|
Sala starożytnych runIdź do strony : 1, 2, 3, 4, 5, 6 Anastasia Fitzgerald Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Matowa i skromna, nie wyróżnia się na tle innych. Brak zdobień. Rdzeń z rogu jednorożca, drewno jabłoni, sztywna, 12 cali długości. Nic specjalnego.OPANOWANE ZAKLĘCIA: BĄBLOGŁOWY, EXPELLIARMUS, RIDDICULUS, PROTEGO, CONJUNCTIVITIS, DIFFINDO, ACCIO, WINGARDIUM LEVIOSA, VERDIMILIOUS, SICCUM, EBUBLIO, LEVICORPUS, OCULUS LEPUS, UTEVO LUX, SOMNOOPIS POSTACI: Średni wzrost, lekko podkrążone oczy od nadmiernego przesiadywania z książką po nocach. Właścicielka szczupłej, wątłej twarzy, którą okalają długie włosy o kolorze miodu akacjowego. Młoda Panienka Fitzgerald posiada kobiecą budowę ciała i długie włosy, ale na tym kończą się atrybuty kobiecości, którymi może się pochwalić. Skromny i konserwatywny ubiór, kłócący się poniekąd z jej pochodzeniem, przełamuje niekiedy mocniejszym makijażem i frywolnymi kapeluszami, nie mającymi jednak nic wspólnego z modą mugolską. Często próbuje zakryć całkowicie swoje ciało poprzez noszenie wyłącznie czarnych, workowatych szat. Preferuje stonowane kolory, a te pstrokate i przyciągające uwagę omija szerokim łukiem. Bardzo rzadko nosi dodatki i biżuterię, za wyjątkiem skromnego,złotego łańcuszka, z którym się nigdy nie rozstaje. Zazwyczaj wyprostowana lecz w jej kroku na próżno szukać gracji. Wiecznie zachmurzony wyraz twarzy, nieobecne spojrzenie. Czy to tylko zadumanie i wyłączenie się z realnego świata, a może to autentyczna, mroczna energia kryjąca się w jej pokrętnym umyśle i dziwnych fascynacjach? Tego nikt nie jest pewien,nawet ona sama. Temat: Re: Sala starożytnych run Czw 28 Sty 2016, 03:35 | |
| Anastasia musnęła Theo swoim zawodowym, czułym kuksańcem, wyśmiewając tym samym nieskrywane próby kreowania łobuzerskiego wizerunku na oczach reszty uczniów. Anastasia nie widziała w Puchonie „ciapy” ani przesadnie potulnego worka treningowego. Odkąd zaczęli się przyjaźnić jego postawa zmieniała się i dziewczyna gołym okiem dostrzegała jak przeistaczał się na przestrzeni miesięcy i lat. Zdecydowanie stawał się dużo bardziej swobodny i i otwarty w swej postawie, zaskakując tym i samą Nastkę. -Yvon, on pewnie sam to napisał i teraz próbuje kogoś wrobić- obwieściła głosem eksperta w sprawach dowcipów i psikusów, gdyż bądź co bądź mieszkała z Panną Hennessy i po tylu latach zaprawy w boju była już świetnie wyszkolona w dziedzinie rozpoznawania wybrykowych falsyfikatów. Mimowolnie jej wzrok zabłądziłw kierunku Kaylin i tam właśnie przez następne kilkanaście sekund pozostał w stanie nieświadomego spoczynku. Nie wiedzieć czemu przez głowę przeszła jej myśl, że liścik mógł należeć do niej, nieśmiałej, cichej i prawdopodobnie również wrażliwej dziewczyny, gdyby faktycznie nie był to tylko głupi dowcip, to ze wszystkich zgromadzonych była najbardziej prawdopodobną autorką. Chyba, że Addyson? Kto wie. Cierpiąca na chwilową nadpobudliwość Panna Fitzgerald zaczynała się już nudzić, gdy do klasy wszedł nauczyciel. Intuicyjnie, czuła w moczu, że nauczycielka nie przyjdzie choć nie spodziewała się zastępstwa profesora...Vaksela Bułkahowa. Vakilija? Vakssieja? Zaczynało się na Vak, tego była pewna. I pochodził bodajże z Rumunii...gdzieś w Europie Wschodniej. Całkiem świeży nabytek szkoły, opiekun Puchonów i nauczyciel numerologii, z którym Anastasia nie miała do tej pory do czynienia i mimo wielokrotnych ostrzeżeń oraz sprzecznych relacji uczniowskich, poniekąd zawsze chciała wziąć udział w jego lekcji. Wyjca się nie spodziewała i o ile sam list jej tak nie rozbawił to już zaraźliwe parsknięcia Theo tak, co poskutkowało głośnym charknięciem imitującym kichnięcie, a mającym za zadanie zatuszować stłumiony wybuch śmiechu. Kaszlnęła dodatkowo, trzy razy i ze swoją smykałką do teatralnych wyczynów przybrała bezbłędną minę chorującego na nieuleczalne przeziębienie szczeniaczka. Na wspomnienie pracy domowej obruszyła się i sięgnęła po książkę, a zaraz potem i torbę, z równie przesadnym dramatyzmem zgrywając poszukiwania nieistniejącego i nigdy nie spłodzonego zadania. Uwadze Anastasii nie uszedł zwitek w rękach Yvon na który blondynka zareagowała natychmiastowym spojrzeniem pełnym niedowierzania. Fitzgerald zupełnie nie dbała o punkty dla domu i starsza Gryfonka nie musiała aż tak się poświęcać w imię większej społeczności. Podejrzewała bowiem, że to utrata punktów na ostatniej lekcji zielarstwa skłoniła Pannę Hennessy do zreflektowania się nad swoją uczniowską postawą. Za poleceniem nauczyciela bezwiednie przeszła na stronę sto sześć podręcznika i uniosła głowę czekając na dalsze polecenia. Wpatrywała się w profesora intensywnie, być może zbyt intensywnie jak na kogoś kto nie chciał zwracać na siebie w tamtym momencie uwagi. Analizowała każdy poszczególny element jego twarzy, ubioru i mimiki, od stóp aż po sam czubek głowy... Czy już jej na rozum padło, czy ten nauczyciel wydawał się całkiem...pociągający? Potrząsnęła energicznie głową i bezzwłocznie spuściła wzrok na otwartą kartę obszernego tomiska. Cholerne buzujące hormony, zaczynały już przeginać pałę.
|
Kaylin Wittermore Prefekt Ravenclawu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Angielski dąb, pancerz kikimory, 13 cali, sztywna. Solidna, z dosyć grubą rękojeścią. Nie jest prosta, większość różdżki jest pofalowana. Sama rękojeść ozdobiona jest grawerowaniem w drewnie, a także onyksem, który umieszczony jest na jej podstawie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: ★ Szkolne ★ ACCIO - ALOHOMORA - APERACJUM - BĄBLOGŁOWY - BOMBARDA - COLLOPORTUS - CONFUNDUS - DEPULSO - DRĘTWOTA - ENERVATE - EPISKEY - EXPELLIARMUS - GLACIUS - LUMOS MAXIMA - REDUCTO - REPARO - WINGARDIUM LEVIOSA ★ Łatwe ★ ANATISQUACK - BONUM IGNIS - CALVORIO - CHŁOSZCZYŚĆ - CONSTANT VISIO - ENTROPOMORPHIS - ERECTO - FUNEMITE - ILLEGIBILUS - IMPERTURBABLE - SICCUM - ZAKLĘCIE CZTERECH STRON ŚWIATA (WSKAŻ MI) ★ Trudne ★ FINITE INCANTATEM - PROTEGO HORRIBILIS ★ Specjalne ★ ZAKLĘCIE PATRONUSA (EXPECTO PATRONUM, FORMA BIAŁEGO KRUKA) ★OPIS POSTACI: Dosyć niska, mierząca jedynie sto sześćdziesiąt centymetrów, nie wyróżniająca się tak naprawdę niczym szesnastolatka. Drobna, można nawet pokusić się o stwierdzenie chuda dziewczyna, która z pewnością nie ma zbyt wiele siły i łatwą ją pociągnąć, czy popchnąć. Ostatnim razem, gdy się ważyła, waga ukazała czterdzieści osiem kilogramów, co i tak było dla niej osiągnięciem. Całkowicie przeciętna, o krótkich blond włosach, które lubią się puszyć i falować - każdy włos w zupełnie inną stronę, co sprawia, że na jej głowie prawie zawsze panuje nieład. Zawsze bardzo się stara, by mieć choć trochę elegancką fryzurę, jednak nie często jej się to udaje. Brązowe oczy kontrastują z bladą cerą, będącą oznaką przebywania przez większość czasu w budynkach, choć w wakacje zdarza się, że znajduje się na niej lekka opalenizna będąca wynikiem spędzania czasu z magicznymi stworzeniami na zewnątrz. Opala się jednak na czerwono, co nie jest szczytem jej marzeń. Ma na twarzy kilka pieprzyków, a na całym ciele poza tym jedyną skazą jest długa blizna, ciągnąca się aż od lewej strony brzucha do połowy uda. Nie ma zbyt dużej wady wzroku, jednak często można spotkać ją w okularach z czarną obwódką, gdyż w ten sposób lepiej jej się czyta. Dziewczyna nauczona została dbania o siebie, więc zawsze jest czysta i schludnie ubrana. Zdarza się, że na twarzy można dostrzec makijaż, lecz nie jest to zbyt częste. Lubi eleganckie stroje, spódnice, koszule i sweterki. Zawsze pachnie od niej kwiatową mieszanką jej ulubionych perfum. Temat: Re: Sala starożytnych run Czw 28 Sty 2016, 10:24 | |
| W tej chwili mało obchodziło ją to, co działo się w klasie. No, prawie. Widząc uciekającego Todda zmarszczyła brwi i obserwowała go w ciszy, a zdenerwowanie zdradzały tylko ruszające się płatki nosa i lekko przygryziona warga. Na litość Merlina, co ten idiota sobie wyobrażał? Kaylin czuła, jak narasta w niej frustracja, jeżeli Todd przyczyni się do utraty punktów Krukonów, to na jej miłość do Bułhakowa, pożałuje tego! Zacisnęła mocniej dłoń na piórze i wodziła wzrokiem za debilnie poruszającą się przy ścianie sylwetką, na chwilę spuszczając wzrok z profesora - ucieczka kolegi była wszak w tej chwili ważniejsza. Nie wiedziała, czy się odezwać, czy zignorować. Ostatecznie stwierdziła, że najprawdopodobniej nauczyciel i tak nic sobie z tego nie zrobi, więc lepiej nie wywoływać dodatkowego zamieszania... No tak, Prefekt Naczelny. Westchnęła, bo nie mogła mu niczego zarzucić - zachował się przecież zgodnie ze swoją funkcją. Miała tylko nadzieję, że Vakel się nie wkurzy dodatkowo, wiedziała już, że choć bywał milusi, miewał też gorsze dni i niektórzy wychodzili z numerologii z płaczem. O dziwo - nigdy ona. A z pewnością miałaby wiele okazji, by uronić jedną czy dwie łzy z powodu pana B. Kiedy zwrócił się bezpośrednio do niej kiwnęła tylko głową i bez słowa wstała ze swojego miejsca. Choć wykorzystywała każdą możliwą okazję do rozmowy z nim, tu nie było nawet do czego się tak naprawdę przyczepić, by podtrzymać jakikolwiek kontakt. Dobrze, że nie czytała w jego myślach, bo zapewne umarłaby ze wstydu, gdyby dowiedziała się, że zauważył ślad jej ostatniego spotkania sam na sam z Yvon. Udało jej się zasklepić ranę zaklęciem, ale ślad... No cóż, pozostał i jeszcze przez kilka dni będzie się goił. W całkowitej ciszy podeszła do Addyson, od której odebrała pracę i nawet obdarzyła ją ledwo dostrzegalnym uśmiechem(!). Rozejrzała się po zgromadzonych i nie była pewna, czy którekolwiek z nich w ogóle pamiętało o tej pracy, a co dopiero o jej napisaniu. - Ktoś jeszcze? - Zapytała cicho, spoglądając po całej zbieraninie i już miała oddać dwa pergaminy Vakelowi, gdy ujrzała, że Hennesy(!!!!!) też zrobiła swoją. Podeszła do niej z niezbyt dobrze ukrytym zdziwieniem i wyciągnęła rękę po pergamin. Wszystkie zebrane prace oddała nauczycielowi uważając przy tym, by (tylko tym razem, miała bowiem zbyt dużą widownię) nie zetknąć się z jego dłońmi i wróciła na swoje miejsce. Słuchała go uważnie, jak zawsze, nawet na sekundę nie spuszczając jego twarzy i sylwetki z oczu. Nie ważne, czy mówił o runach czy liczbach, zawsze słyszała w jego glosie fascynację i to jej się podobało. Od tego sama zaczynała ekscytować się tym wszystkim jeszcze bardziej. Runy należały do jednego z tych przedmiotów, które zdała na SUMach bardzo dobrze i które nie sprawiały jej kłopotów. Bez mrugnięcia okiem otworzyła podręcznik na wskazanej stronie i od razu przejrzała pierwsze akapity rozdziału, o którym mieli mówić na zajęciach tego dnia. I choć zawsze zachowywała na lekcjach powagę, teraz jakoś nie mogła przestać się uśmiechać, a komentarz skierowany do Todda skwitowała tylko bardzo cichutkim, stłumionym przez rękaw szaty parsknięciem. Na zajęciach z innym nauczycielem być może wrzuciłaby teraz coś mądrego od siebie. Na lekcji prowadzonej przez Bułhakowa milczała, czekając aż ten skończy mówić swoje - dopiero potem mogła dopowiedzieć coś, o czym mógł zapomnieć (choć w to szczerze mówiąc wątpiła).
|
Hugo Todd Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 10 i 3/4 cala, średnio sztywna, rdzeń z kła widłowęża, drzewo hikoryOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Bąblogłowy, Protego, Riddiculus, Accio, Alohomora, Lumos, Sollicitus, Expulso, Levicorpus, Oblivate, NoxOPIS POSTACI: Przez pierwsze pięć lat swojego życia był małym księciem. Pupilkiem ojca, macochy, rozlicznych ciotek, babek i piątych wód po kisielu - siostrzenic ciotecznych brata od strony szwagra dziadka. Dopieszczany zarówno delikatnym dotykiem, jak i czułym słowem, słodkim ciastkiem, czy odległymi obietnicami. Pęczniał w swoim małym dostatku jak drożdżowy placek w ciepełku. Dostawał prezenty, ochuchiwany był ochami i achami, każdy jego ruch rączką, czy mielenie gryzaka zalążkami ząbków spotykało się z wielkim poruszeniem. Chociaż nieświadomie, powoli przyzwyczajał się do tego stanu i nie przewidywał, by cokolwiek miało się zmieniać. Wszak był rozkoszny, dziecięco pucołowaty, pocieszny i śliczniutki – w ogóle nie przypominał mężczyzny, którym powinien się stać po osiągnięciu pełnoletności. Szaro-błękitne oczęta odziedziczył po przodkach ze strony matki. Tak samo było z jasną, zdrową cerą i gęstymi złotymi loczkami cherubinka. Śmiało mógłby wtedy pozować Rafaelowi, czy Michałowi Aniołowi. Tak przynajmniej twierdziła lwia część rodziny. Powód specjalnego traktowania? Ojciec na jakiejś wycieczce w interesach skundlił się z ledwo co napotkaną przedstawicielką nieludzkiego rodu. Wszystko zdawało się być jeno krótkotrwałą, chociaż pełną namiętności i ogólnej wesołości przygodą, dopóki nie znalazł pod drzwiami rodzinnego domu kosza z noworodkiem. Trzeba dodać, że noworodkiem płci wybitnie męskiej, co mogło być powodem porzucenia przez matkę. Wile rzadko kiedy tolerują mężczyzn w swym gronie na dłużej. „Udomowione” przedstawicielki co prawda zakładają rodziny, jednak wszechobecne nienawiść i nieporozumienia na tle rasowym przeszkadzają im w pełnej integracji z ludzkim społeczeństwem. Hugo nie okazał się być córką, toteż nie był godzien pozostania przy matczynej piersi. Podepchnięty ojcu, wciśnięty w rodzinny obrazek Mary i Irvinga Toddów, spełniał swój obowiązek jako najmłodsza latorośl wciąż nie mogących się doczekać potomka, niemłodych już partnerów. Nie była to oczywiście łatwa zmiana. Pierw traktowany był ze zrozumiałą wrogością i niepewnością, aczkolwiek jego wielkie, niemowlęce oczka i raczej ciche usposobienie przydały mu akceptacji i powolnej, sukcesywnej asymilacji z każdym odłamem Toddów i pochodnych. Instynkt macierzyński Mary kwitł, chociaż nie ona go rodziła, prawie dumny z pracy swych lędźwi Irving nadał synowi drugie imię po sobie dla zacieśnienia więzi i pokazania, że się do niego przyznaje. Nie czuł się ojcem w pełnym wymiarze, jednak potomek reperował jego poczucie miejsca w społeczeństwie. Nie byli już ostatnimi z okolicy, którzy nie mogli budować podpory rodu na nowych gruntach. Do czasu. Pięć lat później Mary powiła małą, czarnowłosą Shiloh. Dziecko było tak brzydkie, jak tylko mógł być noworodek, jednak dla szczęśliwych rodziców było najpiękniejsze na świecie. Zatrwożony o swoją przyszłość w rodzinie Hugo poczuł się nagle zepchnięty na dalszy tor. Już nie dla niego były koronkowe poduchy podkładane pod pupę. Musiał sobie radzić sam, w końcu był „dużym chłopcem”. Czerwonawe, wiecznie napięte i rozwyte „coś” przesłaniało wszelkie jego dotychczasowe racje. Jadał posiłki, uczył się, przebywał w towarzystwie. Jednak już nie on i jego specyficzna uroda były tematem ochów i achów. Naprzemiennie defekująca i płacząca siostrzyczka tarmoszona była za policzki i całowana w czoło. W końcu była córką TEGO domu, a nie jeno przybłędą. Hugo został zepchnięty na drugi plan. Zmienił się, oczywiście… Z wiekiem gasł, a jego uroda traciła na mocy. Nie kusił jak matka, chociaż nawet jako kilkulatek wciąż mógłby reklamować producentów pasty do zębów dla sławnych i bogatych. Złote loki ciemniały, przechodząc w jasny, ciepły kasztan. Pucołowatość malała, przydając mu z każdym rokiem coraz bardziej chłopięcych rysów twarzy. Ubrany w kiecuszkę nie był już ‘śliczną dziewczynką’ tylko ‘biednym, ślicznym chłopcem, którego ktoś postanowił ośmieszyć’. Jedynie oczy ciągle pozostawały takie same – szaro-błękitne, relatywnie symetryczne, osadzone na tyle głęboko, by nie nadawać mu żabiej aparycji, a na tyle płytko, by nie kojarzyć się z upośledzeniem. Jeszcze kilka lat i śmiało mógłby zacząć mówić o siebie w kategorii ‘przystojnego’. Teraz powstrzymuje język. Nie mówi w towarzystwie tego co mu ślina na język przyniesie, pomny traumatycznych koszmarów wieku dziecięcego. Diagnoza była brutalnie prosta i nie dająca nadziei na odmianę – śmierć łóżeczkowa, nic nie można było zrobić. Jednak właśnie wtedy na światło dzienne wyciągnięte zostały małe brudy z przestrzeni całego roku. Nienawiść brata do siostry, jego grymaszenie na wspólne spędzanie czasu, bicie małej istotki po twarzy za które zbierał tęgie lanie… Wcześniej lekceważone „chcę, żeby sobie poszła”, „niech idzie do dziadka!” (który zmarł kilka miesięcy wcześniej na nieznaną, przykrą chorobę) nabrało nowej mocy. Tragedia rodzinna rozbuchała złe opary nagromadzone w każdym jej członku. Nawet dziś, wciąż młody, przystojny i, co najważniejsze, narcystyczny Hugo nie może się pozbierać po wieloletniej awanturze. On rozdrapywał rany stwierdzeniami, że przecież mogą kochać już tylko jego, za co zamykany był na wiele godzin we własnym pokoju. Nie rozumiał logiki kary – przecież powiedział prawdę i nie zrobił niczego złego. To, że jego uczucia różniły się od rodzicielskiej miłości do utraconego pacholęcia nie docierało do niego żadną drogą. Podjąwszy naukę w Hogwarcie był całkowicie ukontentowany. Oddalił się od ciężkiej atmosfery panującej w domu, a comiesięczne czeki zasilały jego konto. Mógł żyć spokojnie. Dorastać, mężnieć, zmieniać się. Nie wyglądał już jak mały aniołek – przeszkadzało mu w tym nabyte 186 cm wzrostu, niemiłosiernie wystające kości w okolicach bioder i zdecydowanie za długie palce. Zachował jednak posmak wilej krwi w sobie, toteż pomimo braku typowo kobiecego powabu i tak ma naturę podrywacza i odpowiednie ku temu predyspozycje wyglądowe. Całkowity brak rozbudowanej partii mięśniowej poza przepisowe, nadające mu wyprostowanej sylwetki, zakrywa dobrze skrojonymi szatami. Myje się codziennie i goli, by zachować świeżość. Uwydatniona grdyka na chudej szyi co prawda jest mu zadrą w palcu, jednak stara się tego nie eksponować. Wcale nie uważa tego za ‘męskie’. On sam nie jest przecież rozpoznawany przez kategorię owłosionego dryblasa u boku jakiejś powabnej panienki. Temat: Re: Sala starożytnych run Czw 28 Sty 2016, 16:07 | |
| No i luj bombki strzelił, choinki nie będzie. Posłał Malfoyowi najbardziej jadowite spojrzenie z szerokiego spektrum zagniewani i urazy. Gdyby gadzi pysk ślizgona rozwierał się znacznie rzadziej niż miał do tej pory w zwyczaju, spokój i harmonia zapanowałyby w całym zamku, a poltergeisty poukrywane w ścianach zamiast ogryzkami jabłek, sypałyby złotem w każdego szczęśliwca, którego postanowiły zgnębić. O tak, mógł zewrzeć ryj i zdrapać z twarzy swój przeświadczony o wyższości uśmieszek, który denerwował Hugo od pierwszej chwili, gdy Mascius przybrał zaszczytne miano naczelnego. Wittermore też dużo straciła na urodzie stając na straży porządku krukolandu, ale jej można było to wybaczyć. Miała cycki i bujała się w kadrze profesorskiej, co samo w sobie było synonimem szaleństwa i nieprzemyślanych decyzji. Skrzywił się na słowa Bułhakowa, ale złożył uszy po sobie i grzecznie powędrował w kierunku jednej z ławek, z ciężkim westchnieniem zajmując miejsce tuż obok swojej ulubionej gryfonki. Trącił Yvon delikatnie łokciem, puszczając jej oczko i skrzyżował ręce na piersi, wgapiając się w Vakela niby sowa w darowane jej ciasteczko. Uniósł rękę i pierw cichym, potem rosnącym w siłę tonem odbił piłeczkę w jego kierunku: - Za zgodą profesora, Mannaz symbolizuje nie tylko otwartość na naukę, ale i akceptację tego, jakim się jest. Definiuje człowieka nie jako ukierunkowanego na doskonalenie się w czerń, lub biel, ale jako istotę zawierającą w sobie zmieszaną szarość, a przez to pogodzoną ze sobą i własnymi nawykami. Ja żyję ze sobą w zgodzie… Co profesor sądzi o Uruz? – Oczywiście, że nie była to dla niego pierwszyzna. Za coś zdobył przydział do niebieskiej wieży i nie były to śliczne oczy. Poznał znaczenie większości run już przed pierwszymi zajęciami, kiedy jeszcze miał nadzieję, że dowie się na nich czegoś interesującego. Posłał do Wittermore uśmieszek mający na celu choćby częściowe udobruchanie jej maleńkiego nerwa na swą skromną osobę. Nie chciał rozlewu krwi, ani kolejnych gróźb kierowanych pod własnym adresem. Była zbyt śliczna, by się złościć!
|
Addyson Clemen Prefekt Hufflepuffu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Jawor; Włos jednorożca; 10,5OPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Expelliarmus, Finite, Flippendo Duo, Fumos, Riddiculus, Drętwota, Anatisquack, Calvorio, Accio, Alohomora, Bombarda, Glacius, Wingardium Leviosa, Descendo, Mobiliarbus, Lapifors, AnteoculatiaOPIS POSTACI: Panna Addyson Clemen urodziła się w małej wsi, ale za to w bardzo kochającej rodzinie, w której małej dziewczynce niczego nie brakowało. Jej matka, mugolka pogodziła się z myślą, że jej mąż i dzieci są czarodziejami i nigdy nie robiła im z tego powodu wyrzutów. Ojciec zaś starał się jak najlepiej wytłumaczyć swoim pociechom, że nigdy nie powinno nadużywać się czarów, a już na pewno nie w obecności mugoli. Szatynka największe problemy miała ze swoim starszym bratem, który dokuczał jej na każdym kroku, ciągnął za włosy i opowiadał straszne historię, przez które dziewczynka chowała się pod pościelą i płakała. Przez niego panicznie boi się kotów, na widok których zamiera w miejscu i oblewają ją zimne poty. W wyglądzie Addyson nie można dopatrzeć się niczego niezwykłego. Problem polega jedynie w jej wzroście. Mierzy niecałe metr pięćdziesiąt i często nie jest traktowana poważnie (w końcu kto może brać na serio dziewczynę z szóstego roku, która wzrostem przypomina pierwszoroczniaka?) Wbrew pozorom jest to zwykła nastolatka, o ładnych, piwnych oczach i czarnych, sięgających łopatek włosach z kilkoma piegami na nosie i policzkach. Jej policzki prawie zawsze są zaczerwienione, jakby sługo stała na mrozie w zimowy dzień. Temat: Re: Sala starożytnych run Czw 28 Sty 2016, 16:44 | |
| Uniosła lekko głowę znad książki, wpatrując się raz w prefkta naczelnego, raz na Krukona, który odprawiał jakiś rytualny taniec przy drzwiach do runicznej sali. Zazwyczaj nie interesowało ją życie innych uczniów. Chodzili na jakie zajęcia chcieli i kiedy chcieli. Addyson starała się uczęszczać na wszystkie, bo nikt nie zda za nią owutemów, a wiedziała, że od ich oceny zależała jej przyszłość. Jeżeli inny mieli ochotę resztę swego życia spędzić jako woźni w Hogwarcie, to przecież nikt im tego nie zabraniał. Bez słów podała Kaylin pracę domową, kiedy ta przechadzała się po klasie w celu zebrania pergaminu z zadaniem. Nie zauważyła jej nikłego uśmiechu, więc nie mogła się nawet odwdzięczyć tym samym. Nie darząc jej dłuższym spojrzeniem jedynie wyciągnęła wyciągnęła w kierunku kartkę. Już wiedziała, że blondyna nie potrzebuje pomocy (a przynajmniej z jej strony), więc Puchonka nie miała najmniejszego zamiaru się jej narzucać. Oparła podbródek na pięści z zaciekawieniem wsłuchując się w wymianę zdań profesora z uczniem. W między czasie odnalazła wskazaną przez nauczyciela stronę w podręczniku, wykładając na stolik wszystkie rzeczy potrzebne do sporządzenia notatki. Zanurzyła pióro w atramencie, cicho skrobiąc nim po pergaminie. Musiała przecież wszystko zapisać, bo przecież nie mogła o niczym, istotnym zapomnieć.
|
Yvon Mavourneen Hennessy Pałkarz Złotych Chimer, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Prezentuje się przyzwoicie. Chociaż mierzy sobie zaledwie dwanaście cali, a z natury jest bardzo giętka, więc co za tym idzie trudna do złamania, przy niektórych zaklęciach zachowuje się nieprzyjemnie głośno. W rdzeniu umieszczony został szpon hipogryfa, całość zaś została wykonana z drewna derenia przyczyniającego się do wydawania rozpraszających świstów. OPANOWANE ZAKLĘCIA: Incarcerous, Drętwota, Relashio, Riddiculus, Bąblogłowy, Jęzlep, Salvio Hexia, Antivenenum, Linia Wieku, Protego Horribilis, Sardinus Eructo, Trantallegra, Herbivicus, Waddiwasi, Nox, Deprimo, Locomotor, Mobiliarbus, Glisseo, Bonum Ignis, Obliviate, Lapifors, Oculus Lepus.OPIS POSTACI: Siedemnastoletnie dziewczę, mierzące sobie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu o budowie wdzięcznej. Rozumiejąc przez to uwydatniony, średni ale krągły biust oraz wyraźnie zaznaczone biodra z naturalnym wcięciem w okolicy talii. Włosy, w kolorze miedzi sięgają mniej więcej do połowy pleców. Naturalnie są nieco pofalowane. Dłonie z wyraźnie zaznaczonymi kostkami, wąskimi nadgarstkami, spiłowanymi na migdałowaty kształt paznokciami. Skóra jest koloru jasnego. Wyróżnia się przede wszystkim piegami, które przybierając różne kształty, oraz odcienie koloru brązowo-pomarańczowego znajdują się w ilości nadprogramowej wszędzie. Pomiędzy jedynkami można spostrzec charakterystyczną, niedużą przerwę. Temat: Re: Sala starożytnych run Pią 29 Sty 2016, 11:27 | |
| Chociaż duże nadzieje w utrzymywaniu Gryfonów na najwyższym piedestale, pokładała w najmłodszej Anastasii o równie impulsywnym charakterze, nieszczególnie docenianym przez starszą, która wpisywała towarzyszkę w specjalną rubryczkę w dzienniku – w którym znajdywali się jedynie ludzie o bardzo dobrych serduszkach, na których na pewno nie znalazłoby się cierni, ani krzty zadufania w sobie, ani nawet zazdrości – niczego naprawdę popularnego. Kiedy natrafiła na zdziwione spojrzenie wspomnianej, ze skromnością wzruszyła ramionami uśmiechając się nieco zaczepnie. Czasami potrafiła zaskoczyć, nie tylko w momencie w którym rozmawiała w cztery oczy, pozwalając sobie na przykład na wgryzanie się w Wittermore która także, wręcz skonfundowana widokiem dodatkowej pracy, nie mogła powstrzymać mimiki zdradzającej zaskoczenie. Nawet jeśli zaimponowała jej przyłożeniem się do zadania, teraz nie miało to zbyt dużego znaczenia. Dawno odzwyczaiła się od tego, aby chcieć być w jej oczach kimś więcej, niżeli tylko wredną smarkulą. W przypadku Wittermore, Hennessy powstrzymała się od miłych uśmiechów, jedynie wyczekująco zawieszając na niej nieprzyjazny wzrok. Mimochodem, w momencie w którym podawała ręcznie pisaną pracę, trzymając jedynie krawędź kartki na samym środku, aby nie chwycić jej dłoni, pociągnąć w tylko sobie znanym kierunku. Zapatrzyła się w pamiętne miejsce na jej szyi, dostrzegając gojący się, zasklepiony ślad. Zmrużyła podejrzliwie oczy, wciąż zastanawiając się nad tym, czy rzeczywiście wymijała temat – czy wkrótce zamierzała się wypaplać któremuś z nauczycieli. Stopniowo opracowywała plan, w którym znajdywały się wszystkie możliwe wymówki, a w tym jedna o charakterze najsilniejszym znacząca tyle, że co to, to nie ja. Todd. Teraz to on stał się głównym obiektem zainteresowania wszystkich zebranych. Często mu się zdarzało, nawet jeśi nie znajdywał się w klasie, wzrok mężczyzn, a także dziewcząt zawsze starannie odprowadzał chłopaka ku kolejnym pomieszczeniom zapewniając swego rodzaju kontrolę, nadzór przed którym trudno było się skryć. Zacznała obstawiać, czy Krukon wykorzysta do ucieczki okno. Powinien. W końcu co z niego za kruczysko, które nie potrafiło latać. Kiedy nie zbierał się do tego, by wymknąć się w spektakularny sposób zapewniała się, że klasycznie użyje drzwi. Ale on na przekór wszystkiemu posłusznie skierował się do ławek ku zdziwieniu rudowłosej, siadając tuż przy niej. Gdyby nie obecność zebranych w sali oryginałów, śledzących pobieżnie każdy możliwy krok na pewno skłoniłaby się przed nim, ponieważ na chwałę Pana, jako jedyny zauważył w sposób zadowalający, że uczennica potrzebowała kogoś przy sobie dla uspokojenia skołatanych nerwów, wzniecenia zainteresowania zajęciami i przede wszystkim nacieszenia oczu. - Uruz to nie przypadkiem Tur? Rogów by Ci tylko brakowało, a pasowałyby. Myślałeś już o tym, aby swoich największych wrogów zachodzić od tyłu? - Wtrąciła się do rozmowy, konspiracyjnym szeptem tuż przed odpowiedzią nauczyciela dodając nieco od siebie, z należytą uwagą, aby nie usłyszało zbyt wiele osób. A kiedy skończyła, zagryzając wnętrze własnego policzka 'tajniacząc się' przed wszystkimi, wysunęła w kierunku Krukona dłoń, aby skutecznie dźgnąć go palcami, to w bok, to w najniższe partie żeber – różdżką byłoby zbyt niebezpiecznie. Zdmuchnęła w międzyczasie, po 'wysublimowanych zalotach' opadające na twarz pasmo półprostych włosów. Otworzyła jedną z mniej opasłych książek, w której znajdywały się szczegółowe opisy run. Wzrokiem przeleciała po kilku, nim nie postanowiła, że dla siebie też spróbuje coś znaleźć. Thurizas? Kenaz? Haglaz? Dziewczę nie mogło zdecydować się na jeden. Obecność Todda w pewien sposób wpływała na zachowanie Hennessy. Chociaż uważała się za najbardziej odporną na miłe uśmiechy, niski ton głosu i co tu dużo mówić, urodę, oczytanie to w rzeczywistości, tak jak inne dziewczęta czasem była pod wrażeniem aż nadto. Mruknęła pod nosem, nim nie zaczęła sporządzać lakonicznych notatek związanych z wypowiedziami poszczególnych uczniów.
|
Mascius Malfoy Prefekt Naczelny, Ścigający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Dwanaście cali, sztywna, brzoza, pióro z ogona feniksaOPANOWANE ZAKLĘCIA: CAVE INIMICUM, EXPELLIARMUS, HOMENUM REVELIO, PROTEGO, DRĘTWOTA, EVERTE STATUM, IMMOBILUS, BOMBARDA, ALOHOMORA, FINITE, MOBILE IMAGINEM, EXPULSO, IMPERTURBABLE, PROTEGO HORRIBILISOPIS POSTACI: Malfoy. Jaki jest każdy widzi. Przedstawicieli tego rodu trudno pomylić z kimś innym. Nieco bledsza cera, ostre rysy i wyjątkowo jasne blond włosy. Cechy charakterystyczne, których nie sposób pominąć, tak jak faktu, że każdy z nich kończy w Slytherinie. Tak już po prostu jest i z tym się nie dyskutuje. Mascius nie odbiega od tego opisu w żaden sposób. Jest to typowy przedstawiciel swojej rodziny. Wysoki, mierzy sobie powiem nieco ponad sto osiemdziesiąt centymetrów. O raczej szczupłej sylwetce, gdzie linia mięśni jest wyraźnie odznaczona, jednakże nie widać po nim, aby poświęcał większą uwagę temu, aby jego ciało było odpowiednio wyrzeźbione. Niemniej jednak postawę ma cały czas prostą i faktycznym wyzwaniem jest zobaczenie go, gdy się garbi. Bije od niego powaga wymieszana z poczuciem wyższości, które ma wpajane od dziecka. Jako czarodziej czystej krwi pochodzący z jednego najbardziej szanowanych rodów, roztacza wokół siebie dominującą aurę. Mascius chodzi ubrany na czarno. Jednym z niewielu elementów innego koloru niż czerń jest srebrno-zielony krawat, który to nosi w czasie pobytu w Hogwarcie i tym samym pokazuje jednoznacznie, że ma się do czynienia ze ślizgonem. Z mniej istotnych rzeczy, o których można powiedzieć, to niewielkie znamię na prawej łopatce, które wyglądem przypomina motyla, oraz kilka mniejszych blizn rozsianych po całym ciele. Nie są one jednak na tyle istotne, aby posiadały jakieś większe znaczenie lub/i historie. Większość z nich powstała przez przypadek i nieuwagę. Temat: Re: Sala starożytnych run Pią 29 Sty 2016, 17:35 | |
| Trzeba było oddać, że Malfoy uśmiechnął się delikatnie, gdy krukon posyłał mu swoje spojrzenie, bynajmniej nie należące do tych pozytywnych. Chłopak jednak wytrzymał je bez większego problemu i poczekał aż Todd zajmie swoje miejsce. Wtedy też stracił większe zainteresowanie chłopakiem i na powrót skupił się na zajęciach. To o czym mówił profesor było mu znane całkiem dobrze. Zaznajomił się z całym zagadnieniem całkiem nieźle, chociaż nigdy wcześniej nie próbował tworzyć własnego talizmanu. Nigdy nie uważał, że takowy jest mu potrzebny. Sam doskonale sprawdzał się jako pan własnego losu i wątpił w to, że jakiś talizman jest w stanie pomóc mu w osiąganiu celu, lub zwyczajnie chronić go przed kaprysami życia i świata. Sięgnął po podręcznik i otworzył go na podanej przez nauczyciela stronie, szybko lustrując tekst, który to się znajdował. Starał się wyłapać te ważniejsze zdania, które jego zdaniem miały największą wagę i znaczenie, przyswajając sobie do wiadomości mądrość, którą niosły. Przy okazji zaczął też zastanawiać się nad tym, jaką runę powinien wybrać, gdyby faktycznie miał zabrać się za tworzenie dla siebie ochronnego talizmanu. Może Ansuz, która pomagałaby mu dostrzegać nowe inspiracje? Odpowiednio ukierunkowywać natchnienie. A może lepiej Kenaz, które pomoże mu odpowiednio spożytkować zdobywaną wiedzę. Wetchnął lekko. Interesowały go runy, ale bardziej jako ciekawostka, niż jako coś, co warto brać pod większą uwagę i pewnik. Niektóre miały ciekawe znaczenia, sposób ich pokazywania czy tworzenia też wart był zobaczenia, ale nic ponad to, do ślizgona nie trafiało. Oczywiście, jeżeli otrzymałby polecenie tworzenia talizmanu, czy zrobienia czegokolwiek innego zwiazanego z runami, naturalnie skinąłby głową i zabrał się do pracy. Ale nie oczekiwał większych efektów czy zmian w życiu dzięki nim Co jakiś czas zerkał też po innych uczniach, pozostając jednak milczącym. Nawet jeżeli mógłby rzucić jedno czy dwa zdania. Wyraźnie nie czuł potrzeby aby wychodzić z taką inicjatywą, zwłaszcza przy profesorze, który pojawił się tutaj na zastępstwo.
|
Theodore Callaghan Prefekt Hufflepuffu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 11 i pół cala, średnio sztywna, włos z głowy wili, jodłaOPANOWANE ZAKLĘCIA: gemino, oppugno, reparifage, avifors, bombarda, protego, drętwota, relashio, spongify, repleo, libro mendaciumOPIS POSTACI: Chłopaczek raczej przeciętnego wzrostu o rzadko kiedy ułożonej burzy ryżawych włosów. Ma raczej poczciwy wyraz twarzy, potęgowany przez iście psie oczy i piegowatą twarz. Na szerokich, pełnych ustach często gości uśmiech, a na całej fisis nieczęsto gości złość. Nie oznacza to jednak, że Theodore jest ciapą sam w sobie, gdyż niejednokrotnie stawał się obiektem westchnień koleżanek ze szkoły. Co śmieszniejsze, zdaje się że Theo rzadko kiedy zauważa wszelkie zaloty skierowane w jego stronę. Nie wynika to bynajmniej z jego narcyzmu - po prostu trudno mu się pogodzić się z myślą, że mógłby się komuś podobać. Ma to swój początek jeszcze w początku nauki w mugolskiej szkole. Wtedy, w wieku około sześciu lat, Theo może i był "urokliwym" i "przesłodkim" dzieciaczkiem, ale wśród rówieśników nie należał do najurodziwszych. Głównym powodem wszelkich drwin były jego piegi i duże okulary, które zwykł nosić w tamtym czasie. Kiedy dostał list do Hogwartu myślał że to szansa na rozpoczęcie wszystkiego od nowa, lecz i tam traktowano go z rezerwą ze względu na mugolskie pochodzenie i przynależność do najbardziej lekceważonego domu. Wszystko to sprawiło, że mimo względnej radości i otwartości, które widać na pierwszy rzut oka w zachowaniu chłopaka, w rzeczywistości jest on niezwykle skryty i przeważnie unika przebywania w przesadnie dużych grupach ludzi, których nie zna. Z drugiej strony na przestrzeni lat nauczył się dystansu wobec chamskiego zachowania tych, którzy chcą mu dogryźć i nie boi się już wystosować wobec nich adekwatną ripostę. Temat: Re: Sala starożytnych run Sob 30 Sty 2016, 00:15 | |
| Co Theo zawsze lubił w opiekunie swojego domu to... ta specyfika, jaką niosła za sobą jego osoba. Zarumienił się lekko, kiedy profesor zwrócił mu uwagę, ale rozpromienił się jednocześnie. Tego typu przytyków Bułhakowa nie można było poczytywać za naganę. Niemniej chłopak zawstydził się trochę, że dał się ot tak złapać na śmianiu się z nauczyciela. Książka na stronie 126 prezentowała to, co zwykle - różne spojrzenia na różne znaki runiczne. Te same symbole na kolejnych stronicach jeno zmieniały swoje konstelacje, tworząc coraz to inne szlaczki i zygzaki. Jeszcze na początku poznawania tego przedmiotu Theodor był bardzo podekscytowany każdą kolejną lekcją, jednak po kilku tygodniach zaczął powoli wytracać tempo nauki i zapał do starożytnych run. Były one na swój sposób fascynujące, ale na pewno nie należały do zajęć, które Callaghan mógł praktykować aż do śmierci. Chłopak śledził powoli tekst, leniwie ślizgając wzrokiem po równo zapisanych zdaniach. Zaszył się na moment we własnych rozmyślaniach, czytając tekst, ale nie przypisując słowom odpowiedniego znaczenia.
|
Morrigan Black Kapitan i szukający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Akacja, pióro z ogona feniksa, 14 i 3/4 cala, niezwykle giętka. Ciemna i cienka, szorstka, matowa, absolutnie nieelegancka - lekko zakrzywiona, surowa. Jedynymi zdobieniami są żłobione w niej runy i znaki oraz duży szafir umieszczony w jej nasadzie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Verdimilous, Protego, Riddiculus, Petrificus Totalus, Avifors, Reparifarge, Accio, Alohomora, Finite, Wingardium Leviosa, Slugus Eructo, Jęzlep, Oculus Lepus, Obscura, BaubillousOPIS POSTACI: Nieskazitelna perfekcja. Tak w dwóch słowach mogłaby opisać Morrigan osoba widząca ją po raz pierwszy. Perfekcyjne włosy, perfekcyjne ciało, perfekcyjny uśmiech, perfekcyjne ubranie i perfekcyjne stopnie. Obiektywnie patrząc - niczego jej nie brakuje, skromnie mówiąc. Choć może jest zbyt niska, bo mierzy ledwie sto sześdziesiąt centymetrów, fakt ten znika tłumiony przez szereg jej innych zalet. W prezencie od matki natury dostała wszak cudowną figurę, o którą nic a nic nie musi dbać. Może poszczycić się łabędzią szyją, wąskimi ramionami i klatką piersiową, biustem jędrnym, niezbyt dużym, ale i nie takim, który można by było nazwać małym; wąską talią, płaskim brzuchem, szerokimi biodrami, okrągłymi, pełnymi pośladkami, długimi, zgrabnymi nogami, kobiecymi dłońmi z delikatnymi, smukłymi palcami zakończonymi zadbanymi paznokciami. Jest też śmigła i gibka. Jej porcelanowej cery zazdrości niejedna dziewczyna. Tylko nieliczni przyglądają się na tyle, by dostrzec rysujące się wyraźnie pod jej bladą skórą żyły - na ramionach, klatce piersiowej, udach i nadgarstkach. Większość jest zbyt zajęta podziwianiem jej twarzy, która niezaprzeczalnie należy do urodziwych. Cera bez skazy, wysokie czoło, prosty, wąski nos z małym końcem, szczupłe policzki łatwo oblewające się rumieńcem, pełne, delikatne i wydatne, malinowe usta rozciągnięte w tajemniczym, zadziornym uśmieszku, zdolne nie tylko do ułożenia się w tysiące różnych grymasów i charakterne, ostre brwi - komponujące się w jedną, harmoniczną całość. Punktami najbardziej przykuwającymi wzrok są zaś niewątpliwie jej oczy, otoczone gęstym wieńcem długich rzęs, rzucających na jej kości policzkowe wierzbowe cienie, nadające jej twarzy subtelnego powabu. Duże, o migdałowym kształcie, z zewnętrznymi kącikami uniesionymi do góry, czystych, chłodnych błękitnych tęczówkach. Rzucające twarde, przeszywające spojrzenia. Mówi się, że oczy są obrazem duszy - i w jej oczach można dostrzec wszystko; trzeba się tylko przyjrzeć. A mało kto to robi, będąc wystarczająco urzeczonym powierzchownym wrażeniem. Jej cudną twarz okalają białosrebrzyste pukle zdrowych, lśniących włosów, sięgających dziewczynie niemal do krzyża. Falują delikatnie w rytm jej lekkich, miękkich, kocich kroków pełnych niewypowiedzianej gracji. Zawsze wyprostowane plecy i dumnie uniesiony podbródek oraz wypięta pierś nadają jej postawie elegancji i arystokratycznej wyższości. Wrażenie to potęguje jej mocny, zdecydowany, głęboki głos chłodnej barwy i czysty, dźwięczny śmiech, który równie doskonale wyraża radość co mściwą satysfakcję. Z całej jej postawy bije niezwykła, eteryczna aura, którą z pewnością może zawdzięczać krwi wili płynącej w jej żyłach. Wiele by dała, by nie roztaczać wokół siebie takiego wrażenia, które nie jest burzone przez nawet największe potknięcie. Niezdarność u niej odbierana jest jako "urocza", aniżeli "zawstydzająca" i "niepoważna". Zawsze unosi się za nią krystaliczny, mocny, ostry zapach konwalii. Temat: Re: Sala starożytnych run Sob 30 Sty 2016, 12:57 | |
| Morrigan po raz kolejny powstrzymała się od westchnięcia. Niezbyt dobrze świadczyło to o otaczających ją ludziach, ale właściwie prawie zawsze, kiedy musiała spędzać czas z innymi, miała ochotę jęczeć cierpiętniczo, albo z poirytowaniem przewracać oczami, bo tak właśnie działali na nią ci wszyscy wokół, których najczęściej może i nie mogła nazwać bandą idiotów, ponieważ nierzadko nie można było odmówić im inteligencji, jednak nie zmieniało to faktu, że ciężko jej było z nimi wytrzymać. Wydawałoby się, że to wszystko wynika z jej wewnętrznej frustracji spowodowanej niemożnością wyrażania siebie. Prawdopodobnie tak właśnie było i nie mogła, a nawet nie chciała, nic na to poradzić. Zamiast tego ugłaskiwała w sobie swoje buntownicze zapędy, wzmagając poirytowanie i złość, ale zachowywała się nienagannie. Przynajmniej na lekcjach. Kiedy Kaylin zapytała, czy ktoś jeszcze wykonał pracę dodatkową, Black po prostu z gracją podniosła rękę i gdy tamta podeszła, wręczyła jej świstek papieru, którego zawartość była niewspółmiernie bardziej wartościowa, niż to, na jaki wyglądał. Następnie dziewczyna zastosowała się do polecenia profesora numerologii i otworzyła podręcznik, choć dla niej był pozycją nieciekawą i prawdopodobnie za mało zaawansowaną. - Tur nie zachodzi swoich wrogów od tyłu - rzuciła Ślizgonka znad książki otwartej na wspomnianej przez profesora stronie, zanim zdążyła ugryźć się w język. Jednak ignorancja wyzwalała w niej ukryte głęboko pokłady gniewu i wzmagała ochotę, by wszystkich pozabijać. A w szczególności tego, kto się ową ignorancją wykazał. Hennessy najwyraźniej nie tylko nie wiedziała, czym był tur, ale również czym była Uruz. Co ona tu w ogóle robiła? - Uruz dodaje mężczyznom odwagi, sprzyja ludziom zagubionym, pomaga odnaleźć właściwą drogę... Symbolizuje siłę. Nie ma zatem mowy o ataku zza pleców - dodała miękko, chcąc złagodzić wydźwięk swoich poprzednich słów (przez wzgląd na nauczyciela, oczywiście), dalej nie odrywając wzroku od liter podręcznika, choć znała go niemal na pamięć. Nie dość, że w zeszłym roku też miała te zajęcia, to starożytne runy były czymś, co ją interesowało, toteż poświęcała im trochę swojego wolnego czasu. Nie wiedziała, czy nie zostanie zganiona za wcięcie się w rozmowę między Toddem a profesorem Bułhakowem, ale niewiele ją to obchodziło. Najczęściej w ogóle się nie odzywała, chyba że wprost zapytana przez nauczyciela, bo nie chciała robić z siebie drugiej Wittemore, ale kiedy ktoś plótł tego rodzaju głupoty, rzadko kiedy dawała radę się powstrzymać. W ogóle należała do osób, które najpierw robią, potem myślą, ale robiła wszystko, by to zmienić i dopóki panowała nad sobą i nie pozwalała wziąć góry uczuciom, udawało jej się to. Teraz przynajmniej powiedziała coś sensownego, choć ubogiego - nigdy jednak nie rozwodziła się nad odpowiedzią, analizując i przedstawiając wszelkie aspekty, bo uważała to za popisywanie się przed nauczycielem, a nie przepadała za tym. Wolała uderzyć w samo sedno, czyniąc swoją wypowiedź krótką, ale treściwą.
|
Vakel Bułhakow Dyrektor Hogwartu, Opiekun Hufflepuffu, NumerologDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Olcha, 13 cali, włókno z pachwiny nietoperza, mało giętkaOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Finite, Bąblogłowy, Expeliarmus, Protego, Drętwota, Lumos, Nox, Depulso, Everte Statum, Immobilus, Repirifage, Accio, Alohomora, Colloportus, Chłoszczyść, Acetabulum Lava, Bombarda Maxima, Constant Visio, Erecto, Oculus Reparo, Quietus, Siccum, Wskaż mi, Pakuj, Anapneo, Anesthesia, Repariforos, Fiedfyre, Obliviate, Sectumsempra, Szatańska Pożoga, Acis Missle, Volnera Sanatur, Salvio Hexia, Upiorogacek, Avada Kedavra, Finite Incantatem, Skurge, Somno, Zaklęcie Kameleona, Repello Muggletum, Adversum, Ne Apportation, Protego HorribilisOPIS POSTACI: Wysoki, bo mierzący ponad 185 centymetrów wzrostu mężczyzna o ektomorficznej budowie ciała. Nie jest zbyt wysportowany, ale od jakiegoś czasu nad tym pracuje. Mimo tego sprawia wrażenie lekko wychudzonego. Ciało Bułhakowa, głównie plecy, uda i pośladki pokryte są szeregiem szpecących je blizn, będących nieprzyjemną pamiątką po rodzinnym domu. Pomimo wielu okazji ku temu nie usunął ich nigdy, być może po to, aby przypominały mu wydarzenia, które go ukształtowały. Włosy ma brązowe. Charakterystyczną dla nich jest niesforna, opadająca na oko grzywka, w chwilach stresu często przez niego przeczesywana. Oczy szarozielone. Posiada wszystkie cechy wyglądu, które powinny składać się na typowego paszczura - ziemniaczany nos, wyjątkowo jasne i rzadkie brwi, idealny do rozgniatania orzechów, perfekcyjnie kwadratowy podbródek i wiecznie zdenerwowane spojrzenie, a mimo tego z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu rozkochał w sobie niejedną pannę. (Może to prawda, że kobiety podświadomie lecą na złych facetów?) Zawsze wyjątkowo czysty, zadbany i schludny. Dba o swój wizerunek. Nosi się w drogich, szytych na miarę ubraniach. Roznosi wokół siebie przyjemny zapach kwiatowej woni, czasami wymieszany z kadzidłem lub świecami do medytacji. Na pierwszy rzut oka widać, że jest bogaty, a przynajmniej na takiego pozuje i wychodzi mu to zadziwiająco dobrze. Temat: Re: Sala starożytnych run Sob 30 Sty 2016, 20:37 | |
| Już miał zacząć rozgadywać się o sensie istnienia, wpływie run na marcujące się koty i nie robieniu ruchów dłutem do siebie, kiedy odezwał się Todd. Hugo Todd. Był Vakelowi znany, bo kojarzył większość osób z rocznika swojego najukochańszego pupilka. Nie uczęszczał jednak na numerologię, ani nie znajdował się w Hufflepuffie, więc ich wspólny kontakt ograniczony był główne do mijania się na korytarzu. Lubił Krukonów. Bardzo lubił Krukonów. Za otwartość umysłu, za pomysłowość, za to, że w większości przypadków wiedzieli jak się zachować. - Minus pięć punktów dla Ravenclawu. - powiedział beztrosko, odnotowując sprawę w swoim dzienniku. - To jest lekcja, a nie pogawędka, panie Todd i wymagam na niej podniesienia ręki przez ucznia, kiedy chce się wypowiedzieć, a nie wtrącania mi się między wiersze. To samo tyczy się reszty. - nie pozwoli gówniarzowi być bezczelnym, bo danie dzieciakom wchodzić sobie na głowę nigdy nie kończyło się dobrze. Ręką w górę. Przy wypowiedzi wstać. Tak właśnie okazywało się szacunek nauczycielom. Czerń i biel, szarość. Serce zabiło mu mocniej, bo w głowie znów ukazał się obraz Prudence. Istoty tak niezrozumiale przyciągającej, że do tej pory nie mógł pogodzić się ze zniknięciem bez pozostawienia po sobie choćby pojedynczego śladu mówiącego, że cokolwiek dla niej znaczył. Słysząc jak wiele uczniów znajdujących się w klasie zaczęło biadolić westchnął ciężko i odchrząknął w nadziei, że ich to uciszy. Nie chciał tego przeciągać, więc po sali znów poniósł się melodyjny głos młodszego z Bułhakowów. - Black i Hennesy - wam również radzę wziąć to sobie do serca. - wypowiedź Todda najwyraźniej skusiła resztę do otworzenia buźki, kiedy nie byli o to proszeni. - Runa Mannaz sama w sobie symbolizuje człowieka właśnie, można powiedzieć, że pogodzonego ze swoją naturą i rozumiejącą ją w pełni. Nikt z nas przecież nie jest idealny. Nie istnieje ideał. To wszystko zależy od punktu, z którego się patrzy. Wyjście temu naprzeciw i spojrzenie na ludzi przez pryzmat mannaz ma uświadomić nas co czyni nas takimi, jakimi jesteśmy. Wpatruj się w innych, by zrozumieć siebie i zajrzyj w głąb własnego serca, żeby pojąć poszczególne reakcje otoczenia. Runa ta pomaga również zrozumieć, że człowiek musi się rozwijać. Nie można stanąć w miejscu i powiedzieć - jestem ze sobą w pełni pogodzony, ponieważ świadczy to tylko jak bardzo zamknęliśmy swój umysł. - mówiąc to krążył po sali, pilnując, żeby ktoś znów nie wywołał niepotrzebnego zamieszania. - Uruz zaś, to w głównej mierze upór. To siła do działania. Czy tego właśnie, panie Todd, panu brakuje? Uznaje się, że talizman z tą runą dodaje nam energii i wytrwałości, ale, ku pana nieszczęściu - nie wytrwałości w pracy z nielubianym nauczycielem, a konkretnie wytrwałości w pracy, jaką się wykonuje. Runy nie są jedynie zapomnianym już przez większość językiem, czy symbolem. Oprócz zapisywania nimi inskrypcji możemy również wróżyć z nich, oraz używać talizmanów do walczenia z własnymi słabościami. Odruchowo złapał się za kieszeń, w której zwykł nosić portfel z runą petro, ofiarowanej mu przez wcześniej wspomnianą kobietę. Noś przy sobie, powinno ułatwić Ci poznanie prawdy. Mam nadzieję, że zgodnie z przeznaczeniem ją przyciągnie. Uśmiechnął się sam do siebie, bo sporo czasu zajęło mu uświadomienie sobie o co dokładnie mogło jej chodzić. Teraz, z perspektywy czasu, czuł się przez to wyjątkowo głupi. Niestety na użalanie się nad sobą było już trochę za późno. - Każdy z nas posiada w sobie coś, nad czym chciałby popracować. Runy otwierają nam drogę do poznania siebie i samorealizacji. Uśmiechnął się szerzej. - I to jest właśnie wasze zadanie. Skorzystajcie z dostępnych wam źródeł - tutaj miał na myśli nie tylko podręcznik, ale i szkolną bibliotekę - i dobierzcie znak, który wykonacie na następne zajęcia. Wykonanie własnego talizmanu nie jest proste, trzeba się do tego przygotować! Oczyśćcie umysły, odprężcie się. Znajdźcie w szkole jakieś zaciszne miejsce i... poćwiczcie wcześniej pisanie tej runy. - skoro kilka linijek alfabetem runicznym było zadaniem dodatkowym, to miał podstawy ku temu, by wątpić w ich umiejętności - Dowody spalcie. Nie, wyrzucenie ich do szkolnego kubła na śmieci nie zadziała. Musicie je zutylizować i to jeszcze przed wykonaniem wersji ostatecznej, inaczej całą waszą pracę szlag trafi. Jestem w stu procentach pewien, że załatwienie sobie odpowiedniego drewna od pani Fletcher nie będzie stanowiło większego problemu, ale zawsze możecie zgłosić się o pomoc w tej sprawie do mnie. No! - Zacznijcie już teraz! Nie traćcie czasu na gadanie w klasie, możecie zrobić to po lekcji. Na następne zajęcia przynieście gotowy talizman, albo przynajmniej próbę jego wykonania, oraz krótką notatkę tłumaczącą, dlaczego akurat tą runę wybraliśmy. Osobom zdającym w tym roku owutemy polecam się skupić, może amulet przyniesie wam szczęście na egzaminach?
|
Kaylin Wittermore Prefekt Ravenclawu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Angielski dąb, pancerz kikimory, 13 cali, sztywna. Solidna, z dosyć grubą rękojeścią. Nie jest prosta, większość różdżki jest pofalowana. Sama rękojeść ozdobiona jest grawerowaniem w drewnie, a także onyksem, który umieszczony jest na jej podstawie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: ★ Szkolne ★ ACCIO - ALOHOMORA - APERACJUM - BĄBLOGŁOWY - BOMBARDA - COLLOPORTUS - CONFUNDUS - DEPULSO - DRĘTWOTA - ENERVATE - EPISKEY - EXPELLIARMUS - GLACIUS - LUMOS MAXIMA - REDUCTO - REPARO - WINGARDIUM LEVIOSA ★ Łatwe ★ ANATISQUACK - BONUM IGNIS - CALVORIO - CHŁOSZCZYŚĆ - CONSTANT VISIO - ENTROPOMORPHIS - ERECTO - FUNEMITE - ILLEGIBILUS - IMPERTURBABLE - SICCUM - ZAKLĘCIE CZTERECH STRON ŚWIATA (WSKAŻ MI) ★ Trudne ★ FINITE INCANTATEM - PROTEGO HORRIBILIS ★ Specjalne ★ ZAKLĘCIE PATRONUSA (EXPECTO PATRONUM, FORMA BIAŁEGO KRUKA) ★OPIS POSTACI: Dosyć niska, mierząca jedynie sto sześćdziesiąt centymetrów, nie wyróżniająca się tak naprawdę niczym szesnastolatka. Drobna, można nawet pokusić się o stwierdzenie chuda dziewczyna, która z pewnością nie ma zbyt wiele siły i łatwą ją pociągnąć, czy popchnąć. Ostatnim razem, gdy się ważyła, waga ukazała czterdzieści osiem kilogramów, co i tak było dla niej osiągnięciem. Całkowicie przeciętna, o krótkich blond włosach, które lubią się puszyć i falować - każdy włos w zupełnie inną stronę, co sprawia, że na jej głowie prawie zawsze panuje nieład. Zawsze bardzo się stara, by mieć choć trochę elegancką fryzurę, jednak nie często jej się to udaje. Brązowe oczy kontrastują z bladą cerą, będącą oznaką przebywania przez większość czasu w budynkach, choć w wakacje zdarza się, że znajduje się na niej lekka opalenizna będąca wynikiem spędzania czasu z magicznymi stworzeniami na zewnątrz. Opala się jednak na czerwono, co nie jest szczytem jej marzeń. Ma na twarzy kilka pieprzyków, a na całym ciele poza tym jedyną skazą jest długa blizna, ciągnąca się aż od lewej strony brzucha do połowy uda. Nie ma zbyt dużej wady wzroku, jednak często można spotkać ją w okularach z czarną obwódką, gdyż w ten sposób lepiej jej się czyta. Dziewczyna nauczona została dbania o siebie, więc zawsze jest czysta i schludnie ubrana. Zdarza się, że na twarzy można dostrzec makijaż, lecz nie jest to zbyt częste. Lubi eleganckie stroje, spódnice, koszule i sweterki. Zawsze pachnie od niej kwiatową mieszanką jej ulubionych perfum. Temat: Re: Sala starożytnych run Sob 30 Sty 2016, 21:31 | |
| Zebrała wszystkie prace nie zwracając już więcej uwagi na otaczających ją uczniów. Nie obchodziło ją w sumie, czemu tak naprawdę Hennessy odrobiła pracę domową. Nie obchodziło ją także zimne podejście do wszystkiego panny Black, która nie jedną dziewczynę w swoim towarzystwie irytowała samym istnieniem. Nie, Kaylin zdawała się nie zwracać na to wszystko uwagi i po prostu egzystowała obok. Interweniowała tylko wtedy, kiedy naprawdę musiała, cały czas żyjąc jakby w równoległym wymiarze. Usiadła spokojnie na miejscu, wpatrywała się w tekst zapisany w podręczniku i przede wszystkim - nie odzywała się. Znała sposób prowadzenia lekcji przez Vakela, wiedziała też, jak drobne rzeczy były w stanie go zdenerwować. Wszyscy Puchoni i uczęszczający na zajęcia z Numerologii zdawali sobie z tego sprawę. Ale nie Todd. Gdy tylko usłyszała jego głos podniosła głowę i spojrzała na niego z niedowierzaniem. Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie odwalał, a już tym bardziej w to jego spojrzenie, które jej posłał. Jakby był święcie przekonany, że właśnie zadośćuczynił za swoje błędy i teraz będzie już tylko lepiej. Kaylin z początku próbowała mu pokazać, żeby zamknął się szybko i dał nauczycielowi mówić, jednak to nic nie dało, bo Hugo już na nią nie patrzył. Nie zdziwiły ją więc słowa Bułhakowa o ujemnych punktach, a mimo to poczuła się po prostu źle. Tyle czasu, tyle wysiłku włożyła w to, by Krukoni zdobywali jak najwięcej punktów tylko po to, by Todd jednym przyjściem uszczuplił ich pulę. Niby to tylko pięć punktów, dla Kaylin jednak była to katastrofa. Posłała koledze mordercze spojrzenie, po którym mógł się spodziewać jedynie awantury w dormitorium. Wzrok panny Wittermore mówił mu wyraźnie ukręcę ci jaja i tym razem wyglądało na to, że nie rozpędzi jej wściekłości kilkoma żartami, którymi łagodził ją do tej pory. Nie powiedziała jednak nic, dalej siedząc, jakby to zupełnie inny dom właśnie stracił punkty. Westchnęła tylko z rezygnacją i podążyła wzrokiem za nauczycielem, który zaczął się między nimi przechadzać. Mówił mądre rzeczy, jak zawsze z resztą. Wiedziała większość z tych rzeczy, bo już o tym czytała. Mimo to, pozwalała sobie na utrwalenie wiadomości, które najprawdopodobniej przydadzą jej się na egzaminach, które miała zdawać za rok. Bardziej jednak liczyła na to, że przyda jej się to w życiu. Była bowiem wielka fanką różnego rodzaju wróżenia, także z run. Praca domowa jej się spodobała. No tak, nie było w tym nic dziwnego, w końcu była tą Wittermore, która robiła wszystko. Nie, chodziło tu raczej o to, że tego typu zadania zawsze jej się podobały. Dawały coś, co mogło się przydać i musiała przyznać, że podekscytowała się możliwością stworzenia własnego talizmanu. Otworzyła więc podręcznik i zaczęła czytać dokładne charakterystyki poszczególnych run. Trudno było zdecydować się na jedną konkretną, więc postanowiła wypisać te, które jej się spodobały, by wybrać na końcu. Ansuz wydawała jej się dosyć istotna, zwłaszcza, że bardzo źle znosiła stresy związane nie tyle z egzaminami, co z przyszłością. Obawiała się jej, jednocześnie chcąc ją poznać jak najszybciej. Naskrobała jej nazwę na kartce. Przez dłuższą chwilę patrzyła na runę Ehwaz, kątem oka spoglądając na Bułhakowa, lecz potem potrząsnęła głową nie wierząc we własną głupotę. Nie, tak nie można. Isa zdawało się mieć podobne działanie do Ansuz, więc i tę runę zapisała na kartce. Kiedy już myślała, że nie znajdzie dla siebie niczego lepszego, jej oczom ukazała się runa Tiwaz, mająca dodawać odwagi. Dopisała i odłożyła podręcznik na bok, próbując najpierw opracować notatki. - Notatka napisał:
- Runa Ansuz - zmniejsza stres i uwalnia od strachu przed przyszłością lub niewłaściwymi wyborami.
Runa Isa - zwalcza niepokój i ułatwia podejmowanie własnych decyzji, a zwłaszcza trzymanie się ich do samego końca. Runa Tiwaz - dodaje odwagi i przygotowuje do nadchodzących zmian. Wybranie jednej było dosyć ciężkie, co skwitowała tylko westchnieniem. Nie musiała się spieszyć, mogła też na spokojnie popytać o kilka rzeczy profesora Bułhakowa po lekcji. Ale chciała to tak naprawdę zrobić sprawnie, szybko i... Całkowicie samemu. Nie mogła przez cały czas bazować na tym, że nauczyciel będzie stał za jej plecami i pilnował postępów. Zdecydowała więc ostatecznie. - Notatka część druga napisał:
- Runa Tiwaz jest runą, która wspiera wszelkiego rodzaju dążenia do określonego celu. Jej zadaniem jest wywoływanie, nie zawsze chcianych, ale potrzebnych zmian, które mają wnieść człowieka na wyższy poziom. Dodaje też odwagi w działaniu i jest symbolem ciężkiej pracy, która przynosi sukces. Jako talizman używana jest przez ludzi, w których życiu zachodzą różnego rodzaju zmiany, by mogli przejść je odrobinę łagodniej i potrafili się przystosować do nowych okoliczności.
Zdecydowałam się stworzyć talizman z Tiwaz właśnie dlatego, że wspiera ona zmiany i dodaje odwagi. Myślę, że właśnie takiego wsparcia potrzebuję w obecnym momencie mojego życia.
ᛏ ᛏ ᛏ ᛏ ᛏ ᛏ ᛏ ᛏ ᛏ ᛏ ᛏ ᛏ Kiedy skończyła robić notatkę zaczęła ćwiczenie pisania runy, choć prawdę mówiąc - miała ją całkiem nieźle opanowaną. Jako jedna z nielicznych zrobiła pracę domową i, nie ukrywając, wiele rzeczy szyfrowała runami w swoim dzienniku. Ćwiczenia miała więc już za sobą, mimo to nie widziała sensu w nic nie robieniu, dlatego też kreśliła Tiwaz raz po raz zapełniając stronę swojego notatnika. Tak zajęta pracą nie zwracała uwagi na nikogo i nic, nawet na chwilę nie spoglądając w stronę nauczyciela.
|
Morrigan Black Kapitan i szukający Srebrnych Wiwern, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Akacja, pióro z ogona feniksa, 14 i 3/4 cala, niezwykle giętka. Ciemna i cienka, szorstka, matowa, absolutnie nieelegancka - lekko zakrzywiona, surowa. Jedynymi zdobieniami są żłobione w niej runy i znaki oraz duży szafir umieszczony w jej nasadzie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Expelliarmus, Verdimilous, Protego, Riddiculus, Petrificus Totalus, Avifors, Reparifarge, Accio, Alohomora, Finite, Wingardium Leviosa, Slugus Eructo, Jęzlep, Oculus Lepus, Obscura, BaubillousOPIS POSTACI: Nieskazitelna perfekcja. Tak w dwóch słowach mogłaby opisać Morrigan osoba widząca ją po raz pierwszy. Perfekcyjne włosy, perfekcyjne ciało, perfekcyjny uśmiech, perfekcyjne ubranie i perfekcyjne stopnie. Obiektywnie patrząc - niczego jej nie brakuje, skromnie mówiąc. Choć może jest zbyt niska, bo mierzy ledwie sto sześdziesiąt centymetrów, fakt ten znika tłumiony przez szereg jej innych zalet. W prezencie od matki natury dostała wszak cudowną figurę, o którą nic a nic nie musi dbać. Może poszczycić się łabędzią szyją, wąskimi ramionami i klatką piersiową, biustem jędrnym, niezbyt dużym, ale i nie takim, który można by było nazwać małym; wąską talią, płaskim brzuchem, szerokimi biodrami, okrągłymi, pełnymi pośladkami, długimi, zgrabnymi nogami, kobiecymi dłońmi z delikatnymi, smukłymi palcami zakończonymi zadbanymi paznokciami. Jest też śmigła i gibka. Jej porcelanowej cery zazdrości niejedna dziewczyna. Tylko nieliczni przyglądają się na tyle, by dostrzec rysujące się wyraźnie pod jej bladą skórą żyły - na ramionach, klatce piersiowej, udach i nadgarstkach. Większość jest zbyt zajęta podziwianiem jej twarzy, która niezaprzeczalnie należy do urodziwych. Cera bez skazy, wysokie czoło, prosty, wąski nos z małym końcem, szczupłe policzki łatwo oblewające się rumieńcem, pełne, delikatne i wydatne, malinowe usta rozciągnięte w tajemniczym, zadziornym uśmieszku, zdolne nie tylko do ułożenia się w tysiące różnych grymasów i charakterne, ostre brwi - komponujące się w jedną, harmoniczną całość. Punktami najbardziej przykuwającymi wzrok są zaś niewątpliwie jej oczy, otoczone gęstym wieńcem długich rzęs, rzucających na jej kości policzkowe wierzbowe cienie, nadające jej twarzy subtelnego powabu. Duże, o migdałowym kształcie, z zewnętrznymi kącikami uniesionymi do góry, czystych, chłodnych błękitnych tęczówkach. Rzucające twarde, przeszywające spojrzenia. Mówi się, że oczy są obrazem duszy - i w jej oczach można dostrzec wszystko; trzeba się tylko przyjrzeć. A mało kto to robi, będąc wystarczająco urzeczonym powierzchownym wrażeniem. Jej cudną twarz okalają białosrebrzyste pukle zdrowych, lśniących włosów, sięgających dziewczynie niemal do krzyża. Falują delikatnie w rytm jej lekkich, miękkich, kocich kroków pełnych niewypowiedzianej gracji. Zawsze wyprostowane plecy i dumnie uniesiony podbródek oraz wypięta pierś nadają jej postawie elegancji i arystokratycznej wyższości. Wrażenie to potęguje jej mocny, zdecydowany, głęboki głos chłodnej barwy i czysty, dźwięczny śmiech, który równie doskonale wyraża radość co mściwą satysfakcję. Z całej jej postawy bije niezwykła, eteryczna aura, którą z pewnością może zawdzięczać krwi wili płynącej w jej żyłach. Wiele by dała, by nie roztaczać wokół siebie takiego wrażenia, które nie jest burzone przez nawet największe potknięcie. Niezdarność u niej odbierana jest jako "urocza", aniżeli "zawstydzająca" i "niepoważna". Zawsze unosi się za nią krystaliczny, mocny, ostry zapach konwalii. Temat: Re: Sala starożytnych run Nie 31 Sty 2016, 17:27 | |
| Ledwie powstrzymała się od przewrócenia oczami, kiedy usłyszała tak jej znaną kwestię "minus ileśtam punktów". Jedynie westchnęła bezgłośnie. Coś czuła, że tak się stanie. Mogła posłuchać się swojej intuicji. Ale to by było za proste, ha. Morrigan skrzywiła się sama do siebie. Czy ona zawsze musiała wszystko sprawdzić na własnej skórze? Kiedy coś podpowiadało jej "nie, nie rób tego!", jakoś nigdy się tym nie przejmowała i najczęściej nie wychodziła na tym dobrze. Jednak popełniając błędy, nawet jeśli wciąż i wciąż te same, czuła, że żyje swoim życiem. Że jednak czegoś próbuje, a nie jest zamknięta w klatce ze swojego pochodzenia i nazwiska. Wiedziała, że profesor Bułhakow nie znosi sprzeciwu, ani wcinania mu się w wypowiedzi, ale czasem zupełnie nie mogła się powstrzymać. Na szczęście tym razem to były słowa Todda, do których bez pytania się odniosła, więc obeszło się bez większego dramatu. Miała z nim numerologię, przedmiot, który nieźle szedł w parze ze starożytnymi runami i astronomią. Na piątym roku zastanawiała się nawet, czy nie dorzucić do tego wszystkiego wróżbiarstwa, ale nie dość, że nie miała daru, to nie znosiła nauczyciela. I uznała, że numerologia jej wystarczy do szczęścia. Tak naprawdę właściwie jej przyszłość zupełnie nie interesowała Black. Żyła chwilą i głównie ona się dla niej liczyła. Niemniej starożytne runy i numerologia pomagały w rozumieniu teraźniejszości i naginania jej do własnych potrzeb. A to było potrzebne. Od razu zabrała się do pracy. Zaczęła od przemyślenia swojego wyboru. Czego potrzebowała? Czy coś tak naprawdę było jej potrzebne? Miała już swój runiczny amulet - w zamyśleniu pogłaskała swoją różdżkę i wyjęła ją na wierzch, by się jej lepiej przyjrzeć, choć znała wszystkie znaki wyryte na jej powierzchni na pamięć. Były skomplikowanymi zaklęciami i sentencjami, ułożonymi w większości z podwójnych, albo nawet potrójnych bindrun. Skoro była w posiadaniu czegoś takiego, po cóż byłby jej amulet z wyrytą na kawałku drewna pojedynczą runą? Ale praca domowa to była jednak praca domowa. Postanowiła zatem zacząć od wyboru odpowiedniego drewna, o które będzie musiała poprosić potem profesor Fletcher. Najpierw pomyślała o leszczynie, ale szybko ją odrzuciła, bo nie miała problemów związanych z uczuciami. To może wierzba? Albo orzech? Tak, orzech byłby odpowiedni. Wzmagał siłę, wyostrzał inteligencję. Nie brakowało jej tych cech, ale teraz, w siódmej klasie, były jej wyjątkowo potrzebne. Black zaczęła od niechcenia przeglądać swoje notatki. Wiedziała, że może Wunjo albo Ehwaz byłyby dla niej najlepsze, bo może pomogłyby jej ze społecznymi problemami. Albo Laguz, która wprowadziłaby trochę spokoju do jej wiecznie wzburzonej duszy, rozerwanej między jednym a drugim. Ale to mogło poczekać. Teraz najbardziej pragnęła osiągnąć cele, jakie zaplanowała sobie na ten rok. A do tego najlepsza była Hagalaz. Poza tym, była dziewiątą runą w alfabecie. Numerologiczna dziewiątka symbolizuje kres pewnego okresu w życiu, u Morrigan miały to być egzaminy, koniec szkoły i tym samym rozstrzygnięcie sezonu quidditcha; poza tym pomaga usunąć to, co trudne i przeszkadzające w dalszej wędrówce przez życie - a takiego swoistego oczyszczenia również potrzebowała. Dziewczyna skrupulatnie notowała wszystkie swoje myśli, chaotycznie skacząc po kartce i rozglądając się co jakiś czas na boki, ale nie po to, by szukać inspiracji, tylko aby zorientować się, co porabiają inni i ewentualnie zmrozić kogoś wzrokiem. Chyba tylko dla zabawy.
|
Anastasia Fitzgerald Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Matowa i skromna, nie wyróżnia się na tle innych. Brak zdobień. Rdzeń z rogu jednorożca, drewno jabłoni, sztywna, 12 cali długości. Nic specjalnego.OPANOWANE ZAKLĘCIA: BĄBLOGŁOWY, EXPELLIARMUS, RIDDICULUS, PROTEGO, CONJUNCTIVITIS, DIFFINDO, ACCIO, WINGARDIUM LEVIOSA, VERDIMILIOUS, SICCUM, EBUBLIO, LEVICORPUS, OCULUS LEPUS, UTEVO LUX, SOMNOOPIS POSTACI: Średni wzrost, lekko podkrążone oczy od nadmiernego przesiadywania z książką po nocach. Właścicielka szczupłej, wątłej twarzy, którą okalają długie włosy o kolorze miodu akacjowego. Młoda Panienka Fitzgerald posiada kobiecą budowę ciała i długie włosy, ale na tym kończą się atrybuty kobiecości, którymi może się pochwalić. Skromny i konserwatywny ubiór, kłócący się poniekąd z jej pochodzeniem, przełamuje niekiedy mocniejszym makijażem i frywolnymi kapeluszami, nie mającymi jednak nic wspólnego z modą mugolską. Często próbuje zakryć całkowicie swoje ciało poprzez noszenie wyłącznie czarnych, workowatych szat. Preferuje stonowane kolory, a te pstrokate i przyciągające uwagę omija szerokim łukiem. Bardzo rzadko nosi dodatki i biżuterię, za wyjątkiem skromnego,złotego łańcuszka, z którym się nigdy nie rozstaje. Zazwyczaj wyprostowana lecz w jej kroku na próżno szukać gracji. Wiecznie zachmurzony wyraz twarzy, nieobecne spojrzenie. Czy to tylko zadumanie i wyłączenie się z realnego świata, a może to autentyczna, mroczna energia kryjąca się w jej pokrętnym umyśle i dziwnych fascynacjach? Tego nikt nie jest pewien,nawet ona sama. Temat: Re: Sala starożytnych run Pon 01 Lut 2016, 03:07 | |
| Wzdrygnęła się mimowolnie słysząc o odejmowanych punktach Krukonom. To nie tak, że sama na lekcji miała cokolwiek sobie do zarzucenia, tylko w gruncie rzeczy podobny krok utwierdził ją w przekonaniu, że Profesor Bułhakow nie był kimś, komu można było wejść na głowę. A może jedynie poczuł się nieco swobodniej w swojej skórze, bo przyszedł na zastępstwo? Kto wie, nie jej to było oceniać. Runy były interesującym przedmiotem i mimo wszystko Anastasia chętnie słuchała nowego nauczyciela. Nie rozglądała się nawet na boki w poszukiwaniu chwilowej otuchy w twarzach innych uczniów. Otuchy od monotonnego smęcenia belfra na tematy bliżej ją niefascynujące. Nic z tych rzeczy, to nie ten przedmiot. Słuchała dalej, gorliwie tworząc notatki spłodzone wyjątkowo niestarannym pismem. Runa, która miała otworzyć jej drogę do poznania siebie i samorealizacji? Dziewczyna bezwiednie uniosła brwi, tak jakby pierwszy raz w życiu zadawano jej pracę domową. Rozejrzała się po twarzach zgromadzonych lecz na próżno było szukać podobnej reakcji. Sięgnęła po zeszyt i podręcznik. Skrupulatnie przeglądała oba, wertując stronę po stronie w poszukiwaniu tej jedynej runy, tej która była jej w tamtym momencie przeznaczona. Ominęła silnie przykuwającą wzrok Berkano i przeszła dalej, do Mannaz. Kiwnęła głową, tak, Mannaz była idealna. Idealna do momentu przypomnienia sobie o Kenaz, która ostatnimi czasy mogła być jej bardziej przydatna. Anastasia nie miała sobie nic do zarzucenia w kwestii otwierania umysłu, pragnienia poszerzania wiedzy i altruizmu. Mogła co prawda zechcieć zwiększyć spektrum przytoczonych cech...Tylko po co? - Notka napisał:
- KENAZ - Amulet z runy Kenaz zapewnia ochronę przed pożarami i oparzeniami (idealnie nadaje się dla strażaków), pomaga też powstrzymać wybuchy niekontrolowanej agresji i złości.
Runa może nam służyć jako talizman - regeneruje siły, gwarantuje przypływ ogromnej weny i radości tworzenia. To runa, która pojawia się wszędzie tam, gdzie jest pasja - tworzenia, miłości, namiętności. Jest nieokiełznaną energią i witalnością, gorączką trawiącą płodny umysł. Na drugim biegunie runy Kenaz znajduje się jednak namiętność, która oznacza zdradę i skrzywdzenie kogoś bliskiego, a także niszczycielski gniew i wybuchy agresji. Kenaz była właściwie najłatwiejszą runą do zapisania. Nie było to powodem jej wybrania, choć z pewnością ułatwiało jej zadanie – Anastasia nie była najpilniejszą uczennicą w kwestiach kaligrafii i rysownictwa. Nawet jej zielnik wyglądał żałośnie. Póki co nie myślała jeszcze o wyborze drewna, nad tym jeszcze zdąży się zastanowić. Zamknęła zeszyt i książkę i niespiesznie wzięła się do ćwiczenia zapisu swojej runy.
|
Addyson Clemen Prefekt Hufflepuffu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Jawor; Włos jednorożca; 10,5OPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Expelliarmus, Finite, Flippendo Duo, Fumos, Riddiculus, Drętwota, Anatisquack, Calvorio, Accio, Alohomora, Bombarda, Glacius, Wingardium Leviosa, Descendo, Mobiliarbus, Lapifors, AnteoculatiaOPIS POSTACI: Panna Addyson Clemen urodziła się w małej wsi, ale za to w bardzo kochającej rodzinie, w której małej dziewczynce niczego nie brakowało. Jej matka, mugolka pogodziła się z myślą, że jej mąż i dzieci są czarodziejami i nigdy nie robiła im z tego powodu wyrzutów. Ojciec zaś starał się jak najlepiej wytłumaczyć swoim pociechom, że nigdy nie powinno nadużywać się czarów, a już na pewno nie w obecności mugoli. Szatynka największe problemy miała ze swoim starszym bratem, który dokuczał jej na każdym kroku, ciągnął za włosy i opowiadał straszne historię, przez które dziewczynka chowała się pod pościelą i płakała. Przez niego panicznie boi się kotów, na widok których zamiera w miejscu i oblewają ją zimne poty. W wyglądzie Addyson nie można dopatrzeć się niczego niezwykłego. Problem polega jedynie w jej wzroście. Mierzy niecałe metr pięćdziesiąt i często nie jest traktowana poważnie (w końcu kto może brać na serio dziewczynę z szóstego roku, która wzrostem przypomina pierwszoroczniaka?) Wbrew pozorom jest to zwykła nastolatka, o ładnych, piwnych oczach i czarnych, sięgających łopatek włosach z kilkoma piegami na nosie i policzkach. Jej policzki prawie zawsze są zaczerwienione, jakby sługo stała na mrozie w zimowy dzień. Temat: Re: Sala starożytnych run Pon 01 Lut 2016, 10:11 | |
| Addyson nie za bardzo interesowało odejmowanie punktów domom, o ile nie był to Hufflepuff. Jeżeli Krukoni dostali ujemne punkty, oznaczało to, że Profesorowi naprawdę nie spodobało się zachowanie Hugo. Odruchowo jednak spojrzała na Kaylin, która teraz morderczym wzrokiem wpatrywała się w Todda. Gdyby wzrok mógł zabijać, nastolatek pewnie teraz leżałby bez życia na podłodze. Szybko jednak powróciła do swojego podręcznika, uważnie śledząc zapisany tekst. Z wyborem runy nie miała najmniejszego problemu. Większe schody zaczynały się jeśli chodziło o same wykonanie, ów talizmanu. Nie miała zbytniego talentu artystycznego, a rzeźbienie w drewnie wymagało ogromnej dawki cierpliwości. Jeden niewłaściwy ruch, a cała praca może wylądować w palącym się kominku. Już na pierwszych lekcjach znała runę, która idealnie pasowałaby do jej osobowości. Runa Raidho, zawsze wydawała się jej najodpowiedniejsza dla jej osoby i właśnie dlatego, otworzyła podręcznik, na stronie, która dokładnie opisywała piątą runę alfabetu. Nie interesując się tym, co dzieje się wokół niej w spokoju zaczęła skrobać piórem po pergaminie. - Cytat :
- Runa Raidho jest runą, która zachęca do działania. Przypomina, że życie to ciągle powtarzające się cykle. Jeśli masz na początku mały problem i próbujesz go rozwiązać, życiową lekcję przepracowałeś. Jeśli zaś – poprzez strach, tchórzostwo lub brak siły – chciałeś od problemu uciec lub go zlekceważyłeś, to przygotuj się na powtórkę z lekcji, ale tym razem już znacznie trudniejszej.
Jako amulet: * chroni przed niesprawiedliwością, * zabezpiecza w podróżach, * doprowadza wszelkie sprawy do równowagi, * wprowadza pozytywne zmiany, * zapewnia ciągłość. Podkreśliła zapisany tekst, falowaną linią i zaczęła ćwiczyć pisanie owej runy. Raidho nie była runą trudną do napisania. Podobna była do "R" z tym, że bardziej kanciasta. Po zapisaniu dwóch linijek, odłożyła pióro, stwierdzając, że wystarczy.
|
Yvon Mavourneen Hennessy Pałkarz Złotych Chimer, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Prezentuje się przyzwoicie. Chociaż mierzy sobie zaledwie dwanaście cali, a z natury jest bardzo giętka, więc co za tym idzie trudna do złamania, przy niektórych zaklęciach zachowuje się nieprzyjemnie głośno. W rdzeniu umieszczony został szpon hipogryfa, całość zaś została wykonana z drewna derenia przyczyniającego się do wydawania rozpraszających świstów. OPANOWANE ZAKLĘCIA: Incarcerous, Drętwota, Relashio, Riddiculus, Bąblogłowy, Jęzlep, Salvio Hexia, Antivenenum, Linia Wieku, Protego Horribilis, Sardinus Eructo, Trantallegra, Herbivicus, Waddiwasi, Nox, Deprimo, Locomotor, Mobiliarbus, Glisseo, Bonum Ignis, Obliviate, Lapifors, Oculus Lepus.OPIS POSTACI: Siedemnastoletnie dziewczę, mierzące sobie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu o budowie wdzięcznej. Rozumiejąc przez to uwydatniony, średni ale krągły biust oraz wyraźnie zaznaczone biodra z naturalnym wcięciem w okolicy talii. Włosy, w kolorze miedzi sięgają mniej więcej do połowy pleców. Naturalnie są nieco pofalowane. Dłonie z wyraźnie zaznaczonymi kostkami, wąskimi nadgarstkami, spiłowanymi na migdałowaty kształt paznokciami. Skóra jest koloru jasnego. Wyróżnia się przede wszystkim piegami, które przybierając różne kształty, oraz odcienie koloru brązowo-pomarańczowego znajdują się w ilości nadprogramowej wszędzie. Pomiędzy jedynkami można spostrzec charakterystyczną, niedużą przerwę. Temat: Re: Sala starożytnych run Pon 01 Lut 2016, 13:07 | |
| - Cytat :
- Runa Algiz przypomina człowieka z wzniesioną głową i rękami ku górze. Wykazuje się polaryzacją aktywną. Symbolizuje poroże renifera, co kojarzy się z ochroną. Ochrona może być mienia, członków rodziny, krewnych, ale również znalezienia bezpiecznego schronienia. Noszona jako talizman, może wspaniale rozwijać moc, ustawić w środku życia. W swej tradycyjnej pozycji, umieszczona była na pomnikach nagrobnych przed datą urodzenia, a w formie odwróconej przed datą śmierci.
W wodzie – czas najwyższy wyjść z ukrycia. W ziemi – chroni przed wpływami innych. W ogniu – czas na zaplanowanie udziału w życiu społecznym. W powietrzu – nadszedł czas podjęcia decyzji bezpieczeństwa, a także pozycji. Lakonicznie sporządzona notatka dość prędko znalazła się w zeszycie, a chociaż Yvon nie była do końca pewna tego, czy właśnie taki talizman przyniósłby najwięcej szczęścia, musiała ze względu na zadanie zaryzykować – w najgorszym przypadku po prostu oddałaby swój wykonany talizman komuś innemu. Bardziej potrzebującemu. Chciała wykonać go nie tyle z drewna, co wyryć w kamieniu – ale gdzie mogłaby znaleźć odpowiedni kamień, skoro kadra się w takie nie zaopatrywała. Najchętniej wybrałaby kamień z terenów, na których żyły smoki. Podejrzewała, że nauczyciel może podważyć także jej wybór, dlatego nie pytała na zajęciach już więcej o nic. Zachowując się całkiem spokojnie, a to tylko w obawie przed stratą punktów schowała się za książką, której co prawda nie czytała, ale chciała sprawiać do zbliżającego się końca zajęć wrażenie, że zależało jej na dobrym stopniu z tegoż właśnie przedmiotu. A i było w tym trochę prawdy, bo im więcej stopni pozytywnych tym większa szansa na to, że uda się jej ostatni rok przemknąć. Wspierając Hugo mentalnie, tylko podpatrywała, czy aby przypadkiem nie postanowi się z Bułhakowem posprzeczać. Nie był taki głupi. Na pewno by tego nie zrobił. Mruknęła coś niewyraźnie pod nosem, nim nie zaczęła przerysowywać runy piórem na kartkę papieru, tuż obok notatki.
|
Vakel Bułhakow Dyrektor Hogwartu, Opiekun Hufflepuffu, NumerologDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Olcha, 13 cali, włókno z pachwiny nietoperza, mało giętkaOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Finite, Bąblogłowy, Expeliarmus, Protego, Drętwota, Lumos, Nox, Depulso, Everte Statum, Immobilus, Repirifage, Accio, Alohomora, Colloportus, Chłoszczyść, Acetabulum Lava, Bombarda Maxima, Constant Visio, Erecto, Oculus Reparo, Quietus, Siccum, Wskaż mi, Pakuj, Anapneo, Anesthesia, Repariforos, Fiedfyre, Obliviate, Sectumsempra, Szatańska Pożoga, Acis Missle, Volnera Sanatur, Salvio Hexia, Upiorogacek, Avada Kedavra, Finite Incantatem, Skurge, Somno, Zaklęcie Kameleona, Repello Muggletum, Adversum, Ne Apportation, Protego HorribilisOPIS POSTACI: Wysoki, bo mierzący ponad 185 centymetrów wzrostu mężczyzna o ektomorficznej budowie ciała. Nie jest zbyt wysportowany, ale od jakiegoś czasu nad tym pracuje. Mimo tego sprawia wrażenie lekko wychudzonego. Ciało Bułhakowa, głównie plecy, uda i pośladki pokryte są szeregiem szpecących je blizn, będących nieprzyjemną pamiątką po rodzinnym domu. Pomimo wielu okazji ku temu nie usunął ich nigdy, być może po to, aby przypominały mu wydarzenia, które go ukształtowały. Włosy ma brązowe. Charakterystyczną dla nich jest niesforna, opadająca na oko grzywka, w chwilach stresu często przez niego przeczesywana. Oczy szarozielone. Posiada wszystkie cechy wyglądu, które powinny składać się na typowego paszczura - ziemniaczany nos, wyjątkowo jasne i rzadkie brwi, idealny do rozgniatania orzechów, perfekcyjnie kwadratowy podbródek i wiecznie zdenerwowane spojrzenie, a mimo tego z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu rozkochał w sobie niejedną pannę. (Może to prawda, że kobiety podświadomie lecą na złych facetów?) Zawsze wyjątkowo czysty, zadbany i schludny. Dba o swój wizerunek. Nosi się w drogich, szytych na miarę ubraniach. Roznosi wokół siebie przyjemny zapach kwiatowej woni, czasami wymieszany z kadzidłem lub świecami do medytacji. Na pierwszy rzut oka widać, że jest bogaty, a przynajmniej na takiego pozuje i wychodzi mu to zadziwiająco dobrze. Temat: Re: Sala starożytnych run Pon 01 Lut 2016, 22:59 | |
| Żadnych pytań mu nie zadano. Niby był z nich dumny, ale w głębi duszy ubolewał. W ciszy zajął się więc własnymi sprawami - wszyscy pracowali, nikt nie hałasował. Mógł odpisać bratu swoim wspaniałym, tęczowym atramentem. Wreszcie, kiedy nadeszła na to pora uśmiechnął się szeroko i powiedział: - No, koniec zajęć! Zbierajcie się! Miłego dnia wszystkim życzę!Kończę zajęcia i wlepiam punkciki wszystkim obecnym. @Vakel Bułhakow: +20 PS, +20 PN, +40ʛ @Kaylin Wittermore: +20 PS, +15 PU, +5ʛ @Morrigan Black: +20 PS, +15 PU, +5ʛ @Anastasia Fitzgerald: +15 PS, +15 PU, +5ʛ @Yvon Hennessy: +15 PS, +15 PU, +5ʛ @Addyson Clemen: +15 PS, +15 PU, +5ʛ @Theodore Callaghan: +15 PS, +10 PU, +5ʛ @Mascius Malfoy: +15 PS, +10 PU, +5ʛ @Hugo Todd: +15 PS, +10 PU, +5ʛ, -5 punktów dla domu [koniec lekcji, sesja zakończona]
|
Temat: Re: Sala starożytnych run | |
| |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |