|
Sala zaklęć i urokówIdź do strony : 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8 Hugo Todd Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 10 i 3/4 cala, średnio sztywna, rdzeń z kła widłowęża, drzewo hikoryOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Bąblogłowy, Protego, Riddiculus, Accio, Alohomora, Lumos, Sollicitus, Expulso, Levicorpus, Oblivate, NoxOPIS POSTACI: Przez pierwsze pięć lat swojego życia był małym księciem. Pupilkiem ojca, macochy, rozlicznych ciotek, babek i piątych wód po kisielu - siostrzenic ciotecznych brata od strony szwagra dziadka. Dopieszczany zarówno delikatnym dotykiem, jak i czułym słowem, słodkim ciastkiem, czy odległymi obietnicami. Pęczniał w swoim małym dostatku jak drożdżowy placek w ciepełku. Dostawał prezenty, ochuchiwany był ochami i achami, każdy jego ruch rączką, czy mielenie gryzaka zalążkami ząbków spotykało się z wielkim poruszeniem. Chociaż nieświadomie, powoli przyzwyczajał się do tego stanu i nie przewidywał, by cokolwiek miało się zmieniać. Wszak był rozkoszny, dziecięco pucołowaty, pocieszny i śliczniutki – w ogóle nie przypominał mężczyzny, którym powinien się stać po osiągnięciu pełnoletności. Szaro-błękitne oczęta odziedziczył po przodkach ze strony matki. Tak samo było z jasną, zdrową cerą i gęstymi złotymi loczkami cherubinka. Śmiało mógłby wtedy pozować Rafaelowi, czy Michałowi Aniołowi. Tak przynajmniej twierdziła lwia część rodziny. Powód specjalnego traktowania? Ojciec na jakiejś wycieczce w interesach skundlił się z ledwo co napotkaną przedstawicielką nieludzkiego rodu. Wszystko zdawało się być jeno krótkotrwałą, chociaż pełną namiętności i ogólnej wesołości przygodą, dopóki nie znalazł pod drzwiami rodzinnego domu kosza z noworodkiem. Trzeba dodać, że noworodkiem płci wybitnie męskiej, co mogło być powodem porzucenia przez matkę. Wile rzadko kiedy tolerują mężczyzn w swym gronie na dłużej. „Udomowione” przedstawicielki co prawda zakładają rodziny, jednak wszechobecne nienawiść i nieporozumienia na tle rasowym przeszkadzają im w pełnej integracji z ludzkim społeczeństwem. Hugo nie okazał się być córką, toteż nie był godzien pozostania przy matczynej piersi. Podepchnięty ojcu, wciśnięty w rodzinny obrazek Mary i Irvinga Toddów, spełniał swój obowiązek jako najmłodsza latorośl wciąż nie mogących się doczekać potomka, niemłodych już partnerów. Nie była to oczywiście łatwa zmiana. Pierw traktowany był ze zrozumiałą wrogością i niepewnością, aczkolwiek jego wielkie, niemowlęce oczka i raczej ciche usposobienie przydały mu akceptacji i powolnej, sukcesywnej asymilacji z każdym odłamem Toddów i pochodnych. Instynkt macierzyński Mary kwitł, chociaż nie ona go rodziła, prawie dumny z pracy swych lędźwi Irving nadał synowi drugie imię po sobie dla zacieśnienia więzi i pokazania, że się do niego przyznaje. Nie czuł się ojcem w pełnym wymiarze, jednak potomek reperował jego poczucie miejsca w społeczeństwie. Nie byli już ostatnimi z okolicy, którzy nie mogli budować podpory rodu na nowych gruntach. Do czasu. Pięć lat później Mary powiła małą, czarnowłosą Shiloh. Dziecko było tak brzydkie, jak tylko mógł być noworodek, jednak dla szczęśliwych rodziców było najpiękniejsze na świecie. Zatrwożony o swoją przyszłość w rodzinie Hugo poczuł się nagle zepchnięty na dalszy tor. Już nie dla niego były koronkowe poduchy podkładane pod pupę. Musiał sobie radzić sam, w końcu był „dużym chłopcem”. Czerwonawe, wiecznie napięte i rozwyte „coś” przesłaniało wszelkie jego dotychczasowe racje. Jadał posiłki, uczył się, przebywał w towarzystwie. Jednak już nie on i jego specyficzna uroda były tematem ochów i achów. Naprzemiennie defekująca i płacząca siostrzyczka tarmoszona była za policzki i całowana w czoło. W końcu była córką TEGO domu, a nie jeno przybłędą. Hugo został zepchnięty na drugi plan. Zmienił się, oczywiście… Z wiekiem gasł, a jego uroda traciła na mocy. Nie kusił jak matka, chociaż nawet jako kilkulatek wciąż mógłby reklamować producentów pasty do zębów dla sławnych i bogatych. Złote loki ciemniały, przechodząc w jasny, ciepły kasztan. Pucołowatość malała, przydając mu z każdym rokiem coraz bardziej chłopięcych rysów twarzy. Ubrany w kiecuszkę nie był już ‘śliczną dziewczynką’ tylko ‘biednym, ślicznym chłopcem, którego ktoś postanowił ośmieszyć’. Jedynie oczy ciągle pozostawały takie same – szaro-błękitne, relatywnie symetryczne, osadzone na tyle głęboko, by nie nadawać mu żabiej aparycji, a na tyle płytko, by nie kojarzyć się z upośledzeniem. Jeszcze kilka lat i śmiało mógłby zacząć mówić o siebie w kategorii ‘przystojnego’. Teraz powstrzymuje język. Nie mówi w towarzystwie tego co mu ślina na język przyniesie, pomny traumatycznych koszmarów wieku dziecięcego. Diagnoza była brutalnie prosta i nie dająca nadziei na odmianę – śmierć łóżeczkowa, nic nie można było zrobić. Jednak właśnie wtedy na światło dzienne wyciągnięte zostały małe brudy z przestrzeni całego roku. Nienawiść brata do siostry, jego grymaszenie na wspólne spędzanie czasu, bicie małej istotki po twarzy za które zbierał tęgie lanie… Wcześniej lekceważone „chcę, żeby sobie poszła”, „niech idzie do dziadka!” (który zmarł kilka miesięcy wcześniej na nieznaną, przykrą chorobę) nabrało nowej mocy. Tragedia rodzinna rozbuchała złe opary nagromadzone w każdym jej członku. Nawet dziś, wciąż młody, przystojny i, co najważniejsze, narcystyczny Hugo nie może się pozbierać po wieloletniej awanturze. On rozdrapywał rany stwierdzeniami, że przecież mogą kochać już tylko jego, za co zamykany był na wiele godzin we własnym pokoju. Nie rozumiał logiki kary – przecież powiedział prawdę i nie zrobił niczego złego. To, że jego uczucia różniły się od rodzicielskiej miłości do utraconego pacholęcia nie docierało do niego żadną drogą. Podjąwszy naukę w Hogwarcie był całkowicie ukontentowany. Oddalił się od ciężkiej atmosfery panującej w domu, a comiesięczne czeki zasilały jego konto. Mógł żyć spokojnie. Dorastać, mężnieć, zmieniać się. Nie wyglądał już jak mały aniołek – przeszkadzało mu w tym nabyte 186 cm wzrostu, niemiłosiernie wystające kości w okolicach bioder i zdecydowanie za długie palce. Zachował jednak posmak wilej krwi w sobie, toteż pomimo braku typowo kobiecego powabu i tak ma naturę podrywacza i odpowiednie ku temu predyspozycje wyglądowe. Całkowity brak rozbudowanej partii mięśniowej poza przepisowe, nadające mu wyprostowanej sylwetki, zakrywa dobrze skrojonymi szatami. Myje się codziennie i goli, by zachować świeżość. Uwydatniona grdyka na chudej szyi co prawda jest mu zadrą w palcu, jednak stara się tego nie eksponować. Wcale nie uważa tego za ‘męskie’. On sam nie jest przecież rozpoznawany przez kategorię owłosionego dryblasa u boku jakiejś powabnej panienki. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Czw 04 Lut 2016, 00:50 | |
| Po ostatnim nieudanym występie miał spore opory przed pojawieniem się na zajęciach, pamiętał jednak reprymendę swojej prefekt i kłopoty ze zbywaniem jej żartobliwymi komentarzami. Nie chciał kryć się przed nią po kątach przez kolejne miesiące, zwłaszcza, że Kaylin była wszędzie i nie było rzeczy, o której by nie wiedziała. Na gacie Morgany, pewien był, że będąc po drugiej stronie zamku i tak życzyła mu zdrowia, gdy kichnął. Jeżeli to kobieca intuicja – zazdrościł. Jak grzeczne, zrugane kocie pojawił się z podkulonym ogonem i oklapłym zapałem do zwracania na siebie uwagi. Minął próg dzierżąc różdżkę w mocnym, chciwym uścisku. Szorstkość drewnianego patyka działała na niego kojąco w chwilach, gdy nie mógł bawić się fiolkami z niezidentyfikowaną zawartością. Wygładził szkolną szatę i poprawił druciaki na nosie, rozglądając się za wolnym i zachęcającym miejscem do zajęcia. Z pewnością z dala od Wittermore – wystarczała mu jej groźna obecność i zerkanie zza kolejnych tomików profesorskiej buły. Pewien, że i tak usłyszy jakiś komentarz odnośnie absencji, prowadzenia się i zawodu rodzinnego na pięć pokoleń wstecz. Ujrzał jednak w tym wszystkim promieniejącą Yvonkę, dlatego potoczył zad w jej kierunku i osiadł, nie obok, a w sąsiedniej ławce, nad nią. Pochylił się i zmierzwił rudą grzywę, nie witając się jednak słownie. Gest powinien starczyć.
|
Morrigan Black Kapitan i szukający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Akacja, pióro z ogona feniksa, 14 i 3/4 cala, niezwykle giętka. Ciemna i cienka, szorstka, matowa, absolutnie nieelegancka - lekko zakrzywiona, surowa. Jedynymi zdobieniami są żłobione w niej runy i znaki oraz duży szafir umieszczony w jej nasadzie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Verdimilous, Protego, Riddiculus, Petrificus Totalus, Avifors, Reparifarge, Accio, Alohomora, Finite, Wingardium Leviosa, Slugus Eructo, Jęzlep, Oculus Lepus, Obscura, BaubillousOPIS POSTACI: Nieskazitelna perfekcja. Tak w dwóch słowach mogłaby opisać Morrigan osoba widząca ją po raz pierwszy. Perfekcyjne włosy, perfekcyjne ciało, perfekcyjny uśmiech, perfekcyjne ubranie i perfekcyjne stopnie. Obiektywnie patrząc - niczego jej nie brakuje, skromnie mówiąc. Choć może jest zbyt niska, bo mierzy ledwie sto sześdziesiąt centymetrów, fakt ten znika tłumiony przez szereg jej innych zalet. W prezencie od matki natury dostała wszak cudowną figurę, o którą nic a nic nie musi dbać. Może poszczycić się łabędzią szyją, wąskimi ramionami i klatką piersiową, biustem jędrnym, niezbyt dużym, ale i nie takim, który można by było nazwać małym; wąską talią, płaskim brzuchem, szerokimi biodrami, okrągłymi, pełnymi pośladkami, długimi, zgrabnymi nogami, kobiecymi dłońmi z delikatnymi, smukłymi palcami zakończonymi zadbanymi paznokciami. Jest też śmigła i gibka. Jej porcelanowej cery zazdrości niejedna dziewczyna. Tylko nieliczni przyglądają się na tyle, by dostrzec rysujące się wyraźnie pod jej bladą skórą żyły - na ramionach, klatce piersiowej, udach i nadgarstkach. Większość jest zbyt zajęta podziwianiem jej twarzy, która niezaprzeczalnie należy do urodziwych. Cera bez skazy, wysokie czoło, prosty, wąski nos z małym końcem, szczupłe policzki łatwo oblewające się rumieńcem, pełne, delikatne i wydatne, malinowe usta rozciągnięte w tajemniczym, zadziornym uśmieszku, zdolne nie tylko do ułożenia się w tysiące różnych grymasów i charakterne, ostre brwi - komponujące się w jedną, harmoniczną całość. Punktami najbardziej przykuwającymi wzrok są zaś niewątpliwie jej oczy, otoczone gęstym wieńcem długich rzęs, rzucających na jej kości policzkowe wierzbowe cienie, nadające jej twarzy subtelnego powabu. Duże, o migdałowym kształcie, z zewnętrznymi kącikami uniesionymi do góry, czystych, chłodnych błękitnych tęczówkach. Rzucające twarde, przeszywające spojrzenia. Mówi się, że oczy są obrazem duszy - i w jej oczach można dostrzec wszystko; trzeba się tylko przyjrzeć. A mało kto to robi, będąc wystarczająco urzeczonym powierzchownym wrażeniem. Jej cudną twarz okalają białosrebrzyste pukle zdrowych, lśniących włosów, sięgających dziewczynie niemal do krzyża. Falują delikatnie w rytm jej lekkich, miękkich, kocich kroków pełnych niewypowiedzianej gracji. Zawsze wyprostowane plecy i dumnie uniesiony podbródek oraz wypięta pierś nadają jej postawie elegancji i arystokratycznej wyższości. Wrażenie to potęguje jej mocny, zdecydowany, głęboki głos chłodnej barwy i czysty, dźwięczny śmiech, który równie doskonale wyraża radość co mściwą satysfakcję. Z całej jej postawy bije niezwykła, eteryczna aura, którą z pewnością może zawdzięczać krwi wili płynącej w jej żyłach. Wiele by dała, by nie roztaczać wokół siebie takiego wrażenia, które nie jest burzone przez nawet największe potknięcie. Niezdarność u niej odbierana jest jako "urocza", aniżeli "zawstydzająca" i "niepoważna". Zawsze unosi się za nią krystaliczny, mocny, ostry zapach konwalii. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Czw 04 Lut 2016, 10:45 | |
| Morrigan w spokoju, ale dalej znacznie radośniejszym niż zwykle wzrokiem obserwowała uczniów powoli zbierających się w sali. Zaraz po niej zjawiła się Anastasia, która siadając narobiła więcej zamieszania niż ktokolwiek inny by mógł. Po chwili jednak jasnowłosa przekonała się, że się myliła, bo następny w klasie zaklęć i uroków zjawił się Puchon, Theodore, przyjaciel Fitzgerald i, jeszcze do całkiem niedawna, ulubiony kozioł ofiarny jej dobrego kolegi, Malfoya, który również nie zachował się najciszej, kładąc na ławkę opasłą księgę, z odgłosem przypominającym bardziej małą eksplozję, niż porządkowanie podręczników i swojego miejsca pracy. Mimo że takie hałasy niezwykle działały jej na nerwy, nie zmąciło to wesołości Black, ani trochę. Była zbyt ogarnięta żądzą wiedzy i swoim dobrym nastrojem, by pozwolić czemuś takiemu wyprowadzić się z równowagi. Po prostu wyjęła swój wyświechtany dziennik i zaczęła coś w nim szkicować. Tak się akurat złożyło, że miała dobry widok na bezsprzecznie przyjemny dla oka profil Yvon, więc bezwiednie to jego obrała za obiekt szkicu. Gdy w drzwiach zjawiła się jej młodsza koleżanka z dormitorium, Lena, Morrigan skinęła jej głową na powitanie z jasnym, tajemniczym półuśmiechem, który niewątpliwie był jej cechą charakterystyczną. I wtedy tez konwersacja w Gryfońsko - Puchońskim towarzystwie, której mimowolnie przysłuchiwała się jednym uchem, zaczęła nabierać pikanterii, toteż dziewczyna postanowiła poświęcić jej więcej uwagi. Mogła być dumna i wyniosła, ale jak każdy lubiła plotki i tego typu rozmowy. Po prostu nie miała ich z kim prowadzić. Davin też była odludkiem i raczej nie interesowały ją takie rzeczy, a Malfoy czasem zachowywał się wręcz jak jakiś cholerny pan prezes - a wiadomo, z takim to raczej nie pogada się o tego typu pierdołach, nieistotnych, a jednak tak interesujących. Walentynki. Black mimowolnie westchnęła bezgłośnie. Liściki miłosne nie były dla niej czymś na porządku dziennym. Intensywne spojrzenia z nutką fascynacji - tak; bezpośrednia konfrontacja - nie. Dlaczego czternasty lutego był takim wielkim świętem? Nie rozumiała tej ekscytacji tymże dniem. Albo przynajmniej tak twierdziła. Prawda była taka, że zazdrościła innym, którzy czekali właśnie na połowę lutego, by wyznać swoje uczucia, albo celebrować święto zakochanych z drugą połówką. Dla niej to był po prostu dzień po jej urodzinach. I dzień, którego szczerze nienawidziła. Z jednej strony uważała, że to piękne - zakochać się. Z drugiej - miała ochotę wymordować wszystkie pary afiszujące się ze swoimi uczuciami, właśnie w ich święto. W międzyczasie padło pytanie do całej grupy, toteż Ślizgonka w milczeniu, podniósłszy wzrok znad swojego notatnika, pokręciła przecząco głową. Chciała wspomnieć, że Marscius uczęszcza na wspomniane koło, ale pytanie brzmiało "czy ktoś z was", więc nie zrobiła tego. Z resztą Anastasia na pewno o tym wiedziała. Wtem stało się coś zupełnie niespodziewanego. Coś, czego Morrigan jeszcze nigdy nie była świadkiem. Kaylin wybuchnęła i wreszcie powiedziała coś sensownego, twardego i nawet względnie odważnego, śmiałego, zamiast siedzieć cicho jak mysz pod miotłą i w myślach złorzeczyć na Hennessy. Black nie mogła powstrzymać się przed uniesieniem brwi, ale po chwili, kiedy otrząsnęła się z zadziwienia, ściągnęła je i uśmiechnęła się z wyraźnym rozbawieniem. Chciała jeszcze zagwizdać, albo wymruczeć znaczące "uuuuuu...", ale uznała, że to bez klasy i porzuciła ten pomysł. Zamiast tego przeniosła spojrzenie na Yvon oraz jej towarzyszących, by nie przegapić widoku jej miny, a potem kontrataku, który była prawie pewna, że nadejdzie. ...Swoją drogą trochę zaciekawiło ją, że ruda w swoim gnębieniu kujonowatej Krukonki posunęła się aż do przemocy fizycznej. Wejście kolejnego ucznia do sali nieco poirytowało jasnowłosą, gdyż obawiała się, że zniszczy napiętą, ale niewątpliwie interesującą atmosferkę, jednak szczęśliwie tym razem nie było tak gwałtowne jak ostatnio, na starożytnych runach. Morrigan oczekiwała na rozwój wydarzeń, przenosząc pozornie tylko niezainteresowane spojrzenia z jednej strony konfliktu na drugą.
|
Yvon Mavourneen Hennessy Pałkarz Złotych Chimer, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Prezentuje się przyzwoicie. Chociaż mierzy sobie zaledwie dwanaście cali, a z natury jest bardzo giętka, więc co za tym idzie trudna do złamania, przy niektórych zaklęciach zachowuje się nieprzyjemnie głośno. W rdzeniu umieszczony został szpon hipogryfa, całość zaś została wykonana z drewna derenia przyczyniającego się do wydawania rozpraszających świstów. OPANOWANE ZAKLĘCIA: Incarcerous, Drętwota, Relashio, Riddiculus, Bąblogłowy, Jęzlep, Salvio Hexia, Antivenenum, Linia Wieku, Protego Horribilis, Sardinus Eructo, Trantallegra, Herbivicus, Waddiwasi, Nox, Deprimo, Locomotor, Mobiliarbus, Glisseo, Bonum Ignis, Obliviate, Lapifors, Oculus Lepus.OPIS POSTACI: Siedemnastoletnie dziewczę, mierzące sobie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu o budowie wdzięcznej. Rozumiejąc przez to uwydatniony, średni ale krągły biust oraz wyraźnie zaznaczone biodra z naturalnym wcięciem w okolicy talii. Włosy, w kolorze miedzi sięgają mniej więcej do połowy pleców. Naturalnie są nieco pofalowane. Dłonie z wyraźnie zaznaczonymi kostkami, wąskimi nadgarstkami, spiłowanymi na migdałowaty kształt paznokciami. Skóra jest koloru jasnego. Wyróżnia się przede wszystkim piegami, które przybierając różne kształty, oraz odcienie koloru brązowo-pomarańczowego znajdują się w ilości nadprogramowej wszędzie. Pomiędzy jedynkami można spostrzec charakterystyczną, niedużą przerwę. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Czw 04 Lut 2016, 13:09 | |
| Zmierzwienie włosów nie należało do najprzyjemniejszych, toteż kiedy Krukon pokusił się na ten, a nie inny gest dziewczyna tylko zamarudziła pod nosem coś o tym, że w towarzystwie wspomnianego nigdy nie mogłaby przyjść z ułożoną fryzurą. Palcami misternie poprawiając włosy, zerkała obrócona w kierunku podstępnego, spóźniającego się diabelstwa właśnie na wspomnianego. Wtem, kiedy w końcu odezwała się nieproszona Wittermore zyskująca aprobatę równie nielubianej przez Hennessy Black, ta z początku zawiesiła na niej poirytowane spojrzenie.Naprawdę nie mogła już znieść tego, że ta z każdym dniem zachowywała się tak, jakoby sam Bułhakow nadstawił przed nią tyłka – jakoby cały świat miała u swoich stóp. Przygryzła wnętrze własnego policzka. W końcu nie powstrzymała się przed tym, aby sięgnąć po własną różdżkę, zwinnym ruchem wykonując muśnięcia w powietrzu. - Jęzlep. - To właśnie to zaklęcie uciekło spomiędzy ust wyraźnie podenerwowanej rudowłosej. Ku zdziwieniu, udało się je wykonać poprawnie już za pierwszym podejściem. Czasami miała ochotę pozbyć się dziewczyny raz, a dobrze. A później trafić do Azkabanu przerywając naukę. Chociaż więzienne mury nie sprawiały wrażenia przyjaznych, na pewno nie żałowałaby, gdyby znalazła się pomiędzy nimi właśnie z powodu uśmiercenia lub stałego okaleczenia panoszącego się na zajęciach krwawiącego po zwykłym ugryzieniu anemika, tego niereformowalnego podlotka który nie powinien odzywać się nie pytany. Widać było, że gardziła jej istnieniem tak, jak niczym innym na calutkim świecie. I miała ku temu powody. - Uwierz, że pewnego dnia ktoś Ci język odetnie za paplanie o tym, o czym paplać się nie powinno. Chyba Ci życie nie miłe, Ty mały, brzydki wypłoszu. - Zmrużyła nieprzyjaźnie oczy, zaraz obracając się plecami do niedoszłej rozmówczyni, aby nie utrzymywać z nią większego kontaktu. Miała wielką ochotę na to, aby wylać na jej twarz całą zawartość kałamarza – wprost w oczy, aby cholera, nieokiełznana oślepła – i niechaj żadne czary nie przywrócą jej wzroku, niech na zawsze zostanie upośledzoną czarownicą niemogącą przeczytać już ani jednej książki. Fuknęła, starając się znaleźć w sobie odrobinę spokoju, co było zadaniem dość trudnym, bo kiedy naprawdę się podenerwowała, a łatwo było wyprowadzić ją z równowagi tak z opanowaniem się był już większy problem. Odetchnęła, raz drugi, trzeci, a nawet piętnasty.
Ostatnio zmieniony przez Yvon Hennessy dnia Czw 04 Lut 2016, 13:16, w całości zmieniany 1 raz
|
Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Czw 04 Lut 2016, 13:09 | |
| The member 'Yvon Hennessy' has done the following action : Rzut kością
'KOŚĆ K20' : 17
|
Niosący Naukę NPC
Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Czw 04 Lut 2016, 19:00 | |
| Spóźniony nauczyciel zaklęć wbiegł wręcz do sali, poprawiając niedbale uwiązany krawat. Jego stan wyraźnie wskazywał na to, że dzisiejszego dnia najzwyczajniej w świecie zaspał, ale nie było to przecież w przypadku niecieszącego się szczególnie dobrą opinią profesora posiadającego wśród uczniów pseudonim Sherry, od... no cóż, nieprzyjemnego zapachu alkoholu. Nie można było odmówić mu umiejętności, z dyscypliną w miejscu pracy było gorzej. Przełożeni od dłuższego czasu przymykali na to oko, ale wszyscy czuli, że taki stan rzeczy nie utrzyma się długo. - Witam wszystkich, przepraszam mocno za to wszystko... ah, tyle mi się dzisiaj przytrafiło! Nie czasu, czas goni! Dzisiaj będziemy przerabiać zaklęcie VERDIMILIOUS. Czy ktoś z zebranych w klasie wie coś na jego temat?
|
Hugo Todd Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 10 i 3/4 cala, średnio sztywna, rdzeń z kła widłowęża, drzewo hikoryOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Bąblogłowy, Protego, Riddiculus, Accio, Alohomora, Lumos, Sollicitus, Expulso, Levicorpus, Oblivate, NoxOPIS POSTACI: Przez pierwsze pięć lat swojego życia był małym księciem. Pupilkiem ojca, macochy, rozlicznych ciotek, babek i piątych wód po kisielu - siostrzenic ciotecznych brata od strony szwagra dziadka. Dopieszczany zarówno delikatnym dotykiem, jak i czułym słowem, słodkim ciastkiem, czy odległymi obietnicami. Pęczniał w swoim małym dostatku jak drożdżowy placek w ciepełku. Dostawał prezenty, ochuchiwany był ochami i achami, każdy jego ruch rączką, czy mielenie gryzaka zalążkami ząbków spotykało się z wielkim poruszeniem. Chociaż nieświadomie, powoli przyzwyczajał się do tego stanu i nie przewidywał, by cokolwiek miało się zmieniać. Wszak był rozkoszny, dziecięco pucołowaty, pocieszny i śliczniutki – w ogóle nie przypominał mężczyzny, którym powinien się stać po osiągnięciu pełnoletności. Szaro-błękitne oczęta odziedziczył po przodkach ze strony matki. Tak samo było z jasną, zdrową cerą i gęstymi złotymi loczkami cherubinka. Śmiało mógłby wtedy pozować Rafaelowi, czy Michałowi Aniołowi. Tak przynajmniej twierdziła lwia część rodziny. Powód specjalnego traktowania? Ojciec na jakiejś wycieczce w interesach skundlił się z ledwo co napotkaną przedstawicielką nieludzkiego rodu. Wszystko zdawało się być jeno krótkotrwałą, chociaż pełną namiętności i ogólnej wesołości przygodą, dopóki nie znalazł pod drzwiami rodzinnego domu kosza z noworodkiem. Trzeba dodać, że noworodkiem płci wybitnie męskiej, co mogło być powodem porzucenia przez matkę. Wile rzadko kiedy tolerują mężczyzn w swym gronie na dłużej. „Udomowione” przedstawicielki co prawda zakładają rodziny, jednak wszechobecne nienawiść i nieporozumienia na tle rasowym przeszkadzają im w pełnej integracji z ludzkim społeczeństwem. Hugo nie okazał się być córką, toteż nie był godzien pozostania przy matczynej piersi. Podepchnięty ojcu, wciśnięty w rodzinny obrazek Mary i Irvinga Toddów, spełniał swój obowiązek jako najmłodsza latorośl wciąż nie mogących się doczekać potomka, niemłodych już partnerów. Nie była to oczywiście łatwa zmiana. Pierw traktowany był ze zrozumiałą wrogością i niepewnością, aczkolwiek jego wielkie, niemowlęce oczka i raczej ciche usposobienie przydały mu akceptacji i powolnej, sukcesywnej asymilacji z każdym odłamem Toddów i pochodnych. Instynkt macierzyński Mary kwitł, chociaż nie ona go rodziła, prawie dumny z pracy swych lędźwi Irving nadał synowi drugie imię po sobie dla zacieśnienia więzi i pokazania, że się do niego przyznaje. Nie czuł się ojcem w pełnym wymiarze, jednak potomek reperował jego poczucie miejsca w społeczeństwie. Nie byli już ostatnimi z okolicy, którzy nie mogli budować podpory rodu na nowych gruntach. Do czasu. Pięć lat później Mary powiła małą, czarnowłosą Shiloh. Dziecko było tak brzydkie, jak tylko mógł być noworodek, jednak dla szczęśliwych rodziców było najpiękniejsze na świecie. Zatrwożony o swoją przyszłość w rodzinie Hugo poczuł się nagle zepchnięty na dalszy tor. Już nie dla niego były koronkowe poduchy podkładane pod pupę. Musiał sobie radzić sam, w końcu był „dużym chłopcem”. Czerwonawe, wiecznie napięte i rozwyte „coś” przesłaniało wszelkie jego dotychczasowe racje. Jadał posiłki, uczył się, przebywał w towarzystwie. Jednak już nie on i jego specyficzna uroda były tematem ochów i achów. Naprzemiennie defekująca i płacząca siostrzyczka tarmoszona była za policzki i całowana w czoło. W końcu była córką TEGO domu, a nie jeno przybłędą. Hugo został zepchnięty na drugi plan. Zmienił się, oczywiście… Z wiekiem gasł, a jego uroda traciła na mocy. Nie kusił jak matka, chociaż nawet jako kilkulatek wciąż mógłby reklamować producentów pasty do zębów dla sławnych i bogatych. Złote loki ciemniały, przechodząc w jasny, ciepły kasztan. Pucołowatość malała, przydając mu z każdym rokiem coraz bardziej chłopięcych rysów twarzy. Ubrany w kiecuszkę nie był już ‘śliczną dziewczynką’ tylko ‘biednym, ślicznym chłopcem, którego ktoś postanowił ośmieszyć’. Jedynie oczy ciągle pozostawały takie same – szaro-błękitne, relatywnie symetryczne, osadzone na tyle głęboko, by nie nadawać mu żabiej aparycji, a na tyle płytko, by nie kojarzyć się z upośledzeniem. Jeszcze kilka lat i śmiało mógłby zacząć mówić o siebie w kategorii ‘przystojnego’. Teraz powstrzymuje język. Nie mówi w towarzystwie tego co mu ślina na język przyniesie, pomny traumatycznych koszmarów wieku dziecięcego. Diagnoza była brutalnie prosta i nie dająca nadziei na odmianę – śmierć łóżeczkowa, nic nie można było zrobić. Jednak właśnie wtedy na światło dzienne wyciągnięte zostały małe brudy z przestrzeni całego roku. Nienawiść brata do siostry, jego grymaszenie na wspólne spędzanie czasu, bicie małej istotki po twarzy za które zbierał tęgie lanie… Wcześniej lekceważone „chcę, żeby sobie poszła”, „niech idzie do dziadka!” (który zmarł kilka miesięcy wcześniej na nieznaną, przykrą chorobę) nabrało nowej mocy. Tragedia rodzinna rozbuchała złe opary nagromadzone w każdym jej członku. Nawet dziś, wciąż młody, przystojny i, co najważniejsze, narcystyczny Hugo nie może się pozbierać po wieloletniej awanturze. On rozdrapywał rany stwierdzeniami, że przecież mogą kochać już tylko jego, za co zamykany był na wiele godzin we własnym pokoju. Nie rozumiał logiki kary – przecież powiedział prawdę i nie zrobił niczego złego. To, że jego uczucia różniły się od rodzicielskiej miłości do utraconego pacholęcia nie docierało do niego żadną drogą. Podjąwszy naukę w Hogwarcie był całkowicie ukontentowany. Oddalił się od ciężkiej atmosfery panującej w domu, a comiesięczne czeki zasilały jego konto. Mógł żyć spokojnie. Dorastać, mężnieć, zmieniać się. Nie wyglądał już jak mały aniołek – przeszkadzało mu w tym nabyte 186 cm wzrostu, niemiłosiernie wystające kości w okolicach bioder i zdecydowanie za długie palce. Zachował jednak posmak wilej krwi w sobie, toteż pomimo braku typowo kobiecego powabu i tak ma naturę podrywacza i odpowiednie ku temu predyspozycje wyglądowe. Całkowity brak rozbudowanej partii mięśniowej poza przepisowe, nadające mu wyprostowanej sylwetki, zakrywa dobrze skrojonymi szatami. Myje się codziennie i goli, by zachować świeżość. Uwydatniona grdyka na chudej szyi co prawda jest mu zadrą w palcu, jednak stara się tego nie eksponować. Wcale nie uważa tego za ‘męskie’. On sam nie jest przecież rozpoznawany przez kategorię owłosionego dryblasa u boku jakiejś powabnej panienki. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Czw 04 Lut 2016, 23:53 | |
| Oho, działo się. Mała lwica pokazywała swój pazur i niekoniecznie poprawnie politycznie dawała upust całej swej złej agresji. Cholera, dorobiła się młodych do pilnowania jak nikt nie patrzył, czy co? Hugo wbił zaskoczone spojrzenie w jej bok, gwizdając z podziwu nad jej wielkimi, męskimi jajami. Niewielu uczniów których znał mogło się pochwalić takimi osiągami, nie wliczając w to tych, którzy pozamieniali mózgi z dupą na miejsca i długo nie zagrzali miejsca w szkolnej ławie. Podejrzewał, że mała Yvon ma temperament, ba, nie raz nie dwa był świadkiem tego jak pręży się, syczy i napina, kłócąc się… Przeważnie z Wittermore właśnie. Cóż za niezwykły zwrot wydarzeń – pozbawić (już nie) wzorową uczennicę tego, co w chwili obecnej uważała, prócz inteligencji, za swój największy atut. Było nie było, empatia Todda mieściła się w małej sakiewce na drobne – nie widział więc w pierwszej chwili siebie w roli oburzonego rycerza, który nadstawi za Kaylin karku. Łączyło się to z sutym opierniczem za utratę punktów i świadomością tego, jaką jędzą krukonka być potrafi. Szanował ją i lubił, jednak chyba ostatnio nie na tyle, by burzyć się jak starszy braciszek. Zdobył się zatem na ciche, dławione ręką i niekontrolowane parsknięcie śmiechem. Ach te kobiety i ich niesnaski! Zaraz jednak wstał, pokiwał Yvon paluszkiem przed nosem i z cmokającym ‘nu nu nu’ zabrał różdżkę, chowając ją pod szatę w kieszeni spodni. Fajnie się dziewczyna bawiła, jednak póki był w pobliżu, wolał nie oberwać rykoszetem rozgorzałej, wiedźmiej walki na słowa i zaklęcia. No i, pomimo wszystko, chciał chociaż w minimalnym stopniu podlizać się prefektce własnego domu, by odpuściła mu co nieco kary za bycie sobą. Bądź co bądź nie był takim złym chłopcem jakim go widziała, a fakt, iż robił to interesownie wcale o niczym nie świadczył. Przemocą usadził rudowłosą na miejscu i siadł, rzucając Kaylin spojrzenia sugerujące iż może się o nią martwić, ale nie chce narażać. Dzięki wspaniałości swojej rasy już wcześniej wyczuł, że zawiany profesor tropi węża zmierzając w kierunku klasy. Nie, żeby od razu był pijany, jednak wyuczony nawyk efektywnego obijania się o zamkowe ściany po kilku głębszych był najwidoczniej zbyt mocno zakorzeniony w jego mózgu, by na trzeźwo go nie praktykować. Todd odchrząknął i na migi nakazał Yvon zwarcie ślicznych usteczek. Nie, nie odda jej różdżki i nie, nie poczuwa się do rozpatrywania tego w kategorii kradzieży. Póki nie przejdą do praktycznej części zajęć, bądź póki nauczyciel nie wyprowadzi zwaśnionych panienek, patyk będzie w posiadaniu jego spodni. Ot, taka kara. Z „uwagą” wysłuchał miłego głosu mężczyzny i tym razem trzymał uniesioną rękę aż do momentu, w którym został wywołany. W pamięci wciąż miał Bułkowskiego i jego zwycięski uśmiech pod grzybowatym nosem. - Verdimilious, panie profesorze, jest syntezą łacińskiej zieleni i francuskiego tysiąca. Polega na kumulowaniu w różdżce mocy i uwalnianiu jej w postaci zielonego światła roztrzaskiwanego na iskry. Ma dwojakie zastosowanie – zaintonowane szybko w kierunku określonego celu strzela iskrami i rani, co czyni go przydatnym w pojedynkach. Z drugiej strony, zaintonowane powoli, z rozmysłem, przy jednoczesnym okrężnym ruchu ręki dzierżącej różdżkę wyzwala snop iskier rozświetlających niewielkie pomieszczenia w sposób o tyle efektywny, iż potrafi ujawnić swoją kumulacją obiekty potraktowane czarnomagicznym kamuflażem. – Wydął wargi, z rozmysłem zerkając w kierunku oniemiałej (z wrażenia, hehe) Kaylin, zupełnie jakby szukał w niej aprobaty. Zaraz jednak pozwolił sobie na wtrącenie: - Jedna z uczennic niestety wykazuje pewien rodzaj niedyspozycji mocno utrudniającej jej udział w zajęciach. Pan, profesorze, jako ekspert od zaklęć zapewne potrafi zaradzić przykremu problemowi Kaylin Wittermore, nieprawdaż? Na jego twarz zakradł się lizusowaty uśmiech, kiedy sadowił się wygodnie w ławce wplatając słonie na grubym, drewnianym pulpicie. Morgano, chwal jego wcześniejszy popęd do wiedzy teoretycznej. Nigdy nie używał tego zaklęcia, jednak nie o to był proszony. Błyszczenie wiedzą teoretyczną nie należało do najtrudniejszych, chociaż i tak oczekiwał poklepania po główce i ciasteczka za dobre sprawowanie… Albo utraconych punktów.
|
Anastasia Fitzgerald Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Matowa i skromna, nie wyróżnia się na tle innych. Brak zdobień. Rdzeń z rogu jednorożca, drewno jabłoni, sztywna, 12 cali długości. Nic specjalnego.OPANOWANE ZAKLĘCIA: BĄBLOGŁOWY, EXPELLIARMUS, RIDDICULUS, PROTEGO, CONJUNCTIVITIS, DIFFINDO, ACCIO, WINGARDIUM LEVIOSA, VERDIMILIOUS, SICCUM, EBUBLIO, LEVICORPUS, OCULUS LEPUS, UTEVO LUX, SOMNOOPIS POSTACI: Średni wzrost, lekko podkrążone oczy od nadmiernego przesiadywania z książką po nocach. Właścicielka szczupłej, wątłej twarzy, którą okalają długie włosy o kolorze miodu akacjowego. Młoda Panienka Fitzgerald posiada kobiecą budowę ciała i długie włosy, ale na tym kończą się atrybuty kobiecości, którymi może się pochwalić. Skromny i konserwatywny ubiór, kłócący się poniekąd z jej pochodzeniem, przełamuje niekiedy mocniejszym makijażem i frywolnymi kapeluszami, nie mającymi jednak nic wspólnego z modą mugolską. Często próbuje zakryć całkowicie swoje ciało poprzez noszenie wyłącznie czarnych, workowatych szat. Preferuje stonowane kolory, a te pstrokate i przyciągające uwagę omija szerokim łukiem. Bardzo rzadko nosi dodatki i biżuterię, za wyjątkiem skromnego,złotego łańcuszka, z którym się nigdy nie rozstaje. Zazwyczaj wyprostowana lecz w jej kroku na próżno szukać gracji. Wiecznie zachmurzony wyraz twarzy, nieobecne spojrzenie. Czy to tylko zadumanie i wyłączenie się z realnego świata, a może to autentyczna, mroczna energia kryjąca się w jej pokrętnym umyśle i dziwnych fascynacjach? Tego nikt nie jest pewien,nawet ona sama. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Pią 05 Lut 2016, 01:18 | |
| - Aż trzy? Ho-ho, przebijasz mnie w tamtym roku - zagrała tym samym dowcipem, bo co, miała płakać, że walentynki tamtego roku, jak i zresztą każdej zimy, spędziła samotnie, lub w gronie równie smętnych koleżanek? Zresztą, to było bez znaczenia. Powinna uchodzić za niezależną i wyemancypowaną Pannę, a nie za kogoś ocierającego łzy z powodu doskwierającej samotności - Nie, jeszcze nikomu nie zapłaciłam za pójście ze mną na randkę. Ciągle szukam kogoś taniego. Zgrywała się, bo cóż było lepszego od stawienia czoła gorzkiej rzeczywistości? Jeśli ktokolwiek myślał, że Panna Fitzgerald miała powodzenie wśród mężczyzn, to się mocno mylił. Spotykała się z rzucanymi ukradkiem męskimi spojrzeniami, acz podejrzewała, że nie miały one nic wspólnego z oceną jej aparycji, a i po co się zajmować podobnymi błahostkami. Świat w potrzebie, dzieci głodują. To są prawdziwe problemy. Dziewczyna tym razem wyraźnie odnotowała przybycie kolejnego ucznia. Krukon Hugo Todd. Cóż to za ulga, że zaczął kręcić się koło Yvon na tyle często, by młodsza Gryfonka mogła przyzwyczaić się do jego facjaty i tym samym opanować swoje nieprzyzwoicie kosmate myśli. Ucięła, po niebezpiecznie przeciągającej się chwili, niekontrolowanie intensywne spojrzenie, by powrócić do przerwanej konwersacji. O czym to ona mówiła? Ach. Zapytała o kółko, jak miło, że totalnie podano jej na tacy to, czego chciała się dowiedzieć. Nic tylko dziękować. - Jeju, jakie wy jesteście monotematyczne - skomentowała rzucając im karcące spojrzenia – zapytałam o kółko, bo chciałam się dowiedzieć kto na nie chodzi. A nie żebyście sobie skakały do gardeł. Wywróciła teatralnie oczyma i z dezaprobatą wyszukała mimowolnie Morrigan, która wydawała się być rozbawiona całą sytuacją. Yv nigdy nie usłyszy od niej gromkich owacji na stojąco za podobne wyczyny. Powinna była wstać, złapać Gryfonkę za ucho i zaciągnąć w stronę Kaylin, którą to wolną rączką złapałaby za drugie uszko. Albo włosy. Wyprowadziłaby za drzwi, żeby się ładnie przeprosiły i pocałowały w policzek na znak pojednania. Cholera. Chyba w jej snach. Na szczęście wszystkim zajął się obecny na sali lekarz od podobnych przypadków, czyli Hugo Todd. Panienka Hennessy naprawdę ugryzła Kaylin? Na Merlina, nie sądziła, że ma w sobie aż tyle niepohamowanej, wampirzej żądzy krwi. Zaplanowała przeprowadzenie poważnej rozmowy na ten temat, w ich relacji dochodziło do rękoczynów, a to już było poważnym przewinieniem w oczach aspirującej na przyszłą zbawicielkę świata. Spodziewała się, że nauczyciel na dzisiejszą lekcję najzwyczajniej w świecie nie zdąży i choć uwielbiała zajęcia z Zaklęć, to miała ochoty na wytężanie umysłu i aktywny udział w lekcji. Chociaż, skoro zadał pytanie, nikt się nie wychylał, a ona znała odpowiedź…uległa i podniosła rękę, ale… Gdyby spojrzenie mogło zabić, Anastasiowe zesłałoby Zeusowe pioruny prosto w stronę nieszczęsnego Krukona-mądrali, który w ostatnim momencie przerwał jej uprzednio zaplanowaną wypowiedź. Nie była przyzwyczajona do podobnych występków, gdyż po pierwsze z Panem Toddem sporadycznie miała do czynienia, a po drugie...nie udzielała się zbyt często, więc jeśli już faktycznie się do tego zabierała, liczyła na ustąpienie z drogi i pogłaskanie po główce za trud i wysiłek. Co za nieprawdopodobne rzeczy się działy na tych zajęciach.
|
Yvon Mavourneen Hennessy Pałkarz Złotych Chimer, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Prezentuje się przyzwoicie. Chociaż mierzy sobie zaledwie dwanaście cali, a z natury jest bardzo giętka, więc co za tym idzie trudna do złamania, przy niektórych zaklęciach zachowuje się nieprzyjemnie głośno. W rdzeniu umieszczony został szpon hipogryfa, całość zaś została wykonana z drewna derenia przyczyniającego się do wydawania rozpraszających świstów. OPANOWANE ZAKLĘCIA: Incarcerous, Drętwota, Relashio, Riddiculus, Bąblogłowy, Jęzlep, Salvio Hexia, Antivenenum, Linia Wieku, Protego Horribilis, Sardinus Eructo, Trantallegra, Herbivicus, Waddiwasi, Nox, Deprimo, Locomotor, Mobiliarbus, Glisseo, Bonum Ignis, Obliviate, Lapifors, Oculus Lepus.OPIS POSTACI: Siedemnastoletnie dziewczę, mierzące sobie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu o budowie wdzięcznej. Rozumiejąc przez to uwydatniony, średni ale krągły biust oraz wyraźnie zaznaczone biodra z naturalnym wcięciem w okolicy talii. Włosy, w kolorze miedzi sięgają mniej więcej do połowy pleców. Naturalnie są nieco pofalowane. Dłonie z wyraźnie zaznaczonymi kostkami, wąskimi nadgarstkami, spiłowanymi na migdałowaty kształt paznokciami. Skóra jest koloru jasnego. Wyróżnia się przede wszystkim piegami, które przybierając różne kształty, oraz odcienie koloru brązowo-pomarańczowego znajdują się w ilości nadprogramowej wszędzie. Pomiędzy jedynkami można spostrzec charakterystyczną, niedużą przerwę. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Pią 05 Lut 2016, 17:10 | |
| Kiedy Yvon się z kimś kłóciła, zakładała z góry, że we wspomnianą kłótnię nie wtrąci się nikt. Dlatego też zdziwiła się, nie na żarty kiedy skonfrontowała się z Toddem, który bez jakiegokolwiek zawahania skradł jej zza paska różdżkę – jej maleńkie maleństwo, oczko w głowie każdej czarownicy, jedynego wiernego kompana każdej przygody. Skrzyżowała ręce na piesiach, kiedy 'nununu'nał tuż nad jej głową, grożąc ostentacyjnie palcem. Ale kiedy tylko odszedł, wracając na swoje miejsce, a kiedy nauczyciel wparował do klasy, nie mogła pozostawić sprawy nierozwiązanej. Dlatego też zostawiła wszystkie swoje nieszczególnie cenne rzeczy na miejscu, a sama przeniosła się na tę chwilę w okolice ławki Krukona, zasiadając bezceremonialnie obok, całkiem blisko kiedy wypowiadał się mądrze o Verdimilious. Rudowłosa nie zamierzała wtrącać się w dobrze skleconą wypowiedź, chociaż mogłaby pochwalić się całkiem sensownym komentarzem, teraz zbytnio skupiając się na możliwości odzyskania różdżki, którą jak dobrze zapamiętała, chłopak schował w kieszeń spodni. Zmrużyła podejrzliwie oczy, kiedy trudził się nad ostatnim zdaniem. Spokojnie siedziała w ławce, nie sprawiała żadnych problemów – mało tego, przez ulotną chwilę wyglądała jak naprawdę pilna uczennica która zwróciła się do Hugona o pomoc. W rzeczywistości, kiedy pod zabudowaną ławkę nie zaglądał nikt, bo w końcu kto by tam miął co do szukania, zuchwała uczennica zawędrowała dłonią w okolice jednego z boków chłopaka, zwinnymi palcami starając się wkraść pod jego szatę. Chociaż w takim postępowaniu było bardzo dużo niestosowności, trzeba było ponosić konsekwencje za to, że ruszyło się czyjąś różdżkę, że przywłaszczyło się ją, bez jakiegokolwiek pytania. Uśmiechnęła się do niego miło, chociaż uśmiech ten daleko miał do tych, którymi rzucała w kierunku najbardziej zaufanych przyjaciół, kiedy rozpinała kolejno dolne guziki szmaty, jaką się każdy szanujący czarodziej obleczał, wzrokiem wręcz rozszarpując go na drobne, drobniusieńkie kawałeczki. Naprawdę nie podobało się jej to, że zwrócił się do nauczyciela o pomoc dla Kaylin, która w mniemaniu rudowłosej powinna nie odzywać się już więcej, a najlepiej, mogłaby całkiem opuścić klasę, byleby nie zabierać niezbędnego do prawidłowego funkcjonowania tlenu – który marnowała, istniejąc. Musiała klasycznie wymacać, w którym miejscu znajdywała się różdżka, a że po części robiła to na ślepo, starając się zachowywać kontakt wzrokowy z nauczycielem, który mógłby odebrać sprawę opacznie - tak najprawdopodobniej nie raz jej dłoń dotknęła czegoś innego, niżeli drewnianej różdżki. Kiedy zatrzymała się na jednej z kieszeni, zasyczała w jego kierunku, aby zwrócić na siebie uwagę. - Cieszysz się tak na mój widok, czy to może moja UKRADZIONA różdżka? - Kiedy wyszeptała to zdanie, z naciskiem na słowo o kradzieży, mocniej wczepiła palce w tamte okolice, chcąc się własnoręcznie upewnić, czy to właśnie tu schował zdobycz. Nie zamierzała odpuścić.
|
Morrigan Black Kapitan i szukający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Akacja, pióro z ogona feniksa, 14 i 3/4 cala, niezwykle giętka. Ciemna i cienka, szorstka, matowa, absolutnie nieelegancka - lekko zakrzywiona, surowa. Jedynymi zdobieniami są żłobione w niej runy i znaki oraz duży szafir umieszczony w jej nasadzie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Verdimilous, Protego, Riddiculus, Petrificus Totalus, Avifors, Reparifarge, Accio, Alohomora, Finite, Wingardium Leviosa, Slugus Eructo, Jęzlep, Oculus Lepus, Obscura, BaubillousOPIS POSTACI: Nieskazitelna perfekcja. Tak w dwóch słowach mogłaby opisać Morrigan osoba widząca ją po raz pierwszy. Perfekcyjne włosy, perfekcyjne ciało, perfekcyjny uśmiech, perfekcyjne ubranie i perfekcyjne stopnie. Obiektywnie patrząc - niczego jej nie brakuje, skromnie mówiąc. Choć może jest zbyt niska, bo mierzy ledwie sto sześdziesiąt centymetrów, fakt ten znika tłumiony przez szereg jej innych zalet. W prezencie od matki natury dostała wszak cudowną figurę, o którą nic a nic nie musi dbać. Może poszczycić się łabędzią szyją, wąskimi ramionami i klatką piersiową, biustem jędrnym, niezbyt dużym, ale i nie takim, który można by było nazwać małym; wąską talią, płaskim brzuchem, szerokimi biodrami, okrągłymi, pełnymi pośladkami, długimi, zgrabnymi nogami, kobiecymi dłońmi z delikatnymi, smukłymi palcami zakończonymi zadbanymi paznokciami. Jest też śmigła i gibka. Jej porcelanowej cery zazdrości niejedna dziewczyna. Tylko nieliczni przyglądają się na tyle, by dostrzec rysujące się wyraźnie pod jej bladą skórą żyły - na ramionach, klatce piersiowej, udach i nadgarstkach. Większość jest zbyt zajęta podziwianiem jej twarzy, która niezaprzeczalnie należy do urodziwych. Cera bez skazy, wysokie czoło, prosty, wąski nos z małym końcem, szczupłe policzki łatwo oblewające się rumieńcem, pełne, delikatne i wydatne, malinowe usta rozciągnięte w tajemniczym, zadziornym uśmieszku, zdolne nie tylko do ułożenia się w tysiące różnych grymasów i charakterne, ostre brwi - komponujące się w jedną, harmoniczną całość. Punktami najbardziej przykuwającymi wzrok są zaś niewątpliwie jej oczy, otoczone gęstym wieńcem długich rzęs, rzucających na jej kości policzkowe wierzbowe cienie, nadające jej twarzy subtelnego powabu. Duże, o migdałowym kształcie, z zewnętrznymi kącikami uniesionymi do góry, czystych, chłodnych błękitnych tęczówkach. Rzucające twarde, przeszywające spojrzenia. Mówi się, że oczy są obrazem duszy - i w jej oczach można dostrzec wszystko; trzeba się tylko przyjrzeć. A mało kto to robi, będąc wystarczająco urzeczonym powierzchownym wrażeniem. Jej cudną twarz okalają białosrebrzyste pukle zdrowych, lśniących włosów, sięgających dziewczynie niemal do krzyża. Falują delikatnie w rytm jej lekkich, miękkich, kocich kroków pełnych niewypowiedzianej gracji. Zawsze wyprostowane plecy i dumnie uniesiony podbródek oraz wypięta pierś nadają jej postawie elegancji i arystokratycznej wyższości. Wrażenie to potęguje jej mocny, zdecydowany, głęboki głos chłodnej barwy i czysty, dźwięczny śmiech, który równie doskonale wyraża radość co mściwą satysfakcję. Z całej jej postawy bije niezwykła, eteryczna aura, którą z pewnością może zawdzięczać krwi wili płynącej w jej żyłach. Wiele by dała, by nie roztaczać wokół siebie takiego wrażenia, które nie jest burzone przez nawet największe potknięcie. Niezdarność u niej odbierana jest jako "urocza", aniżeli "zawstydzająca" i "niepoważna". Zawsze unosi się za nią krystaliczny, mocny, ostry zapach konwalii. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Pią 05 Lut 2016, 19:23 | |
| Kiedy Yvon wstała i z wściekłością rzuciła zaklęcie, Morrigan najpierw wytrzeszczyła na nią oczy zaskoczona, a potem wybuchnęła niepohamowanym, głośnym i prawdziwie radosnym, dźwięcznym śmiechem, który tak rzadko można było usłyszeć, zwłaszcza kiedy nie była w towarzystwie tylko tych bliższych jej osób. Dopiero po chwili zaczęła się powstrzymywać i, jak wcześniej Todd, zasłoniła usta dłonią, a jej śmiech przekształcił się w histeryczny, cichy chichot. Widząc na twarzy Anastasii dezaprobatę, po prostu puściła do niej oko. Co ona się tak martwiła? Wreszcie działo się coś ciekawego! Kiedy wreszcie się uspokoiła, otarła zbierające się w kącikach jej oczu łzy i aż miała ochotę pokazać kciuk Hennessy w geście "well done", ale były trochę pokłócone, więc powstrzymała się i po prostu całą siłę swojej woli skupiła na utrzymywaniu zwyczajowej, poważnej i wyniosłej miny. Na szczęście jej radosny nastrój szybko został ochłodzony przez wejście nauczyciela, które zadziałało na nią jak kubeł zimnej wody i w mig odzyskała skupienie i panowanie nad sobą, gotowa, by nauczyć się wreszcie czegoś nowego. Ale kiedy padło pierwsze pytanie od wątpliwej kondycji nauczyciela, Black mimowolnie westchnęła męczeńsko. Naprawdę? Verdimilious? Nawet nie chciało jej się odpowiadać. A nawet gdyby, została wyprzedzona przez kolejnego gorliwego Krukona. O Kaylin mniej, to Hugo szybko zajął jej miejsce. A z Yvon mogła nie być w najlepszych stosunkach, ale musiała przyznać, że jej zagranie było bezbłędne. Ograniczenie zdolności mówienia nadgorliwej i irytującej Wittemore zawsze było śmieszne. Ale efekt kumulował się, kiedy nie mogła wydać z siebie dźwięku na zaklęciach, z których to w dodatku nie była specjalnie dobra. Z jakiegoś powodu jasnowłosa czuła dziwną, mściwą satysfakcję, choć to nie ona zszyła usta Krukonce. Może to dlatego, że wciąż darzyła Hennessy jakąś tam sympatią? Oczywiście nie zamierzała się do tego przyznawać, nie lubiła tego robić nawet przed samą sobą. W końcu to nie była jej wina, że ich stosunki tak się pogorszyły. Była zbyt dumna na to, by pierwsza wyciągnąć rękę - nigdy jej to nawet przez myśl nie przeszło. Ślizgonka szybko odpędziła męczące myśli o przeszłości i wróciła na ziemię, do lekcji. Może jednak warto było posłuchać trochę tego nudnego gadania, skoro już tu siedziała i nie wypadało wstać i wyjść?
|
Theodore Callaghan Prefekt Hufflepuffu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 11 i pół cala, średnio sztywna, włos z głowy wili, jodłaOPANOWANE ZAKLĘCIA: gemino, oppugno, reparifage, avifors, bombarda, protego, drętwota, relashio, spongify, repleo, libro mendaciumOPIS POSTACI: Chłopaczek raczej przeciętnego wzrostu o rzadko kiedy ułożonej burzy ryżawych włosów. Ma raczej poczciwy wyraz twarzy, potęgowany przez iście psie oczy i piegowatą twarz. Na szerokich, pełnych ustach często gości uśmiech, a na całej fisis nieczęsto gości złość. Nie oznacza to jednak, że Theodore jest ciapą sam w sobie, gdyż niejednokrotnie stawał się obiektem westchnień koleżanek ze szkoły. Co śmieszniejsze, zdaje się że Theo rzadko kiedy zauważa wszelkie zaloty skierowane w jego stronę. Nie wynika to bynajmniej z jego narcyzmu - po prostu trudno mu się pogodzić się z myślą, że mógłby się komuś podobać. Ma to swój początek jeszcze w początku nauki w mugolskiej szkole. Wtedy, w wieku około sześciu lat, Theo może i był "urokliwym" i "przesłodkim" dzieciaczkiem, ale wśród rówieśników nie należał do najurodziwszych. Głównym powodem wszelkich drwin były jego piegi i duże okulary, które zwykł nosić w tamtym czasie. Kiedy dostał list do Hogwartu myślał że to szansa na rozpoczęcie wszystkiego od nowa, lecz i tam traktowano go z rezerwą ze względu na mugolskie pochodzenie i przynależność do najbardziej lekceważonego domu. Wszystko to sprawiło, że mimo względnej radości i otwartości, które widać na pierwszy rzut oka w zachowaniu chłopaka, w rzeczywistości jest on niezwykle skryty i przeważnie unika przebywania w przesadnie dużych grupach ludzi, których nie zna. Z drugiej strony na przestrzeni lat nauczył się dystansu wobec chamskiego zachowania tych, którzy chcą mu dogryźć i nie boi się już wystosować wobec nich adekwatną ripostę. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Sob 06 Lut 2016, 06:07 | |
| Całe przedstawienie, jakie miało miejsce w klasie Theodor najzwyczajniej w świecie... przegapił. Nawet nie spostrzegł, kiedy zatopił się w starannym rękopisie, wyjaśniającym prawa Gampa, ich istotę oraz niekiedy tajemniczą niejasność, jaka nad nimi krążyła. Specjaliści transmutacji próbowali od wielu lat ujednolicić zasady, jakie rządziły transmutacją, a udało się to jednemu człowiekowi. Sformułował swoje prawidła jednak w taki sposób, iż teraz nie do końca wiadomo, czy całą tę metodologię można rzeczywiście odnieść wyłącznie do transmutacji. Przykładowo - emocje. Nie można transmutować emocji, choć z drugiej strony transmutacja sama w sobie polega na przemianie ciał, wobec czego prawa Gampa w tym zakresie (mające być swoistymi wyjątkami) nie mają zastosowania choćby ze względu na niespójność z samym przedmiotem badań. Większość uczniów przysypiała, gdy profesura zalewała ich podobnymi teoretycznymi prawdami, lecz Theodore'a istotnie to interesowało. Nie było mu jednak pisane dokończyć rozdziału, gdyż do sali wszedł nauczyciel, rzucając pierwszym pytaniem. Verdimilous było zaklęciem znanym Theodore'owi, ale tylko pobieżnie. Wobec tego chłopak skorzystał na intelektualnym wywodzie Hugona bez względu na to, co osobnik ten reprezentował sobą między lekcjami.
|
Lena Bletchley Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12 i 3/4 cala, sztywna, tarnina, kieł widłowęża OPANOWANE ZAKLĘCIA: Accio, Lumos, Nox, Protego Horribilis,Bąblogłowy, Expelliarmus, Fumos, Drętwota, Everte Statum, Mimble Wimble, Petrificulus Totalus, Avifors, Cistem Aperio, Verdimilous OPIS POSTACI: Codzienna niecodzienność w postaci dziewczyny, która nie powinna przykuwać zbyt dużej uwagi jest możliwa. Nawet wysokie, mierzące 170 cm o budowie odpowiedniej do swojego wieku i płci, jasna i bardzo zadbana cera, skóra wyjątkowo przyjemna w dotyku. Jest też spory mankament jej urody, czyli za duży nos i kanciasta broda. Z lepszych rzeczy trzeba wspomnieć jasne włosy dziewczęcia o całkiem sporej długości oraz bursztynowe oczy. Te dwie cechy nie odbierają jej naturalności i zwyczajności, dodając przy tym coś niewytłumaczalnego. Jest niby nijaka, a jednak interesująca, przykuwająca uwagę, ładna - mimo rażących wad urody. Niedoskonała, ale ze swoimi magnetycznym spojrzeniem rozprzestrzenia aurę tajemnicy, którą chce się poznać. Nie posiada bardziej wyrazistych cech wyglądu. Gładka i nudna, jeśli chodzi o historię blizn. Możliwe, że jak u każdej nastolatki czasami pojawi się jakiś pryszcz, ale to raczej norma. Po prostu pozornie nużący obrazek, jak wykluczy się nieznoszące sprzeciwu, błyszczące paczadełka. W pakiecie dołączone jest też opakowanie niekończących się uśmiechów - wersja na każdą sytuację. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Nie 07 Lut 2016, 13:52 | |
| Ludzie wydają się zbyt zabawni niż powinni. W większości jeszcze o tym nie wiedzą, co tylko pogarsza sytuację. Skaczą sobie do gardeł jak jakieś niekochane zwierzaczki, by zająć pierwsze miejsce w stadzie, brakuje tylko jakiegoś pasterza, poganiacza, czy też kierownika tego cyrku. Nie żeby Lena miała ochotę się w to włączyć. Zdecydowanie podobało się jej siedzenie w środku tego zamieszania i słuchanie. Nigdy nie wiadomo, jakie informacje mogą się przydać. Do tego rozkodowanie pewnych zachowań pozwala w późniejszym czasie praktyczne zastosowanie działań prewencyjnych, a o to przecież chodzi w przebywaniu z ludźmi. Trzeba ich bardzo dobrze poznać - gesty, odruchy, reakcje i poglądy, a potem już wszystko idzie z górki. Panna Bletchley naprawdę wolała żyć ze wszystkimi na neutralnym gruncie niż babrać się w jakieś dzikie kłótnie. Nie zareagowała więc jakoś specjalnie na to, co działo się dookoła niej. Przyglądała się w milczeniu, jak to miała w zwyczaju i zastanawiała się jak bardzo to głupie. Rzucanie zaklęciem tylko po to, by kogoś uciszyć? Jak widać ktoś się tu bał się, że na jego mózg słowna potyczka to za dużo. A może nie? Kogo to w sumie obchodzi. Przyszła się uczyć (o dziwo), a tu się rozprawia o niczym. Pogadanki typowe ze szkolnych korytarzy w sali lekcyjnej? Dobra, ale wypadałoby chociaż albo porządnie konwersować albo walczyć. Jedno albo drugie, takie występujące tu półśrodki są niesatysfakcjonujące dla publiki. Prywatne sprawy niech załatwiają same ze sobą. Pół biedy, że nieszczęsny nauczyciel wreszcie się pojawił. Może ludziom w tej sali wróci rozum i zajmą się czymś produktywnym lub chociaż zwyczajnie wezmą przykład z biedaczki, która teraz za wiele nie powie. Lena bardzo chciałaby, żeby wszyscy otwierali gębę w chwili, gdy mają coś istotnego do powiedzenia, ale wtedy pewnie większość społeczeństwa musiała milczeć do śmierci. Można jednak uznać, że zajęcia się rozpoczęły i wszystko powinno wrócić do normy. Ktoś dał odpowiedź teoretyczną i wow nawet podjął próbę ocalenia nieszczęśnicy, która oberwała zaklęciem. Albo jest ultra kujonem albo ma w głowie coś większego niż ziarno grochu. Lena modliła się, by to było jednak to drugie, bo inaczej kolejny człowiek musi mieć okropnie nudne życie. I była jeszcze jedna, która wydawała się całkiem, całkiem na rzeczy. Może ta lekcja nie jest jeszcze stracona skoro ktoś milczy i ktoś mówi normalnie. Może warto posiedzieć. Lena wmawiała sobie, że tak, by wytrzymać do części praktycznej. W końcu edukacja ważna sprawa. Bo po cóż innego spędza pół życia w tym zamku, jak nie po kształcenie się?
|
Kaylin Wittermore Prefekt Ravenclawu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Angielski dąb, pancerz kikimory, 13 cali, sztywna. Solidna, z dosyć grubą rękojeścią. Nie jest prosta, większość różdżki jest pofalowana. Sama rękojeść ozdobiona jest grawerowaniem w drewnie, a także onyksem, który umieszczony jest na jej podstawie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: ★ Szkolne ★ ACCIO - ALOHOMORA - APERACJUM - BĄBLOGŁOWY - BOMBARDA - COLLOPORTUS - CONFUNDUS - DEPULSO - DRĘTWOTA - ENERVATE - EPISKEY - EXPELLIARMUS - GLACIUS - LUMOS MAXIMA - REDUCTO - REPARO - WINGARDIUM LEVIOSA ★ Łatwe ★ ANATISQUACK - BONUM IGNIS - CALVORIO - CHŁOSZCZYŚĆ - CONSTANT VISIO - ENTROPOMORPHIS - ERECTO - FUNEMITE - ILLEGIBILUS - IMPERTURBABLE - SICCUM - ZAKLĘCIE CZTERECH STRON ŚWIATA (WSKAŻ MI) ★ Trudne ★ FINITE INCANTATEM - PROTEGO HORRIBILIS ★ Specjalne ★ ZAKLĘCIE PATRONUSA (EXPECTO PATRONUM, FORMA BIAŁEGO KRUKA) ★OPIS POSTACI: Dosyć niska, mierząca jedynie sto sześćdziesiąt centymetrów, nie wyróżniająca się tak naprawdę niczym szesnastolatka. Drobna, można nawet pokusić się o stwierdzenie chuda dziewczyna, która z pewnością nie ma zbyt wiele siły i łatwą ją pociągnąć, czy popchnąć. Ostatnim razem, gdy się ważyła, waga ukazała czterdzieści osiem kilogramów, co i tak było dla niej osiągnięciem. Całkowicie przeciętna, o krótkich blond włosach, które lubią się puszyć i falować - każdy włos w zupełnie inną stronę, co sprawia, że na jej głowie prawie zawsze panuje nieład. Zawsze bardzo się stara, by mieć choć trochę elegancką fryzurę, jednak nie często jej się to udaje. Brązowe oczy kontrastują z bladą cerą, będącą oznaką przebywania przez większość czasu w budynkach, choć w wakacje zdarza się, że znajduje się na niej lekka opalenizna będąca wynikiem spędzania czasu z magicznymi stworzeniami na zewnątrz. Opala się jednak na czerwono, co nie jest szczytem jej marzeń. Ma na twarzy kilka pieprzyków, a na całym ciele poza tym jedyną skazą jest długa blizna, ciągnąca się aż od lewej strony brzucha do połowy uda. Nie ma zbyt dużej wady wzroku, jednak często można spotkać ją w okularach z czarną obwódką, gdyż w ten sposób lepiej jej się czyta. Dziewczyna nauczona została dbania o siebie, więc zawsze jest czysta i schludnie ubrana. Zdarza się, że na twarzy można dostrzec makijaż, lecz nie jest to zbyt częste. Lubi eleganckie stroje, spódnice, koszule i sweterki. Zawsze pachnie od niej kwiatową mieszanką jej ulubionych perfum. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Pon 08 Lut 2016, 01:25 | |
| Kaylin miała pannie Hennessy do powiedzenia bardzo dużo. Jak bardzo jej nienawidzi, jak ludzie tacy, jak on byli niczym wszy. Że nigdy nie powinni dostawać się do Hogwartu, gnijąc gdzieś w świecie mugolskim. Chciała jej też powiedzieć, jak bardzo nią gardzi i jej nienawidzi. Jednak nim zdążyła wydać z siebie chociażby jeden dźwięk - było już za późno. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że - niezbyt dobra w zaklęciach - Krukonka nie zdążyła nawet złapać swojej różdżki, by rzucić w stronę rudowłosej kontrą. Jęzlep było dobrym wyborem, jeżeli chciało się dokopać komuś takiemu jak Wittermore, jednak tym razem dziewczę zareagowało na to jedynie parsknięciem. Rozbawiła ją ta desperacja w działaniach Yvon, jakby za wszelką cenę chciała zamknąć Kaylin usta. Jakby nie wiedziała, że takie zachowanie jedynie potęguje wrażenie, jakoby to ona właśnie była wszystkiemu winna. Wittermore naprawdę nie rozumiała, jak bardzo ograniczonym trzeba być, by osiągnąć poziom Hennessy. Nie mogąc się odezwać, wyciągnęła jedynie notes i naburmuszona (bo jednak mówienie było jej mocną stroną na lekcjach i brak tego oznaczał bycie totalnie bezużytecznym) zaczęła coś w nim notować. Jak miała bez możliwości mówienia pracować na zaklęciach i urokach? Prawdę mówiąc, chciała już wyjść z sali, żeby nie robić sobie więcej wstydu, jednak wtedy przyszedł nauczyciel i po prostu nie miała jak. Cała czerwona, nie wiadomo z czego bardziej - ze wstydu, czy ze złości, siedziała na swoim miejscu i zaciskała dłoń na różdżce. Pytanie zadane przez nauczyciela było tak łatwe, że dziewczyna uderzyła głową w blat nie mogąc nic na ten temat powiedzieć. Na brodę Merlina, Hennessy jeszcze pożałuje! Zadowolona jednak była z tego, że Todd się odezwał. Spojrzała na niego z aprobatą i choć sama dodałaby jeszcze kilka rzeczy, nie miała na co narzekać. Kiwnęła do niego głową i nawet, dosłownie na sekundę, się uśmiechnęła. Wszelkie rozbawienie, jakie rozniosło się po sali ze względu na rzucone przez Yvon zaklęcie po prostu zignorowała. Wypłacze się później, teraz musiała zachować resztki honoru, bo wbrew pozorom, posiadała go całkiem sporo.
|
Niosący Naukę NPC
Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Pon 08 Lut 2016, 20:51 | |
| Stał tyłem do nich, zapisując inkantację na tablicy. Drżąca ręka ruszała się tak wolno, jakby staruszek miał zaraz zejść, a przynajmniej zasnąć. - Pięknie, panie Todd - pięć punktów dla Ravenclaw! Co ja jeszcze miałem... - urwał słysząc jakieś śmieszki i szepty, odwrócił się i ujrzał cały ten bajzel. Nieogarnięty nauczyciel podrapał się po głowie na widok panującego w sali zamieszania. Zawsze ciężko mu było dokonać prawidłowej oceny sytuacji, kiedy wchodził w połowie jakiejś sprzeczki. Na szczęście nie musiał tego robić - szkoła wyznaczała do tego odpowiednią grupę odpowiedzialnych dzieciaczków, których główną misją było kontrolowanie sytuacji. Wyglądało na to, że jeden z prefektów był w tej sytuacji poszkodowany - Wittermore siedziała w ławce z miną, jakby miała zaraz narobić w gacie ze stresu, więc pozostało mu tylko machnąć ręką, żeby jej bardziej nie denerwować. Miał od tego innych. Nie lubił Puchonów. Byli zbyt wierni i kryli kolegów. - Clemen i Callaghan, co tu się do diabła dzieje?! Streść mi wszystko! Dlaczego nie reagujecie?! A ty Hennessy przestań obmacywać kolegę, to jest szkoła, a nie burdel! Na randkę umówcie się PO LEKCJACH! Pięć punktów od Gryffindoru, OD DZISIAJ NA KAŻDYCH ZAJĘCIACH PIERWSZA ŁAWKA, NAPRZECIWKO MNIE. - zawzięcie gestykulował rękoma we wszystkie strony, wyraźnie zirytowany tym, co zaszło. Wreszcie chwycił w dłoń swoją różdżkę i wykonał nią szybki i gwałtowny ruch, wycelowany w przestrzeń nad uczniami. - Verdimilous! - zawył swoim ochrypłym głosem, a z końca patyka wydobył się snop iskier, który wzniósł się ponad ich głowy i zniknął momentalnie. - Atakuje! - Verdimilous. - powiedział, tym razem spokojnej, ruszając różdżką w delikatniejszy i dokładniejszy sposób, tworząc mniejszą, lecz trwalszą ilość zielonych światełek. Zniknęły później, lecz również wyjątkowo szybko. - Może pomóc wam w przypadku odkrycia czegoś, co zostało ukryte za pomocą Czarnej Magii. Dzisiaj ćwiczymy wyłącznie opcję pierwszą. Wstajemy, machamy różdżkami, jeszcze NIE CZARUJEMY, zaraz rozsunę ławki, tylko sprawdzę co u licha się stało z waszą koleżanką. Najwyraźniej wziął sobie do serca słowa Hugo, bo z niechęcią podszedł do milczącej blondyneczki, co przy jego krótkich nóżkach (tak, pan profesor był niski) wyglądało dość komicznie. Jakby się skradał. - No już, pokaż co się stało. Rozewrzyj paszcz- otwórz usta.
// Zajęcia przedłużam. Będą trwały aż ich nie skończymy.
|
Addyson Clemen Prefekt Hufflepuffu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Jawor; Włos jednorożca; 10,5OPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Expelliarmus, Finite, Flippendo Duo, Fumos, Riddiculus, Drętwota, Anatisquack, Calvorio, Accio, Alohomora, Bombarda, Glacius, Wingardium Leviosa, Descendo, Mobiliarbus, Lapifors, AnteoculatiaOPIS POSTACI: Panna Addyson Clemen urodziła się w małej wsi, ale za to w bardzo kochającej rodzinie, w której małej dziewczynce niczego nie brakowało. Jej matka, mugolka pogodziła się z myślą, że jej mąż i dzieci są czarodziejami i nigdy nie robiła im z tego powodu wyrzutów. Ojciec zaś starał się jak najlepiej wytłumaczyć swoim pociechom, że nigdy nie powinno nadużywać się czarów, a już na pewno nie w obecności mugoli. Szatynka największe problemy miała ze swoim starszym bratem, który dokuczał jej na każdym kroku, ciągnął za włosy i opowiadał straszne historię, przez które dziewczynka chowała się pod pościelą i płakała. Przez niego panicznie boi się kotów, na widok których zamiera w miejscu i oblewają ją zimne poty. W wyglądzie Addyson nie można dopatrzeć się niczego niezwykłego. Problem polega jedynie w jej wzroście. Mierzy niecałe metr pięćdziesiąt i często nie jest traktowana poważnie (w końcu kto może brać na serio dziewczynę z szóstego roku, która wzrostem przypomina pierwszoroczniaka?) Wbrew pozorom jest to zwykła nastolatka, o ładnych, piwnych oczach i czarnych, sięgających łopatek włosach z kilkoma piegami na nosie i policzkach. Jej policzki prawie zawsze są zaczerwienione, jakby sługo stała na mrozie w zimowy dzień. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Wto 09 Lut 2016, 14:06 | |
| Odpłynęła. Wszystkie głosy, które rozbrzmiewały w sali, zlewały się w jej głowie w jeden, wielki bełkot, którego Puchonka nie potrafiła rozszyfrować. Z letargu otrząsnęła się dopiero w momencie, kiedy czar wykonany przez Yvon dosięgnął celu, czy Kaylin. W tym samym też momencie do klasy wkroczył niskiego wzrostu nauczyciel, który niemalże od razu zaczął od odpytania na temat zaklęcia Verdimilious, którego mieli uczyć się na dzisiejszych zajęciach. Nie zdążyła powiedzieć słowa, ani nawet otworzyć książki na odpowiedniej stronie, a już rozległ się wrzask profesora. Słysząc krzyk nauczyciela, przestraszona Puchonka podskoczyła na krześle, uderzając przy okazji swoim kolanem o blat ławy. Skrzywiła się z bólu i zsunęła rękę pod stół, aby rozmasować miejsce, w którym na pewno tworzył się już sporej wielkości siniec. Przeniosła przepraszające spojrzenie w stronę Krukonki, koło której siedziała, a teraz niemogącej wydusić z siebie, ani jednego słowa. Chciała pomóc, ale wiedziała, że Kaylin była na tyle dumna, że nie przyjęłaby dobrze pomocy, tak jak zrobiła to już na korytarzu. - Obawiam się, że Kaylin została potraktowana zaklęciem Jęzlep przez nielubianą koleżankę, profesorze. Odezwała się na tyle głośno, aby stary nauczyciel mógł ją doskonale usłyszeć. Starała się, żeby w jej głosie nie było można usłyszeć przerażenia, które powoli narastało w ciele Puchonki. Rzuciła szybkie, błagalne spojrzenie w kierunku Theodora, jakby chciała prosić go o wsparcie i pomoc w trudnej dla niej sytuacji. Nie lubiła skarżyć, bo wiedziała, że wszystko może odwrócić się przeciwko niej, a na VI roku nie chciała narobić sobie wrogów.
|
Kaylin Wittermore Prefekt Ravenclawu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Angielski dąb, pancerz kikimory, 13 cali, sztywna. Solidna, z dosyć grubą rękojeścią. Nie jest prosta, większość różdżki jest pofalowana. Sama rękojeść ozdobiona jest grawerowaniem w drewnie, a także onyksem, który umieszczony jest na jej podstawie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: ★ Szkolne ★ ACCIO - ALOHOMORA - APERACJUM - BĄBLOGŁOWY - BOMBARDA - COLLOPORTUS - CONFUNDUS - DEPULSO - DRĘTWOTA - ENERVATE - EPISKEY - EXPELLIARMUS - GLACIUS - LUMOS MAXIMA - REDUCTO - REPARO - WINGARDIUM LEVIOSA ★ Łatwe ★ ANATISQUACK - BONUM IGNIS - CALVORIO - CHŁOSZCZYŚĆ - CONSTANT VISIO - ENTROPOMORPHIS - ERECTO - FUNEMITE - ILLEGIBILUS - IMPERTURBABLE - SICCUM - ZAKLĘCIE CZTERECH STRON ŚWIATA (WSKAŻ MI) ★ Trudne ★ FINITE INCANTATEM - PROTEGO HORRIBILIS ★ Specjalne ★ ZAKLĘCIE PATRONUSA (EXPECTO PATRONUM, FORMA BIAŁEGO KRUKA) ★OPIS POSTACI: Dosyć niska, mierząca jedynie sto sześćdziesiąt centymetrów, nie wyróżniająca się tak naprawdę niczym szesnastolatka. Drobna, można nawet pokusić się o stwierdzenie chuda dziewczyna, która z pewnością nie ma zbyt wiele siły i łatwą ją pociągnąć, czy popchnąć. Ostatnim razem, gdy się ważyła, waga ukazała czterdzieści osiem kilogramów, co i tak było dla niej osiągnięciem. Całkowicie przeciętna, o krótkich blond włosach, które lubią się puszyć i falować - każdy włos w zupełnie inną stronę, co sprawia, że na jej głowie prawie zawsze panuje nieład. Zawsze bardzo się stara, by mieć choć trochę elegancką fryzurę, jednak nie często jej się to udaje. Brązowe oczy kontrastują z bladą cerą, będącą oznaką przebywania przez większość czasu w budynkach, choć w wakacje zdarza się, że znajduje się na niej lekka opalenizna będąca wynikiem spędzania czasu z magicznymi stworzeniami na zewnątrz. Opala się jednak na czerwono, co nie jest szczytem jej marzeń. Ma na twarzy kilka pieprzyków, a na całym ciele poza tym jedyną skazą jest długa blizna, ciągnąca się aż od lewej strony brzucha do połowy uda. Nie ma zbyt dużej wady wzroku, jednak często można spotkać ją w okularach z czarną obwódką, gdyż w ten sposób lepiej jej się czyta. Dziewczyna nauczona została dbania o siebie, więc zawsze jest czysta i schludnie ubrana. Zdarza się, że na twarzy można dostrzec makijaż, lecz nie jest to zbyt częste. Lubi eleganckie stroje, spódnice, koszule i sweterki. Zawsze pachnie od niej kwiatową mieszanką jej ulubionych perfum. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Wto 09 Lut 2016, 15:48 | |
| Najchętniej po prostu wyszłaby z sali. Wiedziała jednak, że wstanie i udanie się do drzwi nie było najmądrzejszym pomysłem. Po drodze mogłaby jeszcze przywalić Hennessy książką, bo o niczym bardziej nie marzyła, jak o tym, by Gryfonkę spotkała jakakolwiek kara. COKOLWIEK. I wydaje się, że karma jednak myślała, bo nauczyciel - podczas całego zamieszania, które przytłoczyło Wittermore dosyć mocno - odjął Gryfonce punkty i kazał się uspokoić. Może nie było to zadośćuczynienie za poniesione przez Krukonkę krzywdy, jednak było w miarę satysfakcjonujące. Punkty, które zarobił Todd skwitowała jedynie zadowolonym westchnięciem. Przynajmniej wyszedł chłopak na zero i ochota na ukręcenie mu jaj jej przeszła. Nie potrafiła się z resztą gniewać długo za takie rzeczy, choć doprowadzały ją do szaleństwa. Jednak w szerszym postrzeganiu świata musiała użerać się z dużo gorszymi osobistościami. Zbliżenie się do niej nauczyciele skwitowała wstrzymując oddech i maskując grymas niezadowolenia. Wbrew temu, co ludzie sądzili - nie przepadała za wszystkimi nauczycielami, a ten... Cóż, nie był ideałem, jakiego chciałaby naśladować. Zdecydowanie nie podobało jej się jego spóźnienie i to, że lubił wypić. Jakby jeszcze uczył czegoś, co ją ciekawiło, na brodę Merlina! Nie uciekła jednak przed nauczycielem i posłusznie otworzyła usta mając nadzieję, że ten naprawi problem i po prostu się odsunie. Naprawdę nie chciała wdychać tych wszystkich oparów, które wywoływały w niej mdłości. Kątem oka spojrzała tylko na Addyson zaskoczona, że ta się w ogóle odezwała.
|
Temat: Re: Sala zaklęć i uroków | |
| |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |