaOPANOWANE ZAKLĘCIA: Zaklęcia szkolne: 1. Protego 2. Drętwota 3. Reparifarge 4. Accio 5. Alohomora 6. Lumos 7. Reparo 8. Enervate 9. Aquamenti Zaklęcia łatwe: 1. Utevo luxOPIS POSTACI: Mierzący metr siedemdziesiąt piętnastolatek, który mimo wielkiego apetytu nie musi martwić się o swoją wagę. Należy do tych szczęśliwców, którzy mogą jeść i nie tyć, co jest przedmiotem zazdrości wielu jego koleżanek. Problemem jest jednak to, że mięśniaka raczej z siebie nie dałby rady zrobić, bo po prostu nie miałby z czego rzeźbić. Finn nie odziedziczył rodzinnych rudych włosów. Na szczęście. Naturalnym kolorem jest ciemnoczekoladowy brąz, który jaśnieje, gdy dłużej posiedzi na słońcu i tu niestety pojawiają się rudawe refleksy. Nie przykłada aż tak wielkiej wagi do tego, by je układać, więc często kosmyki odstają niesfornie na wszystkie strony, pchając mu się również do oczu, co wybitnie go irytuje. Mimo tego unika nożyczek, jeśli nie są serio potrzebne. Za wielki plus swojego wyglądu uważa oczy, które przyciągają swoim niebieskim kolorem, niekiedy wpadającym w zielonkawy. Ponoć kolor jest tak głęboki, że można się w nim utopić, ale ofiar jeszcze się nie doczekał. Nieznacznie naturalnie uniesione kąciki ust nadają mu pogodnego wyrazu twarzy, poczucia, że można mu zaufać i w razie problemów wygadać się ze swoich zmartwień. Trudno mu zachować przez to powagę, a nawet jeśli mówi coś naprawdę dla niego ważnego, ludzie nie zawsze odbierają go właściwie, czasem traktując jak wiecznie uśmiechniętego pajaca. Temat: Re: Wielka Sala Sob 16 Kwi 2016, 00:33 | |
| Nadal twierdził, że nie lubi takich imprez. Nie ogarniał całego tego szumu, po prostu. Stwierdził jednak, że skoro już tu jest to przydałoby się zrobić cokolwiek, by nie czuć, że zmarnował kilka godzin ze swojego życia. Chociaż właściwie... I tak sporą część czasu przesiedział, śledząc mniej lub bardziej uważnie zachodzące w Wielkiej Sali wydarzenia. W międzyczasie pochłaniał niewielkie kawałki ciasta, starając się przy tym nie wyglądać jak ostatni obżartuch i dodatkowo nie zniszczyć garnituru. Właściwie, większość zebranych miał już "obczajonych", więc z każdą chwilą miał coraz większą ochotę się ulotnić. Dopiero, gdy wszedł młody Puchon, zawiesił na nim wzrok niebieskich oczu. Było to o tyle ciekawe, że nie spodziewał się nikogo z roczników młodszych niż ten, na którym znajduje się Hennessy. Kolejnym aspektem, który wzbudził jego zainteresowanie był fakt, że młodszy na wstępie zaczął podpierać ścianę. Aż mu się go trochę szkoda zrobiło, bo mógłby zostać nie zauważony nawet przez cały wieczór. Dlatego też, sam postanowił podbić do chłopaczka. Dokończył swoje cytrynowe ciastko, wytarł dłonie i zapobiegawczo twarz, żeby nie zrobić z siebie ofiary, gdyby nagle miało się okazać, że gdzieś zostały wredne okruszki. Dźwignął się na nogi, poprawiając marynarkę i przytwierdzoną do szyi muszkę i niezbyt spiesznym krokiem podszedł do Cyrila. Nie odzywając się jeszcze, oparł się o ścianę plecami tuż obok kruczowłosego, zachowując przy tym nieznaczną odległość między ich ramionami, co by nie poczuł się dziwnie i uśmiechnął się przyjaźnie do jeszcze przez chwilę nieznajomego. -Cześć. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam?- spytał, przez chwilę przyglądając się jego twarzy, chcąc wyłapać jakieś charakterystyczne cechy. Zaraz jednak wbił wzrok przed siebie, by nie spłoszyć młodziaka. -Jeśli nie jesteś fanem takich imprez i nie umówiłeś się tu z nikim to uprzedzam z góry, że możesz zanudzić się na śmierć. Ale jedzenie jest dobre, mówię to z własnego doświadczenia. - mówił dalej, nie czekając nawet na jego odpowiedź. Po prostu przez tyle czasu siedział sam, że miał ochotę się wygadać komukolwiek. Nawet, jeśli jego słowa miałyby nie mieć praktycznie żadnego sensu. -Och, właśnie. Nazywam się Finnian Hennessy i jestem w piątek klasie z domu Lwa. Ty chyba jesteś z Hufflepuffu, prawda? Wydaje mi się, że gdzieś już kiedyś mi przemknąłeś na korytarzu. - dodał na sam koniec, kątem oka lustrując całą sylwetkę nowego towarzysza tej całej, imprezowej męczarni.
|
Niosący Naukę NPC
Temat: Re: Wielka Sala Nie 17 Kwi 2016, 22:04 | |
| Partnerka pana Caolana obserwowała zza tłumu jak rudzielec się miota, próbując wydostać spomiędzy nauczycieli i uczniów. Nie chciała tańczyć z kimś, kto nie ma duszy, a co! W reszcie przypadków obyło się bez obić i otarć, z niewinnym wyjątkiem w postaci w ogóle nie trzymającej się rytmu krukonki. Wreszcie, kiedy wszystko miało się ku końcowi po sali poniosły się wesołe i żywe brawa, a muzykanci całkowicie zmienili repertuar na melodie skoczne i przyjemne, do których od razu rzuciły się pierwsze osoby. Bułhakow rzucił złowieszcze spojrzenie profesorowi Windergarde, po czym oboje opuścili salę w napiętej atmosferze. Hugh Fraser nieśmiało wycofał się za stoliczki, gdzie błyskawicznie zagadała go samotna i zdesperowana pani bibliotekarka, a były dyrektor, profesor Biblethump, siedział samotnie na swoim wózku inwalidzkim nieopodal stolików, obserwując zgromadzonych. Widząc, że największy tyran opuścił miejscówkę, a latającego bufetu pilnuje ślepy na wszystko opiekun Ravenclawu znalazła się grupa dowcipnisiów, która doprawiła niektóre wazy z ponczem już na samym początku zabawy. Zdążyli uciec z chichotem jeszcze zanim ktokolwiek odpowiedzialny za bezpieczeństwo ich zauważył.
|
Addyson Clemen Prefekt Hufflepuffu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Jawor; Włos jednorożca; 10,5OPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Expelliarmus, Finite, Flippendo Duo, Fumos, Riddiculus, Drętwota, Anatisquack, Calvorio, Accio, Alohomora, Bombarda, Glacius, Wingardium Leviosa, Descendo, Mobiliarbus, Lapifors, AnteoculatiaOPIS POSTACI: Panna Addyson Clemen urodziła się w małej wsi, ale za to w bardzo kochającej rodzinie, w której małej dziewczynce niczego nie brakowało. Jej matka, mugolka pogodziła się z myślą, że jej mąż i dzieci są czarodziejami i nigdy nie robiła im z tego powodu wyrzutów. Ojciec zaś starał się jak najlepiej wytłumaczyć swoim pociechom, że nigdy nie powinno nadużywać się czarów, a już na pewno nie w obecności mugoli. Szatynka największe problemy miała ze swoim starszym bratem, który dokuczał jej na każdym kroku, ciągnął za włosy i opowiadał straszne historię, przez które dziewczynka chowała się pod pościelą i płakała. Przez niego panicznie boi się kotów, na widok których zamiera w miejscu i oblewają ją zimne poty. W wyglądzie Addyson nie można dopatrzeć się niczego niezwykłego. Problem polega jedynie w jej wzroście. Mierzy niecałe metr pięćdziesiąt i często nie jest traktowana poważnie (w końcu kto może brać na serio dziewczynę z szóstego roku, która wzrostem przypomina pierwszoroczniaka?) Wbrew pozorom jest to zwykła nastolatka, o ładnych, piwnych oczach i czarnych, sięgających łopatek włosach z kilkoma piegami na nosie i policzkach. Jej policzki prawie zawsze są zaczerwienione, jakby sługo stała na mrozie w zimowy dzień. Temat: Re: Wielka Sala Pon 18 Kwi 2016, 18:16 | |
| Powinna się zgodzić? Czy jednak grzecznie odmówić i wcisnąć Ururu w ramiona jakiejś zbłąkanej dziewczyny, która przyszła na bal sama? W głowie Puchonki w ekspresowym tempie przewijały się wszelkie możliwe "za" i "przeciw'. Od najważniejszego: Nie umiem tańczyć, po kompletną bzdurę, typu: Połamię sobie obie nogi i nie będę mogła chodzić na lekcje. Zdecydowanie więcej argumentów znajdowało się w rubryce "przeciw". Nerwowo rozejrzała się po całej sali, jakby nagle miał ktoś przyłapać Ururu, że rozmawia z nieporadną Puchonką. Może przynajmniej to dałoby jej szansę do ucieczki i schowania się pod kołderką w jej pokoju? Szczerze powiedziawszy, strasznie marzyła o tym, aby się stąd wyrwać. Czuła się przytłoczona. Było jej duszne i jeszcze chwila, a najprawdopodobniej zsunie się na podłogę i nie wstanie. Na całe szczęście na Wielkiej Sali dostrzegła szkolną pielęgniarkę. Może tak szybko nie opuści tego nędznego świata? W całym tym zamieszaniu nie zauważyła nawet dziwnego błysku, znajdującego się w tęczówkach Ururu. Najwyraźniej uznała to za zwyczajną grę świateł. - No dobra... Zgoda. Ale nie mów, że cię nie ostrzegałam. Zgodziła się ostatecznie i nie do końca przekonana co do swojego zdania, podała Ururu rękę lekko się kłaniając. Tańcem zmęczyła się chyba jeszcze bardziej, niż podczas codziennej pogoni za salami, w których odbywały się lekcje. Wbrew pozorom nie była w tym, aż tak beznadziejna. Wystarczyło pamiętać o nogach i kierunkach tańca tak, aby nie podeptać Ślizgonowi stóp oraz samemu się nie przewrócić. W kryzysowych sytuacjach mocniej przytrzymywała się czarodzieja, aby nie znaleźć się na posadzce. Mimo, że nastolatek był od niej młodszy, górował nad nią swoim wzrokiem. W prawo, w lewo, do przodu, obrót, do tyłu, obrót. Nie było to takie trudne. Na całe szczęście taniec skończył się dość szybko, chociaż dla Puchonki trwał on wieczność. Muzykanci zmienili muzykę na bardziej skoczną, więc Addyson odsunęła się nieznacznie od chłopca. Na to na pewno nie da się przekonać.
|
Ururu Marquez Ścigający Srebrnych Wiwern, Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 13 cali, elastyczna, włos z głowy wili, sosnaOPANOWANE ZAKLĘCIA: Szkolne: Finite, Enervate, Cave Inimicum, Expelliarmus, Homenum Revelio, Protego, Diffindo, Verdimilious, Alohomora, Avifors, Mimble Wimble, Confunduf, Aquamenti || Łatwe: Trucido, Repleo, Multifors, Aranaea || Trudne: Aranaea Language, Verum de scriptisOPIS POSTACI: Ururu jest chłopcem przeciętnej budowy. Ani specjalnie chudy, ale pulchnym też go nie można nazwać. Mięśni również nie ma specjalnie zarysowanych... Po prostu taki średni. Wzrostu metr sześćdziesiat dziewięć i pół. Włoski całkiem grube, lecz szorstkie. Mają odcień... szarawy. Czy to farba? Czy tak kończy się niepotrzebny stres w zbyt młodym wieku? Obcięte niezbyt krótko, puszyste. Twarzyczka jego nieco okrąglutka, nie widać na niej typowo męskich kształtów. Taki sobie chłopczyna. Przenikliwe spojrzenie oczek w kolorze miodowo-bursztynowym, lekko zadarty nosek i... szeroki uśmiech, który nie znika prawie nigdy. Ubrany w pełny mundurek Ślizgona z idealnie zawiązanym krawatem. Nawet naukowiec musi być elegancki. Czasami nosi gogle na głowie, zazwyczaj zapomina, że je ma, dlatego na jego oczach występują stosunkowo rzadko... Temat: Re: Wielka Sala Pon 18 Kwi 2016, 19:09 | |
| Ururu błagał w duchu, żeby się zgodziła. A jak mu na czymś zależy, to bywa groźnie. Świdrował ją wzrokiem, może przypadkowo odkryje jakiś niewerbalno-bezróżdżkowy urok, dzięki któremu nikt nie odmówi mu tańca? Kto wie! Zgodziła się, a Ururu wyszczerzył się jeszcze bardziej. Kiedy podała mu dłoń, zdziwił się. Nie była ona sucha i szorstka jak panie, z którymi miał okazję tańczyć. Czuł bijące od niej ciepło i przypomniała mu się mama... Zaprowadził Addyson na parkiet, po czym przybrał pozycję rozpoczynającą taniec. To znaczy położył drugą rękę na jej talii, jednak w przeciwieństwie do zdrowych chłopców, jego dłoń spoczęła raczej bliżej łopatek dziewczyny, niż jej odcinka kręgowego. Ururu właściwie bezbłędnie prowadził Addyson w tańcu, przytrzymując ją w razie potrzeby. Na początku na jego twarzy widniał uśmiech zadowolenia, który wraz z upływem czasu zanikał. Rurek bowiem poważnie się zamyślił. To nie tak, że miał jakieś wielkie doświadczenie taneczne, ale jego partnerkami były zazwyczaj kobiety starsze od jego ciotki... Tak dokładniej to właściwie tylko stare czarownice, które już były wdowami, lubowały się w tańczeniu z chłopcem. Te młodsze nigdy nie przybywały na przyjęcia same. Poza tym, kto to widział, żeby tańczyć z obcym nastolatkiem. A teraz Ururu trzymał nie pomarszczoną staruszkę, lecz młode piękne dziewczę, które właściwie poznał przypadkowo i sam nie potrafił stwierdzić, dlaczego ją tak sobie upodobał. Może dlatego, że miała łagodną osobowość, a także nie była beksą. Ururu nie znosił gwałtownych osób. Nie dało się nigdy przewidzieć ich zachowania, które często było w dodatku nieodpowiednie. Na chwilę znowu pomyślał o mamie. Jej wygląd powoli się zacierał w jego pamięci. Bardzo chciał sobie przypomnieć również jej wzrost. Była o wiele niższa od taty, czy była taka jak Addyson? Wiedział, że trudno mu będzie odnaleźć tą cechę w pamięci, w końcu urósł i nie miał nawet dobrego odniesienia. Mógł tylko wyobrażać sobie, że mama była wzrostu przeciętnej Japonki, czyli mogła mieć tyle co jej krewna, która się nim opiekowała. Czyli nieco mniej, niż on. Zapomniał się. Zamiast skupić się na tańcu, myślał o mamie. Też miała takie ciepłe dłonie. Też była szczupła, ale nie koścista. Wszyscy byli wystrojeni. Nawet sala była ozdobiona. Ludzie tańczyli, mniej, lub bardziej chętnie. Wcinali dobre jedzonko, rozmawiali sobie. Mogło im się to nie podobać, ale bal za kilka godzin się skończy. Będą znowu lekcje, potem wakacje, a większość z nich wróci potem na kolejne lekcje w nowym roku. Gdyby wszystko było normalne, to wróciłby na lato do domu, jak każde dziecko. Mógłby wyprawić urodziny. Zaprosiłby Addyson, Fletchera i Mistrza J.Lo. Mama by mu upiekła tort. Już kilka razy widział, jak podczas śniadania, do stołu Ślizgonów przylatywały sowy z większymi paczkami. "O, mama przysłała mi tort urodzinowy!". Otwieranie pudełka z uśmiechem. Dzielenie się ze znajomymi. Tak po prostu, normalnie. Ale Ururu nie miał normalnego życia, nie miał normalnego domu, sam nie był normalny. Dlaczego. Taniec się zakończył. Addyson się lekko odsunęła. Puścił ją oraz ukłonił się z wdzięczności za taniec. - Dziękuję - szepnął czując, że głos mu utknął w gardle. Odkaszlnął, po czym delikatnie objął koleżankę w pasie, żeby ją wyprowadzić jak najszybciej z parkietu. Nie miał sił tam stać. Właściwie to chyba mu się odechciało żyć. Głupi jesteś, miałeś nie myśleć o tym. - Zwątpiłem, czy zasady bali szkolnych są takie same, jak tych zwykłych. Czy będzie nietaktem, jak poproszę do tańca teraz kogoś innego? - spytał wracając do uśmiechu. - Oh, zapomniałem powiedzieć. Byłaś wspaniała, nie kłam mnie więcej, że czegoś nie umiesz, dobrze?
|
Lila Macmillan Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: hebanowa, 10-calowa, elastyczna, wykonana z włosa z głowy wiliOPANOWANE ZAKLĘCIA: ENERVATE, EXPELLIARMUS, OPPUGNO, CONFUNDUS, REPARO, TERGEO, SILLENCIO, DRĘTWOTA, ANIMO LEPOREOPIS POSTACI: długie włosy w kolorze miedzianego blondu, choć można to uprościć i stwierdzić, że są zwyczajnie rude. Zielone oczy, blada skóra i dość widoczna blizna na przedramieniu. Temat: Re: Wielka Sala Pon 18 Kwi 2016, 20:39 | |
| Chyba nie było w całej szkole osoby, która by nie słyszała o balu, bo przecież jak to możliwe, żeby o nim nie słyszeć! Za to chyba nie każdy cieszył się na tą myśl, czego Lila nie rozumiała - przecież to był cudowny pomysł, żeby móc spotkać się ze wszystkimi swoimi znajomymi, wyglądając jeszcze ładniej niż zazwyczaj. To była okazja do poznania nowych osób albo może bliższego zapoznania się z kimś, kogo znasz zaledwie z imienia i nazwiska. Nic dziwnego więc, że Lila od samego rana zachowywała się, jakby miała ADHD - wszystkim naokoło opowiadała o tym, jak to będzie cudownie i wspaniale, że już wie, jaką założy sukienkę, że na pewno będzie jeszcze fajniej niż w poprzednim roku. Pewnie wszyscy zaczynali mieć jej powoli dość, jednak Puchonka niczego sobie z tego nie robiła. Chyba każdy już wiedział, że jej się nie da powstrzymać przed słowotokiem. Na bal przyszła w ostatniej chwili - jakoś tak zagadała się ze znajomą. Mało brakowało, a by się spóźniła, jednak na szczęście tak się nie stało. Dobrze się bawiła, zwłaszcza próbując różnych rzeczy, bo wszystko było niesamowicie pyszne, a do tego równie smacznie wyglądało. Rozmawiała z paroma osobami, każdą z nich w końcu zostawiając (pewnie ku ich wielkiej radości) i w którymś momencie jej następną ofiarą miał paść Fletcher, którego kojarzyła z zajęć, jednak jakoś nigdy go nie poznała. - Cześć! - odezwała się radośnie - Jak się bawisz? Szkoda, że nie ma balu częściej. To znaczy, jak dla mnie oczywiście, bo pewnie nie każdy ma takie zdanie. A jakie ty masz? - na szczęście jakoś się opanowała i wszystko to wypowiedziała w miarę powoli, to znaczy jak na nią i chyba dało się wszystko zrozumieć i nie być przytłoczonym nadmiernym entuzjazmem. Chyba.
|
Yvon Mavourneen Hennessy Pałkarz Złotych Chimer, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Prezentuje się przyzwoicie. Chociaż mierzy sobie zaledwie dwanaście cali, a z natury jest bardzo giętka, więc co za tym idzie trudna do złamania, przy niektórych zaklęciach zachowuje się nieprzyjemnie głośno. W rdzeniu umieszczony został szpon hipogryfa, całość zaś została wykonana z drewna derenia przyczyniającego się do wydawania rozpraszających świstów. OPANOWANE ZAKLĘCIA: Incarcerous, Drętwota, Relashio, Riddiculus, Bąblogłowy, Jęzlep, Salvio Hexia, Antivenenum, Linia Wieku, Protego Horribilis, Sardinus Eructo, Trantallegra, Herbivicus, Waddiwasi, Nox, Deprimo, Locomotor, Mobiliarbus, Glisseo, Bonum Ignis, Obliviate, Lapifors, Oculus Lepus.OPIS POSTACI: Siedemnastoletnie dziewczę, mierzące sobie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu o budowie wdzięcznej. Rozumiejąc przez to uwydatniony, średni ale krągły biust oraz wyraźnie zaznaczone biodra z naturalnym wcięciem w okolicy talii. Włosy, w kolorze miedzi sięgają mniej więcej do połowy pleców. Naturalnie są nieco pofalowane. Dłonie z wyraźnie zaznaczonymi kostkami, wąskimi nadgarstkami, spiłowanymi na migdałowaty kształt paznokciami. Skóra jest koloru jasnego. Wyróżnia się przede wszystkim piegami, które przybierając różne kształty, oraz odcienie koloru brązowo-pomarańczowego znajdują się w ilości nadprogramowej wszędzie. Pomiędzy jedynkami można spostrzec charakterystyczną, niedużą przerwę. Temat: Re: Wielka Sala Wto 19 Kwi 2016, 15:31 | |
| Kiedy w końcu skończyła się farsa, na którą dotychczas jedynie od niechcenia rzucała podenerwowanym spojrzeniem, odetchnęła z ulgą, kontemplując na osobności jedynie we własnym towarzystwie, chociaż wokół co rusz przewijały się różne osoby, nad zamieszaniem panującym na sali. Wyglądała jak jedna z tych starych-maleńkich które zjawiały się w kącie sali, zawsze siedziały do samego końca wystrojone. Nie mówiły nic, a później po prostu znikały w towarzystwie mężczyzn. Ale Yvon mogła takim jedynie nadepnąć na odcisk. Wyżej nie dosięgała pomimo niechlubnej reputacji. Wzrokiem szukała kogoś kto wybijałby się, spośród tego tłumu idealnych. Kogoś równie 'złego' z kim nikt nie chciał mieć do czynienia. Naprawdę łudziła się na zmianę w życiu? Musiała być strasznie naiwna. Spijała niespiesznie ostatnie krople ponczu. Muzyka się poprawiła, taka była zdecydowanie bardziej w jej typie ale... Cóż. Parkiet zazwyczaj zapełniały pary, a nie samotne jednostki buszujące pomiędzy czarodziejami jakoby te południce na polu. Bawiła się zawieszoną na dość drobnym jak na kogoś, kto na co dzień dzierżył pały Hogwarckie – mam na myśli te, którymi odbijało się kafle – nadgarstku bransoletką. Mieniła się złotem. Zrobiono ją z bardzo cienkich splotów. W środku w poszczególnych miejscach widniały małe kamienie, przypominające kolorem skórki zdarte z dyni. Pan Caolan wydawał się być dobrym rozmówcą. W końcu był rudy, a rudych do rudych naturalnie rzecz biorąc ciągnęło – przynajmniej w przypadku Hennessy, która teraz przypominająca młodego rebelianta w sukience zdawała się niemo wzdychać na myśl o tym, ile mógł mieć taki Pan piegów do ukrycia. Odchrząknęła w dłoń, kiedy tylko zorientowała się, że to zainteresowanie nie przystoiło ale zebrała się na odwagę, aby unieść szlachetne cztery litery, zaś po tym kroki swoje skierować bokiem sali w kierunku … No tak. Zatrzymała się na środku drogi kiedy tylko zorientowała się, że to Wittermore była nagradzana przez niego należytą uwagę. Wszędzie widziała tę blondynę, gdzie by nie podeszła. Wsparła się plecami o ścianę, podrapała palcami po karku powoli przyzwyczajając się do tej zmiany, do nie martwienia się o skołtunione włosy. Teraz miała do zaoferowania tylko charakter. A charakter miała po prostu beznadziejny. Zmierzyła wzrokiem niejakiego Pana Graysena, który także mógł poszczycić się umiejętnościami prawidłowego posługiwania się pałą. Zawiesiła na nim wzrok, próbując zwrócić na siebie trochę uwagi. Zapomniała, jak to jest się z nim droczyć. Teraz to on był tu najbardziej osiągalny.
|
Addyson Clemen Prefekt Hufflepuffu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Jawor; Włos jednorożca; 10,5OPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Expelliarmus, Finite, Flippendo Duo, Fumos, Riddiculus, Drętwota, Anatisquack, Calvorio, Accio, Alohomora, Bombarda, Glacius, Wingardium Leviosa, Descendo, Mobiliarbus, Lapifors, AnteoculatiaOPIS POSTACI: Panna Addyson Clemen urodziła się w małej wsi, ale za to w bardzo kochającej rodzinie, w której małej dziewczynce niczego nie brakowało. Jej matka, mugolka pogodziła się z myślą, że jej mąż i dzieci są czarodziejami i nigdy nie robiła im z tego powodu wyrzutów. Ojciec zaś starał się jak najlepiej wytłumaczyć swoim pociechom, że nigdy nie powinno nadużywać się czarów, a już na pewno nie w obecności mugoli. Szatynka największe problemy miała ze swoim starszym bratem, który dokuczał jej na każdym kroku, ciągnął za włosy i opowiadał straszne historię, przez które dziewczynka chowała się pod pościelą i płakała. Przez niego panicznie boi się kotów, na widok których zamiera w miejscu i oblewają ją zimne poty. W wyglądzie Addyson nie można dopatrzeć się niczego niezwykłego. Problem polega jedynie w jej wzroście. Mierzy niecałe metr pięćdziesiąt i często nie jest traktowana poważnie (w końcu kto może brać na serio dziewczynę z szóstego roku, która wzrostem przypomina pierwszoroczniaka?) Wbrew pozorom jest to zwykła nastolatka, o ładnych, piwnych oczach i czarnych, sięgających łopatek włosach z kilkoma piegami na nosie i policzkach. Jej policzki prawie zawsze są zaczerwienione, jakby sługo stała na mrozie w zimowy dzień. Temat: Re: Wielka Sala Wto 19 Kwi 2016, 17:41 | |
| To może jednak dobrze, że Addyson zgodziła się na ten jeden, jedyny taniec? Do tej pory uważała Ururu za przyjaznego Ślizgona, który w ogóle nie pasował do swojego domu w którym się znalazł. Zawsze spokojny, ułożony (oprócz dnia, kiedy natknęła się na niego w Dziale Ksiąg Zakazanych) bez zezwolenia). Uroczy czarodziej często pomagał jej w ćwiczeniu zaklęć i nie wyśmiewał się z niej, kiedy coś jej nie wychodziło. Była mu za to niezmiernie wdzięczna. Mogłaby się nawet pokusić o nadanie mu przydomka przyjaciel, gdyby ich miała i byłaby zdolna do ich posiadania. Podreptała za chłopakiem na parkiet, w dalszym ciągu nie będąc pewną, czy dobrze zrobiła godząc się na ten taniec. Z drugiej strony, nie powinno być tak źle. Ludzi było dużo. Ktoś musiałby mieć naprawdę nudne życie, żeby obserwować akurat niską, niezdarną, nie nie znaczącą Puchonkę. Była wdzięczna Ururu, że nie był zbyt nachalny. W końcu miał to być zwykły taniec, osób, które razem przyszły na bal klas siódmych. Nie zauważyła zmiany mimiki nastolatka podczas tańca. Za bardzo skupiona była na krokach i poruszania się w rytm muzyki. Wbrew pozorom była to dość trudna kombinacja. Skupienie się na kilku rzeczach jednocześnie było dla Addyson wymagającą czynnością (o ile nie było to czytanie książki i jednocześnie sporządzanie notatek). Clemen była dość ograniczona koordynacyjnie i całe szczęście, że w Hogwarcie nie było takiej śmiesznej lekcji jak wychowanie fizyczne w szkole mugolskiej. Komu normalnemu chciałoby się biegać przez 45 minut bez przerwy machając rękami i nogami? Tylko ktoś nienormalny mógł to wymyśleć. Nic dziwnego, że przedmiot ten uczony jest mugolskie dzieci. Teraz na myśl nasuwa się pytanie… Czy to dobrze, że Addyson przypominała chłopakowi o jego mamie? Puchonka nie chciałaby wzbudzać w czarowniku smutnych wspomnień. Ukłoniła się delikatnie, gdy taniec się zakończył, a na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. - Ja również dziękuję. Delikatnie odgarnęła włosy z twarzy i rozejrzała się po uczestnikach balu, czy aby ktoś po cichu się z niej nie wyśmiewał i… delikatnie pocałowała Ururu w policzek. - Wszystko w porządku? Nie podeptałam cię za bardzo? Zapytała niepewnie i speszona przeniosła swoje spojrzenie na buty Ururu. Nie chciałaby dojrzeć na nich śladów po jej obuwiu. Wyprowadzona z parkietu, zacisnęła ręce na swoim aparacie. - Oczywiście, że nie. Baw się dobrze. Uśmiech nie schodził z ust nastolatki, kiedy opuściła chłopaka i poszła pod zastawione stoły, aby czegoś się napić.
|
Ururu Marquez Ścigający Srebrnych Wiwern, Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 13 cali, elastyczna, włos z głowy wili, sosnaOPANOWANE ZAKLĘCIA: Szkolne: Finite, Enervate, Cave Inimicum, Expelliarmus, Homenum Revelio, Protego, Diffindo, Verdimilious, Alohomora, Avifors, Mimble Wimble, Confunduf, Aquamenti || Łatwe: Trucido, Repleo, Multifors, Aranaea || Trudne: Aranaea Language, Verum de scriptisOPIS POSTACI: Ururu jest chłopcem przeciętnej budowy. Ani specjalnie chudy, ale pulchnym też go nie można nazwać. Mięśni również nie ma specjalnie zarysowanych... Po prostu taki średni. Wzrostu metr sześćdziesiat dziewięć i pół. Włoski całkiem grube, lecz szorstkie. Mają odcień... szarawy. Czy to farba? Czy tak kończy się niepotrzebny stres w zbyt młodym wieku? Obcięte niezbyt krótko, puszyste. Twarzyczka jego nieco okrąglutka, nie widać na niej typowo męskich kształtów. Taki sobie chłopczyna. Przenikliwe spojrzenie oczek w kolorze miodowo-bursztynowym, lekko zadarty nosek i... szeroki uśmiech, który nie znika prawie nigdy. Ubrany w pełny mundurek Ślizgona z idealnie zawiązanym krawatem. Nawet naukowiec musi być elegancki. Czasami nosi gogle na głowie, zazwyczaj zapomina, że je ma, dlatego na jego oczach występują stosunkowo rzadko... Temat: Re: Wielka Sala Wto 19 Kwi 2016, 19:54 | |
| - Nie, było bardzo dobrze - odpowiedział zmieszany po tym, co zrobiła. Skłonił się jej jeszcze raz, kiedy odeszła do stołów z piciem. W sumie sam by się chętnie napił, ale teraz miał inne priorytety. Właściwie jeden. Co tu się stało. Odruchowo łapy poleciały mu w górę, lecz nie miał gogli ani na szyi, ani na głowie, więc nie mógł zasłonić oczu. A bardzo chciał widzieć teraz świat przez ich szkiełka. Co tu się stało. Mistrz. No jasne. On mu pomoże. Wypatrzył go. Niestety Juan wciąż siedział z książką. Ururu wiedział, jak bardzo nietaktowne byłoby przerywanie mu. Czas na drugą deskę ratunku. Wypatrzenie w tym tłumie Fletchera nie było trudne. Niestety już po chwili ktoś do niego dołączył. Ururu nawet się uśmiechnął, widząc, że kolega się nie nudzi, lecz mimo wszystko głęboko westchnął. Co tu się stało. Nerwowo przeczesał włosy palcami. Wtopił się w tłum, jak najdalej od Addyson. Co tu się. Czemu go cmoknęła w policzek. Czemu. Czemu. Czemu. Czemu. Ururu wiedział, że pocałunki w policzek są częste przy powitaniu, pożegnaniu i składaniu życzeń. Starsze czarownice często korzystały z okazji, żeby go pocmokać. Ciotka właściwie go nie dotykała. A tu nagle jakaś dziewoja, z którą i tak miał problemy, bo nie wiedział jak ją traktować, zbliżyła swoje usta do jego twarzy po tańcu. Co tu się. Mistrz nie pomoże, Fletcher nie pomoże... Wzrok Marqueza padł na Lenę Bletchley. Momentalnie znalazł się tuż przy niej. - Witam panienkę. To ty spóźniłaś się ostatnio na historię magii, prawda? - zagadał posyłając jej szeroki uśmiech. W jego głosie nie było słychać żadnego wyrzutu, po prostu z tego ją kojarzył. I chociaż podczas lekcji był niezadowolony z jej postępku (w końcu przepadła mu okazja bycia samemu na zajęciach), teraz nie miał do niej najmniejszego urazu. - Czy wybrałaś się na ten bal z kimś? - spytał. Tym razem wolał zagaić dłuższą rozmowę, nim od razu zaprosi na parkiet. Już wiedział, że trzeba być ostrożnym.
|
Lena Bletchley Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12 i 3/4 cala, sztywna, tarnina, kieł widłowęża OPANOWANE ZAKLĘCIA: Accio, Lumos, Nox, Protego Horribilis,Bąblogłowy, Expelliarmus, Fumos, Drętwota, Everte Statum, Mimble Wimble, Petrificulus Totalus, Avifors, Cistem Aperio, Verdimilous OPIS POSTACI: Codzienna niecodzienność w postaci dziewczyny, która nie powinna przykuwać zbyt dużej uwagi jest możliwa. Nawet wysokie, mierzące 170 cm o budowie odpowiedniej do swojego wieku i płci, jasna i bardzo zadbana cera, skóra wyjątkowo przyjemna w dotyku. Jest też spory mankament jej urody, czyli za duży nos i kanciasta broda. Z lepszych rzeczy trzeba wspomnieć jasne włosy dziewczęcia o całkiem sporej długości oraz bursztynowe oczy. Te dwie cechy nie odbierają jej naturalności i zwyczajności, dodając przy tym coś niewytłumaczalnego. Jest niby nijaka, a jednak interesująca, przykuwająca uwagę, ładna - mimo rażących wad urody. Niedoskonała, ale ze swoimi magnetycznym spojrzeniem rozprzestrzenia aurę tajemnicy, którą chce się poznać. Nie posiada bardziej wyrazistych cech wyglądu. Gładka i nudna, jeśli chodzi o historię blizn. Możliwe, że jak u każdej nastolatki czasami pojawi się jakiś pryszcz, ale to raczej norma. Po prostu pozornie nużący obrazek, jak wykluczy się nieznoszące sprzeciwu, błyszczące paczadełka. W pakiecie dołączone jest też opakowanie niekończących się uśmiechów - wersja na każdą sytuację. Temat: Re: Wielka Sala Wto 19 Kwi 2016, 22:54 | |
| Siedziała sobie w dogodnym miejscu i obserwowała innych, którzy bawili się lepiej lub gorzej na balu. Po to przyszła w końcu i nie miała w planie zmiany swojego zajęcia. Chodziło o to, by być w razie jakiegoś skandalu, a także żeby mieć coś ciekawego w rękawie, kiedy się to przyda oraz dlatego, że po prostu wypadało się pojawić. Nie przewidywała większych zmian w swoim jednostajnym siedzeniu i oglądaniu ludzi z uśmiechem. Przez moment pragnęła jakiejś pogaduchy, ale kiedy ta dosłownie do niej przyszła, chęci przeszły tak szybko, jak się pojawiły. Naprawdę uświadomiła sobie, że ma taką ochotę na rozmowę, jak mrówki na spożycie wieloryba albo i mniejszą. Bo po co jej niby jakaś przypadkowa konwersacja, która nic nie wniesie do trwającego już nieszczęsnego wieczoru w którym żegna się tych, którzy i tak są w większości człowiekowi obojętni? Po nic, ale już się pojawiła, więc co mogła począć? Brutalnie zignorować? Zbyt oczywiste i niekulturalne. Musiała więc znaleźć sposób na zbycie swojego towarzystwa tak, by nie urazić go zbyt mocno. Taki przynajmniej jest plan A. Następne są już mniej przychylne. - Zdarzyło się. Poznam imię uważnego obserwatora? - Pewnie gdyby chciała to okazałoby się, że je zna i jest wstanie sobie przypomnieć, ale nie przesadzajmy - Lenka nie jest aż tak pracowitą (ha! wcale nie jest!) by chociaż spróbować podjąć próbę wdrążenia w zakamarkach swojej pamięci czegoś tak nieistotnego, jak imię kolejnego człowieka, którego spotyka na swojej drodze. Interesowało ją tylko to, by rozmowa przebiegła w miarę cywilizowanie skoro jeszcze ma ochotę na to, by zabiegać o swój wizerunek jako ułożonej. - Z najciekawszą dostępną w zamku osobą, czyli samą sobą - odpowiedziała tak, jakby to była rzecz o którą pytają tylko idioci. Czy gdyby przyszła z kimś to siedziałaby tu sobie przy stoliczku ładnie wyglądając? Co więcej - czy gdyby chociaż spróbowała zabiegać o towarzystwo to może pokazałaby się z kimś, czy jednak również zignorowałaby takową możliwość? Problem jest taki, że tegoroczny bal naprawdę jej wisiał i powiewał. Wystarczyło, że przyszła. To już całkiem sporo, jak na takiego lenia, który jak nie widział w czymś celu to po prostu rezygnował z działania. Dziś zaś się pojawiła i miała okazję zamienić słowo z tym człowiekiem. Nie można być jednak pewnym, czy to powód do radości, czy do smutku. Lenka to jak dynamit, wystarczy poczekać na wybuch jakiś czas i... cóż, wiadomo co potem.
|
Ururu Marquez Ścigający Srebrnych Wiwern, Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 13 cali, elastyczna, włos z głowy wili, sosnaOPANOWANE ZAKLĘCIA: Szkolne: Finite, Enervate, Cave Inimicum, Expelliarmus, Homenum Revelio, Protego, Diffindo, Verdimilious, Alohomora, Avifors, Mimble Wimble, Confunduf, Aquamenti || Łatwe: Trucido, Repleo, Multifors, Aranaea || Trudne: Aranaea Language, Verum de scriptisOPIS POSTACI: Ururu jest chłopcem przeciętnej budowy. Ani specjalnie chudy, ale pulchnym też go nie można nazwać. Mięśni również nie ma specjalnie zarysowanych... Po prostu taki średni. Wzrostu metr sześćdziesiat dziewięć i pół. Włoski całkiem grube, lecz szorstkie. Mają odcień... szarawy. Czy to farba? Czy tak kończy się niepotrzebny stres w zbyt młodym wieku? Obcięte niezbyt krótko, puszyste. Twarzyczka jego nieco okrąglutka, nie widać na niej typowo męskich kształtów. Taki sobie chłopczyna. Przenikliwe spojrzenie oczek w kolorze miodowo-bursztynowym, lekko zadarty nosek i... szeroki uśmiech, który nie znika prawie nigdy. Ubrany w pełny mundurek Ślizgona z idealnie zawiązanym krawatem. Nawet naukowiec musi być elegancki. Czasami nosi gogle na głowie, zazwyczaj zapomina, że je ma, dlatego na jego oczach występują stosunkowo rzadko... Temat: Re: Wielka Sala Sro 20 Kwi 2016, 08:43 | |
| Dziewczyna odpowiedziała. Bez wielkiego entuzjazmu, ale też bez większej niechęci. - Ururu Marquez, do usług - rzucił swoją standardową formułkę kłaniając się jej lekko, co połączyło się z dygnięciem, które często jakoś tak automatycznie mu się przydarzało. Ale chłopiec się tym nie przejął. Nawet wyłapał żart, bądź ironię, jaką go uraczyła. Przebywanie z Fletcherem miało swoje plusy. Ururu nie wybrał jej przez przypadek. Zobaczyli się w końcu przed wejściem do sali, przy dużym oknie... Chciał zobaczyć, czy to ona jest tą tajemniczą autorką zaproszenia. Mimo wszystko nie mógł zrobić tego otwarcie... Na szczęście nauczył się z biegiem lat nie walić wszystkiego prosto z mostu. Dlatego przetransformował "Czy to ty wysłałaś mi zaproszenie na bal?" w coś bardziej subtelnego... Aczkolwiek używanie tego słowa w kontekście Ururu jest całkowicie niestosowne. - Też miałem okazję iść z pewną ciekawą osobą... Otrzymałem anonimowy list, miałem czekać przy tym dużym oknie, przy wejściu do sali. Ale ta osoba chyba jednak zrezygnowała, więc potowarzyszyłem mojej - przerwał. Czy Addyson była już jego KOLEŻANKĄ? Czy mógł używać wobec niej słowa "mojej"? Nie, chyba czas zepchnąć ją w dolinę zapomnienia. Myślenie o niej sprawiało mu niewyobrażalną trudność. - Przyszedłem z panią prefekt Puchonów. Zlecono jej zrobienie fotografii z balu - dokończył wyszczerzając się. Wbił w nią wzrok. Powinien wyczytać z twarzy jakieś oznaki świadczące o tym, że wie ona, o jaki list mu chodzi. Ururu nie był dobry w odczytywaniu emocji, ale czytał o tym trochę. Jeśli Lena jest autorką listu, najprawdopodobniej odczułaby zakłopotanie. Powinna wtedy mieć jeden, bądź więcej, z następujących objawów: rumieniec na twarzy, przyspieszony puls, oddech, spuszczenie wzroku, ruchy dłońmi: ściśnięcie ich, bądź innej części ciała, odzieży, przedmiotu. Ururu przypomniał sobie wszystko i był z siebie dumny. Był w tym całkiem dobry, w tych całych kontaktach towarzyskich.
|
Maurycy F. Longbottom Prefekt Gryffindoru, Ścigający Złotych Chimer, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Cyprys, 13 cali, pióro z ogona feniksa, barwiona na fioletowoOPANOWANE ZAKLĘCIA: /OPIS POSTACI: Maurycy to niewysoki, bo mierzący 172 centymetry wzrostu, wiecznie roześmiany chłopak o urzekająco słodkiej buzi. Oczy ma szarozielone, włosy brązowe, ścięte do brody, zwykle nieuczesane i roztrzepane. Do garnituru zaczesuje je za uszy. Posiada na lewym udzie znamię w kształcie serduszka. Na brodzie widoczny jest już delikatny zarost. Temat: Re: Wielka Sala Sro 20 Kwi 2016, 20:30 | |
| Walc Maurysia wyjątkowo poruszył. Może nie tak bardzo jak bliskość Anuszki i deserki rozstawione na stolikach, ale naprawdę bardzo mu się oglądanie tańczących ludzi podobało. Teraz kiedy kapela zmieniła repertuar przyszła pora na to by zadecydować, co robić dalej. Z jednej strony kusiły go lewitujące stoły, zastawione jedzeniem, na które z pewnością rzucą się zaraz wszystkie samotne kobiety i wyjedzą całą czekoladę, a z drugiej... A niech to, walić jedzenie! Zaprosił na ten bal Anastasia Fitzgerald, ta się zgodziła, a on miał to wszystko teraz zaprzepaścić pustym brzuszkiem? Ludzie mogli go mieć za frajera, bo po części nim był, ale przecież nie było aż tak źle, prawda? Z tego powodu nie czekając na to, aż jakiś Hardy zgarnie mu dziewuszkę spod nosa - wystawił dłoń w jej kierunku i pochylił się lekko do przodu. - To jak, Anuszka, mogę porwać cię do pierwszego tańca? - zapytał odrobinę onieśmielony, ale wciąż szeroko uśmiechnięty. Oczywistym było, że na parkiet z dziewczyną nie wejdzie, a wskoczy radośnie, niczym brykająca po łące sarenka.
|
Cyril Carter Rocznik IIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Szpon hipogryfa, Cedr, 11 caliOPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Protego, Drętwota, Accio, BombardaOPIS POSTACI: Cyril jest chudym chłopcem. Wygląda jak początkujący anorektyk. Pomimo swojej wątłej postury, wbrew pozorom, rzadko choruje. Jego kruczoczarne włosy są zazwyczaj rozczochrane. Czasami się kręcą, w zależności od pogody. Chłopak ma szare, zimne oczy. Czasami można w nich dostrzec dziecięcą ciekawość wymieszaną z młodzieńczym buntem. Chłopaczyna nie różni się niczym od innych. Zwykły młodzieniec, który nie przywiązuje większej wagi do wyglądu. Swoim wzrostem też się nie wyróżnia. Jeśli nie ma na sobie szkolnych ubrań, to jest zazwyczaj ubrany w zwykłą koszulę. Do tego może jakiś pulowerek. Czasem założy muchę, czy krawat. Temat: Re: Wielka Sala Sro 20 Kwi 2016, 21:03 | |
| Cyril obserwował całą imprezę. Szukał wzrokiem kogoś w swoim wzroście czy wieku, albo chociaż tych jego kumpli z którymi przesiadywał na przerwach. Nikogo takiego nie widział. No tak, jego znajomi mają zakaz chodzenia na takie przyjęcia, a rówieśnicy pewnie już szykują się do spania. Skoro już tu wszedł, głupio mu było wyjść. Stał tam chwilę zastanawiając się, czy chociaż nie ruszyć czegoś zjeść. Już miał odsunąć się od ściany, kiedy to podparł ją jakiś chłopak. Wyglądał młodziej niż reszta, ale na pewno był starszy. Cyril wlepił w niego swoje ciekawskie oczy. Nie pomyślał nawet że to niegrzeczne. W końcu towarzysz się odezwał, a ich spojrzenia się spotkały, trochę niezręcznie. -Nie przeszkadzasz- pokręcił przecząco głową. Zapomniał że ma udawać buntownika i cwaniaczka. Rozmawiając z nieznajomym, przy którym nie miał potrzeby popisywania się, był tylko ciekawskim dzieciakiem. -Właśnie miałem zamiar ruszyć się i coś zjeść- powiedział dalej wpatrując się w nieznajomego. Trochę mu zajęło, żeby zrozumieć że to nie ładnie. Spuścił więc wzrok i spojrzał na swoje buty. Cyril miał ochotę zjeść jakieś dobre ciastko. Gdyby nie fakt, że starszy kolega zagadał, pewnie już cała taca wylądowałaby w jego brzuchu. -Jestem Cyril Carter, trzecia klasa. Masz rację, jestem z Hufflepuffu- podrapał się za głowę. Trochę się zawstydził. Widział go na korytarzu? Nie da się go nie zauważyć. Szczególnie że często tam rozrabia i wariuje. Dziwne, że teraz było mu wstyd. Kiedy rozrabia, nie myśli o tym, że później będzie się tego wstydził.
|
Finnian Hennessy Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 10 i 3/4 cala, średnio giętka, włos w głowy wili, sekwojaOPANOWANE ZAKLĘCIA: Zaklęcia szkolne: 1. Protego 2. Drętwota 3. Reparifarge 4. Accio 5. Alohomora 6. Lumos 7. Reparo 8. Enervate 9. Aquamenti Zaklęcia łatwe: 1. Utevo luxOPIS POSTACI: Mierzący metr siedemdziesiąt piętnastolatek, który mimo wielkiego apetytu nie musi martwić się o swoją wagę. Należy do tych szczęśliwców, którzy mogą jeść i nie tyć, co jest przedmiotem zazdrości wielu jego koleżanek. Problemem jest jednak to, że mięśniaka raczej z siebie nie dałby rady zrobić, bo po prostu nie miałby z czego rzeźbić. Finn nie odziedziczył rodzinnych rudych włosów. Na szczęście. Naturalnym kolorem jest ciemnoczekoladowy brąz, który jaśnieje, gdy dłużej posiedzi na słońcu i tu niestety pojawiają się rudawe refleksy. Nie przykłada aż tak wielkiej wagi do tego, by je układać, więc często kosmyki odstają niesfornie na wszystkie strony, pchając mu się również do oczu, co wybitnie go irytuje. Mimo tego unika nożyczek, jeśli nie są serio potrzebne. Za wielki plus swojego wyglądu uważa oczy, które przyciągają swoim niebieskim kolorem, niekiedy wpadającym w zielonkawy. Ponoć kolor jest tak głęboki, że można się w nim utopić, ale ofiar jeszcze się nie doczekał. Nieznacznie naturalnie uniesione kąciki ust nadają mu pogodnego wyrazu twarzy, poczucia, że można mu zaufać i w razie problemów wygadać się ze swoich zmartwień. Trudno mu zachować przez to powagę, a nawet jeśli mówi coś naprawdę dla niego ważnego, ludzie nie zawsze odbierają go właściwie, czasem traktując jak wiecznie uśmiechniętego pajaca. Temat: Re: Wielka Sala Sro 20 Kwi 2016, 22:05 | |
| Urocze... To było pierwsze co pomyślał o zachowaniu młodszego. Tym bardziej, że wyglądał na takiego spłoszonego chłopaczka, którego od razu miałoby się ochotę wyściskać. Odgonił od siebie takie myśli, uważając je po prostu za głupie, czekając aż ten w końcu się przedstawi. -W takim razie miło mi Cię poznać, Cyrilu. - posłał mu przyjazny uśmiech, zaraz zerkając na tańczące pary. Szło im lepiej lub gorzej. Sam nie miał oporów przed wirowaniem na parkiecie, ale na to jeszcze miała przyjść pora. Na przykład, gdy atmosfera przestanie być taka drętwa, a ludzie zamiast marudzić, że musieli się tu zjawić, po prostu zaczną się bawić. -Jeśli chcesz coś zjeść to polecam cytrynowe ciastka albo ciasto z galaretką. Jeszcze powinno być tego sporo, póki reszta próbuje się nie podeptać. - dodał po chwili, wracając wzrokiem do Puchona. Nie zastanawiając się długo {a raczej wcale nad tym nie myśląc}, oparł dłonie na ramionach Cartera i idąc za nim, pchał go lekko w stronę nie okupowanego przez nikogo stolika. Zabrał je dopiero wówczas, gdy byli na tyle blisko, że mógł śmiało sięgnąć po ciacho. I nie, nie zrobił tego normalnie, jak cywilizowany człowiek. W końcu ominąć kogoś byłoby za łatwo. On musiał pochylić się i wręcz wisząc nad swoim towarzyszem, złapał za czekoladowy deser. Dopiero wtedy się odsunął, siadając na ławce i powoli pochłaniając słodycz.
|
Temat: Re: Wielka Sala | |
| |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |