|
Pokój wspólnyIdź do strony : 1, 2, 3, 4, 5 Morrigan Black Kapitan i szukający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Akacja, pióro z ogona feniksa, 14 i 3/4 cala, niezwykle giętka. Ciemna i cienka, szorstka, matowa, absolutnie nieelegancka - lekko zakrzywiona, surowa. Jedynymi zdobieniami są żłobione w niej runy i znaki oraz duży szafir umieszczony w jej nasadzie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Verdimilous, Protego, Riddiculus, Petrificus Totalus, Avifors, Reparifarge, Accio, Alohomora, Finite, Wingardium Leviosa, Slugus Eructo, Jęzlep, Oculus Lepus, Obscura, BaubillousOPIS POSTACI: Nieskazitelna perfekcja. Tak w dwóch słowach mogłaby opisać Morrigan osoba widząca ją po raz pierwszy. Perfekcyjne włosy, perfekcyjne ciało, perfekcyjny uśmiech, perfekcyjne ubranie i perfekcyjne stopnie. Obiektywnie patrząc - niczego jej nie brakuje, skromnie mówiąc. Choć może jest zbyt niska, bo mierzy ledwie sto sześdziesiąt centymetrów, fakt ten znika tłumiony przez szereg jej innych zalet. W prezencie od matki natury dostała wszak cudowną figurę, o którą nic a nic nie musi dbać. Może poszczycić się łabędzią szyją, wąskimi ramionami i klatką piersiową, biustem jędrnym, niezbyt dużym, ale i nie takim, który można by było nazwać małym; wąską talią, płaskim brzuchem, szerokimi biodrami, okrągłymi, pełnymi pośladkami, długimi, zgrabnymi nogami, kobiecymi dłońmi z delikatnymi, smukłymi palcami zakończonymi zadbanymi paznokciami. Jest też śmigła i gibka. Jej porcelanowej cery zazdrości niejedna dziewczyna. Tylko nieliczni przyglądają się na tyle, by dostrzec rysujące się wyraźnie pod jej bladą skórą żyły - na ramionach, klatce piersiowej, udach i nadgarstkach. Większość jest zbyt zajęta podziwianiem jej twarzy, która niezaprzeczalnie należy do urodziwych. Cera bez skazy, wysokie czoło, prosty, wąski nos z małym końcem, szczupłe policzki łatwo oblewające się rumieńcem, pełne, delikatne i wydatne, malinowe usta rozciągnięte w tajemniczym, zadziornym uśmieszku, zdolne nie tylko do ułożenia się w tysiące różnych grymasów i charakterne, ostre brwi - komponujące się w jedną, harmoniczną całość. Punktami najbardziej przykuwającymi wzrok są zaś niewątpliwie jej oczy, otoczone gęstym wieńcem długich rzęs, rzucających na jej kości policzkowe wierzbowe cienie, nadające jej twarzy subtelnego powabu. Duże, o migdałowym kształcie, z zewnętrznymi kącikami uniesionymi do góry, czystych, chłodnych błękitnych tęczówkach. Rzucające twarde, przeszywające spojrzenia. Mówi się, że oczy są obrazem duszy - i w jej oczach można dostrzec wszystko; trzeba się tylko przyjrzeć. A mało kto to robi, będąc wystarczająco urzeczonym powierzchownym wrażeniem. Jej cudną twarz okalają białosrebrzyste pukle zdrowych, lśniących włosów, sięgających dziewczynie niemal do krzyża. Falują delikatnie w rytm jej lekkich, miękkich, kocich kroków pełnych niewypowiedzianej gracji. Zawsze wyprostowane plecy i dumnie uniesiony podbródek oraz wypięta pierś nadają jej postawie elegancji i arystokratycznej wyższości. Wrażenie to potęguje jej mocny, zdecydowany, głęboki głos chłodnej barwy i czysty, dźwięczny śmiech, który równie doskonale wyraża radość co mściwą satysfakcję. Z całej jej postawy bije niezwykła, eteryczna aura, którą z pewnością może zawdzięczać krwi wili płynącej w jej żyłach. Wiele by dała, by nie roztaczać wokół siebie takiego wrażenia, które nie jest burzone przez nawet największe potknięcie. Niezdarność u niej odbierana jest jako "urocza", aniżeli "zawstydzająca" i "niepoważna". Zawsze unosi się za nią krystaliczny, mocny, ostry zapach konwalii. Temat: Re: Pokój wspólny Czw 11 Lut 2016, 22:34 | |
| Musiała przyznać, że był to naprawdę wyjątkowy moment w ich kilkunastoletniej znajomości. Nigdy nie było tak intymnie, nigdy aż tak się nie uzewnętrzniali; raczej czytali w sobie między wierszami, zachowując minimalny dystans. Teraz było zupełnie inaczej. Cała ta sytuacja należała do bolesnych, ale Morrigan miała wrażenie, że nieco zbliżyła ich do siebie. Miała tylko nadzieję, że oboje zmieszani tym nie zaczną się od siebie oddalać i bardziej wycofywać. Musiała zrobić wszystko, by utrzymać między nimi ciepło i normalność. Nie mogła pozwolić na to, by czuli się w swoim towarzystwie nieswojo, bo obawiała się, że byłby to koniec wszystkiego. Gdy objął ją swoimi silnymi ramionami, ciało dziewczyny zaczęło wyraźnie się rozluźniać, choć serce biło jej jak szalone i obawiała się, że Mascius to poczuje, gdy była tak do niego przyciśnięta. Mimo to zły nastrój jasnowłosej mijał, a ona powoli stawała się najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi, choć gdzieś pod jej powiekami jeszcze kręciły się pozostałe po intensywnych uczuciowo chwilach łzy. Zaczęły powoli spływać po jej policzkach, kiedy emocje opadły. Już nie mogła niczego powstrzymywać i było jej zupełnie wszystko jedno. Cieszyła się tym momentem bliskości z chłopakiem, którego jeszcze kilkanaście minut temu miała za swojego najlepszego przyjaciela i tylko przyjaciela. Teraz jednak była już pewna, że jej stosunek do niego jest znacznie bardziej skomplikowany. Nie zamierzała się jednak w tamtym momencie tym przejmować Pozwoliła, by jej myśli spokojnie dryfowały, nie łapała się kurczowo żadnej z nich. Westchnęła cicho, kiedy Malfoy się od niej odsunął, ale wtedy stało się coś, czego zupełnie się nie spodziewała. Pod wpływem jego dotyku na jej białozłotych włosach przeszedł ją dreszcz. Lekko ujął jej brodę i uniósł twarz do góry. Choć serce Morrigan już waliło młotem, teraz jakby miało wyskoczyć jej z piersi. Mogła niemal usłyszeć ten łomot. Ślizgon czule otarł pojedyncze łzy, które leniwie staczały się z jej policzków, pozostawiając na nich mokre ślady. Wpatrywała się w jego oczy jak zahipnotyzowana. Nie widziała jak, co i dlaczego, ale w głowie miała pustkę, toteż nie szukała odpowiedzi na te pytania. Po prostu pozwoliła, by wyjątkowo porwała ją chwila i emocje. Jeden kącik jej ust uniósł się nieśmiało, gdy chłopak uśmiechnął się delikatnie. Bezwiednie, na fali całej tej nieprawdopodobnej wręcz sytuacji, uniosła się lekko na palcach. W kulminacyjnym momencie, kiedy Black już niemalże czuła oddech chłopaka na swoich wargach, rozległo się głośne pohukiwanie i czar prysł. Dziewczyna momentalnie opuściła się z powrotem na pełne stopy i oblawszy się gorącym rumieńcem, nieśmiało odwróciła wzrok, choć za to bezceremonialne przerwanie im miała ochotę porazić sowę Masciusa piorunem wystrzelonym z trzymanej różdżki. Chciała przecież, żeby do tego doszło. Nie mogła powiedzieć, że nie. Ale może to lepiej. Nie chciała, żeby Malfoy zrobił coś z powodu poczucia winy, obowiązku, żalu, czy czegokolwiek innego niż uczucie do niej. Nie chciała, żeby pocałunek był tylko pocieszeniem. Nawet całus w czoło sprawił, że jej serce zatrzepotało, a żołądek lekko się skurczył. Była głupia, że coś tak błahego wzbudzało w niej tak silne emocje, ale nic nie mogła na to poradzić. Gdy usłyszała życzenia, Morrigan spojrzała na niego zaskoczona, by po chwili uśmiechnąć się naprawdę promiennie. Zupełnie zapomniała o swoich urodzinach w tym wyjątkowo męczącym i pełnym wydarzeń dniu. - Na Merlina... - rzekła cicho, wytrzeszczając oczy, kiedy w ręce wpadł jej prezent. Choć szczelnie zapakowany, wystarczało jedno spojrzenie i jedno dotknięcie dłońmi, by wiedziała, co to jest. - Nie mówisz poważnie... - dodała jeszcze, podnosząc na chłopaka wzrok, w którym nie było już śladu gniewu ani smutku, za to pojawiły się iskierki ekscytacji. Wnioskowała jednak, że nie był to żart. Szybko pozbyła się papieru, w który zawinięty był prezent, a jej oczom ukazała się całkiem nowa Kometa 140. Nie sądziła, że otrzyma od niego na urodziny coś takiego. Mimowolnie pogłaskała wypolerowane drewno trzonu miotły i wyszczerzyła się do niego w jasnym, radosnym uśmiechu odsłaniającym rząd jej perłowobiałych, równiutkich zębów. Odczytała jeszcze liścik dołączony do upominku i parsknęła szczerym śmiechem. Zanim się zorientowała co robi, już rzuciła się Masciusowi na szyję i ściskała go mocno. - Dziękuję - szepnęła mu do ucha i musnęła ustami jego policzek w delikatnym jak dotknięcie skrzydeł motyla pocałunku, po czym odsunęła się, lekko zażenowana i zarumieniona, by spojrzeć w kominek, na ogień. - Teraz to już nigdy mnie nie dogonisz - rzuciła w końcu szczerząc się do niego tak, jak zawsze. Jakby wszystko wróciło do normy. Jednak oboje wiedzieli, że tak nie jest i nie było sensu udawać. Tyle że Black nie wiedziała, co innego miałaby zrobić, by teraz, po tym momencie, kiedy nieomalże przekroczyli tę pierwszą granicę, zachować komfort w ich relacjach i nie pozwolić na pojawienie się niezręczności, gdyż to byłoby najgorsze, co mogłoby się stać i Morrigan była przekonana, że niechybnie doprowadziłoby to do rozluźnienia ich stosunków i oddalenia się od siebie.
|
Mascius Malfoy Prefekt Naczelny, Ścigający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Dwanaście cali, sztywna, brzoza, pióro z ogona feniksaOPANOWANE ZAKLĘCIA: CAVE INIMICUM, EXPELLIARMUS, HOMENUM REVELIO, PROTEGO, DRĘTWOTA, EVERTE STATUM, IMMOBILUS, BOMBARDA, ALOHOMORA, FINITE, MOBILE IMAGINEM, EXPULSO, IMPERTURBABLE, PROTEGO HORRIBILISOPIS POSTACI: Malfoy. Jaki jest każdy widzi. Przedstawicieli tego rodu trudno pomylić z kimś innym. Nieco bledsza cera, ostre rysy i wyjątkowo jasne blond włosy. Cechy charakterystyczne, których nie sposób pominąć, tak jak faktu, że każdy z nich kończy w Slytherinie. Tak już po prostu jest i z tym się nie dyskutuje. Mascius nie odbiega od tego opisu w żaden sposób. Jest to typowy przedstawiciel swojej rodziny. Wysoki, mierzy sobie powiem nieco ponad sto osiemdziesiąt centymetrów. O raczej szczupłej sylwetce, gdzie linia mięśni jest wyraźnie odznaczona, jednakże nie widać po nim, aby poświęcał większą uwagę temu, aby jego ciało było odpowiednio wyrzeźbione. Niemniej jednak postawę ma cały czas prostą i faktycznym wyzwaniem jest zobaczenie go, gdy się garbi. Bije od niego powaga wymieszana z poczuciem wyższości, które ma wpajane od dziecka. Jako czarodziej czystej krwi pochodzący z jednego najbardziej szanowanych rodów, roztacza wokół siebie dominującą aurę. Mascius chodzi ubrany na czarno. Jednym z niewielu elementów innego koloru niż czerń jest srebrno-zielony krawat, który to nosi w czasie pobytu w Hogwarcie i tym samym pokazuje jednoznacznie, że ma się do czynienia ze ślizgonem. Z mniej istotnych rzeczy, o których można powiedzieć, to niewielkie znamię na prawej łopatce, które wyglądem przypomina motyla, oraz kilka mniejszych blizn rozsianych po całym ciele. Nie są one jednak na tyle istotne, aby posiadały jakieś większe znaczenie lub/i historie. Większość z nich powstała przez przypadek i nieuwagę. Temat: Re: Pokój wspólny Sob 13 Lut 2016, 20:45 | |
| Reakcja dziewczyny wyraźnie go ucieszyła, bo uśmiechnął się zdecydowanie szerzej i serdeczniej, gdy tylko zobaczył, że prezent jej się podoba. Zresztą czemu nie miałby, w końcu Morrigan już od dawna marudziła na swoją starą miotłę. Mając Kometę będzie wręcz przecinała powietrze i zdecydowanie górowała na boisku. Ich szukająca właśnie stała się jeszcze lepsza, o ile to w ogóle było możliwe. Jej szczery śmiech sprawił, że zrobiło mu się zdecydowanie cieplej na sercu, a wszystkie negatywne emocje ulotniły się na dobre. Przynajmniej w tym momencie. Patrzył na nią z uśmiechem, zastanawiając się przy tym co teraz z nimi będzie. Wyjątkowo podobało mu się uszczęśliwianie Morrigan, jednakże nigdy wcześniej nie towarzyszyły temu tak szczere i wyraźne emocje. Może to było spowodowane tym, że wcześniej uważał ją za siostrę, a teraz wiedział już, że jej uczucia wobec niego są o wiele bardziej skomplikowane i wychodziły poza przyjacielsko-siostrzane granice. Dlatego też odbierał to zdecydowanie głębiej. Westchnął. Będzie musiał jeszcze sporo przemyśleć i przede wszystkim nauczyć, jeżeli chodziło o sferę uczuciową, gdyż to zdecydowanie nie był jego konik. Gdy dziewczyna niespodziewanie rzuciła mu się na szyję, zaśmiał się lekko, po czym objął ją ramieniem, przy okazji zatapiając drugą dłoń w jej włosach. Wyraźnie zarumienił się, gdy otrzymał od niej delikatny pocałunek i początkowo uciekł wzrokiem, jakby go to zawstydziło. Szybko jednak doszedł do wniosku, że jest to wyjątkowo głupie zachowanie, dlatego też wciągnął głęboko powietrze i otrząsnął się z tego natłoku emocji. - To jeszcze nie wszystko. - Rzucił w jej stronę i chwycił za dłoń. - Chodź. Pociągnął ją z powrotem na sofę, gdzie usiedli tuż obok siebie, a Malfoy sięgnął do swojej torby, z której to wyjął w końcu dziennik dziewczyny, o którym niemal zapomniał całkowicie przez wcześniejszą sytuację z obrazem. - Proszę. - Wręczył dziewczynie jej zgubę. - Ach i musisz popracować nad szkicami. Wcale się tak nie szczerzę. - Dodał. Początkowo chciał się wytłumaczyć z tego, że przejrzał jej dziennik, jednakże szybko stwierdził, że nie miało to większego sensu. Poza tym on nie był z tych, którzy tłumaczą się ze swoich działań. Chyba, że faktycznie muszą to zrobić, jednakże wątpił aby dziewczyna była aż nazbyt poruszona faktem, że Mascius zajrzał do środka. Niemniej jednak był gotowy zebrać ewentualny ochrzan za swoje zachowanie. Siedział wyjątkowo blisko niej, jakby wyczekiwał od niej, że zaproponuje wspólne oglądanie zdjęć, które były w dzienniku obecne. Kto wie, może tak właśnie było?
|
Morrigan Black Kapitan i szukający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Akacja, pióro z ogona feniksa, 14 i 3/4 cala, niezwykle giętka. Ciemna i cienka, szorstka, matowa, absolutnie nieelegancka - lekko zakrzywiona, surowa. Jedynymi zdobieniami są żłobione w niej runy i znaki oraz duży szafir umieszczony w jej nasadzie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Verdimilous, Protego, Riddiculus, Petrificus Totalus, Avifors, Reparifarge, Accio, Alohomora, Finite, Wingardium Leviosa, Slugus Eructo, Jęzlep, Oculus Lepus, Obscura, BaubillousOPIS POSTACI: Nieskazitelna perfekcja. Tak w dwóch słowach mogłaby opisać Morrigan osoba widząca ją po raz pierwszy. Perfekcyjne włosy, perfekcyjne ciało, perfekcyjny uśmiech, perfekcyjne ubranie i perfekcyjne stopnie. Obiektywnie patrząc - niczego jej nie brakuje, skromnie mówiąc. Choć może jest zbyt niska, bo mierzy ledwie sto sześdziesiąt centymetrów, fakt ten znika tłumiony przez szereg jej innych zalet. W prezencie od matki natury dostała wszak cudowną figurę, o którą nic a nic nie musi dbać. Może poszczycić się łabędzią szyją, wąskimi ramionami i klatką piersiową, biustem jędrnym, niezbyt dużym, ale i nie takim, który można by było nazwać małym; wąską talią, płaskim brzuchem, szerokimi biodrami, okrągłymi, pełnymi pośladkami, długimi, zgrabnymi nogami, kobiecymi dłońmi z delikatnymi, smukłymi palcami zakończonymi zadbanymi paznokciami. Jest też śmigła i gibka. Jej porcelanowej cery zazdrości niejedna dziewczyna. Tylko nieliczni przyglądają się na tyle, by dostrzec rysujące się wyraźnie pod jej bladą skórą żyły - na ramionach, klatce piersiowej, udach i nadgarstkach. Większość jest zbyt zajęta podziwianiem jej twarzy, która niezaprzeczalnie należy do urodziwych. Cera bez skazy, wysokie czoło, prosty, wąski nos z małym końcem, szczupłe policzki łatwo oblewające się rumieńcem, pełne, delikatne i wydatne, malinowe usta rozciągnięte w tajemniczym, zadziornym uśmieszku, zdolne nie tylko do ułożenia się w tysiące różnych grymasów i charakterne, ostre brwi - komponujące się w jedną, harmoniczną całość. Punktami najbardziej przykuwającymi wzrok są zaś niewątpliwie jej oczy, otoczone gęstym wieńcem długich rzęs, rzucających na jej kości policzkowe wierzbowe cienie, nadające jej twarzy subtelnego powabu. Duże, o migdałowym kształcie, z zewnętrznymi kącikami uniesionymi do góry, czystych, chłodnych błękitnych tęczówkach. Rzucające twarde, przeszywające spojrzenia. Mówi się, że oczy są obrazem duszy - i w jej oczach można dostrzec wszystko; trzeba się tylko przyjrzeć. A mało kto to robi, będąc wystarczająco urzeczonym powierzchownym wrażeniem. Jej cudną twarz okalają białosrebrzyste pukle zdrowych, lśniących włosów, sięgających dziewczynie niemal do krzyża. Falują delikatnie w rytm jej lekkich, miękkich, kocich kroków pełnych niewypowiedzianej gracji. Zawsze wyprostowane plecy i dumnie uniesiony podbródek oraz wypięta pierś nadają jej postawie elegancji i arystokratycznej wyższości. Wrażenie to potęguje jej mocny, zdecydowany, głęboki głos chłodnej barwy i czysty, dźwięczny śmiech, który równie doskonale wyraża radość co mściwą satysfakcję. Z całej jej postawy bije niezwykła, eteryczna aura, którą z pewnością może zawdzięczać krwi wili płynącej w jej żyłach. Wiele by dała, by nie roztaczać wokół siebie takiego wrażenia, które nie jest burzone przez nawet największe potknięcie. Niezdarność u niej odbierana jest jako "urocza", aniżeli "zawstydzająca" i "niepoważna". Zawsze unosi się za nią krystaliczny, mocny, ostry zapach konwalii. Temat: Re: Pokój wspólny Sob 13 Lut 2016, 23:30 | |
| Jego lekki śmiech był muzyką dla uszu Morrigan. Roztapiał jej serce i musiała przyznać, że uśmiechnięty Malfoy był wyjątkowo... Uroczy, tak. Nie mogłaby mu oczywiście powiedzieć tego w twarz, ale taka była prawda. Poza tym, tak rzadko miała okazję uchwycić go spojrzeniem z uśmiechem na twarzy, zwłaszcza w towarzystwie. Bo kiedy byli sami, lekki uśmieszek niemal zawsze błąkał się na jego ustach - tym, co tak pobudzało jej serce do szybszego bicia, był jego szeroki wyszczerz i głośny śmiech. Właściwie czuła się w pewnym sensie dumna, kiedy Mascius przy niej się tak uzewnętrzniał. Miała wtedy myśl, że nie jest jedną z wielu, tylko kimś naprawdę wyjątkowym dla niego. Gdyby zobaczyła go tak otwartym w stosunku do kogoś innego, z pewnością byłaby piekielnie zazdrosna. Gdy dłonią pogładził jej włosy, serce Black znów ścisnęło się, jakby przygotowywało się do wyskoczenia jej z piersi. Nigdy nie myślała, że jedno zdarzenie może sprawić, że wszystko zacznie przeżywać tysiące razy mocniej. Że teraz na każdy jego dotyk, uśmiech i spojrzenie będzie reagować, jakby świat miał się kończyć, a ona omdlewać, na przemian z zimna, to z gorąca, tracąc rozum i poczucie czasu. Bo tak właśnie się czuła. Nie wiedziała, jak długo będzie w stanie wytrzymywać tę intensywność w ich kontaktach, choć paradoksalnie nie wydawała się być męcząca, a energetyzująca. Dziewczyna tego zupełnie nie rozumiała, ale i przestała próbować ogarnąć to umysłem i ubrać w logiczne tezy, przynajmniej na razie, co było wyjątkowo mądrym posunięciem. Ślizgonka zareagowała podobnie na ujęcie przez Malfoya jej dłoni. Poczuła setki motylich skrzydeł obijających się jej o ściany żołądka, jednak szybko je opanowała i po prostu usiadła tuż koło chłopaka. Czy wcześniej też siadali tak blisko siebie? Dalej z lekkim rumieńcem na twarzy Morrigan założyła niesforny kosmyk jej jasnych włosów za ucho i z ciekawością spojrzała na przyjaciela. Nie wszystko? To co jeszcze miał w zanadrzu? Naprawdę wzbudził w niej szczere zaintrygowanie. Kiedy w końcu blondyn wyciągnął to, co miał na myśli, dziewczyna wytrzeszczyła na niego oczy, zupełnie nie wierząc w to, co widzi. - Och! - wydała z siebie okrzyk zaskoczenia. Cóż za zbieg okoliczności. - Gdzie go znalazłeś? - zapytała jeszcze, podnosząc wzrok na chłopaka i biorąc dziennik do ręki, z takim namaszczeniem, jakby był zagubionym kociakiem, którego ktoś właśnie sprowadził do domu. Kiedy zaś usłyszała jego kolejne słowa, zaśmiała się nerwowo z cieniem zażenowania. Przejrzał jej dziennik? Zamiast jednak odwrócić wzrok i zarumienić się, utrzymując zawstydzenie, odparła: - Gdybyś miał przed sobą ciągle lustro, to może byś zauważył - dokładnie tak się szczerzysz, możesz mi wierzyć. To rzekłszy zaśmiała się w głos nieco złośliwie, ale zaraz oblicze Black złagodniało, a na ustach zagościł nieco nostalgiczny, ciepły uśmiech. W zamyśleniu pogładziła wytartą okładkę dziennika, zawieszając na niej wzrok. Po chwili spojrzała z powrotem na rozmówcę, a uśmiech wywołany przez wspomnienia nie schodził jej z twarzy. - Wiesz, kiedy to było? - zapytała, mrużąc lekko oczy. - Po naszym pierwszym wygranym meczu. Pamiętasz? Skopaliśmy wtedy gryfindorskie tyłki. Mówiąc nasz Morrigan miała oczywiście ich pierwszy mecz po objęciu pieczy nad ślizgońską drużyną quidditcha. To był koniec października w szóstej klasie. Pamiętała to jak dziś - pogoda była paskudna; zacinał lodowaty deszcz, a zimny wiatr chłostał ich po twarzach i szarpał za szaty. Mecz był wyjątkowo ciężki i męczący, ale nie poddali się do końca. Choć nie zdobyli punktowej przewagi nad Gryffindorem, robili co mogli, by kupić czas swojej kapitan i szli z przeciwnikami niemal łeb w łeb. Długość gry ich nie zniechęciła. Wciąż czuła ten ogrom wiary, jaki w niej pokładali. I nie zawiodła ich, łapiąc złoty znicz. I choć to, jak to w quidditchu, przesądziło o zwycięstwie, była dumna ze swojej drużyny jak nigdy. Choć wprowadzili poważne zmiany w składzie, dopóki nie otrzymali stu pięćdziesięciu punktów za złapanie znicza, mieli tylko dziesięciopunktową stratę do Gryfonów, z którymi od zawsze zażarcie rywalizowali w sporcie. Ten mecz sprawił, że stali się jednością - jednym ciałem, jednym organizmem. Wierzyła, że to dzięki niemu zawdzięczają swoje sukcesy na szóstym roku. Niedługo po tym, jak to powiedziała, dotarła do niej nieprzyjemna myśl. Skoro Mascius widział ten szkic, musiał zatem przejrzeć jej dziennik, co oznaczało, że na pewno nie umknęła mu fotografia, jak w wieku piętnastu lat rzygała ślimakami do wiadra, a tuż za nią Nils, który potraktował ją zaklęciem Slugus Eructo,wraz z pozostałymi chłopakami robili do obiektywu głupie miny. - O nie... - jęknęła zażenowana i zarumieniwszy się, ukryła twarz za swoim notatnikiem. - Przeglądałeś go - zauważyła odkrywczo. No tak, bo jak inaczej miał ogarnąć, czyja to była zguba? Cud, że trafiło na Mafloya, bo po notatkach w języku polskim nie można było dojść do właściciela. - Czyli widziałeś te wszystkie zdjęcia... Te wszystkie fotografie, które były tak bliskie jej sercu i tak intymne. Które upamiętniały wszystkie najważniejsze chwile z jej życia, jak i te mniej ważne. Począwszy od zobaczenia pierwszy raz na oczy Spectre, poprzez zakupienie swojej różdżki u pewnego starego rzemieślnika z kresów wschodnich, jej wyścigi z chłopakami na granianach, pojedynki, aż po pierwszy dzień szkoły i każde jej urodziny. Poza nimi były tam również zdjęcia jej przyjaciół i znajomych. Masciusa, Isabelle, Yvon, Davin, taty, mamy i cioci Dorothri... A nawet znalazła się jedna wspólna fotografia jej i Anastasii, zrobiona podczas jednego z wieczorków towarzyskich w posiadłości Blacków.
|
Mascius Malfoy Prefekt Naczelny, Ścigający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Dwanaście cali, sztywna, brzoza, pióro z ogona feniksaOPANOWANE ZAKLĘCIA: CAVE INIMICUM, EXPELLIARMUS, HOMENUM REVELIO, PROTEGO, DRĘTWOTA, EVERTE STATUM, IMMOBILUS, BOMBARDA, ALOHOMORA, FINITE, MOBILE IMAGINEM, EXPULSO, IMPERTURBABLE, PROTEGO HORRIBILISOPIS POSTACI: Malfoy. Jaki jest każdy widzi. Przedstawicieli tego rodu trudno pomylić z kimś innym. Nieco bledsza cera, ostre rysy i wyjątkowo jasne blond włosy. Cechy charakterystyczne, których nie sposób pominąć, tak jak faktu, że każdy z nich kończy w Slytherinie. Tak już po prostu jest i z tym się nie dyskutuje. Mascius nie odbiega od tego opisu w żaden sposób. Jest to typowy przedstawiciel swojej rodziny. Wysoki, mierzy sobie powiem nieco ponad sto osiemdziesiąt centymetrów. O raczej szczupłej sylwetce, gdzie linia mięśni jest wyraźnie odznaczona, jednakże nie widać po nim, aby poświęcał większą uwagę temu, aby jego ciało było odpowiednio wyrzeźbione. Niemniej jednak postawę ma cały czas prostą i faktycznym wyzwaniem jest zobaczenie go, gdy się garbi. Bije od niego powaga wymieszana z poczuciem wyższości, które ma wpajane od dziecka. Jako czarodziej czystej krwi pochodzący z jednego najbardziej szanowanych rodów, roztacza wokół siebie dominującą aurę. Mascius chodzi ubrany na czarno. Jednym z niewielu elementów innego koloru niż czerń jest srebrno-zielony krawat, który to nosi w czasie pobytu w Hogwarcie i tym samym pokazuje jednoznacznie, że ma się do czynienia ze ślizgonem. Z mniej istotnych rzeczy, o których można powiedzieć, to niewielkie znamię na prawej łopatce, które wyglądem przypomina motyla, oraz kilka mniejszych blizn rozsianych po całym ciele. Nie są one jednak na tyle istotne, aby posiadały jakieś większe znaczenie lub/i historie. Większość z nich powstała przez przypadek i nieuwagę. Temat: Re: Pokój wspólny Nie 14 Lut 2016, 12:56 | |
| - Leżał przed wejściem do pokoju wspólnego. - Odparł zgodnie z prawdą. - Nikt inny niż ślizgon by go tam raczej nie zgubił, więc okręg poszukiwań był od razu zacieśniony. Inspektor Malfoy znowu atakuje! Niemniej jednak nie wyobrażał sobie, aby jakiś krukon czy puchon miałby chodzić po lochach z własnej woli i gubić dzienniki. Nie, nie.. takie rzeczy się nie zdarzały. A jeżeli już, to byłoby to mocno podejrzane i na pewno nie zostawione tak sobie. Na uwagę o lustrze zareagował lekkim prychnięciem. Cała Black, już w dupę lepiej to od razu złośliwy uśmieszek na buzi się pojawia. - Na pewno nie. - Zaprotestował. - Ja mam piękny uśmiech, a nie wyszczerz, jakbym oberwał tłuczkiem między nogi. Malfoy pamiętał ten mecz, o którym wspomniała Morrigan. Był cholernie trudny. Gryfoni mieli świetną strategię i nie dawali im większego pola do manewru. Mascius szybko pojął, że nie dadzą rady wywalczyć sobie punktowej przewagi i muszą grać inaczej. Dlatego też przeszli z długich podań i manewrów, na krótkie i szybkie przekazywanie sobie piłki, krążenie po boisku i granie po prostu punkt za punkt, aby Morrigan mogła zrobić swoje. Było ciężko, ale dali radę, Black jak zwykle pokazała klasę i udowodniła, że odkąd zajęła stanowisko szukającej, nie było w Hogwarcie nikogo, kto mógłby okazać się lepszy. Malfoy był pewny, że gdyby dziewczyna zdecydowała się grać w quidditcha zawodowo, szybko znalazłaby się w czołówce. Spojrzał na nią, przekrzywiając nieco głowę, gdy w końcu doznała olśnienia. Było to wyjątkowo zabawne, gdyż dotarło do niej, że przeglądał jej zdjęcia. TE zdjęcia, zabawne, pełne uczuć i emocji, kompromitujące fotografie z dzieciństwa. Mascius przejrzał je pobieżnie i nie wszystkie, jednakże kilka utkwiło mu w pamięci. - Najbardziej mi się podobało to, na którym miałaś bliskie spotkanie ze ślimakami. - Uśmiechnął się złośliwie i trącił ją delikatnie łokciem. - Niemniej nie czytałem zawartości. Nawet jakbym chciał. Nie znał tego języka, więc dla niego był to zbiór wyjątkowo niezrozumiałego.. no nie przymierzając bełkotu. Dobrze, że po zdjęciach mógł dotrzeć do tego, kogo był ten dziennik, bo w przeciwnym wypadku nie miałby większych szans. No, mógłby jeszcze próbować po charakterze pisma, ale Malfoy miał i tak zbyt dużo na głowie i nie kręciła go kariera detektywistyczna, więc najpewniej położyłby dziennik na stoliku w pokoju wspólnym i zostawił go swojemu losowi. - Moglibyśmy obejrzeć te zdjęcia razem. - Wypalił po niewielkiej chwili milczenia. - Oczywiście, jeżeli miałabyś ochotę. - Dodał, gdyż w sumie zaczął się zastanawiać, czy to faktycznie dobry pomysł. Właściwie to ten wieczór miał i tak już tyle emocji, że kilka dodatkowych nie zrobi większej różnicy. A Malfoy mógłby poznać Morrigan od nieco innej strony. Tej bardziej prywatnej, której nie pokazywała na co dzień. Jeżeli tylko dziewczyna uzna, że chce się tym z nim podzielić. Co wcale nie było tak oczywiste.
|
Morrigan Black Kapitan i szukający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Akacja, pióro z ogona feniksa, 14 i 3/4 cala, niezwykle giętka. Ciemna i cienka, szorstka, matowa, absolutnie nieelegancka - lekko zakrzywiona, surowa. Jedynymi zdobieniami są żłobione w niej runy i znaki oraz duży szafir umieszczony w jej nasadzie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Verdimilous, Protego, Riddiculus, Petrificus Totalus, Avifors, Reparifarge, Accio, Alohomora, Finite, Wingardium Leviosa, Slugus Eructo, Jęzlep, Oculus Lepus, Obscura, BaubillousOPIS POSTACI: Nieskazitelna perfekcja. Tak w dwóch słowach mogłaby opisać Morrigan osoba widząca ją po raz pierwszy. Perfekcyjne włosy, perfekcyjne ciało, perfekcyjny uśmiech, perfekcyjne ubranie i perfekcyjne stopnie. Obiektywnie patrząc - niczego jej nie brakuje, skromnie mówiąc. Choć może jest zbyt niska, bo mierzy ledwie sto sześdziesiąt centymetrów, fakt ten znika tłumiony przez szereg jej innych zalet. W prezencie od matki natury dostała wszak cudowną figurę, o którą nic a nic nie musi dbać. Może poszczycić się łabędzią szyją, wąskimi ramionami i klatką piersiową, biustem jędrnym, niezbyt dużym, ale i nie takim, który można by było nazwać małym; wąską talią, płaskim brzuchem, szerokimi biodrami, okrągłymi, pełnymi pośladkami, długimi, zgrabnymi nogami, kobiecymi dłońmi z delikatnymi, smukłymi palcami zakończonymi zadbanymi paznokciami. Jest też śmigła i gibka. Jej porcelanowej cery zazdrości niejedna dziewczyna. Tylko nieliczni przyglądają się na tyle, by dostrzec rysujące się wyraźnie pod jej bladą skórą żyły - na ramionach, klatce piersiowej, udach i nadgarstkach. Większość jest zbyt zajęta podziwianiem jej twarzy, która niezaprzeczalnie należy do urodziwych. Cera bez skazy, wysokie czoło, prosty, wąski nos z małym końcem, szczupłe policzki łatwo oblewające się rumieńcem, pełne, delikatne i wydatne, malinowe usta rozciągnięte w tajemniczym, zadziornym uśmieszku, zdolne nie tylko do ułożenia się w tysiące różnych grymasów i charakterne, ostre brwi - komponujące się w jedną, harmoniczną całość. Punktami najbardziej przykuwającymi wzrok są zaś niewątpliwie jej oczy, otoczone gęstym wieńcem długich rzęs, rzucających na jej kości policzkowe wierzbowe cienie, nadające jej twarzy subtelnego powabu. Duże, o migdałowym kształcie, z zewnętrznymi kącikami uniesionymi do góry, czystych, chłodnych błękitnych tęczówkach. Rzucające twarde, przeszywające spojrzenia. Mówi się, że oczy są obrazem duszy - i w jej oczach można dostrzec wszystko; trzeba się tylko przyjrzeć. A mało kto to robi, będąc wystarczająco urzeczonym powierzchownym wrażeniem. Jej cudną twarz okalają białosrebrzyste pukle zdrowych, lśniących włosów, sięgających dziewczynie niemal do krzyża. Falują delikatnie w rytm jej lekkich, miękkich, kocich kroków pełnych niewypowiedzianej gracji. Zawsze wyprostowane plecy i dumnie uniesiony podbródek oraz wypięta pierś nadają jej postawie elegancji i arystokratycznej wyższości. Wrażenie to potęguje jej mocny, zdecydowany, głęboki głos chłodnej barwy i czysty, dźwięczny śmiech, który równie doskonale wyraża radość co mściwą satysfakcję. Z całej jej postawy bije niezwykła, eteryczna aura, którą z pewnością może zawdzięczać krwi wili płynącej w jej żyłach. Wiele by dała, by nie roztaczać wokół siebie takiego wrażenia, które nie jest burzone przez nawet największe potknięcie. Niezdarność u niej odbierana jest jako "urocza", aniżeli "zawstydzająca" i "niepoważna". Zawsze unosi się za nią krystaliczny, mocny, ostry zapach konwalii. Temat: Re: Pokój wspólny Nie 14 Lut 2016, 21:46 | |
| No tak... W końcu nikt poza Ślizgonami i ewentualnie Puchonami raczej nie zbliżał się do lochów - ewentualnie na zajęcia z eliksirów. A w pobliże dormitorium Slytherinu to już nikt poza samymi członkami domu się nie zapuszczał, nawet osoby z Huffelpuffu, ale akurat w tym nie było nic dziwnego - jaki kurczaczek dobrowolnie kręci się w pobliżu legowiska węży? Morrigan cieszyła się, że zostawiła dziennik w takim miejscu, bo gdyby to by było gdzieś indziej, raczej nigdy by już do niej nie wrócił. I była również wdzięczna losowi, że to nikt inny a Malfoy go znalazł. Był jej przyjacielem i jakoś mogła wytrzymać to, że akurat on widział wszystkie te zdjęcia. Gdyby ktoś inny na nie trafił, była pewna, że następnego dnia znalazłaby kopie fotografii, na której rzyga ślimakami, porozwieszane po całej szkole. - Ja uważam, że właśnie ten jest piękny - palnęła w odpowiedzi, zanim w ogóle zorientowała się co takiego mówi. Miała być wredna, a nie milutka! Aby uratować tę całą sytuację, dziewczyna wzruszyła ramionami i zachowywała się, jakby to, co powiedziała, było najnormalniejszą rzeczą na świecie i postanowiła nic więcej nie dodawać. Tłumaczyła sobie, że to tylko obiektywne spojrzenie artysty - jak uśmiech wyrażający tak wiele emocji, nie mógł być pięknym? Doskonale wiedziała, o jaki szkic chodzi. I pamiętała wyraz twarzy Masciusa tak samo dobrze, jak cały ten trudny mecz. Była wypisana na nim nie tylko najszczersza, jasna radość, ale także tryumf, duma i... ulga. Tak, ulga też. Wiedziała, że choć nie dawał tego po sobie poznać, ten mecz go stresował. Nie wiedziała, jak było z innymi, ale przecież ona również denerwowała się grą, zanim jeszcze zawodnicy zdobyli jej pełne zaufanie. Zanim jeszcze wszyscy nauczyli się pokładać wiarę w siebie wzajemnie i ufać w swoje zgranie i umiejętności. A to właśnie pokazał im tamten mecz; dzięki niemu zyskali tak wiele - jednak gdyby go przegrali, sprawy potoczyłyby się zupełnie inaczej. - O nie... - jęknęła zażenowana, kiedy Malfoy napomknął o owym pamiętnym zdjęciu. Więc jednak nie umknęło ono jego uwadze... Ze wszystkich fotografii musiał przyjrzeć się akurat tej? Ślizgonka miała wyjątkowego pecha. Ale... Trudno, stało się. Należała do osób, które raczej szybko akceptują rzeczywistość, toteż postanowiła szybko zostawić to za sobą i obrócić sytuację w mniej zawstydzającą. Otworzyła dziennik i znalazła wspomniane zdjęcie. - To Nils - wskazała na ciemnowłosego chłopaka również obecnego na fotografii. - Jest siostrzeńcem żony mojego wuja. Tu obok są jeszcze bliźniacy - Lech i Michał; a ten czwarty to Jakub. Nils nie mógł znieść, że prześcignęłam go w wyścigu na granianach, więc potraktował mnie tym cholernym zaklęciem - zachichotała mimowolnie, wracając wspomnieniami do tego pamiętnego dnia, kiedy nauczyła się swojego pierwszego czaru czarnomagicznego. - Wszyscy są z rodziny, bliższej i dalszej. Zdjęcie było zrobione w wakacje po czwartej klasie, kiedy ich poznałam. To był też pierwszy raz, jak wróciłam do posiadłości, w której mieszkałam przed przeprowadzką do Londynu. Morrigan zaskoczyła sama siebie tą wylewnością, ale popłynęła na fali momentu i właściwie... Spodobało jej się to. Nigdy tak nie opowiadała nikomu o swoim życiu poza Hogwartem, a tym bardziej poza Anglią, a sprawiło jej to jakąś taką ulgę. Choć nie mówiła o niczym ciążącym jej na sercu, było jej jakoś lepiej, lżej. Kto by pomyślał, że to właśnie Malfoy okaże się jej powiernikiem? Gdy zaś Ślizgon zaproponował, aby pokazała mu więcej fotografii, dziewczyna najpierw spojrzała na niego zaskoczona, ale zaraz uśmiechnęła się łagodnie. - Skoro cię to interesuje... - odparła cicho i przysiadła się jeszcze nieco bliżej, by oboje dobrze widzieli zdjęcia poprzyklejane do stron jej notatnika. Nie były ułożone w żadnej kolejności - dziewczyna od zawsze umieszczała je tam, gdzie akurat przyszło jej na myśl. Na pierwszej stronie było ich wspólne zdjęcie z pucharem quidditcha z zeszłego roku. Nie musiała go tłumaczyć. Stali oboje, uśmiechając się dumnie, trzymając wspólnie puchar, a wokół nich ustawiona była reszta drużyny, również z wyniosłymi uśmieszkami. W niczym nie przypominali zdjęć rozszalałych z radości Gryfonów, którzy rok wcześniej zdobyli puchar - ich wiwatom za to nie było końca dopiero w szatni. Na zdjęciu musieli wszak wyglądać przyzwoicie. Następne zaś było jej własne zdjęcie, kiedy uśmiechnięta od ucha do ucha, z rozwianymi włosami i w letniej sukience stała na połoninie, wśród polnych kwiatów, z dwoma źrebakami, które skubały ją za ubranie i generalnie były niezwykle zainteresowane jej osobą. - Jak wiesz, większość mojej rodziny od dawien dawna zajmuje się hodowlą granianów, to taki nasz biznes, przekazywany z pokolenia na pokolenie. Latem źrebią się klacze, więc w głównych filiach rodu potrzeba rąk do pracy, toteż młodzi ludzie z rodziny, którzy nie mają zajęcia na te dwa miesiące przyjeżdżają tam, gdzie trzeba pomocy - zaczęła opowiadać Black. - Od trzech lat jeżdżę tam pomagać, tak samo ci wspomniani wcześniej chłopcy. Nie wiedziała, co mogłaby więcej powiedzieć, więc przerzuciła kartkę. Tam natomiast było zdjęcie malutkiej Spectre w jej siedmioletnich rączkach. Szybko wyjaśniła, że kiedy przeprowadziła się do Londynu, matka kupiła jej kotkę, aby nie było jej smutno zostawiać za sobą Polski i wioskowych dzieci, które do tamtego momentu były towarzyszami jej zabaw. Obok widniała fotografia, na której z szerokim uśmiechem brała w dłonie swoją pierwszą różdżkę. Nie kupiła jej u Olivandera, a u starej różdżkarki, która zaopatrywała Potockich w te narzędzia od wielu pokoleń, samej będąc w połowie wiłą i każdą jedną różdżkę robiąc na zamówienie. Ona również była na fotografii i choć była stara, malutka i pomarszczona, a jej sklepik wyglądał jak legowisko jakiejś stukniętej szamanki, widać w niej było nieśmiertelne, wile piękno. Kolejne przedstawiało ją na jej pierwszej miotle, którą na trzecie urodziny sprezentował jej wuj Piotr - szukający z Narodowej Drużyny Quidditcha Rzeczpospolitej Polski. Morrigan pokrótce opowiedziała Masciusowi historię tychże zdjęć. Na następnych była dziesięcioletnia Isabelle i jedenastoleni Mascius z Morrigan, a nad nimi stały Dorothea i Vivian. Wszyscy wystrojeni, ubrani w eleganckie stroje wieczorowe. Nie musiała tłumaczyć, że to zdjęcie z jednego z bankietów u Blacków. Zerknęła na kolejne i serce jej się ścisnęło, a oczy zaszły łzami, jednak skrupulatnie pozbyła się ich szybkimi, krótkimi mrugnięciami. Fotografia przedstawiała małą, siedmioletnią Ślizgonkę na skrzydlatym, siwym rumaku, z przystojnym młodym, jasnowłosym mężczyzną o krótkiej, zadbanej, złotobiałej brodzie, siedzącym na podobnym koniu. Śmiała się do niego i jednocześnie machała komuś stojącemu za obiektywem. Ręka Black zarżała i zawahała się, czy aby nie przewrócić strony. Nie wiedziała, czy chce mówić o tym dniu i nie wiedziała też, jak wiele o jej przeszłości wiedział Malfoy. Była pewna, że matka zwierzała się cioci Dorothei, ale ile ona przekazywała swojemu synowi? Morrigan sama nigdy nie odczuwała potrzeby, by opowiedzieć mu coś więcej o swoim życiu.
|
Mascius Malfoy Prefekt Naczelny, Ścigający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Dwanaście cali, sztywna, brzoza, pióro z ogona feniksaOPANOWANE ZAKLĘCIA: CAVE INIMICUM, EXPELLIARMUS, HOMENUM REVELIO, PROTEGO, DRĘTWOTA, EVERTE STATUM, IMMOBILUS, BOMBARDA, ALOHOMORA, FINITE, MOBILE IMAGINEM, EXPULSO, IMPERTURBABLE, PROTEGO HORRIBILISOPIS POSTACI: Malfoy. Jaki jest każdy widzi. Przedstawicieli tego rodu trudno pomylić z kimś innym. Nieco bledsza cera, ostre rysy i wyjątkowo jasne blond włosy. Cechy charakterystyczne, których nie sposób pominąć, tak jak faktu, że każdy z nich kończy w Slytherinie. Tak już po prostu jest i z tym się nie dyskutuje. Mascius nie odbiega od tego opisu w żaden sposób. Jest to typowy przedstawiciel swojej rodziny. Wysoki, mierzy sobie powiem nieco ponad sto osiemdziesiąt centymetrów. O raczej szczupłej sylwetce, gdzie linia mięśni jest wyraźnie odznaczona, jednakże nie widać po nim, aby poświęcał większą uwagę temu, aby jego ciało było odpowiednio wyrzeźbione. Niemniej jednak postawę ma cały czas prostą i faktycznym wyzwaniem jest zobaczenie go, gdy się garbi. Bije od niego powaga wymieszana z poczuciem wyższości, które ma wpajane od dziecka. Jako czarodziej czystej krwi pochodzący z jednego najbardziej szanowanych rodów, roztacza wokół siebie dominującą aurę. Mascius chodzi ubrany na czarno. Jednym z niewielu elementów innego koloru niż czerń jest srebrno-zielony krawat, który to nosi w czasie pobytu w Hogwarcie i tym samym pokazuje jednoznacznie, że ma się do czynienia ze ślizgonem. Z mniej istotnych rzeczy, o których można powiedzieć, to niewielkie znamię na prawej łopatce, które wyglądem przypomina motyla, oraz kilka mniejszych blizn rozsianych po całym ciele. Nie są one jednak na tyle istotne, aby posiadały jakieś większe znaczenie lub/i historie. Większość z nich powstała przez przypadek i nieuwagę. Temat: Re: Pokój wspólny Wto 16 Lut 2016, 13:07 | |
| Mascius oglądał wszystkie te zdjęcia, z zainteresowaniem słuchając tego co mówiła o nich Morrigan. Niektóre z nich znał.. albo raczej pamiętał momenty, w których były robione. Te całkowicie nowe i obce jeszcze, starał się oglądać jak najdokładniej, jakby chcąc zapamiętać każdy uśmiech, każde źdźbło trawy czy nawet pogodę, przy której zdjęcia były robione. Sam do końca nie wiedział dlaczego był taki zachłanny jeżeli chodziło o przeszłość Morrigan. Szybko doszedł jednak do wniosku, że to przede wszystkim dlatego, że nie wiedział o niej zbyt wiele. Znał ją bardzo dobrze jako Morrigan Black, jednakże nie wiedział niczego o jej drugiej stronie, poza kilkoma suchymi faktami, którymi podzieliła się z nim Dorothea. - Brzmi jak dobra zabawa. - Rzucił, gdy dziewczyna skończyła opowiadać o pracy przy hodowli granianów. - Powinnaś zabrać Isabelle i mnie w te wakacje, jeżeli to nie będzie problem. Co prawda nie mam zbyt pewnej ręki do zwierząt, a już zwłaszcza do granianów, ale co może pójść nie tak? - Zaśmiał się lekko. Isabelle pewnie ucieszyłaby się z możliwości wyszalenia się po łąkach, lasach i wszystkim innym co mieli tam Potoccy. Poza tym rezydencja Malfoyów była dość surowym miejscem i taka odmiana dobrze by jej zrobiła. Dobrze by zrobiła im, bo w końcu Malfoy też chciał tam pojechać. Może nie ze względu na latające konie ani pracę przy nich, ale głównie po to, by poczuć to, co czuła kiedyś Morrigan. Mogło to być wyjątkowo ciekawe przeżycie. Następne zdjęcia ponownie wywoływały u niego niewielki uśmiech, który wydawał się wyjątkowo ciepły, gdyby ktoś na niego spojrzał w tamtej chwili. Najzwyczajniej w świecie podobało mu się to co widzi. Mała Morrigan wyglądała na wyjątkowo szczęśliwą w tamte dni. Gdy doszli w końcu do zdjęcia przedstawiającego ją i mężczyznę, Malfoy niemal od razu dostrzegł, że coś jest nie tak. Może to ze względu na to jak blisko siebie siedzieli, a może to przez innego rodzaju bliskość, tą bardziej przyjacielską. Niemniej wyczuł, że dziewczynę ogarnął wyjątkowy smutek i szybko połączył fakty. Zanim jednak zdecydował się odezwać, zgrabnym ruchem objął Morrigan ramieniem i przysunął jeszcze bliżej siebie. - To twój ojciec, prawda? - Zapytał w końcu, przyglądając się fotografii. Znał tę historię tylko w urywkach i to dość niespójnych. Wiedział, że Morrigan była z nim na przejażdżce, i że zdarzył się wypadek, przez który ojciec dziewczyny zginął. Matka jednak nigdy nie chciała powiedzieć nic więcej i sama też przestrzegła, aby nie wspominać o tym przy dziewczynie. Malfoy chciał coś jeszcze dodać, ale wtedy, nie wiadomo skąd, pojawiła się biała kotka, wyraźnie sygnalizując swoją obecność. Bezpardonowo wskoczył na sofę, a potem jak gdyby nigdy nic wlazła na kolana dziewczyny, z których dostała się na dziennik i jak ostatnia wzięła i się położyła. - Zjawa. - Rzucił ostro Malfoy. - Zabieraj się stąd, ale już. Kotka podniosła jedynie łepek i popatrzyła na niego z dezaprobatą. Zaraz też przeniosła swoje spojrzenie na Morrigan i ułożyła się z powrotem w wygodnej pozycji. Kot. Tak można byłoby opisać całą to sytuację i każdy wiedziałby o co chodzi. Jednakże Malfoy, jak zwykle, zaczął doszukiwać się drugiego dna. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego zwierzaki są wyjątkowo inteligentne. Może Zjawa cały czas była gdzieś tutaj, w pobliżu, obserwowała, czuwała nad nimi. I gdy zobaczyła, że coś wyjątkowo niemiłego miało mieć miejsce, postanowiła się pojawić i rozładować nieco napięcie. Tak, to zdecydowanie lepsze myśli niż "głupi kot, wpierdziela się gdzie nie ma". I tak też chłopak miał zamiar myśleć o Zjawie. Jak o dobrym duchu, opiekunie i strażniku.
|
Morrigan Black Kapitan i szukający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Akacja, pióro z ogona feniksa, 14 i 3/4 cala, niezwykle giętka. Ciemna i cienka, szorstka, matowa, absolutnie nieelegancka - lekko zakrzywiona, surowa. Jedynymi zdobieniami są żłobione w niej runy i znaki oraz duży szafir umieszczony w jej nasadzie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Verdimilous, Protego, Riddiculus, Petrificus Totalus, Avifors, Reparifarge, Accio, Alohomora, Finite, Wingardium Leviosa, Slugus Eructo, Jęzlep, Oculus Lepus, Obscura, BaubillousOPIS POSTACI: Nieskazitelna perfekcja. Tak w dwóch słowach mogłaby opisać Morrigan osoba widząca ją po raz pierwszy. Perfekcyjne włosy, perfekcyjne ciało, perfekcyjny uśmiech, perfekcyjne ubranie i perfekcyjne stopnie. Obiektywnie patrząc - niczego jej nie brakuje, skromnie mówiąc. Choć może jest zbyt niska, bo mierzy ledwie sto sześdziesiąt centymetrów, fakt ten znika tłumiony przez szereg jej innych zalet. W prezencie od matki natury dostała wszak cudowną figurę, o którą nic a nic nie musi dbać. Może poszczycić się łabędzią szyją, wąskimi ramionami i klatką piersiową, biustem jędrnym, niezbyt dużym, ale i nie takim, który można by było nazwać małym; wąską talią, płaskim brzuchem, szerokimi biodrami, okrągłymi, pełnymi pośladkami, długimi, zgrabnymi nogami, kobiecymi dłońmi z delikatnymi, smukłymi palcami zakończonymi zadbanymi paznokciami. Jest też śmigła i gibka. Jej porcelanowej cery zazdrości niejedna dziewczyna. Tylko nieliczni przyglądają się na tyle, by dostrzec rysujące się wyraźnie pod jej bladą skórą żyły - na ramionach, klatce piersiowej, udach i nadgarstkach. Większość jest zbyt zajęta podziwianiem jej twarzy, która niezaprzeczalnie należy do urodziwych. Cera bez skazy, wysokie czoło, prosty, wąski nos z małym końcem, szczupłe policzki łatwo oblewające się rumieńcem, pełne, delikatne i wydatne, malinowe usta rozciągnięte w tajemniczym, zadziornym uśmieszku, zdolne nie tylko do ułożenia się w tysiące różnych grymasów i charakterne, ostre brwi - komponujące się w jedną, harmoniczną całość. Punktami najbardziej przykuwającymi wzrok są zaś niewątpliwie jej oczy, otoczone gęstym wieńcem długich rzęs, rzucających na jej kości policzkowe wierzbowe cienie, nadające jej twarzy subtelnego powabu. Duże, o migdałowym kształcie, z zewnętrznymi kącikami uniesionymi do góry, czystych, chłodnych błękitnych tęczówkach. Rzucające twarde, przeszywające spojrzenia. Mówi się, że oczy są obrazem duszy - i w jej oczach można dostrzec wszystko; trzeba się tylko przyjrzeć. A mało kto to robi, będąc wystarczająco urzeczonym powierzchownym wrażeniem. Jej cudną twarz okalają białosrebrzyste pukle zdrowych, lśniących włosów, sięgających dziewczynie niemal do krzyża. Falują delikatnie w rytm jej lekkich, miękkich, kocich kroków pełnych niewypowiedzianej gracji. Zawsze wyprostowane plecy i dumnie uniesiony podbródek oraz wypięta pierś nadają jej postawie elegancji i arystokratycznej wyższości. Wrażenie to potęguje jej mocny, zdecydowany, głęboki głos chłodnej barwy i czysty, dźwięczny śmiech, który równie doskonale wyraża radość co mściwą satysfakcję. Z całej jej postawy bije niezwykła, eteryczna aura, którą z pewnością może zawdzięczać krwi wili płynącej w jej żyłach. Wiele by dała, by nie roztaczać wokół siebie takiego wrażenia, które nie jest burzone przez nawet największe potknięcie. Niezdarność u niej odbierana jest jako "urocza", aniżeli "zawstydzająca" i "niepoważna". Zawsze unosi się za nią krystaliczny, mocny, ostry zapach konwalii. Temat: Re: Pokój wspólny Sro 17 Lut 2016, 22:30 | |
| Uśmiechnęła się do Malfoya, gdy zaproponował, że on i jego siostra również mogliby odwiedzić miejsce jej dzieciństwa. To by było... Całkiem ciekawe doświadczenie. Zachichotała, wyobrażając sobie tę dwójkę arystokratów nawet nie na wsi, a w niemalże kompletnej głuszy. - Isabelle byłaby przeszczęśliwa - zgodziła się Morrigan. - Spokojnie, na pewno znalazłaby się jakaś inna praca, gdybyście nie radzili sobie ze zwierzętami. Tylko pamiętaj, że leniuchy nie są tolerowane! Zastanawiała się, czy ta dwójka potrafi jeździć konno. Jeśli nie, chętnie by ich nauczyła. Nie tylko dlatego, że patrzenie, jak się męczą, zwłaszcza Mascius, byłoby cholernie zabawne, ale odczuwała jakąś taką potrzebę pokazania wreszcie komuś swoich pasji i byłaby ogromnie zadowolona, gdyby ktoś zechciałby spróbować głębiej odkryć jej świat i dzielić z nią jej zainteresowania, albo przynajmniej wykazywać chęci w poznaniu ich od wewnątrz. Jednak mimo wszystko trochę nie wyobrażała sobie ani Isabelle, ani jej brata wykonujących jakiekolwiek prace sezonowe. Gdy Black została objęta silnym ramieniem chłopaka, jej serce znowu ścisnęło się w taki sposób, który sama nie potrafiła określić, czy był przyjemny, czy raczej bolesny, a jej klatkę piersiową ogarnęło nagłe gorąco, w brzuchu zaś znów poczuła uderzenia motylich skrzydeł. Mógł poczuć, jak mimowolnie spięły się mięśnie jej ramion, ale ten czuły dotyk szybko przyniósł jej ukojenie i rozluźniła je natychmiast. Nagły smutek wzmógł się w niej, sprawiając, że miała ochotę rozkleić się pod wpływem tego przytulenia, jednak szybko zostało to udaremnione przez Zjawę. Wraz ze spokojnymi oczami kotki, których spojrzenie było wlepione w Morrigan, bliskość Malfoya natychmiast zaczęła działać na Ślizgonkę pokrzepiająco. Przypomniała sobie, że przecież dawno już nie płakała po ojcu, że już dawno pogodziła się z jego brakiem. To nie było tak, że widziała to zdjęcie pierwszy raz od dawna. Po prostu pierwszy raz pokazywała je komuś i pierwszy raz miała okazję podzielić się z kimś swoją historią w tak intymny sposób, co sprawiało, że nie do końca mogła kontrolować swoje popadające ze skrajności w skrajność emocje. Zaśmiała się cicho i przebiegła palcami po miękkim futrze zwierzęcia. Jakby wyczuwając nagłe spoufalanie się swojej właścicielki z innym zwierzęciem natychmiast zjawiła się Spectre i wskoczywszy na kanapę rzuciła Zjawie złowrogie spojrzenie, strosząc groźnie sierść. Nie lubiła specjalnie okazywać nikomu czułości, ale była z niej cholernie zazdrosna bestia. Jej zachowanie zupełnie poprawiło humor dziewczynie, z której ust wydobył się nieśmiały, przerywany, cichy śmiech. Zupełnie bezpardonowo zsunęła podopieczną Masciusa ze swoich kolan, obawiając się, że może dojść do poważnej walki między kocicami, jeśli zaraz tego nie zrobi i wróciła do zdjęcia, które tak nagle odświeżyło w niej te wszystkie emocje, które sądziła, że dawno już pogrzebała. - Tak - odparła krótko, niemalże szeptem. - To właśnie mój ojciec, Sławomir Potocki. Black westchnęła i pogładziła fotografię w zamyśleniu, niechętnie powracając wspomnieniami do czegoś, co wolałaby zapomnieć. Do czegoś, co sprawiło, że jako jedna z niewielu widziała testrale. Mimo to miała jakieś niejasne uczucie, że ta rozmowa jej pomoże. - Wiesz... To zdjęcie... Zostało zrobione właśnie tamtego dnia. Kiedy ostatni raz miałam okazję wspólnie spędzić z nim czas - dodała, a jej czysty głos załamał się, gdy kończyła ostatnie zdanie. Spojrzała w górę, szukając pocieszenia w oczach Masciusa. Pocieszenia i... Zrozumienia. Choć nie była pewna, czy zdołałby pojąć, jak się czuła, straciwszy najważniejszą i najbliższą osobę w jej życiu, bo tym niewątpliwie był dla niej jej ojciec. Matkę kochała, jednak nie było to takie samo uczucie, jak to, którym darzyła jej małżonka. To ona była tym złym policjantem, tym rodzicem, którego się bardziej szanowało i którego się bało, który był bardziej odpowiedzialny i chciał, by jego pociecha wyszła na ludzi. Tata był tym, z którym się bawiła, wariowała, z którym miała tajemnice przed matką i który był powiernikiem jej sekretów. Jednak gdy go zabrakło, mimo oddalenia się od rodzicielki w pierwszych miesiącach po tragedii, szybko się do siebie zbliżyły. Jako jedyne były w stanie zrozumieć swój ból jak i to, że od wtedy miały tylko siebie. Musiały się dogadywać, musiały być blisko. Ponadto, Morrigan zyskała do Vivian ogromny szacunek, gdy zrozumiała, co musiała przejść, by odzyskać ciało męża, jak wielką była czarownicą. W końcu mało kto mógł poradzić sobie z chimerą i do tej pory nie wiedziała, jak matka wyrwała ukochanego ze szponów tejże bestii. - Tak sobie myślę... - powiedziała nagle dziewczyna, wciąż patrząc w oczy przyjacielowi i wzięła głęboki oddech. - Że wtedy równie dobrze mogło trafić na mnie. Że teraz mogłabym tu nie siedzieć - przecież to był czysty przypadek, ślepy traf... Mówiła cichutko, ogromnie poruszona. Zadrżała nieco na całym ciele, przerażona tymi wizjami. Uszła z życiem tylko dlatego, że chimera zajęta była jej ojcem i jego wierzchowcem, a jej granian spłoszył się i wystrzelił w niebo, z całą swoją graniańską prędkością. Te konie mało jakie stworzenie mogło dogonić. A gdyby... Gdyby to ona jechała po tej drugiej stronie... Wolała nie zastanawiać się, jak wyglądałoby życie jej rodziców bez niej. Wolała o tym nie myśleć. Ale zaczęła. I nic nie mogła na to poradzić.
|
Mascius Malfoy Prefekt Naczelny, Ścigający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Dwanaście cali, sztywna, brzoza, pióro z ogona feniksaOPANOWANE ZAKLĘCIA: CAVE INIMICUM, EXPELLIARMUS, HOMENUM REVELIO, PROTEGO, DRĘTWOTA, EVERTE STATUM, IMMOBILUS, BOMBARDA, ALOHOMORA, FINITE, MOBILE IMAGINEM, EXPULSO, IMPERTURBABLE, PROTEGO HORRIBILISOPIS POSTACI: Malfoy. Jaki jest każdy widzi. Przedstawicieli tego rodu trudno pomylić z kimś innym. Nieco bledsza cera, ostre rysy i wyjątkowo jasne blond włosy. Cechy charakterystyczne, których nie sposób pominąć, tak jak faktu, że każdy z nich kończy w Slytherinie. Tak już po prostu jest i z tym się nie dyskutuje. Mascius nie odbiega od tego opisu w żaden sposób. Jest to typowy przedstawiciel swojej rodziny. Wysoki, mierzy sobie powiem nieco ponad sto osiemdziesiąt centymetrów. O raczej szczupłej sylwetce, gdzie linia mięśni jest wyraźnie odznaczona, jednakże nie widać po nim, aby poświęcał większą uwagę temu, aby jego ciało było odpowiednio wyrzeźbione. Niemniej jednak postawę ma cały czas prostą i faktycznym wyzwaniem jest zobaczenie go, gdy się garbi. Bije od niego powaga wymieszana z poczuciem wyższości, które ma wpajane od dziecka. Jako czarodziej czystej krwi pochodzący z jednego najbardziej szanowanych rodów, roztacza wokół siebie dominującą aurę. Mascius chodzi ubrany na czarno. Jednym z niewielu elementów innego koloru niż czerń jest srebrno-zielony krawat, który to nosi w czasie pobytu w Hogwarcie i tym samym pokazuje jednoznacznie, że ma się do czynienia ze ślizgonem. Z mniej istotnych rzeczy, o których można powiedzieć, to niewielkie znamię na prawej łopatce, które wyglądem przypomina motyla, oraz kilka mniejszych blizn rozsianych po całym ciele. Nie są one jednak na tyle istotne, aby posiadały jakieś większe znaczenie lub/i historie. Większość z nich powstała przez przypadek i nieuwagę. Temat: Re: Pokój wspólny Nie 21 Lut 2016, 11:24 | |
| Zjawa miała go w nosie, jak zwykle. Typowe zachowanie kotki, która to zawsze wiedziała lepiej od niego, a gdy próbował przyprowadzić ją do porządku, to bez żadnych skrupułów czy nadmiernej subtelności, pokazywała mu gdzie jego miejsce, i że ma siedzieć cicho, bo się nie zna. Tak było też w tym przypadku i po pierwszej próbie, Malfoy dał sobie spokój, bo i tak by nie wygrał. Na całe szczęście zaraz pojawiła się Spectre, która przejęła pałeczkę i Morrigan zdjęła Zjawę ze swoich kolan. Biała kotka z kolei popatrzyła na nią, potem na Malfoya, na końcu zaś na samą Spectre i chłopak mógł przysiąc, że widział jak delikatnie kiwa łepkiem, jakby właśnie uznała, że jej praca została zakończona, po czym powolnym krokiem udała się w tylko sobie znane miejsce. Zapewne gdzieś niedaleko, w cień. Skąd będzie dalej obserwować i czuwać. Duchy przecież nigdy nie śpią, prawda? Nie znał historii śmierci jej ojca, ale po tym właśnie mówiła, mógł się mniej więcej domyślać tego, co tam się właściwie stało. Momentalnie zrobiło mu się żal małej Morrigan, że musiała przez to wszystko przechodzić. Strata ojca to jedno, ale widok jak ginie to zupełnie inna sprawa. Malfoy nie znał tego uczucia, nigdy nikogo nie stracił, więc nie miał nawet punkty odniesienia co do tego, jak mogła się czuć dziewczyna wtedy i jak czuje się teraz. Poczuł jednak, że to może nie był najlepszy pomysł. Zwłaszcza, gdy usłyszał jej następne słowa. Wiedział, że musi zareagować, ale nie wiedział jeszcze jak. Musiał jednak wziąć się w garść, w końcu był mężczyzną, czyż nie? Ile jeszcze ma zamiar miotać się w tę i we w tę bez większego celu, jak panienka z okienka? Poczuł jak jej ciało zaczyna drżeć i nie zastanawiając się już więcej, objął ją mocniej ramieniem, po czym wolną ręką zabrał dziewczynie dziennik i zamykając go, odłożył na bok. - Nie myśl w ten sposób. - Rzekł do niej łagodnie, dotykając ręką jej twarzy i przekręcając lekko w jego stronę. - Jesteś tu, teraz. Ze mną. To jest najważniejsze. Uśmiechnął się. Delikatnie, acz zdecydowanie ciepło. Pogładził ją po policzku wzdychając lekko. Nie chciał sobie nawet wyobrażać tego, że Morrigan mogłoby nie być. Była jego rodziną, tutaj w Hogwarcie i poza nim. I chociaż wiedział, że gdyby sprawy w Grecji potoczyły się inaczej, nawet by jej nie poznał, ale to nie miało znaczenia, zdecydowanie wolał mieć w głowie myśl, że bez niej jego życie nie byłoby kompletne. Byłoby zbyt proste, w końcu w paru sprawach, w paru rzeczach jest od niego lepsza i musi jej jeszcze pokazać kto tu rządzi. Bez Morrigan jego życie byłoby zdecydowanie płytsze. - Nie pozwolę aby kiedykolwiek przytrafiło ci się coś złego. - Skinął głową w jej kierunku, przybliżając się jeszcze odrobinę do niej. Trudno było powiedzieć, czy słowa chłopaka były wypowiedziane tylko po to, aby Morrigan poczuła się lepiej, bo tak należało powiedzieć w danej chwili. Bo, gdyby dobrze wsłuchać się w ton, spojrzeć w oczy chłopaka, gdy to mówił, to w słowach tych można byłoby wyłapać czającą się obietnicę. Przyrzeczenie, które od tej chwili będzie wypełniał każdego dnia, każdej chwili. I nawet sam Mascius poczuł się dziwnie, gdy to mówił. Niemniej jego spojrzenie dalej pozostawało pewne i niewzruszone. Gdy dziewczyna w nie spojrzy, będzie miała pewność, że nie żartował i od tego momentu ma w nim anioła stróża. A być może… tylko może, miała go w nim zawsze? Tylko teraz po prostu powiedział to na głos, aby rozwiać wszelkie wątpliwości.
|
Morrigan Black Kapitan i szukający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Akacja, pióro z ogona feniksa, 14 i 3/4 cala, niezwykle giętka. Ciemna i cienka, szorstka, matowa, absolutnie nieelegancka - lekko zakrzywiona, surowa. Jedynymi zdobieniami są żłobione w niej runy i znaki oraz duży szafir umieszczony w jej nasadzie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Verdimilous, Protego, Riddiculus, Petrificus Totalus, Avifors, Reparifarge, Accio, Alohomora, Finite, Wingardium Leviosa, Slugus Eructo, Jęzlep, Oculus Lepus, Obscura, BaubillousOPIS POSTACI: Nieskazitelna perfekcja. Tak w dwóch słowach mogłaby opisać Morrigan osoba widząca ją po raz pierwszy. Perfekcyjne włosy, perfekcyjne ciało, perfekcyjny uśmiech, perfekcyjne ubranie i perfekcyjne stopnie. Obiektywnie patrząc - niczego jej nie brakuje, skromnie mówiąc. Choć może jest zbyt niska, bo mierzy ledwie sto sześdziesiąt centymetrów, fakt ten znika tłumiony przez szereg jej innych zalet. W prezencie od matki natury dostała wszak cudowną figurę, o którą nic a nic nie musi dbać. Może poszczycić się łabędzią szyją, wąskimi ramionami i klatką piersiową, biustem jędrnym, niezbyt dużym, ale i nie takim, który można by było nazwać małym; wąską talią, płaskim brzuchem, szerokimi biodrami, okrągłymi, pełnymi pośladkami, długimi, zgrabnymi nogami, kobiecymi dłońmi z delikatnymi, smukłymi palcami zakończonymi zadbanymi paznokciami. Jest też śmigła i gibka. Jej porcelanowej cery zazdrości niejedna dziewczyna. Tylko nieliczni przyglądają się na tyle, by dostrzec rysujące się wyraźnie pod jej bladą skórą żyły - na ramionach, klatce piersiowej, udach i nadgarstkach. Większość jest zbyt zajęta podziwianiem jej twarzy, która niezaprzeczalnie należy do urodziwych. Cera bez skazy, wysokie czoło, prosty, wąski nos z małym końcem, szczupłe policzki łatwo oblewające się rumieńcem, pełne, delikatne i wydatne, malinowe usta rozciągnięte w tajemniczym, zadziornym uśmieszku, zdolne nie tylko do ułożenia się w tysiące różnych grymasów i charakterne, ostre brwi - komponujące się w jedną, harmoniczną całość. Punktami najbardziej przykuwającymi wzrok są zaś niewątpliwie jej oczy, otoczone gęstym wieńcem długich rzęs, rzucających na jej kości policzkowe wierzbowe cienie, nadające jej twarzy subtelnego powabu. Duże, o migdałowym kształcie, z zewnętrznymi kącikami uniesionymi do góry, czystych, chłodnych błękitnych tęczówkach. Rzucające twarde, przeszywające spojrzenia. Mówi się, że oczy są obrazem duszy - i w jej oczach można dostrzec wszystko; trzeba się tylko przyjrzeć. A mało kto to robi, będąc wystarczająco urzeczonym powierzchownym wrażeniem. Jej cudną twarz okalają białosrebrzyste pukle zdrowych, lśniących włosów, sięgających dziewczynie niemal do krzyża. Falują delikatnie w rytm jej lekkich, miękkich, kocich kroków pełnych niewypowiedzianej gracji. Zawsze wyprostowane plecy i dumnie uniesiony podbródek oraz wypięta pierś nadają jej postawie elegancji i arystokratycznej wyższości. Wrażenie to potęguje jej mocny, zdecydowany, głęboki głos chłodnej barwy i czysty, dźwięczny śmiech, który równie doskonale wyraża radość co mściwą satysfakcję. Z całej jej postawy bije niezwykła, eteryczna aura, którą z pewnością może zawdzięczać krwi wili płynącej w jej żyłach. Wiele by dała, by nie roztaczać wokół siebie takiego wrażenia, które nie jest burzone przez nawet największe potknięcie. Niezdarność u niej odbierana jest jako "urocza", aniżeli "zawstydzająca" i "niepoważna". Zawsze unosi się za nią krystaliczny, mocny, ostry zapach konwalii. Temat: Re: Pokój wspólny Nie 21 Lut 2016, 17:03 | |
| Pozwoliła sobie wyjąć dziennik z dłoni, nie spuszczając wzroku z oczu Malfoya. Widok jego spokojnych, zatroskanych tęczówek działał na nią niezwykle kojąco. Jego silne, obejmujące ją ciasno ramię, dodawało jej otuchy. Nigdy wcześniej nikomu nie zwierzała się z tego, co ją spotkało. Albo odpowiadała zdawkowo, półsłówkami zamykając wszelkie dyskusje, albo rzeczowo sprowadzała traumatyczne wydarzenie do jednego, pustego, krótkiego momentu pozbawione większego znaczenia, którym nie było. Sama się sobie dziwiła, że choć na własne oczy widziała jej ginącego rodzica, jakoś zdołała sobie z tym poradzić, choć chwila ta na zawsze wypaliła się ostrym piętnem w jej pamięci. Pamiętała każdy, najmniejszy szczegół. A teraz... Miała ważniejsze sprawy na głowie. Gdy chłopak dotknął twarzy Morrigan, serce jej podskoczyło, a wszelkie obrazy chimery rozrywającej jej ojca wraz z jego wierzchowcem zostały wyparte z umysłu dziewczyny przez uczucia, których sama nie potrafiła do końca zidentyfikować. Ogarniało ją coś jak ekscytacja połączona z dziwną radością i nutką strachu, niepewności, ale cała emocja miała raczej pozytywny wydźwięk, co było niezwykle zaskakujące. Black przymknęła delikatnie oczy, kiedy chłopak pogładził jej twarz i mimowolnie bardziej wtuliła się w jego dłoń, choć czuła się, jakby walące serce miało lada moment połamać jej żebra. Dotarło do niej, że tylko dzięki niemu była teraz tym, kim była, niezamykając się całkowicie w sobie po byciu świadkiem śmierci ojca. Dzięki niemu i Isabelle. Otrzymała od nich dokładnie to, czego niemalże jedenaście lat temu potrzebowała, by stać się całkiem normalną dziewczyną. Is dała jej siostrzaną miłość i była kimś, kim podobnym uczuciem mogła otoczyć Morrigan. Rozumiała ją i dawała okazję do otaczania się opieką. Mascius zaś pozwolił rozwijać się jej charakterowi. Był kimś, z kim mogła rywalizować, na kim mogła ćwiczyć swoją siłę i walczyć jak równy z równym. I oboje byli dla niej, gdy ich potrzebowała. Zrobiłaby dla nich wszystko, była tego absolutnie pewna. - Wiem - szepnęła tylko w odpowiedzi, uśmiechając się miękko, delikatnie, czule. Na jej policzkach zaś pojawiły się delikatne wypieki, oczy stały się rozmarzone, zalśniła w nich spokojna radość. Nie mogła nic poradzić na to, że zaczęła myśleć o tych wszystkich sytuacjach, kiedy jedno potrzebowało drugiego. Na swój sposób również czuła się obrończynią Malfoya. Nie mogła okazywać tego w zbyt wojowniczy, dominujący sposób, wiedząc, że głęboko mogłaby urazić dumę chłopaka. Niewinne, wredne docinki to jedno, ale prawdziwe, nawet nieumyślne zranienie, to zupełnie co innego. Dlatego też nigdy nie stawała przed nim, jakby miała go osłaniać, a obok niego - obiecując walkę ramię w ramię, choćby dookoła świat się kończył. Zawsze też starała się być dla niego wtedy, kiedy tego potrzebował, starała się czytać jego emocje i prawdziwe intencje, oddzielając je od słów, które nierzadko były właśnie tylko pustymi wyrazami. Jak wtedy, gdy tłuczek uszkodził mu nogę. Była pewna, że parsknie coś o tym, iż wcale nie potrzebuje jej pomocy, ale wiedziała też, jaka była prawda. W kontaktach z Masciusem Morrigan starała się być zdecydowana, ale w pewien sposób delikatna. Nie wiedziała, czy to zauważał, ale sądziła, że dokładnie tacy są dla siebie przyjaciele. - Pamiętasz, kiedy w trzeciej klasie na obronie przed czarną magią przerabialiśmy zaklęcie przepędzające bogina? - zapytała, najwyraźniej niezamierzając kończyć jeszcze tego tematu. Musiała wreszcie się komuś wygadać. Mówiła o tych zajęciach, z których wyszła nagle, tłumacząc się, że źle się poczuła i potrzebuje udać się do skrzydła szpitalnego. - Moim boginem jest chimera. I nie musiałam stawać z nim oko w oko, by to wiedzieć - wyznała. Zbyt bardzo się bała, że zostanie wyśmiana, kiedy nie będzie w stanie ze strachu poprawnie rzucić zaklęcia. Pamiętała, że musiała chodzić do profesora Lupeia przez długi czas, by w końcu udało jej się poprawnie pokonać stwora. Chciała, żeby Mascius miał pojęcie, co dokładnie się stało, ale że nie potrafiła opowiedzieć tego wprost, musiała zostawiać wskazówki, dzięki którym mógłby domyślić się przebiegu wydarzeń. Westchnęła głęboko, w dalszym ciągu patrząc mu w oczy. - Opowiedz mi - powiedziała nagle, by spłonąć rumieńcem, kiedy zorientowała się, jak głupio i bezsensownie musiało to zabrzmieć. - Mam na myśli... Też chciałabym wiedzieć coś o tobie - szepnęła w końcu, w głębokim zawstydzeniu spuszczając wzrok. Nie wierzyła, że powiedziała coś takiego. Ale ogarniała ją ogromna ciekawość. Także przecież znała Masciusa tylko z tej strony, jaką jej pokazywał. Nigdy nie pytała o jego przeszłość i sytuację rodzinną, z resztą matka nic jej na ten temat nie mówiła. Trochę krępowało ją, że są tak blisko, a wciąż tak daleko. Z powrotem podniosła spojrzenie, odnajdując nim jego. Liczyła, że także uda jej się coś z niego wyciągnąć. Nie chciała być jedyną, która się uzewnętrznia i w dodatku wychodzi na okropną beksę, która nie jest w stanie poradzić sobie z przeszłością, co nie do końca była prawdą, ale wiedziała, że musi sprawiać właśnie takie wrażenie.
|
Mistrz Gry NPC
Temat: Re: Pokój wspólny Czw 17 Mar 2016, 11:50 | |
| Sesja zakończona.
Mascius Malfoy, Morrigan Black [z tematu].
|
Mistrz Gry NPC
Temat: Re: Pokój wspólny Wto 29 Mar 2016, 12:00 | |
| @Ururu Marquez
Cały dzień zleciał ci bardzo szybko, niemal nie zwróciłeś uwagi na mijające godziny. Ocknąłeś się z zamyślenia już będąc w Pokoju Wspólnym i zdając sobie sprawę, że było bardzo późno. Jako, że w lochach ciężko o okna nie byłeś w stanie tego wywnioskować po zachodzącym słońcu, które widoczne jest dla domów mających swoje pomieszczenia na najwyższych piętrach zamku. Wszystkie zegary jednak mówiły jednoznacznie - zbliżała się godzina nocna, podczas której lepiej nie szwendać się po korytarzach. Kto wie, kto ma tego wieczoru dyżur? Najgorzej to chyba trafić na Bułhakowa! Inni Ślizgoni zaczęli zbierać się do snu, powoli opuszczając Pokój Wspólny i udając się do swoich dormitoriów.
|
Ururu Marquez Ścigający Srebrnych Wiwern, Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 13 cali, elastyczna, włos z głowy wili, sosnaOPANOWANE ZAKLĘCIA: Szkolne: Finite, Enervate, Cave Inimicum, Expelliarmus, Homenum Revelio, Protego, Diffindo, Verdimilious, Alohomora, Avifors, Mimble Wimble, Confunduf, Aquamenti || Łatwe: Trucido, Repleo, Multifors, Aranaea || Trudne: Aranaea Language, Verum de scriptisOPIS POSTACI: Ururu jest chłopcem przeciętnej budowy. Ani specjalnie chudy, ale pulchnym też go nie można nazwać. Mięśni również nie ma specjalnie zarysowanych... Po prostu taki średni. Wzrostu metr sześćdziesiat dziewięć i pół. Włoski całkiem grube, lecz szorstkie. Mają odcień... szarawy. Czy to farba? Czy tak kończy się niepotrzebny stres w zbyt młodym wieku? Obcięte niezbyt krótko, puszyste. Twarzyczka jego nieco okrąglutka, nie widać na niej typowo męskich kształtów. Taki sobie chłopczyna. Przenikliwe spojrzenie oczek w kolorze miodowo-bursztynowym, lekko zadarty nosek i... szeroki uśmiech, który nie znika prawie nigdy. Ubrany w pełny mundurek Ślizgona z idealnie zawiązanym krawatem. Nawet naukowiec musi być elegancki. Czasami nosi gogle na głowie, zazwyczaj zapomina, że je ma, dlatego na jego oczach występują stosunkowo rzadko... Temat: Re: Pokój wspólny Wto 29 Mar 2016, 18:23 | |
| Piękny dzień, inspirujące lekcje... czyli dzień jak codzień. Ururu siedział sobie gdzieś w kąciku przeglądając karty bardzo zajmującej książki o pająkach, którą znalazła dla niego Addyson. Przeczytał ją już całą, zanotował sobie najciekawsze informacje, lecz po raz kolejny przeglądał wspaniałe ilustracje i ruchome zdjęcia. Nieśpiesznie zachwycał się mniejszymi, bądź większymi odwłokami, wpatrywał się w mnogość ślepek i urocze szczękoczułki. Nie da się opisać ani wytłumaczyć jego fascynacji pajęczakami. Po prostu je uwielbiał. Jednak nagle coś go zaczęło drażnić. Tak jakby standardowy szum Pokoju Wspólnego ucichł. Przebiegł spojrzeniem po pomieszczeniu. Było tylko kilka osób, które i tak zdążały już do dormitorium. Ururu zastanowił się. Chyba nie był zmęczony. Więc tylko ubierze się w piżamkę i będzie kontynuował czytanie na łóżku. Właściwie to nie cierpiał tego, że musi mieszkać w lochach. Nie miał kompletnie wyczucia czasu, a brak okien wcale w tym nie pomagał. Zerknął na jakiś zegar, który gdzieś tam stał w tym przeklętym Pokoju Wspólnym. Oj, bardzo nieciekawie. Ale czytanie książki w towarzystwie chrapiących Ślizgonów nie było tym, o czym marzył. Szczególnie, że jednym z jego współlokatorów był pan prefekt Malfoy. Nie miał zamiaru się z nim widzieć. Nie teraz. Najlepiej nigdy. To była jedna z osób, za którymi Ururu osobiście nie przepadał. Szczególnie za jego włosami. Szarak był ostatnią osobą, która zwróciłaby uwagę na wygląd, ale włosy pana prefekta po prostu same wbijały się w oczy. Bo w końcu takie jasne. Ale w przeciwieństwie do innych malfoyowatych lub Fletchera, masciusowy fryz był drażniący i wyzywający. Nie chciał wiedzieć, czym on je smaruje. A smarował, bo przecież Ururu to widział. Ale czy miał wybór? Chyba nie. Istniała oczywiście szansa, że Mistrz J.Lo ma dyżur. Wtedy to by mogli zasiąść nawet na ruchomych schodach i zatracić się w namiętnej pogawędce o historii prowadzonej w jeszcze bardziej namiętnym języku, jaki jest hiszpański. Nawet niebezpieczeństwo ze strony wstrętnych schodów by mu nie przeszkadzało. Eh. Czas skończyć fantazje i ruszyć się do pokoju. Zabrawszy książeczkę smętnie ruszył do swojego pokoju. Cel: ubrać się w piżamkę.
|
Mistrz Gry NPC
Temat: Re: Pokój wspólny Czw 31 Mar 2016, 15:54 | |
| @Ururu Marquez
Już, już miałeś przekroczyć próg dormitorium, gdy nagle całe pomieszczenie wypełnił dźwięk natarczywego pukania do drzwi. O ile ścianę ukrywającą wejście do pokoju wspólnego można było nazwać drzwiami, a wprawiający kości w drganie łomot łączyły z uprzejmym pukaniem jakiekolwiek konotacje rodzinne. Ktokolwiek stał przed wejściem do pokoju Ślizgonów nie oszczędzał swojej ręki, albo też zaczął okładać ścianę lochu tym, czym miał pod ręką... Sam ten fakt był dość niepokojący. Poza uczniami przydzielonymi do Slytherinu mało kto wiedział gdzie znajduje się wejście do pokoju wspólnego wężowatych, a jedynym co wyróżniało ten konkretny punkt od reszty korytarza była nigdy niewysychająca plama wilgoci. Szanse na to, że ktoś po prostu wyładowywał swoją frustrację na Bogu ducha winnych murach i przypadkiem trafił w dokładnie to miejsce były niewielkie. Może jakiś zagubiony w życiu Ślizgon zapomniał hasła do pokoju i panikował przez zbliżającą się ciszę nocną? I dlaczego nikt inny nie zwrócił uwagi na huk odbijający się echem po salonie z tak perfekcyjną akustyką?
|
Ururu Marquez Ścigający Srebrnych Wiwern, Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 13 cali, elastyczna, włos z głowy wili, sosnaOPANOWANE ZAKLĘCIA: Szkolne: Finite, Enervate, Cave Inimicum, Expelliarmus, Homenum Revelio, Protego, Diffindo, Verdimilious, Alohomora, Avifors, Mimble Wimble, Confunduf, Aquamenti || Łatwe: Trucido, Repleo, Multifors, Aranaea || Trudne: Aranaea Language, Verum de scriptisOPIS POSTACI: Ururu jest chłopcem przeciętnej budowy. Ani specjalnie chudy, ale pulchnym też go nie można nazwać. Mięśni również nie ma specjalnie zarysowanych... Po prostu taki średni. Wzrostu metr sześćdziesiat dziewięć i pół. Włoski całkiem grube, lecz szorstkie. Mają odcień... szarawy. Czy to farba? Czy tak kończy się niepotrzebny stres w zbyt młodym wieku? Obcięte niezbyt krótko, puszyste. Twarzyczka jego nieco okrąglutka, nie widać na niej typowo męskich kształtów. Taki sobie chłopczyna. Przenikliwe spojrzenie oczek w kolorze miodowo-bursztynowym, lekko zadarty nosek i... szeroki uśmiech, który nie znika prawie nigdy. Ubrany w pełny mundurek Ślizgona z idealnie zawiązanym krawatem. Nawet naukowiec musi być elegancki. Czasami nosi gogle na głowie, zazwyczaj zapomina, że je ma, dlatego na jego oczach występują stosunkowo rzadko... Temat: Re: Pokój wspólny Czw 31 Mar 2016, 17:50 | |
| Ururu prawie dotarł do celu. Ale nie, nie było mu dane ukończyć tej misji. Zatrzymał się i westchnął, słysząc pukanie do drzwi. Znaczy do ściany. Czegokolwiek. Właściwie pierwszy raz słyszał, żeby ktoś pukał do pokoju Ślizgonów. Bo na co to. Do kogo tu pukać. Szczególnie o tej porze. Może Puchoni sobie robią jaja. Ururu nie wierzył, że poza Ślizgonami i nauczycielami nikt nie wie o położeniu wejścia do kwatery Slytherinu. Ale w takim razie pewnie hasło też znał. Przecież w lochach było echo. W ogóle co to za sposób, żeby chronić wejście samym hasłem, przecież to bez sensu. Kto ma wejść, to wejdzie. Chyba, że zapomniał hasło. No tak. To się może zdarzyć. Pewnie jakiś zbłąkany pierwszoroczniak. Ururu otworzy, nie będzie taki. W końcu wszyscy już śpią. A nawet jak słyszą, to pewnie ignorują. No halo, jakiemu Ślizgonowi by się chciało wyjść z ciepłej kołderki i sprawdzić kto ma ze sobą problemy? Chociaż, gdyby pukanie trwało dłużej, ktoś by wyszedł. I to może nawet pan prefekt. A wtedy zobaczyłby Ururu i już by było "Marquez, czemu jeszcze nie zobaczyłeś kto to!? Jutro pięć razy kijem po pupie." Chcąc uniknąć nieprzyjemności, chłopak bardzo szybkim krokiem ruszył do drzwi... Cóż. Właściwie to nawet dobry moment na użycie migania, którego się nauczył jakiś czas temu. Tak więc skupił się na przestrzeni przed "drzwiami", po czym pojawił się tam zostawiając za sobą czarne smugi. Wyszczerzył się automatycznie. Jak on to uwielbiał. Ale nie używał zbyt często, bał się bajeranckich rzeczy po pamiętnym przyłapaniu na użyciu samopiszącego pióra. Czemu wszyscy o tym pamiętali ciągle.
|
Mistrz Gry NPC
Temat: Re: Pokój wspólny Czw 31 Mar 2016, 20:25 | |
| @Ururu Marquez
Ale za drzwiami, poza kilkoma powoli rozpływającymi się wstęgami dymu, nikogo nie było. Huk czegoś dobijającego się o drzwi urwał się nagle, jakby igła gramofonu spadła z płyty w połowie odtwarzania utworu. Wszystko wskazywało na to, że dźwięk - zawstydzony przez bycie przyłapanym na gorącym, bezcielesnym uczynku - postanowił najzwyczajniej w świecie uciec. Dosłownie. Na samym końcu korytarza, w miejscu, mogłeś dostrzec coś ciemnego, znikającego za rogiem. Skraj szaty? Nie, gdyby to był biegnący uczeń na pewno usłyszałbyś echo jego kroków, ale niczego takiego nie było. Loch był wręcz dusząco, nienaturalnie cichy, aż... Kolejny huk przeciął gęste, chłodne powietrze jak nóż, ale tym razem nie był sam. Towarzyszył mu wysoki, zduszony pisk. Co się stało? Co było w niepokojąco pustych lochach poza tobą? Gdzieś w pokoju wspólnym zabił zegar. Od teraz oficjalnie nie mogłeś przebywać poza dormitorium, ale co jeśli ten pisk nie był wydany przez coś... a kogoś?
|
Temat: Re: Pokój wspólny | |
| |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |