|
Wielka SalaIdź do strony : 1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 10 ... 15 Costi Lupei Opiekun Gryffindoru, Nauczyciel OPCMDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12 i pół cala, serce smoka, akacjaOPANOWANE ZAKLĘCIA: OPIS POSTACI: Nie jest piękny, nie wygląda sympatycznie, wkłada wiele wysiłku by utrzymać swój wizerunek, ale przecież najciemniej pod latarnią. Dwa metry, atletyczna budowa, czujne wilcze oczy, którym mało co umyka, orli nos, nieschludne krucze włosy i nieskrępowana elegancja. Nawet gdy kłania się w pas nie spuszcza z Ciebie wzroku, nawet kiedy się uśmiecha, wygląda jak głodny pies, nawet gdy się śmieje to spojrzenie wydaje się być zbyt zimne na człowieka. Temat: Re: Wielka Sala Sro 30 Mar 2016, 20:48 | |
| "Jak zwykle spóźniony" chciało mu się rzec o samym sobie, kiedy tak wcale nieprędkim krokiem wraz z Caolanem zmierzali w stronę Wielkiej Sali. Było to jedną z wielu cech opiekuna Slytherinu, która sprawiała, że stawał mu się bliższy niż reszta grona pedagogicznego, mianowicie nie-prędkość. Tempo w jakim toczyło się życie brytyjczyka odpowiadało mu nad wyraz, a lekkość bytu, której sztukę opanowywał do perfekcji podczas swoich niekończących się batalii z okrutną rzeczywistością stawała się niejednokrotnie inspiracją do zadumy nad własnymi działaniami. Z palcami w kieszeniach, w eleganckiej białej koszuli rozpiętej lekko przy szyi, szytym na miarę garniturze w kolorze ciemnego, niemal czarnego rubinu, z tym swoim wiecznym nieładem na głowie prezentował definicję niewymuszonej elegancji w najprostszym tego zwrotu obrazie. Przy Báirseach'u mógłby wypadać jak ostatnia fleja, gdyby nie łagodny spokój i tajemniczy uśmiech błąkający mu się po twarzy. Dobrali się doprawdy wybornie, będąc na domiar wszystkiego opiekunami domów, które konkurują ze sobą bardziej niż wypadało. - Oczywiście, że są. Nie wymagają jednak ubrania nas we fraki i tańców, a bez odrobiny tortur mury tej szkoły pewnie by się zapadły. - zerknął na zdenerwowanego przyjaciela i przymknął na chwilę oczy przekraczając próg komnaty balowej. Czasem to robił, wyciszał się i otwierał oczy by zderzyć się z rzeczywistością, liznąć tego, czego doświadcza Caolán w każdej minucie swojego życia, wyobrazić sobie co to znaczy, jak ciężko to pokonać. Przepych, wystrój i bajeczność potańcówki uderzyła w niego niczym pociąg towarowy, westchnął więc na samą myśl o samopoczuciu swojego towarzysza niedoli. Słysząc jego prędki komunikat skinął jedynie głową, dotykając jego ramienia w geście wsparcia. Odprowadził go wzrokiem, jakby obawiał się, że gdzieś po drodze zacznie wrzeszczeć albo się rozpłacze, co było nieprawdopodobne i prawdopodobne zarazem, widząc jednak sprawny przechwyt łakoci pozwolił sobie zlustrować obecnych na sali. Pozwolił sobie zignorować zataczającego się Windergarde'a, uśmiechnął do pozostałych nauczycieli, których miał w zasięgu wzroku i skradł ciastko planując sprawić by dzisiejszy wieczór był dla kogoś specjalny. Liczył na to, że tym razem postanowienie to nie skończy się na specjalnym wymykaniu się chyłkiem z sali w celach ratowania psychiki Caolana. Wszyscy tacy młodzi, tacy piękni, wszyscy tak bardzo skupieni na tym ważnym dla nich wieczorze. Wyłowił wzrokiem swoich gryfonów, doglądając czy im koszule nie wystają z gaci (przecież zaraz machnąłby różdżką doprowadzając ich do porządku), na swoje przepiękne gryfonki w ich balowych sukniach, dumny był niezmiernie z Yvone, że zdecydowała się swojej porażki na Klubie Pojedynków nie wlec za sobą niczym żałobnego trenu i zmierzyć się z dzisiejszym wieczorem. To w końcu jej wieczór, ostatni rok w szkole, niezapomniane chwile. Z powodzeniem zignorował towarzyszącego jej blondyna, gdyż sama myśl o Adarze była cierniem w jego sercu. Od kiedy została dyrektorką Lupei wycofał się w cień, obserwując ją i pilnując jej jak na stróża przystało - zarazem znacznie ochładzając ich relacje. Wszystko czego było jej teraz trzeba to cygana z szemraną przeszłością na karku. Obrócił się z wolna sięgając po kolejnego smakołyka i zaczął przechadzać między uczniami, chwaląc kreacje panien i gratulując dżentelmenom wspaniałych partnerek. Tak przecież powinien zachowywać się pedagog! A on przecież był pedagogiem. Nie?
|
Vakel Bułhakow Dyrektor Hogwartu, Opiekun Hufflepuffu, NumerologDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Olcha, 13 cali, włókno z pachwiny nietoperza, mało giętkaOPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Finite, Bąblogłowy, Expeliarmus, Protego, Drętwota, Lumos, Nox, Depulso, Everte Statum, Immobilus, Repirifage, Accio, Alohomora, Colloportus, Chłoszczyść, Acetabulum Lava, Bombarda Maxima, Constant Visio, Erecto, Oculus Reparo, Quietus, Siccum, Wskaż mi, Pakuj, Anapneo, Anesthesia, Repariforos, Fiedfyre, Obliviate, Sectumsempra, Szatańska Pożoga, Acis Missle, Volnera Sanatur, Salvio Hexia, Upiorogacek, Avada Kedavra, Finite Incantatem, Skurge, Somno, Zaklęcie Kameleona, Repello Muggletum, Adversum, Ne Apportation, Protego HorribilisOPIS POSTACI: Wysoki, bo mierzący ponad 185 centymetrów wzrostu mężczyzna o ektomorficznej budowie ciała. Nie jest zbyt wysportowany, ale od jakiegoś czasu nad tym pracuje. Mimo tego sprawia wrażenie lekko wychudzonego. Ciało Bułhakowa, głównie plecy, uda i pośladki pokryte są szeregiem szpecących je blizn, będących nieprzyjemną pamiątką po rodzinnym domu. Pomimo wielu okazji ku temu nie usunął ich nigdy, być może po to, aby przypominały mu wydarzenia, które go ukształtowały. Włosy ma brązowe. Charakterystyczną dla nich jest niesforna, opadająca na oko grzywka, w chwilach stresu często przez niego przeczesywana. Oczy szarozielone. Posiada wszystkie cechy wyglądu, które powinny składać się na typowego paszczura - ziemniaczany nos, wyjątkowo jasne i rzadkie brwi, idealny do rozgniatania orzechów, perfekcyjnie kwadratowy podbródek i wiecznie zdenerwowane spojrzenie, a mimo tego z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu rozkochał w sobie niejedną pannę. (Może to prawda, że kobiety podświadomie lecą na złych facetów?) Zawsze wyjątkowo czysty, zadbany i schludny. Dba o swój wizerunek. Nosi się w drogich, szytych na miarę ubraniach. Roznosi wokół siebie przyjemny zapach kwiatowej woni, czasami wymieszany z kadzidłem lub świecami do medytacji. Na pierwszy rzut oka widać, że jest bogaty, a przynajmniej na takiego pozuje i wychodzi mu to zadziwiająco dobrze. Temat: Re: Wielka Sala Sro 30 Mar 2016, 23:04 | |
| Z minuty na minutę sytuacja przekraczała granice wszelkiej przyzwoitości, a w Bułhakowie zbierały się tak wielkie pokłady irytacji, że do spisu atrakcji dzisiejszego wieczoru dopisane zostały dekapitacja profesora Widergarde i obserwowanie rozrywania jego zwłok przez testrale na oczach przerażonych uczniów i rodziców. Czy ten mężczyzna sobie właśnie z nich wszystkich kpił? Jakim prawem osoba, która sama zgłosiła się do ekipy przygotowawczej mogła tak mocno zawieść an takim istotnym polu jak punktualność? Niepewnie oparł się o cholerną ławeczkę z urną i próbował opanować targające nim wewnątrz emocje, błagające go o ujście w postaci demolowania sali balowej. Wtedy, czego nie będzie mógł darować sobie przez następny miesiąc, ze wszystkich bodźców jakie mogły wpłynąć na jego samopoczucie... uspokoił go stabilny i ciepły głos Hugh Frasera. Odchrząknął, odwracając spojrzenie w jego stronę, po czym dość chaotycznie przesunął nim po sali w celu wyłapała z niej Wittermore. Stała tam, rozmawiając z kolegą, którego mentalnie wrzucił do worka tych absolutnie dla niego neutralnych i skinął głową. - Hugh, ona nosi takie sukienki po domu. - stwierdził jakby z nutą rozczarowania w głosie. Wyglądała ślicznie w swojej prostocie, ale Bułhakow nie był typem mężczyzny, który taki typ urody doceniał. Jego wzrok i sympatię przyciągała w tym momencie Morrigan Black, gwiazda dzisiejszego wieczoru i, jak sądził - przyszła królowa tego balu, bo naprawdę niewiele dziewcząt było w stanie prześcignąć ją w czymkolwiek. Zawiesił na niej wzrok, właściwie już w pełni świadom tego, że gdyby wszechświat się zachwiał i uczęszczał by do Hogwartu w jej roczniku, to dołożyłby wszelkich starań, żeby znajdować się u jej boku zamiast tego dwumetrowego terminatora. Ale tak przecież nie było i nie będzie. Wpatrując się w Morrigan w pewnym momencie przestał myśleć o niej, a zaczął o swoim pupilku naczelnym i zdał sobie sprawę z tego, że w przyszłym roku, nie w tym, ale przyszłym, chciałby, aby to Wittermore lśniła jak mały diament pośród tłumu, w najpiękniejszej sukni i fryzurze... i gdzieś na kolii z cyrkoniami zdał sobie sprawę z tego, że fantazjuje o kupowaniu jej drogich prezentów, w których pokazuje się publicznie, więc zrobił skwaszoną minę i stwierdził, że skoro i tak nie ma nic lepszego do roboty, to porozmawia z prawdopodobnie najlepszym nauczycielem jakiego Hogwart w tej chwili posiadał. Jak on go nienawidził! - Czy ty w ogóle widziałeś dzisiaj Charlesa? - zapytał spokojnie, po czym westchnął, bo jak na zawołanie wtoczyła się do środka para najlepszych przyjaciół, których relacji pojąć nie potrafił nigdy, a miał romans z własnym bratem. Aż mu się włos zjeżył na głowie, kiedy usłyszał swoje nazwisko, bo ani tego nie planowali, ani nie miał ochoty dzielić się z nikim tą nowiną w wieczór balowy mający być imprezą dla młodzieży. O ile lubił wciskać się wszędzie, gdzie tylko było można, to zależało mu również na stosownej opinii i poczuciu, że współpracując z nim mamy do czynienia z profesjonalistą, a nie pierwszym-lepszym przyjezdnym ze Stanów Zjednoczonych. Szybkim ruchem przeczesał oklapłe kłaki, bo wpatrujące się w niego rzędy niewieścich oczu trochę przytłaczały, po czym krokiem dość szybkim udał się w stronę podestu. Miał jakieś 50 sekund na ułożenie w głowie przemowy. Wstępnie odrzucił dzielenie się chęcią pozbawienia kogoś życia. - Drodzy zebrani - zaczął i błyskawicznie poczuł, że teraz już wie jak to jest być naczelnym komuchem, czego współczuł Adarze przez ostatni rok - nawet nie wyobrażacie sobie jak wielkim honorem jest dla mnie otwieranie dzisiejszego balu i uważam, że w mowach moich poprzedników zawarte zostały słowa najważniejsze i najpiękniejsze, dlatego postaram się moją wypowiedź ująć w formie skróconej. - tu posłał rozbawione, choć w głębi duszy mordercze spojrzenie w stronę tłumu, z którego dobiegły wcześniej wysoce niestosowne słowa - Najmilsi mi uczniowie klas siódmych, z którymi siłą rzeczy spędziłem najwięcej czasu - wyglądacie dzisiaj przepięknie i mam nadzieję, że wasz ostatni bal w Hogwarcie dostarczy wam niesamowitych wrażeń i osłodzi wam oczekiwanie na dni, kiedy to przekroczycie ten symboliczny próg dojrzałości. Jestem całkowicie pewien, że poradzicie sobie na tegorocznych owutemach i nie mówię tego tylko po to, by wybić wam z głowy przesądy dotyczące musu złapania dyrektora za kolana, żeby nie dostać na świadectwie żadnego trolla. Niech to będzie dla was i dla nas wszystkich wieczór niezwykły, który będzie warto pamiętać na długie, długie lata. Życzę każdemu na sali wspaniałej zabawy i zapraszam przyszłych absolwentów do odtańczenia pierwszego tańca. A z dwoma panami spóźnialskimi, którzy nic nie zrobili sobie z przemów i bezczelnie podczas nich gadali porozmawia sobie później. Nie, nie będzie to przyjemna wymiana zdań.
|
Niosący Naukę NPC
Temat: Re: Wielka Sala Czw 31 Mar 2016, 00:00 | |
| Kilka osób zachichotało z dowcipu, reszta odetchnęła z ulgą po skończonej przemowie, bo trochę ich przeraziło to, że ten staruch próbował być śmieszny, ale ostatecznie nikt na to, że trzeba się rozstąpić, by dać miejsce tańczącym dzisiaj walca nie narzekał. Nie obyło się bez wzruszeń kilku matek z rady rodziców, kiedy to osoby z rocznika siódmego, wraz z opiekunami domów znalazły się w centrum sali. Fraserowi przypadła para z Krukonką Lysandrą Lovegood, Báirseachowi ze Ślizgonką Davin Greengrass, Lupeiowi z Gryfonką Antigone Hennessy, a Bułhakowowi z Puchonką i Prefektą Naczelną Esme Fawley. Reszta, rzecz jasna, tańczyła z osobą, którą zaprosiła. Był to rok na tyle wyjątkowy, że żadne z nich na bal nie przyszło samo, więc oprócz tradycji w postaci tańca z opiekunami nie było potrzeby wplatania w to większej ilości dorosłych. Po sali poniosła się muzyka, a tak mocno krytykujące wszystko panny z klas młodszych poczuły silne łomotanie serca i całkowicie zamilkły, podziwiając starsze koleżanki.
|
Ururu Marquez Ścigający Srebrnych Wiwern, Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 13 cali, elastyczna, włos z głowy wili, sosnaOPANOWANE ZAKLĘCIA: Szkolne: Finite, Enervate, Cave Inimicum, Expelliarmus, Homenum Revelio, Protego, Diffindo, Verdimilious, Alohomora, Avifors, Mimble Wimble, Confunduf, Aquamenti || Łatwe: Trucido, Repleo, Multifors, Aranaea || Trudne: Aranaea Language, Verum de scriptisOPIS POSTACI: Ururu jest chłopcem przeciętnej budowy. Ani specjalnie chudy, ale pulchnym też go nie można nazwać. Mięśni również nie ma specjalnie zarysowanych... Po prostu taki średni. Wzrostu metr sześćdziesiat dziewięć i pół. Włoski całkiem grube, lecz szorstkie. Mają odcień... szarawy. Czy to farba? Czy tak kończy się niepotrzebny stres w zbyt młodym wieku? Obcięte niezbyt krótko, puszyste. Twarzyczka jego nieco okrąglutka, nie widać na niej typowo męskich kształtów. Taki sobie chłopczyna. Przenikliwe spojrzenie oczek w kolorze miodowo-bursztynowym, lekko zadarty nosek i... szeroki uśmiech, który nie znika prawie nigdy. Ubrany w pełny mundurek Ślizgona z idealnie zawiązanym krawatem. Nawet naukowiec musi być elegancki. Czasami nosi gogle na głowie, zazwyczaj zapomina, że je ma, dlatego na jego oczach występują stosunkowo rzadko... Temat: Re: Wielka Sala Czw 31 Mar 2016, 09:03 | |
| Yvon Hennessy. Wydawało mu się, że kojarzy. Aczkolwiek o wiele łatwiej by mu było, gdyby wiedział, jaką fryzurę miała przed okrutnym atakiem Addyson. Swoją drogą nie ukrył uśmiechu słysząc, jaka jego koleżanka może być niebezpieczna. Nigdy by jej nie podejrzewał o użycie takiego zaklęcia. Jego myśli powędrowały przez "a to można takich rzeczy używać nawet na spotkaniu klubu?" do "tylko czemu Yvon niczego z tym nie zrobiła". Ururu też nie mógł pojąć, czemu dziewczyna nie skorzystała z magii, aby odzyskać włosy. Chociaż... - ...może jej się podoba taki stan - wzruszył ramionami. Włosy w końcu czasami przeszkadzały, zwłaszcza długie. A może po prostu były w jakimś nieodpowiednim kolorze? Ale wtedy zawsze mogła przefarbować... Tak czy inaczej, długo w to nie wnikał. Swoje włosy miał w niecodziennym kolorze i czy coś z tym robił? Szczególnie, że przypominało mu to tylko o jednym... Po prostu musiał takie zostawić. To jak blizna, która pokazuje minione ważne dzieje. A nie obcinał ich krócej, bo wtedy zimno w uszy. (I nigdy nie obetnie.) Mruknął tylko jakieś "Mhm" na wspomnienie Addyson o spóźnieniu. Na bal da się spóźnić? Odnalazł wzrokiem wyznaczone cele, więc mógł odetchnąć. Chyba wszystkie ukazały się na balu. W razie czego będzie improwizował. Jak zwykle. Może nawet poprosi do tańca Morrigan Black. Wiedział, że jej jakość sięgała 9/10 (bo 10 to rodzina królewska) i nawet ktoś taki jak Ururu, zdawał sobie z tego sprawę. Ale jeszcze się zobaczy. Na razie doda ją na listę rezerwową. Ururu nie odebrał żadnego spojrzenia kierowanego w ich stronę jako "Wtf, co Addyson robi z kimś takim", bo średnio się na tym znał. (Chociaż pewnie swoją pokrętną logiką dojdzie do tego sam i przeprosi koleżankę za bycie Ślizgonem.) Nawet jakby ktoś to powiedział na głos, zapewne by zignorował, albo może spytał dlaczego ten ktoś ma takie odczucie. Ururu nie wyobrażał sobie pójścia z kimś innym na bal. Ślizgonki odpadały, bo był rasistą, a tylko z Addyson odbył dłuższe rozmowy więcej niż trzy razy. To chyba coś znaczyło. Szarowłosy odruchowo zaczął przeliczać zgromadzonych tu Ślizgonów płci męskiej. Ale raczej na balu go nie zleją. Na przemowy nie zwracał uwagi, lecz gdy zaczęły się tańce, skupił wzrok na środku sali. Będzie uważnie obserwować każdy ruch, żeby przypomnieć sobie, jak to wyglądało. Odwrócił się też na chwilę do Addyson. Chciał na początku powiedzieć coś w stylu "Patrz uważnie", ale potem przypomniał sobie o aparacie. No tak. Objął ją delikatnie w pasie jedną ręką, a drugą równie delikatnie odsuwał ludzi szepcząc "Uwaga, fotograf" przechodząc na sam początek tłumu, tuż przed powstałe miejsce dla tańczących, aby dziewczyna mogła zrobić dobre zdjęcia.
|
Yvon Mavourneen Hennessy Pałkarz Złotych Chimer, Rocznik VIIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Prezentuje się przyzwoicie. Chociaż mierzy sobie zaledwie dwanaście cali, a z natury jest bardzo giętka, więc co za tym idzie trudna do złamania, przy niektórych zaklęciach zachowuje się nieprzyjemnie głośno. W rdzeniu umieszczony został szpon hipogryfa, całość zaś została wykonana z drewna derenia przyczyniającego się do wydawania rozpraszających świstów. OPANOWANE ZAKLĘCIA: Incarcerous, Drętwota, Relashio, Riddiculus, Bąblogłowy, Jęzlep, Salvio Hexia, Antivenenum, Linia Wieku, Protego Horribilis, Sardinus Eructo, Trantallegra, Herbivicus, Waddiwasi, Nox, Deprimo, Locomotor, Mobiliarbus, Glisseo, Bonum Ignis, Obliviate, Lapifors, Oculus Lepus.OPIS POSTACI: Siedemnastoletnie dziewczę, mierzące sobie sto siedemdziesiąt sześć centymetrów wzrostu o budowie wdzięcznej. Rozumiejąc przez to uwydatniony, średni ale krągły biust oraz wyraźnie zaznaczone biodra z naturalnym wcięciem w okolicy talii. Włosy, w kolorze miedzi sięgają mniej więcej do połowy pleców. Naturalnie są nieco pofalowane. Dłonie z wyraźnie zaznaczonymi kostkami, wąskimi nadgarstkami, spiłowanymi na migdałowaty kształt paznokciami. Skóra jest koloru jasnego. Wyróżnia się przede wszystkim piegami, które przybierając różne kształty, oraz odcienie koloru brązowo-pomarańczowego znajdują się w ilości nadprogramowej wszędzie. Pomiędzy jedynkami można spostrzec charakterystyczną, niedużą przerwę. Temat: Re: Wielka Sala Czw 31 Mar 2016, 12:27 | |
| Chociaż miała ochotę zaprzeczyć, jako Fletcher był bardzo chujowym wyborem nie zrobiła tego, bo w tym iście balowym przebraniu które sprawiało, że przypominał bardziej trzaśniętą piorunem kurę, niżeli Krukona rzeczywiście nie sprawiał wrażenia wymarzonego księcia, który mógłby zająć Gryfonce więcej, niżeli chwilę. Zastanawiała się, spuszczając wzrok w okolice czubków własnych butów, a później tylko machnęła dłonią, na znak tego, że nie trzeba, że w sumie to trochę jej to obojętne, że tak naprawdę nie ma zamiaru uczestniczyć w życiu które się tu rozgrywało. - Na tańce jeszcze nie mam ochoty, a towarzyszyć nie specjalnie potrafisz. Przecież nie możemy siedzieć przy sobie, patrzeć sobie w oczy i kontemplować nad tym,że mamy ładne kształty brwi. Zgłoś się do mnie, jak znajdziesz na tej sali coś mocniejszego od soku dyniowego. - Odwróciła się do niego na pięcie, a później ruchem dłoni zmierzwiła mu niepoukładane włosy. Przewróciła oczyma, na jego następną reakcję, a później odeszła o krok. I następny, aż w końcu przeszła do innego przeciwległego stolika szukając wolnego miejsca. Usadowiła na nim zad, a później tylko wsparła dłonią policzek starając się dla Anastasii wytrzymać tu jeszcze chwilę. Słyszała w tym rozgardiaszu swoje imię, ale nie zwróciła na to większej uwagi. Wiadomym było, że w końcu zaczną o tym gadać. Na szczęście, niedługo opuści mury Hogwartu. Nie będzie musiała znosić wszystkich tych fałszywych mordek, z Clemen i Wittermore na czele. Westchnęła ciężko, niemrawo podskubując kawałek ciasta marchewkowego.
|
Alexander S. Avery Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Trzynastocentymetrowa. Sztywna. Matowa. Wykonana z solidnego wiązu, w swoim rdzeniu posiada najbardziej popularne włókno z pachwiny nietoperza.OPANOWANE ZAKLĘCIA: Reparo, Wingardium Leviosa, Alohomora, Anteoculatia, Mimble Wimble, Conjunctivitis, Enervate, Bąblogłowy, Orchideus, Brackium Emendo, Entropomorphis, Titillando, Cantis, Tentaclifors OPIS POSTACI: Młody mężczyzna, mierzący sobie metr dziewięćdziesiąt cztery. Cechuje się niewielkich rozmiarów migdałowatymi oczyma o kolorze piwnym. Zaś jego włosy, przeczesane na jedną stronę, w postaci dość gęstej grzywy, mają kolor ciemnobrązowy. Twarz jest stosunkowo szczupła, z wyraźnie zaznaczonymi kośćmi policzkowymi, odrobinę zbyt kwadratową, toporniejszą szczęką. Nos zaś jest prosty, odrobinę zadarty ku górze, bez większych widocznych skrzywień. Zazwyczaj pojawia się w czystych, wypasowanych ubraniach o przyjemnej fakturze, w dopsowanych jesienno-zimowych płaszczach, a czasem w mniej klasycznych krojach, ale w stonowanych ciemniejszych kolorach. Temat: Re: Wielka Sala Czw 31 Mar 2016, 13:21 | |
| Wspomnienie o zostaniu absolwentem mogącym poszczycić się najlepszymi wynikami nie zostało przeoczone. Oczywiście nie powstrzymał się przed porozumiewawczym skinieniem głowy, jak najbardziej doceniając uparte dążenie do wyznaczonego celu bardziej przyświecającego młodej nie aż tak próżnej Black która pomimo przyjemnego dla oka opakowania, miała w głowie coś jeszcze. Chociaż Avery często sprowadzał kobiety do poziomu słabych, usłużnych, takich które powinny wieczorami przesiadywać w kuchni to takiej dziewczyny na pewno nie zagoniłby po pierwszej kolacji do zrobienia kanapki. Roześmiał się w duchu, na myśl o tym, że na pewno za taką uwagę, rozgromiłaby go jednym nienawistnym spojrzeniem. Uważnie nasłuchiwał, wpatrywał się w wyznaczone stoły, jakoby była to misja życia której trzeba było za wszelką cenę dopełnić. - Musimy sprawiać przy tym wrażenie opanowanych. Tak jak gdybyśmy robili to każdego wieczoru. Może kiedy przywdziejemy na twarz kamienne wyrazy, wszyscy pomyślą że działamy w słusznej sprawie? Mogłabyś mnie obrzucić teraz złym spojrzeniem. Pomyśleliby, że nie zgadzam się, z karmieniem sierot, a Ty wyszłabyś na tę która chce dobrze.. Kiedy Cię już wywołają, powinnaś o tym wspomnieć. I o jednorożcach na wyginięciu. Niech im się łezka w oku zakręci. - Instruował, kiedy wiernie idąc śladami dziewczyny pochwycił w dłonie własny talerz, aby rzeczywiście nie kłopotała się z trzymaniem wszystkiego. Upewniał się, co jakiś czas, że ta nie traci równowagi kiedy schyla się po poszczególne smakołyki. On czasami jak ten kruk, który zasiadał na jej ramieniu zwykł przechylać się blisko jej ramienia, w zupełnie nieplanowany sposób osłaniając – powinien zostać agentem Wiel Błądem, albo Pai Onkiem. Wybierał wszystko w granicach rozsądku, stawiając bardziej na kolorystykę, wielkość niżeli rzeczywiście ilość.Wszystko musiało mu się ładnie zrównoważyć. Wzrokiem zlustrował część sali, a kiedy tylko natrafił na nie raz spoczywający na Morrigan wzrok przyjaciela, obrzucił go spojrzeniem typu „patrz, jak zabieram jedzenie które mogłoby być Twoje, jak kradnę łanię, o której jeszcze do niedawna mi opowiadałeś, zazdrość Ty mały frędzlu Krukoński o makaroniastych rączkach”. A kiedy przypadkiem przywiódł do siebie spojrzenie Kaylin Wittermore pomachał w jej kierunku, dyskretnie. Wiele tu było znanych twarzy, sam aż nie wiedział do kogo wypadałoby teraz podejść. Maurycy, zawsze gotowy do działań o twarzy niezmąconej złą myślą. Powinien zagłosować właśnie na niego. O tak! - Co myślisz o tym, żeby wybrać się do urny na głosowanie? Kiedy tylko nabierzemy trochę sił, na te wszystkie tańce trzeba koniecznie tam ruszyć. Trudno będzie się tam później przecisnąć. A właśnie. Chciałbym się dowiedzieć, co zamierzasz zrobić kiedy już opuścisz mury Hogwartu? Wyjedziesz? - Zagaił, kiedy trącił ją lekko ramieniem celem subtelnego skierowania na miejsce siedzące. Długo jednak nie mogli się nimi nacieszyć, ze względu na jeszcze bardziej uroczyste rozpoczęcie które wymagało jeszcze tuż przed tym nim usadowili szlachetne tyłeczki trzymania się w pionie, a także usłużnego klaskania którym wykazywali się wszyscy bez wyjątku. Mogliby spokojnie wyklaskiwać melodie u rodziny Rubika. Tańczące pary zapierały dech w piersiach. Nie miało znaczenia to, że pierwsze tańce należały do nauczycieli. Ukradkiem położył dłoń w okolicy talii Blackówny, pilnując jej w tym momencie jak tego oczka w głowie, co by nikt jej pierwszego tańca poza nim samym nie ukradł. Kiedy pary ruszyły w kierunku parkietu, adekwatnie do sytuacji porwał ją z zamiarem poprowadzenia. Zerknął na czubki jej butów, a kiedy upewnił się, że zachowywała stabilność pozwolił sobie na odetchnięcie, chwytając jej drobną dłoń.
Ostatnio zmieniony przez Alexander S. Avery dnia Sob 02 Kwi 2016, 12:51, w całości zmieniany 1 raz
|
Juan Antonio Lopez Narvae Nauczyciel Historii Magii Temat: Re: Wielka Sala Czw 31 Mar 2016, 22:23 | |
| Zaspał... po raz pierwszy w swojej karierze nauczycielskiej zaspał. Co gorsza bal miał się odbyć wieczorem, a nie rano. Dlaczego więc w ogóle tak się stało? Cóż, to dość proste. Wczorajszego dnia Narvae poprawiał prace swoich uczniów. Chciał to zrobić jak najszybciej, gdyż jak to oni niezwykle mocno prosili go o szybką poprawę. No dobrze, tak naprawdę to robili to tylko Ci, którym naprawdę zależało na tym przedmiocie, Ci, którzy wybrali go jako rozszerzenie. Juan był niezwykle dumny z tych osób, szanował ich chęć poznawania historii i starał się urzeczywistniać to pragnienie najlepiej jak potrafił. Pilnował, aby jego wykłady nie były zwykłymi, nieziemsko nudnymi wykładami. Zawsze zapewniał im jakąś "mini rozrywkę", ale co jeszcze ważniejsze mówił w sposób przystępny dla ich pokolenia. W końcu tylko tak mógł nawiązać z nimi nić porozumienia. Teraz jednak nie była pora na takie rozważania. W tej chwili musiał się jak najszybciej zebrać i udać o wielkiej sali. Naprędce ubrał strój wieczorowy, a następnie z książką w dłoni niemal pofrunął w stronę balu. W międzyczasie szybko poprawiał strój, który ku jego rozpaczy okazał się wymięty. No jakim cudem?! Przecież wyprasował go z samego rana! Niestety oświecenie przyszło bardzo szybko... położył na nich kilka prac... Cholerka, znowu nie patrzył gdzie kładzie swoje rzeczy. Przeważnie nie działo się nic złego, ale tym razem z pewnością czeka go kara, bardzo widoczna. W końcu miał się udać na "imprezę", na której będzie cała szkoła. Wszyscy zobaczą jego strój... ale kto wie, może aż tak się tym nie przejmą? W końcu jak to się mówi - wyprasuje się na ciele! Właśnie tak minęła mu droga, zdecydowanie baaaardzo szybko. Na jego szczęście dotarł tam kilka chwil przed tym, jak rozpoczął się bal. Starając się pozostać niezauważonym przemknął przy ścianie. Kiwnął głową kilku uczniom, którzy go dostrzegli, a następnie stanął przy stolikach nauczycielskich. Tam natomiast, gdy tylko rozpoczął się taniec i oczy wszystkich skupiły się na parkiecie usiadł przy najdalszym stole, przy którym nie było nikogo innego. Zerknął raz jeszcze na tańczących po czym zabrał się za czytanie. Cóż... koniecznie chciał wiedzieć, jak kończy się ta historia. Na tańce przyjdzie pora później.
|
Maurycy F. Longbottom Prefekt Gryffindoru, Ścigający Złotych Chimer, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Cyprys, 13 cali, pióro z ogona feniksa, barwiona na fioletowoOPANOWANE ZAKLĘCIA: /OPIS POSTACI: Maurycy to niewysoki, bo mierzący 172 centymetry wzrostu, wiecznie roześmiany chłopak o urzekająco słodkiej buzi. Oczy ma szarozielone, włosy brązowe, ścięte do brody, zwykle nieuczesane i roztrzepane. Do garnituru zaczesuje je za uszy. Posiada na lewym udzie znamię w kształcie serduszka. Na brodzie widoczny jest już delikatny zarost. Temat: Re: Wielka Sala Sob 02 Kwi 2016, 02:46 | |
| Mauryś zmarszczył brwi, ale nie śmiał skomentować łysiny, którą Yvon dzisiaj zaprezentowała. Niby przemawiało za tym wiele spraw mniej i bardziej sensownych, a społeczeństwo czarodziejskie od zawsze zdawało się być tym bardziej tolerancyjnym w kwestii wyglądu, ale ciężko mu było pojąć dlaczego rudzielec skazał się na taki los, skoro wystarczyło poprosić nauczycieli o eliksir lub zaklęcie ratujące z opresji. Z tegoż powodu czuł silną potrzebę wpisania Hennessy na karteczkę, niezależnie od tego, czy powodem była głupota, niechęć do kadry, czy próba manifestacji swoich poglądów politycznych*. Po prostu czuł się, jakby ten anonimowy głos wrzucony do urny miał wesprzeć ją mentalnie i wyrazić poparcie dla jej decyzji dzisiejszego wieczoru, chociaż nie miała żadnych szans na wygraną z Morrigan Black. Zachęcony do tego przez Anastazję odwrócił głowę w stronę idealnej królowej balu i przyznał przed samym sobą, że dziewczyna prezentowała się naprawdę wspaniale. Nie dziwił się temu, że pomimo przynależności do Slytherinu była stałym obiektem rozmów jego kolegów. Atrakcyjna nie tylko pod względem urody - grała również w reprezentacji jako kapitan, idealnie uczyła i miała dobry kontakt z profesorami, jakby dogadywanie się z każdym leżało po prostu w jej naturze. Wpatrywał się więc w ten chodzący ideał, w pełni świadomy ile dziewczyn na tej sali zaprzedałoby duszę, żeby móc stać się nią chociaż na tydzień. Pochylił się nad wybranką swego serca, zniżając przy tym głos do konspiracyjnego szeptu. - Morrigan naprawdę wygląda dzisiaj ślicznie. Prawie tak ślicznie jak ty. - wypalił, po czym zasłonił się wręczonym ponczem i upił łyczek, nieświadomie ukrywając w ten sposób szeroki uśmiech będący efektem ubocznym bezpośredniego zaproszenia do flirtu. Mrugnął do niej, po czym spróbował zastanowić się nad dalszą częścią anuszkowej wypowiedzi. - Dlaczego na profesora Liadonraya? - zapytał całkowicie poważnie, jakby osoby dopisujące go na kartkę miały kierować się czymkolwiek poza tym, że był w połowie kozłem i nosił przepaskę na biodrach. Żeby nie prezentować swoich genitaliów. To nawet dawało mu do myślenia w kwestii tego jak właściwie musiał wyglądać satyr całkowicie nago, ale ku jego szczęściu po prostu nie dało się przywołać do głowy obrazu roznegliżowanego nauczyciela, kiedy obok stała dziewczyna twoich marzeń. Odetchnął. - Z jego opowieści wnioskuję, że jest dość popularny wśród dziewczyn... chociaż nawet dzieląc z nim pokój nie mam pojęcia z kim idzie na bal. Odkąd wyszedłem z dormitorium, nie rzucił mi się w oczy. Cześć, Hope! I Morrigan! I... Avery. Po nazwisku to po pysku. Rodzina opowiadająca się po dwóch stronach barykady zobowiązywała. Nie mówiąc już o tym, że dwa metry i spojrzenie mordercy nie zapraszały do wspólnej pogawędki i skakania po tęczy. Na tym ploteczki się skończyły, bo przemówił ten nauczyciel, którego posądzano o składanie ofiar z młodszych uczniów nie potrafiących korzystać z liczydła i rozpoczął się walc. - Chodź, to popatrzymy sobie z bliska. - powiedział jeszcze zanim muzyka zaczęła grać, a następnie zamilkł i łapiąc ją za rękę, powolutku podprowadził przed gromadkę osób, żeby nie musieli patrzeć na nich przez tłum innych uczniów. Półgłosem, korzystając z ich bliskości zadał pytanie: - Yvon nie tańczy?
*W tym kibicowanie Widzewowi.
|
D.J. Fletcher Niepełnoletni czarodziejDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12 cali, włos wili, jodłaOPANOWANE ZAKLĘCIA: enervate, fumos, expelliarmus, conjunctivitis, gemino, reparifrage, alohomora, finite, bombarda maximaOPIS POSTACI: Jasnowłosy białas o szarym, pustym spojrzeniu, próbujący nadrobić swoją mdłość pstrymi kolorami, strojami i fasonami dobranymi zupełnie nielogicznie - choć sam uparcie twierdzi, że to przecież wszystko tak ma być. Pod ubraniami kryje kilka szpetnych tajemnic, w tym rozległą bliznę po poparzeniu. Temat: Re: Wielka Sala Sob 02 Kwi 2016, 16:26 | |
| Obserwował ją chwilę, to oceniające spojrzenie wywołało na jego ustach nikły uśmiech, kto jak kto, ale akurat jej chyba nie wypadało oceniać czyjegoś wizerunku. Chwilę zastanowienia dziewczyny poświęcił na leniwym przyglądaniu się tańczącym, zawieszając wzrok na wąskich kibiciach i umalowanych ustach. Piękne dziewczęta, laleczki, chciałby je wszystkie poprzemieniać w porcelanowe lalki i kolekcjonować gdzieś w ciemnym kącie piwnicy. - No spoko. - odpowiedział kiedy w końcu przestała kontemplować urok swoich trzewików.- Jestem pewien, że sama będziesz bawić się lepiej. Sorry za zawracanie dupy. - sięgnął po kolejny kubek dyniowego soku i odprowadził ją wzrokiem, niezbyt dyskretnie przyglądając się jej tyłkowi i odkrytym plecom. Zgłoś się? Brwi drgnęły mu lekko, co on, pies? Tik w policzku kliknął mu w głowie gdy obrócił sie w kierunku stolików z cukierkami. Mijając nauczyciela obrony przed czarną magią puścił mu bezczelne oko, bo przecież wiedział, że ten gamoń smali cholewy do jego słodkiej ciotuni. Takie złośliwe "siemasz kocie, ja wiem" i zniknął między uczniami zaskakująco prędko, jak na osobnika przypominającego papugę wśród wron. Próbował wypatrzyć Ururu, jedynego bliskiego kumpla jakiego mógł przyznać, że miał, widząc jednak, że w odróżnieniu od przegrywa jakim był on sam Marquez znalazł sobie partnerkę do tańców więc kiwnął mu jedynie głową z lekkim uśmiechem i ponownie wtopił się w tłum.
|
Graysen E. Carrow Zastępca kapitana i pałkarz Srebrnych Wiwern, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 14 cali, kieł widłowęża, winorośl, elastycznaOPANOWANE ZAKLĘCIA: OPIS POSTACI: Graysen ledwie opuścił łono swej nieszczęsnej matki Faustine, a liczne grono rodzinne, zgromadzone ściśle wokół kołyski, zawyrokowało, iż chłopiec przyszedł na świat jako idealna kalka swojego ojca. Choć podobne stwierdzenie zdawało się być w tamtej chwili niczym innym, a pieszczotliwą eksklamacją, to z biegiem lat każdy przekonał się, że Graysenowi w istocie przepowiedziano wtedy przyszłość w cieniu niedoścignionego oryginału, po którym to musiał odziedziczyć spłaszczony, wydatny nochal. Nie mógłby być gorszy od swych rówieśników, co za tym idzie, może pochwalić się wzrostem ponadprzeciętnym, sylwetką i ruchami nieskrępowanymi, acz bywa, że i chaotycznymi, zależnie od tego czy znajduje się obecnie w fazie nadpobudliwości ruchowej, czy wręcz przeciwnie, w stanie otępienia i stagnacji. Piwne kurwiki szaleństwa i błysk niepoczytalności są nieodłącznym elementem składowym spojrzenia, jakim Graysen obarcza swych rozmówców. Łagodny i spokojny, nieznęcony gwałtownym temperamentem, budzi jeszcze większe podejrzenia, wzmaga w innych lęk, iż tylko jednej małej iskierki brakuje do eksplozji niezrównoważonego pomyleńca, który to tkwi, gdzieś głęboko w nim, uśpiony za maską typowego, aroganckiego dzieciaka z porządnego domu. Coś, co kiedyś będzie nazywać się artystycznym nieładem, w obecnej erze, jest jedynie trywialnym bałaganem, bo to właśnie bałagan objął panowanie nad głową chłopaka. Nie podpatrzył ani trendów, ani kolegów z ławki, na próżno więc u niego szukać fryzury na przylizanego Włocha, on o to nie dba. Bogatą mimikę uwielbia uwydatniać w sposób ekspresyjny i nierzadko karykaturalny, emocje bowiem, i to te wszelkiego kalibru, stanowią dla Gray’a nieodwieczną zagwozdkę; są niczym puzzle pozbawione istotnych elementów układanki, których nie potrafi ułożyć. Fuzja kontrastowych emocji, niesprecyzowany i wieloznaczny ton wypowiedzi, zapewnił mu dożywotnią łatkę bezczelnego mitomana, z którego ust sączą się nieskończone ciągi łgarstw i jad fałszu. Potwierdzenie podobnego wymysłu byłoby jednakże krzywdzące dla Graysena, który w gruncie rzeczy nie jest osobą tak podłą i nikczemną, jak jego ojciec by pragnął. Z ludźmi mu nie po drodze, nie rozumie ich zamiarów, celów i motywacji. Nie utożsamia się zresztą z wieloma jednostkami, izoluje się od reszty na własne życzenie, nie będąc jednak do końca pewnym, czy jest to czymś, czego tak naprawdę pragnie. Temat: Re: Wielka Sala Nie 03 Kwi 2016, 23:26 | |
| -Widocznie jej nie zależy, tak jak zresztą na wszystkim. Nie ma już dla takiego przypadku nadziei - nie, nie ma na myśli Hope,którą to stara się tak ostentacyjnie nie obarczać samczym spojrzeniem. Swą krytyczną diagnozę oznajmia i przekręca głową, jaszczurzy uśmiech posyłając nieświadomej niczego Yvon. Nie ma między nimi bezpośredniego konfliktu, on jedynie lojalnie staje po stronie skrzywdzonej niegdyś Kaylin i ma zamiar być nieprzyzwoicie wręcz stronniczym w tej sprawie. -To pani prefekt będzie mogła wyjść wcześniej? Optymistyczne podejście. Nie wyobraża sobie opuścić partnerki i udać się do pokoju samotnie, ale nie pociesza go fakt zostania na sali do samego końca. Mógł nie iść na ten bal, wystarczająco już zdążył się wycierpieć na rodzinnych bankietach, jeszcze więcej czeka go w przyszłości. Na Merlina, czy szkoła też musiała skazywać go na podobne katusze? Nauczyciele również mało go interesują, a najmilszych dla oka profesorek nie dostrzega. Dyrektorka postanowiła nie uraczyć balu swą obecnością z czego Graysen jest cholernie… nie, on ma to w dupie, podobnie jak resztę. Fraser jako opiekun Ravenclawu boleśnie go wręcz odstręcza, latynoski piękniś jest kryptopedałem, a Bułhakow Bułhakowem i na to nie ma lekarstwa. Koniec końców tylko Báirseacha darzy większym szacunkiem, choć sam nie wie dlaczego. Może powodem jest opiekowanie się domem, do którego powinien być przydzielony i z którym tak się utożsamia? Graysenowi i Alexandrowi Tiara odprawiła niezły numer i jest przekonany, że osoba trzecia maczała w tym swe brudne paluchy. Taka pomyłka nie może się zdarzyć w podwójnej wersji, Avery i Carrowy zawsze trafiali do Slytherinu. Sześć lat, a ojciec nadal to wspomina i przeżywa boleśnie. Zabiera Wittermore na bok, w miejsce możliwie jak najmniej ogarnięte nastoletnią paniką i maciczną podnietą tańczonym walcem. Niezbyt go obchodzi taniec siódmioklasistów, nie zna ich zbyt wielu. Wyławia z tłumu kruczą Lovegood, twarz godną zapomnienia, reszta zaś to tylko przypadkowy zbiór nazwisk i facjat nieciekawych, bez wyrazu. Nudzi się, a to dopiero początek całej farsy. Łysa i osamotniona Hennessy może i by była dobrym obiektem do drwin, ale nie jest czymś czego w tym momencie szuka, dziewczętom zawsze serwuje zagrywki dużo bardziej wyrachowane i podstępne. A co tam u walecznych Gryfonów? Bingo. Swym siermiężnym, ciężkim spojrzeniem zsyła na siebie atencję kroczącego nieopodal Alexandra, po czym szybkim skinięciem głowy wskazuje na Maurycego. Uśmiecha się przy tym z drwiną, cynizmem skażając wszystko dookoła. Lustruje swą ofiarę od góry do dołu, od dawna go aż korci do zgnębienia, zmieszania z błotem Longbottoma, pieprzonego Anioła Stróża, zbawiciela i przyjaciela szlam. Pięknie się dobrali z tą idiotką Fitzgerald, ale to nie ona skradała całą negatywną uwagę Carrowa. W szkole się o tym zbytnio nie mówiło, każdy wszak miał inne problemy na głowie, ale ostatnio nasilający się konflikt tylko prężniej i bardziej intensywnie wpływa na kotłującą się w Graysenie frustrację. Ojciec go jeszcze podjudza i uczula na wszystkich stojących po przeciwnej stronie barykady. Nie jest w stanie milczeć, nie kiedy najlepszy przyjaciel tkwi w tym samym bagnie politycznych zagrywek i labiryntów bez wyjścia. Avery, kochany Avery. Wykorzystuje sytuację i widząc jak chłopak próbuje przemknąć na sam początek zbitej masy, odkleja się od miejsca zajmowanego przy Kaylin i kroczy giętkim krokiem tak, aby ich drogi się skrzyżowały. Wystarczy, że na niego wpadnie, pociągnie mało subtelnie z bara i wyszepce jakieś plugawe słowa, niby od niechcenia. -Do twarzy ci w tych falbanach Longbottom, widzę że wam się tak nie przelewa, że aż szaty musisz nosić po matce. Zasiewa w nim ziarno niepokoju, po czym znika z radaru równie szybko jak się pojawił, nie jest bowiem nastawiony na większą konfrontację. Nie teraz, musi go natchnąć pomysł, a tymczasem wraca do Wittermore, która to najpewniej nawet nie zauważyła jego chwilowej nieobecności.
Ostatnio zmieniony przez Graysen E. Carrow dnia Pon 04 Kwi 2016, 15:08, w całości zmieniany 1 raz
|
Anastasia Fitzgerald Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Matowa i skromna, nie wyróżnia się na tle innych. Brak zdobień. Rdzeń z rogu jednorożca, drewno jabłoni, sztywna, 12 cali długości. Nic specjalnego.OPANOWANE ZAKLĘCIA: BĄBLOGŁOWY, EXPELLIARMUS, RIDDICULUS, PROTEGO, CONJUNCTIVITIS, DIFFINDO, ACCIO, WINGARDIUM LEVIOSA, VERDIMILIOUS, SICCUM, EBUBLIO, LEVICORPUS, OCULUS LEPUS, UTEVO LUX, SOMNOOPIS POSTACI: Średni wzrost, lekko podkrążone oczy od nadmiernego przesiadywania z książką po nocach. Właścicielka szczupłej, wątłej twarzy, którą okalają długie włosy o kolorze miodu akacjowego. Młoda Panienka Fitzgerald posiada kobiecą budowę ciała i długie włosy, ale na tym kończą się atrybuty kobiecości, którymi może się pochwalić. Skromny i konserwatywny ubiór, kłócący się poniekąd z jej pochodzeniem, przełamuje niekiedy mocniejszym makijażem i frywolnymi kapeluszami, nie mającymi jednak nic wspólnego z modą mugolską. Często próbuje zakryć całkowicie swoje ciało poprzez noszenie wyłącznie czarnych, workowatych szat. Preferuje stonowane kolory, a te pstrokate i przyciągające uwagę omija szerokim łukiem. Bardzo rzadko nosi dodatki i biżuterię, za wyjątkiem skromnego,złotego łańcuszka, z którym się nigdy nie rozstaje. Zazwyczaj wyprostowana lecz w jej kroku na próżno szukać gracji. Wiecznie zachmurzony wyraz twarzy, nieobecne spojrzenie. Czy to tylko zadumanie i wyłączenie się z realnego świata, a może to autentyczna, mroczna energia kryjąca się w jej pokrętnym umyśle i dziwnych fascynacjach? Tego nikt nie jest pewien,nawet ona sama. Temat: Re: Wielka Sala Pon 04 Kwi 2016, 02:45 | |
| Ujadające, niespodziewane zawstydzenie zamanifestowało swą obecność na dziewczęcych policzkach pod postacią koloru wściekle różowego, jakimś cudem przebijając się przez zwartą warstwę sypkiego pudru. Odruchowo przechyliła szklankę z paskudnym ponczem, opróżniając jej zawartość jednym, krztuszącym się tchem. Kaszlnęła dosyć mało dyskretnie, wnet obracając wszystko w jedną ze stacji karuzeli śmiechu. Usłyszeć, że jest się piękniejszą od Morrigan Black! Nawet jeśli było to niczym innym, a słodkim kłamstewkiem, próbą zalotów, jak nie, żartem, to w ustach kogoś, kto wyznawał w liście swe zauroczenie i zainteresowanie jej osobą, powodować mogło tylko jedno. Onieśmielenie. -Hahaha Maurycy, jakiś ty zabawny - wyśmiała go, udowadniając tylko, że jest głupiutką trzpiotką, która za nic w świecie nie potrafi przyjąć komplementu. Flirt w jej przypadku zawsze przybierał kształt zwykłego, dziecinnego przekomarzania i to przeprowadzanego niemalże wyłącznie między platonicznymi przyjaciółmi. Kiepsko, Fitzgerald. -No bo… to ma być taki żarcik. Bo jest satyrem i… i… w sumie to jedyny powód - bąknęła pod nosem,całkiem nagle tracąc pewność siebie w kwestii swego znakomitego poczucia humoru. Pogrzebałaby swój nos na dobre w mętnym ponczu, ale napoju zabrakło, a i poprzez zapodanie nadmiaru wspomnianego, istniało niemałe prawdopodobieństwo zbyt nagłego powołania przez zew natury. Nie skomentowała części o jej gryfońskim przyjacielu, skinęła jedynie czupryną i skorzystała z chwilowej przerwy w konwersacji, aby rozejrzeć się po sali. Ku jej zaskoczeniu, nowo przybyłą osobą nie był dawno wyczekiwany Seymour, a… pan Narvae. Anastasia nie mogła pojąć, co ten facet robił w tej szkole jako nauczyciel. Nie celebryta. Model. Książę. Pan i Władca wszystkich kobiecych serc. Był prawdopodobnie najprzystojniejszym mężczyzną jakim przyszło jej kiedykolwiek ujrzeć (Fitzgerald nie była może jakoś szczególnie wybredna, ale z pewnością można uznać to za komplement) a wylądował w roli profesora ulubionego przedmiotu. Jednakże, jako przyzwoite dziewczę, nie śmiała spoglądać na niego wzrokiem innym niż pełnym uznania za posiadaną wiedzę i umiejętności dydaktyczne. Gdyby miała zastanowić się nad tym bardziej intensywnie to nic dobrego by z tego nie wyszło. Znała i słyszała o podobnych historiach już od pierwszych chwil w Hogwarcie i z podkochiwania się w belfrze nigdy nic dobrego nie wychodziło. Wyłowiła też profesora Lupeia, któremu nieoficjalnie obiecała chociaż jeden taniec. To jest, facet nic o tym nie wiedział, ale nie darowałaby sobie nie wyrwać do żwawego podrygu swego ukochanego opiekuna. Przeprowadzona przez Maurycego na sam początek gawiedzi obserwującej, z nieukrywaną ekscytacją przyjrzała się zgromadzonym na prowizorycznym parkiecie. Być może, poświęciłaby dłuższy moment na uważne zlustrowanie kreacji dziewcząt z ostatniej klasy, ale z transu wyrwał ją ciepły głos jej towarzysza. Racja, co ten wampir odwala?! Obrzuciła Yvon pytającym spojrzeniem, wzrocząc w kierunku parkietu. Przecież jeszcze chwilkę temu bawiła się z Fletcherem, gdzie on do licha się podział? Porzucił czy go przepędziła? Pogroziwszy jej paluszkiem, zmarszczyła czółko i przemówiła szeptem do chłopaka. -Najwidoczniej nie. W końcu nikt jej nie zmusi. Podsumowała swą wylewną i obfitującą w niezbędne informacje wypowiedź cichym westchnięciem. Starała się nie wgapiać tak obsesyjnie w idealną Morrigan, ani również w Antigone Hennessy, która to swą urodą mogłaby dorównać pannie Black. -Za rok to będziemy my. Podekscytowany?-zapytała szybko, tuż przed rozpoczęciem oficjalnej części balu. Oby nie zeszło im tak długo, chciała już tańczyć!
|
Nadzieja Potocka Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 12 cali, nieco giętka, włos z głowy wili, czarny orzechOPANOWANE ZAKLĘCIA: Szkolne: OPPUGNO, PORTUS, TERGEO, ENERVATE, EXPELLIARMUS, FUMOS, IMMOBILUS, PETRIFICUS TOTALUS, GEMINO, ACCIO, AQUAMENTI, FINITE, HERBIVICUS, REPARO, VENTUS || Łatwe: EBUBLIO, OBSCURO, REPLEO, ANIMO LEPORE, CANTIS, MOBILE IMAGINEM, CAPILLUS TINCTURA, DULCIUS, MELOFORS ||Trudne: MEMORIA IMAGINEM, SALVIO HEXIAOPIS POSTACI: Nadziejka o wzroście nieco większym od przeciętnej szesnastolatki, czyli jakieś takie 165. Waga... lekko poniżej normy, pomimo, że dużo je. Twarzyczka: dość okrąła i dziecięca, mały nosek, różane usteczka. Przy uśmiechu podkreślają się jej mocno policzki. Oczy zielone. Cera taka jakaś typowa dla środkowej, nieco wschodniej Europy. Dodatkowo piegi, ujawniające się bardziej latem. Brwi średniej grubości. Kasztanowe włosy bywają pofalowane, sięgają za ramiona. Czasami je spina w koczek. Grzywka samodzielnie obcięta, czasem ją zaczesuje bardziej na czoło, czasami bardziej w bok. W zależności od nastroju, nosi okulary. Nie ma specjalnie dużej wady. Uwielbia też wszelkie akcesoria do włosów, spinki, wstążki. Jej codzienne ubrania nawiązują nieco do minionych epok. Temat: Re: Wielka Sala Pon 04 Kwi 2016, 08:30 | |
| Powracając wzrokiem do profesora Bułhakowa, dojrzała wchodzących nauczycieli. Tak właściwie... to trochę chyba zbyt dużo przyszło ich spóźnionych. Uśmiechnęła się pod nosem. No, wspaniała organizacja, nie ma co. Poza tym zastanawiała się też, kiedy przyjdzie pani dyrektor. Nie wyobrażała sobie jej nieobecności. Ale może wypadło jej coś ważnego... W głowie Nadziejki nie zmieściłoby się, gdyby pani profesor po prostu w tym czasie siedziała w swoim gabinecie. Nawet, gdyby miała dużo do roboty, to nie usprawiedliwiało jej nieobecności chociażby w tej bardziej uroczystej części balu. Wbiła spojrzenie w profesora od OPCM. Chyba dawno go nie widziała. Stał obok Bułhakowa, więc mogła sobie pozwolić na zbyt długie przypatrywanie się, po czym leniwy wzrok przeniosła na swojego opiekuna, który rozpoczął przemowę. Wyszczerzyła się mocno, kiedy mówił. Trochę śmiesznie było widzieć profesora w nowej roli. Przyłączyła się do oklasków, na końcu przemowy, po czym rozpoczęto przygotowania do walca. Nim pary z siódmoklasistami zaczęły wynurzać się z tłumów ludzi, Nadziejka postanowiła znowu rozejrzeć się po sali. Dostrzegła Addyson, którą jej ślizgoński partner przepychał do pierwszego rzędu. Całkiem słodko, aczkolwiek jej oczy pragnęły zostać laserami, żeby wypalić mu tą rączkę, którą dotykał koleżankę. Właściwie dokładnie takie samo spojrzenie padło na Averego kładącego łapska na jej ukochanej kuzyneczce. No dobra, w końcu muszą iść tańczyć i trzeba się dotykać. Wybaczyła mu to, ale jak skończą to będzie dalej obserwować te pajęcze kończyny. Dobrze, że sobie poszli na parkiet, niezręcznie się jej stało przy kimś tak wysokim. Ale już po chwili utkwiła oczy w Lopezie. Tak jak Anastasia, oceniła jego wygląd na powyżej przeciętnej, ale nie miała w zwyczaju się mu dłużej przyglądać. Mimo wszystko oka na nim nie mogła zawiesić na więcej niż kilka przypadkowych sekund. Mauryś z partnerką postanowili podejść bliżej, więc uczyniła to samo. Spostrzegła również Graysena Carrowa, niebezpiecznie zmierzającego w ich stronę. Jeden z tych, którzy dokuczali jej w młodszych klasach, później się trochę uspokoił i raczej był w porządku, aczkolwiek jakoś nie miała do niego wielkiego zaufania. Chyba słusznie, bo ten zbliżywszy się do Maurycego, powiedział mu parę niemiłych słów. Oj, strzerz się Carrow. Nadziejkowe uszy wyłapały ostatnie słowa. Zrobiła troszkę gwałtowny ruch przesuwając się lekko w stronę Graysena tak, aby minimalnie o niego zahaczyć, kiedy ten odbywał swoją prędką ucieczkę z miejsca zbrodni. Niech ją zauważy i wie, że ona wie. A jak ktoś mówił coś złego o jej rodzinie, to w Nadzejce włączał się tryb niepohamowanego, aczkolwiek subtelnego dresa.
|
Kaylin Wittermore Prefekt Ravenclawu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Angielski dąb, pancerz kikimory, 13 cali, sztywna. Solidna, z dosyć grubą rękojeścią. Nie jest prosta, większość różdżki jest pofalowana. Sama rękojeść ozdobiona jest grawerowaniem w drewnie, a także onyksem, który umieszczony jest na jej podstawie.OPANOWANE ZAKLĘCIA: ★ Szkolne ★ ACCIO - ALOHOMORA - APERACJUM - BĄBLOGŁOWY - BOMBARDA - COLLOPORTUS - CONFUNDUS - DEPULSO - DRĘTWOTA - ENERVATE - EPISKEY - EXPELLIARMUS - GLACIUS - LUMOS MAXIMA - REDUCTO - REPARO - WINGARDIUM LEVIOSA ★ Łatwe ★ ANATISQUACK - BONUM IGNIS - CALVORIO - CHŁOSZCZYŚĆ - CONSTANT VISIO - ENTROPOMORPHIS - ERECTO - FUNEMITE - ILLEGIBILUS - IMPERTURBABLE - SICCUM - ZAKLĘCIE CZTERECH STRON ŚWIATA (WSKAŻ MI) ★ Trudne ★ FINITE INCANTATEM - PROTEGO HORRIBILIS ★ Specjalne ★ ZAKLĘCIE PATRONUSA (EXPECTO PATRONUM, FORMA BIAŁEGO KRUKA) ★OPIS POSTACI: Dosyć niska, mierząca jedynie sto sześćdziesiąt centymetrów, nie wyróżniająca się tak naprawdę niczym szesnastolatka. Drobna, można nawet pokusić się o stwierdzenie chuda dziewczyna, która z pewnością nie ma zbyt wiele siły i łatwą ją pociągnąć, czy popchnąć. Ostatnim razem, gdy się ważyła, waga ukazała czterdzieści osiem kilogramów, co i tak było dla niej osiągnięciem. Całkowicie przeciętna, o krótkich blond włosach, które lubią się puszyć i falować - każdy włos w zupełnie inną stronę, co sprawia, że na jej głowie prawie zawsze panuje nieład. Zawsze bardzo się stara, by mieć choć trochę elegancką fryzurę, jednak nie często jej się to udaje. Brązowe oczy kontrastują z bladą cerą, będącą oznaką przebywania przez większość czasu w budynkach, choć w wakacje zdarza się, że znajduje się na niej lekka opalenizna będąca wynikiem spędzania czasu z magicznymi stworzeniami na zewnątrz. Opala się jednak na czerwono, co nie jest szczytem jej marzeń. Ma na twarzy kilka pieprzyków, a na całym ciele poza tym jedyną skazą jest długa blizna, ciągnąca się aż od lewej strony brzucha do połowy uda. Nie ma zbyt dużej wady wzroku, jednak często można spotkać ją w okularach z czarną obwódką, gdyż w ten sposób lepiej jej się czyta. Dziewczyna nauczona została dbania o siebie, więc zawsze jest czysta i schludnie ubrana. Zdarza się, że na twarzy można dostrzec makijaż, lecz nie jest to zbyt częste. Lubi eleganckie stroje, spódnice, koszule i sweterki. Zawsze pachnie od niej kwiatową mieszanką jej ulubionych perfum. Temat: Re: Wielka Sala Pon 04 Kwi 2016, 08:58 | |
| Rozmowa o Hennessy nie do końca była tym, o czym Kaylin mogłaby w tej chwili marzyć. Niemniej, doceniała Graysena za to, że nie wyrażał się o Yvon pochlebnie. Dużo osób, wbrew pozorom, lubiło rudzielca, bądź nie wyobrażało jej sobie w roli kata, jakim była dla Wittermore przez ostatnich sześć lat. Niemniej, jeszcze kilka miesięcy i blondynka będzie mogła czuć się wolna. Zarówno od Gryfonki, jak i Black, na którą nie mogła patrzeć. Perfekcja spływająca falą z postaci Ślizgonki wywoływała w niej mdłości, na co Krukonka reagowała jedynie odwracaniem wzroku. Dlatego też pozwoliła sobie nie spoglądać w ogóle na Alexandra, który tej pannie towarzyszył. - Mam tylko nadzieję, że zda i nie będziemy musieli patrzeć na jej twarz przez następny rok. - Dodała cicho, zaciskają piąstki. Byłaby gotowa błagać nauczycieli, żeby ją dopuścili do egzaminów, byleby tylko odeszła z Hogwartu raz na zawsze. Choć fakt, wizja oblewającej rok Yvon była dosyć przyjemna i ukazywała jej niezdolność umysłową Gryfonki do czegokolwiek. - Byłoby miło, ale wolę nie robić sobie nadziei. Kto wie, co jeszcze na tym balu wymyślą. - Zaśmiała się pod nosem, choć bardzo szybko na jej twarz wróciła powaga. Przemówienie Bułhakowa nie było może interesujące, ale wsłuchała się w jego głos tak bardzo, że nie zauważyła nawet oddalającego się od niej Graysena. Patrzyła na profesora, jego mimikę, ruchy ciała. A potem patrzyła na taniec, który prowadził wraz z Prefekt Naczelną i wzdychała pod nosem. Czy chciałaby być teraz na jej miejscu? I tak i nie. Być jego partnerką jak najbardziej chciała, ale nie na oczach tylu ludzi, bo tego po prostu nie lubiła. Dopiero po jakimś czasie zorientowała się, że nie ma przy sobie Carrowa i westchnęła pod nosem. A więc została sama. I co ona miała teraz robić? Przygryzła wargę. Czy właśnie stała się łatwym celem dla osób, które szukały zaczepki? Nie, była po prostu przewrażliwiona.
|
Addyson Clemen Prefekt Hufflepuffu, Rocznik VIDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: Jawor; Włos jednorożca; 10,5OPANOWANE ZAKLĘCIA: Enervate, Episkey, Expelliarmus, Finite, Flippendo Duo, Fumos, Riddiculus, Drętwota, Anatisquack, Calvorio, Accio, Alohomora, Bombarda, Glacius, Wingardium Leviosa, Descendo, Mobiliarbus, Lapifors, AnteoculatiaOPIS POSTACI: Panna Addyson Clemen urodziła się w małej wsi, ale za to w bardzo kochającej rodzinie, w której małej dziewczynce niczego nie brakowało. Jej matka, mugolka pogodziła się z myślą, że jej mąż i dzieci są czarodziejami i nigdy nie robiła im z tego powodu wyrzutów. Ojciec zaś starał się jak najlepiej wytłumaczyć swoim pociechom, że nigdy nie powinno nadużywać się czarów, a już na pewno nie w obecności mugoli. Szatynka największe problemy miała ze swoim starszym bratem, który dokuczał jej na każdym kroku, ciągnął za włosy i opowiadał straszne historię, przez które dziewczynka chowała się pod pościelą i płakała. Przez niego panicznie boi się kotów, na widok których zamiera w miejscu i oblewają ją zimne poty. W wyglądzie Addyson nie można dopatrzeć się niczego niezwykłego. Problem polega jedynie w jej wzroście. Mierzy niecałe metr pięćdziesiąt i często nie jest traktowana poważnie (w końcu kto może brać na serio dziewczynę z szóstego roku, która wzrostem przypomina pierwszoroczniaka?) Wbrew pozorom jest to zwykła nastolatka, o ładnych, piwnych oczach i czarnych, sięgających łopatek włosach z kilkoma piegami na nosie i policzkach. Jej policzki prawie zawsze są zaczerwienione, jakby sługo stała na mrozie w zimowy dzień. Temat: Re: Wielka Sala Pon 04 Kwi 2016, 18:57 | |
| Gdyby ktoś na głos okazał swoje zaskoczenie, widząc, że dziewczyna udała się na bal z Ururu, Puchonka najprawdopodobniej schowałaby się pod stołem ze słodyczami i nie wychodziła stamtąd do momentu skończenia balu, aby bezpiecznie mogła opuścić Wielką Salę. Dopóki wszystko zatrzymywało się na dziwnych spojrzeniach, Addyson nie miała z tym żadnego problemu. Uważnie wysłuchała przemowy profesora Bułhakowa, jednak trzeba było przyznać, że nie za bardzo się tym interesowała. W czasie, gdy nauczyciel wygłaszał to co chciał, skupiła się na tym, żeby nie robić zbyt dużo zdjęć, aby błysk flesza i trzask migawki nie przeszkadzał nauczycielowi w skupieniu myśli. Chciała zrobić kilka dobrych zdjęć Vaksilijowi, aby później móc wysłać je Wittermore. Dlaczego? Sama nie wiedziała. Chciała jej zrobić niespodziankę. Tak po prostu. Objęta ręką przez Ururu, lekko drgnęła. No tak... Przemowa się skończyła i zaczęły się tańce. Przechodząc przez tłum ludzi została pchnięta przez jakiegoś barczystego Gryfona i najprawdopodobniej jej twarz miałaby twarde spotkanie z podłogą, gdyby nie Ślizgon u jej boku, o którego mogła się podeprzeć. - Przepraszam... Wybełkotała speszona, od razu oblewając się rumieńcem. Gdy w końcu znaleźli się przed tłumem, uniosła aparat by zrobić kilka zdjęć wirującym parom. Zaraz jednak spojrzała na Ślizgona, który stał obok. - Nie musisz tu stać ze mną. Znajdź sobie kogoś do walca. Powiedziała na tyle głośno, aby Ururu mógł usłyszeć ją pomimo głośnej muzyki. Chciała, aby chłopak się nieco zabawił, skoro już przyszedł na bal.
|
Ururu Marquez Ścigający Srebrnych Wiwern, Rocznik VDodatkowe informacje biograficzneAKTUALNIE POSIADANA RÓŻDŻKA: 13 cali, elastyczna, włos z głowy wili, sosnaOPANOWANE ZAKLĘCIA: Szkolne: Finite, Enervate, Cave Inimicum, Expelliarmus, Homenum Revelio, Protego, Diffindo, Verdimilious, Alohomora, Avifors, Mimble Wimble, Confunduf, Aquamenti || Łatwe: Trucido, Repleo, Multifors, Aranaea || Trudne: Aranaea Language, Verum de scriptisOPIS POSTACI: Ururu jest chłopcem przeciętnej budowy. Ani specjalnie chudy, ale pulchnym też go nie można nazwać. Mięśni również nie ma specjalnie zarysowanych... Po prostu taki średni. Wzrostu metr sześćdziesiat dziewięć i pół. Włoski całkiem grube, lecz szorstkie. Mają odcień... szarawy. Czy to farba? Czy tak kończy się niepotrzebny stres w zbyt młodym wieku? Obcięte niezbyt krótko, puszyste. Twarzyczka jego nieco okrąglutka, nie widać na niej typowo męskich kształtów. Taki sobie chłopczyna. Przenikliwe spojrzenie oczek w kolorze miodowo-bursztynowym, lekko zadarty nosek i... szeroki uśmiech, który nie znika prawie nigdy. Ubrany w pełny mundurek Ślizgona z idealnie zawiązanym krawatem. Nawet naukowiec musi być elegancki. Czasami nosi gogle na głowie, zazwyczaj zapomina, że je ma, dlatego na jego oczach występują stosunkowo rzadko... Temat: Re: Wielka Sala Pon 04 Kwi 2016, 19:20 | |
| Kiedy tak zabawiał się w bramkarza, nagle trochę szarpnęło, a może po prostu nie przewidział tak nagłego ruchu ze strony dziewczyny... Nie wiedział co się stało, ale złapał ją mocniej i umożliwił chwycenie się siebie. - Wszystko w porządku? - spytał upewniając się też, czy stoi bezpiecznie w pozycji pionowej, po czym asekurował jej przejście dalej. Z szerokim uśmiechem zatrzymał się w pierwszym rzędzie udostępniając Addyson dobry widok na tańczących. I to jeszcze jak zgrabnie to zrobił! Puścił również szybko dziewczynę chowając ręce do tyłu. Przejechał sobie dłonią po ręce, którą przed chwilą obejmował koleżankę. To było trochę dziwne uczucie. Zazwyczaj jak już miał kontakt z kobietą, była to jakaś starsza pani, z którą walcował na przyjęciach, na jakie zabierała go ciotka. Teraz trzymał niewiastę, która była czymś zupełnie innym. Taka węższa, zgrabniejsza... i ciepła. Mimowolnie pomyślał o mamie. Ale to nie był odpowiedni moment na to. Rzucił wzrokiem na ludzi tańczących pierwszy taniec. Analizował dokładnie każdy ruch i gest, żeby sobie wszystko dokładnie przypomnieć. Właściwie to przed balem sobie trochę powtórzył, ale miał kilka wątpliwości. Teraz je rozwieje i będzie mógł przejść do ćwiczenia na kobietach. - Później z tobą też zatańczę - poczylił się lekko ku niej, aby mogła go dosłyszeć. Pewnie jakiś inny młodzieniec by spytał, czy jest pewna, a potem i tak narzucał swoją obecność. Ale nie Ururu. Dla niego przekaz był jasny. Poza tym tyle razy mu mówiła, że nie lubi tańczyć. Kiedy pierwszy taniec zmierzał ku końcowi, ruszył powoli w kierunku pewnej stojącej samotnie osoby. Miał ją na liście zaraz za Addyson. - Zrobiłem pani prefekt sporo nieprzyjemności ostatnio, chyba źle odebrała pani moje uprzejmości - powiedział do Kaylin, kiedy już stał obok niej. - Chciałbym pani wynagrodzić to zapraszając do nastpnego tańca - ukłonił się jej i podał dłoń, nieco niepewnie. Któż wie, może i to uzna za obelgę. Jak żyć.
|
Temat: Re: Wielka Sala | |
| |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |