|
Sala starożytnych runIdź do strony : 1, 2, 3, 4, 5, 6 Addyson Clemen Prefekt Hufflepuffu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Jawor; Włos jednorożca; 10,5OPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Expelliarmus, Finite, Flippendo Duo, Fumos, Riddiculus, Drętwota, Anatisquack, Calvorio, Accio, Alohomora, Bombarda, Glacius, Wingardium Leviosa, Descendo, Mobiliarbus, Lapifors, AnteoculatiaOPIS POSTACI: Panna Addyson Clemen urodziła się w małej wsi, ale za to w bardzo kochającej rodzinie, w której małej dziewczynce niczego nie brakowało. Jej matka, mugolka pogodziła się z myślą, że jej mąż i dzieci są czarodziejami i nigdy nie robiła im z tego powodu wyrzutów. Ojciec zaś starał się jak najlepiej wytłumaczyć swoim pociechom, że nigdy nie powinno nadużywać się czarów, a już na pewno nie w obecności mugoli. Szatynka największe problemy miała ze swoim starszym bratem, który dokuczał jej na każdym kroku, ciągnął za włosy i opowiadał straszne historię, przez które dziewczynka chowała się pod pościelą i płakała. Przez niego panicznie boi się kotów, na widok których zamiera w miejscu i oblewają ją zimne poty. W wyglądzie Addyson nie można dopatrzeć się niczego niezwykłego. Problem polega jedynie w jej wzroście. Mierzy niecałe metr pięćdziesiąt i często nie jest traktowana poważnie (w końcu kto może brać na serio dziewczynę z szóstego roku, która wzrostem przypomina pierwszoroczniaka?) Wbrew pozorom jest to zwykła nastolatka, o ładnych, piwnych oczach i czarnych, sięgających łopatek włosach z kilkoma piegami na nosie i policzkach. Jej policzki prawie zawsze są zaczerwienione, jakby sługo stała na mrozie w zimowy dzień. Temat: Re: Sala starożytnych run Wto 26 Sty 2016, 18:40 | |
| Ukradkiem weszła do sali, aby zrobić jak najmniej zamieszania, wokół jej osoby. Z dormitorium Puchonów wydostała się stosunkowo późno, ponieważ na kanapie w Pokoju Wspólnym, wylegiwał się biały, puszysty kocur, który łypał na nią groźnie zielonymi ślepiami. Nic więc dziwnego, że szatynka "przyklejona" do ściany, próbowała szerokim łukiem ominąć jego legowisko. Na całe szczęście w dormitorium nie było innych osób, które mogłyby zobaczyć paniczny strach w jej oczach. Ostatkiem sił powstrzymała się od użycia zaklęcia Lapifors i przetransmutowania sierściucha w królika. Po wydostaniu się z pokoju, pomknęła korytarzami na drugie piętro, tylko przez zwykły przypadek nie gubiąc się w lochach i nie będąc ofiarą zdradzieckich schodów. Zatrzymała się przy drzwiach do sali starożytnych run i wzięła głęboki wdech. Miała nadzieję, że nauczyciela jeszcze nie ma oraz, że jej policzki nie przybrały szkarłatnego koloru. Przewróciła oczami, poprawiając torbę na ramieniu. Kto by na nią w ogóle zwracał uwagę? Ignorując skrzypienie zamykanych za sobą drzwi, zajęła miejsce, przy którym nikogo nie było naprzeciwko niej i wyciągnęła książkę otwierając ją na ostatnich zajęciach.
|
Hugo Todd Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 10 i 3/4 cala, średnio sztywna, rdzeń z kła widłowęża, drzewo hikoryOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Bąblogłowy, Protego, Riddiculus, Accio, Alohomora, Lumos, Sollicitus, Expulso, Levicorpus, Oblivate, NoxOPIS POSTACI: Przez pierwsze pięć lat swojego życia był małym księciem. Pupilkiem ojca, macochy, rozlicznych ciotek, babek i piątych wód po kisielu - siostrzenic ciotecznych brata od strony szwagra dziadka. Dopieszczany zarówno delikatnym dotykiem, jak i czułym słowem, słodkim ciastkiem, czy odległymi obietnicami. Pęczniał w swoim małym dostatku jak drożdżowy placek w ciepełku. Dostawał prezenty, ochuchiwany był ochami i achami, każdy jego ruch rączką, czy mielenie gryzaka zalążkami ząbków spotykało się z wielkim poruszeniem. Chociaż nieświadomie, powoli przyzwyczajał się do tego stanu i nie przewidywał, by cokolwiek miało się zmieniać. Wszak był rozkoszny, dziecięco pucołowaty, pocieszny i śliczniutki – w ogóle nie przypominał mężczyzny, którym powinien się stać po osiągnięciu pełnoletności. Szaro-błękitne oczęta odziedziczył po przodkach ze strony matki. Tak samo było z jasną, zdrową cerą i gęstymi złotymi loczkami cherubinka. Śmiało mógłby wtedy pozować Rafaelowi, czy Michałowi Aniołowi. Tak przynajmniej twierdziła lwia część rodziny. Powód specjalnego traktowania? Ojciec na jakiejś wycieczce w interesach skundlił się z ledwo co napotkaną przedstawicielką nieludzkiego rodu. Wszystko zdawało się być jeno krótkotrwałą, chociaż pełną namiętności i ogólnej wesołości przygodą, dopóki nie znalazł pod drzwiami rodzinnego domu kosza z noworodkiem. Trzeba dodać, że noworodkiem płci wybitnie męskiej, co mogło być powodem porzucenia przez matkę. Wile rzadko kiedy tolerują mężczyzn w swym gronie na dłużej. „Udomowione” przedstawicielki co prawda zakładają rodziny, jednak wszechobecne nienawiść i nieporozumienia na tle rasowym przeszkadzają im w pełnej integracji z ludzkim społeczeństwem. Hugo nie okazał się być córką, toteż nie był godzien pozostania przy matczynej piersi. Podepchnięty ojcu, wciśnięty w rodzinny obrazek Mary i Irvinga Toddów, spełniał swój obowiązek jako najmłodsza latorośl wciąż nie mogących się doczekać potomka, niemłodych już partnerów. Nie była to oczywiście łatwa zmiana. Pierw traktowany był ze zrozumiałą wrogością i niepewnością, aczkolwiek jego wielkie, niemowlęce oczka i raczej ciche usposobienie przydały mu akceptacji i powolnej, sukcesywnej asymilacji z każdym odłamem Toddów i pochodnych. Instynkt macierzyński Mary kwitł, chociaż nie ona go rodziła, prawie dumny z pracy swych lędźwi Irving nadał synowi drugie imię po sobie dla zacieśnienia więzi i pokazania, że się do niego przyznaje. Nie czuł się ojcem w pełnym wymiarze, jednak potomek reperował jego poczucie miejsca w społeczeństwie. Nie byli już ostatnimi z okolicy, którzy nie mogli budować podpory rodu na nowych gruntach. Do czasu. Pięć lat później Mary powiła małą, czarnowłosą Shiloh. Dziecko było tak brzydkie, jak tylko mógł być noworodek, jednak dla szczęśliwych rodziców było najpiękniejsze na świecie. Zatrwożony o swoją przyszłość w rodzinie Hugo poczuł się nagle zepchnięty na dalszy tor. Już nie dla niego były koronkowe poduchy podkładane pod pupę. Musiał sobie radzić sam, w końcu był „dużym chłopcem”. Czerwonawe, wiecznie napięte i rozwyte „coś” przesłaniało wszelkie jego dotychczasowe racje. Jadał posiłki, uczył się, przebywał w towarzystwie. Jednak już nie on i jego specyficzna uroda były tematem ochów i achów. Naprzemiennie defekująca i płacząca siostrzyczka tarmoszona była za policzki i całowana w czoło. W końcu była córką TEGO domu, a nie jeno przybłędą. Hugo został zepchnięty na drugi plan. Zmienił się, oczywiście… Z wiekiem gasł, a jego uroda traciła na mocy. Nie kusił jak matka, chociaż nawet jako kilkulatek wciąż mógłby reklamować producentów pasty do zębów dla sławnych i bogatych. Złote loki ciemniały, przechodząc w jasny, ciepły kasztan. Pucołowatość malała, przydając mu z każdym rokiem coraz bardziej chłopięcych rysów twarzy. Ubrany w kiecuszkę nie był już ‘śliczną dziewczynką’ tylko ‘biednym, ślicznym chłopcem, którego ktoś postanowił ośmieszyć’. Jedynie oczy ciągle pozostawały takie same – szaro-błękitne, relatywnie symetryczne, osadzone na tyle głęboko, by nie nadawać mu żabiej aparycji, a na tyle płytko, by nie kojarzyć się z upośledzeniem. Jeszcze kilka lat i śmiało mógłby zacząć mówić o siebie w kategorii ‘przystojnego’. Teraz powstrzymuje język. Nie mówi w towarzystwie tego co mu ślina na język przyniesie, pomny traumatycznych koszmarów wieku dziecięcego. Diagnoza była brutalnie prosta i nie dająca nadziei na odmianę – śmierć łóżeczkowa, nic nie można było zrobić. Jednak właśnie wtedy na światło dzienne wyciągnięte zostały małe brudy z przestrzeni całego roku. Nienawiść brata do siostry, jego grymaszenie na wspólne spędzanie czasu, bicie małej istotki po twarzy za które zbierał tęgie lanie… Wcześniej lekceważone „chcę, żeby sobie poszła”, „niech idzie do dziadka!” (który zmarł kilka miesięcy wcześniej na nieznaną, przykrą chorobę) nabrało nowej mocy. Tragedia rodzinna rozbuchała złe opary nagromadzone w każdym jej członku. Nawet dziś, wciąż młody, przystojny i, co najważniejsze, narcystyczny Hugo nie może się pozbierać po wieloletniej awanturze. On rozdrapywał rany stwierdzeniami, że przecież mogą kochać już tylko jego, za co zamykany był na wiele godzin we własnym pokoju. Nie rozumiał logiki kary – przecież powiedział prawdę i nie zrobił niczego złego. To, że jego uczucia różniły się od rodzicielskiej miłości do utraconego pacholęcia nie docierało do niego żadną drogą. Podjąwszy naukę w Hogwarcie był całkowicie ukontentowany. Oddalił się od ciężkiej atmosfery panującej w domu, a comiesięczne czeki zasilały jego konto. Mógł żyć spokojnie. Dorastać, mężnieć, zmieniać się. Nie wyglądał już jak mały aniołek – przeszkadzało mu w tym nabyte 186 cm wzrostu, niemiłosiernie wystające kości w okolicach bioder i zdecydowanie za długie palce. Zachował jednak posmak wilej krwi w sobie, toteż pomimo braku typowo kobiecego powabu i tak ma naturę podrywacza i odpowiednie ku temu predyspozycje wyglądowe. Całkowity brak rozbudowanej partii mięśniowej poza przepisowe, nadające mu wyprostowanej sylwetki, zakrywa dobrze skrojonymi szatami. Myje się codziennie i goli, by zachować świeżość. Uwydatniona grdyka na chudej szyi co prawda jest mu zadrą w palcu, jednak stara się tego nie eksponować. Wcale nie uważa tego za ‘męskie’. On sam nie jest przecież rozpoznawany przez kategorię owłosionego dryblasa u boku jakiejś powabnej panienki. Temat: Re: Sala starożytnych run Wto 26 Sty 2016, 21:55 | |
| Najlepsi oczywiście zawsze przychodzą w swoim czasie. Mocno spóźniony Todd nie nawykł jak widać do przestrzegania punktualności, ale darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, czyż nie? Sam fakt zaszczycenia zebranych swym, poniekąd, skromnym towarzystwem powinien być nagradzany dodatkowym punktem, odkąd porzucił prawie wszystkie zobowiązania na rzecz ślęczenia nad kociołkiem, tudzież szklanką podczas samotnych wypraw do Hogsmeade, które kończyły się w zaskakujący nawet dla niego sposób. Sczesał włosy z czoła i poprawił druciaki na oczach. Zamglone nie wiadomo z jakiego powodu szkło przetarł mankietem śnieżnobiałej koszuli, po czym pewnie i bez obaw przestąpił próg, prawie od razu rzucając po oczach szczypiącym jak krojona cebula wilim feromonem. Nie, nie mógł się powstrzymać. Nie mógł, ale i nie chciał. - Hola, hola. – Rozejrzał się po pękatej od mebli Sali i nie zarejestrował w niej jedynego elementu, którego by się tu spodziewał. No… Prócz Wittermore. Odwrócił się na pięcie i zapuścił żurawia na korytarz, ale i tam ni widu, ni słychu, ni dudusia. On, Hugo Irving Todd, nie spóźnił się na zajęcia aż tak bardzo pierwszy raz od dwóch, może trzech tygodni. Ganiający go za to po katach prefekt domu byłby dumny… Chyba zaraz wyśle do niego sowę. – Witam zebranych. Piękny dzień dziś mamy, idealny na wyjście na błonia, nie uważacie? Apropo wyjść… Tu pokiwał ręką, w której dzierżył zwinięty w zgrabny rulonik obwiązany cieniutkim sznureczkiem. Oczywiście, że go odczytał, nie był przecież frajerem. Kobiece, zgrabne pismo, wyznanie prawie że miłosne, pełne powikłań i zatajania prawdziwego motywu. Żaden list, coś na zasadzie kartki z dziennika, z którą ktoś nie mógł się pożegnać po wyrwaniu. Gdyby był adresatem, oblizywałby się właśnie jak kot nad mysią norką. - Któraś z pań zgubiła to chyba pod salą.
|
Anastasia Fitzgerald Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Matowa i skromna, nie wyróżnia się na tle innych. Brak zdobień. Rdzeń z rogu jednorożca, drewno jabłoni, sztywna, 12 cali długości. Nic specjalnego.OPANOWANE ZAKLĘCIA: BĄBLOGŁOWY, EXPELLIARMUS, RIDDICULUS, PROTEGO, CONJUNCTIVITIS, DIFFINDO, ACCIO, WINGARDIUM LEVIOSA, VERDIMILIOUS, SICCUM, EBUBLIO, LEVICORPUS, OCULUS LEPUS, UTEVO LUX, SOMNOOPIS POSTACI: Średni wzrost, lekko podkrążone oczy od nadmiernego przesiadywania z książką po nocach. Właścicielka szczupłej, wątłej twarzy, którą okalają długie włosy o kolorze miodu akacjowego. Młoda Panienka Fitzgerald posiada kobiecą budowę ciała i długie włosy, ale na tym kończą się atrybuty kobiecości, którymi może się pochwalić. Skromny i konserwatywny ubiór, kłócący się poniekąd z jej pochodzeniem, przełamuje niekiedy mocniejszym makijażem i frywolnymi kapeluszami, nie mającymi jednak nic wspólnego z modą mugolską. Często próbuje zakryć całkowicie swoje ciało poprzez noszenie wyłącznie czarnych, workowatych szat. Preferuje stonowane kolory, a te pstrokate i przyciągające uwagę omija szerokim łukiem. Bardzo rzadko nosi dodatki i biżuterię, za wyjątkiem skromnego,złotego łańcuszka, z którym się nigdy nie rozstaje. Zazwyczaj wyprostowana lecz w jej kroku na próżno szukać gracji. Wiecznie zachmurzony wyraz twarzy, nieobecne spojrzenie. Czy to tylko zadumanie i wyłączenie się z realnego świata, a może to autentyczna, mroczna energia kryjąca się w jej pokrętnym umyśle i dziwnych fascynacjach? Tego nikt nie jest pewien,nawet ona sama. Temat: Re: Sala starożytnych run Wto 26 Sty 2016, 23:21 | |
| Wzruszyła beznamiętnie ramionami na uwagę Theo, zrewanżowała się kopniakiem, od tak dla zasady i zmarszczyła czoło. Silne emocje buzowały już dłuższego czasu, ale nie miało to nic wspólnego z osobą samego Ślizgona, co z faktem pogłębiającej się aury chłodnego manieryzmu, wyuczonych konwenansów, które tak każdy kalkował od dorosłych i postawy antypatycznego dystansu do świata i reszty uczniów. Anastasia zauważyła, że im starsi się stawali, tym bardziej każdy preferował izolację, czasem jedynie pozwalając na bardziej swawolne relacje w ściśle zamkniętych i posegregowanych grupach. Jeżeli nie na podstawie czystości krwi, to domu, do którego należeli. - Czemu? – uniosła prawą brew, a ton głosu przybrał piskliwą, wysoką barwę. Nie dbała czy zwracano na nią uwagę, w tamtym momencie liczyła się jedynie możliwość ekspresyjnego wyrażenia zdania. Otwierała już buzię, układała usta do wypuszczenia z siebie ostrego, kojącego jej wzburzony temperament zdania, gdy w ostatniej chwili opamiętała się natychmiastowo. Niemalże już zapomniała, że dawne relacje na linii Malfoy Theo były nieco delikatnym i drażliwym tematem, prowokowanie Masciusa mogło nieciekawie skończyć się dla jej przyjaciela, którego reputację i ogólne samopoczucie stawiała wyżej niż swoje własne. Kryształowa dziewczyna. -Chyba się go nie boisz? Wiesz, że już nic ci nie grozi – wyszeptała po dłuższej chwil i przegryzła nerwowo wargę – te całe wasze zabawy w odpowiedzialnych i wzorowych prefektów… Poza tym gdyby tylko spróbował z tobą ponownie zadrzeć, podpaliłabym mu szatę. Anastasia nie kryła się ze swoimi piromańskich zapędami, a cicha konwersacja z Theo pozwoliła jej na udaną próbę zignorowania pytania Malfoya skierowanego do Morrigan. Dziewczyna wciąż była nadąsana, a buraczany kolor zdobił jej twarzyczkę lecz nie miała zamiaru kontynuować konfliktu na forum klasowym. Po dłuższym przemyśleniu, nic by na tym nie zyskała, nic poza dostarczeniem rozrywki aroganckiej Pannie Black, jeszcze gęstszej atmosfery skrępowania dla Kaylin i Theo no i…Yvon. Nie była pewna jak Yvon by na to zareagowała, skarciła za wszczynanie awantur o głupie błahostki czy wręcz pochwaliła za waleczność i odwagę? Młoda Fitzgerald była już w momencie wychylania się ze swojego siedziska i posyłania starszej Gryfonce głupkowatego uśmieszka, gdy przerwała jej dwójka nowych uczniów. A właściwie ucznia, bo Addyson przemykała niczym cień, starając się nie zwracać na siebie uwagi. Zamiast przywitania, Fitzgerald rzuciła Toddowi pytające spojrzenie. Wolała nie wydawać z siebie żadnych dźwięków, chociaż dopóki nie zjawi się nauczyciel.
|
Yvon Mavourneen Hennessy Pałkarz Złotych Chimer, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Prezentuje się przyzwoicie. Chociaż mierzy sobie zaledwie dwanaście cali, a z natury jest bardzo giętka, więc co za tym idzie trudna do złamania, przy niektórych zaklęciach zachowuje się nieprzyjemnie głośno. W rdzeniu umieszczony został szpon hipogryfa, całość zaś została wykonana z drewna derenia przyczyniającego się do wydawania rozpraszających świstów. OPANOWANE ZAKLĘCIA: Incarcerous, Drętwota, Relashio, Riddiculus, Bąblogłowy, Jęzlep, Salvio Hexia, Antivenenum, Linia Wieku, Protego Horribilis, Sardinus Eructo, Trantallegra, Herbivicus, Waddiwasi, Nox, Deprimo, Locomotor, Mobiliarbus, Glisseo, Bonum Ignis, Obliviate, Lapifors, Oculus Lepus.OPIS POSTACI: Siedemnastoletnie dziewczę, mierzące sobie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu o budowie wdzięcznej. Rozumiejąc przez to uwydatniony, średni ale krągły biust oraz wyraźnie zaznaczone biodra z naturalnym wcięciem w okolicy talii. Włosy, w kolorze miedzi sięgają mniej więcej do połowy pleców. Naturalnie są nieco pofalowane. Dłonie z wyraźnie zaznaczonymi kostkami, wąskimi nadgarstkami, spiłowanymi na migdałowaty kształt paznokciami. Skóra jest koloru jasnego. Wyróżnia się przede wszystkim piegami, które przybierając różne kształty, oraz odcienie koloru brązowo-pomarańczowego znajdują się w ilości nadprogramowej wszędzie. Pomiędzy jedynkami można spostrzec charakterystyczną, niedużą przerwę. Temat: Re: Sala starożytnych run Wto 26 Sty 2016, 23:58 | |
| Oczywiście nie mogłoby umknąć uwadze Hennessy to, że Wittermore w momencie wejścia do pomieszczenia nowej osoby, jak zawsze miała ochotę wykazywać się życzliwością – a zatem zaszczycić jedyną osobę, która mogła tego dnia uratować nieodnajdującą się w niecodziennym towarzystwie Gryfonkę, przymilnymi uśmiechami. A także do bólu błyskotliwymi komentarzami o spóźnieniach, wtrącając w temat wzruszające historie o tym, że ona to by tak nigdy, bo co Tatuś powie. Powstrzymała się w ostatniej chwili. Więc Yvon nie pozostało nic innego, jak wykorzystanie nadarzającej się okazji. Chociaż w tym przypadku odezwanie się, naprawdę nie zapowiadało niczego porywającego. - Myślę, że najlepszym wyjściem byłoby przeczytanie karteczki na głos. Przez Ciebie. W końcu kto o zdrowych zmysłach, w zależności od tego, co może na takim liściku być – a pewnie coś kompromitującego, przyznałby się? - Komentarz niezwykle porywający, przedostał się między cichymi rozmówkami, zatrzaskiwaniem książek, a głośnymi zachowaniami nadąsanej Anastasii dochodząc wprost do uszu rozsiewającego wokół siebie niepokojącą aurę Todda. Zawsze zastanawiała się nad tym, czym było to spowodowane. Tłumaczyła sobie różnie. W końcu nie znali się na tyle blisko, aby wiedzieć o swoim pochodzeniu, rodzinach więcej niżeli wszyscy wokół. Zwykle się o takich sprawach nie opowiadało, aby nie wyjść na takiego typowego Malfoya, który to kierował się nie tylko przynależnościami do domów, ale także czystością krwi. O stopniach szkolnych nie wspominając. Pewnie dlatego nie zamieniał z nie szczycącą się najlepszymi wynikami Yvon ani jednego słowa. Wyprostowała się na krześle, na moment odkładając pofatygowane pióro na biurko, aby mimochodem zawiesić oczekujący wzrok na czterookim, którego od rozpoczęcia roku szkolnego nie widziała tak blisko, jak teraz. Skinęła na niego głową, w tym przypadku nie siląc się na typowe pytanie związane z tym, dlaczego tak późno, a czemu tak, a nie inaczej. Zmrużyła podejrzliwie oczy, zapatrując się w trzymany przez niego świstek. Chwała, że ona swoich tajemnych liścików pilnowała, jak oka w głowie. Wspomniane zwykle wysyłając sową. Ostatnimi czasy nawet nie miała do kogo takich słać. Zbliżał się luty, bardziej w takim terminie miała zamiar zająć się zaległą korespondencją. A może... Nie. Odetchnęła. To nie możliwe. Pamiętała o tym, aby zawsze sprawdzać, czy w teczce na bokach nie zrobiły się dziury. Pokręciła z niedowierzaniem głową, jeszcze przelotnie sprawdzając jak się miewała panna Fitzgerald. W gruncie rzeczy, była z niej całkiem dumna. Wydawało się, że zachowała stosunkowo zimną krew i zachowała się należycie, nie rzucając na lewo i prawo zaklęciami niewybaczalnymi, krzesłami, a także ławkami i koleżankami. Chociaż współlokatorka wyglądała na taką, która w swoich cherlawych, cienkich jak makaron rączkach nie miała siły - na pewno pod wpływem podenerwowania zmieniała się w dziewczę, o sile trzech rosłych chłopów, którym zaserwowano zupę w niewystarczająco głębokich miskach.
|
Morrigan Black Kapitan i szukający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Akacja, pióro z ogona feniksa, 14 i 3/4 cala, niezwykle giętka. Ciemna i cienka, szorstka, matowa, absolutnie nieelegancka - lekko zakrzywiona, surowa. Jedynymi zdobieniami są żłobione w niej runy i znaki oraz duży szafir umieszczony w jej nasadzie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Verdimilous, Protego, Riddiculus, Petrificus Totalus, Avifors, Reparifarge, Accio, Alohomora, Finite, Wingardium Leviosa, Slugus Eructo, Jęzlep, Oculus Lepus, Obscura, BaubillousOPIS POSTACI: Nieskazitelna perfekcja. Tak w dwóch słowach mogłaby opisać Morrigan osoba widząca ją po raz pierwszy. Perfekcyjne włosy, perfekcyjne ciało, perfekcyjny uśmiech, perfekcyjne ubranie i perfekcyjne stopnie. Obiektywnie patrząc - niczego jej nie brakuje, skromnie mówiąc. Choć może jest zbyt niska, bo mierzy ledwie sto sześdziesiąt centymetrów, fakt ten znika tłumiony przez szereg jej innych zalet. W prezencie od matki natury dostała wszak cudowną figurę, o którą nic a nic nie musi dbać. Może poszczycić się łabędzią szyją, wąskimi ramionami i klatką piersiową, biustem jędrnym, niezbyt dużym, ale i nie takim, który można by było nazwać małym; wąską talią, płaskim brzuchem, szerokimi biodrami, okrągłymi, pełnymi pośladkami, długimi, zgrabnymi nogami, kobiecymi dłońmi z delikatnymi, smukłymi palcami zakończonymi zadbanymi paznokciami. Jest też śmigła i gibka. Jej porcelanowej cery zazdrości niejedna dziewczyna. Tylko nieliczni przyglądają się na tyle, by dostrzec rysujące się wyraźnie pod jej bladą skórą żyły - na ramionach, klatce piersiowej, udach i nadgarstkach. Większość jest zbyt zajęta podziwianiem jej twarzy, która niezaprzeczalnie należy do urodziwych. Cera bez skazy, wysokie czoło, prosty, wąski nos z małym końcem, szczupłe policzki łatwo oblewające się rumieńcem, pełne, delikatne i wydatne, malinowe usta rozciągnięte w tajemniczym, zadziornym uśmieszku, zdolne nie tylko do ułożenia się w tysiące różnych grymasów i charakterne, ostre brwi - komponujące się w jedną, harmoniczną całość. Punktami najbardziej przykuwającymi wzrok są zaś niewątpliwie jej oczy, otoczone gęstym wieńcem długich rzęs, rzucających na jej kości policzkowe wierzbowe cienie, nadające jej twarzy subtelnego powabu. Duże, o migdałowym kształcie, z zewnętrznymi kącikami uniesionymi do góry, czystych, chłodnych błękitnych tęczówkach. Rzucające twarde, przeszywające spojrzenia. Mówi się, że oczy są obrazem duszy - i w jej oczach można dostrzec wszystko; trzeba się tylko przyjrzeć. A mało kto to robi, będąc wystarczająco urzeczonym powierzchownym wrażeniem. Jej cudną twarz okalają białosrebrzyste pukle zdrowych, lśniących włosów, sięgających dziewczynie niemal do krzyża. Falują delikatnie w rytm jej lekkich, miękkich, kocich kroków pełnych niewypowiedzianej gracji. Zawsze wyprostowane plecy i dumnie uniesiony podbródek oraz wypięta pierś nadają jej postawie elegancji i arystokratycznej wyższości. Wrażenie to potęguje jej mocny, zdecydowany, głęboki głos chłodnej barwy i czysty, dźwięczny śmiech, który równie doskonale wyraża radość co mściwą satysfakcję. Z całej jej postawy bije niezwykła, eteryczna aura, którą z pewnością może zawdzięczać krwi wili płynącej w jej żyłach. Wiele by dała, by nie roztaczać wokół siebie takiego wrażenia, które nie jest burzone przez nawet największe potknięcie. Niezdarność u niej odbierana jest jako "urocza", aniżeli "zawstydzająca" i "niepoważna". Zawsze unosi się za nią krystaliczny, mocny, ostry zapach konwalii. Temat: Re: Sala starożytnych run Sro 27 Sty 2016, 00:21 | |
| Kiedy Morrigan usłyszała bezbłędną odpowiedź Masciusa na zaczepkę panny Fitzgerald, ledwo powstrzymała wredny uśmieszek wypływający jej na twarz. Chyba nic nie mogło tak zadziałać na Gryfonkę jak chłodne opanowanie. Black mimowolnie podniosła wzrok znad kart papieru, by spojrzeć na jej twarz. Nie zawiodła się. Z twarzy Anastasii można było czytać równie łatwo, co z księgi, którą Ślizgonka trzymała na kolanach. Właściwie nie wiedziała, dlaczego poirytowanie dziewczyny i jej brak kontroli nad sobą sprawiały jej taką przyjemność. Swoista zemsta za nieme, ciche odrzucenie? A może po prostu brak sympatii w jej przypadku oznaczał niechęć? Tak czy siak, nie dotyczyło to tylko Fitzgerald. Może Morrigan była po prostu okropną osobą, ale nic jej tak nie cieszyło, jak doprowadzanie innych na skraj spokoju i rozsądku, albo przynajmniej obserwowanie ich w takim stanie. Czasem osiągała to poprzez ostre jak brzytwa docinki, czasem przez jakiś głupi dowcip, czasem wygraną w uczciwej rywalizacji, a czasem po prostu przez wyniosłe milczenie. Tutaj nie miała co się wtrącać, podziwiała tylko kunszt działań Malfoya. Poczuła coś na kształt dumy - oto ktoś, z kim na równi konkurowała, tak mistrzowsko wpływał na innych. Po chwili Ślizgon zwrócił się do Morrigan, a ta uśmiechnęła się przebiegle do siebie nie odrywając wzroku od księgi. Jego słowa niezmiernie ją ucieszyły. Dzięki niemu można było wprowadzić nieco życia do milczącej sali, w której każdy zajmował się sobą. Poza tym, z pewnością wzajemnie dostarczą sobie trochę rozrywki. Black tylko czekała na zaczepkę i nie zawiodła się - podejrzewała, że Mascius nie byłby sobą, gdyby nie próbował się zrewanżować po tym, jak wygrała słowną potyczkę w pokoju wspólnym. Jednak i tym razem nie zamierzała dawać za wygraną. - Cóż, widocznie musiałeś się przesłyszeć - zaszczebiotała słodko, spojrzeniem wciąż śledząc drobny druk na kartach obszernego tomu. - Gdybyś był na treningu i widział wszystko na własne oczy, pewnie nie musiałbyś teraz weryfikować swoich informacji... - przewróciła kartkę, dając chłopakowi chwilę na przetrawienie jej słów. Poza tym chciała, by jej kolejna wypowiedź miała większy, bardziej dramatyczny efekt. - Może przydałyby ci się jakieś karne zajęcia, co Malfoy? - zamknęła książkę i podniósłszy wzrok, uśmiechnęła się do niego promiennie, co wybitnie nie pasowało do wydźwięku jej kwestii, ale przecież dalej to była tylko gierka, a nie poważne próby zniszczenia siebie nawzajem na podwalinach nienawiści. Uwadze Morrigan nie umknęło, że powoli zaczęło się robić tłoczno. Najpierw do sali wemknęła się cichutka Puchonka, a potem nie wemknął się, a wręcz ostentacyjnie wszedł do sali niecichy Todd, który już od progu zaczął coś mówić z przejęciem, burząc tym samym względny spokój panujący w sali, ale i rozładowując nieco napiętą atmosferę. Kwestia liścika nie obchodziła jej tak bardzo, jak było to możliwe. Wiadomo - ona nic takiego by nie napisała, a z kolei wyśmiewanie kogoś z powodu takich błahostek i głupich spraw było zupełnie nie w jej stylu. Dlatego też skwitowała słowa Krukona wyłącznie wzruszeniem ramion. Jej było bez różnicy. Za to panna Hennessy miała coś do powiedzenia. Morrigan była równie zainteresowana jej słowami, co samym listem, ale mimo to wywołały w dziewczynie odrazę. Przez rudą w tym momencie przemówiła tak niezwykła hipokryzja, że aż Ślizgonka była zaskoczona. Nieodmiennie czuła się oceniana przez Yvon, wrzucona do najgorszego sortu. A tu proszę - najwyraźniej Gryfonka odczuwała przyjemność z dręczenia innych. Black nie mogła powstrzymać się od prychnięcia pełnego pogardy i nie tyle dezaprobaty, co wręcz obrzydzenia. Ach, ci Gryfoni. Tacy lepsi, tacy wyjątkowi, a najbardziej fałszywi ze wszystkich. I ona, tylko drażniąc innych tylko swoją postawą i niewinnymi docinkami, miałaby być gorszą niż Hennessy, której satysfakcję miałoby dać przeczytanie na głos czyjegoś wyznania miłosnego? Morrigan była zdania, że akurat z czyichś uczuć kpić nie wypada. Nie zamierzała jednak się wtrącać. To nie była jej sprawa i chciała mieć z nią jak najmniej wspólnego.
|
Kaylin Wittermore Prefekt Ravenclawu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Angielski dąb, pancerz kikimory, 13 cali, sztywna. Solidna, z dosyć grubą rękojeścią. Nie jest prosta, większość różdżki jest pofalowana. Sama rękojeść ozdobiona jest grawerowaniem w drewnie, a także onyksem, który umieszczony jest na jej podstawie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: ★ Szkolne ★ ACCIO - ALOHOMORA - APERACJUM - BĄBLOGŁOWY - BOMBARDA - COLLOPORTUS - CONFUNDUS - DEPULSO - DRĘTWOTA - ENERVATE - EPISKEY - EXPELLIARMUS - GLACIUS - LUMOS MAXIMA - REDUCTO - REPARO - WINGARDIUM LEVIOSA ★ Łatwe ★ ANATISQUACK - BONUM IGNIS - CALVORIO - CHŁOSZCZYŚĆ - CONSTANT VISIO - ENTROPOMORPHIS - ERECTO - FUNEMITE - ILLEGIBILUS - IMPERTURBABLE - SICCUM - ZAKLĘCIE CZTERECH STRON ŚWIATA (WSKAŻ MI) ★ Trudne ★ FINITE INCANTATEM - PROTEGO HORRIBILIS ★ Specjalne ★ ZAKLĘCIE PATRONUSA (EXPECTO PATRONUM, FORMA BIAŁEGO KRUKA) ★OPIS POSTACI: Dosyć niska, mierząca jedynie sto sześćdziesiąt centymetrów, nie wyróżniająca się tak naprawdę niczym szesnastolatka. Drobna, można nawet pokusić się o stwierdzenie chuda dziewczyna, która z pewnością nie ma zbyt wiele siły i łatwą ją pociągnąć, czy popchnąć. Ostatnim razem, gdy się ważyła, waga ukazała czterdzieści osiem kilogramów, co i tak było dla niej osiągnięciem. Całkowicie przeciętna, o krótkich blond włosach, które lubią się puszyć i falować - każdy włos w zupełnie inną stronę, co sprawia, że na jej głowie prawie zawsze panuje nieład. Zawsze bardzo się stara, by mieć choć trochę elegancką fryzurę, jednak nie często jej się to udaje. Brązowe oczy kontrastują z bladą cerą, będącą oznaką przebywania przez większość czasu w budynkach, choć w wakacje zdarza się, że znajduje się na niej lekka opalenizna będąca wynikiem spędzania czasu z magicznymi stworzeniami na zewnątrz. Opala się jednak na czerwono, co nie jest szczytem jej marzeń. Ma na twarzy kilka pieprzyków, a na całym ciele poza tym jedyną skazą jest długa blizna, ciągnąca się aż od lewej strony brzucha do połowy uda. Nie ma zbyt dużej wady wzroku, jednak często można spotkać ją w okularach z czarną obwódką, gdyż w ten sposób lepiej jej się czyta. Dziewczyna nauczona została dbania o siebie, więc zawsze jest czysta i schludnie ubrana. Zdarza się, że na twarzy można dostrzec makijaż, lecz nie jest to zbyt częste. Lubi eleganckie stroje, spódnice, koszule i sweterki. Zawsze pachnie od niej kwiatową mieszanką jej ulubionych perfum. Temat: Re: Sala starożytnych run Sro 27 Sty 2016, 00:42 | |
| W sali, ku wielkiej rozpaczy Kaylin, zaczęło być po prostu głośno i tłoczno. Dziewczyna próbowała schować się za książką, którą jeszcze do niedawna czytała i skupić na czymś innym niż, lekko nadpobudliwe, towarzystwo. Nie szło jej to jednak za dobrze, a wzrok skupiony na Theodorze w pewnym momencie musiał być nawet odrobinę zbyt nachalny. Na szczęście chłopak nie zauważył tego, a ona sama w porę zorientowała się z niezbyt kulturalnego wgapiania w jego twarz. Dobrze, że nie otworzyła przy tym ust, jak największa idiotka, bo byłoby jej podwójnie wstyd! Lekko zawstydzona i jeszcze zaróżowiona na twarzy odchrząknęła, co jakiś czas spoglądając na Puchona i Anastasię. Reszty nie zaszczyciła nawet spojrzeniem, choć głos Prefekta Naczelnego sprawił, że na chwilę zamarła w miejscu i odrobinę się spięła. Nie wiedziała czemu, zwłaszcza, że Malfoy nigdy nie zrobił jej nic złego, a mimo to... Po prostu ciarki przebiegły jej po plecach. Prawie przegapiła pojawienie się Addyson, której tylko kiwnęła głową na przywitanie, czując się w obowiązku po ich ostatnim spotkaniu przy posągu. Cóż, była jej to winna. I nową chusteczkę, o której zapisała sobie w organizerze, by o tym nie zapomnieć. Z pewnością czułaby się dalej bardzo nieswojo, nie mając tak naprawdę za kim się ukryć (a temperatura w pomieszczeniu zdawała się rosnąć), gdy do sali wparował nie kto inny jak... Hugo. Na jego widok aż wstała z miejsca, marszcząc brwi i chrząkając znacząco. - Todd, jakże miło, że zaszczyciłeś nas obecnością. - Powiedziała tonem całkowicie poważnym, jakby na chwilę zapominając, że mogła właśnie ściągnąć na siebie uwagę wszystkich obecnych. Bronienie honoru Krukonów było jednak dużo ważniejsze. - Mam nadzieję, że masz bardzo dobry powód swoich nieobecności na poprzednich zajęciach. Porozmawiamy o tym po lekcji, więc nawet nie myśl o tym, by gdzieś czmychnąć. A teraz łaskawie zajmij miejsce, nauczyciel powinien się zjawić lada moment. - Gdy skończyła, zadziwiająco pewny siebie monolog, usiadła ponownie na swoim miejscu i dopiero poczuła skrępowanie. Znowu schowała twarz za książką, tym razem nie spoglądając już na nikogo. Hennessy, sprawa liścików i cała ta drama... To wszystko nie było dla niej na tyle interesujące, by miała zwrócić na cokolwiek z tego uwagę.
|
Vakel Bułhakow Dyrektor Hogwartu, Opiekun Hufflepuffu, NumerologDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Olcha, 13 cali, włókno z pachwiny nietoperza, mało giętkaOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Finite, Bąblogłowy, Expeliarmus, Protego, Drętwota, Lumos, Nox, Depulso, Everte Statum, Immobilus, Repirifage, Accio, Alohomora, Colloportus, Chłoszczyść, Acetabulum Lava, Bombarda Maxima, Constant Visio, Erecto, Oculus Reparo, Quietus, Siccum, Wskaż mi, Pakuj, Anapneo, Anesthesia, Repariforos, Fiedfyre, Obliviate, Sectumsempra, Szatańska Pożoga, Acis Missle, Volnera Sanatur, Salvio Hexia, Upiorogacek, Avada Kedavra, Finite Incantatem, Skurge, Somno, Zaklęcie Kameleona, Repello Muggletum, Adversum, Ne Apportation, Protego HorribilisOPIS POSTACI: Wysoki, bo mierzący ponad 185 centymetrów wzrostu mężczyzna o ektomorficznej budowie ciała. Nie jest zbyt wysportowany, ale od jakiegoś czasu nad tym pracuje. Mimo tego sprawia wrażenie lekko wychudzonego. Ciało Bułhakowa, głównie plecy, uda i pośladki pokryte są szeregiem szpecących je blizn, będących nieprzyjemną pamiątką po rodzinnym domu. Pomimo wielu okazji ku temu nie usunął ich nigdy, być może po to, aby przypominały mu wydarzenia, które go ukształtowały. Włosy ma brązowe. Charakterystyczną dla nich jest niesforna, opadająca na oko grzywka, w chwilach stresu często przez niego przeczesywana. Oczy szarozielone. Posiada wszystkie cechy wyglądu, które powinny składać się na typowego paszczura - ziemniaczany nos, wyjątkowo jasne i rzadkie brwi, idealny do rozgniatania orzechów, perfekcyjnie kwadratowy podbródek i wiecznie zdenerwowane spojrzenie, a mimo tego z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu rozkochał w sobie niejedną pannę. (Może to prawda, że kobiety podświadomie lecą na złych facetów?) Zawsze wyjątkowo czysty, zadbany i schludny. Dba o swój wizerunek. Nosi się w drogich, szytych na miarę ubraniach. Roznosi wokół siebie przyjemny zapach kwiatowej woni, czasami wymieszany z kadzidłem lub świecami do medytacji. Na pierwszy rzut oka widać, że jest bogaty, a przynajmniej na takiego pozuje i wychodzi mu to zadziwiająco dobrze. Temat: Re: Sala starożytnych run Sro 27 Sty 2016, 01:04 | |
| Lekcja Starożytnych Run jeszcze się nie rozpoczęła, ale w sali już wrzało. Bułhakow szedł krokiem szybkim i zdecydowanym, uważnie nasłuchując tego, co wydostawało się przez uchylone drzwi na szkolny korytarz. Pogaduszki, pogaduszki. On im da pogaduszki! Siedzieć prosto i milczeć, czekać na nauczyciela! Podręczniki równiutko na ławeczce. Zero zbędnych przedmiotów na wierzchu, albo dożywotnia konfiskata i zsyłka na Sybir! Ha, no może trochę przesadził z tą konfiskatą, ale wiele by oddał, żeby zobaczyć niektórych głąbów wysadzanych z pociągu i porzucanych na stepach, gdzie siłą własnych mięśni budowaliby lepianki. Wewnętrzne rozmyślania profesora w jasny sposób ukazywały dlaczego nikt, absolutnie nikt o zdrowych zmysłach nie zapisywał się na numerologię. Chyba, że był z Hufflepuffu i liczył na dodatkowe punkty, bo s w o i c h lubił faworyzować. Dzisiaj jednak dzieciaczki miały totalnego pecha, bo nauczycielka była chora, a jedynym pracoholikiem w zamku był stary, zrzędliwy i nieco kontrowersyjny wróżbita, który bez cienia wahania zgodził się, by przeprowadzić tej jakże ambitnej młodzieży ich ulubione zajęcia. Ukochany nauczyciel szkolnej kujonicy numer jeden wszedł jak na zawołanie. Punktualnie. Co do sekundy. Od razu wyciągnął z kieszeni listę obecności, bo nie będzie tolerował spóźnialskich miernot. Na swoich zajęciach zwykle zamykał drzwi. Strasznie podobało mu się to żałosne naciśnięcie klamki i delikatne pukanie z nadzieją, że będzie miał lepszy humor i wpuści kogoś do środka. Nigdy nie wpuszczał. Niech gniją w czyśćcu. - Dzień dobry wszystkim... - wyraźnie chciał coś jeszcze dodać, ale urwał słysząc nadlatującą z oddali sowę. Zmarszczył brwi, bo całą pocztę odebrał rano i takiej niespodzianki się nie spodziewał. Szczególnie takiej. Przyczepiony do nóżki Piotrusia list na sam jego widok poderwał się do lotu, momentalnie zmienił kolor na czerwony i wykrzyczał: MÓWIŁEM ŻEBYŚ NIE UŻYWAŁ TEGO TUSZU, IDIOTO. Bułhakow zamarł. Odchrząknął. Wyglądał na nieco zbitego z tropu. Oczy miał szeroko otwarte. Dłuższy moment wpatrywał się w przestrzeń. Wreszcie ruszył do przodu. Szedł powoli w stronę biurka. Przystanął. Odwrócił się. Klasnął w dłonie. - No, w każdym razie, dzisiaj ja prowadzę Starożytne Runy. Widzę po waszych minach jak bardzo się cieszycie. Nie zgadniecie czym się zajmiemy! SYMBOLIKĄ RUN. Wittermore, mów prędko: było coś zadane? Uwielbiam, kiedy jest coś zadane!
|
Theodore Callaghan Prefekt Hufflepuffu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 11 i pół cala, średnio sztywna, włos z głowy wili, jodłaOPANOWANE ZAKLĘCIA: gemino, oppugno, reparifage, avifors, bombarda, protego, drętwota, relashio, spongify, repleo, libro mendaciumOPIS POSTACI: Chłopaczek raczej przeciętnego wzrostu o rzadko kiedy ułożonej burzy ryżawych włosów. Ma raczej poczciwy wyraz twarzy, potęgowany przez iście psie oczy i piegowatą twarz. Na szerokich, pełnych ustach często gości uśmiech, a na całej fisis nieczęsto gości złość. Nie oznacza to jednak, że Theodore jest ciapą sam w sobie, gdyż niejednokrotnie stawał się obiektem westchnień koleżanek ze szkoły. Co śmieszniejsze, zdaje się że Theo rzadko kiedy zauważa wszelkie zaloty skierowane w jego stronę. Nie wynika to bynajmniej z jego narcyzmu - po prostu trudno mu się pogodzić się z myślą, że mógłby się komuś podobać. Ma to swój początek jeszcze w początku nauki w mugolskiej szkole. Wtedy, w wieku około sześciu lat, Theo może i był "urokliwym" i "przesłodkim" dzieciaczkiem, ale wśród rówieśników nie należał do najurodziwszych. Głównym powodem wszelkich drwin były jego piegi i duże okulary, które zwykł nosić w tamtym czasie. Kiedy dostał list do Hogwartu myślał że to szansa na rozpoczęcie wszystkiego od nowa, lecz i tam traktowano go z rezerwą ze względu na mugolskie pochodzenie i przynależność do najbardziej lekceważonego domu. Wszystko to sprawiło, że mimo względnej radości i otwartości, które widać na pierwszy rzut oka w zachowaniu chłopaka, w rzeczywistości jest on niezwykle skryty i przeważnie unika przebywania w przesadnie dużych grupach ludzi, których nie zna. Z drugiej strony na przestrzeni lat nauczył się dystansu wobec chamskiego zachowania tych, którzy chcą mu dogryźć i nie boi się już wystosować wobec nich adekwatną ripostę. Temat: Re: Sala starożytnych run Sro 27 Sty 2016, 01:06 | |
| Przegryzł wargę, a w oczach zagrały mu łobuzerskie iskierki, kiedy poczuł ból w miejscu kopnięcia. Lubił się droczyć w ten sposób z Anastasią. Wywrócił oczami na jej jakże idiotyczne „czemu”. Miał jej teraz tłumaczyć, że wygląda, jak skończona furiatka? - Bo zaraz transmutuję ci język w największego ślimaka, jakiego w życiu widziałaś - znowu uśmiechnął się łobuzersko, co tak bardzo nie pasowało z tym, jakim widziała go większość szkoły - jako cichego, czasem ciapowatego, ale na ogół niegroźnego Puchonka. - Daj spokój, oczywiście, że się nie boję - obruszył się bardziej, niż by tego chciał, choć cały czas mówił tak, aby nie zostać usłyszanym przez klasę, która i tak była zajęta czymś innym. - Po prostu daj spokój. - Tak, wiem. Podpalisz szatę, albo wsadzisz mu różdżkę w dupę. Możesz z nim też porozmawiać po swojemu, a potem go zakopać w Zakazanym Lesie. To ty jesteś dla niego niebezpieczeństwem - wraz z mówieniem uśmiechał się coraz szerzej. - Cudna jesteś - puścił przyjaciółce oko, po czym ktoś przykuł jego uwagę za plecami dziewczyny. Todd. Theo za nic nie mógł dociec, co w sobie takiego ma ten człowiek, że za każdym razem, gdy pojawiał się gdziekolwiek, wszyscy natychmiast zwracali na niego uwagę. Sam Callaghan sam zawiesił na nim wzrok dłużej, niż by wypadało, po czym speszony wbił spojrzenie w okładkę swojej zamkniętej książki. Na to wszystko wszedł nauczyciel. Z tym, że to nie był ten nauczyciel, który powinien. Niemniej, Theo nie wnikał, jakie roszady zaszły w gronie pedagogicznym. Wbił wzrok w opiekuna swojego domu i czekał. Wtem, cała klasa została świadkiem zbiorowym, jak pan Bułhakow otrzymał wyjca. Niemogący się powstrzymać Theo aż parsknął śmiechem.
|
Kaylin Wittermore Prefekt Ravenclawu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Angielski dąb, pancerz kikimory, 13 cali, sztywna. Solidna, z dosyć grubą rękojeścią. Nie jest prosta, większość różdżki jest pofalowana. Sama rękojeść ozdobiona jest grawerowaniem w drewnie, a także onyksem, który umieszczony jest na jej podstawie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: ★ Szkolne ★ ACCIO - ALOHOMORA - APERACJUM - BĄBLOGŁOWY - BOMBARDA - COLLOPORTUS - CONFUNDUS - DEPULSO - DRĘTWOTA - ENERVATE - EPISKEY - EXPELLIARMUS - GLACIUS - LUMOS MAXIMA - REDUCTO - REPARO - WINGARDIUM LEVIOSA ★ Łatwe ★ ANATISQUACK - BONUM IGNIS - CALVORIO - CHŁOSZCZYŚĆ - CONSTANT VISIO - ENTROPOMORPHIS - ERECTO - FUNEMITE - ILLEGIBILUS - IMPERTURBABLE - SICCUM - ZAKLĘCIE CZTERECH STRON ŚWIATA (WSKAŻ MI) ★ Trudne ★ FINITE INCANTATEM - PROTEGO HORRIBILIS ★ Specjalne ★ ZAKLĘCIE PATRONUSA (EXPECTO PATRONUM, FORMA BIAŁEGO KRUKA) ★OPIS POSTACI: Dosyć niska, mierząca jedynie sto sześćdziesiąt centymetrów, nie wyróżniająca się tak naprawdę niczym szesnastolatka. Drobna, można nawet pokusić się o stwierdzenie chuda dziewczyna, która z pewnością nie ma zbyt wiele siły i łatwą ją pociągnąć, czy popchnąć. Ostatnim razem, gdy się ważyła, waga ukazała czterdzieści osiem kilogramów, co i tak było dla niej osiągnięciem. Całkowicie przeciętna, o krótkich blond włosach, które lubią się puszyć i falować - każdy włos w zupełnie inną stronę, co sprawia, że na jej głowie prawie zawsze panuje nieład. Zawsze bardzo się stara, by mieć choć trochę elegancką fryzurę, jednak nie często jej się to udaje. Brązowe oczy kontrastują z bladą cerą, będącą oznaką przebywania przez większość czasu w budynkach, choć w wakacje zdarza się, że znajduje się na niej lekka opalenizna będąca wynikiem spędzania czasu z magicznymi stworzeniami na zewnątrz. Opala się jednak na czerwono, co nie jest szczytem jej marzeń. Ma na twarzy kilka pieprzyków, a na całym ciele poza tym jedyną skazą jest długa blizna, ciągnąca się aż od lewej strony brzucha do połowy uda. Nie ma zbyt dużej wady wzroku, jednak często można spotkać ją w okularach z czarną obwódką, gdyż w ten sposób lepiej jej się czyta. Dziewczyna nauczona została dbania o siebie, więc zawsze jest czysta i schludnie ubrana. Zdarza się, że na twarzy można dostrzec makijaż, lecz nie jest to zbyt częste. Lubi eleganckie stroje, spódnice, koszule i sweterki. Zawsze pachnie od niej kwiatową mieszanką jej ulubionych perfum. Temat: Re: Sala starożytnych run Sro 27 Sty 2016, 11:58 | |
| Próbując uciec przed tłokiem w sali i atmosferą, jakby nie było, niezbyt przyjemną ponownie schowała nos w książce Bułhakowa z myślą o tym, by naprawdę dokończyć dany rozdział. Niestety (bądź stety w tym przypadku) czynność ta została przerwana przez wejście do sali nauczyciela, którego dzisiejszym zadaniem było przekazać im wiedzę ze... Starożytnych Run? Wittermore zamrugała kilka razy, upewniając się w myślach, czy na pewno nie pomyliła żadnych zajęć. Była jednak na tyle uporządkowana, że takie rzeczy nie zdarzały jej się praktycznie nigdy. Kiedy więc uspokoiła się po lekkim ataku paniki, rozpromieniała automatycznie. Nie obchodziło ją, czemu nauczycielki Run nie ma - była najszczęśliwszą osobą w całym Hogwarcie, bo zupełnie niespodziewanie zyskała dodatkowe zajęcia ze swoim ukochanym profesorem! Automatycznie poprawiła sobie niesforne kosmyki opadające na twarz i odłożyła książkę na blat uśmiechając się do Bułhakowa radośnie. Zupełnie tak, jakby dostała prezent w ramach zadośćuczynienia za tą wybuchową mieszaninę sprzed parunastu sekund! - Dzień dobry, panie profesorze. - Zaćwierkała radośnie i przyglądała mu się uważnie. W tym momencie dla Kaylin nie liczył się już nikt inny, cały jej świat został przysłonięty przez sylwetkę Numerologa. Nie zdążyła jednak zagadać w żaden sposób, gdyż sowa przyniosła panu B. przesyłkę, która wywołała w sali kilkadziesiąt sekund ciszy. Wittermore siedziała nie próbując nawet mrugnąć okiem i czekała na reakcję nauczyciela. Wiedziała, że w takich momentach lepiej się nie odzywać. Zgromiła tylko wzrokiem Theodora, którego parsknięcie dotarło do jej uszu natychmiast. Nie ładnie, panie prefekcie. Po chwili Vaksilij znowu był sobą - nieco szalonym profesorem, o dziwnym usposobieniu. Ale to właśnie w nim tak bardzo lubiła, tę jego inność. To ona ją w nim tak pociągała i fascynowała sprawiając, że dziewczyna nie była w stanie uwolnić się od myśli o nim od dłuższego czasu. Uwielbiam, kiedy jest coś zadane! Przez chwilę ta formułka obijała się o jej czaszkę wywołując podekscytowany uśmiech na twarzy Krukonki. Ja też - zdawał się mówić. - Tylko dla chętnych, profesorze. Mieliśmy zanalizować runę Ansuz i zapisać kilkanaście linijek tekstu alfabetem runicznym. - Zaczęła nie chcąc, by czekał na jej odpowiedź. Nie mogła mu przecież pozwolić czekać. - Będzie pan sprawdzał tę pracę domową, czy mamy czekać na nauczycielkę? - Zapytała wyciągając z notatnika dobrej jakości pergamin, cały zapisany starannym pismem, które kto, jak kto, ale Vakel znał doskonale.
Ostatnio zmieniony przez Kaylin Wittermore dnia Sro 27 Sty 2016, 21:03, w całości zmieniany 1 raz
|
Addyson Clemen Prefekt Hufflepuffu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Jawor; Włos jednorożca; 10,5OPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Expelliarmus, Finite, Flippendo Duo, Fumos, Riddiculus, Drętwota, Anatisquack, Calvorio, Accio, Alohomora, Bombarda, Glacius, Wingardium Leviosa, Descendo, Mobiliarbus, Lapifors, AnteoculatiaOPIS POSTACI: Panna Addyson Clemen urodziła się w małej wsi, ale za to w bardzo kochającej rodzinie, w której małej dziewczynce niczego nie brakowało. Jej matka, mugolka pogodziła się z myślą, że jej mąż i dzieci są czarodziejami i nigdy nie robiła im z tego powodu wyrzutów. Ojciec zaś starał się jak najlepiej wytłumaczyć swoim pociechom, że nigdy nie powinno nadużywać się czarów, a już na pewno nie w obecności mugoli. Szatynka największe problemy miała ze swoim starszym bratem, który dokuczał jej na każdym kroku, ciągnął za włosy i opowiadał straszne historię, przez które dziewczynka chowała się pod pościelą i płakała. Przez niego panicznie boi się kotów, na widok których zamiera w miejscu i oblewają ją zimne poty. W wyglądzie Addyson nie można dopatrzeć się niczego niezwykłego. Problem polega jedynie w jej wzroście. Mierzy niecałe metr pięćdziesiąt i często nie jest traktowana poważnie (w końcu kto może brać na serio dziewczynę z szóstego roku, która wzrostem przypomina pierwszoroczniaka?) Wbrew pozorom jest to zwykła nastolatka, o ładnych, piwnych oczach i czarnych, sięgających łopatek włosach z kilkoma piegami na nosie i policzkach. Jej policzki prawie zawsze są zaczerwienione, jakby sługo stała na mrozie w zimowy dzień. Temat: Re: Sala starożytnych run Sro 27 Sty 2016, 13:47 | |
| Posłała Kaylin lekki uśmiech, widząc jej nieme przywitanie. Na całe szczęście nikt więcej nie zwrócił na nią szczególnej uwagi. Z cichym westchnięciem zagłębiła się w lekturze podręcznika do starożytnych run. W klasie było jednak na tyle tłoczno, że nie potrafiła się skupić nad czytanym tekstem i jedną linijkę musiała czytać kilkukrotnie, żeby zrozumieć jej sens. Zmrużyła lekko oczy, gdy do sali wszedł Krukon, wymachując jakąś kartką, wyrwaną z dziennika. Jeden rzut oka do torby od razu ukoił jej szybkie tętno. Nie wzięła ze sobą dziennika, więc nie musiała się martwić, że papier w ręku Hugo należał do niej. Spokój jej ducha, nie trwał jednak zbyt długo, ponieważ do sali wkroczył... Profesor Bułhakow? Szybko wyciągnęła z podręcznika plan lekcji. Przecież to nie było możliwe, żeby pomyliła salę, skoro na krzesłach siedziały osoby, z którymi chodziła na runy. - Dzień dobry Profesorze... Odezwała się cicho, ale przynajmniej nie mógł jej zarzucić, że nie przywitała się w ogóle. Przygryzła mocno dolną wargę, aby się nie zaśmiać, gdy profesor otrzymał wyjca. Nieznacznie podskoczyła na krześle, kiedy opiekun jej domu klasną w ręce. Czy on nie mógł zasygnalizować gotowości do pracy w mniej głośny sposób? Słysząc odpowiedź Krukonki na zadane pytanie, Addyson zaczęła w ciszy przeszukiwać książkę w poszukiwaniu zdania. Wiedziała, że gdzieś musiało ono być, bo pamiętała, że je odrabiała. Po kilkudziesięciu długich sekundach w końcu wygrzebała zapisaną kartkę, kładąc ją przed siebie.
|
Hugo Todd Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 10 i 3/4 cala, średnio sztywna, rdzeń z kła widłowęża, drzewo hikoryOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Bąblogłowy, Protego, Riddiculus, Accio, Alohomora, Lumos, Sollicitus, Expulso, Levicorpus, Oblivate, NoxOPIS POSTACI: Przez pierwsze pięć lat swojego życia był małym księciem. Pupilkiem ojca, macochy, rozlicznych ciotek, babek i piątych wód po kisielu - siostrzenic ciotecznych brata od strony szwagra dziadka. Dopieszczany zarówno delikatnym dotykiem, jak i czułym słowem, słodkim ciastkiem, czy odległymi obietnicami. Pęczniał w swoim małym dostatku jak drożdżowy placek w ciepełku. Dostawał prezenty, ochuchiwany był ochami i achami, każdy jego ruch rączką, czy mielenie gryzaka zalążkami ząbków spotykało się z wielkim poruszeniem. Chociaż nieświadomie, powoli przyzwyczajał się do tego stanu i nie przewidywał, by cokolwiek miało się zmieniać. Wszak był rozkoszny, dziecięco pucołowaty, pocieszny i śliczniutki – w ogóle nie przypominał mężczyzny, którym powinien się stać po osiągnięciu pełnoletności. Szaro-błękitne oczęta odziedziczył po przodkach ze strony matki. Tak samo było z jasną, zdrową cerą i gęstymi złotymi loczkami cherubinka. Śmiało mógłby wtedy pozować Rafaelowi, czy Michałowi Aniołowi. Tak przynajmniej twierdziła lwia część rodziny. Powód specjalnego traktowania? Ojciec na jakiejś wycieczce w interesach skundlił się z ledwo co napotkaną przedstawicielką nieludzkiego rodu. Wszystko zdawało się być jeno krótkotrwałą, chociaż pełną namiętności i ogólnej wesołości przygodą, dopóki nie znalazł pod drzwiami rodzinnego domu kosza z noworodkiem. Trzeba dodać, że noworodkiem płci wybitnie męskiej, co mogło być powodem porzucenia przez matkę. Wile rzadko kiedy tolerują mężczyzn w swym gronie na dłużej. „Udomowione” przedstawicielki co prawda zakładają rodziny, jednak wszechobecne nienawiść i nieporozumienia na tle rasowym przeszkadzają im w pełnej integracji z ludzkim społeczeństwem. Hugo nie okazał się być córką, toteż nie był godzien pozostania przy matczynej piersi. Podepchnięty ojcu, wciśnięty w rodzinny obrazek Mary i Irvinga Toddów, spełniał swój obowiązek jako najmłodsza latorośl wciąż nie mogących się doczekać potomka, niemłodych już partnerów. Nie była to oczywiście łatwa zmiana. Pierw traktowany był ze zrozumiałą wrogością i niepewnością, aczkolwiek jego wielkie, niemowlęce oczka i raczej ciche usposobienie przydały mu akceptacji i powolnej, sukcesywnej asymilacji z każdym odłamem Toddów i pochodnych. Instynkt macierzyński Mary kwitł, chociaż nie ona go rodziła, prawie dumny z pracy swych lędźwi Irving nadał synowi drugie imię po sobie dla zacieśnienia więzi i pokazania, że się do niego przyznaje. Nie czuł się ojcem w pełnym wymiarze, jednak potomek reperował jego poczucie miejsca w społeczeństwie. Nie byli już ostatnimi z okolicy, którzy nie mogli budować podpory rodu na nowych gruntach. Do czasu. Pięć lat później Mary powiła małą, czarnowłosą Shiloh. Dziecko było tak brzydkie, jak tylko mógł być noworodek, jednak dla szczęśliwych rodziców było najpiękniejsze na świecie. Zatrwożony o swoją przyszłość w rodzinie Hugo poczuł się nagle zepchnięty na dalszy tor. Już nie dla niego były koronkowe poduchy podkładane pod pupę. Musiał sobie radzić sam, w końcu był „dużym chłopcem”. Czerwonawe, wiecznie napięte i rozwyte „coś” przesłaniało wszelkie jego dotychczasowe racje. Jadał posiłki, uczył się, przebywał w towarzystwie. Jednak już nie on i jego specyficzna uroda były tematem ochów i achów. Naprzemiennie defekująca i płacząca siostrzyczka tarmoszona była za policzki i całowana w czoło. W końcu była córką TEGO domu, a nie jeno przybłędą. Hugo został zepchnięty na drugi plan. Zmienił się, oczywiście… Z wiekiem gasł, a jego uroda traciła na mocy. Nie kusił jak matka, chociaż nawet jako kilkulatek wciąż mógłby reklamować producentów pasty do zębów dla sławnych i bogatych. Złote loki ciemniały, przechodząc w jasny, ciepły kasztan. Pucołowatość malała, przydając mu z każdym rokiem coraz bardziej chłopięcych rysów twarzy. Ubrany w kiecuszkę nie był już ‘śliczną dziewczynką’ tylko ‘biednym, ślicznym chłopcem, którego ktoś postanowił ośmieszyć’. Jedynie oczy ciągle pozostawały takie same – szaro-błękitne, relatywnie symetryczne, osadzone na tyle głęboko, by nie nadawać mu żabiej aparycji, a na tyle płytko, by nie kojarzyć się z upośledzeniem. Jeszcze kilka lat i śmiało mógłby zacząć mówić o siebie w kategorii ‘przystojnego’. Teraz powstrzymuje język. Nie mówi w towarzystwie tego co mu ślina na język przyniesie, pomny traumatycznych koszmarów wieku dziecięcego. Diagnoza była brutalnie prosta i nie dająca nadziei na odmianę – śmierć łóżeczkowa, nic nie można było zrobić. Jednak właśnie wtedy na światło dzienne wyciągnięte zostały małe brudy z przestrzeni całego roku. Nienawiść brata do siostry, jego grymaszenie na wspólne spędzanie czasu, bicie małej istotki po twarzy za które zbierał tęgie lanie… Wcześniej lekceważone „chcę, żeby sobie poszła”, „niech idzie do dziadka!” (który zmarł kilka miesięcy wcześniej na nieznaną, przykrą chorobę) nabrało nowej mocy. Tragedia rodzinna rozbuchała złe opary nagromadzone w każdym jej członku. Nawet dziś, wciąż młody, przystojny i, co najważniejsze, narcystyczny Hugo nie może się pozbierać po wieloletniej awanturze. On rozdrapywał rany stwierdzeniami, że przecież mogą kochać już tylko jego, za co zamykany był na wiele godzin we własnym pokoju. Nie rozumiał logiki kary – przecież powiedział prawdę i nie zrobił niczego złego. To, że jego uczucia różniły się od rodzicielskiej miłości do utraconego pacholęcia nie docierało do niego żadną drogą. Podjąwszy naukę w Hogwarcie był całkowicie ukontentowany. Oddalił się od ciężkiej atmosfery panującej w domu, a comiesięczne czeki zasilały jego konto. Mógł żyć spokojnie. Dorastać, mężnieć, zmieniać się. Nie wyglądał już jak mały aniołek – przeszkadzało mu w tym nabyte 186 cm wzrostu, niemiłosiernie wystające kości w okolicach bioder i zdecydowanie za długie palce. Zachował jednak posmak wilej krwi w sobie, toteż pomimo braku typowo kobiecego powabu i tak ma naturę podrywacza i odpowiednie ku temu predyspozycje wyglądowe. Całkowity brak rozbudowanej partii mięśniowej poza przepisowe, nadające mu wyprostowanej sylwetki, zakrywa dobrze skrojonymi szatami. Myje się codziennie i goli, by zachować świeżość. Uwydatniona grdyka na chudej szyi co prawda jest mu zadrą w palcu, jednak stara się tego nie eksponować. Wcale nie uważa tego za ‘męskie’. On sam nie jest przecież rozpoznawany przez kategorię owłosionego dryblasa u boku jakiejś powabnej panienki. Temat: Re: Sala starożytnych run Sro 27 Sty 2016, 16:32 | |
| Powinien chyba teraz położyć uszy po sobie i podkulić ogon, jednak słowna reprymenda Wittermore robiła na nim takie samo wrażenie jak zawsze – dziewczyna pogada, pogada i zaraz zajmie się czymś bardziej interesującym, toteż skwitować to wypadało jedynie wzruszeniem ramion i wywróceniem oczami, żałując że tak bardzo zmarnowało się na starcie ten wspaniały dzień. Inną sprawą był fakt fenomenu jego pojawienia się. Cichutka jak myszka Addyson przemknęła tuż przed nim tak sprawnie, że prawie i on jej nie zauważył, a przecież miał się za dobrego obserwatora. Ale, ale, ale… Callaghan, ty niegrzeczny zboczuszku. Ego Todda, podsycone dłuższym niż to ustawa przewiduje spojrzeniem Theodora wywinęło koziołka i wypędziło z umysłu nieprzyjemne spojrzenie blond postrachu jego wieży. Planował już nawet podążyć w jego kierunku, widząc jak peszy go własne zachowanie i odczuwając nagłą, wzmożoną potrzebę popastwienia się nad panem prefektem. A co mu tam, Callaghan dostanie i to będzie tak, jak gdyby zgnębił śliczną Kaylin. Pomachał Yvon skitranej gdzieś bezczelnie daleko drzwi wejściowych, po czym pozwolił wyminąć się Bułhakowowi, przełykając siermiężnie ślinę na sam widok jego pieczarkowatej mości. Właśnie przypomniał sobie, dlaczego nie chodzi na numerologię. Tylko. Go. Nie. Sprowokuj. Wykorzystując zamieszanie zwinął pergamin do tylnej kieszeni spodni i odwrócił się na pięcie. Postanowił cichaczem usunąć się pierw w cień, potem ewakuować z Sali, by być jak najdalej od nawiedzonej matematycznie ferajny. Musiało wyglądać to przekomicznie, kiedy jak ostatni heteroseksualny w więzieniu przykleił się pośladkami do ściany i przesuwał z wolna ku drzwiom, które może uda mu się jakimś cholernym cudem otworzyć bez ich wiekowego jęku. Nim Wittermore skończyła świergotać, Todd już łapał za klamkę i używał na niej siły. Zaskrzypiało…
|
Mascius Malfoy Prefekt Naczelny, Ścigający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Dwanaście cali, sztywna, brzoza, pióro z ogona feniksaOPANOWANE ZAKLĘCIA: CAVE INIMICUM, EXPELLIARMUS, HOMENUM REVELIO, PROTEGO, DRĘTWOTA, EVERTE STATUM, IMMOBILUS, BOMBARDA, ALOHOMORA, FINITE, MOBILE IMAGINEM, EXPULSO, IMPERTURBABLE, PROTEGO HORRIBILISOPIS POSTACI: Malfoy. Jaki jest każdy widzi. Przedstawicieli tego rodu trudno pomylić z kimś innym. Nieco bledsza cera, ostre rysy i wyjątkowo jasne blond włosy. Cechy charakterystyczne, których nie sposób pominąć, tak jak faktu, że każdy z nich kończy w Slytherinie. Tak już po prostu jest i z tym się nie dyskutuje. Mascius nie odbiega od tego opisu w żaden sposób. Jest to typowy przedstawiciel swojej rodziny. Wysoki, mierzy sobie powiem nieco ponad sto osiemdziesiąt centymetrów. O raczej szczupłej sylwetce, gdzie linia mięśni jest wyraźnie odznaczona, jednakże nie widać po nim, aby poświęcał większą uwagę temu, aby jego ciało było odpowiednio wyrzeźbione. Niemniej jednak postawę ma cały czas prostą i faktycznym wyzwaniem jest zobaczenie go, gdy się garbi. Bije od niego powaga wymieszana z poczuciem wyższości, które ma wpajane od dziecka. Jako czarodziej czystej krwi pochodzący z jednego najbardziej szanowanych rodów, roztacza wokół siebie dominującą aurę. Mascius chodzi ubrany na czarno. Jednym z niewielu elementów innego koloru niż czerń jest srebrno-zielony krawat, który to nosi w czasie pobytu w Hogwarcie i tym samym pokazuje jednoznacznie, że ma się do czynienia ze ślizgonem. Z mniej istotnych rzeczy, o których można powiedzieć, to niewielkie znamię na prawej łopatce, które wyglądem przypomina motyla, oraz kilka mniejszych blizn rozsianych po całym ciele. Nie są one jednak na tyle istotne, aby posiadały jakieś większe znaczenie lub/i historie. Większość z nich powstała przez przypadek i nieuwagę. Temat: Re: Sala starożytnych run Sro 27 Sty 2016, 17:35 | |
| Zaczynało się robić tłoczno. Dobrze, gdyż to wróżyło rychłe rozpoczęcie zajęć. Co prawda nie spieszyło się mu do nich jakoś szczególnie, ale nieobecność nauczyciela zaczynała być wyraźnie odczuwalna, a jedną z rzeczy, których Mascius nie lubił robić, było nic innego jak marnowanie czasu. Pojawienie się kurkona, nie mogło obejść się bez uwagi. Był po prostu zbyt głośny, od razu zaczynając mówić też o jakimś liściku, który to kompletnie nie interesował ślozgona. Niemniej jednak odwrócił głowę ku chłopakowi, rzucając mu delikatnie zaciekawione spojrzenie. Nic więcej, nic mniej. Zdecydowanie mógł obejść się bez wiedzy na temat tego, co skrywa się w środku, ale skoro Todd już zaczął, to niech kończy. Odczekał stosowną chwilę zerkając w stronę chłopaka, ale gdy nie doczekał się znaczącej kontynuacji wątku, odwrócił się z powrotem w kierunku Morrigan, która to postanowiła odpowiedzieć na jego zaczepkę. Uśmiechnął się na słowa o karnych zajęciach. - Powinnaś też się na takowych pojawić. - Rzucił z delikatnym uśmieszkiem. - Popracowalibyśmy nad twoimi ruchami i może w końcu byś mi dorównała. - Dodał i wrócił wzrokiem do książki, przewracając stronę. Na nowo zabrał się za solidniejsze czytanie, jednakże nie mógł przeznaczyć na to więcej czasu, gdyż w końcu w progu sali pojawił się nauczyciel. Chociaż nie ten, którego spodziewali się spotkać w tej sali. Vaksilij Bułhakow wszedł, przywitał się z nimi wszystkimi. - Profesorze Bułhakow. - Mascius skinął głową na powitanie, wyrabiając się akurat przed niecodzienną sytuacją, która miała miejsce zaraz po tym. Nadlatująca sowa, która należała do nauczyciela, niosła ze sobą nic innego jak wyjca, który zaraz to poderwał się i zaczął czynić swoją powinność. Trzeba było przyznać, że tego się nie spodziewał zobaczyć, a wysoko uniesiona brew platynowowłosego była tego wystarczającym świadectwem. Sam profesor Bułhakow był niemniej zaskoczony, jednakże stosunkowo szybko przywrócił się do porządku, o ile w jego przypadku można było o czymś takim mówić, po czym zabrał się do kontynuowania prowadzenia lekcji w zastępstwie. Masciusowi to nie przeszkadzało, nie obchodziło go kto prowadzi zajęcia, ważne było aby w ogóle się odbyły i nie tracili więcej czasu. Zadania dodatkowego nie zrobił, gdyż najzwyczajniej nie czuł takiej potrzeby. Zamknął książkę, którą czytał, wcześniej zaznaczając tam gdzie skończył. Rozejrzał się po sali i osobach, poświęcając im zdecydowanie więcej uwagi, niż na początku. Najbardziej zainteresował go krukon, który zaczął zachowywać się dość… dziwnie. I gdyby nie to, że nie zajął miejsca, tylko starał się stać niewidzialnym, Malfoy w ogóle nie zwróciłby na niego uwagi. Przez chwilę starał się przypomnieć sobie jego nazwisko, które to jak na złość wypadło mu z głowy. - Pan Todd zamierza zająć swoje miejsce? Czy też dalej będzie pajacował pod ścianą? - Rzucił wreszcie w stronę chłopaka, jednakże na tyle głośno, aby każdy mógł to wyraźnie usłyszeć. Najwyraźniej jego ewakuacja nie przebiegnie tak pomyślnie, jakby sobie tego życzył. Ale to już nie było zmartwienie Malfoya.
|
Morrigan Black Kapitan i szukający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Akacja, pióro z ogona feniksa, 14 i 3/4 cala, niezwykle giętka. Ciemna i cienka, szorstka, matowa, absolutnie nieelegancka - lekko zakrzywiona, surowa. Jedynymi zdobieniami są żłobione w niej runy i znaki oraz duży szafir umieszczony w jej nasadzie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Verdimilous, Protego, Riddiculus, Petrificus Totalus, Avifors, Reparifarge, Accio, Alohomora, Finite, Wingardium Leviosa, Slugus Eructo, Jęzlep, Oculus Lepus, Obscura, BaubillousOPIS POSTACI: Nieskazitelna perfekcja. Tak w dwóch słowach mogłaby opisać Morrigan osoba widząca ją po raz pierwszy. Perfekcyjne włosy, perfekcyjne ciało, perfekcyjny uśmiech, perfekcyjne ubranie i perfekcyjne stopnie. Obiektywnie patrząc - niczego jej nie brakuje, skromnie mówiąc. Choć może jest zbyt niska, bo mierzy ledwie sto sześdziesiąt centymetrów, fakt ten znika tłumiony przez szereg jej innych zalet. W prezencie od matki natury dostała wszak cudowną figurę, o którą nic a nic nie musi dbać. Może poszczycić się łabędzią szyją, wąskimi ramionami i klatką piersiową, biustem jędrnym, niezbyt dużym, ale i nie takim, który można by było nazwać małym; wąską talią, płaskim brzuchem, szerokimi biodrami, okrągłymi, pełnymi pośladkami, długimi, zgrabnymi nogami, kobiecymi dłońmi z delikatnymi, smukłymi palcami zakończonymi zadbanymi paznokciami. Jest też śmigła i gibka. Jej porcelanowej cery zazdrości niejedna dziewczyna. Tylko nieliczni przyglądają się na tyle, by dostrzec rysujące się wyraźnie pod jej bladą skórą żyły - na ramionach, klatce piersiowej, udach i nadgarstkach. Większość jest zbyt zajęta podziwianiem jej twarzy, która niezaprzeczalnie należy do urodziwych. Cera bez skazy, wysokie czoło, prosty, wąski nos z małym końcem, szczupłe policzki łatwo oblewające się rumieńcem, pełne, delikatne i wydatne, malinowe usta rozciągnięte w tajemniczym, zadziornym uśmieszku, zdolne nie tylko do ułożenia się w tysiące różnych grymasów i charakterne, ostre brwi - komponujące się w jedną, harmoniczną całość. Punktami najbardziej przykuwającymi wzrok są zaś niewątpliwie jej oczy, otoczone gęstym wieńcem długich rzęs, rzucających na jej kości policzkowe wierzbowe cienie, nadające jej twarzy subtelnego powabu. Duże, o migdałowym kształcie, z zewnętrznymi kącikami uniesionymi do góry, czystych, chłodnych błękitnych tęczówkach. Rzucające twarde, przeszywające spojrzenia. Mówi się, że oczy są obrazem duszy - i w jej oczach można dostrzec wszystko; trzeba się tylko przyjrzeć. A mało kto to robi, będąc wystarczająco urzeczonym powierzchownym wrażeniem. Jej cudną twarz okalają białosrebrzyste pukle zdrowych, lśniących włosów, sięgających dziewczynie niemal do krzyża. Falują delikatnie w rytm jej lekkich, miękkich, kocich kroków pełnych niewypowiedzianej gracji. Zawsze wyprostowane plecy i dumnie uniesiony podbródek oraz wypięta pierś nadają jej postawie elegancji i arystokratycznej wyższości. Wrażenie to potęguje jej mocny, zdecydowany, głęboki głos chłodnej barwy i czysty, dźwięczny śmiech, który równie doskonale wyraża radość co mściwą satysfakcję. Z całej jej postawy bije niezwykła, eteryczna aura, którą z pewnością może zawdzięczać krwi wili płynącej w jej żyłach. Wiele by dała, by nie roztaczać wokół siebie takiego wrażenia, które nie jest burzone przez nawet największe potknięcie. Niezdarność u niej odbierana jest jako "urocza", aniżeli "zawstydzająca" i "niepoważna". Zawsze unosi się za nią krystaliczny, mocny, ostry zapach konwalii. Temat: Re: Sala starożytnych run Sro 27 Sty 2016, 20:28 | |
| Morrigan musiała przyznać, że kontratak Malfoya był niezły. Nie mogła się jednak zbyt długo zastanawiać nad swoją odpowiedzią, bo po prostu dałoby mu to satysfakcję. - Oczywiście, że bym się pojawiła! Muszę w końcu nadzorować treningi drużyny, jestem kapitanem... - odparła wręcz radośnie, również się uśmiechając i wyraźnie podkreślając ostatnie słowo. - Och, nie wiem, czy jako szukający to istotne, abym dorównywała komukolwiek w rzucaniu kaflem... Dalszą dyskusję przerwało niestety nagłe wejście nauczyciela, więc musieli na razie zawiesić broń. Ale mimo wszystko dziewczyna była zadowolona ze swoich słów i takiego obrotu spraw. Może rzeczywiście pójdą na ten trening. A miło by było w końcu zmierzyć się z kimś o zbliżonym poziomie umiejętności; w szkole mało kto im dorównywał. Na pewno nie było mowy o tego typu zabawie na regularnych zajęciach drużyny quidditcha Ślizgonów. Każdy miał swoje zadania, a obowiązkiem Morrigan było mieć ich na oku, toteż naprawdę rzadko poza meczami coś było dla niej wyzwaniem. Oczywiście, chodziła ćwiczyć w samotności, ale to nie było to samo. Kiedy w sali pojawił się profesor Bułhakow, dziewczyna nie była tym szczególnie zdziwiona. Cóż, zdarzało się. Starając się ukryć zażenowanie i zachowywać naturalnie, zdjęła nogi ze swojego stolika i wróciwszy do normalnej pozycji, wyciągnęła wszystko, co mogło być jej potrzebne - w tym zapełniony jej drobnym, podłużno - płaskim pismem, któremu mimo braku urody nie można było odmówić charakteru, lekko wymięty i poplamiony kawałek pergaminu, czyli dodatkową pracę domową. Choć nie wyglądała najpiękniej, według Morrigan liczyła się treść, zawartość. A ta z pewnością była więcej niż wystarczająca. Tym, co zaskoczyło Black był raczej wyjec. Nieczęsto widzi się nauczyciela, do którego przybywa wydzierający się list. Dziewczyna nie mogła się powstrzymać i zachichotała cicho, subtelnie zakrywając usta dłonią, aby profesor tego nie zauważył. Szybko jednak wrócił do siebie po otrzymaniu głośnej nagany. Na twarzy Ślizgonki Bułhakow zawsze wywoływał uśmiech. Był... Po prostu słodziakiem. W żadnym razie kiedy tak o nim myślała, nie przemawiały przez nią jakieś romantyczne uczucia, ale był on zwyczajnie rozczulający. Lekko roztrzepany, entuzjastyczny, uśmiechnięty. Lubiła nauczycieli z pasją. Ledwie powstrzymała się, by nie prychnąć z pogardą na widok rozpromienionej twarzy Kaylin, jej głupawego uśmieszku i wielkich jak spodki do filiżanek oczu, wlepionych w nauczyciela numerologii. Uwielbiała go, nawet ślepy by to zauważył. Morrigan była pewna, że nawet profesor Vakel się dawno zorientował.
|
Yvon Mavourneen Hennessy Pałkarz Złotych Chimer, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Prezentuje się przyzwoicie. Chociaż mierzy sobie zaledwie dwanaście cali, a z natury jest bardzo giętka, więc co za tym idzie trudna do złamania, przy niektórych zaklęciach zachowuje się nieprzyjemnie głośno. W rdzeniu umieszczony został szpon hipogryfa, całość zaś została wykonana z drewna derenia przyczyniającego się do wydawania rozpraszających świstów. OPANOWANE ZAKLĘCIA: Incarcerous, Drętwota, Relashio, Riddiculus, Bąblogłowy, Jęzlep, Salvio Hexia, Antivenenum, Linia Wieku, Protego Horribilis, Sardinus Eructo, Trantallegra, Herbivicus, Waddiwasi, Nox, Deprimo, Locomotor, Mobiliarbus, Glisseo, Bonum Ignis, Obliviate, Lapifors, Oculus Lepus.OPIS POSTACI: Siedemnastoletnie dziewczę, mierzące sobie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu o budowie wdzięcznej. Rozumiejąc przez to uwydatniony, średni ale krągły biust oraz wyraźnie zaznaczone biodra z naturalnym wcięciem w okolicy talii. Włosy, w kolorze miedzi sięgają mniej więcej do połowy pleców. Naturalnie są nieco pofalowane. Dłonie z wyraźnie zaznaczonymi kostkami, wąskimi nadgarstkami, spiłowanymi na migdałowaty kształt paznokciami. Skóra jest koloru jasnego. Wyróżnia się przede wszystkim piegami, które przybierając różne kształty, oraz odcienie koloru brązowo-pomarańczowego znajdują się w ilości nadprogramowej wszędzie. Pomiędzy jedynkami można spostrzec charakterystyczną, niedużą przerwę. Temat: Re: Sala starożytnych run Sro 27 Sty 2016, 23:38 | |
| Zdawkowe zwrócenie uwagi na to, że jeszcze nie umarła skutecznie ostudziło wzniecony na naprawdę krótką chwilę zapał do działań. Skwitowała stan, w którym teraz się znalazła naprawdę głośnym westchnieniem, świadczącym przede wszystkim o tym, że nudziło się jej niemiłosiernie kiedy naprawdę nie miała do kogo ust otworzyć. Wszyscy zajmowali się wzajemnie sobą, obchodząc Hennessy wielkim łukiem – w końcu nie zasługiwał na spojrzenie, nawet przelotne ktoś, kto najzwyczajniej w świecie siedział, na suficie szukając niebieskich migdałów – a to nie w tym rejonie. Miała naprawdę dużą ochotę opuścić pomieszczenie, ale drogę ucieczki odcięła obecność nauczyciela który po sali pałętał się, jakoby po swojej, jeszcze z tym uśmieszkiem którego znieść się nie dało pytając z wyuczonej grzeczności o zadania. Odrobiła. Ten jeden, jedyny raz postanowiła wziąć się za coś, co nie było tylko pracą obowiązkową. Zrezygnowana, wygrzebała z dna torby nieco pogiętą pracę, zapisaną stosunkowo prostym pismem. Odłożyła wypociny, zasługujące na mniej niż ocenę wzorową która pewnie już się w kieszeni Bułhakowa czaiła. Naprawdę nie miała ochoty tu siedzieć. Na miejscu cudem się utrzymywała kiedy chęć na zrobienie sobie dłuższego spaceru najpewniej jedynie we własnym towarzystwie, a bo co tam taki Todd mógłby mieć ochotę jej potowarzyszyć, narastała. Schowała twarz w ugiętych rękach, które opierała na ławce, a tym samym na pozostawionej na niej pracy, aby przez moment przemyśleć wszystkie za i przeciw. Dziewczęciu bardzo zależało na nadrobieniu ponad pięćdziesięciu punktów, ale żeby sprostać wspomnianemu zadaniu musiała przesiedzieć na tej, a także na innych zajęciach przynajmniej kilka dni powstrzymując się przed wagarami. A później duszo, baw się, ile Ci potrzeba. Czasami zdarzało się jej ubolewać nad tym, że wraz z nowym rokiem starsze koleżanki i koledzy, odeszli ze szkoły, za sprawą promocji. Trudno było w takich czasach znaleźć równie wiernego kompana do kręcenia się po Zakazanym Lesie. W podenerwowaniu, zaczęła niezbyt głośno podkopywać jedną ze sztywnych nóg przeciwległej ławki, czasami rozglądając się to tu, to tam, aby czas szybciej zleciał. A niech sobie te wszystkie skomplikowane runy włożą tam, wraz z niedocenioną pracą gdzie słońce nigdy nie zagląda. Naprawdę nie liczyła, w przypadku tego nauczyciela na pochwałę. Tylko mu były, z tego co zdążyła przyuważyć w głowie najlepsze, najgrzeczniejsze uczennice, z miejsca dostające więcej, niżeli pięć punktów.
|
Vakel Bułhakow Dyrektor Hogwartu, Opiekun Hufflepuffu, NumerologDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Olcha, 13 cali, włókno z pachwiny nietoperza, mało giętkaOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Finite, Bąblogłowy, Expeliarmus, Protego, Drętwota, Lumos, Nox, Depulso, Everte Statum, Immobilus, Repirifage, Accio, Alohomora, Colloportus, Chłoszczyść, Acetabulum Lava, Bombarda Maxima, Constant Visio, Erecto, Oculus Reparo, Quietus, Siccum, Wskaż mi, Pakuj, Anapneo, Anesthesia, Repariforos, Fiedfyre, Obliviate, Sectumsempra, Szatańska Pożoga, Acis Missle, Volnera Sanatur, Salvio Hexia, Upiorogacek, Avada Kedavra, Finite Incantatem, Skurge, Somno, Zaklęcie Kameleona, Repello Muggletum, Adversum, Ne Apportation, Protego HorribilisOPIS POSTACI: Wysoki, bo mierzący ponad 185 centymetrów wzrostu mężczyzna o ektomorficznej budowie ciała. Nie jest zbyt wysportowany, ale od jakiegoś czasu nad tym pracuje. Mimo tego sprawia wrażenie lekko wychudzonego. Ciało Bułhakowa, głównie plecy, uda i pośladki pokryte są szeregiem szpecących je blizn, będących nieprzyjemną pamiątką po rodzinnym domu. Pomimo wielu okazji ku temu nie usunął ich nigdy, być może po to, aby przypominały mu wydarzenia, które go ukształtowały. Włosy ma brązowe. Charakterystyczną dla nich jest niesforna, opadająca na oko grzywka, w chwilach stresu często przez niego przeczesywana. Oczy szarozielone. Posiada wszystkie cechy wyglądu, które powinny składać się na typowego paszczura - ziemniaczany nos, wyjątkowo jasne i rzadkie brwi, idealny do rozgniatania orzechów, perfekcyjnie kwadratowy podbródek i wiecznie zdenerwowane spojrzenie, a mimo tego z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu rozkochał w sobie niejedną pannę. (Może to prawda, że kobiety podświadomie lecą na złych facetów?) Zawsze wyjątkowo czysty, zadbany i schludny. Dba o swój wizerunek. Nosi się w drogich, szytych na miarę ubraniach. Roznosi wokół siebie przyjemny zapach kwiatowej woni, czasami wymieszany z kadzidłem lub świecami do medytacji. Na pierwszy rzut oka widać, że jest bogaty, a przynajmniej na takiego pozuje i wychodzi mu to zadziwiająco dobrze. Temat: Re: Sala starożytnych run Czw 28 Sty 2016, 00:53 | |
| Bułhakowa rozdzierało w tym momencie tyle emocji, że sam nie wierzył w szeroki uśmiech, który udało mu się utrzymać na twarzy w trakcie informowania ich o temacie dzisiejszych zajęć. Nie podobały mu się te szmery w klasie. Nie podobało mu się głośne zwracanie uwagi na kolegów, którzy w akcje desperacji próbowali wykorzystać moment nieuwagi i dyplomatycznie uciec z sali. Skoro nie chciał tutaj być - nie miał ochoty go do niczego zmuszać. Jeden głąb w sali mniej - panu Bułce będzie lżej. Teraz niestety musiał udawać, że mu zależy. - Callaghan, przestań się śmiać i wymyśl mi jakąś kreatywną ripostę. Todd - na miejsce. - wskazał mu konkretne. Tak, żeby mógł go widzieć. - Hennessy - siedź prosto. Wittermore... - tu urwał, bo jadąc spojrzeniem po zebranych w sali uczniach dotarł wreszcie do swojej ulubionej blondyneczki i dostrzegł widoczne na szyi ślady zębów. Co u diabła? Miała, podobnie jak on, niezbyt ciekawe fetysze, czy któraś z koleżanek dostała wścieklizny? - ...zbierz prace, proszę. Też miał kiedyś te szesnaście lat i chodził do szkoły, ale nigdy nie trafił mu się przypadek wgryzania w czyjeś ciało, a trzeba mieć na uwadze, że uczęszczał do szkoły w Rosji. Nieistotne. Znaczy się, istotne, ale później. Teraz liczyła się lekcja. Nie lubił spóźnień. Nie lubił zamieszania. Czas był cenny, bardzo cenny. Marnowanie go na bzdury nigdy nie wychodziło nikomu na dobre. Tego mu brakowało, żeby dzieciaki przestały traktować go poważnie! Tylko czy na to nie było trochę za późno? Liczył na ciszę, zupełną ciszę. Dla ewentualnych rozrabiaków w tym tygodniu przygotował już w głowie pomysły na genialne szlabany w swoim gabinecie. Sam na sam z Bułhakowem i jego liczydłami - koszmar większości uczniów, którzy mieli okazję kiedykolwiek go odwiedzić. Całkiem zabawne, że zwolennikowi kary chłosty, uważającego dobre przypierdzielenie gówniarzowi za najlepszy sposób nakierowania go na jasną stronę mocy, zdołał wyrobić sobie tak złą opinię, chociaż w swoim gabinecie kazał im tylko polerować stare przedmioty i pić herbatę, kiedy on spokojnie, na głos, wyliczał statystyki śmierci na przyszłe lata w Wielkiej Brytanii. - Wszyscy się uspokoili? Świetnie. - pierwszy etap mieli już za sobą. Jego spojrzenie utkwiło na krukonie. - Podstawową symbolikę run powinniście już przerobić, a przed wami część, która uczniom zwykle podoba się najbardziej - ich wpływ na nasze codzienne życie. Odpowiednie dobranie talizmanu runicznego do naszych potrzeb będzie pozytywnie oddziaływać na nasze zmagania z codziennością. Panu Toddowi na przykład serdecznie polecam wykonanie amuletu z runy Mannaz - człowiek. Wspiera ona ludzi chętnych do nabywania nowej wiedzy i poszerza horyzonty myślowe. Świetna sprawa dla kogoś tak chętnego, by otworzyć swój umysł na nowość! Wreszcie dał mu spokój, przeniósł wzrok gdzie indziej, nie przerywając mówienia. - Wykonanie takiego talizmanu wymaga od nas skupienia i zaangażowania - największą moc posiadają wtedy, kiedy wyryjemy je w kamieniu lub drewnie, a nie są to materiały najłatwiejsze. Sugerowałbym przy tym wykonanie kilku wprawek, a dopiero później zabrania się do stworzenia wersji ostatecznej, byleby poprzednie twory spalić. Nie, nie wystarczy wrzucenie ich do szkolnego kubła. Otwórzcie podręczniki na stronie 126.
|
Temat: Re: Sala starożytnych run | |
| |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |