|
Sala zaklęć i urokówIdź do strony : 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8 Hugo Todd Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 10 i 3/4 cala, średnio sztywna, rdzeń z kła widłowęża, drzewo hikoryOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Bąblogłowy, Protego, Riddiculus, Accio, Alohomora, Lumos, Sollicitus, Expulso, Levicorpus, Oblivate, NoxOPIS POSTACI: Przez pierwsze pięć lat swojego życia był małym księciem. Pupilkiem ojca, macochy, rozlicznych ciotek, babek i piątych wód po kisielu - siostrzenic ciotecznych brata od strony szwagra dziadka. Dopieszczany zarówno delikatnym dotykiem, jak i czułym słowem, słodkim ciastkiem, czy odległymi obietnicami. Pęczniał w swoim małym dostatku jak drożdżowy placek w ciepełku. Dostawał prezenty, ochuchiwany był ochami i achami, każdy jego ruch rączką, czy mielenie gryzaka zalążkami ząbków spotykało się z wielkim poruszeniem. Chociaż nieświadomie, powoli przyzwyczajał się do tego stanu i nie przewidywał, by cokolwiek miało się zmieniać. Wszak był rozkoszny, dziecięco pucołowaty, pocieszny i śliczniutki – w ogóle nie przypominał mężczyzny, którym powinien się stać po osiągnięciu pełnoletności. Szaro-błękitne oczęta odziedziczył po przodkach ze strony matki. Tak samo było z jasną, zdrową cerą i gęstymi złotymi loczkami cherubinka. Śmiało mógłby wtedy pozować Rafaelowi, czy Michałowi Aniołowi. Tak przynajmniej twierdziła lwia część rodziny. Powód specjalnego traktowania? Ojciec na jakiejś wycieczce w interesach skundlił się z ledwo co napotkaną przedstawicielką nieludzkiego rodu. Wszystko zdawało się być jeno krótkotrwałą, chociaż pełną namiętności i ogólnej wesołości przygodą, dopóki nie znalazł pod drzwiami rodzinnego domu kosza z noworodkiem. Trzeba dodać, że noworodkiem płci wybitnie męskiej, co mogło być powodem porzucenia przez matkę. Wile rzadko kiedy tolerują mężczyzn w swym gronie na dłużej. „Udomowione” przedstawicielki co prawda zakładają rodziny, jednak wszechobecne nienawiść i nieporozumienia na tle rasowym przeszkadzają im w pełnej integracji z ludzkim społeczeństwem. Hugo nie okazał się być córką, toteż nie był godzien pozostania przy matczynej piersi. Podepchnięty ojcu, wciśnięty w rodzinny obrazek Mary i Irvinga Toddów, spełniał swój obowiązek jako najmłodsza latorośl wciąż nie mogących się doczekać potomka, niemłodych już partnerów. Nie była to oczywiście łatwa zmiana. Pierw traktowany był ze zrozumiałą wrogością i niepewnością, aczkolwiek jego wielkie, niemowlęce oczka i raczej ciche usposobienie przydały mu akceptacji i powolnej, sukcesywnej asymilacji z każdym odłamem Toddów i pochodnych. Instynkt macierzyński Mary kwitł, chociaż nie ona go rodziła, prawie dumny z pracy swych lędźwi Irving nadał synowi drugie imię po sobie dla zacieśnienia więzi i pokazania, że się do niego przyznaje. Nie czuł się ojcem w pełnym wymiarze, jednak potomek reperował jego poczucie miejsca w społeczeństwie. Nie byli już ostatnimi z okolicy, którzy nie mogli budować podpory rodu na nowych gruntach. Do czasu. Pięć lat później Mary powiła małą, czarnowłosą Shiloh. Dziecko było tak brzydkie, jak tylko mógł być noworodek, jednak dla szczęśliwych rodziców było najpiękniejsze na świecie. Zatrwożony o swoją przyszłość w rodzinie Hugo poczuł się nagle zepchnięty na dalszy tor. Już nie dla niego były koronkowe poduchy podkładane pod pupę. Musiał sobie radzić sam, w końcu był „dużym chłopcem”. Czerwonawe, wiecznie napięte i rozwyte „coś” przesłaniało wszelkie jego dotychczasowe racje. Jadał posiłki, uczył się, przebywał w towarzystwie. Jednak już nie on i jego specyficzna uroda były tematem ochów i achów. Naprzemiennie defekująca i płacząca siostrzyczka tarmoszona była za policzki i całowana w czoło. W końcu była córką TEGO domu, a nie jeno przybłędą. Hugo został zepchnięty na drugi plan. Zmienił się, oczywiście… Z wiekiem gasł, a jego uroda traciła na mocy. Nie kusił jak matka, chociaż nawet jako kilkulatek wciąż mógłby reklamować producentów pasty do zębów dla sławnych i bogatych. Złote loki ciemniały, przechodząc w jasny, ciepły kasztan. Pucołowatość malała, przydając mu z każdym rokiem coraz bardziej chłopięcych rysów twarzy. Ubrany w kiecuszkę nie był już ‘śliczną dziewczynką’ tylko ‘biednym, ślicznym chłopcem, którego ktoś postanowił ośmieszyć’. Jedynie oczy ciągle pozostawały takie same – szaro-błękitne, relatywnie symetryczne, osadzone na tyle głęboko, by nie nadawać mu żabiej aparycji, a na tyle płytko, by nie kojarzyć się z upośledzeniem. Jeszcze kilka lat i śmiało mógłby zacząć mówić o siebie w kategorii ‘przystojnego’. Teraz powstrzymuje język. Nie mówi w towarzystwie tego co mu ślina na język przyniesie, pomny traumatycznych koszmarów wieku dziecięcego. Diagnoza była brutalnie prosta i nie dająca nadziei na odmianę – śmierć łóżeczkowa, nic nie można było zrobić. Jednak właśnie wtedy na światło dzienne wyciągnięte zostały małe brudy z przestrzeni całego roku. Nienawiść brata do siostry, jego grymaszenie na wspólne spędzanie czasu, bicie małej istotki po twarzy za które zbierał tęgie lanie… Wcześniej lekceważone „chcę, żeby sobie poszła”, „niech idzie do dziadka!” (który zmarł kilka miesięcy wcześniej na nieznaną, przykrą chorobę) nabrało nowej mocy. Tragedia rodzinna rozbuchała złe opary nagromadzone w każdym jej członku. Nawet dziś, wciąż młody, przystojny i, co najważniejsze, narcystyczny Hugo nie może się pozbierać po wieloletniej awanturze. On rozdrapywał rany stwierdzeniami, że przecież mogą kochać już tylko jego, za co zamykany był na wiele godzin we własnym pokoju. Nie rozumiał logiki kary – przecież powiedział prawdę i nie zrobił niczego złego. To, że jego uczucia różniły się od rodzicielskiej miłości do utraconego pacholęcia nie docierało do niego żadną drogą. Podjąwszy naukę w Hogwarcie był całkowicie ukontentowany. Oddalił się od ciężkiej atmosfery panującej w domu, a comiesięczne czeki zasilały jego konto. Mógł żyć spokojnie. Dorastać, mężnieć, zmieniać się. Nie wyglądał już jak mały aniołek – przeszkadzało mu w tym nabyte 186 cm wzrostu, niemiłosiernie wystające kości w okolicach bioder i zdecydowanie za długie palce. Zachował jednak posmak wilej krwi w sobie, toteż pomimo braku typowo kobiecego powabu i tak ma naturę podrywacza i odpowiednie ku temu predyspozycje wyglądowe. Całkowity brak rozbudowanej partii mięśniowej poza przepisowe, nadające mu wyprostowanej sylwetki, zakrywa dobrze skrojonymi szatami. Myje się codziennie i goli, by zachować świeżość. Uwydatniona grdyka na chudej szyi co prawda jest mu zadrą w palcu, jednak stara się tego nie eksponować. Wcale nie uważa tego za ‘męskie’. On sam nie jest przecież rozpoznawany przez kategorię owłosionego dryblasa u boku jakiejś powabnej panienki. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Wto 09 Lut 2016, 16:09 | |
| Ha! Dzielna mała lwica podjęła rzucone jej wyzwanie i podążyła pewnym krokiem w kierunku kruczo-orlego legowiska. Świetnie, zdobył jej atencję i już nie musiał udawać, że lekcja fascynuje go w tak zaawansowanym stopniu, by wysiadywać w milczeniu i ogólnym skupieniu. Gdy zasiadł i prawie natychmiastowo poczuł na nodze ciepło drugiego, przyciśniętego do niej, uda, zsupłał ręce na piersi i skwitował starania Gryfonki kwaśnym, ale triumfalnym uśmiechem. W każdej innej sytuacji byłby zagwizdał z uznaniem i ułatwił jej dostęp do siebie, pozwalając ślepej rączce dokładniej sprawdzić aktualne położenie magicznego patyczka, tym razem jednak miał na celu podrażnienie się z dzikim kotem i niejakie ukaranie jej w imieniu krukonki – nie był dobry w utrzymywaniu poprawnych relacji z innymi ludźmi, a jęzolepa nie traktował jako osobistego policzka, jednak myśl o wdzięczności wyrażanej przez Wittermore i spokoju z jej strony przez najbliższe dni, a może nawet tygodnie pomagała mu wytrwać w postanowieniu. - Pudło, Śliczna. Różdżkę mam po drugiej stronie. Doceniam to, żeś bezpośrednia i śmiała, jednak jeżeli zaraz nie zabierzesz swojej małej rączki z mojego kroku, zmuszony będę zaingerować w ciągłość Twojej różdżki. – ni to wysyczał, ni wymruczał, jednak pomiędzy słowami bezczelnie patrzył się jej prosto w oczy i zniżał głos do takiego poziomu, by nikt prócz ich dwójki nie usłyszał o czym rozmawiają. Nie chciał mieć kłopotów związanych z jej wyskokiem teraz, kiedy wyszedł chwilowo na prostą. Zadowolony z przyznanych mu punktów poszerzył uśmiech i zdecydował się na częstsze branie udziału w tak prostych zajęciach. Mógłby na nich z nawiązką nastukać sobie wdzięczności Kaylin, a potem olać wszystko i zniknąć na miesiąc w pracowni profesor Billow. Schwycił Yvon za rękę, gdy ta zapędziła się w poszukiwaniach zbyt daleko i delikatnie, acz stanowczo wyciągnął ją spod szaty i odłożył na jej nogi. Sherry zareagował właśnie tak, jak się tego spodziewał od nauczyciela, co pozwoliło mu wybrnąć bez większego uszczerbku. Rzucił Lwicy zadowolone spojrzenie. - Słuchaj się profesora… Oddam Ci ją, ale nie w tej chwili. W moich spodniach jest bezpieczna, ręczę za to. Grzecznie odczekaj karę, panienko Hennessy.
|
Yvon Mavourneen Hennessy Pałkarz Złotych Chimer, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Prezentuje się przyzwoicie. Chociaż mierzy sobie zaledwie dwanaście cali, a z natury jest bardzo giętka, więc co za tym idzie trudna do złamania, przy niektórych zaklęciach zachowuje się nieprzyjemnie głośno. W rdzeniu umieszczony został szpon hipogryfa, całość zaś została wykonana z drewna derenia przyczyniającego się do wydawania rozpraszających świstów. OPANOWANE ZAKLĘCIA: Incarcerous, Drętwota, Relashio, Riddiculus, Bąblogłowy, Jęzlep, Salvio Hexia, Antivenenum, Linia Wieku, Protego Horribilis, Sardinus Eructo, Trantallegra, Herbivicus, Waddiwasi, Nox, Deprimo, Locomotor, Mobiliarbus, Glisseo, Bonum Ignis, Obliviate, Lapifors, Oculus Lepus.OPIS POSTACI: Siedemnastoletnie dziewczę, mierzące sobie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu o budowie wdzięcznej. Rozumiejąc przez to uwydatniony, średni ale krągły biust oraz wyraźnie zaznaczone biodra z naturalnym wcięciem w okolicy talii. Włosy, w kolorze miedzi sięgają mniej więcej do połowy pleców. Naturalnie są nieco pofalowane. Dłonie z wyraźnie zaznaczonymi kostkami, wąskimi nadgarstkami, spiłowanymi na migdałowaty kształt paznokciami. Skóra jest koloru jasnego. Wyróżnia się przede wszystkim piegami, które przybierając różne kształty, oraz odcienie koloru brązowo-pomarańczowego znajdują się w ilości nadprogramowej wszędzie. Pomiędzy jedynkami można spostrzec charakterystyczną, niedużą przerwę. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Wto 09 Lut 2016, 16:37 | |
| Kiedy tylko usłyszała głos Addyson, zawtórowała w myślach, że dziewczyna którą jeszcze do niedawna uważała za neutralną, będzie następna w kolejce do testowania poszczególnych zaklęć. Zmrużyła nieprzyjemnie oczy, jeszcze przez dłuższą chwilę siedząc przy Krukonie. Zawsze uważała go za upartego, ale dotychczas nie miała okazji przekonać się na własnej skórze, że niereformowalne ptaszysko zwykło jak ta sroka, trzymać skradzione skarby w bezpiecznej nieosiągalnej dla Gryfonki kieszonce. Naburmuszyła się. - Ciekawe, kto się pokusił na zrobienie Wittermore takiego psikusa! Strach pomyśleć, kto będzie następny w kolejce. Toż to nasza ulubienica, najlepsza w całej klasie. - Skomentowała z niemałym zaskoczeniem, udając naprawdę przejętą niebezpieczeństwem związanym ze znajdywaniem się w jednej klasie z uczniakami, rzucającymi na lewo i prawo zaklęciami. Bardziej uważni mogli zauważyć, że wyraźnie parsknęła pod nosem z niedowierzaniem w sytuację. W Hogwarcie nie mogła zachowywać się tak, jak miała ochotę, bo wokół zawsze znajdywała się setka wielce współczujących kujonów, którzy zamiast stanąć naprzeciwko rudowłosej, kusili się jedynie na wymyślne skargi. Czasami żałowała, że nie dostała zawiadomienia do zupełnie innej szkoły, w której roiłoby się od podobnych do niej. Chociaż nie była aż tak złym dziewczęciem, wszyscy zdążyli już wyrobić sobie na jej temat opinię przez pryzmat kłócenia się z wszędobylską Wittermore. Wiedziała, że za bardzo będzie się ten uwielbiany przez wszystkich prymus wciskał w jej życie, dlatego tak bardzo tępiła jej istnienie na każdym kroku, mając szczerą nadzieję, że pewnego dnia umrze spod jej rąk – a wszelkie skarżypylstwo się skończy. Marzenia marzeniami, ale kiedy wróciła na ziemię, spostrzegła, że nadal nie udało się jej dostać długo wyczekiwanej zdobyczy. Wsparła dłoń na policzku, zawieszając na chłopaku wyczekujące spojrzenie, a wtem uleciała jej spomiędzy ust cicha wzmianka o tej, o której myślała zbyt często. - Czasami zachowujesz się tak, jakby zależało Ci na zdaniu tej pokraki. Naprawdę myślisz, że przestanie zrzędzić, a później pogłaszcze Cię po głowie za takie 'stanie po jej stronie' ? - Fuknęła. Trudno było zrozumieć jej ich relację, ale teraz nie czas był ani miejsce na myślenie o tym, dlaczego akurat on – ten, który raczej nie potrzebował niczyjej wymuszonej atencji, w mniemani Yvon tak bardzo podlizywał się największej porażce Hogwartu. Na myśl o złamaniu różdżki na pół tylko przełknęła nerwowo ślinę, kiedy ostatkami gasnącej determinacji starała się dostać to na czym jej zależało – i nie była to o dziwo zawartość spodni Todda, o którą wielu się wykłócało. Zawarkotała, ale kiedy odsuwał jej dłoń, nie mogła nachalnie trzymać jej w tamtym miejscu. Wszystko miało jakieś tam granice, których mimo wszystko w stosunku do młodszego od siebie Krukona musiała się trzymać. - Kiedy mi ją oddasz, włożę Ci ją w... nos. - Zastrzegła. Wyminęła nauczycielski wzrok. Mogłaby się poskarżyć, w końcu na zajęciach takich rzeczy nie wolno było robić, ale za dużo już w sali mieli skarżypyt dlatego tylko ugryzła się w język, a kiedy dłuższe oczekiwanie nie przynosiło żadnego rezultatu postanowiła wycofać się do wcześniej zajmowanej ławki. Zmierzyła Hugo wzrokiem, wykonując charakterystyczny gest palcami, mający na celu pokazanie, że ma go na oku, że patrzy, nawet mimo tego, że jest odwrócona i na dobrą sprawę, nie widzi nic co za nią. Marudząc coś cicho pod nosem, starała się skupić na lekcji, ale nie mogła, kiedy miała świadomość, że została całkowicie pozbawiona ochrony. W końcu nie potrafiła wykonywać poprawnie zaklęć bez różdżki. W praktyce, nie wychodziły jej wtedy żadne.
|
Mascius Malfoy Prefekt Naczelny, Ścigający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Dwanaście cali, sztywna, brzoza, pióro z ogona feniksaOPANOWANE ZAKLĘCIA: CAVE INIMICUM, EXPELLIARMUS, HOMENUM REVELIO, PROTEGO, DRĘTWOTA, EVERTE STATUM, IMMOBILUS, BOMBARDA, ALOHOMORA, FINITE, MOBILE IMAGINEM, EXPULSO, IMPERTURBABLE, PROTEGO HORRIBILISOPIS POSTACI: Malfoy. Jaki jest każdy widzi. Przedstawicieli tego rodu trudno pomylić z kimś innym. Nieco bledsza cera, ostre rysy i wyjątkowo jasne blond włosy. Cechy charakterystyczne, których nie sposób pominąć, tak jak faktu, że każdy z nich kończy w Slytherinie. Tak już po prostu jest i z tym się nie dyskutuje. Mascius nie odbiega od tego opisu w żaden sposób. Jest to typowy przedstawiciel swojej rodziny. Wysoki, mierzy sobie powiem nieco ponad sto osiemdziesiąt centymetrów. O raczej szczupłej sylwetce, gdzie linia mięśni jest wyraźnie odznaczona, jednakże nie widać po nim, aby poświęcał większą uwagę temu, aby jego ciało było odpowiednio wyrzeźbione. Niemniej jednak postawę ma cały czas prostą i faktycznym wyzwaniem jest zobaczenie go, gdy się garbi. Bije od niego powaga wymieszana z poczuciem wyższości, które ma wpajane od dziecka. Jako czarodziej czystej krwi pochodzący z jednego najbardziej szanowanych rodów, roztacza wokół siebie dominującą aurę. Mascius chodzi ubrany na czarno. Jednym z niewielu elementów innego koloru niż czerń jest srebrno-zielony krawat, który to nosi w czasie pobytu w Hogwarcie i tym samym pokazuje jednoznacznie, że ma się do czynienia ze ślizgonem. Z mniej istotnych rzeczy, o których można powiedzieć, to niewielkie znamię na prawej łopatce, które wyglądem przypomina motyla, oraz kilka mniejszych blizn rozsianych po całym ciele. Nie są one jednak na tyle istotne, aby posiadały jakieś większe znaczenie lub/i historie. Większość z nich powstała przez przypadek i nieuwagę. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Wto 09 Lut 2016, 16:59 | |
| Mascius miał już sobie dać spokój z zajęciami z zaklęć i uroków. To nie tak, że nie chciał na nie przyjść, ale po drodze do sali został zatrzymany przez innego nauczyciela, który to poprosił go o pomoc w pewnej delikatnej sytuacji, mającej miejsce na drugim piętrze. Chcąc nie chcąc, Malfoy zgodził się i oboje ruszyli zająć się dość... śliską sprawą. I wcale nie dlatego, że byli w to zamieszani ślizgoni. Niemniej jednak sprawa się tak mocno przedłużyła, że lekcja już trwała w najlepsze, zanim prefekt wraz z nauczycielem zdołali się z nią uporać. Przez pewien czas zastanawiał się czy nie darować sobie tych zajęć i zwyczajnie zająć się czymś innym, później zapytać Morrigan o czym była lekcja i nadrobić to samemu w czasie wolnym. Szybko jednak uznał, że równie dobrze może pójść do sali, wytłumaczyć swoje spóźnienie i nie tracić wolnego czasu na coś, co szybko nadrobi w klasie podczas zajęć. Stanął przed drzwiami sali zaklęć i uroków akurat w momencie, w którym profesor podniósł głos na Yvon, która to musiała coś przeskrobać. Nie do końca zrozumiał co takiego zrobiła, niemniej jednak dość wyraźnie usłyszał jej nazwisko. Westchnął lekko i pchnął drzwi, by przekroczyć próg i znaleźć się wewnątrz pomieszczenia. Szybkim wzrokiem omiótł wszystkich obecnych, zatrzymując się na dłużej przy Anastasii. Zaraz jednak dostrzegł obok niej Theo a chwilę później Addyson. Dopiero wtedy też dostrzegł profesora, który stał przy Kaylin grzebiąc przy jej twarzy. Trochę go to zastanawiało, jak to jest, że trzech prefektów obecnych w sali pozwoliło na to, aby on słyszał krzyki i uwagi profesora jeszcze zanim do niej wszedł. - Dzień dobry profesorze. - Zaczął, gdy uznał, że już może i nikt (a miał tu ma myśli Yvon, która to chyba sądziła, że jest u siebie w domu) nie będzie mu nazbyt przeszkadzał. - Przepraszam za swoje spóźnienie. Musiałem zająć się pewną sprawą, która to wymagała mojej uwagi. Profesor Bułhakow udzieli panu szerszych wyjaśnień, gdyż zdecydowanie wolałbym nie mówić o tym podczas zajęć. Nie sądził, że musiał dodawać coś w stylu "jestem super prefektem gad demyt, spóźniłem się to się spóźniłem, po co drążyć temat", bo każdy wiedział, że jest super prefektem. Zamiast tego szybko odszukał wzrokiem Morrigan i kłaniając się jeszcze lekko profesorowi, ruszył w jej kierunku, aby zająć miejsce najbliżej niej. - Powiesz mi co tu się działo. - Rzucił półgłosem. - Chcę wiedzieć czemu Yvon Hennessy zachowuje się jakby była w stodole, a żaden z trójki prefektów nie reaguje na to co wyrabia.
|
Morrigan Black Kapitan i szukający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Akacja, pióro z ogona feniksa, 14 i 3/4 cala, niezwykle giętka. Ciemna i cienka, szorstka, matowa, absolutnie nieelegancka - lekko zakrzywiona, surowa. Jedynymi zdobieniami są żłobione w niej runy i znaki oraz duży szafir umieszczony w jej nasadzie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Verdimilous, Protego, Riddiculus, Petrificus Totalus, Avifors, Reparifarge, Accio, Alohomora, Finite, Wingardium Leviosa, Slugus Eructo, Jęzlep, Oculus Lepus, Obscura, BaubillousOPIS POSTACI: Nieskazitelna perfekcja. Tak w dwóch słowach mogłaby opisać Morrigan osoba widząca ją po raz pierwszy. Perfekcyjne włosy, perfekcyjne ciało, perfekcyjny uśmiech, perfekcyjne ubranie i perfekcyjne stopnie. Obiektywnie patrząc - niczego jej nie brakuje, skromnie mówiąc. Choć może jest zbyt niska, bo mierzy ledwie sto sześdziesiąt centymetrów, fakt ten znika tłumiony przez szereg jej innych zalet. W prezencie od matki natury dostała wszak cudowną figurę, o którą nic a nic nie musi dbać. Może poszczycić się łabędzią szyją, wąskimi ramionami i klatką piersiową, biustem jędrnym, niezbyt dużym, ale i nie takim, który można by było nazwać małym; wąską talią, płaskim brzuchem, szerokimi biodrami, okrągłymi, pełnymi pośladkami, długimi, zgrabnymi nogami, kobiecymi dłońmi z delikatnymi, smukłymi palcami zakończonymi zadbanymi paznokciami. Jest też śmigła i gibka. Jej porcelanowej cery zazdrości niejedna dziewczyna. Tylko nieliczni przyglądają się na tyle, by dostrzec rysujące się wyraźnie pod jej bladą skórą żyły - na ramionach, klatce piersiowej, udach i nadgarstkach. Większość jest zbyt zajęta podziwianiem jej twarzy, która niezaprzeczalnie należy do urodziwych. Cera bez skazy, wysokie czoło, prosty, wąski nos z małym końcem, szczupłe policzki łatwo oblewające się rumieńcem, pełne, delikatne i wydatne, malinowe usta rozciągnięte w tajemniczym, zadziornym uśmieszku, zdolne nie tylko do ułożenia się w tysiące różnych grymasów i charakterne, ostre brwi - komponujące się w jedną, harmoniczną całość. Punktami najbardziej przykuwającymi wzrok są zaś niewątpliwie jej oczy, otoczone gęstym wieńcem długich rzęs, rzucających na jej kości policzkowe wierzbowe cienie, nadające jej twarzy subtelnego powabu. Duże, o migdałowym kształcie, z zewnętrznymi kącikami uniesionymi do góry, czystych, chłodnych błękitnych tęczówkach. Rzucające twarde, przeszywające spojrzenia. Mówi się, że oczy są obrazem duszy - i w jej oczach można dostrzec wszystko; trzeba się tylko przyjrzeć. A mało kto to robi, będąc wystarczająco urzeczonym powierzchownym wrażeniem. Jej cudną twarz okalają białosrebrzyste pukle zdrowych, lśniących włosów, sięgających dziewczynie niemal do krzyża. Falują delikatnie w rytm jej lekkich, miękkich, kocich kroków pełnych niewypowiedzianej gracji. Zawsze wyprostowane plecy i dumnie uniesiony podbródek oraz wypięta pierś nadają jej postawie elegancji i arystokratycznej wyższości. Wrażenie to potęguje jej mocny, zdecydowany, głęboki głos chłodnej barwy i czysty, dźwięczny śmiech, który równie doskonale wyraża radość co mściwą satysfakcję. Z całej jej postawy bije niezwykła, eteryczna aura, którą z pewnością może zawdzięczać krwi wili płynącej w jej żyłach. Wiele by dała, by nie roztaczać wokół siebie takiego wrażenia, które nie jest burzone przez nawet największe potknięcie. Niezdarność u niej odbierana jest jako "urocza", aniżeli "zawstydzająca" i "niepoważna". Zawsze unosi się za nią krystaliczny, mocny, ostry zapach konwalii. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Wto 09 Lut 2016, 17:22 | |
| Naprawdę nie sądziła, że zabawa na zaklęciach i urokach mogła być tak przednia, choć uwielbiała ten przedmiot. Morrigan siedziała z uśmieszkiem przylepionym do jej twarzy i ze skupieniem godnym widza oglądającego arcydzieło dramatu obserwowała rozwój wydarzeń. Kaylin milczała - przezabawne, a Yvon wkurzała się, rzucała na wszystkie strony niczym dzika kuna i obmacywała Todda - komiczne! O, tak, takie rzeczy mogły dziać się codziennie, stokroć wolała tego typu rozrywkę, niźli uczenie się podobnie nudnych zaklęć. W następnej kolejności już i tak zabawna Hennessy zaczęła nieudolnie kryć swój tyłek, z ust Black zaczął wydobywać się cichy chichot, który powoli zamieniał się w histeryczne parskanie, kiedy próbowała go powstrzymać i zasłaniała usta dłonią. Skupienie pozwoliło jej dopiero odzyskać przejście nauczyciela do lekcji. Wzięła kilka głębokich wdechów, puściła zaistniałą przed momentem sytuację w chwilową niepamięć, aby wstać, wyjąć eleganckim, pewnym ruchem swoją różdżkę i zacząć wykonywać polecenia nauczyciela, co z kolei również musiało wyglądać absurdalnie, gdyż była chyba jedyną, która sterczała wyprężona jak struna i w skupieniu machała różdżką, robiąc z siebie pajaca. Wtem wszedł Malfoy, na którego jasnowłosa nie zwróciła absolutnie żadnej uwagi, pochłonięta ćwiczeniem. No, może rzuciła mu spojrzenie kątem oka, ale na tym kończyła się cała atencja, jaką otrzymał. - Wypadałoby powiedzieć "proszę" - szepnęła kąśliwie w odpowiedzi, nie przerywając metodycznych ruchów nadgarstka. - A poza tym, Hennessy zawsze zachowuje się, jakby była w stodole - przewróciła oczami Ślizgonka. Westchnęła, widząc jego karcące spojrzenie. No dobrze, dobrze. Pozwoli mu wreszcie przerwać ten cyrk. - Kaylin wyskoczyła z mordą na Yvon, kiedy ta zaczęła się nabijać ze swoich zdolności artystycznych - zaczęła streszczać rzeczowym, ale przyciszonym tonem. - Wygarnęła jej jakieś gryzienie... Rudej się to nie spodobało, więc potraktowała ją jęzlepem. - I błagam, oczekujesz żeby Theo i Clemen coś w tej sytuacji zrobili? - Morrigan wreszcie spojrzała Masciusowi prosto w twarz i uniosła jedną brew. Przecież ci Puchońscy prefekci to się nadawali tylko do ogarniania pozostałych potulnych uczniów Huffelpuffu. Byli tylko jak dwa najodważniejsze małe, puszyste kurczaczki, na czele mniejszych i jeszcze bardziej puszystych, słodziutkich i bezbronnych kurczaczków. Nic dziwnego, że nie ingerowali w walkę orła i lwa.
|
Addyson Clemen Prefekt Hufflepuffu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Jawor; Włos jednorożca; 10,5OPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Expelliarmus, Finite, Flippendo Duo, Fumos, Riddiculus, Drętwota, Anatisquack, Calvorio, Accio, Alohomora, Bombarda, Glacius, Wingardium Leviosa, Descendo, Mobiliarbus, Lapifors, AnteoculatiaOPIS POSTACI: Panna Addyson Clemen urodziła się w małej wsi, ale za to w bardzo kochającej rodzinie, w której małej dziewczynce niczego nie brakowało. Jej matka, mugolka pogodziła się z myślą, że jej mąż i dzieci są czarodziejami i nigdy nie robiła im z tego powodu wyrzutów. Ojciec zaś starał się jak najlepiej wytłumaczyć swoim pociechom, że nigdy nie powinno nadużywać się czarów, a już na pewno nie w obecności mugoli. Szatynka największe problemy miała ze swoim starszym bratem, który dokuczał jej na każdym kroku, ciągnął za włosy i opowiadał straszne historię, przez które dziewczynka chowała się pod pościelą i płakała. Przez niego panicznie boi się kotów, na widok których zamiera w miejscu i oblewają ją zimne poty. W wyglądzie Addyson nie można dopatrzeć się niczego niezwykłego. Problem polega jedynie w jej wzroście. Mierzy niecałe metr pięćdziesiąt i często nie jest traktowana poważnie (w końcu kto może brać na serio dziewczynę z szóstego roku, która wzrostem przypomina pierwszoroczniaka?) Wbrew pozorom jest to zwykła nastolatka, o ładnych, piwnych oczach i czarnych, sięgających łopatek włosach z kilkoma piegami na nosie i policzkach. Jej policzki prawie zawsze są zaczerwienione, jakby sługo stała na mrozie w zimowy dzień. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Wto 09 Lut 2016, 18:14 | |
| Odwróciła się w stronę Yv, która bezczelnie próbowała odsunąć od siebie oskarżenia. Addyson nie miała zamiaru dłużej tego wysłuchiwać. Mimo tego, że zazwyczaj siedziała cicho i zawsze traktowana była jak "szara myszka", tudzież tchórzliwy kurczak, dzisiejszego dna wybuchła. Nie wiedziała, czy było to spowodowane bólem głowy, który coraz bardziej się nasilał, stresem wywołanym przez nauczyciela, czy po prostu zwykłym rozdrażnieniem. Nie pozwoliła na dłuższe pomiataniem innymi. Odezwała się głośno, wyraźnie i uparcie wpatrując się w postać gryfonki. - Nie będę pokazywała palcem, Yvon, ale jak strzelę w ten rudy łeb, to wszyscy będą wiedzieć o kogo chodzi... Nie obchodził jej fakt, że była prefektem i powinna nieść przykład, że nauczyciel wszystkiemu się przysłuchiwał i najważniejsze: że nigdy nie odważyłaby się na taki dobór słów! Mimo, że nie umiała posługiwać się różdżką, potrafiła się dobrze bronić. W końcu miała starszego brata, który często ją bił i musiała jakoś unikać jego ataków. Tanio skóry nie odda, a już na pewno nie pozwoli odgryźć sobie szyi.
Ostatnio zmieniony przez Addyson Clemen dnia Wto 16 Lut 2016, 10:36, w całości zmieniany 1 raz
|
Yvon Mavourneen Hennessy Pałkarz Złotych Chimer, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Prezentuje się przyzwoicie. Chociaż mierzy sobie zaledwie dwanaście cali, a z natury jest bardzo giętka, więc co za tym idzie trudna do złamania, przy niektórych zaklęciach zachowuje się nieprzyjemnie głośno. W rdzeniu umieszczony został szpon hipogryfa, całość zaś została wykonana z drewna derenia przyczyniającego się do wydawania rozpraszających świstów. OPANOWANE ZAKLĘCIA: Incarcerous, Drętwota, Relashio, Riddiculus, Bąblogłowy, Jęzlep, Salvio Hexia, Antivenenum, Linia Wieku, Protego Horribilis, Sardinus Eructo, Trantallegra, Herbivicus, Waddiwasi, Nox, Deprimo, Locomotor, Mobiliarbus, Glisseo, Bonum Ignis, Obliviate, Lapifors, Oculus Lepus.OPIS POSTACI: Siedemnastoletnie dziewczę, mierzące sobie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu o budowie wdzięcznej. Rozumiejąc przez to uwydatniony, średni ale krągły biust oraz wyraźnie zaznaczone biodra z naturalnym wcięciem w okolicy talii. Włosy, w kolorze miedzi sięgają mniej więcej do połowy pleców. Naturalnie są nieco pofalowane. Dłonie z wyraźnie zaznaczonymi kostkami, wąskimi nadgarstkami, spiłowanymi na migdałowaty kształt paznokciami. Skóra jest koloru jasnego. Wyróżnia się przede wszystkim piegami, które przybierając różne kształty, oraz odcienie koloru brązowo-pomarańczowego znajdują się w ilości nadprogramowej wszędzie. Pomiędzy jedynkami można spostrzec charakterystyczną, niedużą przerwę. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Wto 09 Lut 2016, 18:31 | |
| Yvon nie miała ochoty sprzeczać się z całą klasą, zważywszy przede wszystkim na fakt, że szkoda było jej własnego zdrowia, szkoda też punktów które zbierały się w ślimaczym tempie. Ale kiedy Addyson, wielka powierniczka siedzącej nieopodal nierozmownej Wittermore pokusiła się na wysublimowany komentarz, ona obrzuciła ją wzgardliwym spojrzeniem. Nie myliła się, Addyson była kolejną, na liście tych z którymi nie powinna się trzymać. - Skoroś taka odważna, Addyson, to chodź. Pokaż, na co Cię stać moja Ty wielkoczoła pięknotko. Będzie Ci lepiej, jeśli załatwimy to na oczach nauczyciela, czy wolałabyś umówić się po zajęciach? - Wymruczała w kierunku nielubianej uczennicy, tym razem nie zachowując się tak bardzo agresywnie, jak jeszcze chwilę temu. Nie uważała jej za godnego przeciwnika, bardzo wątpiła w umiejętności rozmówczyni, a, że ta sama postanowiła wtrącić się w paradę, nie omieszkała wykazywać się w stosunku do niej wyższością, uśmiechając się pewnie pod nosem. Pamiętała, że patrzy na nią nauczyciel – i nie miało znaczenia to, że zapach alkoholu był od niego mocno wyczuwalny, nie miała z pracownikami szkoły wspaniałych kontaktów. Prywatnie unikała rozmów z nimi, a więc traktowana była nie tak, jak Wittermore przez Bułhakowa, z dozą zaufania, klepaniem po głowie za każdą trafną odpowiedź. Rozsiadła się na swoim miejscu wygodniej, nawet wyprostowała z rozleniwieniem nogi pod ławką, nim nie otworzyła podręcznika szukając interesującego ją tematu, związanego z lekcją. Całe szczęście, przynajmniej Anastasia nie była przeciwko niej. I chociaż nie mówiła w tym momencie wiele, sam fakt, że nie włączyła się w kłótnie dużo dla Hennessy znaczył.
|
Addyson Clemen Prefekt Hufflepuffu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Jawor; Włos jednorożca; 10,5OPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Expelliarmus, Finite, Flippendo Duo, Fumos, Riddiculus, Drętwota, Anatisquack, Calvorio, Accio, Alohomora, Bombarda, Glacius, Wingardium Leviosa, Descendo, Mobiliarbus, Lapifors, AnteoculatiaOPIS POSTACI: Panna Addyson Clemen urodziła się w małej wsi, ale za to w bardzo kochającej rodzinie, w której małej dziewczynce niczego nie brakowało. Jej matka, mugolka pogodziła się z myślą, że jej mąż i dzieci są czarodziejami i nigdy nie robiła im z tego powodu wyrzutów. Ojciec zaś starał się jak najlepiej wytłumaczyć swoim pociechom, że nigdy nie powinno nadużywać się czarów, a już na pewno nie w obecności mugoli. Szatynka największe problemy miała ze swoim starszym bratem, który dokuczał jej na każdym kroku, ciągnął za włosy i opowiadał straszne historię, przez które dziewczynka chowała się pod pościelą i płakała. Przez niego panicznie boi się kotów, na widok których zamiera w miejscu i oblewają ją zimne poty. W wyglądzie Addyson nie można dopatrzeć się niczego niezwykłego. Problem polega jedynie w jej wzroście. Mierzy niecałe metr pięćdziesiąt i często nie jest traktowana poważnie (w końcu kto może brać na serio dziewczynę z szóstego roku, która wzrostem przypomina pierwszoroczniaka?) Wbrew pozorom jest to zwykła nastolatka, o ładnych, piwnych oczach i czarnych, sięgających łopatek włosach z kilkoma piegami na nosie i policzkach. Jej policzki prawie zawsze są zaczerwienione, jakby sługo stała na mrozie w zimowy dzień. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Wto 09 Lut 2016, 18:52 | |
| Nie przemyślała swoich słów. Zapomniała, że będąc na VI roku nie powinna wplątywać się w kłopoty. Yvon była jej pierwszym w życiu wrogiem (nie licząc jej brata) i nie za bardzo wiedziała jak ma się z tym teraz czuć. Jedyne co teraz czuła to... satysfakcja. Nie miała najmniejszego zamiaru przepraszać rudzielca, ani robić czegoś, co mogłoby usunąć narastający konflikt między nimi. - Wybacz. Nie mam zamiaru zniżać się do twojego poziomu i marnować na ciebie czas... ...czas, który mogłaby wykorzystać na czytanie, albo ćwiczenie wymachiwania swoim patykiem. - Wypchaj się różdżką. Mruknęła pod nosem już znacznie ciszej i przewracając oczami odwróciła się w stronę swojej otwartej książki. Z torby wyjęła różdżkę i położyła ją obok siebie, biorąc głęboki wdech i powoli wypuszczając nadmiar powietrza nosem. Musiała się jak najszybciej uspokoić, żeby nie wplątać się w jeszcze większe tarapaty.
Ostatnio zmieniony przez Addyson Clemen dnia Wto 16 Lut 2016, 10:37, w całości zmieniany 1 raz
|
Niosący Naukę NPC
Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Wto 09 Lut 2016, 18:56 | |
| Blokada na pisanie uczniów do postu nauczyciela. Wyjątek: Malfoy
|
Mascius Malfoy Prefekt Naczelny, Ścigający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Dwanaście cali, sztywna, brzoza, pióro z ogona feniksaOPANOWANE ZAKLĘCIA: CAVE INIMICUM, EXPELLIARMUS, HOMENUM REVELIO, PROTEGO, DRĘTWOTA, EVERTE STATUM, IMMOBILUS, BOMBARDA, ALOHOMORA, FINITE, MOBILE IMAGINEM, EXPULSO, IMPERTURBABLE, PROTEGO HORRIBILISOPIS POSTACI: Malfoy. Jaki jest każdy widzi. Przedstawicieli tego rodu trudno pomylić z kimś innym. Nieco bledsza cera, ostre rysy i wyjątkowo jasne blond włosy. Cechy charakterystyczne, których nie sposób pominąć, tak jak faktu, że każdy z nich kończy w Slytherinie. Tak już po prostu jest i z tym się nie dyskutuje. Mascius nie odbiega od tego opisu w żaden sposób. Jest to typowy przedstawiciel swojej rodziny. Wysoki, mierzy sobie powiem nieco ponad sto osiemdziesiąt centymetrów. O raczej szczupłej sylwetce, gdzie linia mięśni jest wyraźnie odznaczona, jednakże nie widać po nim, aby poświęcał większą uwagę temu, aby jego ciało było odpowiednio wyrzeźbione. Niemniej jednak postawę ma cały czas prostą i faktycznym wyzwaniem jest zobaczenie go, gdy się garbi. Bije od niego powaga wymieszana z poczuciem wyższości, które ma wpajane od dziecka. Jako czarodziej czystej krwi pochodzący z jednego najbardziej szanowanych rodów, roztacza wokół siebie dominującą aurę. Mascius chodzi ubrany na czarno. Jednym z niewielu elementów innego koloru niż czerń jest srebrno-zielony krawat, który to nosi w czasie pobytu w Hogwarcie i tym samym pokazuje jednoznacznie, że ma się do czynienia ze ślizgonem. Z mniej istotnych rzeczy, o których można powiedzieć, to niewielkie znamię na prawej łopatce, które wyglądem przypomina motyla, oraz kilka mniejszych blizn rozsianych po całym ciele. Nie są one jednak na tyle istotne, aby posiadały jakieś większe znaczenie lub/i historie. Większość z nich powstała przez przypadek i nieuwagę. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Wto 09 Lut 2016, 19:13 | |
| Malfoy wysłuchał tego co Morrigan miała mu do powiedzenia, po czym skinął lekko głową, że przyjął to wszystko do wiadomości. Miała rację co do puchonów, jednakże byli oni prefektami, powinni jakoś zareagować mimo wszystko. Wyglądało na to, że będzie musiał zwołać zebranie nieco szybciej i przeprowadzić z nimi konkretną rozmowę dyscyplinarną. Zaraz jednak miał się przekonać o tym, jak bardzo owa rozmowa jest potrzebna. Addyson Clemen, puchonka, prefekt. Osoba, którą wszyscy znali jako dziewczę mało wylewne, spokojne, raczej trzymające się z boku. Można było sobie wyobrazić zdziwienie, jakie pojawiło się na twarzy Malfoya, gdy usłyszał jej głos i słowa, które wypowiadała. Absolutnie do niej nie pasowały. Chłopak odwrócił się ku niej z wyraźnie uniesioną brwią, jakby jeszcze nie do końca wierzył, że to właśnie miało miejsce. Zaraz jednak swoje trzy grosze musiała wtrącić gryfonka, Yvon Hennessy, która jak zwykle dolała tylko oliwy do ognia. Mascius słuchał całej tej wymiany zdań, po czym po prostu wstał z miejsca tak, aby każdy mógł go dobrze widzieć i dobrze słyszeć. - Przepraszam, za pozwoleniem pana profesora. - Zwrócił się w kierunku nauczyciela, po czym ściągnął wyraźnie brwi i popatrzył po zebranych. Nie oszczędził swoim spojrzeniem nikogo. - Co to ma być? - Zapytał i odczekał chwilę, chociaż wcale nie oczekiwał od nikogo odpowiedzi. - Co to ma znaczyć? Używanie zaklęć niezwiązanych z tematem lekcji, wobec innych uczniów, przepychanki słowne w obecności nauczyciela. Ile wy macie lat? Tak się zachowują starsze roczniki? Tak się zachowują prefekci? Rozejrzał się raz jeszcze po zebranych. Przez chwilę chciał zatrzymać się dłużej na Anastasii, ale to nie był czas na miłostki i zauroczenia. To był czas na opieprz. - Clemen, Hennessy. Minus pięć za przeszkadzanie innym i utrudnianie prowadzenia zajęć. Yvon dodatkowo zostajesz po lekcjach, aby usłyszeć jaka czeka cię kara za używanie zaklęć na Kaylin. Z kolei Kaylin, Addyson i Theodore, spodziewajcie się wezwania na zebranie. Mamy sobie coś do powiedzenia. Westchnął przeciągle i po raz ostatni już przeleciał po każdym wzrokiem. - Nie chcę słyszeć od teraz nikogo poza nauczycielem i wskazanym przez niego uczniem, czy to jest jasne? Dobrze. - Zakończył swoją przemowę i wrócił wzrokiem do nauczyciela. - Profesorze. - Skinął mu głową i usiadł na swoim miejscu.
|
Niosący Naukę NPC
Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Wto 09 Lut 2016, 19:43 | |
| Charles wyciągnął swoją różdżkę, skierował ją w stronę poszkodowanej uczennicy i wymówił krótkie: finite, uwalniając ją tym samym od skutków zaklęcia rzuconego przez starszą koleżankę. W klasie zrobił się przez ten czas potworny harmider, który profesora bardzo zirytował. Wyprostował się, spojrzał na tych małych patafianów i aż oniemiał. Ta obmacuje kolegę po kroczu, ta się wydziera przez klasę, prefekt naczelny się spóźnił... CO JEST KURWA?! Jeszcze ta ruda prukwa usiadła sobie jak gdyby nigdy nic, rozkładając się na ławce, chociaż wyraźnie kazał im ćwiczyć zaklęcie. Czy tylko Morrigan była tutaj normalna?! - Odejmowanie punktów? Ja wam zaraz dam odejmowanie punktów. Malfoy, bierz tych gamoni do tego swojego "Bułhakowa" na dywanik, razem z rozgadaną panią prefekt. Zawiodłem się na tobie, Clemen i mam nadzieję, że twój opiekun wyznaczy ci stosowną karę! - powiedział głośno, odznaczając nazwiska na liście obecności. Zapisał również notatkę, którą wcisnął Malfoyowi do łapy. - Hennessy, Clemen, Todd. WSZYSCY Z SALI MARSZ. Nie mnie się będziecie tłumaczyć, nie będziecie rozwalać mi zajęć! Reszta ćwiczy!Pochylił się znów nad Wittermore. - Z tobą wszystko w porządku, słoneczko? Chcesz, żeby Callaghan odprowadził cię do skrzydła szpitalnego? Może zwolnić cię z zajęć?
|
Kaylin Wittermore Prefekt Ravenclawu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Angielski dąb, pancerz kikimory, 13 cali, sztywna. Solidna, z dosyć grubą rękojeścią. Nie jest prosta, większość różdżki jest pofalowana. Sama rękojeść ozdobiona jest grawerowaniem w drewnie, a także onyksem, który umieszczony jest na jej podstawie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: ★ Szkolne ★ ACCIO - ALOHOMORA - APERACJUM - BĄBLOGŁOWY - BOMBARDA - COLLOPORTUS - CONFUNDUS - DEPULSO - DRĘTWOTA - ENERVATE - EPISKEY - EXPELLIARMUS - GLACIUS - LUMOS MAXIMA - REDUCTO - REPARO - WINGARDIUM LEVIOSA ★ Łatwe ★ ANATISQUACK - BONUM IGNIS - CALVORIO - CHŁOSZCZYŚĆ - CONSTANT VISIO - ENTROPOMORPHIS - ERECTO - FUNEMITE - ILLEGIBILUS - IMPERTURBABLE - SICCUM - ZAKLĘCIE CZTERECH STRON ŚWIATA (WSKAŻ MI) ★ Trudne ★ FINITE INCANTATEM - PROTEGO HORRIBILIS ★ Specjalne ★ ZAKLĘCIE PATRONUSA (EXPECTO PATRONUM, FORMA BIAŁEGO KRUKA) ★OPIS POSTACI: Dosyć niska, mierząca jedynie sto sześćdziesiąt centymetrów, nie wyróżniająca się tak naprawdę niczym szesnastolatka. Drobna, można nawet pokusić się o stwierdzenie chuda dziewczyna, która z pewnością nie ma zbyt wiele siły i łatwą ją pociągnąć, czy popchnąć. Ostatnim razem, gdy się ważyła, waga ukazała czterdzieści osiem kilogramów, co i tak było dla niej osiągnięciem. Całkowicie przeciętna, o krótkich blond włosach, które lubią się puszyć i falować - każdy włos w zupełnie inną stronę, co sprawia, że na jej głowie prawie zawsze panuje nieład. Zawsze bardzo się stara, by mieć choć trochę elegancką fryzurę, jednak nie często jej się to udaje. Brązowe oczy kontrastują z bladą cerą, będącą oznaką przebywania przez większość czasu w budynkach, choć w wakacje zdarza się, że znajduje się na niej lekka opalenizna będąca wynikiem spędzania czasu z magicznymi stworzeniami na zewnątrz. Opala się jednak na czerwono, co nie jest szczytem jej marzeń. Ma na twarzy kilka pieprzyków, a na całym ciele poza tym jedyną skazą jest długa blizna, ciągnąca się aż od lewej strony brzucha do połowy uda. Nie ma zbyt dużej wady wzroku, jednak często można spotkać ją w okularach z czarną obwódką, gdyż w ten sposób lepiej jej się czyta. Dziewczyna nauczona została dbania o siebie, więc zawsze jest czysta i schludnie ubrana. Zdarza się, że na twarzy można dostrzec makijaż, lecz nie jest to zbyt częste. Lubi eleganckie stroje, spódnice, koszule i sweterki. Zawsze pachnie od niej kwiatową mieszanką jej ulubionych perfum. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Wto 09 Lut 2016, 20:05 | |
| Cały ten cyrk denerwował ją coraz bardziej. Nie znosiła chaosu, dostawała wręcz szału, gdy było głośno i tłoczno, a to, co działo się teraz to całkowita porażka. gdyby tylko mogła mówić z pewnością zrobiłaby z tym porządek. Ale, no cóż, nie mogła. Pozostało jej tylko znoszenie zapachu wódki, który unosił się nad nachylającym się nauczycielem i powstrzymała odruch ucieczki natychmiastowej. Pozwoliła sobie pomóc, choć prawdę mówiąc - jej duma cierpiała i to mocno. Spojrzała kątem oka na plującą się Hennessy i zrzuciła na nią miliony klątw w myślach. Ach, gdyby to jeszcze tak działało! Ponieważ nie mogła nic mówić, przysłuchiwała się tylko, w milczeniu (jakże by inaczej) kibicowała Addyson, która ją bardzo zaskoczyła. Prawdę mówiąc, miała wrażenie, że od tej pory panna Clemen będzie jej najlepszą koleżanką i trochę było jej szkoda, bo spodziewała się potężnej zemsty wymierzonej w Puchonkę. Hennessy nie popuszczała, tego Wittermore zdążyła się nauczyć. Dopiero teraz zrozumiała, co na myśli miała profesor Grisham, kiedy mówiła o tym, że możliwość odezwania się jest bardzo ważna. Merlinie, jak ta kobieta sobie z tym radziła? Bycie niemową było straszne, Wittermore teraz to rozumiała. I nawet przez chwilę żałowała, że nie mogła pobiec do kobiety i jej o tym opowiedzieć. Cały burdel został przerwany najpierw przez Prefekta Naczelnego - Malfoya lubiła, lecz poczuła się trochę dotknięta przez jego słowa, w końcu co ona mogła zrobić - potem przez nauczyciela. Z ulgą odkryła, że może już mówić i jedynie chrząknęła. Dopiero po chwili dotarły do niej słowa profesora i zamrugała dwukrotnie. Mogła sobie tak po prostu stąd wyjść? Prawdę mówiąc, bardziej niż do skrzydła szpitalnego chciałaby udać się właśnie do profesora Bułhakowa. Chociaż może lepiej, żeby nie wiedział, jak dała się poniżyć. Chrząknęła po raz kolejny. - W porządku, nic mi nie jest. - Aż podskoczyła w miejscu słysząc chrypę, jaka wydobyła się z jej ust. Może jednak powinna skorzystać z propozycji nauczyciela? - Dziękuję za pomoc. Jeżeli to nie problem, to chętnie poszłabym do Skrzydła Szpitalnego. - Tym razem głos jej zadrżał, podobnie jak ramiona. Miała zdecydowanie dość tego dnia i dość zaklęć. Spojrzała na Theodora przepraszająco, bo z jej powodu i on będzie musiał wyjść z zajęć. Mimo to wiedziała, że nie wytrzyma pięciu minut w pomieszczeniu i jeżeli stamtąd nie ucieknie to rozpłacze się przy wszystkich, którzy się znajdowali w sali.
|
Anastasia Fitzgerald Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Matowa i skromna, nie wyróżnia się na tle innych. Brak zdobień. Rdzeń z rogu jednorożca, drewno jabłoni, sztywna, 12 cali długości. Nic specjalnego.OPANOWANE ZAKLĘCIA: BĄBLOGŁOWY, EXPELLIARMUS, RIDDICULUS, PROTEGO, CONJUNCTIVITIS, DIFFINDO, ACCIO, WINGARDIUM LEVIOSA, VERDIMILIOUS, SICCUM, EBUBLIO, LEVICORPUS, OCULUS LEPUS, UTEVO LUX, SOMNOOPIS POSTACI: Średni wzrost, lekko podkrążone oczy od nadmiernego przesiadywania z książką po nocach. Właścicielka szczupłej, wątłej twarzy, którą okalają długie włosy o kolorze miodu akacjowego. Młoda Panienka Fitzgerald posiada kobiecą budowę ciała i długie włosy, ale na tym kończą się atrybuty kobiecości, którymi może się pochwalić. Skromny i konserwatywny ubiór, kłócący się poniekąd z jej pochodzeniem, przełamuje niekiedy mocniejszym makijażem i frywolnymi kapeluszami, nie mającymi jednak nic wspólnego z modą mugolską. Często próbuje zakryć całkowicie swoje ciało poprzez noszenie wyłącznie czarnych, workowatych szat. Preferuje stonowane kolory, a te pstrokate i przyciągające uwagę omija szerokim łukiem. Bardzo rzadko nosi dodatki i biżuterię, za wyjątkiem skromnego,złotego łańcuszka, z którym się nigdy nie rozstaje. Zazwyczaj wyprostowana lecz w jej kroku na próżno szukać gracji. Wiecznie zachmurzony wyraz twarzy, nieobecne spojrzenie. Czy to tylko zadumanie i wyłączenie się z realnego świata, a może to autentyczna, mroczna energia kryjąca się w jej pokrętnym umyśle i dziwnych fascynacjach? Tego nikt nie jest pewien,nawet ona sama. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Sro 10 Lut 2016, 02:20 | |
| Anastasia nie ogarniała. Przesiedziała przez większość czasu z tępym wyrazem twarzy i lekko rozchylonymi ustami, zachodząc przy tym o głowę o co tak naprawdę poszło. Siedziała tuż obok Yvon, ale tym razem nie miała żadnego wpływu na jej wyczyny, o interwencję trudno było w podobnych warunkach. To nie tak, że sytuacja nie była w pewien sposób zabawna, a i dawała sposobności reszcie do wykazania się podczas lekcji. Sęk w tym, że było to na tyle komiczne, iż Kaylin najprawdopodobniej czuła się...upokorzona. Upokorzenie nie należy do najprzyjemniejszych z gamy emocji ludzkich i Gryfonka obdarzona cudacznie rozbudowaną empatią, zaczęła odczuwać nieprzyjemne, bo wiążące się z wrażeniem winy, współczucie dla Krukonki. Kątem oka zerknęła na Theo,mogącego szczycić się funkcją prefekta lecz gdy i on nie zareagował, wypuściła z ust powietrze i przegryzła dolną wargę. Wzruszyła ramionami i przystąpiła do ćwiczeń nowo poznanego zaklęcia. Zignorowała tym samym nie odnoszące się do niej wyrzuty i postanowiła skupić się na lekcji. Choć nie należało to do łatwych zadań, mając pod nosem kłótliwą i pyskatą Yvon. Ach, być może i zareagowałaby podobnie, gdyby tylko nie nauczyciel, który musiał być tego świadkiem. Fakt, był nachlany, ale nie aż tak, żeby nie kontaktować i nie zorientować się, że dzieciarnia wchodzi mu na łeb. W takim momencie najlepiej było samemu zamknąć się i nie wychylać, wtopić się w tło niczym afrykański kameleon. Machała tą swoją różdżką jak idiotka, bo reszta i tak miała gdzieś, co profesor Wódka zadał im do zrobienia. Przynajmniej mogła się troszkę rozruszać i chociaż ciało wprawić w ruch, skoro umysł wciąż tkwił w krainie słodkiego snu. Jak na samo machanie szło jej rewelacyjnie, dopóki w klasie nie pojawiła się nowa osoba. Mascius. Na jego widok jej żołądek związał się w supełek, przysięgłaby również, że przed oczyma pojawiły się dryfujące w przestrzeni różowe gwiazdki. A może jakieś pieprzone serduszka, kto wie, w końcu niedługo Walentynki. Ale nie, nie mogła dać się rozproszyć podczas lekcji. Jeśli tylko zainicjowałaby iskrę wspomnień feralnej nocy, skończyłaby tak jak reszta tutaj zgromadzonych, ze skierowaniem na oddział psychiatryczny Munga i resztę dnia spędziłaby waląc głową o ławkę. Tym samym,słysząc ripostę Addyson, Gryfonka o mało nie zakrztusiła się, umarła i nie upadła z hukiem na podłogę. Rzuciła jej spojrzenie pełne niedowierzania i wartko przeniosła wzrok na Yvon, która nie pozostała jej dłużna. W głowie Fitzgerald zrodziło się wiele znaków zapytania, musiała przyznać, puchońska pani prefekt ją niesłychanie zaskoczyła. Anastasia nie opowiadała się po żadnej stronie i nawet gdyby chciała, najpewniej broniłaby Yvon...ale Addyson wyhodowała sobie dosyć spore, puchońskie jaja i tym właśnie zaskarbiła sobie pewnej dozy szacunku. Mogłaby pozachwycać się nieco dłużej nad nowo odkrytą naturą Panienki Clemen, gdyby do gry nie wkroczył nie kto inny, a prefekt naczelny. Miała aż ochotę zaszlochać nad perfekcją męskiej i dominującej natury Masciusa, ale w ostatniej chwili opamiętała się. W pewnym sensie, bo wyobraźnia i tak zaczęła płatać figle. Takie fantazjowanie musiała jednak odłożyć na samotny wieczór w pokoju. Opieprz nie trwał zbyt długo. Z kamienną twarzą przyjęła wygnanie sprawców burdelu z klasy i skrzywiła się nieznacznie, sama nie wiedząc do końca czemu. Biedna Kaylin, mogła ją pocieszyć, mogła poklepać po pleckach, ale w takim stanie Profesor Wódka wypierdoliłby i ją z klasy, za wszelkiego rodzaju wycieczki w czasie lekcji. Może ciepły, pokrzepiający uśmiech wystarczy? O ile na nią w ogóle zerknie. Gdy w klasie już się zupełnie uspokoiło, Anastasia kontynuowała swoje niezwykle wyczerpujące machanie. Kiedy ta lekcja się skończy?
|
Lena Bletchley Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12 i 3/4 cala, sztywna, tarnina, kieł widłowęża OPANOWANE ZAKLĘCIA: Accio, Lumos, Nox, Protego Horribilis,Bąblogłowy, Expelliarmus, Fumos, Drętwota, Everte Statum, Mimble Wimble, Petrificulus Totalus, Avifors, Cistem Aperio, Verdimilous OPIS POSTACI: Codzienna niecodzienność w postaci dziewczyny, która nie powinna przykuwać zbyt dużej uwagi jest możliwa. Nawet wysokie, mierzące 170 cm o budowie odpowiedniej do swojego wieku i płci, jasna i bardzo zadbana cera, skóra wyjątkowo przyjemna w dotyku. Jest też spory mankament jej urody, czyli za duży nos i kanciasta broda. Z lepszych rzeczy trzeba wspomnieć jasne włosy dziewczęcia o całkiem sporej długości oraz bursztynowe oczy. Te dwie cechy nie odbierają jej naturalności i zwyczajności, dodając przy tym coś niewytłumaczalnego. Jest niby nijaka, a jednak interesująca, przykuwająca uwagę, ładna - mimo rażących wad urody. Niedoskonała, ale ze swoimi magnetycznym spojrzeniem rozprzestrzenia aurę tajemnicy, którą chce się poznać. Nie posiada bardziej wyrazistych cech wyglądu. Gładka i nudna, jeśli chodzi o historię blizn. Możliwe, że jak u każdej nastolatki czasami pojawi się jakiś pryszcz, ale to raczej norma. Po prostu pozornie nużący obrazek, jak wykluczy się nieznoszące sprzeciwu, błyszczące paczadełka. W pakiecie dołączone jest też opakowanie niekończących się uśmiechów - wersja na każdą sytuację. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Sro 10 Lut 2016, 21:23 | |
| Drogi Merlinie, czy to się naprawdę dzieje? Mogła sobie spokojnie spać albo chociaż wylegiwać się z książką w swoim ciepłym wyrku. Merlin jeden wie, jak wiele opcji pozostawało do wyboru, a ona jednak zdecydowała się przyjść. I po co? Jak widać oczekiwanie, że na szkolnych zajęciach może się człowiek czegoś nauczyć jest zbyt wielkie. Cieszyła się tylko z tego, że to nie ona ma jakiś większy problem tym razem. Siedziała sobie w ławce, jak gdyby nigdy nic. Pewnie niektórzy sądzili, że wyłączyła się kompletnie, jednak nie jest to prawda. Kiedy dookoła ludzie robili dziwne rzeczy za które zostali wywaleni z sali ona wsłuchiwała się i przy okazji od czasu do czasu machnęła różdżką w celu przećwiczenia czegoś, żeby lekcja nie była aż tak stracona, jakby się mogło wydawać. Zastanawiała też jakim cudem tyle osób dało się w to wpakować. Jedna głupota i milion problemów dla sporej grupki ludzi. "Wielkie problemy" malutkich ludzi zżerały więcej czasu niż prawdziwe zadania. System edukacyjny nie przewidywał chyba większych cepów i dlatego nie działa. Nieprzygotowany na to nauczyciel miał krótko mówiąc przesrane - w wyniku odesłania awanturników w klasie pozostała marna grupka milczków. Do tego odprawił tego, który przynajmniej raczył odpowiedzieć na jego pytanie! Teraz można zacząć się martwić o siebie i liczyć na to, że lekcja nie rozpadnie się do reszty. Lena nie miała bowiem zamiaru angażować się w nią bardziej niż na minimalnym poziomie. Zdążyły przejść jej wszystkie dobre chęci z chwilą, gdy otoczyło ją małe zoo, a nie uczniowie. Szczególnie takie zoo, które dobrze nie potrafi wyjść z klatki. Liczyła chociaż na jakąś dłuższą rozrywkę. A tu co? Znowu cholerne nic. Machinalnie powtarzała ruch, licząc na to, że wyładowanie złości może zajść dzięki ciągłemu męczeniu tej samej czynności. Bo kto nie byłby spięty w chwili, gdy już nabrał jakiś chęci i na nic się one nie przydały? Nieszczęsny poranek, dzień, lekcja, uczniowie i nauczyciel, który chyba sam nie ogarnia tego, iż zubożała mu poważnie klasa. Czy oni się w ogóle tego dnia czegokolwiek zdążą się nauczyć?
|
Theodore Callaghan Prefekt Hufflepuffu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 11 i pół cala, średnio sztywna, włos z głowy wili, jodłaOPANOWANE ZAKLĘCIA: gemino, oppugno, reparifage, avifors, bombarda, protego, drętwota, relashio, spongify, repleo, libro mendaciumOPIS POSTACI: Chłopaczek raczej przeciętnego wzrostu o rzadko kiedy ułożonej burzy ryżawych włosów. Ma raczej poczciwy wyraz twarzy, potęgowany przez iście psie oczy i piegowatą twarz. Na szerokich, pełnych ustach często gości uśmiech, a na całej fisis nieczęsto gości złość. Nie oznacza to jednak, że Theodore jest ciapą sam w sobie, gdyż niejednokrotnie stawał się obiektem westchnień koleżanek ze szkoły. Co śmieszniejsze, zdaje się że Theo rzadko kiedy zauważa wszelkie zaloty skierowane w jego stronę. Nie wynika to bynajmniej z jego narcyzmu - po prostu trudno mu się pogodzić się z myślą, że mógłby się komuś podobać. Ma to swój początek jeszcze w początku nauki w mugolskiej szkole. Wtedy, w wieku około sześciu lat, Theo może i był "urokliwym" i "przesłodkim" dzieciaczkiem, ale wśród rówieśników nie należał do najurodziwszych. Głównym powodem wszelkich drwin były jego piegi i duże okulary, które zwykł nosić w tamtym czasie. Kiedy dostał list do Hogwartu myślał że to szansa na rozpoczęcie wszystkiego od nowa, lecz i tam traktowano go z rezerwą ze względu na mugolskie pochodzenie i przynależność do najbardziej lekceważonego domu. Wszystko to sprawiło, że mimo względnej radości i otwartości, które widać na pierwszy rzut oka w zachowaniu chłopaka, w rzeczywistości jest on niezwykle skryty i przeważnie unika przebywania w przesadnie dużych grupach ludzi, których nie zna. Z drugiej strony na przestrzeni lat nauczył się dystansu wobec chamskiego zachowania tych, którzy chcą mu dogryźć i nie boi się już wystosować wobec nich adekwatną ripostę. Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Czw 11 Lut 2016, 16:19 | |
| Theo jak zwykle pogrążony był w niezwykle zajmującej lekturze książki o transmutacji (jaką notabene wszyscy definiowali jako nudną i napisaną przedpotopowym językiem), kiedy w klasie działa się istna lawina wydarzeń. Kłótnie? Reprymendy nauczyciela? Kaskady zaklęć wymierzane przeciwko sobie? Rozdane z zawrotną zręcznością szlabany? Theodore zarejestrował cokolwiek ze swojego otoczenia dopiero wtedy, gdy nauczyciel wyrwał jego i jego kompankę-prefekta do wyjaśnienia zaistniałej sytuacji. Prefekt Hufflepuff najpierw uciekł oczyma nieznacznie w bok, a następnie rzucił Addyson spojrzenie pełne podzięki. Okazało się, że został za to wytypowany do zaprowadzenia Wittermore do gabinetu pielęgniarki. Nie widział zbytniego sensu w tym, żeby asystował dziewczynie, której to język został przylepiony do podniebienia, a nie nogi, lecz wyjście z sali lekcyjnej było dobrą alternatywą dla panującego w niej galimatiasu. - Oczywiście, panie profesorze.Chłopak posłał Kaylin niepewne, lekko nieufne spojrzenie. Cały czas nie wiedział, czy ktokolwiek z grona pedagogicznego dowiedział się z jej ust, że prefekt Hufflepuff jest animagiem. Niemniej, skinął na nią po koleżeńsku głową i za chwilę oboje wyszli na korytarz. zt x2
|
Niosący Naukę NPC
Temat: Re: Sala zaklęć i uroków Pią 12 Lut 2016, 00:33 | |
| Pozbywszy się wszystkich upierdliwców, którzy niszczyli mu zajęcia i wymigawszy się od obowiązku odbębniania z nimi szlabanu, bo wszystko zrzucił na tą ruską niedojdę - uspokoił się nieco. Niech odbębniają polerowanie dzbanków u tego nudziarza, skoro przerasta ich wykonywanie poleceń. Reszta uczniów posłusznie machała rączkami, więc Charles nie miał powodów do narzekań - kilka osób faktycznie straciło zainteresowanie wykonywaniem w kółko tych samych ruchów, ale winę zrzucił na zamieszanie, z którym zdążył się uporać, więc... pora przejść do dalszej części zajęć. Przypatrywał się jeszcze tylko, czy nikt nie robi nic źle, zmarszczył brwi, żeby lepiej przyjrzeć się dalszym rzędom. Nie dostrzegłszy nikogo, kto mógłby coś w praktyce spartaczyć - odchrząknął i wydusił z siebie: - Dobra, do roboty! Powtarzamy! Verdimilous! - czekał na to, aż dzieciaczki odpowiedzą chórem, żeby wyłapać złą intonację. Nikt? Chyba nikt? No dobrze, czas przejść do praktyki! Podniósł z biurka kredę. - Każdy po kolei podchodzi do białej linii - powiedział, rysując ją na podłodze - i rzuca zaklęciem w punkt na końcu sali, rozumiemy? Jest was dzisiaj bardzo mało, więc każdy ma dwa podejścia!Przy rzucaniu zaklęcia używacie kostki K20. Jeżeli wyrzucicie wynik powyżej 15 - przyswajacie zaklęcie od razu i na zawsze. Możecie dopisać je sobie do opanowanych. Jeżeli wyrzucicie wynik od 11 do 14 - macie zaliczoną jedną sesję potrzebną do fabularnej nauki zaklęcia. Jeżeli uda wam się za pierwszym razem - nie musicie pisać drugiego postu. KOSTKA K20 | REZULTAT | 20 | Krytyczny sukces. Zaklęcie wykonane perfekcyjnie. | 19 | Silne, rzucone poprawnie zaklęcie. | 11-18 | Zaklęcie rzucone poprawnie. | 10 | Zaklęcie rzucone niepoprawnie. Może przynieść nieoczekiwane rezultaty. | 2-9 | Zaklęcie nie powiodło się. Nic się nie stało. | 1 | Krytyczna porażka. Zaklęcie nie powiodło się i/lub postać obrywa rykoszetem, który może przynieść nieoczekiwane rezultaty.
|
|
Temat: Re: Sala zaklęć i uroków | |
| |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |